czwartek, 24 maja 2012

"Błogosławiona Jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona". Głosiłem dzisiaj kazanie odputowe z okazji uroczystości Wspomożycielki Wiernych. Jadąc samochodem tak sobie myślałem co powiedzieć odkrywczego o Maryi tak aby nie było za poważnie a jednak duchowo, tak po ludzku a jednak przekraczajac to co, ludzkie... Czasami wydaje się iż wszystko o Niej wiemy, nawet jeśli Ewangelie okazują się oszczędne w słowach. Pomyślałem o każdej kobiecie, takiej jak Służebnica Pana. W Maryi wszystko jest doskonałością, taką bliską i przemawiającą w cudowny sposób. Jest serce kochające, ciepło, prezentacja, wrażliwość, odważna kobiecość, macierzyństwo, płodna otwartośc na łaskę oraz to najważniejsze wypowiedziane "TAK" wiele razy. Na to "tak" Bogu wielu z nas nie chce się zgodzić. Ona jest ikoną dobroci, a jednocześnie stanowczości, wybrania które staje się dla innych darem, nadziei bo ciągle uczy spoglądania z ufnością na to, co jest i będzie. Wszystko w niej jest pięknem i mądrością, może dlatego Biblia w wielu momentach perosnifikację "sofii" odnosi własnie do Niej, Kolumna Mądrości, Oblubienica wybrania i szlachetnej obietnicy, otulona słońcem, niszcząca wrogie moce. To, co mniej najbardziej urzeka w ewangelicznej scenie zwiastowania to gotowość do przyjęcia łaski, spotkanie dwóch pragnień najpierw Boga Ojca w akcie wybrania oraz Jej Pokornej całkowicie wolnej. Maryja kiedy zostaje otulona łaską- Pełna łaski, z Tajemnicą w swoim łonie, nie ucieka od świata, totalny brak izolacji, idzie w góry od krewnej Elżbiety aby misterium ukazać światu. Idzie na spotkanie z każdym z nas, niesie nam dar największy Jezusa jako Miłość. Wychodzi na ulice aby pokazać dar łaski, to nic innego jak Dobra Nowina która wypisuje się w Jej życiu, twarzy, sercu i dłoniach które wzniesione do góry towarzyszłą radosnemu hymnowi "Magnificat" które wyśpiewują dziewczęce usta pełne słodyczy. To, co wydobywa się z Jej wnętrza staje się przesłaniem dla świata. Przez Nią, Bóg przychodzi aby powiedzieć nam z każdym razem "Tak" "ponieważ zdecydowane "Tak" Maryi przeważyło nad tyloma ludzkimi "nie". Uciekam się często do Niej, szukam wsparcia pytam o miłość i świętość, staje się bardziej człowieczym w szukaniu łaski i możliwości czerpania jej sercem. Wołam do Ciebie Matko z ufnością św. Bernarda:
Pomnij, o Najświętsza Panno Maryjo, że nigdy nie słyszano, abyś opuściła tego, kto się do Ciebie ucieka, Twej pomocy wzywa, Ciebie o przyczynę prosi. Tą ufnością ożywiony, do Ciebie, o Panno nad pannami i Matko, biegnę, do Ciebie przychodzę, przed tobą jako grzesznik płaczący staję. O Matko Słowa, racz nie gardzić słowami moimi, ale usłysz je łaskawie i wysłuchaj. Amen.

Uroczystość Wspomożycielki Wiernych


 

Kiedy święta Elżbieta ujrzała Najświętszą Dziewicę wchodzącą do swojego domu, została napełniona Duchem Świętym do tego stopnia, że natchniona zaczęła prorokować: "Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony owoc Twojego łona". Tymi słowami Duch Święty pouczył, że Najświętsza Dziewica, obdarzona łaskami z nieba, została wybrana, aby ludzkości znowu przynieść to błogosławieństwo, które zostało utracone przez Ewę i przez tyle wieków było z utęsknieniem oczekiwane.

Na słowa swojej krewnej Maryja odpowiedziała również pod natchnieniem Bożym: "Wielbi dusza moja Pana, bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej. Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia". Żeby więc chwała Maryi mogła rozszerzać się na wszystkie pokolenia i aby one mogły nazywać Ją błogosławioną, trzeba było, by wszystkie pokolenia doznawały z Jej strony niezwykłego i nieustannego dobrodziejstwa, które będąc stałym motywem ich wdzięczności uzasadniałoby wieczną Jej chwałę.

To stałe i cudowne dobrodziejstwo nie może być inne jak pomoc, którą Maryja świadczy ludziom, pomoc, która powinna obejmować wszystkie czasy oraz rozszerzać się na wszystkie miejsca i na wszystkich ludzi.

Tytuł "Wspomożenie chrześcijan", przypisywany Czcigodnej Matce Zbawiciela, nie jest rzeczą nową w Kościele Chrystusa, ale w tych ostatnich czasach zaczęto go używać w stosunku do Błogosławionej Dziewicy ze specjalnego względu. Obecnie do wzywania Maryi nie zmuszają nas sprawy prywatne, lecz bardzo ważne niebezpieczeństwa zagrażające wszystkim wiernym. Obecnie sam Kościół katolicki stał się przedmiotem ataków. Atakuje się jego prace, jego święte instytucje, jego głowę, jego naukę i karność. Kościół katolicki jest atakowany jako ostoja prawdy i nauczyciel wszystkich wiernych.

Dlatego, aby wyprosić od Boga szczególną pomoc w tych czasach, wszyscy katolicy na całym świecie uciekają się do Maryi jako wspólnej Matki, specjalnej Wspomożycielki rządzących i narodów katolickich.

Z całą słusznością twierdzimy, że Bóg Maryję ustanowił "Wspomożeniem chrześcijan" i że Ona zawsze okazywała się taką w nieszczęściach publicznych, szczególnie wobec ludów cierpiących i walczących za wiarę.

Niech święta Dziewica pomaga nam wszystkim, abyśmy żyli przywiązani do nauki i Kościoła, których głową jest papież, zastępca Jezusa Chrystusa, i niech wyjedna nam łaskę wytrwania w świętej służbie Bożej na ziemi, byśmy mogli dojść do Niej w królestwie chwały w niebie.



Z pism św. Jana Bosko, kapłana




wtorek, 22 maja 2012



 Bez Ducha Świętego- Bóg jest daleko. Chrystus pozostaje w przeszłości, Ewangelia jest martwą literą, Kościół zwykłą organizacją, władza panowaniem, misja propagandą, kult archaizmem, a działanie moralne człowieka - działaniem niewolników. Ale w Duchu Świętym kosmos zostaje uszlachetniony przez zrodzenie Królestwa, a Chrystus Zmartwychwstały uobecnia się, Ewangelia staje się mocą życia, Kościół urzeczywistnia komunię trynitarną, władza przekształca się w służbę, liturgia jest pamiątką i antycypacją, działanie ludzkie zostaje przebóstwione.

Patriarcha Atenagoras



Czyż nazwy Ducha Świętego nie napełniają duszy uniesieniem i nie kierują myśli ku górze, ku Niemu, który przewyższa wszystko? Bo jest nazwany Duchem Boga, Duchem prawdy, który pochodzi od Ojca, Duchem prawości i Duchem mocy. Duch Święty, to Jego własne i szczególne imię.

Ku Niemu zwracają się wszyscy, którzy pragną uświęcenia; Jego pożądają wszyscy, którzy żyją cnotliwie; On swoim tchnieniem ożywia ich i wzmacnia, aby doszli do celu odpowiadającego ich naturze.

Jest On źródłem uświęcenia i światłem dla umysłu; każdej istocie rozumnej udziela niejako ze swej jasności, aby mogła dojść do prawdy.

