piątek, 13 lipca 2012


Przede wszystkim, gdy coś dobrego zamierzasz uczynić, módl się najpierw gorąco, aby Bóg sam to do końca doprowadził. Skoro raczył nas już zaliczyć do grona swoich synów, oby nie musiał kiedyś się smucić naszymi złymi postępkami. Posługując się dobrem, jakie w nas złożył, powinniśmy zatem zawsze być Mu posłuszni, bo w przeciwnym razie mógłby nas nie tylko wydziedziczyć, jak rozgniewany Ojciec swoich synów, lecz także jak groźny Pan, obrażony naszą nikczemnością, wydać na wieczną karę sługi niegodne, gdyż nie chcieliśmy iść za Nim do chwały.

Powstańmy więc wreszcie, skoro Pismo święte zachęca nas słowami: "Teraz nadeszła dla nas godzina powstania ze snu". A otworzywszy oczy na przebóstwiające światło, słuchajmy uważnie głosu Bożego, który nas codziennie napomina wołając: "Obyście usłyszeli dzisiaj głos Jego: nie zatwardzajcie serc waszych"; i znowu: "Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów".

A co mówi? "Pójdźcie, synowie, słuchajcie Mnie, nauczę was bojaźni Pańskiej; biegnijcie, dopóki macie Światłość życia, aby ciemności śmierci was nie ogarnęły".

Pan pośród licznego tłumu, któremu mówi te słowa, szuka sobie współpracownika i raz jeszcze powtarza: "Któż jest człowiekiem, co miłuje życie i pragnie dni, by zażywać szczęścia?" Jeśli słysząc to, odpowiesz: "ja", rzecze ci Bóg: "Skoro chcesz mieć prawdziwe i wieczne życie, «powściągnij swój język od złego, od słów podstępnych twe wargi. Odstąp od złego, czyń dobro; szukaj pokoju, idź za nim». Gdy to uczynicie, oczy moje zwrócone będą na was, a uszy moje otwarte na wasze prośby. I zanim Mnie wezwiecie, powiem: «Oto jestem»".

Cóż dla nas milszego, bracia najdrożsi, nad to zaproszenie? Oto w swej łaskawości Pan ukazuje nam drogę życia.

Przepasawszy więc biodra wiarą i pełnieniem dobrych uczynków, podążajmy ścieżkami Pana za przewodem Ewangelii, abyśmy zasłużyli na oglądanie Tego, który nas wezwał do swego królestwa. Jeśli zaś pragniemy zamieszkać w tym królestwie i w Przybytku Pańskim, musimy biec drogą dobrych uczynków, gdyż inną tam się nie dochodzi.

Podobnie jak istnieje zawziętość zła i gorzka, która oddala od Boga i prowadzi do piekła, tak jest i gorliwość dobra, która oddala od grzechów, a prowadzi do Boga i do życia wiecznego. Ta więc właśnie gorliwość niechaj wyróżnia mnichów w ich życiu żarliwej miłości tak, aby w okazywaniu czci jedni drugich wyprzedzali. Niech słabości swoje duchowe i cielesne znoszą cierpliwie. Niech prześcigają się nawzajem w posłuszeństwie. Niechaj nikt nie stara się o to, co uważa za pożyteczne dla siebie, lecz raczej o to, co pożyteczne dla drugiego. Niech darzą się wzajemnie czystą miłością braterską. Niech Boga się boją dlatego, że Go miłują. Opata swego niech kochają miłością szczerą i pokorną. Niechaj nic nigdy nie będzie dla nich ważniejsze od Chrystusa, który oby nas razem raczył doprowadzić do życia wiecznego.



 Św. Benedykt  Reguła


Mt 10,16-23

Jezus powiedział do swoich apostołów:

„Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie.

Miejcie się na baczności przed ludźmi. Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić. Gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was.

Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony.

Gdy was prześladować będą w tym mieście, uciekajcie do innego. Zaprawdę powiadam wam: Nie zdążycie obejść miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy”.


