środa, 31 października 2012

...święci tacy sami jak my...


Rozlej, Ojcze, łaskę Ducha Twego na Kościół głoszący tajemnice paschalną w świętych, którzy cierpieli ze Zbawicielem i z Nim zostali uwielbieni, aby wszyscy synowie Twoi osiągnęli zbawienie i Ciebie chwalili na wieki 
(Liturgia Ambrozjańska)
 
 
 


Na cóż potrzebne świętym wygłaszane przez nas pochwały, na cóż oddawana im cześć, na cóż wreszcie cała ta uroczystość? Po cóż im chwała ziemska, skoro zgodnie z wierną obietnicą Syna sam Ojciec niebieski obdarza ich chwałą? Na cóż im nasze śpiewy? Nie potrzebują święci naszych pochwał i niczego nie dodaje im nasz kult. Tak naprawdę, gdy obchodzimy ich wspomnienie, my sami odnosimy korzyść, nie oni. Co do mnie, przyznaję, że ilekroć myślę o świętych, czuję, jak się we mnie rozpala płomień wielkich pragnień.

Pierwszym pragnieniem, które wywołuje albo pomnaża w nas wspomnienie świętych, jest chęć przebywania w ich upragnionym gronie, zasłużenie na to, aby się stać współobywatelami i współmieszkańcami błogosławionych duchów, nadzieja połączenia się z zastępem patriarchów, ze zgromadzeniem proroków, z orszakiem Apostołów, z niezmierzoną rzeszą męczenników, wspólnotą wyznawców, z chórem dziewic, wreszcie zjednoczenie się i radość we wspólnocie wszystkich świętych. "Kościół pierworodnych" chce nas przyjąć, a nas to niewiele obchodzi, pragną nas spotkać święci, my zaś nie zważamy na to, oczekują nas sprawiedliwi, a my się ociągamy.

Obudźmy się wreszcie, bracia, powstańmy z Chrystusem. Szukajmy tego, co w górze; do tego, co w górze, podążajmy. Chciejmy ujrzeć tych, którzy za nami tęsknią, śpieszmy ku tym, którzy nas oczekują, duchowym pragnieniem ogarnijmy tych, którzy nas wyglądają. A nie tylko trzeba nam pragnąć wspólnoty ze świętymi, lecz także udziału w ich szczęściu. Gdy więc pragniemy ich obecności, z największą gorliwością zabiegajmy również o wspólną z nimi chwałę. Taka gorliwość nie jest zgubna ani też zabieganie o taką chwałę nie jest niebezpieczne.

Drugim pragnieniem, które budzi w nas wspomnienie świętych, jest, aby Chrystus, nasze życie, ukazał się tak jak im również i nam, abyśmy i my ukazali się z Nim w chwale. Teraz bowiem nasza Głowa, Chrystus, objawia się nam, nie jakim jest, ale jakim stał się dla nas; ukoronowany nie chwałą, ale cierniami naszych grzechów. Byłoby rzeczą niegodną, aby ten, kto przynależy do Głowy ukoronowanej cierniami, szukał łatwego życia, albowiem purpura nie jest dlań oznaką chwały, ale hańby. Nadejdzie chwila pojawienia się Chrystusa i jego śmierć nie będzie już głoszona. Wówczas poznamy, że i my umarliśmy, a nasze życie ukryte jest w Chrystusie. Ukaże się Głowa w chwale, a wraz z nią zajaśnieją uwielbione członki. Wtedy to Chrystus odnowi nasze ciało poniżone upodabniając je do chwały Głowy, którą jest On sam.

Do tej chwały podążajmy bezpiecznie i z całą usilnością. Aby zaś dane nam było pragnąć i dążyć do tak wielkiego szczęścia, powinniśmy się starać o pomoc świętych. Za ich łaskawym wstawiennictwem otrzymamy to, co przerasta nasze możliwości.

 
Kazanie św. Bernarda, opata
 
 
A wpatrzeni w postępowanie ich wszystkich, "ubiegajmy się o ich wiarę", o ich miłość, nadzieję, wierność, sposób życia, męstwo w cierpieniach, ich stałość aż do przelania krwi, abyśmy im dorównali w zdobywaniu wieńców chwały.
św. Jan Damasceński

 


 

wtorek, 30 października 2012


Wszystko ma swój czas…Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono…czas szukania i tracenia… (3,1-8). Piszę te słowa słuchając Officjum  Jana Garbarka, muzyka oddaje coś z poczucia tęsknoty i przekracza granice tego, co już teraz jest, a tego co, za chwilę nie będzie…a później się stanie. Uroczystość Wszystkich Świętych i czas zaduszny który po raz kolejny będziemy przeżywać jakoś prowokuje do kilku nieporadnych refleksji o życiu i śmierci. Pięknie pisze o przemijaniu Kohelet dla wielu na pierwszy rzut oka niepoprawny pesymista, skupiony tylko na próbie obnażenia świata i ukazania go jako marności i pogoni za niczym. Kiedy tak głębiej wczytamy się w słowa człowieka doświadczonego życiem i mądrego, zobaczymy wszystko wyraźniej, naszą rzeczywistość która jest pełna sensu o tyle, o ile uświadamiamy sobie że dzisiaj jesteśmy a jutro nas nie ma.  Człowiek egzystuje w tej przestrzeni świadomości jaką jest śmierć, którą jakoś podświadomie wypiera z siebie, bo w dzisiejszej kulturze bez dance makabre nikt już nie umiera, wszyscy są zdrowi, piękni i nieśmiertelni- herosi którym jak coś się zepsuje, to można wymienić, jak w serwisie samochodowym. Życie jednak pokazuje coś całkowicie odwrotnego, okazujemy się bezradni jak dziecko wobec nieuniknionego przepływu chwili. „Narodziny i śmierć człowieka( pisał J. Pasierb) są w tym porządku czymś naturalnym i żadna forma protestu nie ma sensu. Dzięki możliwości „wiecznego powracania” do źródeł czasu człowiek czuje się ocalony przed śmiercią i nicością”. Za chwilę wybierzemy się tłumnie  na nasze cmentarze, dla jednych to będzie moment refleksji nad darem chwili, przygodności życia, myśli wypuszczonej w zaświaty…pamięci o tych, którzy spacerowali po ziemi przed nami. To pamięć o tych których sylwetki, słowa, gesty i świat odczuć zatrzymaliśmy w sercu i pamięci. Jest to jakaś wielka anamneza miłości, która przekształca już czas i przestrzeń w spotkanie, szczególnie dla tych którzy wierzą iż, na drugim brzegu istnieje zdumiewająca radość spotkania. Grób do którego przychodzimy jest miejscem pamięci, spoczynku i przebudzenia ze snu, bo czym że jest śmierć jeśli nie zaśnięciem ( życie nasze zmienia się ale się nie kończy ) Dla innych bez refleksji pełnej nadziei czas wędrówki na cmentarz będzie jaką forma współczesnego happeningu, którego przedstawicielami stają się tak zwani (w moim może  krzywdzącym odczuciu), czciciele zapalonego znicza i  reklamy mody…przecież trzeba się jakoś pokazać, a może jeszcze co bystrzejsi zrobią świetny interes kosztem zbiorowej amnezji eschatologicznej. Niestety taka postawa rodzi  śmiech i pustkę, nie ma już nic…pozostaję tylko ja sam i to co, aktualnie jest dla mnie źródłem szczęścia. Wyzucie z uczuć i więzi miedzy ludzkich, powoduje straszny dramat. W Szwecji po śmierci bliskiej osoby, kiedy się kończy ceremonia pogrzebu (jeżeli  się odbędzie) i kremacji rodzina już nie zabiera ze sobą prochów członka rodziny, ale skazuje go na rozsypanie Bóg wie gdzie, argumentując tym że to definitywny koniec, nie ma człowieka, wiec idziemy dalej. Jak to powiedziała mi kiedyś jedna starsza osoba z wielkim poczuciem humoru do której chodziłem w pierwsze piątki miesiąca „dzisiaj żyjem jutro zgnijem,  i nikogo to nie będzie obchodzić ”.

Jest taka ciekawa refleksja którą napisał Romano Guardini: „Wszystko, co umarłe, zniszczeje. My, żyjący, nie jesteśmy przecież całkowicie żywi. Wiele wleczemy za sobą. Wiele nas obciąża. Czynimy coś i jak to często bywa, musimy to, czegośmy dokonali, niejako ponownie ogarnąć, aby stało się nasze. Spotyka nas coś co przechodzi tylko ponad nami. Jakże często siedzimy przy kimś kto opowiada nam o swoim nieszczęściu i odczuwamy z rozpaczą swoją otępiałość. Żyjemy tylko miejscami…A teraz zostaje tu wszystko porwane do najwyższego  życia.” Dla nas chrześcijan śmierć nie staje się źródłem lęku, wiara nas wychowuje do zaśnięcia, do radosnego przygotowania się na moment pochwycenia, usadowienia się w trumnie jak w łożu małżeńskim. Nie paraliżuje nas poczucie pustki, ale nadzieja spełnienia wszystkiego w Bogu który wychodzi nam naprzeciw. „Jednak od Chrystusa śmierć ma sens chrześcijański, nie jest intruzem, lecz wielką inicjatorką. Będąc „królową lęków” według Hioba, śmierć zatrzymuje codzienne profanacje i zapomnienia, uderza nieodwracalnością swojego wydarzania się. Nie istnieje sama w sobie, bo to nie życie jest fenomenem śmierci, ale to śmierć jest tymczasowym fenomenem życia. Taka jak negacja jest późniejsza od afirmacji, tak śmierć jest zjawiskiem wtórnym i zasadniczo pasożytniczym. Po zerwaniu początkowej równowagi staje się „naturalnym” losem śmiertelników, a jednak wbrew naturze, co tłumaczy lęk umierających. Miarą siły choroby jest moc lekarstwa.” Naszym lekarstwem jest głęboka intuicja którą za każdym razem wypowiadamy ustami i sercem w Credo. „Oczekuję wskrzeszenia umarłych” i „Wierzę w zmartwychwstanie ciał”. To pokazuje że życie przechodząc przez śmierć nadal trwa, w jakiejś tajemnicy miłości Boga. „Jak w Adamie wszyscy umierają tak, też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni”(1Kor 15,22).

Na koniec taka obyczajowa prośba z mojej strony, jak już zamknę oczy i będę przybliżał się do tajemnicy Życia, co ani oko nie widziało ani ucho nie słyszało, proszę aby na moim nagrobku nie stawiać sztucznych kwiatów, różyczka (choć jest efemeryczna) wystarczy.

