piątek, 31 sierpnia 2012

Mt 25,1-13

Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść:

„Podobne jest królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie oblubieńca. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły ze sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach. Gdy się oblubieniec opóźniał, zmorzone snem wszystkie zasnęły.

Lecz o północy rozległo się wołanie: «Oblubieniec idzie, wyjdźcie mu na spotkanie». Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: «Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną». Odpowiedziały roztropne: «Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie».

Gdy one szły kupić, nadszedł oblubieniec. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną i drzwi zamknięto. W końcu nadchodzą i pozostałe panny, prosząc: «Panie, panie, otwórz nam». Lecz on odpowiedział: «Zaprawdę powiadam wam, nie znam was».

Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny”.

"Zbudź się o śpiący a zajaśnieje ci, Chrystus", postawa przebudzenia w chrześcijaństwie, to gotowość na przyjście Oblubieńca. Dziewczęta z przypowieści, wystrojone i przyozdobione na spotkanie miłości, to przeniesienie z dworskiego ceremoniału obrazu korowodu weselnego. Dzisiejsza przypowieść wyraża napięcie na przyjście Pana "już i jeszcze nie" owo natężenie oczekiwania którego szczytem jest przybycie   Oblubieńca w blasku chwały. Tu wyraża się cała tęsknota pierwszych   chrześcijan, którzy wiedzieli że Pan przyszedł w tajemnicy Wcielenia, a teraz oczekują Go, w triumfie "drugiego przyjścia". Paruzja- termin ten oznacza "obecność", ale również "nadejście" czyli uobecnienie się Boga pośród swego ludu. "Szkoda że dzisiaj chrześcijanie nie przejawiają zainteresowania powtórnym przyjściem Pana. Raczej myślimy z lękiem o "końcu swiata" niż z nadzieją o powtórnym Przyjściu. Nie zauważamy przy tym, że to, czego się boimy w kontekście "końca", dzieje się juz od wielu lat i ludzie nie potrafią sami poradzić sobie ze śmiercią, wojnami, głodem, klęskami żywiołowymi i własnym okrucieństwem...Powtórne przyjście Pana to koniec takiego świata, jaki znamy- okrutnego, zimnego, pozbawionego miłości. To jednocześnie otwarcie perspektywy o na świat odnowiony, nowe niebo i nową ziemię, na nowego przemienionego człowieka, na Królestwo Boże, które już jest w nas, ale jeszcze w pełni się nie objawiło. Jeśli kogoś to nie przekonuje, to niech pamięta, ze mimo całej możliwej straszliwości tego dnia, o wiele lepiej znaleźć się w rękach Boga niż wpaść w ręce ludzi."Jak na ikonie która ilustruje przekaz przypowieści, Chrystus to Król, Oblubieniec, jedyny interpretator historii naszego życia, w środku Jego domu są już ci, którzy trzymają lampy zapalone...oni się dobrze mają, okazli się zdolni do czujności serca, wyczekiwali dnia wesela, zbudzili jutrzenkę. Przed bramą stoją śpiochy, którzy mówili mam czas aby się przygotować i odkładali wszystko na ostatnia chwilę, na nich dzień Pański spadł jak grom z jasnego nieba, wyraża to ikonograficzna gestykulacja panień głupich... Warto być czujnym to refleksja dla nas, aby później wyzbyć się paraliżującego lęku przed Miłością którą przyniesie do komnaty weselnej Oblubieniec. Czuwajmy...!
 
Nie mamy wciąż miejsca swojego,
Wśród wszystkich zakątków tej Ziemi
Szukamy wciąż miejsca swojego
I wciąż do nowego dążymy,
Ale przyjdzie taki Dzień,
gdy zapuka do Ciebie Ktoś
wówczas powie Ci: "Odnalazłeś swój Dom,
Dom spotkania miłości"

  
Będzie to piękne spotkanie,
Spotkanie, którego nie zna nikt,
Będzie to przebywanie na zawsze i po wieczne dni,
Jasność stanie przed Tobą,
a ciemność na zawsze przeminie,
Pan wyjdzie na to Spotkanie w jedynej, jednynej dla Ciebie godzinie.


 

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Mt 23,1.13-22

Jezus przemówił do tłumów i do swoich uczniów tymi słowami:

„Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo zamykacie królestwo niebieskie przed ludźmi. Sami nie wchodzicie i nie pozwalacie wejść tym, którzy do niego idą.

Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo obchodzicie morze i ziemię, żeby pozyskać jednego współwyznawcę. A gdy się nim stanie, czynicie go dwakroć bardziej winnym piekła niż wy sami.

Biada wam, przewodnicy ślepi, którzy mówicie: «Kto by przysiągł na przybytek, to nic nie znaczy; lecz kto by przysiągł na złoto przybytku, ten jest związany przysięgą». Głupi i ślepi! Cóż bowiem jest ważniejsze, złoto czy przybytek, który uświęca złoto? Dalej: «Kto by przysiągł na ołtarz, to nic nie znaczy; lecz kto by przysiągł na ofiarę, która jest na nim, ten jest związany przysięgą». Ślepi! Cóż bowiem jest ważniejsze, ofiara czy ołtarz, który uświęca ofiarę?

Kto więc przysięga na ołtarz, przysięga na niego i na wszystko, co na nim leży. A kto przysięga na przybytek, przysięga na niego i na Tego, który w nim mieszka. A kto przysięga na niebo, przysięga na tron Boży i na Tego, który na nim zasiada”.
 
"Dziwne. Chrystus powiedział przecież, że przyszedł nie po, to by sądzić, ale by zbawiać (por. J3,17; Łk 19,10). A jednak zanim został osądzony i skazany, sam wszczął proces przeciw faryzeuszom. Widocznie uważał, że  Jego religia ma tylko jednego groźnego nieprzyjaciela: faryzeizm. I postanowił obłożyć go calkowitą ekskomuniką. Konflikt, który powstał między "płodnym poszanowaniem prawa a jałowym legalizmem", skłonił Chrystusa do sformułowania szczególnego aktu oskarżenia...Te słowa dotyczą jednak nas wszystkich. Byłoby nawet gestem faryzejskim kierować je wyłącznie przeciw sprawującym władzę. Faryzeusze nie stanowią jakiejś kategorii osób. Chodzi tu raczej o kategorię ducha. O postawę wewnętrzną. Jest to bakcyl który może zawsze zakazić życie religijne. Wszyscy jesteśmy faryzeuszami, gdy: przesłaniamy Słowo Boże własnymi tradycjami. Ograniczamy się do legalizmu, sprowadzamy religię do "praktyk". Uważamy, że mozna dojść do Boga "przeskakując" bliźniego. Nasz "prozelityzm" tworzy "sekciarzy". Zabiegamy bardziej o pozory niż o istotę spraw. Mamy ambicję rządzenia, uważamy się za lepszych od innych. Umieszczamy prawo ("literę" prawa) a nie człowieka na czele naszych trosk. Cała ta zgnilizna ma jedno imię: hipokryzja. Religia która nie przejawia się w miłości, zasługuje na jedno imię: hipokryzja. Gdy uznaję, że moja religijność jest zarażona hipokryzją, gdy wyznaję że jestem faryzeuszem, gdy nieubłagalna mowa oskarżycielska Chrystusa dotyka mnie do żywego i powoduje, że czuje się z tym źle, już wkraczam na drogę zbawienia. Gdy uwalniam się od "drugiego oblicza", Chrystus mnie rozpoznaje. Może jako grzesznika. Ale przynjamniej jestem rzeczywiście sobą . Pan wie wówczas, co zrobić, by mnie zbawić"
 
fragmenty rozważania zaczerpnięte z książki Aleksandro Pronzato "Niewygodne Ewangelie"

 

sobota, 25 sierpnia 2012

Mt 23,1-12

Jezus przemówił do tłumów i do swoich uczniów tymi słowami:

„Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsce na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynku i żeby ludzie nazywali ich Rabbi.

Otóż wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus.

Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony”.
 
