środa, 28 listopada 2012


Jeśli będziemy owcami, zwyciężymy;
jeśli wilkami - ulegniemy

 
         Jak długo pozostajemy owcami, zwyciężamy; otoczeni niezliczoną gromadą wilków, jesteśmy mocniejsi. Gdy jednak stajemy się wilkami, ulegamy, ponieważ jesteśmy pozbawieni pomocy Dobrego Pasterza. Wszak nie jest On pasterzem wilków, ale owiec; dlatego opuszcza cię i odchodzi, gdy nie oczekujesz, aby okazał swoją potęgę.
Chrystus jakby chciał powiedzieć: Nie trwóżcie się, że gdy wysyłam was między wilki, nakazuję zachowywać się jak owce i jak gołębice. Mógłbym rozporządzić inaczej i posłać was nie narażając na żadne niebezpieczeństwo; mógłbym nie czynić was owcami słabszymi od wilków, ale straszniejszymi od lwów. Ale tak właśnie trzeba. W ten sposób uwidoczni się wasze męstwo i rozsławi moja potęga.
To właśnie powiedział świętemu Pawłowi: "Wystarczy ci mojej łaski, albowiem moc moja objawia się w słabości". To Ja postanowiłem - zda się mówić Chrystus - abyście takimi byli. Gdy przeto mówi: "Posyłam was jak owce", to jakby dodaje: Nie lękajcie się, wiem doskonale, że właśnie wtedy nie zwycięży was żaden nieprzyjaciel.
Aby zaś nie popadli w bezczynność i nie wydawało się im, że wszystko otrzymają zupełnie za darmo, że otrzymają nagrodę bez wysiłku, dodaje: "Bądźcie więc roztropni jak węże, a prości jak gołębie". Na cóż jednak się przyda - zapytają - nasza roztropność pośród tak licznych niebezpieczeństw? Jakże możemy zachować roztropność, miotani tylu falami? Czegóż może dokonać nawet najroztropniejsza owca otoczona gromadą wilków? Na co się zda choćby największa prostota gołębia, skoro zostanie osaczony przez wiele sępów? Na nic w wypadku stworzeń nierozumnych, ale gdy o was idzie na bardzo wiele.
Zobaczmy, jaki rodzaj roztropności jest tu wymagany. Roztropność węża - mówi Pan. Podobnie jak wąż porzuca wszystko, nawet część swego ciała, byle tylko ocalić głowę, tak i ty - powiada - z wyjątkiem wiary porzuć wszystko: bogactwo, ciało, a nawet życie. Wiara jest bowiem głową i korzeniem. Gdy wiarę ocalisz, to choćbyś wszystko inne postradał, odzyskasz w daleko większym stopniu. Dlatego Pan nie poleca samej tylko prostoty ani samej tylko roztropności, ale jedno i drugie zarazem, aby w ten sposób stały się naprawdę cnotą. Potrzebna jest roztropność węża, abyś unikał śmiertelnych ran, potrzebna też prostota gołębia, abyś nie szukał zemsty na tych, co cię skrzywdzili, ani żądał kary na tych, co knują zasadzki. Na nic się zda roztropność, jeśli zabraknie prostoty.
I niech nikt nie sądzi, że tych poleceń nie da się spełnić. Pan wie lepiej niż ktokolwiek inny, jak się rzeczy mają. Wie, że przemocy nie pokonuje się przemocą, ale łagodnością.
 
Homilia św. Jana Chryzostoma, biskupa, do Ewangelii św. Mateusza

 

piątek, 23 listopada 2012

Niebo istnieje...Naprawdę !


„Kiedy Colton Burpo cudem wyzdrowiał po nagłej operacji wycięcia wyrostka robaczkowego, jego rodzina nie posiadała się z radości. Nie spodziewała się tylko, że w ciągu następnych kilku miesięcy usłyszy piękną i wyjątkową historię o podróży małego chłopca do nieba i z powrotem.