Niedosiężny z natury, daje się pojąć, dzięki swej dobroci. Napełnia wszystko swoją mocą, ale udziela się tylko tym, którzy są tego godni, a daje się im nie jednakowo, lecz dostosowuje swe działanie do wielkości ich wiary.

Prosty w swej istocie, różnoraki w mocy, całą istotą pomaga każdemu, lecz całą istotą jest wszędzie obecny. Rozdaje każdemu, a sam nie doznaje uszczerbku, każdemu się udziela, a sam pozostaje nienaruszony. Podobnie i promień słońca udziela każdemu swego blasku i każdy nim się cieszy, jak gdyby do niego tylko należał, a przecież oświeca równocześnie ziemię i morze, i całą przestrzeń wypełnia.

Tak też i Duch Święty jest obecny w każdym, kto jest zdolny Go przyjąć, tak jak gdyby tylko o niego samego chodziło, a pozostając niezmienny, każdemu daje łaskę jemu potrzebną. Wszystkim też, którym się udziela, daje się w pełni, na ile tylko pozwala im ich ograniczona natura. On pozostaje nieograniczony, On kieruje serca ku górze, prowadzi słabych jak za rękę, a postępujących naprzód doskonali. On oświeca tych, którzy są czyści od wszelkiej skazy, a przebywając z nimi, czyni ich ludźmi duchowymi.

Ciała przejrzyste i nieskażone jaśnieją w zetknięciu z promieniem światła i same jarzą się blaskiem i innym tego blasku z siebie udzielają. Podobnie też dusze, noszące w sobie Ducha, są przez Niego oświecone, stają się uduchowione i łaską oświecają innych.

Stąd bierze się początek widzenia przyszłości, wnikanie w tajemnice i zrozumienie rzeczy ukrytych, rozdzielanie darów, życie niebiańskie i udział w chórach anielskich. To jest także źródłem nieustającej radości, trwanie w Bogu i upodobnienie się do Niego, a wreszcie dar, ponad który nie sposób już pragnąć innego, mianowicie stania się jak Bóg.



Z dzieła św. Bazylego Wielkiego, biskupa, O Duchu Świętym




poniedziałek, 21 maja 2012


ZAPRASZAM NA CZUWANIE 26 MAJA W WIGILIĘ ZESŁANIA DUCHA ŚWIĘTEGO W PARAFII ŚWIĘTEJ RODZINY W SŁUPSKU. SPOTKAMY SIĘ NA CZUWANIU JAK NIEGDYŚ PIERWSI CHRZEŚCIJANIE W WIECZERNIKU, TRWAJĄC NA MODLITWIE W OCZEKIWANIU NA DAR DUCHA ŚWIĘTEGO.
17.00 przywitanie wspólnot, śpiew, zawiązanie wspólnoty modlitwy
17.30 Koncert Anny Poźlewicz  pt.„Miłość do Matki”
18.20 Konferencja „Duch Święty i Matka Boża”
19.20  Nabożeństwo AKATYSTU KU CZCI BOGURODZICY
20.30  Wystawienie NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU – modlitwy uwielbienia
21.20   przygotowanie do Liturgii
21.30 UROCZYSTA  EUCHARYSTIA  (odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych)
po zakończonej Liturgii taniec uwielbienia, modlitwy o słowo dla wspólnot
23.00  Agapa ( czas paschalnej radości, śpiew, świadectwa)

WIERZĘ W DUCHA ŚWIĘTEGO

Chrześcijaństwo od dawna wierzy w Ducha Świętego i w Jego Bóstwo. Już wypowiedzi z mowy pożegnalnej wyrażają najgłębsze prawdy o Duchu. Według Synoptyków Duch Boży (Mt 12, 28) zostaje zesłany na Jezusa (Mk 1, 10), który będzie chrzcił Duchem Świętym i ogniem (Łk 3, 16). Duch Ojca będzie natchnieniem dla świadków Chrystusa (Mt 10, 20). Trynitarna formuła chrzcielna (Mt 28, 19) wyklucza wszelkie wątpliwości dotyczące wiary i liturgii pierwotnego Kościoła.

Z powodu kryzysu ariańskiego teologia musiała jednak na nowo uświadomić sobie prawdę o Bóstwie Ducha Świętego. Najpierw Atanazy, a po nim Bazyli, w roztropnych i pionierskich pismach argumentowali za wiarą Kościoła, przedstawiając działanie Ducha Świętego w świecie, bez nazywania Go wyraźnie Bogiem, w taki sposób, że jest ono zrozumiałe jedynie na podstawie Jego boskości. Niedługo potem przyszła definicja pierwszego soboru w Konstantynopolu, którego autorytet ostatecznie uznał sobór w Chalcedonie.

To, co najbardziej tajemnicze w Bogu - szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża (J 3, 8) - wprawdzie może być stwierdzone jako istniejące, ale nigdy nie będzie mogło być ujęte w sztywne pojęcia. Jest znamienne, że spór o tę tajemnicę między Kościołem wschodnim i zachodnim jeszcze nie umilknął.

Łacińskie słówko in (Credo in Spiritum) mówi nam, że Duch Święty jest Bogiem. Wyraża ono moje pełne wiary przekazanie siebie uświęcającej i zbawiającej tajemnicy Ducha. Oczywiście, nie bezosobowej mocy, gdyż czegoś takiego nie może być w Bogu, ale niepojętemu Komuś, który jest Kimś innym niż Ojciec i Syn (J 14, 16) i którego własnością będzie wolne i boskie działanie wewnątrz wolnego ludzkiego ducha oraz otwieranie przed naszą ograniczonością głębokości Boga, które tylko On zgłębił: myśmy otrzymali Ducha, który jest z Boga, dla poznania darów Bożych (1 Kor 2, 12). Przed Nim, najczulszym, najwrażliwszym, najcenniejszym w Bogu winniśmy się otworzyć bez oporu, bez mędrkowania, bez zatwardziałości, aby zostać wtajemniczonym w misterium, że Bóg jest miłością. Nie wmawiajmy sobie, że to już sami wiemy! W tym przejawia się mitość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy (1 J 4, 10). Tylko Duch uczy nas tej zmiany perspektywy, a przez Niego możemy się rzeczywiście nauczyć, co z Jego punktu widzenia jest miłością.