Istnieją tacy chrześcijanie którzy zachowują się, a możej mocniej wypada powiedzieć tak się  prezentują na zewnątrz kreując swój wizerunek jakby pozjadali wszystkie rozumy i mają wlaną wiedzę która w ich przekonaniu pozwala stwierdzić, co w danym momencie Bóg sobie pomyśli lub pragnie. Uważają że mają depozyt na prawdę, spogladajac z góry na tych wszystkich którzy postrzegają wiarę inaczej lub są daleko od jakiegokolwiek doświadczenia Boga. Zajęcie pozycji wykształconego lub dobrze ułożonego mądrali, z pięknym aparatem pojęciowym który może wzbudzać z podziw innych jest czesto wyrazem pychy faryzeusza, który wydłuża frędzle swoje narzucającego się "ego"-które co, jest najbardziej żenujące szuka poklasku. Znam takich ksieży, którym jak się przerwie napuszony monolog to uważają to za katastrofę obyczajową i gotowi są szafować Bożym gniewem... Jezus wskazuje na profil chrześcijanina jako tego którgo najważniejszym przymiotem jest zdrowa pokora, postawa służby, transparentość słów i zachowania. Taka postawa rodzi się ze słuchania Mistrza. Balthasar napisał kiedyś takie słowa: "Ten kto nie słucha Boga, nie ma światu nic do powiedzenia...kto chce przemawiać do świata, musi najpierw słuchać Boga". A św. Bazyli jeszcze mocniej to wyraził "Umieć spokornieć oznacza umieć naśladować Jezusa". Warto być pokornym, choć to trudne, pokora bowiem przykrywa wiele grzechów, jedno jest ważne aby mieć świadomość swojej niedoskonałości...wtedy będzie łatwiej wspinać się po doskonałość. To postawa sługi na którego Bóg spogląda jak na kogoś najważniejszego na świecie.

piątek, 24 sierpnia 2012

J 1,45-51

Filip spotkał Natanaela i powiedział do niego: „Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy, Jezusa, syna Józefa, z Nazaretu”.

Rzekł do niego Natanael: „Czyż może być co dobrego z Nazaretu?”

Odpowiedział mu Filip: „Chodź i zobacz”.

Jezus ujrzał, jak Natanael zbliżał się do Niego, i powiedział o nim: „Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu”.

Powiedział do Niego Natanael: „Skąd mnie znasz?”

Odrzekł mu Jezus: „Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym”.

Odpowiedział Mu Natanael: „Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś królem Izraela!”

Odparł mu Jezus: „Czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: «Widziałem cię pod drzewem figowym»? Zobaczysz jeszcze więcej niż to”.

Potem powiedział do niego: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego”.


Jezus to Ten, który pierwszy podejmuje wobec nas inicjatywę, zawsze dokonuje się to jako propozycja, czasami rozbudzona spojrzeniem pełnym miłości i wiarygodności. "Pójdź za Mną" lub "Chodź i zobacz" są bezpośrednim przynagleniem do podjęcia duchowej przygody, odbioraca tych słów często jest zmieszany, lub boi się...czego Bóg oczekuje ? My sami się boimy bo kroczenie za Panem jest trudne, a nawet w kontekście tego czasu ryzykowne, ponieważ muszę wiele stracić w imię wartości które są nie preferowane. "Powołanie jest przede wszystkim powołaniem miłości, osobistą więzią- doświadczeniem miłości. "Chodźcie i zobaczycie". Jeżeli nie doświadczyliśmy jeszcze miłości u Boku Baranka, nie wiemy dobrze, czym jest nasze chrześcijańskie powołanie. Miejmy więc chociaż pragnienie...pragnienie to jakieś już doświadczenie ! pisał o. Marie Dominique Philipe. Słyszymy czasem: "Ja nigdy nie spotkałem Chrystusa". Spróbujmy dobrze to zrozumieć. Nie chodzi oto to, by spotkać Go w taki sposób, w jaki spotykacie sąsiada. Nie trzeba prosić o objawienie czy wizję. Nie, trzeba prosić o wewnętrzne spotkanie. Pragnienie spotkania Jezusa to już doświadczenie Baranka..to zadziwiające...To krzyk dziecka na pustyni, krzyk dziecka który przyzywa."To codzienność w której pozwalam się odnajdywać spojrzeniu i prowadzić głosowi: "Pan skierował do mnie następujące słowo: Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów ustanowiłem cię. I rzekłem: "Ach Panie przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem! Pan zaś odpowiedział mi: Nie mów: "Jestem mlodzieńcem", gdyż pójdziesz do kogokolwiek cię, poślę i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę. Nie lękaj się ich, bo jestem z tobą, by cię chronić."(Jr 1,1-8).
 
Ale dziś rano dałeś mi znak, Panie,
przypominając mi, że Jesteś.
Dla mnie spokojny, Niewzruszony.
A więc postanowiłem ujarzmić czas,
nie śpieszyć się,
zostawiając samochód i idąc na piechotę.
I powiedziałem do Ciebie, Panie:
Czy pójdziesz ze mną po zakupy ?


 

środa, 22 sierpnia 2012


Łk 1,26-38

Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja.

Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”.

Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”.

Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?”

Anioł Jej odpowiedział: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”.

Na to rzekła Maryja: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”. Wtedy odszedł od Niej anioł.


Dzisiejsza Ewangelia zaprasza nas po raz kolejny do kontemplacji sceny Zwiastowania. To wydarzenie z jednej strony jakoś misteryjne, a zarazem bardzo intymne. Tu wszystko jest osłonięte tajemnicą spotkania woli Boga, i pełnej dojrzałości zgody Maryi. Ona zostaje przeniknięta łaską, ocieniona Mocą z Wysoka...wybraną do misji urzeczywistnienia pomysłu Boga. Bardzo często na chrześcijańskim Wschodzie "Liturgia Zwiastowania nazywa to wydarzenie- poczatkiem naszego zbawienia i objawieniem odwiecznej tajemnicy oraz ogłasza Dziewicę "świętą świątynią i łonem macierzyńskim większym od nieba". W swojej homili na święto Zwiastowania Mikołaj Kabasilas ukazuje całą pełnię piękna odpowiedzi Niewiasty z Nazaretu: "Wcielenie  było nie tylko dziełem Ojca, Jego Mocy i Jego Ducha, ale także dziełem  woli i wiary Dziewicy. Bez Jej zgody, bez współpracy wiary, ekonomia ta byłaby tak samo nie do spełnienia, jak i bez działalności samych Trzech Boskich Osób. Tylko nauczywszy i przekonawszy Maryję, Bóg mógł wybrać Ją sobie na Matkę i przyjąć od Niej ciało, które Ona zgodziła się Mu dać. On pragnął, aby Matka zrodziła go tak samo dobrowolnie, jak i On dobrowolnie się wcielił". Jej wypowiedziane Bogu "Tak", staje się słowem mocy, obietnicy i światła...wobec bardzo wielu wypowiadanych ludzkich "nie". Wiara chrześcijanina to ciagłe uczenie się odpowiadania "tak" nawet jeżeli kosztuje to rezygnacją z siebie, kiedy świat wciska postawę negacji, apsurdu, braku poczucia sensu... zgoda na wiarę, sakralizuje życie. Bo nawet jeśli się człowiek pomyli, zagubi i porani, to Bóg będzie pamiętał o wypowiadanym z pokorą "tak". Każdy człowiek ma w swoim życiu epizod zwiastowania, taki swój osobisty, gdzie staje propozycja współpracy, zachety, inspiracji i doświadczenia łaski. To moment dotknięcia przez Boga, który może coś zainicjować lub pozostać tylko w pamięci jako wydarzenie którego nie potrafiłem udźwignąć, ponieważ się bałem. Maryja staje dziś przed nami i uczy nas postawy wyjścia ku przygodzie wiary.

wtorek, 21 sierpnia 2012

...opuścić aby zyskać Miłość

Mt 19,23-30

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Zaprawdę powiadam wam: Bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego. Jeszcze raz wam powiadam: Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego”.

Gdy uczniowie to usłyszeli, przerazili się bardzo i pytali: „Któż więc może się zbawić?”

Jezus spojrzał na nich i rzekł: „U ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe”.

Wtedy Piotr rzekł do Niego: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?”

Jezus zaś rzekł do nich: „Zaprawdę powiadam wam: Przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały, wy, którzyście poszli za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach sądząc dwanaście pokoleń Izraela. I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy.

Wielu zaś pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi.”