Taniec Oblubienicy                                                                                     

 

„Wznieście wasze ręce ku miejscu świętemu i błogosławcie Pana.”(Ps134,2). Pragnę mówić wam o „tańcu” w liturgii. Wszystkim się na ogół wydaje iż liturgia jest taka statyczna i ciężka, pozbawiona dynamiki, a może nawet krępująca. Kiedy się obserwuje współczesnych uczestników Eucharystii ma się wrażenie, iż nie widzą co zrobić ze swoim ciałem, co począć z dłońmi, z nogami potykającymi się o progi klęcznika wystającego z ławki...Wszystko to pokazuje iż człowiek jest bardziej dynamiczny niż statyczny. W ruchu realizuje duża część swojej egzystencji, wyzwala ciało ku...Może kogoś zadziwić stwierdzenie iż liturgia to taniec, w pełnym tego słowa znaczeniu: ruch, rytm, muzyka w której wszystko wiruje. Kiedyś uczestniczyłem przez jakiś  czas u braci prawosławnych na ich celebracjach liturgicznych, miałem wrażenie, że to co jawiło się moim oczom było tańcem. Piękna liturgia, pełna ciepła, ruchu ciał. Kapłan który przechadzał się po świątyni z kadzielnicą okadzając we właściwy bardzo zaskakujący sposób. Śpiew, dynamika, spowite wonią kadzidła i migotanie lampek oliwnych przed ikonami sprawiały uczucie jakby się było w innej rzeczywistości. W moim odczuciu czas stanął, albo wtopił się w „kairos” i stał się doksologią. Zapewne kobieta po spotkaniu zadziwiającym przy źródle, w uniesieniu i tańcu radości biegła aby oznajmić swoim ziomkom, radość swej duszy. Czy my potrafimy jeszcze z takim entuzjazmem przeżywać najważniejsze wydarzenie naszego życia jakim jest Eucharystia.? Czy nie stoimy trochę tak jak od niechcenia wyliczając czas dla Jego działania w naszym życiu? Czy potrafimy się oddać charyzmatycznej fali modlitwy zanurzonej w wylaniu Ducha który towarzyszył pierwszym wspólnotom chrześcijan? Te i inne pytania nasuwają się spontanicznie. Kościół dzisiaj próbuje powracać do swoistego tańca, piękna liturgii, zrozumianej i uświadomionej przez język ciała, postaw i gestów należnych Misterium. Nie musimy być niewolnikami ławek ustawionych w Kościele, możemy przeżywać Eucharystie swobodnie, ale nie niechlujnie, hieratycznie ale z radością w sercu. Mamy różne postawy które tradycja Kościoła przechowała w skarbcu, wśród nich wyróżniamy postawę siedzącą. Siedząc najprawdopodobniej Samarytanka wsłuchiwała się w głos Chrystusa, czerpiąc z Jego słowa wszystko. Tak jak ewangeliczna Maria siostra Łazarza, siedziała u stóp Mistrza i karmiła się Nim. W tym momencie nic innego ją nie interesowało tylko obecność kogoś bliskiego i mistyczne uniesienie, które sprawiło iż obrała tą lepsza cząstkę. Podczas liturgii chrześcijańskiej biskup, jako pasterz owczarni sobie powierzonej zasiadał na katedrze z której przewodniczył i nauczał. Siedzieć to odpoczywać, smakować się w wytchnieniu, nasłuchiwać z uwagą tego, co Bóg chce mi zakomunikować w tej chwili, w tym czasie. Stanowi wsłuchanie się w puls życia, wody...Źródła, to uruchomienie w sobie tych pokładów słuchu, aby uchwycić muzykę Boską, „dźwięk” liturgii spotkania. Następną postawą która jest przeważającą we wszystkich liturgiach sprawowanych jest postawa stojąca. To wyraz uszanowania względem Tego, który przewyższa mnie swoim majestatem i chwałą. Jednocześnie jest znakiem radości z tajemnicy Odkupienia, to wszechogaraniająca  radość opieczętowanych i obmytych Krwią Zbawiciela, błogosławiących Jego Wielkość. Wyraża to psalm błogosławieństwa: „Błogosław duszo moja, Pana. O Boże mój Panie, jesteś bardzo wielki! Odziany we wspaniałość i majestat, światłem okryty jak płaszczem. Rozpostarłeś niebo jak namiot, wzniosłeś swe komnaty nad wodami. Za rydwan masz obłoki, przechadzasz się na skrzydłach wiatru....”(Ps104,1-2).  Te postawę w liturgii w sposób szczególny przyjmuje kapłan jako pośrednik miedzy między wspólnota zgromadzonego Kościoła, a Bogiem. Prezbiter staje się w świętych celebracjach, znakiem obecności Chrystusa jedynego i wiecznego Kapłana, Pośrednika i miłośnika człowieka. W starożytności chrześcijańskiej stojąc wyznawcy Chrystusa wyrażali w ten sposób radość Zmartwychwstania, zwycięstwa nad śmiercią, szatanem i grzechem. Miało to kapitalne znaczenie dla ich życie wewnętrznego, bo nawet kiedy czuli się obcymi i prześladowanymi, wiedzieli że Pan jest z nimi, że światło z pustego grobu, napełnia ich serca szczęściem. Bo „Chrystus Zmartwychwstał śmiercią zwyciężył śmierć”(Troparion Zmartwychwstania).W tradycji Kościoła zachodniego bardzo mocno zakorzeniła się w liturgii, i poza nią postawa klęcząca, która jest wyrazem afirmacji i uwielbienia Boga, a jednocześnie stanowi wyraz pokory i pokuty. Przez ten język ciała człowiek błaga Boga o miłosierdzie, wysłuchanie, to wyraz pokajanie, nędzy i kruchości ludzkiego życia, oraz świadomości iż bez Pana, wszystko jest marnością. „Kiedy jesteś przy mnie nie cieszy ziemia mnie”, jak to wyraża pieśni duszy zatopionej w Źródle. Na zachodzie również klęka się przed Krzyżem, na którym Zbawiciel dokonał dzieł Odkupienia człowieka. To wyraz wielkopiątkowej adoracji Drzewa hańby, które stało się narzędziem ekspijacji i zwycięstwa. Krzyż Świętego, przenajświętszego, którego rozkwitające gałęzie spuszczają dla nas Ciało Króla, jak to wyraził językiem poezji św. Efrem. Klęczymy w pokorze przed Panem obecnym w Najświętszych i Boskich Postaciach, adorując je pożywając przez patrzenie. Podobnie w liturgiach wschodnich kiedy kapłan przy wielkim wejściu, ukazuje ludowi Świętości, wierni padają na kolna i dotykają głową ziemi. Jest to ukazanie małości człowiek wobec tak wielkich i niezgłębionych tajemnic, chrześcijańskiej wiary. „Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie Boże. Dusza moja pragnie Boga, Boga żywego: kiedyż więc przyjdę i ujrzę oblicze Boże”.(Ps42,2). W Eucharystii, podobnie jak wydarzeniu ewangelicznym kobieta czerpiąca ze studni, pragniemy oglądać Oblicze Nieogranionego. Pragniemy przyjąć postawę wzniesionych oczu, jako skierowanie duszy ku Bogu. Taj jak ikonograficzna scena przedstawiająca Orantę, ze sztuki katakumbowej, wskazuje na  personifikację duszy ludzkiej wpatrzonej i uwielbiającej Boga, tak i my możemy każdy moment naszej codzienności, wypełniać tęsknotą i spojrzeniem ku Źródłu- Chrystusowi. „Do Ciebie wznoszę me oczy, który mieszkasz w niebie...”(Ps123,2). Kiedyś stare rytuały wymagały aby kapłan na ofertorium podnosił oczy ku górze, jako wyraz pokornej jedności pomiędzy służebnikiem a Ofiarą która ma być złożona za życie świata. Dzisiaj każdy z wierzących kieruje oczy na ołtarz, staje się jak ikona przedstawiająca danego świętego, mając oczy szerokie i wpatrzone w przebóstwiającą obecność Pana, którego oblicze nieustannie jaśnieje jak światło. To Tylko kilka wybranych przez mnie postaw i gestów, które liturgia przechowała, jest ich całe mnóstwo z wielkim ładunkiem emocji, który towarzyszył różnym rodzinom liturgicznym w określonych kontekstach kulturowych. Niech nasze ciało stworzone do miłości, dobra i piękna będzie wyrazem Bożej epifanii. Niech będzie komunikowało innym iż nie wstydzimy się mówić ekspresją o uniesieniach naszego wnętrza, w których to przedsionkach Pan się przechadza i zapraszam nas do „tańca” jest zapowiedzią godów na których On będzie wszystkim we wszystkich.      

niedziela, 28 października 2012

Mk 10, 46-52

Gdy Jezus razem z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: "Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną". Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: "Synu Dawida, ulituj się nade mną".

Jezus przystanął i rzekł: "Zawołajcie go". I przywołali niewidomego, mówiąc mu: "Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię". On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: "Co chcesz, abym ci uczynił?"

Powiedział Mu niewidomy: "Rabbuni, żebym przejrzał".

Jezus mu rzekł: "Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą".