Ten władający w sposób wolny i niepojęty w Bogu nazywa się również pneuma: tchnienie albo wiatr, albo powiew wiatru (jak podczas Pięćdziesiątnicy). Zmartwychwstały tchnie Go na swoich uczniów, odtąd Jego powstanie w Bogu jest nazywane tchnieniem ze względu na brak lepszego określenia. Jest to coś, co pochodzi z głębi Jego wnętrza, gdyż o Ukrzyżowanym jest powiedziane, że umierając oddał swoje pneuma. Czyż tym, co najbardziej wewnętrzne w Bogu, nie jest miłość, czyż przez to Duch nie jest obecny wszędzie tam, gdzie to najbardziej wewnętrzne się urzeczywistnia? Stajemy więc wobec delikatnego pytania: czy można - tak jak zachodnia teologia stale uczyła - powiedzieć, że zrodzenie Syna jest aktem poznania (zatem ludzie muszą najpierw poznać, aby mogli miłować), a dopiero potem wzajemny stosunek między Ojcem i Synem byłby aktem miłości, który umożliwia pochodzenie Ducha? Czy pra-poświęcenie się Ojca nie jest już aktem miłości, która się udziela, oddaje wszystko, co własne? Czy zatem Duch, jak to uporczywie powtarzają prawosławni, tak samo jak Syn pochodzi od Ojca? Zachodnie myślenie od czasów Augustyna dodaje, że Duch pochodzi principaliter - co można przetłumaczyć przez "głównie", "w pierwszym rzędzie" - od Ojca. Ponieważ jednak Ojciec przekazuje Synowi całą moc Bóstwa, z pewnością także - jako dar Ojca - jednocześnie moc oddania Mu otrzymanego Ducha miłości. Gdy z Bożego życia wyłączymy wszelkie "przedtem" i "potem", powinno być możliwe pogodzenie wschodniego punktu widzenia z zachodnim: jeśli Ojciec w miłości rodzi Syna, to nie ma chwili, w której Syn w tej samej miłości nie pozwalał się zrodzić i odwzajemnić się tą miłością w Duchu Świętym, tak aby Duch - przyczyna i skutek miłości równocześnie - nieustannie nie płonął jako żar miłości pomiędzy Nimi. Byłoby niedorzecznością wprowadzać jakąś różnicę płci w Bogu i widzieć w Duchu element kobiecy, "łono", w którym dokonuje się zrodzenie. Różnica istniejąca w stworzeniu (która w żaden sposób nie wyczerpuje miłości pośród ludźmi) wywodzi się z planu Trójjedynego Boga. Gdyby się chciało iść dalej, to trzeba by raczej w Synu szukać elementu kobiecego. On umierając na krzyżu pozwala, by z Niego wyłonił się Kościół. On w całym swym ziemskim istnieniu pozwala się prowadzić i "zapładniać" przez Ojca, ale także równocześnie jako mężczyzna reprezentuje w świecie pierwotną rodzącą siłę Boga. A ponieważ Syn pochodzi od Ojca, różnica płci jest obecna w tym ostatnim w sposób "ponadziemski", dzięki czemu w Starym Przymierzu Jego miłość mogła być opisywana przy pomocy kobiecych przymiotów. Ostatecznie jednak wewnątrzświatowe różnice należą do obrazu i podobieństwa Boga, który w swej miłości jest bardziej niepodobny niż podobny (IV Sobór Laterański) do wszelkiego stworzenia.

Hans Urs von Balthasar “Credo – Medytacje o Składzie Apostolskim”






J 16,29-33

Uczniowie rzekli do Jezusa:

„Oto teraz mówisz otwarcie i nie opowiadasz żadnej przypowieści. Teraz wiemy, że wszystko wiesz i nie trzeba, aby Cię kto pytał. Dlatego wierzymy, że od Boga wyszedłeś”.

Odpowiedział im Jezus: „Teraz wierzycie? Oto nadchodzi godzina, a nawet już nadeszła, że się rozproszycie każdy w swoją stronę, a Mnie zostawicie samego. Ale Ja nie jestem sam, bo Ojciec jest ze Mną.

To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat”.

Zapewnienie Jezusa której kieruje do każdego z nas jest ciągle aktualne, to słowa mocne i rozpalające uczniów do dania świadectwa i podjęcia odpowiedzialności za Kościół i świat, "ale miejscie odwagę; Jam zwycieżył świat". Wiara to głoszenie Chrystusa Zwycięskiego "nie doktryny lub teorie, lecz On sam nieustannie odnawia chrześcijaństwo i prowadzi je do nieskończoności....Religia Dobrej Nowiny jest religią przyszłości. Ale królestwo Boże już jest: w pięknie otaczającego świata i tam, gdzie wśród ludzi zwycięża dobro, w prawdziwych uczniach Pana, w świętych i ludziach pełnych samozaparcia, w tych wszystkich, którzy pragną iść za Nim, którzy nie porzucili Chrystusa wśród ciężkich doświadczeń Jego Kościoła... Daj nam, o Boski Nauczycielu, ich moc i wiarę, ich niezłomną nadzieję i ogień miłości do Ciebie. Kiedy pobłądziwszy na ścieżkach życia zatrzymamy się, nie wiedząc dokąd iśc dalej, daj nam zobaczyć w ciemnościach Twoje oblicze. Poprzez jazgot i huk ery technicznej, tak potężnej i jednocześnie tak nędznej i bezsilnej, naucz nas wsłuchiwać się w ciszę wieczności i daj nam usłyszeć Twój głos, Twoje wzniecające ducha męstwa słowa: "A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata"( Mt 28,20)" - pisał przed laty męczennik ks. Aleksander Mień.

niedziela, 20 maja 2012

Szukać tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus- to starać się być nieustannie przed obliczem Boga. Stało się to dla nas w Chrystusie prawem wiekuistym, o które bez przerwy upominamy się ze łzami. Gdy raz już je posiedliśmy, nikt nie zdoła go nam wyrwać. To jest "dziedzictwo niezniszczalne i niepokalane, i niewiędnące"... Żyć w bliskości Boga, świadomi zespolenia z Chrystusem, tego  zjednoczenia które On dobrowolnie sprawił w nas i dla nas- oto sekret szczęścia, jakie ofiaruje nam Chrystus pośród smutków tego świata i pomimo ludzkiej niemożności oraz tragicznych naszych porażek. Czuć się blisko Boga poprzez Chrystusa- to wystarczy, aby zapewnić człowiekowi pokój wewnętrzny, "który przewyższa wszelki umysł" (Flp 4,7) oraz wszelkie niepokoje i niemożności naszego umysłu.
o. Matta el- Maskine "Komunia Miłości"

sobota, 19 maja 2012


Mk 16,15-20

Jezus ukazawszy się Jedenastu powiedział do nich:

„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: W imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą i ci odzyskają zdrowie”.

Po rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga. Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej towarzyszyły.


Przeżywamy dzisiaj wydarzenie Wniebowstąpienia które odsłania przed nami liturgia. Czas szybko biegnie, czterdzieści dni temu celebrowaliśmy Paschę. Ta liczba czterdzieści jest bardzo symboliczna, odzwierciedla tęsknotę, napięcie, oczekiwanie za czymś lub Kimś ważnym. Żydzi czterdzieści lat wędrowali przez pustynię, aby Bóg mógł ich skutecznie katechizować i przygotować do wejścia w kraine mlekiem i miodem płynącą. Jezus przygotowywał się do swojej misji czterdziści dni na pustyni, odpierrając ataki i pokusy demona. Również przez taki czas przebija się do serc i umysłów Apostołów prawda o prawdziwej obecności pośród nich Zmartwychwstałego Pana- Jezus żyje ! Dzisiaj pochylamy się nad odejściem Mistrza do Ojca, to nie jest rozstanie z umiłowanymi uczniami, ale obecność Jezusa w inny sposób niż dotychczas. Od tego momentu uczniowie, każdy z nas ma stać się glosicielem Ewangelii nadziei, przesłania miłości która będzie przemieniała świat i czyniła go takim jakim chce go mieć Chrystus. Do tego trzeba wiary, której towarzyszyć będą znaki i cuda. Wczoraj uczestniczyłem w uroczystościach 40-lecia jubileuszu diecezji koszalińsko- kołobrzeskiej, było to wydarzenie na miarę tego co, dokonało się w wieczerniku z uczniami dwa tysiące lat temu. Modlitwę prowadzili dwaj charyzmatycy z Brazylii: o. Antonello Cadeddu i o. Enrique Porcu, przeprowadzili nas przez takie doświadczenie Jezusa jaki opisuje dzisiejsza Ewangelia, były znaki i cuda które dokonywały się mocą Jezusa. Przeżyłem osobiście takie dwa momenty w których to popłynęły mi łzy wdzięczności Bogu, kiedy w czasie modlitwy o uzdrowienie uświadomiłem sobie jako ksiądz iż w moim wnętrzu jest tyle przestrzeni których nie oddałem Panu, które były pozbawione dotyku Jego miłości. To wydarzenie ogromnie duchowe wycisnęło w moim sercu taki żar, którego słowa nie są wstanie wypisać. To nie emocje, ani psychologia tłumu, ale pośród tych wszystkich ludzi pozwolenie na to, aby Bóg mnie spotkał w sobie. Kiedy przyjdziemy z wiarą do Jezusa wszystko będzie rozświetlone Jego obecnością, przeniknięte łaską, ogarnione nadzieją. Doświadczyć Kościoła jak powiedział ks.bp. Edward Dajczak jako sakramnetu miłości Boga, Jego subtelnej obecności. Dzisiaj Chrystus do ciebie kieruje swoje przynaglenie: Idź i głoś z mocą Ewangelię. Zmieniaj świat Mną !