Dlaczego tak szorstko i mało delikatnie Jezus wypowiada się o bogatych ludziach, czy wśród dobrze uposażonych nie ma ludzi prawych, dobrodusznych o wrażliwym sercu. Czy bogaty musi się kojarzyć z nieuczciwym, który swoje bogactwo zbudował na krzywdzie innych. Patrz afera finansowa"Amber Gold"utopione pieniądze, przekręty i ludzka krzywda ? Jezus mówi że tacy ludzie są narażeni na pokusę zawłaszczenia drugim człowiekiem, przez to że wiele posiadają i pragną jeszcze więcej. Stąd wejście bogatych do Nieba dokonuje się z trudnością, jeżeli w życiu pojawia się postawa wyzyskiwania i zamkniętego serca na brata w potrzebie. Postawa liczę się tylko "Ja" i moja własność. Jednocześnie ludzie bogaci o płytkim myśleniu i mało pojemnym sercu na miłość i miłosierdzie, są jakoś nieszczęśliwi. Bogacz to trochę naiwny głupiec, a jednocześnie żyjący na krawędzi ryzykant, dzisiaj ma wszystko a jutro może być nikim. ks. Aleksandro Pronzato napisał kiedyś w Niewygodnych Ewangeliach: iż nieszczęście bogatego polega na tym, że nie może spotkać ubogiego i cierpiącego Chrystusa. Autor przywołuje bardzo życiowe opowiadanie w którym przyszło mu uczestniczyć. "Pewnego dnia, znalazłszy się w słynnym sanktuarium, wmieszałem się w pielgrzymkę osób należących do sfer "posiadających". Po południu uroczysta Droga Krzyżowa wzdłuż trasy wyznaczonej w parku. Honor niesienia krzyża przypadł bardzo pobożonemu i bogatemu właścicielowi ziemskiemu. W pewnych środowiskach nawet pokora jest luksusem, który należy wystawić na pokaz, i wartościowym przywilejem. O ustalonej godzinie stwierdzono  z przerażeniem, że brak krzyża, który miał zostać włożony na pobożne ramiona. Wszyscy starali się temu zaradzić. Wszyscy przystąpili do działania. Powstało znaczne zamieszanie, wywołane tym gorączkowym poszukiwaniem. A jednak nie udało się znaleźć odpowiedniego krzyża. Trzeba przyznać, że sprawa nie była pozbawiona aspektu komicznego. Ośmieliłem się zaproponować: Poszukajcie ubogiego...Wy, ludzie bogaci, musicie szukać sobie krzyża. Ubogi tymczasem nosi na ramionach już gotowy krzyż. Wywołałem jedynie lekceważące grymasy." Miałem takiego znajomego kolegę księdza który był bardzo mocno zaangażowany w duszpasterstwo bankowców, ciągłe wyjazdy, pielgrzymki, spotkania integracyjne...gratyfikacje w postaci drogich prezentów. Był dumny kiedy jego wysiłek "ewangelizacyjny" był doceniony choćby złotym zegarkiem. Odszedł z kapłaństwa... Jezus mówi do uczniów, macie opuścić wszystko, to bardzo trudne. Opuscić to znaczy coś wiecej niż tylko zrezygnować z korzyści, własnych planów, kalkulacji i zabezpieczeń. Opuścić to kochać inaczej aby nikogo niezranić, sam po sobie wiem jakie to jest trudne, ile musze się rzeźbić aby Chrystusa był w tym wszystkim  więcej niż mnie. Być bogatym w Miłość !

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Czy chcesz być szczęśliwym ?


Mt 19,16-22

Pewien człowiek zbliżył się do Jezusa i zapytał: „Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?”

Odpowiedział mu: „Dlaczego Mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest Dobry. A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania”.

Zapytał Go: „Które?”

Jezus odpowiedział: „Oto te: nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij ojca i matkę oraz miłuj swego bliźniego jak siebie samego”.

Odrzekł Mu młodzieniec: „Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi jeszcze brakuje?”

Jezus mu odpowiedział: „Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną”.

Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.



Pytanie które zadaje młodzieniec Chrystusowi, wyraża jakąś postawę tęsknoty za szczęściem. Pragnienie szczęścia jest w sercu każdego człowieka, staje się również oczekiwaniem na locus caelestis- pragnienie Nieba, przejmujace i pełne doświadczenie które jest wieczne. Jezus szybko sprowadza w odpowiedzi  na pytanie młodzieńca na ziemię. Zachowuj przykazania, czyli bądź wierny Prawu które Bóg wypisał w twoim sercu, jednym słowem bądź autentyczny przed sobą i pamiętaj o Tym, który kieruje twoim życiem. Twoje życie jest bowiem wypisane na Jego dłoniach. Bóg jest dla ciebie jedynym szczęściem, zabezpieczeniem, źródłem spełnienia i odpowiedzią na nieustanne pytania rodzące się w czasie drogi. Bardzo wielu chrześcijan łapie się w taką tanią choć wygodną pułapkę pobożnego myślenia, jestem dobry...czasami czymś się dzielę, wierzący- praktykujący i w pierwszej ławce w Kościele...a jeszcze rodzina fundowała drzwi do Kościoła, sprawiedliwy, nic nie można mi złego zarzucić.Wielu młodych ludzi przechodzi jakąś wielką życiową próbę w której trzeba dokonać wyboru drogi życia, towarzyszy temu jakiś lęk. Młodzi boją się przyszłości bo przygniata ich rzeczywistość w której jest walka o swoją niezależność, tożsamość, i chęć posiadania jako spełnienia siebie. Niektórych zadręcza niepokój i nie chcą dorastać, by uniknąć wyboru. Strach jest niezdrowy, w jakiś sposób paraliżuje tłumi postawę otwartości na nowe wyzwania...chodź za Mną. "Wielkość człowieka polega na tym, żeby był zdolny swoim "ryzykować swoim życiem" po zastanowieniu się oczywiście, ale nie oczekując "ubezpieczenia od wszelkiego ryzyka, którego nie można sobie zapewnić. O ile ryzyko jest niebezpieczne, to świadomie i lojalne zaangażowanie się razem z Chrystusem nie uwalnia od wysiłku, ale gwarantuje pokój."Kiedyś uczestniczyłem w nabożeństwie które po którymś już skrutynium celebrowała wspólnota neokatechumenalna, a na którym to uczestnicy mieli przyjąć Jezusa za swojego Pana i wyzbyć się wszystkich krępujących rzeczy. Przecierałem oczy kiedy widziałem jak ludzie ze wspólnoty pozbywali się cennych rzeczy, pieniędzy, biżuteri...przekazując je na cele Kościoła. Ich serca stały się wolne od dóbr tego świata...uznali wszystko co posiadali jako mało znaczące. Tu nie chodziło o pogardę dla świata rzeczy, ale o zdrowy dystans do tego co posiadmy, czy przypadkiem coś nie stało się dla mnie bożkiem. To wymaga odwagi aby sprzedać dom, pozbyć się swoich schematów, spakować najbardziej potrzebne rzeczy i wyjechać z rodziną do Kazachstanu aby głosić Ewangelię tym którzy mają jeszcze mniej. Wielu będzie się pukać w czoło...Odwagi !Nie bój się jesteś ryzykiem Boga, powołanym do tego aby stać się szczęśliwym. "Kto swoje życie straci, ten je zyska"- SZCZĘŚCIE

Pomóż mi, bym szedł, nie pragnąć widzieć,
co za każdym zakrętem droga dla mnie szykuje,
Nie z głową w chmurach, ale z nogami na ziemi, i z dłonią w Twojej dłoni.
A więc Panie, wyjdę z domu ufny i radosny,
I wyruszę bez lęku w nieznaną Drogę, bo życie jest przede mną,
Ale Ty idziesz razem ze mną.

















niedziela, 19 sierpnia 2012

J 6,51-58

Jezus powiedział do tłumów:

„Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życia świata”.

Sprzeczali się więc między sobą Żydzi mówiąc: „Jak On może nam dać swoje ciało na pożywienie?”

Rzekł do nich Jezus:

„Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywać ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym.

Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje ciało i krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie.

To jest chleb, który z nieba zstąpił - nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki”.