"Sądzę, że jedną z przeszkód, które nie pozwalają nam być naprawdę sobą i odnaleźć własnej drogi, jest to że nie zdajemy sobie sprawy, jak dalece jesteśmy ślepi. Gdybyśmy wiedzieli, że jesteśmy ślepi, jakże usilnie szukalibyśmy uzdrowienia ! Prawdopodobnie szukalibyśmy zdrowia, jak Bartymeusz, u ludzi: lekarzy, uzdrowicieli...a następnie, straciwszy zaufanie do ludzi, w których nie masz zbawienia, zwrócilibyśmy się może do Boga. Ale tragedia na tym polega, że nie rozpoznajemy swej ślepoty- zbyt wiele rzeczy narzuca się naszym oczom, abyśmy mogli uświadomić sobie rzeczy niewidzialne, na które właśnie oślepliśmy. Żyjemy w świecie rzeczy, zagarniają naszą uwagę i same się nam zalecają, tak że nie potrzebujemy ich nawet oceniać- po prostu są tu oto, pod ręką, gotowe do użycia. Rzeczy niewidzialne nie zalecają się nam same, nie rzucają się nam w oczy, musimy ich szukać i odkrywać je. Świat zewnętrzny żąda naszej uwagi- Bóg zabiega o nas inaczej(...) Świat zewnętrzny sam nam się narzuca. Świat wewnętrzny może być odczytany, ale nigdy hałaśliwie nie zwraca na siebie uwagi.  Oślepieni światłem rzeczy zapominamy, że nie zawiera on tych głębi, które człowiek zdolny jest odkryć. Człowiek jest mały i wielki jednocześnie. Kiedy umieszczamy siebie na skali wielkości wszechświata - nieskończenie ogromnych i nieskończenie znikomych- widzimy siebie jako drobinę kosmicznego pyłu, ulotną, znikającą, bez żadnego znaczenia. Ale kiedy zwrócimy się do wewnątrz, widzimy że nic z tych rzeczy niezmierzonych nie jest dostatecznie wielkie, by nas wypełnić. Cały świat wpada jak ziarnko piasku w głębię naszego bytu, jesteśmy zbyt obszerni, by nas wypełnił i nasycił. Jedynie Bóg, który nas stworzył dla siebie, na swoją miarę, może tego dokonać. Według słów Anioła Ślązaka: "Jestem wielki jak Bóg- a On jest mały jak ja".
Być ślepym na niewidzialne, to być świadomym tylko tego, co da się uchwycić, to być na zewnątrz, poza pełnią wiedzy, poza doświadczeniem całej rzeczywistości tego świata, którego prawdziwa realność jest w Bogu i w którego sercu jest Bóg. Ślepiec Bartymeusz był tego właśnie świadomy, ponieważ dzięki ślepocie fizycznej świat widzialny go nie napastował. Mógł krzyczeć w ostatecznej rozpaczy wyczuwając z całą, rozpaczliwą nadzieją, że zbawienie przechodzi obok niego, ponieważ czuł się odrzucony. Powodem tego, że my wszyscy przeważnie nie potrafimy tak wołać do Boga, jest to że nie uświadamiamy sobie, jak dalece jesteśmy odcięci od całkowitej wizji świata- wizji, która gwarantuje pełną realność światu widzialnemu. Obyśmy potrafili nauczyć się być ślepymi na to, co widzialne, aby móc wejrzeć głębiej, w to co niewidzialne w nas i wokół nas, w to co przenika wszystkie rzeczy swą obecnością ! Ślepota bywa wieloraka. U świetych - ale nie u nas- może wynikać z oślepienia zbyt wielkim światłem. Świety Symeon Nowy Teolog mówiąc o Bożej ciemności powiada, że jest nadmiarem światła, tak że ktokolwiek w nią wkroczył, stał się niewidomym od jej blasku. Może to być ślepota otwartych oczu. Zwracając się na przykład  w stronę okna możemu skupić spojrzenie na samej szybie okiennej, na własnym zamazanym odbiciu albo na widoku za oknem. Możemy patrzeć obojętnie i bezmyślnie, jak przechodnie na ewangelicznego Bartymeusza. Możemy patrzeć oczyma nienawiści, spojrzeniem straszliwie wyostrzonym z diabelską bystrością, widzac tylko samo zło, zlośliwą karykaturę rzeczywistości. I w końcu możemy patrzeć oczyma miłości, sercem czystym, które widzi Boga i Jego obraz w każdym człowieku, nawet jeśli jest to obraz zamglony docierając wzrokiem poprzez mylne pozory i sprzeczne doświadczenia do prawdziwego, głębokiego, tajemniczego ludzkiego "ja". Bo z patrzeniem jest tak, jak to powiedział lis Małemu Księciu: "Widzi się dobrze tylko sercem, najważniejsze jest niewidoczne dla oczu".
Fragment rozważania zaczerpnięty z książki Odwaga modlitwy Antoniego Blooma.

...Nie wiemy z historii, kim był ów niewidomy, wiemy jednak, co oznacza dokonana na nim tajemnica. Rodzaj ludzki to niewidomy, który w swym pierwszym ojcu został wypędzony z raju i za karę pozostaje w ciemnościach nie znając blasku niebiańskiego światła. Jednakże obecność Odkupiciela oświeca go, by dobrze czyniąc robił postępy na drodze życia...Gdy więc nasz Stwórca zbliża się do Jerycha, niewidomy odzyskuje wzrok, bo gdy Bóstwo przyjęło na siebie braki naszego ciała, ludzkość odzyskała światło, które utraciła. Przez to, że Bóg ponosi ludzkie cierpienia, człowiek zostaje wyniesiony do tego, co Boże. Trafnie jest napisane, że niewidomy siedział przy drodze i żebrał, sama bowiem Prawda mówi: "Ja jestem drogą" (J 14,6). Kto więc nie zna blasku wiekuistego światła, jest ślepy; jesli jednak nie wierzy w Odkupiciela, to jest tym który siedzi koło drogi. Ale gdyby miał wiarę i nie dbał o to, aby prosić o otrzymanie wiecznego światła, i nie modlił się, byłby podobny do tego, kto będąc niewidomym   siedzac przy drodze, ale wcale nie żebrze. Jeśli zaś wierzy i poznaje ślepotę swego serca, i prosi o odzyskanie światła prawdy, jest jak ten, kto będąc niewidomym żebrze siedząc przy drodze. Kto więc poznaje ciemności swej ślepoty, kto pojmuje, że brak mu wiecznego światła, niech woła z głebi serca, niech woła także glosem ducha: "Jezusie, Synu Dawida, zmiluj się nade mną!".
św. Grzegorz Wielki

sobota, 27 października 2012


„Studnia” przestrzeń Pana                                                                                     

 

Można z całą pewnością powiedzieć iż Bóg potrzebuje przestrzeni aby móc manifestować swoją wielkość i chwałę. On „zdobi się wspaniałością i przyodziewa się w piękno”. Człowiek zaczarowany tym pięknem staje naprzeciw i kontempluje w zachwycie swego Boga. Chce być blisko, tak bardzo aby śledzić każdy Jego ruch, gest, słowo...aby nie stracić ani chwili. Ten cud dokonuje się w przestrzeni, brzmi to zapewne niezwykle wirtualnie, ale jakże prawdziwie. Przestrzeń ta jest wielowymiarowa, stanowi ona miejsce uobecnienia, takie materialne- Świątynia-budynek jak również serce człowieka, zdolne otworzyć się Chwałę Pana. Jednym słowem to wszystko stanowi naszą mistyczną studnie, nie tyle miejsce zatrzymania, przejścia, ale wytchnienia, nie tyle co oazę, ale Namiot Spotkania, spleciony ludzkim wysiłkiem i oczekiwaniem aż zostanie rozbity. Kiedy Chrystus mówi do Samarytanki: „Nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca”(J4,21), to mówi o sobie jako miejscu świętym, wszechobecnym, znoszącym wyłączność każdego miejsca widzialnego, namacalnego. „Od tej chwili każde nawiedzenie świątyni jest już pielgrzymką do miejsca świętego. To właśnie wyjaśnia wielość miejsc, zachowujących znaczenie centrum, właśnie dlatego że nie są one centrami geograficznymi, lecz kosmicznymi, usytuowanymi nie w poziomie lecz w pionie, który łączy każdy punkt z wymiarem pozaziemskim.”(P. Evdokimov „Sztuka ikony. Teologia piękna. s.120). stanowi to niezwykle duchowy rys świątyni, w którą wpisuje się cała historia ludzkich doświadczeń w czasie.  Myślimy również o Świątyni chrześcijańskiej miejscu spotkań wielu pokoleń „wędrowców” ku Źródłu. Święty German patriarcha Konstantynopola powie: „Świątynia jest niebem ziemskim, w tych niebieskich przestrzeniach Bóg mieszka i przechadza się”. Jakże to trafne i duchowe stwierdzenie możemy przenieść na grunt świątyni chrześcijańskiej, przestrzeni celebracji liturgii, kiedyś szczególnie syntezy sztuk wielu. Całe wieki pokoleń chrześcijan budowały świątynie według głębokiego sensu i zamysłu teologicznego. Wszystko było tak precyzyjnie przemyślane i zaplanowane. Każdy element wystroju miał manifestować wielkość i głębię Boga. Samarytanka pozwala nam zrozumieć więcej i pełniej, ona niezrozumiała spotkania z Nieznajomym jako zachęty do rozbicia namiotu, ale do odnalezienia Królestwa wnętrza, który po wielu wiekach będzie ucieleśniony w materialnej formie świątyni chrześcijańskiej. Już Salomon z historii wiemy iż zbudował Bogu świątynię, „jako obraz i zapowiedź przyszłego Kościoła oraz Ciała Pańskiego”- powie święty Augustyn.(„Objaśnienie Psalmów s.26). Jednocześnie sam Chrystus nazywa swoje ciało świątynią: „Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo”(J2,19). Wiemy dobrze iż taką świątynia stała się Maryja której łono stało się mieszkaniem dla „Nieba”. Proklus z Konstantynopola powie „O świątynio, w której Bóg stał się kapłanem”.  Tak więc dla nas ludzi wiary, świątynią jest Kościół jako materialne miejsce w którym doświadczmy w sposób szczególny Chrystusa w sakramentalnych czynnościach. Kiedyś chrześcijanom mocno towarzyszyła świadomość i kościoły buduje się po, to aby w nich sprawować Liturgię-Źródło, dla potrzeb kultu stawiano ołtarz, na którym miało się dokonywać dzieło uświęcenia i zbawienia ludu chrześcijańskiego. Na ołtarzu antycypuje się Śmierć i Zmartwychwstanie Pana, w misterium Jego Paschy. Pierwsze Kościoły budowano skierowane na Wschód, ta orientacja przypominała nieustannie iż Chrystus tam się Wcielił i dokonał dzieła Odkupienia, jak również na końcu czasów w Pięćdziesiątnicy eschatologicznej, przyjdzie jako Król w Paruzji, aby jeszcze raz spotkać się ze swym stworzeniem i wszystko „uczynić nowym”. „Dlatego Każdy chrześcijanin modli się zwrócony ku wschodowi, przed jego duchowym okiem rysuje się raj jako owa „pierwotna ojczyzna”, gdzie jest on całkowicie sobą, żyjąc w doskonałej harmonii ze swoim Stwórcą, z którym rozmawia tam twarzą w twarz, w harmonii ze swoimi bliźnimi, z samym sobą oraz ze stworzeniami, które go otaczają.”(G.Bunge „Gliniane naczynia”s.48). Stąd jakże ważna jest przestrzeń i cały kontekst teologiczno-symboliczny, który się z nią wiąże. Sakrament Źródła dokonuje się w miejscu, przestrzeni materii i ducha, wytworów sztuki i ludzkiego zaangażowania. Liturgia to swoista Boska „Sztuka” w której wszystko się spełnia i dokonuje naprawdę na oczach uczestników, ona potrzebuje miejsca, „rekwizytów” jako nośników wartości duchowych, uświęcających wszystko co, przenika czas i Łaska Boga Żywego. Misterium to rozgrywa się na sakralnej scenie świątyni, jako żywy i twórczy dialog rozpięty pomiędzy teraz a wiecznością, między być a stawać się. To dramat dialogowany pomiędzy kapłanem- liturgiem, a ludem ,przed którym otwiera się Niebo, w całej przebogatej ekonomi zbawienia. Tu i teraz słowa Chrystusa nabierają mocy uobecnienia, one stają się ciągle aktualne, mimo upływu czasu. Pod wpływem Liturgii, jak rzeka ponoszą nas w nurcie życia...przez to każdy moment tego wydarzenia staje się oczywistością, „studnią” z której można czerpać z niewyczerpalnego źródła łask, Chrystusa A i Q. W tej przestrzeni uczymy się jak być gotowymi na spotkanie z Oblubieńcem, aby kiedyś w chwili kiedy nas pochwyci w wiadomym dla Niego momencie, abyśmy potrafili z radością i namaszczeniem wyśpiewać psalm triumfu życia, eschatycznej spełnionej radości, której źródłem będzie nadchodzący w obłokach Pan, Interpretator dziejów świata i Sędzia historii każdego z nas. Wtedy staniemy nadzy przed Nim, zanurzeni w nadziei Liturgii Nieba, spowici światłem jutrzenki, i wtedy zabrzmi preludium spotkania: „Alleluja. Chwalcie Boga w Jego świątyni, chwalcie Go na ogromnym Jego nieboskłonie. Chwalcie Go za potężne Jego czyny, chwalcie Go za wielką Jego potęgę. Chwalcie Go dźwiękiem rogu, chwalcie Go na harfie i cytrze. Chwalcie Go bębnem i tańcem, chwalcie Go na strunach i flecie. Chwalcie Go na cymbałach dźwięcznych, chwalcie Go na cymbałach brzęczących: Wszystko, co żyje, niech chwali Pana. Alleluja. (Ps 150).                                                 