W dniu dzisiejszym nasz Pan, Jezus Chrystus, wstąpił do nieba: podążajmy tam sercem razem z Nim. Posłuchajmy Apostoła, który mówi: "Jeśliście więc razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus, zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi". Chrystus wstąpił do nieba, ale nie odszedł od nas. Tak i my, już tam jesteśmy razem z Nim, choć jeszcze nie spełniło się w naszym ciele to, co jest nam obiecane.
Chrystus już jest wyniesiony ponad niebiosa; cierpi jednak na ziemi, ilekroć my, Jego członki, doznajemy utrapień. On sam daje tego dowód, gdy woła z niebios: "Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?", oraz: "Byłem głodny, a daliście Mi jeść".
Czemuż to i my tak nie wysilamy się tu na ziemi, aby dzięki wierze, nadziei i miłości, które łączą nas z Nim, z Nim też radować się pokojem niebios? On, który tam przebywa, jest również i z nami; a my, którzy tu jesteśmy, i tam razem z Nim jesteśmy. Chrystus jest w niebie w swoim Bóstwie, mocy i miłości; my nie możemy tam przebywać tak jak On, jednakże możemy tam być naszą miłością, ale w Nim.
Nasz Pan nie opuścił niebios, gdy stamtąd przyszedł do nas; nie opuścił też i nas, kiedy znowu wstąpił do niebios. O tym, że tam przebywał, gdy był z nami tu na ziemi, On sam stwierdza tymi słowami: "Nikt nie wstąpił do nieba oprócz Tego, który z nieba zstąpił - Syna Człowieczego, który jest w niebie".
To zaś zostało powiedziane dla zaznaczenia jedności: On jest naszą Głową, a my Jego Ciałem. Tak więc nikt nie wstąpił do nieba, jak tylko On, bo i my Nim jesteśmy dzięki temu, że stał się Synem Człowieczym dla nas, a my synami Bożymi przez Niego.
Tak więc mówi Apostoł: "Podobnie jak jedno jest ciało, choć składa się z wielu członków, a wszystkie członki ciała, mimo iż są liczne, stanowią jedno ciało; tak też jest i z Chrystusem". Nie jest powiedziane: "Tak też jest z Chrystusem", lecz: "Tak też jest i z Chrystusem". Chrystus więc ma wiele członków, ale jedno Ciało.
Chrystus zstąpił z nieba przez miłosierdzie i wstąpił tylko On sam, a my w Nim przez łaskę. I tak tylko Chrystus zstąpił i tylko Chrystus wstąpił. Przez to nie utożsamiamy bynajmniej Chrystusa, jako Głowy, z Jego Ciałem, lecz stwierdzamy nierozdzielną jedność Ciała z Jego Głową.

 św. Augustyn, biskup Kazanie o „Wniebowstąpieniu Pańskim”

piątek, 18 maja 2012


Chrześcijanie nie różnią się od innych ludzi krajem, mową czy ubiorem. Nie mają miast tylko dla nich przeznaczonych, ani odrębnego języka, a sposób ich życia nie zawiera żadnych osobliwości. Nauka, której się trzymają, nie jest urojeniem wylęgłym w niespokojnych i niezrównoważonych umysłach, a tego, co głoszą, nie zapożyczyli, jak to czynią inni, od ludzkich opinii i twierdzeń.

Chrześcijanie zamieszkują miasta Grecji oraz innych krajów, tak jak każdemu z nich przypadło w udziale; co do ubioru, pożywienia i sposobu życia stosują się do zwyczajów miejscowych, równocześnie jednak zadziwiają wszystkich naprawdę niezwykłym życiem i normami postępowania. Ojczyzną każdego jest jego własny kraj, przebywają tam jednak tak, jakby byli na wygnaniu. Spełniają wszystkie obowiązki obywatelskie i od nich się nie uchylają, ale wewnętrznie pozostają wolni. Każdy kraj jest dla nich ojczyzną, ale i każda ojczyzna jest tylko doczesna. Zawierają związki małżeńskie jak inni i mają dzieci, ale nie niszczą płodu. Mają wspólny stół ze wszystkimi, lecz nie łoże.

Nie żyją według ciała, choć żyją na ziemi, bo ich prawdziwą ojczyzną jest niebo. Stosują się do ustanowionych praw, ale ich życie jest doskonalsze od prawa. Miłują wszystkich, wszyscy jednak ich prześladują. Są odrzuceni i potępiani, są na śmierć skazywani, ale dla nich jest ona tylko przejściem do życia. Są ubodzy, a przecież wzbogacają wielu, brakuje im wszystkiego, a wszystko posiadają. Wzgardzeni, uważają to sobie za chwałę. Obrzuca się ich oszczerstwami, ale ich prawość świadczy za nimi. Błogosławią tych, którzy ich znieważają i nie przestają szanować tych, którzy odnoszą się do nich obelżywie. Nie przestają czynić dobrze, a są karani jak zbrodniarze; oni jednak pozostają radośni, jak gdyby wstępowało w nich nowe życie. Żydzi zwalczają ich jak najgorszych wrogów, prześladują ich Grecy, ale nikt nie potrafi podać powodów tej nienawiści.

Słowem, jak dusza w ciele, tak chrześcijanie są w świecie. Dusza jest wszędzie, we wszystkich członkach ciała; chrześcijanie zaś są rozsiani po wszystkich miastach świata. Dusza zamieszkuje w ciele, lecz nie wywodzi się z ciała; podobnie chrześcijanie mieszkają na świecie, ale nie są ze świata. Dusza ożywia widzialne ciało, sama jednak pozostaje niewidzialna; chrześcijan też można dostrzec w świecie ludzi, ale niewidzialny pozostaje duch, który ich ożywia. Ciało jest wrogiem duszy, gdyż ona się sprzeciwia jego pożądaniom, a choć zła mu nie czyni, ono jej się przeciwstawia; tak samo świat nienawidzi chrześcijan, mimo ich niewinności, bo przeciwstawiają się oni jego uciechom.

Dusza miłuje ciało i jego członki, choć ono jest jej wrogiem; także chrześcijanie miłują tych, którzy ich nienawidzą. Dusza jest uwięziona w ciele, a podtrzymuje je przy życiu; również dla chrześcijan świat jest jakby więzieniem, a jednak to oni są dla świata ożywczym tchnieniem. Nieśmiertelna jest dusza, a kryje się w powłoce śmiertelnego ciała; zniszczalny jest świat będący schronieniem chrześcijan, aż przeminie to, co zniszczalne i ustąpi miejsca niezniszczalnemu. Dusza wzrasta w moc, gdy odmawia sobie jadła i napoju; także wśród prześladowań wzrasta z dnia na dzień liczba chrześcijan. Bóg powierzył im tak godne stanowisko, a im nie godzi się go opuszczać.



Wczesnochrześcijański tekst zaczerpnięty Z "Listu do Diogneta"





J 16,20-23a

Jezus powiedział do swoich uczniów:

„Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość.

Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat.

Także i wy teraz doznajecie smutku. Znowu jednak was zobaczę, i rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać. W owym zaś dniu o nic Mnie nie będziecie pytać”. 