Często przy okazji różnych spotkań z ludźmi pada takie z rękawa wyjęte, standardowe pytanie: własciwie to  dlaczego ja mam chodzić do Kościoła, przecież równie dobrze mogę się modlić w domu lub innym miejscu. Po co, ci ludzi cisnący się w murach budynku, rewia mody i spojrzenia wbijające człowieka w posadzkę ? Odpowiedź na te może dla jednych banalne pytania, dla innych fundamentalne spędzające sen z powiek przynosi dzisiejsza Ewangelia, słyszymy bowiem: "Jeśli kto spożywa ten chleb (Chrystus), będzie żył na wieki. (nadzieja nieśmiertelności). " Kto spożywa, to znaczy ten który jest zaproszony i włączony do grona przyjaciół Pana, przez fakt wspólnoty nawet słabej, i przez postawę daru z siebie. Wchodząc do wspólnoty tworzę Jego Ciało i posilam się Jego Ciałem, aby mieć życie w sobie. Pięknie pisał św. Tomasz z Akwinu : "O Święta Uczto na której pożywamy Ciało Pana, rozpamietujemy pamięć Jego Męki, duszę napełniamy łaską". Liturgia bizantyjska z ekspreją mistyki wyśpiewa: "Widzieliśmy światłość prawdziwą, przyjeliśmy Ducha Niebiskiego, znaleźliśmy wiarę prawdziwą, przeto kłaniamy się Trójcy niepodzielnej, ona bowim nas zbawiła". Przychodzimy do źródła, aby nasze człowieczeństwo zranione przez grzech, zostało podniesione wraz z Chrystusem w mocy Ducha Świętego. o. Pierre Marie Delfieux mówił: "Bóg przyszedł do nas, ukochał nas i zbawił w swoim ciele i przez swoje ciało, i dokonuje tego także w naszym ciele i przez nasze ciało. Jest on dla nas chlebem przeistoczonym. Jest On dla nas Krwią konsekrowaną. Tak więc, w naszym ciele zostajemy przebóstwieni. Niezgłębiona tajemnica nieskończonej miłości, której prostota wzrusza nas w takim stopniu, jak jej wielkość nas zachwyca: "Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim"(J 6, 56)

czwartek, 16 sierpnia 2012

Mt 18,21-19,1

Piotr zbliżył się do Jezusa i zapytał: „Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?”

Jezus mu odrzekł: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy.

Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał się rozliczyć ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który był mu winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby tak dług odzyskać. Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: «Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam». Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował.

Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który był mu winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: «Oddaj, coś winien!» Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: «Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie». On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu.
Pytanie Chrystusa o przebaczenie powraca za każdym razem kiedy spoglądamy jako chrześcijanie w nasze serca i próbujemy dostrzec naszą zdolność do miłości brata. W kontekście wiyzty patriarchy Cyryla do Polski, wspolnej deklaracji pomiędzy Kościołami i narodami,  zostaje być może na nowo przebudzone pytanie o jedność chrześcijan we wzajemnej miłości, próba uzdrowienia historycznych zranień aby przywrócić utaconą postawę wrażliwości serca i wiarygodności człowieczeństwa opartego na Ewangelii wobec świata. Szukanie jedności wymaga otwartego zbudowanego na prawdzie dialogu, który rodzi się z potrzeby nawrócenia. "Wielowiekowe konflikty między Kościołem katolickim i prawosławnym przyczyniły się do powstania szeregu stereotypów i niesprawiedliwych sądów. Tysiącletni podział, nieufność i nieudane próby jego przezwyciężenia przyczyniły się do tego, że emocjonalne niechęci i uprzedzenia dziedziczone są w znacznie większej mierze niż poczucie wzjajemnej przynalezności. Odnosi się to do obydwu stron. Prawosławni w Rosji mieli swoje historyczne powody do własnych lęków i obaw, z których rodziły się uprzedzenia i urazy." pisał ks. Hryniewicz. Potrzeba dzisiaj spotkania braci, już nawet nie deklaracji bo one pozostają na pismie i zbyt wiele nie wnoszą do życia zwykłych ludzi, stają się co najwyżej przyczynkiem do naukowych dewagacji dla małej naukowej grupki osób w uniwersyteckich salach. Kiedy zaczną na nowo bić dwa płuca Kościoła, kiedy na nowo chrześcijaństwo będące jedno wypowie dla świata wielki kerygmat Chrystusowej prawdy o miłości, która jest zdolna przeobrazić wszystko ? Chrześcijaństwo podzielone staje coraz częściej pod ciosem  krytyki, szyderstwa i zaszufladkowane w ramy własnych zaścianków przestaje być znakiem sprzeciwu dla świata, traci swoją sól...przestaje smakować, jest mało atrakcyjne cokolwiek mogłoby to znaczyć. "Bierność zawsze kryje w sobie głuchy sprzeciw. Ciemności o których mówi czwarta Ewangelia, nie są zwyczajną i bierną obecnością Światłości. Ciemności, o których tutaj mowa, oznaczają ucieczkę w głąb Światlości, chęć ukrycia się, a więc osłanianie się pełnym winy mrokiem, wyrażenie prawdy aktywnej, świadomej i całkowiecie negatywnej przeszkody, zatwardziałości. Pozorna bierność, obojetność, mogą w sobie kryć aktywny opór wobec jedności, mrok, obskurantyzm pod pozorami alibi dogmatycznego i fałszywie tradycyjnego". Mamy uczyć się być jedno w Chrystusie niezależnie od ran, stereotypów, przekonań i bagażu argumentów w których przez wieki wytykano sobie brak właściwej ortodoksyjności. Ewangelia nas może dziś intrygować, jest dla wielu skandaliczna: ja mam przebaczyć pierwszy, i to wiele razy ! Tak masz przebaczyć, bo kiedy przebaczasz to On przez ciebie wylewa miłość i tworzy komunię. Zapytasz po, co ? Aby byli jedno... i żyli miłością - komunią. Im więcej we mnie brata, tym więcej kolejnej szansy na uczynienie świata pełniejszym dobra...

