środa, 18 stycznia 2012

Taize...modlitwa jedności


Szukać Cie Chryste, to odkryć że miłowałeś nas już wtedy, kiedy jeszcze o tym nie wiedzieliśmy. A przez swoją Ewangelię dajesz nam poznać jak Cię miłować nawet w najgłębszej samotności. Szczęśliwy kto się zdaje na Ciebie. Szczęśliwy, kto do Ciebie się zbliża z ufnością serca, tym źródłem pogodnej radości (br. Roger)

  Poproszono mnie abym krótko w kilku zdaniach przybliżył historię i duchowe przesłanie   wspólnoty Taize. Tomasz Merton próbując uchwycić istotę chrześcijaństwa, napisał takie słowa: „Chrześcijaństwo to więcej niż doktryna. To Chrystus sam żyjący w tych, których zjednoczył z sobą w jednym Mistycznym Ciele. To tajemnica przez którą Wcielenie Słowa Bożego trwa i rozszerza się wśród historii świata, dociera do dusz i żywotów wszystkich ludzi Az do ostatecznego spełnienia planu Boga. Chrześcijaństwo jest zjednoczeniem na nowo wszystkich rzeczy w Chrystusie.”. Życie brata Rogera stanowiło opowieść i wielkie pragnienie wiary, aby wszyscy byli jedno w Ciele Chrystusa. Wszystko zaczęło się w wielkiej samotności, kiedy w sierpniu 1940 roku dwudziestopięcioletni brat Roger późniejszy założyciel dzieła, opuścił Szwajcarię, kraj swego urodzenia, aby zamieszkać we Francji, z której pochodziła jego matka. Od wielu lat odczuwał powołanie do stworzenia wspólnoty, która każdego dnia urzeczywistniałaby pojednanie między chrześcijanami, „gdzie życzliwość byłaby przeżywana bardzo konkretnie, a miłość znajdowałaby się w sercu wszystkiego”. Pragnął Roger, aby ta nowa wspólnota była bliska współczesności, wymogom dzisiejszych czasów i kulturze. Osiedlił się w Taize, małej burgundzkiej wiosce, w której tak naprawdę zostało zapoczątkowane dzieło, tu rozkwitło. Powstała wspólnota zakonna braci, z wielu wspólnot chrześcijańskich, powstała reguła tej wspólnoty. Od końca lat pięćdziesiątych wielu młodych ludzi zaczęło przybywać do Taize, a ich liczba wyraźnie wzrastała. Wspólnota z Taize gromadzi obecnie stu braci, katolików jak również innych chrześcijan wywodzących się ze wspólnot protestanckich, pochodzących z ponad dwudziestu pięciu różnych narodowości. Już przez samo swoje istnienie jest ona konkretnym znakiem pojednania pomiędzy podzielonymi chrześcijanami i rozłączonymi narodami. Jest to swoista szkoła tolerancji i dialogu pomiędzy chrześcijanami, poszukiwania wzajemnych korzeni, wspólnego współodczuwania, aby budować cywilizację chrześcijańskiej miłości i dobra.  Do Taize przebywają ludzie z całego świata, szczególnie młodzi, szukają odpowiedzi na nurtujące ich pytania, chcą powrócić do źródła, Chrystusa, odkrywając wiarę i chrześcijaństwo jako świeżość, radość i piękno w mocy Ducha Świętego, w sile wspólnoty którą łączy chrzest święty. Młodzi spotykają się  w czasie szczególnych dni modlitwy, aby odkrywać swoją rację istnienia sens egzystencji, życie wewnętrzne, poznawać i wybierać na nowo  Zbawiciela, po to aby dać świadectwo wiary tam skąd pochodzą. „Wszystkie dzieci Kościoła, powołane przez Ojca, aby „słuchać” Chrystusa, muszą odczuwać głęboką potrzebę nawrócenia i świętości. Wezwanie do świętości zostaje przyjęte i może być rozwijane jedynie w milczeniu i adoracji przed obliczem nieskończonej transcendencji Boga…” (Jan Paweł II Medytacja nad tajemnicą Przemienienia).      Słowa Papieża wyrażają ten duchowy głód współczesnego człowieka, gdzie próbuje się w kulturze stłumić przesłanie Ewangelii Chrystusa, w ten sposób młodzi pragną z nową jakością podjąć dzieło chrześcijańskiej przygody, wskazując na piękno wspólnoty, rozmowę z Bogiem i wspólnotę uczniów. Stało się to tradycją iż co,  roku wspólnota braci z Taize organizuje spotkania młodych w różnych częściach świata, w tym roku takie spotkanie odbyło się  w Niemczech, dokładnie w  Berlinie.  Myślę że każdy chrześcijanin ma w sobie to ogromne pragnienie jedności, ciekawość swoich tradycji, świadectwo osobistego przeżywania i doświadczania Jezusa. Chrześcijaństwo dopiero w taki sposób zrozumie się w pełni, wtedy najwyraźniej odda ducha pierwszej wspólnoty Kościoła, której komunią była troska o wzajemne dobro i miłość. Na spotkaniach młodzi ludzie długo pozostają w kościele czuwając i modląc się śpiewem kanonów, psalmów lub w milczeniu. Towarzyszy temu wyjątkowa atmosfera, dyskretnie oświetlone ikony z których wychodzą postacie Chrystusa i Jego Matki spowite blaskiem świec ukazują ikonograficzny wymiar pojednania, wymiaru tego ziemskie z porządkiem niebiańskim.
Pragnę jeszcze na koniec dołączyć wypowiedź brata Aloisa oraz List niedokończony, br. Rogera w którym przekazuje orędzie wiary i jedności, takie osobiste które sięga źródła dotykając tajemnicy Boga, którego niezwykle  mistycznie  przeżywał.