Dlaczego na początku wypowiedzi słowa Jezusa przybierają tak pesymistyczny ton, zawodzenie...płacz, rozdarcie wewnętrzne i do tego jeszcze akompaniament ironicznego świata wybuchającego śmiechem szyderstwa i kpiny. Czy Pan przepowiedział taki czas dla chrześcijan który będzie taką właśnie manifestacją braku normalności ? Wydaje się spoglądając na zewnątrz iż to, wydarzenie już zaczyna mieć miejsce. Być może chrześcijaństwo na nowo musi przyjść na świat, narodzić się w bólach, przejść przez doświadczenie takiego trudu który wyda wcześniej czy później dojrzałe owoce. Może nasza kultura której się kurczowo trzymamy jak ostatniej deski ratunku musi legnąć w gruzach, tylko dlatego aby odkryć w tym wszystkim na nowo człowieka, odkryć siebie w świecie wartości które już zostały uśmiercone w imię nowoczesnej i wygodnej egzystencji, ciągle pompowanej przez standarty i manipulacje w których wszystko można człowiekowi wmówić. Wczoraj w jakimś programie widziałem pokaz robota który jest sterowany przez mózg człowieka sparaliżowanego na wózku inwalidzkim, impulsy wysyłane z mózgu chorego przesyłane są do komputera i maszyna wykonuje proste czynności, podaje kubek z napojem, przedmioty... Mimo tego entuzjamu technicznego, co więcej bardzo nowatorskiego od strony nauki, pomyślałem sobie czy już nie ma drugiego człowieka który może być blisko tego drugiego, trzymać za rękę, podjąć rozmowę, dać poczucie sensu, wypełnić samotność. Czy jesteśmy skazani na roboty, na "sztuczną inteligencje" i brak jakichkolwiek relacji. Co o mnie może powiedzieć robot ? Kiedy w tej całej postępowaej cywilizacji człowiek będzie znowu człowiekiem ? W swoim poczuciu odpowiedzialności chrześcijaństwo bierze na siebie niezwykłą odpowiedzialność. "Bóg objawia nam swoją miłość, nigdy jednak się nie narzucając. Człowiekowi pozostawiono olbrzymi margines swobody. "Ojciec kłamstwa" z jego "tajemnicą bezbożności", odbiera sobie miejsce na tym rozległym marginesie, co jest uzasadnieniem dla pewnego pesymizmu Ewangelii i dla wciąż otwartego pytania: "Ale czy Syn Człowieczy, kiedy przyjdzie, znajdzie wiarę na ziemi ?" Przeciętność dzisiejszej kondycji chrześcijaństwa, jest źródłem hipokryzji ze strony tak zwanych światłych i postępowych. Potrzeba wielkiej siły ducha, aby sie narodzić ponownie i wzbić się wysoko ponad to wszysko co sprowadza do dołu, niech zajśnieje radość na twarzach uczniów Baranka który przychodząc wszystko napełni swoją obecnością. Wtedy nie trzeba będzie stawiać całej serii trudnych pytań. Przybędzie w chwale i powie:  Ego Eimi- Ja Jestem.

czwartek, 17 maja 2012




WEŹ MNIE DO NIEBA, WEŹ MNIE DO NIEBA, O MÓJ PANIE !

ALBOWIEM UMRZEĆ, ALBOWIEM UMRZEĆ JEST DLA MNIE NA PEWNO LEPIEJ !

JEST DLA MNIE NA PEWNO PRZEBYWAĆ Z TOBĄ, PRZEBYWAĆ Z TOBĄ !

O TO JEDNO CIĘ PROSZĘ, O TO TYLKO BŁAGAM:

NIE DAJ MI WĄTPIĆ O TWEJ MIŁOŚCI,

NIGDY NIE WĄTPIĆ O TWEJ MIŁOŚCI, PRZEBYWAĆ Z TOBĄ !

O JAKŻE DOBRA, O JAKŻE SŁODKA BYŁA DLA MNIE MIŁOŚĆ TWA

O JAKŻE DOBRA, O JAKŻE SŁODKA

WEŹ MIE DO NIEBA…



pieśń wspólnot neokatechumenalnych

J 16,16-20

Pozornie słowa Jezusa mogą się wydawać bardzo enigmatyczne, co to znaczy teraz Jestem  z wami, a za chwilę stracicie Mnie ze swojego wzroku. Jezus wskazuje na transcendentny charakter swojej obecności po zmartwychwstaniu. Tu jest zapowiedź wydarzenia jakim jest wniebowstąpinie Pana, pójście do Ojca, "...wniebowstąpinie Jezusa jest odpływem rzeki wody życia do swego źródła, Słowem, które po dokonaniu swego posłannictwa powraca do serca Ojca...Liturgia niebieska celebruje nieustanne wydarzenie powrotu Syna i wszystkich w Nim do domu Ojca. Jest to świętowanie, posiłek, uczta weselna, zaslubiny Umiłowanego ze swoją Oblubienicą. Wydarzenie dziejów jest tu w sercu Trójcy Świętej, a będąc od tej pory jedno z Ojcem staje się źródłem". W każdym człowieku tu na ziemi jest tęsknota za tym wiecznym źródłem, tęsknota za "domem gdzie mieszkań jest wiele", za ucztą miłości gdzie smutek zostanie przemieniony w euforię radości z faktu bycia z Nim. Rodzi się w każdym człowieku pulsujące pragnienie do którego prowadzą słowa zaczerpnięte z Apokalipsy: "A Duch i Oblubienica mówią: Przyjdź ! I ten, kto słyszy niech powie: Przyjdź! (...) Amen, przyjdź Panie Jezu!"(Ap 22,17.20). Wołanie to z mocą rozbrzmiewa w sercach chrześcijan, jak strumień przepływający historię od rajskiego Edenu, zrodzony z wędrówki po ziemi, cierpień profanów oczekujących dnia wesela. Chcemy wydobyć krzyk- modlitwę nadziei idąc za wczesnochrześcijańską "Nauką Dwunastu Apostołów- Didache": Niechaj przyjdzie łaska i przeminie ten świat (...) Marana tha !


Jak w czasie świąt wielkanocnych zmartwychwstanie Pańskie było dla nas powodem do radości, tak Jego wstąpienie do nieba jest dla nas nową przyczyną wesela. Bo przecież czcimy pamiątkę owego dnia, w którym Chrystus wyniósł naszą słabą naturę ludzką na tron Ojca, ponad wszystkie wojska niebieskie, ponad chóry anielskie i wszystkie moce niebios. Przez taki porządek dzieł Bożych zostaliśmy utwierdzeni i zbudowani, aby jeszcze cudowniej okazała się łaska Boża, która sprawiła, że nie osłabła nasza wiara, nie zachwiała się nadzieja i miłość nie ostygła, kiedy sprzed naszych oczu zabrano to, co słusznie budziło nasze uwielbienie.

Bo zaiste, wielka to siła ducha i dowód wielkiego światła w duszach wiernych, gdy się wierzy niezachwianie w to, czego się nie widzi oczyma ciała, i pragnienia kieruje się ku temu, czego ujrzeć nie można. Czy podobne uczucia mogłyby powstać w naszych sercach i czy wiara mogłaby nam przynieść usprawiedliwienie, gdyby nasze zbawienie polegało tylko na ujrzeniu tego, co pozostaje w zasięgu naszego wzroku?

A więc to, co było widzialne w naszym Zbawicielu, zostało teraz zawarte w sakramentach. Nasza wiara ma być doskonałą i mocniejszą, dlatego pouczenie zajęło miejsce widzenia, a jego autorytet mają przyjąć odtąd serca wiernych oświecone światłem z niebios.

Tej wiary, spotęgowanej wniebowstąpieniem Pana i umocnionej darem Ducha Świętego, nie zdołały przerazić kajdany, więzienia, wygnania, głód, ogień, wydanie na pożarcie dzikim zwierzętom, ani też żadne inne wymyślne katusze zadawane przez okrutnych prześladowców. Bronili jej po całym świecie, aż do rozlewu krwi, nie tylko mężczyźni, lecz i kobiety, młodzieńcy i delikatne dziewice. Ta wiara wypędzała złe duchy, wyzwalała z chorób, wskrzeszała umarłych.