wtorek, 14 sierpnia 2012

Zaśnięcie Matki Bożej



Przed dzień wielkiej uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, pragnę się pochylić nad  ikoną Zaśnięcia Bogurodzicy, która ustami chrześcijańskiego Wschodu może być wrażliwym i pełnym duchowej treści przesłaniem, które to otworzy oczy wiary na wartości które są przed nami a które z taką tęsknotą wyglądamy. Przedstawienie sceny Zaśnięcia Maryi Panny, stanowi w tradycji wschodniej ostatnią uroczystość w rytmie roku liturgicznego. Wydarzenie to celebrowane w liturgii i przeniesione w artystycznej wizji na ikonografię sięga starożytności chrześcijańskiej. Jest to wydarzenie na które splata się wiele przekazów i tradycji które czerpią z bogactwa literatury apokryficznej, poza tym najważniejszym oczywistym zmysłem pierwotnego Kościoła który z wielką tajemnicą i drobiazgowością pochylał się nad życiem Tej, której łono stało się świątynią dla Przedwiecznego. Niewiasta która została napełniona łaską Ducha Świętego i przebóstwiona w swoim człowieczeństwie. Jak powie teolog bizantyjski Mikołaj Kabasilas: "Ona okryła sobą całe ludzkie zepsucie i uczyniła ludzi godnymi tego, żeby z Nimi był Bóg, i uczyniła ziemię miejscem godnym przebywania Zbawiciela [....] Dlatego ze wszystkich ludzi od początku świata, Ona jedyna zamieszkiwała Święte Świętych, jako wstępna i oczyszczajaca ofiara, złożona za cały rodzaj ludzki, przed następstwem wielkiej  Ofiary Chrystusa, i to zaprawdę za nas do Świętego Świętych wstąpił Jezus, Błogosławiona zaś przed Zbawicielem wszedłwszy najbardziej wewnętrznego pomieszczenia za zasłoną, sama siebie ofiarowała Ojcu. On umierając na krzyżu  pojednał w sposób doskonały Ojca z ludźmi; Błogosławiona zaś Dziewica ofiarowawszy siebie Bogu, tak uczestniczyła w dziele pojednania, że stała się orędowniczką ludzi i współuczyniła Orędownika, Pana naszego Jezusa Chrystusa, Brata ludzi, dla których miał On przyjść, tak że On uznaje ich za równych sobie krewnych..."
Ikona Zaśnięcia jest złożona z dwóch teologicznych planów. Na ikonie widzimy bowiem Maryję leżącą na łożu, obok niej postacie Apostołów, aniołów którzy zstępują z uchylonego nad Nią nieba. Widzimy w cenrum przychodzącego Chrystusa, to Kyrios w majestacie chwały, biją od Niego energie które są wyrazem boskości i nieśmiertelności. Wejdźmy trochę w szczegóły ikony: Maryja leży na łożu śmierci, ubrana jest maphorion i ma zamknięte oczy, nad Nią stoi Chrystus Ten, który jest Życiem, bierze w dłonie duszę Tej, która spoczęła bez życia, oczekując ręki  która Ją podniesie. Widzimy tu odwołanie do wielu ikon Maryjnych, takie odwrócenie sytuacji. Na ikonach Maryja trzyma Emmanuela jest dla Niego tronem, daje światu Bogaczłowieka aby każdy mógł wziąść Go do swojego życia. Tutaj Owoc Jej łona wyciąga po Nią swoje święte dłonie, Theotokos wybrane naczynie Wcielenia spoczywa jak noworodek niesiona przez Syna. To symbol nowych narodzin, wywyższenia do Nieba, przyjęcia do Królestwa Miłości i Pokoju. Dusza Theotokos jest przedstawiana w dwóch formach. Pierwszy raz w ramionach Zmartwychwstałego, który stoi przy Jej węzgłowiu . Następnie może być przedstawiona jako niesiona przez aniołów ku górze. Wysławia cudownie to wydarzenie przejścia liturgia Oficjum Zaśnięcia Matki Bożej: "W sławnym Twym zaśnięciu radują się niebiosa i weselą się anielskie zastępy, cała ziemia weseli się, głosząc Tobie pieśń pożegnalną, Matko Władcy wszystkich, nie znająca męża  najświetsza Dziewico, która wybawiłaś  ludzki rodzaj pradawnego osądzenia. Od krańców ziemi zbiegli się najlepsi z apostołów, na polecenie Pana, aby pogrzebać Ciebie, i widząc Ciebie zabraną z ziemi na wysokości, powtarzając radośnie słowa Gabriela: Raduj się Nosicielko Bóstwa, raduj się Jedyna, która połączyłaś w Twym   zrodzeniu   ziemię i niebo ! Ty, która zrodziłaś Życie, do życia przeszłaś przez swoje czcigodne zaśnięcie, Nieśmiertelna. Otaczają Cię zastępy aniołów, Potęg i Mocy, apostolowie i prorocy, i całe stworzenie, yn Twój niezniszczalnymi rękami przyjmuje Twoją nieskalaną duszę, Dziewicza Matko, Boża Niewiasto." Święty Jan Damasceński napisze w swojej homilii: "Wprowadził Cię Król do mieszkania swego, otaczają Cię moce, błogosławią Księstwa, wysławiają Trony, cieszą się Cherubini, chwalą Serafini, Ciebie w prwadziwej ekonomii będącą wedlug natury Matką ich Pana. Nie wstąpiłaś bowiem do nieba jak Eliasz, nie zostałaś jak Paweł porwana do trzeciego nieba, lecz przybyłaś aż do królewskiego tronu swego Syna, bezpośrednio na Niego patrząc i ciesząc się, stojąc z pełna swobodą".
Jakie przesłanie ikony Zaśnięcia  objawia się dla nas ? Mianowicie że nasza ziemska wędrówka ma swój sens i cel w Bogu. Tak jak Chrystus przyszedł po swoją Matkę tak przyjdzie po każdego z nas w momencie śmierci, naszego zaśnięcia. "I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni" (Kor 15,22). "Tradycja Kościoła Jerozolimskiego głosi, ze ciało Maryi spoczywało trzy dni w grobie w Getsemanii. Ikona świadczy o dwóch faktach. Po pierwsze dusza Matki Bożej nie zstąpiła do Otchałani. Po drugie Jej ciało nie zostało podległe zniszczeniu. Liturgia tego dnia oddaje chwałę ciału, Maryi, wezwanemu jak wszyscy ludzie do przemienienia i przemienionej tego samego dnia".  Tu warto usłyszeć na nowo słowa Mistrza które rozbrzmiewają z jeszcze większą mocą nadziei: "Ja Jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze mnie." (J 14,6-7). Zmartwychwstanie jest jakimś wielkim objawieniem triumfującej miłości Boga. Ręka Boga dotknie całego stworzenia "Idę przygotować wam miejsce (...) przyjdę znowu i wezme was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli" (J 14,2-3). Ten dzień dla każdego z nas nie jest powodem lęku, ale to wydarzenie najpełniejszego misterium Boga zakochanego w człowieku", bowiem dla "nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka".



Święte i chwalebne jest ciało Dziewicy Maryi

 


Ojcowie Kościoła i wielcy Doktorowie w homiliach i kazaniach, głoszonych ludowi z okazji dzisiejszego święta, mówili o Wniebowzięciu Bogarodzicy jako o prawdzie znanej i przyjmowanej przez wiernych chrześcijan; objaśniali ją obszernie oraz przy pomocy głębokich racji teologicznych podawali istotę i znaczenie tej prawdy. To święto - podkreślali nade wszystko - nie tylko przypomina, że ciało błogosławionej Dziewicy Maryi zostało zachowane od jakiegokolwiek zepsucia, ale też jest wspomnieniem Jej triumfu nad śmiercią i uwielbienia w niebie na wzór Jednorodzonego Syna, Jezusa Chrystusa.

Dlatego św. Jan Damasceński, najznamienitszy głosiciel tej prawdy, porównując Wniebowzięcie cielesne Matki Bożej Rodzicielki z innymi Jej darami i przywilejami, stwierdza płomiennie: "Wypadało, aby Ta, która wydając na świat Zbawiciela, zachowała nieskalane dziewictwo, także po śmierci pozostała nietknięta skażeniem ciała. Wypadało, aby Ta, która w swym łonie nosiła Stwórcę, jako Dziecię, została przyjęta do Boskich przybytków. Wypadało, by Oblubienica Ojca zamieszkała w niebieskich komnatach. Wypadało, aby Matka, która patrzyła na Syna swego przybitego do krzyża i której serce przeszył miecz boleści, oszczędzony Jej w chwili wydania na świat Zbawiciela, oglądała Go królującego wraz z Ojcem w niebie. Wypadało, aby Matka Boga miała wszystko to, co należy do Jej Syna, aby jako Matka i Służebnica Boga była czczona przez wszystkie stworzenia".

Święty zaś Germanus z Konstantynopola uważał, że zachowanie od skażenia ciała Dziewicy Bogarodzicy Maryi i wzięcie do nieba odpowiada nie tylko Jej Boskiemu macierzyństwu, ale także szczególnej świętości Jej dziewiczego ciała: "Oto jawisz się - według słów Pisma - «w blasku piękności». Twe dziewicze ciało jest całe święte, całe czyste, całe mieszkaniem Boga. Przeto nie obróci się w proch, ale jako ludzkie zostanie przeniesione do nieskazitelności życia wiecznego. Jest to jednak to samo ciało żywe, doskonale uwielbione, nieskażone, obdarzone życiem wiecznym".

Inny znowu starożytny pisarz stwierdza: "Ponieważ Maryja jest najchwalebniejszą Matką Chrystusa, naszego Zbawiciela i Boga, Dawcy życia i nieśmiertelności, dlatego od Niego otrzymuje życie i z Nim na wieki dzieli nieskazitelność ciała. To On wezwał Ją z grobu i przyjął do siebie w sposób sobie tylko znany.

Wszystkie te dowody i wypowiedzi świętych Ojców opierają się na Piśmie świętym jako ostatecznym fundamencie. Stawia nam ono przed oczy Matkę Boga zjednoczoną najdoskonalej z Boskim Synem i zawsze dzielącą z Nim Jego los.

Przede wszystkim jednak trzeba pamiętać, że od drugiego wieku Ojcowie przedstawiają Dziewicę Maryję jako nową Ewę; choć podporządkowaną nowemu Adamowi, to jednak zjednoczoną z Nim najściślej w Jego walce z odwiecznym wrogiem. Walka ta, zgodnie z zapowiedzią Protoewangelii ma zakończyć się ostatecznym zwycięstwem nad grzechem i śmiercią, które w pismach świętego Pawła występują zawsze wzajemnie powiązane. Dlatego, podobnie jak zmartwychwstanie Chrystusa stanowiło istotę i ostateczne trofeum tego zwycięstwa, tak też udział Dziewicy w walce Syna powinien zakończyć się uwielbieniem dziewiczego ciała, zgodnie ze słowami Apostoła: "Kiedy zaś to, co zniszczalne, przyodzieje się w niezniszczalność, wtedy sprawdzą się słowa, które zostały napisane: Zwycięstwo pochłonęło śmierć".

A zatem wielka Matka Boga, Jezusa Chrystusa, "jednym i tym samym rozporządzeniem" Opatrzności w przedziwny sposób niepokalana w poczęciu, nieskalana Dziewica w Boskim macierzyństwie, doskonała towarzyszka Boskiego Zbawiciela, odnoszącego pełne zwycięstwo nad grzechem i jego skutkami, otrzymała jako najwspanialsze zwieńczenie swych przywilejów dar wolności od zepsucia cielesnego, i podobnie jak Syn, po zwycięstwie nad śmiercią, została z ciałem i duszą wzięta do chwały niebios, by tam zajaśnieć jako Królowa zasiadająca po prawicy swego Syna, "nieśmiertelnego Króla wieków".