Niespełna czteroletni Colton oznajmił rodzicom, że opuścił swoje ciało podczas zabiegu, wiarygodnie opisując, co jego rodzice robili, gdy on leżał na stole operacyjnym. Opowiadał o wizycie w niebie i przekazywał historie ludzi, z którymi spotkał się w zaświatach, a których nigdy wcześniej nie widział. Wspominał nawet o zdarzeniach, jakie miały miejsce jeszcze przed jego narodzinami. Zaskoczył swoich rodziców opisami i mało znanymi szczegółami o niebie, dokładnie pasującymi do tego, co podaje Biblia, a przecież nie mógł ich stamtąd znać, bo jeszcze nie umiał czytać.

Z rozbrajającą niewinnością i typową dla dziecka prostolinijnością Colton opowiada o spotkaniach z członkami rodziny, którzy już dawno odeszli z tego świata. Opisuje Jezusa, anioły, i twierdzi, że Bóg jest „bardzo, bardzo duży” i naprawdę nas kocha.

Historia ta – opowiedziana przez ojca, przywołującego proste słowa własnego syna – ukazuje miejsce, które czeka na nas wszystkich, i gdzie, jak mówi Colton, „nikt nie jest stary i nikt nie nosi okularów”.

„Niebo istnieje…Naprawdę!” na zawsze zmieni sposób, w jaki myślisz o wieczności, pozwalając ci przyjąć perspektywę dziecka i uwierzyć jak ono.”

 
Dwie siostry (rozdz.17)
Zielone dni lata ustąpiły złotej jesieni, a temat nieba ciągle powracał w naszych rozmowach z Coltonem. Ale jedna kwestia przewijała się nieustannie: kiedy nasz syn widział Jezusa w niebie, to jak on wtedy wyglądał? Byliśmy tym zainteresowani, ponieważ ja jako pastor ciągle spędzam czas w szpitalach, księgarniach katolickich, przeróżnych kościołach, a w tych wszystkich miejscach znajduje się mnóstwo obrazów przedstawiających Chrystusa. Często towarzyszą mi Sonja z dziećmi, więc zaczęliśmy bawić się w pewną grę. Gdy napotykaliśmy jakiś obraz Jezusa, pytaliśmy Coltona, czy tak wygląda Chrystus. Chłopiec zawsze wpatrywał się przez chwilę, po czym kręcił swoją małą główką i wyrokował: „Nie, na tym włosy się nie zgadzają” albo „Tutaj ma inne ubranie”. Powtarzaliśmy tę grę setki razy przez następne trzy lata. Niezależnie od tego, czy był to plakat w salce szkółki niedzielnej, okładka książki lub kopia obrazu któregoś ze starych mistrzów wisząca u kogoś w domu, Colton zawsze reagował tak samo. Był za mały, żeby wyjaśnić, co dokładnie było złe w obrazie, potrafił tylko stwierdzić, że były nie takie i już. Pewnego wieczora, w październiku siedziałem przy kuchennym stole, przygotowując kazanie. Sonja w salonie ślęczała nad księgami rachunkowymi i regulowała płatności. Cassie bawiła się obok niej lalkami Barbie. Usłyszałem krokiColtona w korytarzu i zobaczyłem, jak obiegł kanapę i stanął naprzeciwko Sonji. – Mamusiu, mam dwie siostry – oznajmił. Odłożyłem długopis. Sonja pracowała dalej. – Mamusiu, mam dwie siostry – powtórzyło dziecko.Żona podniosła wzrok znad dokumentów i pokręciła lekko głową. – Nie, masz siostrę Cassie i… masz na myśli swoją siostrę cioteczną Traci? – Nie – stanowczo zaprzeczył. – Mam dwie siostry. Przecież dziecko zmarło w twoim brzuchu, prawda? W tym momencie w domu rodziny Burpo czas się zatrzymał, a oczy Sonji robiły się ogromne. Jeszcze kilka sekund wcześniej Colton usiłował bez skutecznie skupić na sobie uwagę matki. Teraz mu się to w końcu udało. – Kto ci powiedział, że dziecko zmarło w moim brzuchu? – zapytała poważnym głosem. – Ona, mamusiu. Powiedziała, że umarła w twoim brzuchu. Colton obrócił się i chciał odejść. Powiedział, co miał do powiedzenia i był gotów ruszyć dalej. Ale po bombie, którą właśnie spuścił, Sonja dopiero sięrozkręcała. Zanim zdążył obejść kanapę, głos Sonji zadudnił w całym domu. – Coltonie Toddzie Burpo, wracaj tutaj natychmiast! Colton obrócił się i odszukał mój wzrok. Jego twarz wyrażała tylko jedno pytanie: „Co ja takiego zrobiłem?”.Wiedziałem, co moja żona wtedy czuła. Utrata tego dziecka była jednym znajboleśniejszych przeżyć w jej życiu. Wytłumaczyliśmy to Cassie, bo była starsza. Jednak nic nie mówiliśmy Coltonowi, ponieważ wydawało się, że czterolatek tego nie zrozumie. Obserwowałem z kuchni, jak po twarzy Sonji przemknęły wszystkie możliwe emocje. Colton, trochę zdenerwowany, obszedł znowu kanapę i stanął naprzeciwko swojej mamy, ale tym razem znacznie mniej pewnie. – Wszystko w porządku, mamusiu – powiedział. – Nic się jej nie stało. Bóg ją adoptował. (...)