List niedokończony Brata Rogera
16 sierpnia po południu, w dniu swojej śmierci, Brat Roger zawołał jednego z braci i powiedział: „Zanotuj dokładnie te słowa!” Nastała długa cisza, Brat Roger próbował sformułować swoją myśl. Po chwili rozpoczął: „O ile nasza Wspólnota w rodzinie ludzkiej tworzy warunki, aby poszerzało się…” Tu zatrzymał się, zmęczenie nie pozwoliło mu dokończyć zdania.
Można odnaleźć w tych słowach pasję, która nie opuszczała go nawet w podeszłym wieku. Co miał na myśli, kiedy mówił „aby poszerzało się”? Być może chciał powiedzieć: uczynić wszystko, aby każdemu człowiekowi bardziej przybliżyć miłość, jaką Bóg bez wyjątku kocha każdą ludzką istotę, wszystkie narody. Brat Roger pragnął, aby nasza mała Wspólnota rozjaśniała tę tajemnicę swoim życiem, pokorną służbą. A więc my, bracia ze Wspólnoty, chcielibyśmy podjąć to wyzwanie razem ze wszystkimi, którzy wszędzie na ziemi starają się wprowadzać pokój.
W ostatnich tygodniach przed śmiercią Brat Roger zaczął przygotowywać list, który miał być opublikowany podczas spotkania w Mediolanie. Wskazał kilka tematów i kilka tekstów, do których pragnął wrócić i dalej nad nimi pracować. Zebraliśmy je, tak jak je pozostawił, aby ułożyć ten „List niedokończony”, tłumaczony na 57 języków. Jest on jakby ostatnim słowem Brata Rogera i pomoże nam iść naprzód drogą, którą Bóg „poszerzył dla naszych kroków” (Ps 18, 37).
Rozważając ten niedokończony list podczas spotkań, jakie będą się odbywały w 2006 roku tydzień po tygodniu w Taizé lub gdziekolwiek indziej na różnych kontynentach, każdy będzie mógł się zastanawiać, jak dokończyć go własnym życiem.
Brat Alois

„Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam” [1] – czym jest pokój, który daje Bóg?
To najpierw pokój wewnętrzny, pokój serca. To on pozwala patrzeć z nadzieją na świat, choć często rozdzierają go akty przemocy i konflikty.
Ten Boży pokój jest także wsparciem dla nas, abyśmy mogli z całą pokorą przyczyniać się do utrzymania pokoju tam, gdzie jest on zagrożony.
Pokój światowy jest niezbędny, by zmniejszyć ludzkie cierpienia, w szczególności, żeby dzieci były wolne od strachu i niepewności i dzisiaj, i jutro.
Święty Jan z olśniewającą intuicją w trzech słowach zapisał w swojej Ewangelii, kim jest Bóg: „Bóg jest miłością” Jeśli pojmiemy tylko te trzy słowa, zajdziemy daleko, bardzo daleko.
Co w tych słowach jest dla nas porywające? To, że znajdujemy w nich tę przejrzystą pewność: Bóg nie posłał Chrystusa na ziemię, aby kogokolwiek potępić, ale żeby każdy człowiek wiedział, że jest kochany i że może odnaleźć drogę komunii z Bogiem.
Dlaczego jednak niektórych ludzi ogarnia zadziwienie miłością i wiedzą, że są kochani, nawet hojnie obdarowani? A dlaczego inni mają poczucie, że są nie dość doceniani?
Gdyby każdy człowiek to zrozumiał – Bóg towarzyszy nam także w naszej bezbrzeżnej samotności. Mówi do każdego: „drogi jesteś w Moich oczach, nabrałeś wartości i Ja cię miłuję”. Tak, Bóg może dawać tylko swoją miłość, w tym zawiera się cała Ewangelia.
Bóg prosi i daje nam to, o co prosi, byśmy po prostu przyjęli Jego niewyczerpane miłosierdzie.
To, że Bóg nas kocha, czasem trudno przyjąć. Kiedy jednak odkrywamy, że jego miłość to przede wszystkim przebaczenie, nasze serce uspokaja się, a nawet przemienia.
I my też już umiemy w Bogu zapomnieć o bólu, który ściska serce – w Nim jest źródło, z którego można czerpać nowy zapał. Czy wiemy to na pewno? Bóg ufa nam tak bardzo, że do każdego z nas kieruje wezwanie. Jakie wezwanie? Bóg prosi, byśmy kochali tak, jak On nas kocha. Nie ma większej miłości, jak oddać samego siebie Bogu i innym ludziom.
Kto żyje Bogiem, wybiera miłość. A serce, które wybrało miłość, może promieniować bezgraniczną dobrocią. 
Życie kogoś, kto stara się kochać z ufnością, wypełnia łagodne piękno.
Kto kocha i mówi to swoim życiem, staje przed jednym z najważniejszych pytań: jak nieść ulgę w cierpieniach i udrękach tym, którzy mieszkają obok nas, i tym, którzy żyją gdzieś daleko?
Tylko – co to znaczy kochać? Czy to znaczy dzielić cierpienia najbardziej udręczonych? Tak, to jest miłość.
Czy będzie nią niewyczerpana dobroć serca i bezinteresowne zapomnienie o sobie dla innych? Tak, na pewno.
I jeszcze – co to znaczy kochać? Kochać, to znaczy przebaczać, żyć w jedności. Pojednanie to zawsze wiosna duszy.
W małej wiosce w górach, gdzie się urodziłem, obok naszego domu mieszkała liczna, bardzo biedna rodzina. Matka nie żyła. Jeden z chłopców, trochę młodszy ode mnie, często do nas przychodził, kochał moją mamę jak własną. Któregoś dnia dowiedział się, że wyjeżdżają z wioski i zupełnie nie mógł tego zrozumieć. Jak pocieszyć dziecko pięcio- albo sześcioletnie? To było tak, jakby brakowało mu niezbędnego dystansu, żeby wytłumaczyć sobie taką rozłąkę.
Krótko przed śmiercią Chrystus obiecał swoim uczniom, że zostaną pocieszeni – pośle im Ducha Świętego, który będzie dla nich wspomożycielem i pocieszycielem i zostanie z nimi na zawsze. 
W sercu każdego człowieka, także dziś, mówi cicho: „Nigdy nie zostawię cię samego, poślę ci Ducha Świętego. Nawet kiedy ogarnia cię głęboka rozpacz, Ja jestem przy tobie.”
Przyjąć pocieszenie, jakie daje Duch Święty, to znaczy w ciszy i pokoju powierzyć Mu siebie. I jeśli nawet czasem wydarzy się coś trudnego, będzie można to przezwyciężyć.
Czy rzeczywiście jesteśmy tak słabi, że potrzebujemy pocieszenia?
Każdemu zdarza się, że wstrząsną nim osobiste przeżycia lub cierpienia innych ludzi. Może to spowodować nawet zachwianie wiary i stłumienie nadziei. Odnalezienie ufności wiary i pokoju serca wymaga czasem cierpliwości do siebie samego. Istnieje ból szczególnie dotkliwy – śmierć bliskiej osoby, której może potrzebowaliśmy, by dalej iść przez ziemię. Ale i takie doświadczenie może zostać przemienione i wtedy będziemy lepiej rozumieć sens komunii.
Komuś, kto znalazł się u granic wytrzymałości, może zostać przywrócona radość Ewangelii. Bóg rozjaśnia tajemnicę ludzkiego cierpienia przez to, że przygarnia nas do siebie. I oto znajdujemy się na drodze nadziei. Bóg nie zostawia nas samych. Pomaga nam być coraz bliżej komunii, tej komunii miłości, którą jest Kościół, tak pełen tajemnicy i tak niezastąpiony…
Chrystus komunii daje nam ten ogromny dar, jakim jest pocieszenie.
Na ile Kościół staje się zdolny do tego, by uzdrawiać serca niosąc przebaczenie, współczującą miłość, na tyle przybliża pełnię komunii z Chrystusem.
Kiedy Kościół stara się kochać i rozumieć tajemnicę każdej ludzkiej istoty, kiedy niestrudzenie słucha, pociesza i uzdrawia, staje się tym, co w nim najjaśniejsze – przejrzystym odblaskiem komunii.
Dążenie do pojednania i pokoju wymaga walki wewnętrznej. To nie jest łatwa droga. Nic trwałego nie powstaje bez wysiłku. Duch komunii nie jest naiwnością, wymaga wielkiego serca, głębokiej życzliwości, nie ulega pokusie podejrzliwości.
Czy aby być twórcami komunii, będziemy, każdy w swoim życiu, podążać drogą zaufania i wciąż odnawianej dobroci serca? Na tej drodze mogą pojawić się niepowodzenia. Przypomnijmy wówczas sobie, że źródło pokoju i komunii znajduje się w Bogu. Zamiast ulegać zniechęceniu, wezwiemy Ducha Świętego, by oddać Mu nasze słabości.
I przez całe życie Duch Święty będzie nam pomagał stale na nowo wyruszać w drogę i iść od jednego początku do następnego ku przyszłości pełnej pokoju. 
O ile nasza Wspólnota w rodzinie ludzkiej tworzy możliwości, aby poszerzało się…