Święci Apostołowie, choć byli utwierdzeni tyloma cudami i pouczeni tyloma mowami, to jednak przelękli się na widok strasznej męki Pana i po długich wahaniach przyjęli prawdę o zmartwychwstaniu. Odnieśli jednak korzyść z wniebowstąpienia Pana, ponieważ oni, przedtem tak bojaźliwi, zostali napełnieni wielką radością, bo wpatrywali się oczyma duszy w Bóstwo Chrystusa zasiadającego po prawicy Ojca. Już nie zatrzymywali wzroku na ludzkim ciele Jezusa, ale duchem pojęli, że Ten, który do nich zstąpił, nie opuścił swego Ojca, a wstępując do Niego, nie opuścił swoich uczniów. Teraz więc, najmilsi, Syn Człowieczy dał się poznać doskonalej i w sposób bardziej święty jako Syn Boży, gdy powrócił do chwały majestatu Ojca. I także wtedy w niewysłowiony sposób stał się nam bardziej bliski jako Bóg, kiedy oddalił się od nas jako człowiek.

Odtąd wiara, bardziej oświecona, zaczęła lepiej poznawać równość natury Ojca i Syna, i już nie potrzebowała dotykania w Chrystusie tego, co cielesne, przez co był niższy od Ojca. To ciało, obecnie uwielbione, zachowuje nadal swoją naturę; ale teraz Jednorodzonego Syna Bożego, równego Ojcu, dosięga się nie cielesną ręką, lecz duchowym zrozumieniem wiary.


św. Leon Wielki, papież  Kazanie o Wniebowstąpieniu


poniedziałek, 14 maja 2012


NIEWIASTA ZBAWIENIA

Trudno jest autentycznie i z prawdziwą skromnością mówić o Matce Bożej. Wszystko, co Jej dotyczy, ma w sobie coś z tajemnicy. Maryja jest tajemnicą Kościoła, Kościoła jako tajemnicy. Jest tajemnicą duszy, duszy jako tajemnicy. Dobra Nowina głosi Chrystusa zmarłego i zmartwychwstałego. Matka nie jest przedmiotem głoszenia i jest na uboczu wydarzeń. W liturgii bizantyjskiej Jej chwała jest dyskretnie spleciona z chwałą Chrystusa i Trójcy Świętej. Również na ikonach Bogurodzica jest prawie zawsze przedstawiana ze swoim Synem: „Dziewica Znaku”, nosząca Dzieciątko na medalionie, aby zilustrować proroka – „Oto Dziewica pocznie” Hodegetria- ta, która wskazuje drogę, która wskazuje drogę, która ukazuje Chrystusa z obliczem już dojrzałego mężczyzny, ponieważ to On jest drogą. „Czuła Dziewica”, która przytula do siebie oblicze Chrystusa- człowieczeństwo przyjmujące swego Boga, matka przeczuwająca mękę, która strzeże swoje dziecko i stara się je osłonić…

                Być chrześcijaninem, starać się nim być, to znaczy przyjąć największy cud- wcielenie. Największy i najbardziej „naturalny”, ponieważ w myśli Boga wcielenie tajemniczo zawiera dzieło stworzenia. Z wieczności Miłość zechciała spotkać ukochanego – stworzenie. On połączył się z nim ostatecznie, rodząc się z Matki Dziewicy.

                Nie ma w tym nic przeciwnego miłości mężczyzny i kobiety, ale zawarta jest możliwość rajskiego odrodzenia. Boleśnie konstatujemy tajemnicę zła. Korzeniem zła jest śmierć, śmierć duchowa jako oddzielenie od Boga, śmierć fizyczna jako wyraz śmierci duchowej. Życie, które niesiemy, jest życiem dla śmierci. Potrzebna była interwencja Kogoś z zewnątrz, trzeba było, aby łańcuch narodzin dla śmierci został przerwany, aby ukazał się w pełni żyjący, który nie byłby tak jak my, „wewnętrznie” oddany śmierci, ale zgodził się dobrowolnie być pochwyconym przez śmierć, aby wszystkie nasze śmierci przemienić w paschę.

                Rodzące dziewictwo Maryi jest symbolem tego wydarzenia paschalnego. Faktycznie, Chrystus przyjął najtragiczniejszą kondycję, ale także chodził po morzu, wszedł na górę, aby się przemienić, przeszedł przez swoją Matkę bez Jej naruszenia. W ten sposób jest nam dany w światłości z   powrotem proces duchowego odrodzenia, dziewiczość świata.

                Aby mówić o misterium Theotokos pragnę przywołać pięć słów: wolność, ziemia, kobieta, Kościół, Duch.

                Aby ludzkość przyoblekała się w Boga, trzeba było, aby dobrowolnie Go przyjęła. Ale wiemy, że dla tej nieustannej odnowy strasznego dramatu ciemności, Bóg jak mówią Ojcowie bizantyjscy, stał się „Królem bez miasta”, „bez domu”. Historia Izraela to ciężka walka miłości, wydaje się wtedy być przygotowaniem na czyste słuchanie i to ono pozwoliło boskiemu „Wykluczonemu” odtworzyć tajemniczo swoje stworzenie, stać się ziarnem zmartwychwstania w sercu stworzenia.

                Na przestrzeni pokoleń cierpliwość Boga, Jego łaskawość, a także Jego gniew (czyli Jego odrzucona miłość przeżyta jako ogień zewnętrzny ), miłość trudna, niedoskonała, zawsze odnawiana współpraca z ludźmi, pozwoliła Mądrości „zbudować sobie dom”.

                Wszystko przygotowało nadejście Tej, która wniknie w słowo, że Słowo się w Nią wciela: wybranie, prawo (ono samo jest początkiem wcielenia jak mówi mistyka żydowska), pobłogosławienie biologicznie niemożliwego potomstwa; Bóg żyjący jest Bogiem osób, a nie biologii, Bogiem ojcowskim, a nie rodzącym, to znaczy z „miłosiernym łonem”, w sensie macierzyńskim. Jeżeli człowiek, człowiek Abraham, zgadza się dać swego syna Bogu, to jakże mógłby odmówić swego Syna człowiekowi ? Jeden midrasz mówi, że Sara umarła z rozpaczy. Maryja także pod krzyżem miała serce „przebite mieczem”- ale Chrystus zmartwychwstał i Ją wskrzesił, i całe człowieczeństwo, i Sarę z Nią i Ewę…

                Istnieje historia Boga. Wykluczony ze swego stworzenia przez zwątpienie i kłamstwo Adama, którym jesteśmy wszyscy, On czekał, aby an nowo sakramentalnie stworzyć świat, aby przyjęła Go kobieta. W spotkaniu oczekiwania Boga, oddechu stworzenia, świętości Izraela, ukazała się Maryja. Głosiły Ją obłok, krzak gorejący, Święte Świętych.

                „Imię Matki Bożej zawiera całą historię boskiej ekonomii zbawienia”. Maryja jest oczyszczona prze długi dialog z Bogiem i ze swymi przodkami, przez ich niewierności, zawsze przezwyciężane przez wierność Boga. Kiedy przyszedł Anioł, Jej świętość, rozpalona do białości, odpowiadaniu pierwszych przymierzy. Oczywiście, Ona była zrodzona, jak wszyscy ludzie, do śmierci. Jednak jak mówi św. Grzegorz Palamas, zamiast tego, aby trwoga śmierci doprowadziła Ją do bałwochwalstwa, przejrzysta i pokutna wizja widzącego oczekiwania stała się w Niej czystym błaganiem, „punktem zerowym” czystej modlitwy.