 

 

środa, 21 listopada 2012

Przeczysta świątynia Zbawcy, najcenniejszy pałac i Dziewica, święta skarbnica chwały Bożej dzisiaj wchodzi do Domu Bożego, wiodąc ze sobą łaskę Bożego Ducha. Sławią Ją aniołowie Boży: Oto jest niebieska arka. Na Jej cześć śpiewają Aniołowie Boży: Ona jest Przybytkiem Niebiańskim !
(kontakion -liturgia bizantyjska). Ofiarowanie Bogarodzicy do Świątyni należy do świąt liczby dwunastu które celebruje Kościół Wschodni, na Zachodzie obchodzi się to wydarzenie jako wspomnienie liturgiczne.  Jak scena Narodzin Marii ma formalno-ideowy związek z przedstawieniem Narodzenia Pańskiego, tak odpowiednikiem sceny Ofiarowania Marii, staje się ofiarowanie Chrystusa. Ilustrację święta stanowi tradycja ikonograficzna która swoje przesłanie czerpie z literatury apokryficznej  ( Protoewaneglii Jakuba) i zmysłu wiary przekazanego w sercu wspólnoty wierzących. To opowieść o trzyletniej Marii która zostaje przyprowadzona przez swoich rodziców Annę i Joachima, którzy pragnęli poświęcić ją Bogu. Maria została przyjęta przez kapłana Zachariasza, który wprowadził Ją do Świętego świętych, gdzie wzrastała w posłudze i uwielbieniu Boga. Chociaż wejście do miejsca Świętego odbywało się tylko raz w roku i było przywilejem arcykapłana, to jednak tradycja głosi że Maria weszła do przybytku sama, co stanowi znak jej szczególnego wybraństwa. Maria poddała się Prawu i Świątyni. Prawo zostało przezwyciężone przez miłość, Świątynią stał się Chrystus. W Niej spełniło się przejście od Starego do Nowego Testamentu. Ona jest w Świątyni, ale wkrótce stanie się Świątynią Wcielonego Słowa- Jezusa Chrystusa. Niegdyś obłok wypełniał świątynię do tego stopnia, że kapłan nie mógł wejść- to była Szekina, obecność Boga -Jego Chwała. Bóg napełnił swoją obecnością Marię, stworzenie wybrane pośród wszystkich stworzeń. Theotokos, Świątynia bardziej święta od jerozolimskiej, Maria jest świątynią par excellence, On sam Jej Syn, objawi światu nową świątynię, którą jest Kościół, lud Boży, Nowy Izrael, Jego mistyczne ciało.

sobota, 17 listopada 2012

Mk 13,24-32

Jezus powiedział do swoich uczniów:

„W owe dni, po wielkim ucisku słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku. Gwiazdy będą padać z nieba i moce na niebie zostaną wstrząśnięte.

Wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą. Wtedy pośle On aniołów i zbierze swoich wybranych z czterech stron świata, od krańca ziemi aż do szczytu nieba.

A od drzewa figowego uczcie się przez podobieństwo. Kiedy już jego gałąź nabiera soków i wypuszcza liście, poznajecie, że blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie, że to się dzieje, wiedzcie, że blisko jest, we drzwiach.

Zaprawdę powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą. Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec”.

Eschatologiczna wizja końca czasów którą Ewangelia przed nami rysuje, w pierwszym odczuciu jest źródłem jakiegoś duchowego napięcia i lęku. Zjawiska atmosferyczne wzbudzające poruszającą grozę i przygodność świata której zwieńczeniem jest triumf Chrystusa Sędziego. Dokonuje się tutaj wielka refleksja  nad światem który zostaje oddany we władanie Boga. Należy tu przypomnieć o istotnej różnicy między eschatologią a apokaliptyką. Eschatologia idzie w refleksji w stronę rzeczy ostatecznych, definitywnych. Termin apokalipsa wywodzi się z greki oznacza tyle co "usunięcie zasłony"czyli możliwość obserwacji realizacji Bożego Objawienia. Jedno i drugie pojęcie kieruje nas na wydarzenie kieruje nasze spojrzenie na wydarzenie które się urzeczywistnia dzięki wielkiej ingerencji Boga. "W potocznych wyobrażeniach religijnych panuje przeświadczenie, że Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, gdyż nagradza za dobro, a karze za zło, oddając każdemu według jego uczynków. To katechizmowe rozumienie nie oddaje biblijnego bogactwa odcieni znaczeniowych. Pojęcia tego nie można redukować do jego sensu jurydycznego, który ukazuje Boga jako Sędziego, stojącego na straży ustanowionego w świecie porządku moralnego. Biblia zna o wiele szersze i głębsze pojęcie znaczenia pojecia sprawiedliwości, wykraczające poza koncepcję legalistyczną i moralną. Bóg jest "sprawiedliwym sędzią, który bada nerki i serce" (Jr 11,20). Czyni tak aby "każdemu oddać stosownie do jego postępowania, według owoców jego uczynków" (Jr 17,10). Sprawiedliwość Boża to jednak nie tylko wyrok potępienia lub kara zesłana na grzesznych ludzi, lecz również wyrok łaskawy i uwalniający (Jr 9,23; 23,6). Bóg sprawiedliwy jest również Bogiem miłosiernym (Ps 116,5-6; 129,3-4). Jego darem jest zbawienie." Piękne a zarazem mocne słowa wypowiedział kiedyś Antoni Bloom, brzmiały one tak: "gdyby Bóg był tylko sprawiedliwy to wszyscy byśmy byli w piekle", ale jest Miłosierdziem- Bogiem kochającym zranione przez grzech stworzenie. "Przemija bowiem postać tego świata" ale "kto pełni wolę Bożą trwa na wieki" (1 Kor 7,31; J 2,17). "Święty Paweł mówi o zdolności oglądania siebie z odsłoniętą twarzą, co już jest przygotowaniem do sądu, a Sąd Ostateczny polega właśnie na pełnej wizji całego człowieka. Wybitni ludzie ducha podkreślają ten wymiar sądu jako objawienie w pełnym świetle, nie zagrożenie karą, lecz Bożą Miłością. Bóg jest wiecznie tożsamy ze sobą, nie jest groźnym Sędzią, jest Miłością, i wówczas ta sama miłość subiektywnie "staje się cierpieniem dla odrzuconych i radością dla błogosławionych." Często boimy się że Bóg w momencie naszego sądu otworzy swój przenośny komputer odnajdzie plik z naszym imieniem i nazwiskiem, wtedy będzie widowisko prezentujące na samych. Zbyteczne będą te środki trochę antromorfizujące język Bożego sądu, każdy z nas zostanie dotknięty rzeczywistością prawdy, maski opadną, ludzkie kombinacje przestaną mieć sens, będziemy nadzy wobec Miłosiernej Miłości. Sąd Ostateczny będzie naszym osobistym sądem nad sobą. Pozostaje tylko mieć nadzieję że wszystko będzie dobrze.