Z konstytucji apostolskiej Munificentissimus Deus papieża Piusa XII




piątek, 10 sierpnia 2012

J 12,24-26

Jezus powiedział do swoich uczniów:

„Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne.

A kto by chciał mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli kto Mi służy, uczci go mój Ojciec”.


Co to znaczy obumrzeć, aby przynieść plon ? Nurtujące jest to stwierdzenie Jezusa, bowiem obumrzeć nie znaczy coś unicestwić, ale pozwolić aby żyło inaczej, pełniej. Aby sobie pozwolić na życie wzrostu według Bożej logiki, trzeba uśmiercić w sobie "starego człowieka" tego grzesznego, skrępowanego więzami fałszu, egoizmu, pychy i osobistej idolatrii...stracić swoje życie, to tyle co wyzbyć się tego dołującego parcia ku ziemi, myślę tu o całej pokusie do tego aby stawiać siebie w centrum. Ten cały poklask świata umieć w sobie przezwyciężyć: to nie ja, ale Bóg jest sensem i centrum historii mojego życia. Jezus nam pokazuje jednocześnie trudną drogę krzyża, to walka o prymat miłości Boga w moim życiu, zasad które dają wolność, ale wymagają ofiary. Jezus sam wskazuje nam ścieżkę postępowania, On również obumarł kiedy przeszedł przez misterium  (opuszczenie, osamotnienie...śmierć- Pascha !) stał się Ziarnem wrzuconym do łona ziemi, aby dokonał się wzrost...triumf życia nad rozpaczą śmierci. Jesteśmy jak ziarna rozsypywane ręką Boga, abyśmy spadli na glębę i przemieniali świat mocą Chrystusa.

Spraw łaskawie, abym w dniu ostatecznym, kiedy przyjdziesz w swojej chwale, stał się godny ujrzeć Cię w tym samym ciele i abym Cię objął miłością serca.
                                                                                                         Nerses Snorhali

czwartek, 9 sierpnia 2012

postawa czujności

Mt 25, 1-13

Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść: "Podobne jest królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie oblubieńca. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły ze sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach. Gdy się oblubieniec opóźniał, zmorzone snem wszystkie zasnęły.

Lecz o północy rozległo się wołanie: «Oblubieniec idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!» Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: «Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną». Odpowiedziały roztropne: «Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie». Gdy one szły kupić, nadszedł oblubieniec: te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną i drzwi zamknięto. W końcu nadchodzą i pozostałe panny, prosząc: «Panie, panie, otwórz nam». Lecz on odpowiedział: «Zaprawdę powiadam wam, nie znam was».

Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny".


Opowieść o pannach jest próbą zwrócenia uwagi na potrzebę czujności. Chrześcijanin to ten który czuwa, a jego serce jest pełne oczekiwania na Pana. To czuwanie rodzi się z potrzeby spotkania z Oblubieńcem, bowiem czas i godzina Jego nadejścia są zakryte, pełne tajemnicy i napięcia. Ta czujność nie może być przeniknięta lękiem ale wypełniona tęsknotą, opieczetowana radością dnia wesela. Tylko taka świadomość pozwala dobrze przygotować się na piękna i pełną splendoru imprezę- to będą gody weselne, pełnia obfitości. Lampy pełne oliwy, migające w naszych dłoniach będą oświetlały twarze aby Umiłowany mógł zobaczyć w nas przyjaciół. Dlatego jesteśmy pełni czujności aby "nie dać się zaskoczyć", jak owe mało roztropne niewiasty które przespały godzinę nawiedzenia i pełne zamieszania i nerwów próbowały uzupełnić lampy za wszelką cenę, ale ta dystrybucja nie była już możliwa. Trudno przypuszczać aby sklepy były otwarte całą noc, było już za późno i słowa któr wypowiedział Pan "Nie chcę was znać". Wielu ludziom też się wydaje że na kolejkę po łaskę i miłosierdzie jeszcze mają czas, nic głupszego jak tak skonstruowany sposób myślenia. "Człowiek wierzący nie podróżuje z kalendarzem w ręku. Co najwyżej ma przed oczyma busolę. Chrystus wskazuje na kierunek, lecz nie daje nam ani dokładnego opisu tego co, wydarzy się w drodze, ani nie mówi, jak długo będzie trwała podróż. Chrześcijanin w pewnym sensie "wie". Nie wie jednak ani "kiedy", ani "jak". Miejsce ciekawości zajmuje zatem czujność, miejsce informacji- napomnienie. Jezus nie mówi bądź spokojny, jeszcze masz czas, oszczędzaj siły na starość...wtedy jak chwycisz różaniec to będziesz szturmował nerwowo drzwi do Nieba. Tak nie jest. Pan mówi: Czuwaj, uważaj na przeciwnika...nie daj się zaskoczyć, śpij ale śnij o niebie. Miej wiarę w życie i pamiętaj tam jest twoja nagroda i spełnienie wszystkiego. Twój skarb i spełnienie marzeń... Czuwać to znaczy oczekiwać Nieba, z lampą płonącą w dłoni i uśmiechem na twarzy.
Mam na ścianie przed moimi ikonami lampkę oliwną którą co wieczór zapalam, aby pamiętać o czuwaniu, gdy mrok będzie próbował zdominować blask dnia. To jednocześnie próba ciągłego uświadamiania sobie że mam być dzieckiem światłości i stróżem poranka.




"Miłość ludzka dąży do zatrzymania dla siebie przedmiotu ukochania. Kto kocha
ludzi jak Chrystus, chce, by należeli oni do Boga, a nie do niego. W ten sposób
zapewnia sobie ich posiadanie na wieki. Jeżeli zdobędziemy człowieka dla Boga,
jesteśmy z nim w Bogu zjednoczeni, podczas gdy chęć zdobycia go dla siebie
prowadzi często do tego, że go później tracimy"

św. Teresa Benedykta od Krzyża (Edyta Stein)






wtorek, 7 sierpnia 2012


Mt 14,22-36

Skoro tłum został nakarmiony, Jezus zaraz przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny.

Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli.

Wtedy Jezus odezwał się do nich: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się”.

Na to odpowiedział Piotr: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie”.

A On rzekł: „Przyjdź”.

Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: „Panie, ratuj mnie”.

Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: „Czemu zwątpiłeś, małej wiary?”

Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: „Prawdziwie jesteś Synem Bożym”.

Gdy się przeprawili, przyszli do ziemi Genezaret. Ludzie miejscowi, poznawszy Go, rozesłali posłańców po całej tamtejszej okolicy, znieśli do Niego wszystkich chorych i prosili, żeby przynajmniej frędzli Jego płaszcza mogli się dotknąć; a wszyscy, którzy się Go dotknęli, zostali uzdrowieni.


Dzisiejsza Ewangelia bardzo do mnie przemawia, pozornie możemy odmówić wydarzeniu które się wydarzyło na jeziorze w czasie burzy realizmu przesłania. Ja powiem tak, to jeden z najbardziej ciekawych i realnych epizodów ewangelicznych, tu wszystko jest opowieścią o życiu, wierze i ufności Bogu. To bliskość Chrystusa chodzącego po wodzie otwiera oczy na coś wiecej, poza zjawiskowość zawieszenia natury. Jezioro, burza, fale, łódz...poczucie lęku, strach stanowi tło do przełamania w sobie tego wszystkiego co jest dalekie od skoku ku Niemu. Ile razy cierpimy w życiu, tłumimy emocje, próbujemy na siłe sklejać sprawy na których bieg nie mamy już żadnego wpływu. Pozostajemy w łodzie sądząc że dryfowanie zaprowadzi nas na bezpieczny ląd, ale to złudzenie które dyktuje strach wyjścia ku...Kiedy jest już ekstremalnie wołamy pełni bezradności: gdzie jesteś Boże ? Pytanie o bliskość które wyrywa się z serca, wykrzyczne ile razy w akcie rozpaczy człowieczka  który tonie. I co słyszymy: Przyjdź ! nie bój się wyzwań, przeciwności...weź udziłał w trudach i bezpieczeństwach, ale tylko ufaj. To jest wiara, oczy skierowane na Boga i kroki stawiane w Jego kierunku. Bowiem kiedy spuścimy wzrok i rozproszymy się zaczyna się nasza ludzka tragedia...na nasze życzenie. Wielu mówi ja jestem silny sam sobie poradzę...już nie jedno przeszedłem. Bóg nie jest mi potrzebny, Jestem dla siebie bogiem. Tacy najszybciej szkołę pływania kończą tragedią, pustka i rozdarte serce dotknięte ciemnością dna. Dla tych wątpiących  zawsze jest pewność otwartych dłoni Boga. Pragnę przywołać piękne opowiadanie zaczerpnięte z Mądrości Chasydów:
"Jak to się dzieje że ktoś, kto kocha Boga całym sercem i wie, że jest przy nim blisko, doświadcza rozłąki i oddalenia od Boga ? Nauczyciel tak mu odpowiedział: "Kiedy ojciec uczy swego swojego małego synka chodzenia, stawia go najpierw przed sobą, a chcąc go uchronić przed upadkiem, rozpościera blisko niego obie ręce i w ten sposób chlopczyk idzie ku niemu między jego rękami. ale kiedy już jest blisko, ojciec odsuwa go troszkę od siebie i szerzej rozpościera ręce, a robi to tak długo, póki dziecko nie nauczy się chodzić".