                Jej „tak”, Jej zgoda, wynikająca z najgłębszej wolności, zarazem rozwiązała oczekiwanie Boga i tragedię   niewoli ludzkiej wolności. „Wcielenie – pisze Mikołaj Kabasilas- było nie tylko dziełem Ojca, Jego Mocy i Jego Ducha, ale także dziełem wolności i wiary Dziewicy. Bez zgody Najczystszej, bez Jej wiary, ten plan byłby nie do zrealizowania…”

                Stopniowo, przez dojrzewanie, które sugeruje Łukasz – „Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu”- Maryja uświadamia sobie nieogarnioność misterium… To w Kanie Ona kończy zrodzenie Jezusa światu, przezwyciężając swoje ostatnie ludzkie zwątpienia w momencie, gdy On winien się objawić, I cud wina zarazem rozświetla eros i antycypuje krew rozlaną w Eucharystii i w cierpieniu. Pod krzyżem z Janem, Maryja jest zaprawdę nową Ewą, symbolem Matki –Kościoła, prawdziwą Matka żyjących. Okryty tajemnicą koniec Jej życia, kończy wewnętrzne przeżywanie w Jej duszy cielesności, którą oddała swemu Bogu. Bóg stał się człowiekiem i to odpowiada przebóstwionej niewieście, na zawsze „przyobleczonej w słońce”. „Matko Życia, Ty cała przeszłaś do życia”, mówi liturgia bizantyjska święta 15 sierpnia, cała- ze swoim własnym stylem bycia nami i bycia ziemią. Na ikonie Zaśnięcia linia horyzontalna jest zamarkowana przez ciemną i długą chryzalidę Jej ciała, naszego wspólnego ciała śmierci. Ale przestrzeń otwiera się, Chrystus przychodzi w całej swojej chwale, w niezliczonym orszaku aniołów. Bierza na swoje ramiona duszę swej Matki – i tę duszę, która przyjęła ciało- umieszcza przy swoim królewskim obliczu- nieskończenie słodkie małe oblicze niewiasty, którą On zrodził do wieczności: niewiasta stara, niewiasta śmierci, a teraz dziecię życia. To już nie jest Dziewica łaskawie opiekująca się Bogiem- małym dzieckiem, a przeciwnie: to Bóg w swoim uwielbionym człowieczeństwie przyjmuje nasze odrodzone człowieczeństwo….

                Teraz Maryja znajduje się poza śmiercią, ale cała jest zwrócona w kierunku całej ludzkości. Jej Magnificat wzywa nas do sprawiedliwości i chwały: „Oto błogosławioną zwać mnie będą wszystkie pokolenia”.

                Bogurodzica wyraziła całe piękno ziemi, które łączy z pięknem Boga. Dziewiczy punkt w sercu każdej rzeczy , skąd wypływa promień tajemniczego słońca, ale oślepiamy ten promień przez nasze zaślepienie, przez nasze pragnienie posiadania; Theotokos oddaje Bogu swoją „przejrzystość” i według wspaniałego obrazu Ojca z II wieku, Ireneusza z Lyonu, Ona jest Tą, w której ziemia odnalazła dziewiczość, żeby Bóg mógł ukształtować nowego Adama”.  Sofiologowie rosyjscy wykazują że wyrażenia pochodzące z archaicznego kultu Matki Ziemi, które zostały przejęte w kulcie Matki Bożej, nie stanowią żadnego skażenia chrystianizmu, ale odkrywają swoje kosmiczne implikacje. Oblicze wielkich ikon maryjnych jest  ciemne, taka jak dawnych bóstw „ziemi”- ziemia fizyczna i ziemia metafizyczna. Nie można mówić, jak uczyniła to jedna z bohaterek , Fiodora Dostojewskiego w „Biesach”, że ziemia jest Matką Boską, ale można powiedzieć, że Matka Boska dała ziemi swoje oblicze, czyni świat wewnętrznym, zmienia nieosobowe piękno w ikonę łaskawości.

                Ziemia, a zwłaszcza to,  Rosjanie nazywają „wilgotną ziemią”, przez opozycję do kurzu śmierci, oznacza w języku symboli materię uczynioną płodną przez wody pierwotne, kosmiczny chrzest, zasadę każdego życia. […] „Raduj się ziemio obiecana, Raduj się namiocie Boga oraz Słowa..” jakby całe stworzenie, dobrowolnie i świadomie zrealizowało w Maryi swoje niejasne pragnienie stania się Matką Boga.

                Ziemia, która znajduje słowowe wcieleniu Słowa, jest zarazem uniwersalną ziemią i ziemią przodków, ich pamięcią. Madonna z Częstochowy historii Polski, Bogurodzica Włodzimierska w historii Rosji, Theotokos z Tinos dla Grecji- są różnymi płaszczyznami tego samego diamentu – strażniczkami- każda swojej ziemi.

                Misterium Maryi to misterium wewnętrznej kobiecości, spojrzenia duszy na byty i rzeczy widziane w ich niebieskich korzeniach. […]

                „Pewnego dnia – napisał Borys Pasternak – pewnego dnia młoda dziewczyna w milczeniu i w tajemnicy dała życie dziecku, dała światu życie, cud życia, życie wszystkich rzeczy, Tego, który jest Życiem, jak później nazwano”. Theotokos: „Matka Życia” i „Matka Światłości”.



Olivier Clement „Niewiasta zbawienia” fragmenty artykułu, zaczerpnięte ze zbioru „Tekstów o Matce Bożej”.



J 15,9-17

Jezus powiedział do swoich uczniów:

„Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Trwajcie w miłości mojej. Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna.

To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy kto życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję.

Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał, aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali”.



"W chrześcijaństwie chodzi o miłość. O miłość Boga, która ucieleśniła się w postać ludzką w osobie Jezusa. Prawdą chrześcijaństwa jest miłość. Prawdą chrześcijaństwa jest Jezus"- pisał ks. Twardowski. Kto prawdziwie odkryje w w sobie miłość, ową zdolność do kochania jednocześnie w tym doświadczeniu spotka się z Jezusem. Wtedy odciśnie się spojrzenie miłości Boga na sercu i umyśle, zrodzi się tęsknota za tym co wcześniej nie było oczekiwane, rozbudzi się radość. Jezus zaprasza nas do takiej komunii miłości, jakiej On sam doświadcza w tajemniczej relacji Ojca i Ducha Świętego. Jak mówią Ojcowie Kościoła: "Bóg którego można zrozumieć nie jest Bogiem". Inaczej ujmując tę myśl można powiedzieć iż, Bóg którego sobie wyobrażamy, do którego próbujemy się dobić naszym rozumem gimnastykując się ogromnie, może się okazać naszą projekcją, bożkiem, ukształtowanym według naszego wydumanego wzorca. Boga najpełniej poznaje się przez miłość, ponieważ miłość jest Jego przymiotem jak również istotą, a nawet łatwiej Jego własnym imienie. "Bóg jest Miłością". Musimy wyruszać w krainę miłości, idąc ścieżką poznania sercem. Martin Luther King wypowiedział głębokie slowa: "Miłość jest kluczem, który otwiera drzwi do najwyższej rzeczywistości".

sobota, 12 maja 2012


J 15,18-21

Jezus powiedział do swoich uczniów:

„Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was miłował jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi.

Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem: «Sługa nie jest większy od swego pana». Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować. Jeżeli moje słowo zachowali, to i wasze będą zachowywać. Ale to wszystko wam będą czynić z powodu mego imienia, bo nie znają Tego, który Mnie posłał”. 