czwartek, 15 listopada 2012

chrześcijanin jest jak ryba w wodzie


Chrześcijanie są jak ryby w wodzie tak w starożytnym Kościele św. Ambroży określał  wyznawców  którzy przez sakrament chrztu zostali właczeni w nurt życia. Ewangelie przekazują, że Zbawiciel wielokrotnie posłużył się symbolem ryby. Pierwsi uczniowie których wezwał po imieniu, byli rybakami znad jeziora Galilejskiego: "Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi"(Mt 4,19, Mk 1,17). Innym razem słyszymy słowa przynaglenia wypowiedziane do Piotra: "Nie bój się, odtąd ludzi łowić będziesz" (Łk 5,10). W eschatologicznej wizji końca dziejów, Sąd Ostateczny przedstawiony zostaje jako obraz rybaka  zagarniającego w swoją sieć dobre i złe ryby; dobre zatrzymuje a złe odrzuca (Mt 13,47). Kiedy wielki tłum zgromadził się aby słuchać Mistrza, zostają nakarmieni kilkoma rybami które przynosi chłopiec, a po swoim zmartwychwstaniu na brzegu jeziora przygotowuje Pan posiłek dla siedmiu swoich uczniów- pieczoną rybę na ogniu (J 21,9). Pierwsze wspólnoty chrześcijan wraz z Radosną Nowiną przyjęły i szacunkiem otaczały symbol ryby. Odniesieni go do chrztu narzucało się prawie samo z siebie, tymbardziej że chrzest był rzeczywiście zanurzeniem w wodzie, kiedy wchodzili do baptysterium byli jak ryby pływające w wodzie. Tertulian pisał: "My natomiast rybki zgodnie z naszym Ichtys (Ryba) Jezusem Chrystusem rodzimy się w wodzie i nie możemy się inaczej zbawić jak tylko przebywając w wodzie". Wizerunki rybaka i ryby, przedstawiające kaznodzieję i nawróconego, są jak najbardziej zrozumiałe. Istnieją jeszcze inne przyczyny powszechności symbolu ryby w chrześcijaństwie. Najważniejsza z nich to tajemniczy sens pięciu liter skaładających się na słowo ICHTHYS (Iesous Christos Theou Yios Soter). Symbol ten znajduje się na sarkofagach, tablicach nagrobnych i róznego rodzaju obiektach. Chrześcijanie nosili zawieszone na szyi małe ryby z metalu, kamienia albo macicy perłowej z napisem: "Zechciej zbawiać" lub "Zbawiaj". Równocześnie jednak symbol ten zdawał się mieć dla chrześcijan pierwszych wieków tak wielką wartość, że ukrywali jego znaczenie o wiele dłużej niż to zdarzało się w przypadku innych symboli, do tego stopnia, że na ile można wnosić z dostępnych przekazów, jeszcze w IV wieku żaden autor nie poddaje jego pełnego wyjaśnienia. Po pierwsze więc i przede wszystkim ryba oznacza samego Chrystusa. Albowiem Chrystus mógł w bezdennej otchałani tej śmiertelności niczym w głębinie wód pozostać żywy, to jest trwać bez grzechu. św. Augusty porównuje to morze ludzkiego życia do głebiny wód. W Wyznaniach opowiada zaś o "Rybie podźwignietej z głębiny", którą ludzkość spożywa na uczcie przygotowanej przez Boga i którą wyciągnięto z głębin, aby nakarmić spragnioną ziemię. W swoim komentarzu do tekstu Ewangelii Jana (21,9) symbolikę ryby