Ernest Bryll

* * *

Panie, Ty mnie wyłowisz z ciemnego milczenia
Niby kropelkę z wody zapomnienia
Na Twojej ręce znów będę jedyny
Po to dobyty z najdalszej głębiny

Abym się z Tobą kłócił, godził, gadał
Abym się w ogniach przed Tobą spowiadał
Abym się w łzę przetopił, której nie odrzucisz
W bezimienności morze. A do siebie wrócisz


poniedziałek, 6 sierpnia 2012



Mk 9,2-10

 Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden folusznik na ziemi wybielić nie zdoła.

I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem.

Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni.

I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie”.

I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa.

A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy powstać z martwych.




Jezus objawił uczniom tę tajemnicę na górze Tabor. Gdy wędrował wraz z nimi, uczył o królestwie i o swoim powtórnym przyjściu w chwale. Oni jednak, jak się zdaje, nie dowierzali temu, co mówił im o królestwie. Aby więc przyjęli ową naukę całym sercem, aby wydarzenia obecne pomogły im uwierzyć w przyszłe, Jezus okazał cudownie swe Bóstwo na górze Tabor jako zapowiedź i obraz królestwa Bożego. To tak jak gdyby mówił: "Aby upływający czas oczekiwania nie stał się przyczyną waszego niedowiarstwa, już teraz, w tej chwili «zaprawdę, mówię wam, że niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego przychodzącego» w chwale swojego Ojca".

Wykazując, że Chrystus mógł dokonać wszystkiego, co zechciał, ewangelista dodaje: "Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich. Twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak śnieg. A oto ukazali się im Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim".

Oto są Boże cuda dzisiejszej uroczystości, oto zbawienne misterium dokonane dzisiaj dla nas na górze; gromadzi nas razem śmierć i uwielbienie Chrystusa. Abyśmy więc wraz z wybranymi spośród natchnionych przez Boga uczniów mogli wniknąć w głębię owych niewyrażalnych świętych misteriów, wsłuchajmy się w święty głos Boży, który z wysoka, ze szczytu góry, ustawicznie przyzywa nas do siebie.

Ku owej górze trzeba nam zatem podążać - odważę się powiedzieć - jak Jezus, który tam w niebie jest poprzednikiem naszym i wodzem. Wraz z Nim zajaśniejemy blaskiem, na który patrzeć potrafią jedynie oczy ducha. Odnowieni na duszy, upodobnieni do Jego obrazu, jako uczestnicy Bożej natury będziemy przysposobieni do życia wiecznego.

Biegnijmy tam ufni i radośni: wejdźmy w obłok podobnie jak Mojżesz i Eliasz, podobnie jak Jakub i Jan. Bądźmy jak Piotr, pochłonięci oglądaniem i kontemplacją Boga, przemienieni chwalebnym Przemienieniem, oddaleni od świata, oderwani od ziemi. Porzućmy ciało, pozostawmy stworzenia i zwróćmy się ku Stwórcy, do którego Piotr mówił w zachwycie: "Panie, dobrze nam tu być".

Bez wątpienia, Piotrze, rzeczywiście "dobrze nam tu być" z Jezusem i na zawsze tu pozostać. Cóż bardziej szczęśliwego, cóż wznioślejszego, cóż wspanialszego, jak być z Bogiem, do Niego się upodabniać i trwać w Jego światłości? Oto każdy z nas mając Boga w swoim sercu, przemieniony na obraz Boży, niechaj zawoła z radością: "Dobrze nam tu być", gdzie wszystko wypełnione jest światłem, gdzie panuje szczęście, radość i wesele, gdzie wszystko w naszym sercu jest pokojem, pogodą i słodyczą, gdzie ogląda się Boga (Chrystusa), gdzie On sam wraz z Ojcem gotuje dla siebie mieszkanie i przychodząc mówi: "Dzisiaj domowi temu stało się zbawienie"; gdzie wraz z Chrystusem znajdują się i gromadzą skarby dóbr wiecznych, gdzie jakby w zwierciadle ukazują się pierwociny i obrazy przyszłych wieków.

Kazanie św. Anastazego Synaickiego na uroczystość Przemienienia Pańskiego




niedziela, 5 sierpnia 2012

Wj 16,2-4.12-15

Na pustyni całe zgromadzenie synów Izraela zaczęło szemrać przeciw Mojżeszowi i przeciw Aaronowi. Synowie Izraela mówili im: „Obyśmy pomarli z ręki Pana w ziemi egipskiej, gdzieśmy zasiadali przed garnkami mięsa i chleb jadali do sytości. Wyprowadziliście nas na tę pustynię, aby głodem umorzyć całą tę rzeszę”.

Pan powiedział wówczas do Mojżesza: „Oto ześlę wam chleb z nieba na kształt deszczu. I będzie wychodził lud, i każdego dnia będzie zbierał według potrzeby dziennej. Chcę ich także doświadczyć, czy pójdą za moimi rozkazami, czy też nie”.

„Słyszałem szemranie synów Izraela. Powiedz im tak: «O zmierzchu będziecie jeść mięso, a rano nasycicie się chlebem. Poznacie wtedy, że Ja, Pan, jestem waszym Bogiem»”.

Rzeczywiście, wieczorem przyleciały przepiórki i pokryły obóz, a kiedy nazajutrz rano warstwa rosy uniosła się ku górze, ujrzano, że na pustyni leżało coś drobnego, ziarnistego, niby szron na ziemi. Na widok tego synowie Izraela pytali się wzajemnie: „Manhu?”, to znaczy: „co to jest?”, gdyż nie wiedzieli, co to było.

Wtedy Mojżesz powiedział do nich: „To jest chleb, który Pan wam daje na pokarm”.
J 6,24-35

Kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że na brzegu jeziora nie ma Jezusa, a także Jego uczniów, wsiedli do łodzi, przybyli do Kafarnaum i tam Go szukali. Gdy zaś Go odnaleźli na przeciwległym brzegu, rzekli do Niego: „Rabbi, kiedy tu przybyłeś?”

Odpowiedział im Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście znaki, ale dlatego, że jedliście chleb do sytości. Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec”.

Oni zaś rzekli do Niego: „Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże?”

Jezus odpowiadając rzekł do nich: „Na tym polega dzieło zamierzone przez Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On posłał”.

Rzekli do Niego: „Jakiego więc dokonasz znaku, abyśmy go widzieli i Tobie uwierzyli? Cóż zdziałasz? Ojcowie nasi jedli mannę na pustyni, jak napisano: «Dał im do jedzenia chleb z nieba»”.

Rzekł do nich Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu”.

Rzekli więc do Niego: „Panie, dawaj nam zawsze tego chleba”.

Odpowiedział im Jezus: „Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie”.