 

 

 

 
 

 

piątek, 26 października 2012

( W Roku Wiary dobrze na nowo odnowić świadomość liturgiczną, pragnę w częściach umieścić tekst "Zaczerpnąć ze Źródła - Sakrament i Ikona". który pisałem kilka lat temu, być może będzie dobrym przypomnieniem ważnych treści, i pozwoli głębiej z większą swiadomością przeżywać wydarzenie Eucharystii jako rzeczywistne a zarazem intymne spotkanie z Bogiem)

 
 
Spotkali się przy studni Bóg i Samarytanka, Źródło i człowiek, to wydarzenie wypisało coś niezwykłego w historii ludzkich pragnień,odniesień. To powrót do rajskiej sytuacji gdzie człowiek i Stwórca„przechadzali się” po ogrodzie, prowadzili dialog, jak ten który po wielu wiekach podejmie Chrystus z ową nieznana z imienia kobietą. Pojawiły się ponadczasowe pytania gdzie należy czcić Boga, czy na tej górze a może na innej, jaki kult będzie stosowny do Misterium które próbuje ogarnąć znany wielu ewangeliczny zapis. W mojej osobistej refleksji pragnę przybliżyć moment spotkania, który streszcza się i wypełnia w Nim- Przedwiecznym i nieustannie przemawiającym do człowieka, Wcielonym Logosie. Tylko lepsze zrozumienie tajemnicy chrześcijańskiego spotkania jakim jest Sakrament pisany z wielkiej litery oraz Ikona, pozwolązrozumieć ukrytą tęsknotę chrześcijaństwa podobną do tej którą nosiła w sobie owa niewiasta z Samarii. My już doświadczamy czym jest studnia...Źródło...i kto może pić z niej. W pogłębieniu tej świadomości pozwoli nam na nowo pogłębićrzeczywistość jaką jest sakrament obecności Boga wyrażony w języku jakim jest Liturgia. Obok liturgicznego źródła spojrzymy na obraz –Ikonę, która jest sakramentalną sztukąwizualizacji Misterium, jak również uchwyceniem tego, co ekspresja liturgii nie jest wstanie wyrazić w języku gestów i znaków. Spojrzymy na ekspresję formy, głębię wyrazu i siłę jaką niosą kolory. Może potrzebujemy dzisiaj pochylić sięnad tymi dwiema rzeczywistościami doświadczenia „Sacrum”, Bożego Oblicza obecnego w Liturgii i Ikonie. Potrzebujemy zabiegani w codzienności nowegoświeżego spojrzenia na piękno, które się objawia w sztuce jaką jest przeżycie, język ciała, symboli, wpisany w święte czynności w których to, wyrazi się „piękno które będzie zdolne zbawić świat”(F.Dostojewski „Bracia Karamazow”).Trzeba jak Chrystus usiąść przy studni, źródle Jakuba, aby w zmęczeniu i skwarze zmęczonego człowieczeństwa odkryć nową jakość istnienia, aby zaczerpnąćze studni, tak aby łaknąć i pragnąć sercem i całym swoim jestestwem. Aby powiedzieć jak Pan „daj mi pić” trzeba najpierw odnaleźć studnię, oazęrozkwitającą jak rajski ogród, spulchniony strumieniem źródła, tworzącym miejsce posilenia i wytchnienia. Kiedy wspólnie dotrzemy do studni, przedzierając się przez drogę języka liturgii, mistagogii i ikonograficznej wizji apofatycznej Boga miłośnika człowieka, wtedy zanurzymy nasze czerpaki i napijemy się z wody wytryskającej z boku Baranka, rodzącej Kościół-Oblubienicę i nowego Adama. To będzie wtedy wydarzenie spotkania, zaspokojenia, uciszenia tego co, rozkrzyczane w nas, uzdrowienia tego potrzaskane, obmycia tego co grzeszne. Będzie to napełnienie duszy DuchemŚwiętym „Każdy kto pije tę wodę znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę,która Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku życiu wiecznemu”(J4,13-14). Zrozumienie liturgii jako nurtu w którym zanurzamy się na nowo w rytmie życia Bożego, sprawi iż będziemy potrafili widzieć pełniej i dalej ku wydarzeniom które Bóg ma dla nas w swoim odwiecznym planie miłości, gdzie zgromadzi nas na górze, Niebiańskim Jeruzalem na Liturgii Piękna, abyśmy mogli z otwartymi oczyma podziwiać Jego wielkość i Chwałę, kiedy przeniknięci przez energie Źródła zostaniemy porwani z nurtem który wszystko nam wyjaśni. Gdzie „...prawdziwi czciciele Jego będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest Duchem; potrzeba wiec by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie”(J4,23). Nasza świadomość w przeżyciu Misterium będzie większa kiedy zechcemy podjąć trud pochylenia siętymi zagadnieniami. „Sakrament i ikona” nie stanowi jakiegoś naukowego i odkrywczego rozwinięcia tych wymiarów, ale jest to osobista refleksja autora który kocha Liturgię i Ikonę, i pragnie aby te mistyczne drogi stały siębliskimi dla innych. Praca nie będzie miała jakiegoś szczególnego rysu naukowości, cytaty które będę przytaczałbędą miały na celu przybliżyć tradycję Kościoła, a jednocześnie uczynićrefleksję bardziej zachęcającą do otwarcia na myśl pokoleń które, czuły i były przeniknięte tym samym żarem, obecności Boga– Człowieka pośród swego ludu, tego samego żyjącego i przemawiającego do nas dziś jak kiedyś do Samarytanki łaknącej i pragnącej Źródła.

I Wędrówka we wspólnocie- Misterium Zgromadzenia.