Kiedy obserwujemy żywo pulsującą rzeczywistość ma się wrażenie iż chrześcijaństwo będzie musiało na nowo odważnie wypowiedzieć swoją przynależność do określonego systemu wartości, który ma źródło w Ewangelii. Mam takie wrażenie iż chrześcijanie mówią różnym językiem, jakby każdy miał depozyt na prawdę i próbował usprawiedliwiać świat że jest taki wybrakowany. Słowo dzisiejsze mówi o posłaniu uczniów miedzy wilki, tymi owymi drapieżnikami jawią się ci, którzy posługują się językiem pogardy, nienawiści i kontestacji tego najogólniej mówiąc jest święte. To charakterystyka tych których serca i życie jest w niebezpieczeństwie ciemności i braku miłości. Ludzie którzy tworzą rzeczywistość na hybrydzie tolerancji pod którą można potpiąć z wielką łatwością wszelkie działanie które będzie przeciwne wartościom. Zawsze istnieją dwie drogi którymi można z łatwością podążyć...droga życia i śmierci. Możemy pozwolić się ogarnąć tak kreowanej rzeczywistości kompromisów moralnych, etycznych i światopoglądowych...bo taki wybór nic niekosztuje a jest pozornie atrakcyjny ( do czasu) Jakie trudne wydaje się dzisiaj przyznanie do wartości, które określają sens naszej egzystencji. Często sami zachowujemy się szablonowo: ja wiem że, tak nie można...ale jak zachować inaczej, presja...jeszcze raz presja...wszyscy tak robią. Takie slogany i presing otoczenia chce wyrwać Boga z serca, przez życie bez zasad. Jak nie ma zasad to wszystko wolno i wszysko można łatwo uargumentować jako pożądane i utylitarne. Jaką trzeba mieć wiarę, głęboką ufność aby powiedzieć JESTEM CHRZEŚCIJANINEM mówię radykalne NIE temu co, jest obce moim przekonaniom i miłości do Boga. Jaką trzeba mieć odwagę aby pójść pod prąd, stać się jak waleczna owca, lub otrzymać skrzydła i wzlecieć jak gołąb ponad bezsensem codzienności pompowanej filozofią hedonizmu i idolatrii. Jeżeli przyjdzie na nas niebezpieczeństwo, słowo pogardy a może nawet naruszenie godności lub cielesności, pamiętajmy ON ZWYCIEŻYŁ ŚWIAT, a my Jego mocą pokonamy wszelkie przeszkody. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony.

 


niedziela, 1 lipca 2012

Mk 5,21-43

Gdy Jezus przeprawił się z powrotem łodzią na drugi brzeg, zebrał się wielki tłum wokół Niego, a On był jeszcze nad jeziorem. Wtedy przyszedł jeden z przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: „Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła”. Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd Go ściskali.

A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Słyszała ona o Jezusie, więc zbliżyła się z tyłu między tłumem i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Zaraz też ustał jej krowotok i poczuła w ciele, że jest uzdrowiona z dolegliwości.

Jezus także poznał zaraz w sobie, że moc wyszła od Niego. Obrócił się w tłumie i zapytał: „Kto dotknął się mojego płaszcza?”

Odpowiedzieli Mu uczniowie: „Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: «Kto się Mnie dotknął?»”. On jednak rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę.

On zaś rzekł do niej: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości”.

Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: „Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela ?”

Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi : „Nie bój się, tylko wierz”. I nie pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego.

Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu i głośnego zawodzenia wszedł i rzekł do nich: « Czemu robicie zgiełk i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi». I wyśmiewali Go.

Lecz On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: „Talitha kum”, to znaczy: „Dziewczynko, mówię ci, wstań”. Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym nie wiedział, i polecił, aby jej dano jeść.


Chrystus dokonuje w dzisiejszej Ewangelii dwóch cudów pierwszy to uzdrowienie kobiety która od długiego czasu cierpiała na upływ krwi. Kobieta przeżywała straszne cierpienia, ból i świadomość że otoczenie traktuje ją jako nieczystą, bowiem w mentalności żydowskiej krwawienie kobiety powoduje nieczystość, z tym się wiązał brak możliwości uczestniczenia w religijności. Spotkała Jezusa, a właściwie to zakradła się od tyłu aby być anonimową, dotknęła się szaty i odzyskała zdrowie. Jezus pozwolił się dotknąć, a później znalał jej twarz w tłumie, a ona pełna lęku przyszła i wyznała całą prawdę. Drugi epizod Ewangelii to dziewczynka dwunastoletnia która umarła, wydawało się że jest już po wszystkim, ale Jezus pełen milości przywraca ją do życia. "dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka".  Jezus każdego z nas chwyta za dłoń i mówi: Nie bój się, tylko wierz...mówię ci, wstań ! Wstań ze swoich upadków, przyzwyczajeń, próżnych pragnień. Bóg chce uzdrawiać nasze skołatane serca, spracowane ręce i wypalone emocje, powracające wspomnienia, zranienia i balasty przeszłości...Czasami trzeba wykrzyczeć swoją małość, powiedzieć Panie, proszę dotknij moje życie, uzdrów to, co we mnie potrzebuje uzdrowienia. Dotknij, przytul i pociesz. Uzdrów moja przeszłość i teraźniejszość. Proszę, obejmij mnie swoimi ramionami, daj poczuć miłość i pozwól wypowiedzieć: Abba - Ojcze. Brat Remi napisał takie świadectwo: "Na zawsze zapamiętam mężczyznę, którego znaleźliśmy powieszonego. Na stole zostawił Biblię otwartą na Ośmiu Błogosławieństwach: Błogosławieni którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni". Pomyślałem, że Jezus był z nim w tym trudnym momencie. Ludzie umierają na raka, który niszczy ich ciało, ale umierają też na raka duszy, z rozpaczy". Jezus chce nas wyprowadzić z poczucia lęku i rozpaczy, chce abyśmy żyli, abyśmy czuli się kochani, a w trudnym i pełnym łez dramacie chwili czuli uścisk dłoni Boga.