Dzisiaj liturgia słowa przeprowadza nas przez wielką katechezę obecności Boga w sakramentalnych znakach. Figurą która odsyła do celebracji Eucharystii jest wydarzenie Izraelitów, którzy wyprowadzeni na pustynię zaczynają szemrać przeciw Bogu, wtedy otrzymują pokarm- mannę. Spadła z nieba manna, podobna do nasion kolendry, z której wypiekano chleb. Ten pokarm stanowił podstawę egzystencji Izraela przez czterdzieści lat na pustynii, aż doszli do Ziemi Obiecanej. Ta cudowna interwencja Boga ratującego od głodu swój lud, odsyła nas do miłosiernego gestu Jesusa kiedy cudownie rozmnożył chleby i ryby, aby słuchający Go mogli się posilić. Do jakich refleksji prowadzi nas dzisiejsza lektura ? Bóg chce mnie nasycić Sobą, i pytanie które się rodzi: czy pragnę być nasycony Nim ? Taka jest miłość Boga, który chce mnie wypełniać miłością nic, nieoczekując w zamian...nawet więcej chce przemieniać w miłość. Chleb Życia to jedyny pokarm który nasyca prawdziwie, otwiera wszystkie strumienie życia naszej duszy...przyobleka nas w łaskę. Już bardziej Bóg nie może Siebie rozdać, jak przez dar do spożycia.... Chleb Niebiański dał nam Pan na życie wieczne. Kiedy wyciągamy ręce w geście przyjęcia, gdy przyjmujemy postawę modlitwy, gdy przechodzimy pustynię naszego zwątpienia pełni nadziei...spotykamy Boga- Miłość. Możemy przyjać postawę szemrania, jakiejś łatwej ucieczki do gestu Jezusa, wtedy bardzo łatwo staniemy się samotni i sparaliżowani głodem... Życie jest w Nim.

sobota, 4 sierpnia 2012

taniec krwawego pragnienia

Mt 14,1-12

W owym czasie doszła do uszu tetrarchy Heroda wieść o Jezusie. I rzekł do swych dworzan: „To Jan Chrzciciel. On powstał z martwych i dlatego moce cudotwórcze działają w nim”.

Herod bowiem kazał pochwycić Jana i związanego wrzucić do więzienia. Powodem była Herodiada, żona brata jego Filipa, Jan bowiem upominał go: „Nie wolno ci jej trzymać”. Chętnie też byłby go zgładził, bał się jednak ludu, ponieważ miano go za proroka.

Otóż kiedy obchodzono urodziny Heroda, tańczyła córka Herodiady wobec gości i spodobała się Herodowi. Zatem pod przysięgą obiecał jej dać wszystko, o cokolwiek poprosi. A ona, przedtem już podmówiona przez swą matkę, powiedziała: „Daj mi tu na misie głowę Jana Chrzciciela”. Zasmucił się król. Lecz przez wzgląd na przysięgę i na współbiesiadników kazał jej dać. Posłał więc kata i kazał ściąć Jana w więzieniu. Przyniesiono głowę jego na misie i dano dziewczęciu, a ono zaniosło ją swojej matce.

Uczniowie zaś Jana przyszli, zabrali jego ciało i pogrzebali je; potem poszli i donieśli o tym Jezusowi.


 

Jak niezwykle zwiewnie musiała tańczyć córka Herodiady. Tyle ładunku erotycznego, figury ciała układające się w rytm muzyki okraszonej kadzidłami, jadłem i winem...które zniewoliły i zatrzymały na sobie spojrzenie Heroda, który wyłączył zdrowy rozsądek, poddał się figlarności dziewczęcej...i to życzenie dziewczyny podjudzonej przez swoją matkę, misternie przemyślane ociekające żądzą krwi. Pragnę głowy człowieka który budzi sumienia, którego krzyk wciska się w rozdarte przez grzech serca...Jan człowiek pustyni, jasnych zasad, czytelnych sytuacji, wiarygodnych postaw moralnych...taki niebezpieczny dla zepsutego otoczenia, świadek prawdy. Ile tu narracji w których każdy z nas może się odkryć...





piątek, 3 sierpnia 2012

Mt 13,54-58

Jezus, przyszedłszy do swego rodzinnego miasta, nauczał ich w synagodze, tak że byli zdumieni i pytali:

„Skąd u Niego ta mądrość i cuda? Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam, a Jego braciom Jakub, Józef, Szymon i Juda? Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? Skądże więc ma to wszystko?” I powątpiewali o Nim.

A Jezus rzekł do nich: „Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony”. I niewiele zdziałał tam cudów z powodu ich niedowiarstwa.

Wzbraniam się mocno przed myślą która zrodziła się po przeczytaniu dzisiejszej Ewangelii, ale ją wypowiem: tylko w chrześcijaństwie i przez swoich wyznawców może być na różne sposoby Chrystus lekceważony. Jest to smutne stwierdzenie, które poświadczają codzienne fakty. Dla wielu ludzi Bóg stał się kimś dalekim a wręcz nawet pogardzanym... ilu to niedzielnych katolików wątpi w działanie Boga w codzienności ich życia, religijność stała się jakimś tradycyjnym przyzwyczajeniem coraz mnie wygodnym i atrakcyjnym. Do tego jakaś przyzwolona społeczna bierność wobec zasad które wypisane są w sercu człowieka. Tylko w sercu i życiu chrześcijan (tych którzy "należą do Niego") On jest lekceważony, niechciany...nie słuchany...zagłuszony krzykiem innych "autorytetów nowoczesnego programu życia". Lepiej pozostać na zewnątrz niż przyjść do Niego, to dewiza oświeconych przyjaciół dla których Bóg jest tylko wspomnieniem przechowanym zręcznie w kulturze pamięci, opakowanym w muzealnych rekwizytach estetycznych souvenirów. Zręczniej jest pójść na kompromisy ze światem niż spinać się udowadniając innym że Bóg ma rację. Wielu pyta dzisiaj dlaczego nie mogę zobaczyć, czy doświadczyć cudu...odpowiedź przychodzi jedna bo sprzedałeś swoją wiarę za nędzne ochłapy poklasku, w imię świętego spokoju, aby jakoś się żyło... To jest niedowiarstwo, które wyraża ludzkie być "tak" lub "nie"w Bogu lub poza Nim. Niedowiarstwo jest ścianą przez którą nie możesz zobaczyć cudu.

czwartek, 2 sierpnia 2012

Dłonie Boga

Jr 18,1-6

Słowo, które Pan oznajmił Jeremiaszowi: „Wstań i zejdź do domu garncarza; tam usłyszysz moje słowa”.

Zstąpiłem do domu garncarza, on zaś pracował właśnie przy kole. Jeżeli naczynie, które wyrabiał, uległo zniekształceniu, jak to się zdarza z gliną w ręku garncarza, wyrabiał z niego inne naczynie, jak tylko podobało się garncarzowi.

Wtedy Pan skierował do mnie następujące słowo: „Czy nie mogę postąpić z wami, domu Izraela, jak ten garncarz? - rzekł Pan. Oto bowiem jak glina w ręku garncarza, tak jesteście wy, domu Izraela, w moim ręku”.

Na początku mojej refleksji pragnę przeprosić za tak długi brak wpisów na stronie. Czas wakacji zawsze jest taki rozbiegany, pozornie czasu jest wolnego więcej, ale intensywniej się pędzi aby wypocząć...człowiek w zachwycie kolekcjonuje chwile żeby je zamknąć w sobie, pochwycić i trzymać w sercu i pamięci. Dla tych którzy może bardziej się interesują tym co, w moim życiu się aktulanie dzieje powiem tyle: wiele zmian. Aktualnie mieszkam i pracuję w Aleksandrowie Kujawskim, przyjechałem na nową placówkę wczoraj...z duszą na ramieniu jechałem na miejsce mojej nowej pracy, po drodze otrzymałem wiadomość iż małżeństwo które poznałem w Słupsku na kolędzie, przeżyło straszny dramat- straciło dziecko w czasie porodu. Odebrałem telefon kiedy jechałem samochodem...proszę księdza ( mężczyzna mówił przez łzy: nasze dziecko zmarło), wielki smutek i powód do zadumy. Przyjechałem na miejsce proboszcz pyta może weźmiesz pogrzeb...myślałem o przygodności ludzkiego życia. Pomyślałem cokolwiek się dzieje w naszym życiu jesteśmy w rękach Boga. On nas trzyma w swoich dłoniach, jesteśmy bezpieczni mimo iż sytuacje które się dzieją w naszym życiu mogą być bolesne, a nawet ocierające się o rozpacz kiedy umiera długo oczekiwane dziecko. Dzisiaj prorok Jeremiasz roztacza przed nami obraz Boga jako rzemieślnika- artystę który z tworzywa (glina) kształtuje naczynia. My jesteśmy tymi naczyniami- wielorakimi, jedni mocniej ukształtowani inni bardziej subtelni i narażeni na kruchość...jesteśmy jak glina w dłoniach Tego, który wie jaki będzie nasz kształt. Jest takie opowiadanie mądrościowe które mówi iż, Bóg każdego dnia tworzy świat aby w nim szukać człowieka...aby kochać. On każdego dnia tworzy nas abyśmy byli w Nim, nawet jeśli po ludzku wydaje się to dla nas mało znaczące. Dziecko nie umarło tylko jest w dłoniach Boga. Uśmiecha się z góry i krzyczy do rodziców w euforii radości: Bóg przylepił mi skrzydła !