Wędrowanie w nurcie liturgii rozpoczynamy od wydarzenia jakim jest dla chrześcijan Eucharystia. Rozpoczynamy podróż do „Samarii” gdzie znajduje się studnia, od wspólnoty jaką jest Kościół, Święte Zgromadzenie, Lud wybrany Nowego Przymierza w którym Słowo zapragnęło pozostać. Musimy na samym początku mocno sobie uświadomić iż, bez zrozumienia wspólnoty nie pojmiemy tego wszystkiego co, przez wieki nazwano tajemnicą. Kościół jako tajemnica ukryta w Nim, i w pełni zrozumiałą tylko w Nim, Ciało Chrystusa, ognisko miłości, w której człowiek doświadcza spotkania i niejako powraca nieustannie do „łona Matki” w którym ogniskuje się ciepło i bezpieczeństwo. To żywy organizm składający się z wielu członków. A może nawet mozaika, wielobarwnych pięknych mniej lub bardziej oszlifowanych kamieni, z których ma powstawać „studnia” dla Źródła. Święty Paweł Apostoł powie „Gdy schodzicie się jako Kościół...”(1Kor 11,18), te słowa nie odnosi do jakiejśinstytucji, świątyni, lecz do natury i celu zgromadzenia, do wspólnoty wybranych w jednym Duchu. Schodzić się razem w Kościół w rozumieniu pierwszych wspólnot chrześcijan oznaczało, spotkanie z Oblubieńcem, wydarzenie które przekracza czas i miejsce, stanowiące urzeczywistnienie się Misterium- Kościoła. „Jest to zgromadzenie eucharystyczne, podczas którego jako jego uwieńczenie dokonuje się „Wieczerza Pańska” eucharystyczne „łamanie chleba”. „Każda celebracja, będąc udziałem w odwiecznej liturgii, ukazuje i urzeczywistnia powszechność Kościoła...Jak każdy wierny który, mając udział w Ciele i Krwi Pańskiej, ma udział nie w części Chrystusa, ale w całym Chrystusie, tak celebracja w konkretnym Kościele lokalnym nie rozczłonkowuje liturgii niebieskiej, ale w niej w sposób pełny uczestniczy. Celebracja zatem jest nie tylko momentem , ale także miejscem , w którym liturgia sprawia, że Kościół żyje w całym swym misterium. Wszystkie Kościoły lokalne ukazują,urzeczywistniają i przekazują swoją jedność w powszechności właśnie przez to,że uczestniczą w tej samej jedynej odwiecznej liturgii.”(J.Corbon „Liturgiaźródło wody życia”). Tak jak zostało powiedziane Liturgia, to słowo będzie powracać nieustannie jak powiew wiatru, stanowi wydarzenie, spotkanie...w którym Mistrz pragnie zgromadzić wokół swojej osoby i w sobie, wszystkich którzy „łakną i pragną” skosztować jak On jest dobry. Jednocześnie podobnie jak w dialogu z samarytańska kobietą pragnie zgromadzić w kulcie wszystkich w jedno, zanurzyć w źródle które wytryskuje z Jego wnętrza. Gromadzi w jedno „rozproszone dzieci Boże”(J 11,52), jako jedność wspólnoty Ludu Nowego i wiecznego Przymierza, zebranego przez Chrystusa i w Chrystusie. Stąd powinna nam towarzyszyć nieustanna świadomość iż przeżywanie celebracji, modlitwy jest urzeczywistnieniem Ludu wybranego i mającego byćprzemienionym i przebóstwionym przez Pana. Oto tajemnica Kościoła, zjednoczenia co ludzkie i Boskie, tego co kruche jak naczynie gliniane i tego święte otulonełaską Trójcy Przenajświętszej. Może dlatego tak bliską chrześcijanom Wschodu jest obecność ikonostasu, bramy z rzędami ikon, który pokazuje przeżycie świątyni jako „nieba na ziemi” epifanii która uobecnia się w metafizycznych formach ilustrujących tajemnice Odkupienia i Zbawienia. To zapewne wcielenie jedności pomiędzy ziemianami a całym światem niebiańskim, manifestującym wieczne „teraz” jako wizja nowego i przebóstwionego stworzenia. Właśnie tak wyraża się pragnienie inności i świętości, tęsknoty za Rajem, źródłem i studnią z której można czerpać w obfitości wodę wesela. Wreszcie zejście w Kościół wskazuje na obraz Ciała Chrystusowego, który w pełni się realizuje w dramaturgii i szczycie jaką jest eucharystyczna obecnośćChrystusa. Jak wyraża to Boska Liturgia przypisywana autorstwu świętego Jana Chryzostoma. „Albowiem Tyś jest Bóg miłościwy i miłujący człowieka, przeto chwałę Ci oddajemy, Ojcu i Synu i Świętemu Duchowi, teraz i zawsze i na wieki wieków.” W ten sposób widać jedność Kościoła umocniona w Komunii miłości jakąjest Trójca Osób Boskich. W sakramencie który się uobecnia przebywa sam Chrystus, podobnie jak Kościół który gromadzi się w jedno i staje się Jego Ciałem. „To Chrystus ,stojąc na czele zgromadzenia, ujawnia poprzez siebie jedność Kościoła, jedność ze Sobą wszystkich jego członków. W ten sposób w jedności celebransa i zgromadzenia, zostaje ujawniona Bogoczłowiecza jednośćKościoła w Chrystusie i z Chrystusem.”(A. Schmemann „Eucharystia. Misterium Królestwa). Wielu z nas współcześnie żyjących zapyta się czy dziś jesteśmy zdolni doświadczać tego samego entuzjazmu spotkania, blasku Zmartwychwstałego Pana, który towarzyszył pierwszym wyznawcom? Czy możemy doświadczyć tak namacalnie Pana, który jest blisko słysząc Jego słowa wypowiadane, dotykając Jego szat i spoglądając w oczy pełne miłości i zrozumienia, Czy jest to możliwe, aby to co, było doświadczeniem nielicznych stało się również naszym udziałem? Kiedy podejmujemy próbę odpowiedzi na to pytanie, jesteśmy trochę zakłopotani i zaskoczeni jak owa niewiasta, która wybrała się do studni aby zaczerpnąć wodę. Nie spodziewała się zapewne iż spotka ją takie wyróżnienie, Pan będzie z nią prowadził dialog, stanie fizycznie obecny i przemówi jak nikt do tej pory. Musimy się zatopić w tym wydarzeniu, Kościele...Sakramencie wyrażonym w liturgii i Ikonie. Głęboką podpowiedzią stają się dla nas słowaświętego Leona Wielkiego Papieża, charyzmatycznego myśliciela i wrażliwego na liturgię Ojca Kościoła. Mówi on następująco: „Wszystko to, co było widoczne w Chrystusie, przeszło do sakramentów Kościoła" („Mowy”LXXIV.2). Słowa te trafnie oddają sens wydarzenia jakim jest Eucharystia i jaką wartość stanowiłdla pokoleń pierwszych chrześcijan. Jest trafna odpowiedź na nasze bolączki duchowe, widzieć...spotkać...doświadczyć Pana, to znaczy umieć ukształtować w sobie percepcje widzenia tego, co misteryjne w Sakramencie. Umieć Go poznać połamaniu chleba w Sakramencie Ciała i Krwi Najświętszej. Sakrament to Chrystus, który przemawia, pociesza, podnosi na duchu, wskrzesza i uzdrawia, a wszystko to dokonuje się przez język liturgii, ryt i słowo, materię i Ducha który ją ożywia. Kiedy czytamy w zgromadzeniu Ewangelię Chrystus przemawia przez usta diakona czy prezbitera, staje pośród ludu i mówi to Jestem Ja „Bóg z wami”. Kiedy Duchświęty zostaje wezwany nad darami złożonymi na ołtarzu, i kiedy zaczynająbrzmieć słowa anamnezy: „...to jest Ciało Moje (...) Pijcie z niego wszyscy, to jest Krew Moja” sprawia iż Chrystus jest obecny pośród nas „Bóg z nami”, nie symbol ale żywy i prawdziwy Ten którego widziały oczy Apostołów, przepowiadały usta Proroków, Ten którego zrodziła Święta Dziewica, którego opiewająnieustannym pieniem Aniołowie i Archaniołowie. „Ujrzeliśmy światłość prawdziwą, przyjęliśmy Ducha Niebieskiego, odzyskaliśmy wiarę prawdziwą i kłaniamy sięTrójcy nierozdzielnej, Ta bowiem nas zbawiła”.(Liturgia Chryzostoma). Tę myśl o ponad ziemskim zachwycie oddaje tekst uwielbienia tej samej Boskie Liturgii, hymn zwany „pieśnią Cherubinów”, który to wykonuje się w czasie uroczystego przeniesienia darów ze stołu ofiarnego na ołtarz, po to aby zostały przemienione. „Odzwierciedlamy Cherubinów w misterium i Trójcy stwarzającejżycie śpiewamy hymn: Trzykroć Święty! Odrzućmy teraz wszystkie troski tej ziemi, aby przyjąć Króla wszechświata, niewidzialnie noszonemu przez zastępy aniołów. Alleluja, Alleluja, Alleluja.” Wtedy i my sami włączmy się w wielki zachwyt kosmosu, aby móc wykrzyczeć, i tryskaćradością wychwalając Boga słowami Alleluja, sławiąc i nucąc Mu pieśń wesela, rozbrzmiewając całym bogactwem wnętrza. Aby włączyć się w śpiew błogosławionych przyjaciół Oblubieńca. „Chce Cię wywyższać, Boże mój, Królu, i błogosławić imięTwe na zawsze i na wieki. Każdego dnia będę Ciebie błogosławił i na wieki wysławiał Twe imię...”(Ps145,2).W Eucharystii- Sakramencie Źródła znajdujemy Pana, Który nas miłuje, czeka na nas i chce się nam objawiać. Nawet wtedy kiedy przychodzimy na liturgię i jesteśmy zmęczeni, przybici troskami i różnym niepokojami, On jest pośród nas i w nas. Kiedy nic nie czujemy, tak jakby nic nie miało sensu i pustka przygniatała i przeszywała całe nasze jestestwo Chrystus Jest i będzie żyjący na „wieki wieków”. Pragnę powrócićjeszcze do zagadnienia wspólnoty jako wyjścia ku Misterium. Czasami tak jest że nasz egoizm, grzech, brak potrzeby innych stojących wokół nas, sprawia iżczujemy się dobrze sami, tylko do pewnego czasu. Później potrzebujemy wspólnoty, ludzkich odniesień, swoistego rytmu życia, który wytwarza odpowiedni i harmonijny klimat modlitwy liturgicznej. Liturgia ma sens we wspólnocie i przez wspólnotę. Słowo gr. „liturgia” oznacza dzieło ludu. Jeżeli modlitwa liturgiczna wynika z potrzeby chwili, jakiegoś uniesienia, tak modlitwa liturgiczna wynika zawsze z całości doświadczenia wspólnoty, dotknięcia prawdy, iż stojący obok mnie brat i siostra jest dziełem Boga i w nim , oraz przez  Niego dokonuje się wielka rzeka uwielbienia, dziękczynienia. Życie staje się wielką doksologią w której przez usta wielu, wyśpiewuje się pieśń miłą Panu. Liturgia uczy między ludzkich odniesień, świadomości Mistycznego Ciała, w którym się wyraża praktyczna i otwarta miłość bliźniego, aby kochać innych miłością zaczerpniętą ze Źródła. Jak powie niezwykle trafnie wschodni teolog Evdokimov: „W tym zjednoczeniu człowiek odświeżony i odnowiony przez ten pełen miłości dynamizm, odnajduje swoją własną prawdę i prawdziwą istotę rzeczy. Samotność zostaje przełamana i nawet natura, pogrążona w oczekiwaniu na swoje uwolnienie, rozkwita w kosmicznej liturgii: Drzewa, zioła, ptaki, ziemia, morze, powietrze,światło, wszystko to mi mówiło, że istnieje dla człowieka, że chce świadczyćdla człowieka o Bożej miłości, wszystko modliło się, wszystko śpiewał chwałęBogu”(P. Evdokimov „Prawosławie”s.256). W celebracji chrześcijańskiej wszystko nie ma „ja” jest „wy” wspólnota- Kościół zrodzony z boku przebitego na drzewie Krzyż Baranka, i umocnionego w mocy Pięćdziesiątnicy Ducha Świętego. Kościółzgromadzony na świętych czynnościach jest mistagogiczny i misteryjny, nie jest kolektywem, zbiorowiskiem przygodnych osób, ale komunią miłości, dzięki łasce sakramentalnego Źródła. We wspólnocie łakniemy i pragniemy obdarowywać się „Tajemnicami”, chcemy je manifestować światu, jak Samarytanka która spotykając Pana pobiegła do swoich aby im wykrzyczeć jak wielkie rzeczy On sprawił w jej życiu.

 
 




 

 


           

niedziela, 21 października 2012

Mk 10,35-45

 Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twej stronie. Jezus odparł: Nie wiecie, o co prosicie
 
Kiedy pierwszy raz przeczytałem niedzielną Ewangelię poruszyłem się zachowaniem i bezczelnością Jakuba i Jana. Pomyślałem iż od początku chrześcijaństwa były obecne nietaktowne pytania, jakaś pycha i chęć zajęcia pierwszego miejsca, zarezerwowania sobie wygodnego stołka w Królestwie Niebieskim. Co za tupet mieli uczniowie wyskakując z takim pytaniem, jeszcze nie przeszli całej drogi z Mistrzem, nie stanęli w sytuacji opowiedzenia się za Nim, nie było im dane doświadczyć dramatu pod krzyżem i zobaczyć radosnego pełnego nadziei finału, światła triumfu życia nad rozpaczą śmierci wydobywającą się z pustego grobu w wydarzeniu zmartwychwstania. Jeszcze nie poczuli prześladowania z powodu wiary, gorzkiej prawdy opowiedzenia się za Miłością, jeszcze niestali się sługami miłości a tu takie parcie po szczęście bycia blisko tronu Boga. "Jezus wzywa uczniów, aby nie troszczyli się o rezerwowanie miejsc. Jego odpowiedź to w ostatecznym rachunku zaproszenie do bezinteresownej miłości, czyli takiej miłości, która nie pyta o nagrodę. Nagroda jest w dobrych rękach. Rezygnując z takich ambicji, człowiek wierzący pokazuje, że ufa temu, co przygotował mu Bóg. Uczeń powołany jest do tego, aby działać w teraźniejszości, pozostawiając Bogu troskę o przyszłość". Przypomina mi się taka opowieść zaczerpnięta z mądrości chasydów, która mówi o zajmowaniu sobie miejsc. "Nie ma takiej rzeczy, która nie miałaby swojego miejsca. Człowiek więc także ma swoje miejsce. Dlaczego więc ludziom niekiedy jest tak ciasno. Odpowiedział Rabbi: Bo jeden chce zająć miejsce drugiego". Ważne jest aby szukać swojego miejsca nie nachalnie próbując narzucać się Bogu, ale z pokorą i ufnością pełną pokory że wszystko będzie dobrze przygotowane pod zamieszkanie, tylko pod jednym warunkiem: iż każdy zajmować będzie swoje miejsce bez rozpychania się w kolejce po apartament z widokiem na Boga i drugie że zrealizuje tu i teraz pomysł jaki wobec każdego z nas ma Opatrzność.
 