Chrześcijanin w jakimś sensie musi się pogodzić z myślą iż będzie w konflikcie ze światem który na wielu płaszczyznach jest rozdarty. Dzisiaj człowiek jest doceniany, promowany i obdarowywany gratyfikacjami pod warunkiem że umie ułożyć się ze światem, czasem kosztem pozbycia się tego co, jest najcenniejsze- świata własnych wartości i przekonań. Kiedy myślisz jak inni -jesteś nasz, kiedy ulegasz trendom i modelom myślowym "oświeconych" jesteś na czasie i wszyscy będą cie klepać po ramieniu. Taki postępowy i bezmyślny człowieczek którym łatwo można manipulować. To się mocno odsłaniają słowa Russella: "Dla większości ludzi życie jest nieustannym kompromisem między tym co upragnione a tym co możliwe". Przeżywać swoje życie zgodnie z własnym sumieniem, z prawem wypisanym w sercu ręką Boga, iść Jego śladami upatrując w nich sens i cel tego co, zaczęte i spełnione. Jezus wziął na ze świata abyśmy ten świat czynili bardziej ludzkim, a jednocześnie odpowiadajcym odwiecznemu standartowi dobra i miłości. Stanął w sercu świata aby ruszyć krwioobieg życia.  Z powodu Jego imienia będziemy cierpieć i doświadczać prześladowania, ponieważ wielu będzie stało z boku prawdy, często wyśmiewając i szydząc z tego co święte. Warto uswiadamiać sobie że nie jesteśmy użytkownikami świata dla siebie - egoistycznie. Dzieki Niemu wszystko jest nam dane i wszystko ma stać się wartością przechodzącą w wymiar Bożego bycia. Zachowajmy słowa Pana w sercu i odrobinę postarajmy się Mu zaufać.




czwartek, 10 maja 2012


J 15,9-11

Jezus powiedział do swoich uczniów:

„Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości.

To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna”.



Dzisiaj chrześcijaństwo już nie ma być tylko znakiem miłości, ale propozycją dla świata który zwątpił lub odszedł od miłości Boga. Miłość która rodzi się z wierności przykazaniom, to znaczy prawu które Bóg złożył w sercu każdego człowieka. Dzisiejsze czasy to próba szczególnej wierności która wymaga krystalicznie czystej postawy, przykładu który dla innych będzie czytelnym znakiem wiarygodnej i urzeczywistniającej się miłości. W takiej postawie odkrywa się intymną bliskość z Tym który nas kocha od tak i zaprasza nas do uczestniczenia w komunii Wspólnoty Osób. Każdego dnia Bóg chce nas pochwycić w miłości, ogarnąć i uczynić kochającym. "Bóg nadchodzi i wyznaje swoją miłość prosząc, by Mu ją odwzajemniono...Odepchnięty wyczekuje u drzwi. W zamian za całe dobro jakie nam wyświadcza, pragnie jedynie naszej miłości i uwalnia nas od wszelkiego długu". Ktoś bardzo ciekawy spyta: Panie po, co to wszystko, aby radość wasza była pełna.

 

wtorek, 8 maja 2012


J 10,11-16

Jezus powiedział do faryzeuszów: „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, do którego owce nie należą, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza. Najemnik ucieka dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach.

Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia i jeden pasterz.



 Obraz Chrystusa Dobrego Pasterza towarzyszy od początku chrześcijaństwa. To wizerunek Boga zatroskanego o los człowieka, gotowego pozostawić wszystko a nawet swoje życie aby ratować powierzoną sobie owczarnie jaką jest Kościół. Zbawiciel który swoje życie oddaje za każdego człowieka bez wyjątku, po to aby wprowadzić każdą owieczkę do swojej owczarni. W ocaleniu zaginionej owcy, egzegeci widzą obraz nawrócenia każdego człowieka, który się spotkał z miłością szukającego z przejęciem Pasterza. Kościół pierwotny ujmował to jeszcze szerzej, dopatrując się w nim symbolu ocalenia calej ludzkości, którą Chrystus dzięki misterium Paschy - Śmierci i Zmartwychwstaniu, wziął na swoje ramiona i niesie do nieba, do rzeczywistości przebóstwionej. Mocą wydarzenia paschalnego Pasterz obdarza każdą owieczkę życiem wiecznym, przez które nie należy rozumieć tylko przyszłego życia w szczęśliwej wieczności, lecz także to "życie wieczne" które jest nam dane na mocy chrztu. Przemawia tu także to bardzo egzystencjalne przesłanie, Jezus kroczy ze mną po mojej ścieżce życia, wskzauje właściwe wybory, odnajduje na zakrętach życia i troszczy się o każdego w sposób wyjątkowy. Bóg Przyjaciel zakochany w człowieku. "Najważniejsze, co zachodzi między Bogiem i ludzką duszą, to kochać i być kochanym". Bóg niesie ciebie na swoich ramionach a jedyne ślady jakie widzisz na ziemi, to odbicie Jego stóp.


niedziela, 6 maja 2012


J 15,1-8

Jezus powiedział do swoich uczniów:

„Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwać będę. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, o ile nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie.

Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poprosicie, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami”.


"Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwać będę. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, o ile nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie." Te słowa Chrystusa o trwaniu w Nim bardzo osobiście odnoszę do siebie. Po ostatnich trudnych ale pełnych nadziei doświadczeniach odejścia mojego  Ojca, dostrzegam wielką siłę w zaufaniu Bogu. Czerpać siłę z Boga, spoglądać Jego oczyma, oddychać oddechem Jego odwiecznego tchnienia, myśleć w Nim i z Nim, to najbardziej zdumiewająca ścieżka po której kroczy chrześcijanin. Wszystko co się dzieje w naszym życiu, jest dotknięciem obecności Boga, zapuszczeniem korzeni w osobowej relacji z Tym, Który mnie przecież zna, jestem kimś bliskim, takie poczucie rodzi owocowanie, a wieć rodzenie i nieustanne obdarowanie w Nim. To zdolność do miłości, kochania, przemiany i pokonywania tego wszystkiego co może być smutkiem, lekiem lub przychodzącą nagle śmiercią. "Fundamentalnym zadaniem chrześcijanina jest miłość. Chrześcijanin, który nie jest zdolny do miłości, nie jest autentycznym chrześcijaninem. Warunkiem pozostawania w miłości jest zachowanie przykazań Jezusa, tak jak Jezus zachowywał przykazania Ojca." Kochać tylko tyle, albo aż tyle. W miłości zawiera się pełnia naszego człowieczeństwa i naszego bycia w Bogu. Dzisiaj dowiedziałem się o bliskiej mi osobie która jest poważnie chora na nowotwór. Jakiś czas temu wydawało się wszystko dobrze, ale szczególowe badania wykazały iż, sytuacja tej osoby jest bardzo ciężka. Potrzeba w takich sytuacjach tylko jednego: MIŁOŚCI BOGA i miłości człowieka. Kochać to znaczy budować pomosty pomiędzy brakiem nadziei a poczuciem sensu, kochać to odkrywać miłość która leczy, podnosi i uzdrawia. Kochać to pozwolić się oddać całkowicie Bogu, nawet jeśli będą strugami i wąwozami płynęły łzy z pytaniem dlaczego ? "Dla chrześcijanina najbardziej dramatyczna odpowiedź Boga zawarta jest jest w mowie Krzyża." Na Krzyżu życiodajnej latorośli miłość cierpiącego Boga, utożsamiła się z każdym ludzkim cierpiniem, to jest źródłem duchowej siły i pewności która przeprowadza ze stanu lęku ku nadziei. Jedno jest pewne, nawet najbardziej pozornie czarny scenariusz naszego życia, może być źródłem wzrostu miłości która wszystko jest wstanie pokonać. Naucz  mnie Panie każdego dnia spoglądać Twoimi oczyma, abym przez łzy cierpienia potrafił kochać tych którzy już kochać nie potrafią, i tą miłością wypełniał świat Tobą.