 

sobota, 20 października 2012

 
Credo- "wierzę" stanowi nie tylko deklaratywne wyznanie faktu że jestem człowiekiem wiary i w posłuszeństwie przyjmuję optykę myślenia Kościoła. Wierzę dla chrześcijanina to tyle co, wiem...przyznaję rację Bogu który daje mi siebie poznać na tyle na ile chce. Symbol wiary to ciągła próba przybliżania siebie i innych braci   do momentu w którym On może mnie zachwycić, zaintrygować i otworzyć na łaskę, pozwolić się odnaleźć we wspólnocie Kościoła tak samo jak innych zaproszonych przez chrzest, przyprowadzonych do sadzawki życia, a jednocześnie ciągle ciekawych, stawiających pytania, grzesznych i pragnących miłości. Obecnie ludzie pytają: Pokażcie nam Boga ! Dajcie nam Go dotknąć, doświadczyć ! Tymczasem rzeczy najważniejszych nie można zmierzyć, zważyć ani dotknąć...tylko po, to żeby się przekonać iż On jest. "Nie można dotknąć sumienia, natchnienia, miłości, mądrości. Poznanie, miłość, wolność, mądrość należą do kategorii rzeczy pozazmysłowych, potencjalnie istniejących w człowieku jako zdolne do stania się pozaczasowymi." Papież Jan Paweł II pisał o tym doświadczeniu: "Chcemy ujrzeć Jezusa (J12,21). Duchowe echo tej prośby, skierowanej do apostoła Filipa przez kilku Greków, którzy przybyli do Jerozolimy z pielgrzymką paschalną... Podobnie jak tamci pielgrzymi sprzed dwóch tysięcy lat, także ludzie naszych czasów, choć może nie zawsze świadomie, proszą dzisiejszych chrześcijan, aby nie tylko mówili o Chrystusie, ale w pewnym sensie pozwolili Go zobaczyć. A czyż zadanie Kościoła nie polega własnie na tym, że ma on odzwierciedlać światłość Chrystusa we wszystkich epokach dziejów i sprawiać, aby blask Jego oblicza zajaśniał także kolejnemu pokoleniu."Wiara to inny sposób poznania, to percepcja miłości i wierności Bogu który mnie stworzył i uczynił swoim dzieckiem. "Ty bowim stworzyłeś moje wnętrze i utkałeś mnie w łonie mej matki. Sławię Cię, żeś mnie tak cudownie stworzył, godne podziwu są Twoje dzieła i duszę moją znasz do głębi. Nie byłem dla Ciebie tajemnicą, kiedy nabierałem kształtów we wnętrzu ziemi. Oczy Twoje widziały moje czyny i wszystkie spisane są w Twej księdze(...) Przenikasz i znasz mnie, Panie, Ty wiesz kiedy siadam i wstaję. Z daleka spostrzegasz moje myśli, przygladasz się jak spoczywam i chodzę. I znasz wszystkie moje drogi. Zanim słowo się znajdzie na moim języku, Ty Panie już znasz je w całości. Ty ze wszystkich stron mnie ograniasz i kładziesz na mnie swą rękę." (Ps 139) Wiara jest odpowiedzią człowieka daną Bogu, który mu się udziela i objawia, przynosząc równoczesnie obfite światło człowiekowi poszukującemu ostatecznego sensu swego życia. Bóg szuka człowieka, usensawnia wszystko to, co jest częścią historii każdego człowieka. Człowiek jest "Capax Dei" otwarty na Boga. 
św. Symeon Nowy Teolog pisał: Wiara w Chrystusa jest nowym rajem. Dlatego też Bóg przewidział przed stworzeniem świata wszystkich tych, którzy uwierzyli i powinni byli uwierzyć w Niego, których wezwał i nie przestanie wzywać do końca świata, wywyższył i wywyższy, usprawiedliwił i usprawiedliwi, otwarcie ukazując na nich jako odpowiadających obrazowi chwały Syna Swojego poprzez Chrzest i łaskę Świętego Ducha, tajemnice czyniąc ich synami Bożymi i przemieniając ich ze starych w nowe, ze śmiertelnych w nieśmiertelnych.
 


 

 
 

poniedziałek, 15 października 2012

z myśli Jana Pawła II

 
 Człowieka bowiem nie można do końca zrozumieć bez Chrystusa. A raczej: człowiek nie może siebie do końca zrozumieć bez Chrystusa. Nie może zrozumieć, ani kim jest, ani jaka jest jego właściwa godność, ani jakie jest powołanie i ostateczne przeznaczenie.
 
(...) człowieka trzeba mierzyć miarą "serca". Sercem ! Serce w języku biblijnym oznacza ludzkie duchowe wnętrze, oznacza w szczególności sumienie...Człowieka więc trzeba mierzyć miarą sumienia, miarą ducha, który jest otwart na Boga. Trzeba więc człowieka mierzyć miarą Ducha Świętego.
 
Wszyscy stoimy pod krzyżem. Cała ludzkość wciąż stoi pod krzyżem. Naród nasz od tysiąca lat stoi pod krzyżem. Pozwólmy się ogarnąć tajemnicy Odkupienia: tajemnicy Syna Bożego !
 
Każde życie określa się i wartościuje poprzez wewnętrzny kształt miłości. Powiedz mi, jaka jest twoja miłość- a powiem ci, kim jesteś.
 
W mocy miłości człowiek gotów jest przyjąć nawet najtrudniejszą, najbardziej wymagającą prawdę.
 
Człowiek jest sobą poprzez wewnętrzną prawdę. Jest to prawda sumienia, odbita w czynach. W tej prawdzie każdy człowiek jest zadany samemu sobie.
 
Chrześcijanin jest powołany do tego, ażeby dawać świadectwo o Chrystusie, Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym. W ten sposób buduje się Kościół. Buduje się poprzez świadectwo apostołów, a także wszystkich chrześcijan- mężczyzn i kobiet.
 
Zawsze bowiem, gdy człowiek oddala się od Boga, doznaje w konsekwencji wielkiego rozczarowania, któremu towarzyszy lęk. A jest tak dlatego, że w wyniku oddalenia się od Boga człowiek zostaje sam i zaczyna odczuwać bolesną samotność, czuje się zagubiony. Lecz z tego lęku wyłania się w końcu poszukiwanie Stwórcy.
 
 Człowiek nie może żyć bez miłości. człowiek pozostaje dla siebie istotą niezrozumiałą, jego życie jest pozbawione sensu, jesli nie objawi mu się Miłość, jesli nie spotka się z Miłością, jesli jej nie dotknie i nie uczyni w jakiś sposób swoją, jeśli nie znajdzie w niej żywego uczestnictwa.



 

piątek, 12 października 2012

CREDO




Rozpoczynamy w roku wiary od CREDO- to znaczy od wyznania naszej wiary. W wielu wspólnotach na początku tego czasu łaski w sposób liturgiczny dokonano intronizacji Ewangelii- Chrystus żywe Słowo chce wejść do naszego życia, moc tego przesłania odkrywamy w depozycie jakim jest mądrosć Kościoła w refleksji i mądrości Soboru Watykańskiego II jako świeżego powiewu Ducha Świętego. W naszej wspólnocie w centrum postawiliśmy przyozdobioną chrzcielnicę- to źródło do którego jako chrześcijanie mamy powracać, to początek naszej przygody wiary, wyboru Chrystusa i miłości do Matki jaką jest Kościół. To również powrót do pierwszej gorliwości, pierwszego zachwytu, uniesienia serca i dumy z tego że należymy do Chrystusa. W świecie rozdartym przez grzech, obojetność wielu braci i sióstr, wrogość wielu grup społecznych i prześladowań na wielu płaszczyznach, chcemy wypowiedzieć z odwagą: Jestem człowiekiem wiary- CREDO. To jest również czas twórczego neokatechumenatu odkrycia wartości symbolu wiary (symbolum fidei), to wyznanie każdego ochrzczonego, że JEZUS JEST MOIM PANEM I ZBAWICIELEM ! Pragnę przywołać fragmenty listu apostolskiego Papieża Bendeykta XVI w formie MOTU PROPRIO "PORTAM FIDEI" ogłaszającego rok wiary:
 
Rok wiary, w tej perspektywie jest zaproszeniem do autentycznego i nowego nawrócenia do Pana, jedynego Zbawiciela świata. W tajemnicy Jego śmierci i zmartwychwstania Bóg objawił pełnię miłości, która zbawia i wzywa ludzi do nawrócenia i przemiany życia poprzez odpuszczenie grzechów (por. Dz 5, 31). Dla apostoła Pawła ta Miłość wprowadza człowieka do nowego życia: „Przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie - jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca” (Rz 6, 4). Dzięki wierze to nowe życie kształtuje całą ludzką egzystencję na radykalnej nowości zmartwychwstania. Na miarę jego wolnej dyspozycyjności, myśli, uczucia, mentalność i zachowania człowieka powoli są oczyszczane i przekształcane, na drodze, która nigdy tu na ziemi w pełni się nie realizuje. „Wiara, która działa przez miłość” (Ga 5, 6) staje się nowym kryterium inteligencji i działania, które przemienia całe życie człowieka (por. Rz 12, 2, Kol 3, 9-10, Ef 4, 20-29, 2 Kor 5, 17).


 „Caritas Christi urget nos” (2 Kor 5, 14): miłość Chrystusa wypełnia nasze serca i pobudza nas do ewangelizacji. Dzisiaj, tak jak wówczas, wysyła On nas na drogi świata, aby głosić Jego Ewangelię wszystkim narodom ziemi (por. Mt 28, 19). Poprzez swą miłość Jezus Chrystus przyciąga do Siebie ludzi z każdego pokolenia: w każdym czasie zwołuje on Kościół, powierzając mu głoszenie Ewangelii, z nakazem, który zawsze jest nowy. Z tego względu także dziś potrzeba bardziej przekonującego zaangażowania kościelnego na rzecz nowej ewangelizacji, aby na nowo odkryć radość w wierze i odnaleźć entuzjazm w przekazywaniu wiary. Zaangażowanie misyjne wierzących, które nigdy nie może słabnąć, czerpie moc i siłę w codziennym odkrywaniu Jego miłości. Wiara bowiem rośnie, gdy przeżywana jest jako doświadczenie otrzymanej miłości i kiedy jest przekazywana jako doświadczenie łaski i radości. Sprawia ona, że życie wiernych wydaje owoce, ponieważ poszerza serca w nadziei i pozwala na dawanie twórczego świadectwa: otwiera w istocie serca i umysły tych, którzy słuchają, na zaproszenie Pana, aby przylgnęli do Jego słowa, by stali się Jego uczniami. Wierni, stwierdza św. Augustyn „wzmacniają się przez wiarę” . Święty Biskup Hippony miał słuszny powód, aby wyrazić się w ten sposób. Jak wiemy, jego życie było ciągłym poszukiwaniem piękna wiary, dopóki jego serce nie znalazło spoczynku w Bogu 13. Jego liczne pisma, w których wyjaśniał znaczenie wiary i prawdy wiary, pozostają aktualne do naszych dni jako dziedzictwo niezrównanego bogactwa i pozwalają nadal tak wielu ludziom poszukującym Boga w znalezieniu właściwej ścieżki, aby osiągnąć „podwoje wiary”.

Tak więc tylko przez wiarę wiara rośnie i umacnia się; nie ma innej możliwości posiadania pewności co do swego życia, jak tylko przez coraz większe powierzenie siebie w ręce tej miłości, którą odczuwa się jako coraz większą, ponieważ swoje źródło ma w Bogu.


 
 Pragniemy, aby ten Rok rozbudził w każdym wierzącym aspirację do wyznawania wiary w jej pełni i z odnowionym przekonaniem, z ufnością i nadzieją. Będzie to też dobra okazja, by bardziej celebrować wiarę w liturgii, zwłaszcza Eucharystii, która „jest szczytem, do którego zmierza działalność Kościoła, i jednocześnie ... źródłem, z którego wypływa cała jego moc” . Jednocześnie pragniemy, żeby świadectwo życia ludzi wierzących było coraz bardziej wiarygodne. Zwłaszcza w tym Roku każdy wierzący powinien ponownie odkryć treść wiary wyznawanej, celebrowanej, przeżywanej i przemodlonej , i zastanowić się nad samym aktem wiary.

Nie przypadkiem w pierwszych wiekach chrześcijanie musieli nauczyć się Credo na pamięć. Było ono ich codzienną modlitwą, aby nie zapomnieć o zobowiązaniu przyjętym wraz ze chrztem. Słowami pełnymi znaczenia przypomina o tym św. Augustyn, kiedy w jednej z homilii na temat redditio symboli, przekazania Credo mówi: „Symbol świętej tajemnicy, który otrzymaliście wszyscy razem i który wyznaliście jeden po drugim, jest słowami, na których opiera się, jak na stałym fundamencie, wiara Matki-Kościoła, a fundamentem tym jest Chrystus Pan... Otrzymaliście więc i powtarzaliście to, co wiernie powinniście naśladować, co w duszy i sercu zawsze powinniście przechowywać, co powinniście na łożach waszych odmawiać, o czym myślicie na placach i miejscach publicznych, o czym także i podczas posiłków waszych nie zapominajcie, strzeżcie tego w sercu, chociaż ciało zasypia” .


 Chciałbym w tym miejscu nakreślić zarys programu, który pomoże w głębszym zrozumieniu nie tylko treści wiary, ale wraz z nimi, także aktu, którym zdecydujemy się na całkowite powierzenie się Bogu, w pełnej wolności. Istnieje w istocie głęboka jedność między aktem, którym się wierzy a treścią, której dajemy nasze przyzwolenie. Apostoł Paweł pozwala na wejście w tę rzeczywistość, kiedy pisze: „Sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami - do zbawienia” (Rz 10, 10). Serce wskazuje, że pierwszy akt, którym dochodzi się do wiary jest darem Boga i działaniem łaski, która przekształca osobę aż do głębi jej serca.

W tym względzie szczególnie wymowny jest przykład Lidii. Św. Łukasz opowiada, że Paweł, kiedy był w Filippi, udał się w szabat, by głosić Ewangelię niektórym kobietom; była wśród nich Lidia a „Pan otworzył jej serce, tak że uważnie słuchała słów Pawła” (Dz 16, 14). Ważny jest sens zawarty w tym wyrażeniu. Św. Łukasz uczy, że znajomość treści, w które należy wierzyć nie wystarcza, jeżeli następnie to serce, autentyczne sanktuarium człowieka, nie jest otwarte na łaskę, która pozwala mieć oczy, aby spoglądać na głębię i zrozumieć, że to, co zostało przepowiedziane jest Słowem Bożym.

Z kolei „wyznawać ustami” wskazuje, że wiara oznacza zaangażowania i publiczne świadectwo. Chrześcijanin nigdy nie może myśleć, że wiara jest sprawą prywatną. Wiara jest decyzją na to, żeby być z Panem, aby z Nim żyć. To „bycie z Nim” wprowadza do zrozumienia powodów, dla których się wierzy. Wiara, właśnie dlatego, że jest aktem wolności, wymaga również odpowiedzialności społecznej za to, w co się wierzy. Kościół w dniu Pięćdziesiątnicy ukazuje z całą oczywistością ów wymiar publiczny wiary i głoszenia jej bez lęku każdej osobie. Jest to dar Ducha Świętego, który uzdalnia do misji i umacnia nasze świadectwo, czyniąc je śmiałym i odważnym.

Samo wyznanie wiary jest aktem zarówno osobistym jak i wspólnotowym. Pierwszym podmiotem wiary jest faktycznie Kościół. W wierze wspólnoty chrześcijańskiej każdy otrzymuje chrzest, skuteczny znak wejścia do ludu wierzących, aby zyskać zbawienie. Jak stwierdza Katechizm Kościoła Katolickiego: „«Wierzę» - to wiara Kościoła wyznawana osobiście przez każdego wierzącego, przede wszystkim w chwili chrztu. «Wierzymy» - to wiara Kościoła wyznawana przez biskupów zgromadzonych na soborze lub, bardziej ogólnie, przez zgromadzenie liturgiczne wierzących. «Wierzę» - mówi także Kościół, nasza Matka, który przez swoją wiarę odpowiada Bogu i który uczy nas mówić: «Wierzę», «Wierzymy»...” .

Jak można dostrzec znajomość treści wiary jest istotna, by wydać swą zgodę, to znaczy, aby w pełni, rozumem i wolą zgadzać się z tym, co proponuje Kościół. Znajomość wiary wprowadza w pełnię tajemnicy zbawczej objawionej przez Boga. Udzielona zgoda oznacza więc, że kiedy się wierzy, w sposób wolny przyjmuje się całą tajemnicę wiary, bo gwarantem jej prawdy jest sam Bóg, który objawia się i pozwala poznać swą tajemnicę miłości.

Z drugiej strony, nie możemy zapominać, że w naszym kontekście kulturowym wielu ludzi, choć nie rozpoznają w sobie daru wiary, szczerze poszukuje ostatecznego sensu i definitywnej prawdy o swym istnieniu i świecie. To poszukiwanie jest autentyczną „preambułą” wiary, gdyż kieruje ludzi na drogę, która prowadzi do tajemnicy Boga. Sam ludzki rozum nosi w istocie wrodzoną potrzebę tego, „co wartościowe, nieprzemijalne”. Wymóg ten stanowi nieustannie zachętę, trwale wpisaną w serce człowieka, aby wyruszyć w drogę i znaleźć Tego, którego byśmy nie poszukiwali, gdyby nie wyszedł już nam na spotkanie. Wiara zaprasza nas właśnie na to spotkanie i w pełni otwiera.

środa, 10 października 2012

Łk 11,1-4

Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł jeden z uczniów do Niego: „Panie, naucz nas się modlić, jak i Jan nauczył swoich uczniów”.

A On rzekł do nich: „Kiedy się modlicie, mówcie:
«Ojcze, święć się imię Twoje,
przyjdź królestwo Twoje.
Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj
i przebacz nam nasze grzechy,
bo i my przebaczamy każdemu, kto nam zawini;
i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie»”. 
"Możemy wzywać Boga jako "Ojca", ponieważ został On nam objawiony przez Jego Syna, który stał się człowiekiem, a Jego Duch pozwala nam Go poznać... Gdy modlimy się do Ojca, jesteśmy w komunii z Nim i z Jego Synem, Jezusem Chrystusem. Wtedy właśnie poznajemy Go i uznajemy z ciągle nowym zachwytem. Pierwszym słowem modlitwy Pańskiej jest adorujące błogosławieństwo; potem następuje błaganie. Chwałą Boga jest to, że uznajemy Go za "Ojca", Boga prawdziwego. Składamy Mu dziękczynienie, że obajwił nam swoje imię, że pozwolił nam w nie wierzyć i że zamieszkuje w nas Jego Obecność." KKK 2665
 
Lubię ten moment w liturgii kiedy po doksologii rozpoczyna się śpiew Modlitwy Pańskiej. Wezwanie "Ojcze"- Tatusiu jest zabarwione miłością, do tego gest oranta...wzniesienie rąk ku górze, personifikacja modlitwy, synchronizacja serc, jakby się chciało sięgnąć nieba, spotkać z rozpostartymi ramionami Ojca.  W Eucharystii stajemy w postawie tęsknoty za Kimś kto nas zna i kocha, stajemy z bagażem naszej nędzy, ograniczoności i jesteśmy jak dzieci które czekają na miłość. Bóg nas dotyka taką miłością której nie może przekazać żaden naturalny ojciec. Tu jest tajemnica miłości.

poniedziałek, 8 października 2012


Łk 10,25-37

Oto powstał jakiś uczony w Prawie i wysławiając Jezusa na próbę, zapytał: „Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?”

Jezus mu odpowiedział: „Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?”

On rzekł: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego”.

Jezus rzekł do niego: „Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył”.

Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: „A kto jest moim bliźnim?”

Jezus nawiązując do tego rzekł: „Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął.

Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go.

Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: «Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał».

Któryż z tych trzech okazał się według twego zdania bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?”

On odpowiedział: „Ten, który mu okazał miłosierdzie”.

Jezus mu rzekł: „Idź i ty czyń podobnie”.


"A kto jest moim bliźnim ?" Uczony w Piśmie chciałby otrzymać dokładną listę osób. które należy uznać za "bliźnich". Byłoby to coś w rodzaju wykazu osób ubogich, rodzin w potrzebie "bezpieczny" rejestr adresów ludzi, w stosunku do których bez większego ryzyka można otworzyć serce. Jezus odwraca jego pytanie: "Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?". Nie mówi o bliźnim rozumianym jako przedmiot działania, lecz o bliźnim pojetym jako podmiot. Mistrz wyjaśnia że centrum nie znajduje się "ja", lecz każdy potrzebujący pomocy, zrozumienia, miłości człowiek, którego spotykam na mojej drodze. Podstawowy problem chrześcijanina nie polega na  poznaniu swojego bliźniego, czyli tej grupy osób, wobec której mógłby jak najmniejszym kosztem okazywać swoją miłość. Jego problem polega na okazaniu się bliźnim przez przesunięcie swojego centrum zainteresowania z "ja" na innych. Nie chodzi zatem o to, aby wiedzieć kogo mam kochać, ale o uświadomienie sobie faktu, że wszyscy mają prawo do mojej miłości. Powinienem zbliżyć się do wszystkich... Tworzenie ogromnych przepaści między nami jest bardzo łatwe. Ludzie są antypatyczni, denerwujący, głupi, natrętni, ordynarni, irytujący. Przechodzimy obok nich, ledwie ich zauważamy, przekonani, że ich problemy, ich trudności nas nie dotyczą. Tymczasem wystarczy wykonać właściwy gest - gest Samarytanina. A wówczas pytanie: "A kto jest moim bliźnim ?" nie ma już sensu. Już na nie odpowiedziałem, likwidując dystans, okazując się bliźnim.
 ks. Alessandro Pronzato Przypowieści Jezusa

sobota, 6 października 2012


Łk 10,17-24

Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością mówiąc: „Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają”.

Wtedy rzekł do nich: „Widziałem szatana spadającego z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie”.

W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić”.

Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: „Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli”. 


Apostołowie z dobrze wykonanej pracy wracają szczęśliwi, charyzmatyczny sukces. To poczucie że dobrze wykonali swoją misję staje się źródłem duchowego wzrostu, to pokazuje że człowiek wierzący w imię Jezusa może świat przemieniać. Gdyby głosili siebie i liczyli tylko na swoje męstwo i wiedzę, pomijając całe duchowe wyposażenie otrzymane od Mistrza, walka z demonami byłaby dla nich samych sytuacją niebezpieczną. Ewangelia dzisiejsza pokazuje że kiedy będziemy pokornymi prostaczkami wyposażonymi w dary i charyzmaty będziemy potrafili zwyciężyć świat, dzięki sile już dokonanego zwycięstwa Chrystusa: "Odwagi ! Jam zwyciężył świat"(J 16,33). "Ojcowie Kościoła mówią że każdy wierny jest na swój sposób "człowiekiem apostolskim". Jest kimś, czyja wiara odpowiada na ostatnie słowa Ewangelii według św. Marka; "(...) w imieniu moim demony wyrzucać będą, nowymi językami mówić będą. Węże brać będą, a choćby coś trującego wypili, nie zaszkodzi im. Na chorych ręce kłaść będą, a ci wyzdrowieją"( Mk 16,17-18). Żyć w pełni swoją wiarą i niewzruszenie dążyć do celu. Tak trzeba wciąż mówić i powtarzać aż do znudzenia, iż powołanie nie jest tylko dla nielicznych tych siłaczy ducha, lecz posłuszeństwem wobec najbardziej realistycznego sensu Ewangelii. "Wszystkie rzeczy tak wielkie jak cuda leżą w zasięgu naszej wiary, a wezwanie Boga, którego moc dokonuje się w naszej słabości, zwraca się do każdego z nas." Dzisiaj rano na prośbę pewnej rodziny byłem z sakramentami u mężczyzny który od długiego już czasu doświadcza choroby nowotworowej płuc, ogromne cierpienie, poczucie bezsilności.... Nic nie wiedział o moim przyjściu, rodzina bała się że może zdenerwować się z powodu mojej wizyty, wszystko było pełne napięcia w jaki sposób zareaguje kiedy zobaczy kapłana. Kiedy wszedłem do pokoju chorego uśmiechnąłem się do niego i powiedziałem że to nie jest jego ostatni widok tego świata, uśmiechnął się mimo przejmującego jego ciało cierpienia. Przyjął sakramenty Bóg dotknął go swoim pocałunkiem miłości. Rodzina miała łzy w oczach, a ja szczęśliwy i dumny z dobrze wykonanej posługi wróciłem do domu. Pomyślałem sobie "Ty jesteś Bogiem działającym cuda".

środa, 3 października 2012

Łk 9,57-62

Gdy Jezus z uczniami szedł drogą, ktoś powiedział do Niego: „Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz”.

Jezus mu odpowiedział: „Lisy mają nory i ptaki powietrzne gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć”.

Do innego rzekł: „Pójdź za Mną”. Ten zaś odpowiedział: „Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca”.

Odparł mu: „Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże”.

Jeszcze inny rzekł: „Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu”.

Jezus mu odpowiedział: „Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego”. 
 
Pozwolić Jezusowi położyć głowę na swoim sercu !
Często kiedy pytam się młodych ludzi o plany na przyszłość, wskazując tym samym na drogę powołania, spotykam się często z takim stwierdzeniem: "Boję się wyruszyć w taką drogę o której ksiądz opowiada, chciałbym w głębi serca tak żyć...ale się boję." Jest w człowieku jakiś wewnętrzny lęk przed utratą siebie, swoich dotychczasowych pragnień i aspiracji. Lęk przed ogarnięciem się Miłości, która będzie zalewała człowieka jak ocean, będzie gwałtowna jak sztorm a czasami spokojna jak tafla wody w której trzeba się będzie przeglądać i zderzać ze sobą. Jest w powołaniu ryzyko pozostawienia tego, co cenne wszystkiego do czego się z łatwością przyzwyczailiśmy, co było naszym sposobem na życie. Wsiąść z Jezusem do łodzi, odpłynąć od brzegu i zarzucić sieci...czekać cierpliwie jak z rybaka stanie się uczniem (Apostołem). Wejść na górę przemienienia, uchwycić się światłości emanującej z ciała Mistrza, zwątpić pod krzyżem własnej grzeszności i otrzymać darmową miłość w ranach które Baranek pokazuje, zapewniając że wciąż kocha. Kiedy staniesz się uczniem będziesz spoglądał przed siebie, zobaczysz sens i cel życia, Ewangelia będzie światłem a ludzie spotkani na drodze nauczycielami świętości. "Trzeba zatem odnaleźć prawdzie oblicze człowieka, by odkryć w nim prawdziwe oblicze Boga. Trzeba przemieniać rzeczywistość tego świata, by przywrócić jej właściwy kierunek. Chodzi zatem o wcielenie się w serce świata, ale bez rozproszenia się w nim. O ukochanie go takim jaki jest, ale bez zgody na to, co czyni". Dać światu Jezusa to najważniejsze zadanie ucznia, za każdym razem kiedy będzie więcej ofiary z siebie będzie mnie spoglądania wstecz. Panie, chcę kroczyć za Tobą choć grzesznikiem jestem.


"Bóg jest wezwaniem, a nie zewnetrzną oczywistością. Za odnowienie przejrzystości w ludzkim ciele Bóg dał i wciąż daje z siebie wszystko. Droga człowieka do odkrycia tej przejrzystości jest jednak często bardzo długa. W końcu można zawołać: "Bóg istnieje, wystarczy posłuchać kamieni"! Dlaczego nie słuchamy niezliczonych głosicieli niewyrażalnego Imienia ? Dlaczego nie słuchamy twórców dobra i piękna- tych, których Bóg napełnia swoim promieniowaniem ? Dlaczego nie słuchamy ludzi obdarzonych wielką głębią ducha ? Dlaczego nie słuchamy tych, którzy złożyli świadectwo prawdzie za cenę własnego życia ? Mówiąc obrazowo: jeżeli człowiek, przesiewając swoją wiedzę, nie znajduje w niej Bożego złota, znaczy to, że sito, przez które ją przesiewa, nie jest dość gęste. Poczucie transcendencji nie jest iluzją ani okaleczeniem. Główny argument przemawiający za Bogiem kryje się w samym człowieku i jego przeznaczeniu. Rzecz jasna że to nie dowód, ale tak wiele wskazuje na Niewidzialnego. Jeżeli Bóg istnieje, to możemy cieszyć się sobą, rozmawiać, czynić dobrze i czynić świat miejscem godnym człowieka. W Jego obliczu rozgrywają się dzieje ludzi, którzy Go poszukują lub odrzucają. Od Niego pochodzi światlo twarzy. Jest całkiem Inny, a jednocześnie jest bardziej nami niż my sami".
o. W. Hryniewicz "Pytania o człowieka"
 

 
 
 

poniedziałek, 1 października 2012

 
Łk 9,46-50

Uczniom Jezusa przyszła myśl, kto z nich jest największy.

Lecz Jezus, znając myśli ich serca, wziął dziecko, postawił je przy sobie i rzekł do nich: „Kto przyjmie to dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmie, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto bowiem jest najmniejszy wśród was wszystkich, ten jest wielki”.

Wtedy przemówił Jan: „Mistrzu, widzieliśmy kogoś, jak w imię twoje wypędzał złe duchy, i zabranialiśmy mu, bo nie chodzi z nami”.

Lecz Jezus mu odpowiedział: „Nie zabraniajcie; kto bowiem nie jest przeciwko wam, ten jest z wami”. 

Wczoraj dostałem sms...następującej treści, od młodej dziewczyny którą kiedyś poznałem na rekolekcjach. Pisze z rozdartym sercem: "Tata mnie uderzył, mocno w twarz. Walnęłam tyłem głowy o kaloryfer, lecz na szczęście skończyło się tylko guzem. Podobno jestem histeryczka...Ja nie wiem, ale to trzeci wieczór, podczas którego patrzę się pusto w okno z cieknącymi po policzku łzami. Kiedyś ksiądz mi powiedział że im bliżej będę Boga, tym ludzie bardziej ranią !" Obecność trudnych doświadczeń, cierpienia, braku miłości ze strony najbliższych budzi zawsze pytania przez które wybrzmiewa  krzyk duszy... dlaczego człowiek kiedy przestaje kochać, to rani ? Wszystko się rodzi z chorego serca człowieka, z braku dziecięctwa Bożego. Ktoś kto nie odkrył w sobie pełnego miłości dziecka, nie potrafi dawać miłości. Odpisałem jej nieporadnie że Bóg ją kocha i przytula w tych sytuacjach w których doświadcza największego upokorzenia i pustki. Dlatego Jezus wskazuje na dziecko, wskazuje że w zranionej dziewczynie woła o miłość, i wylewa miłość....która jest niekochana. "Tylko w Bogu znajdzie spokój dusza moja, bo od Niego przychodzi moje zbawienie".(Ps 62)
 
 
Zrozumiałam, że gdyby wszystkie małe kwiatki chciały być różami, natura straciłaby swą wiosenną krasę, pola nie byłyby umajone kwieciem.... Podobnie dzieje się w świecie dusz, w tym ogrodzie Jezusa. Spodobało Mu się stworzyć wielkich świętych, których można porównać do lilii i róż, lecz stworzył także tych najmniejszych, którzy winni się zadowolić, że są stokrotkami i fiołkami, przeznaczonymi, by radować oczy Pana Boga, gdy je skieruje na ziemię
Św. Teresa od Dzieciątka Jezus