pieczonej w ogniu ujmuje krótko słowami: "Piscis assus, Christus passus" - "Pieczona ryba jest cierpiącym Chrystusem". Niektórzy wczesnochrześcijańscy autorzy nazywają czasami Pana naszego "Rybą niebieską" (Ichthys ouranios). Spotyka się wizerunek statku, symbolizujący Kościół, niesiony przez Rybę: Kościół wspiera się na Chrystusie, swoim Założycielu. Gdy wizerunek ma przedstawiać Chrystusa pośród chrześcijan, których On połączył przez Chrzest, widoczne są małe rybki zgromadzone wokół jednej, większej, jak mówił o tym Tertulian: "Rodzimy się z wody, tak jak nasza ryba Ichthys"i możemy być ocaleni jeżeli pozostaniemy w wodzie". Najbardziej wymowna jest eucharystyczna symbolika ryby. Rzeczywiście wszędzie tam, gdzie spotyka się przedstawienie Eucharystii, czy to pod postacią uczty, konsekracji, czy innego symbolu, niezmiennie towarzyszy mu ryba. O "świętej uczcie ofiarnej jako rybie" mówi też znana inskrypcja nagrobna Aberacjusza, biskupa Hierapolis we Frygii (II w.) Czytamy w niej: "Wiara zaś wszędzie była mi przewodniczką. I zastawiała mi wszędzie pokarm Rybę ze źródła, bardzo wielką, czystą, którą ujęła Dziewica Niepokalana i (wiara) dawała ją przyjaciołom stale na pożywienie, mając wyborne wino i zastawiając je zmieszane ( z wodą) jako też chleb". Język tego napisu przestrzegajacy prawa tajemnicy wskazuje wyraźnie na tajemnicę wcielenia. Przez "źródło' należy więc rozumieć element niebieskiej Ryby, życie Trójcy Przenajświętszej, z której wieczne Słowo zstąpiło w łono Dziewicy. "Wielka Ryba" jest przeciwstawieniem pisciculi, "małych rybek", ukształtowanych na wzór tej wielkiej, która udziela życia łaski. Pisał w IVw. Opat z Milewe pisał: "Chrystus jest Rybą, która zostaje przywołana przy chrzcie i zanurzona w źródle". Inny napis nagrobny pochodzi z Francji, z grobu Pektoriusza z Autun. Jest to akrostych w języku greckim, którego poczatkowe litery tworzą słowo Ichthys Elpis- Jezus Chrystus, Syn Boży, Zbawieciel, Nadzieja. W "wiecznych falach mądrości ofiarowującej skarby", w "boskich wodach", które odmaładzają duszę, "boska rasa niebiańskiej ryby otrzymuje nieśmiertelność". Następnie poemat zachęca do przyjmowania słodkiego niczym miód pokarmu Zbawiciela świetych i do spożywania ICHTHYS, "którą trzymasz w zagłębieniu dłoni". Bowiem wierni przyjmowali Komunię na prawą dłoń skrzyżowaną na lewej, tak jak czynią to dzisiaj wspólnoty neokatechumenalne. Jesteśmy rybkami płynącymi pod prąd, aby stać się wiarygodnymi   świadkami  RYBY- Zbawiciela. Celem tej wyczerpującej podróży jest niebiański staw do którego wpłyniemy aby zostać wyciągnietymi z wody przez ręce Boga.

poniedziałek, 12 listopada 2012


W niedzielę przeżywaliśmy dzień solidarności z Kościołem prześladowanym, przez naszą pamięć, modlitwę i wsparcie materialne. Chrześcijaństwo na świecie, dozanje gwałtu z każdej strony, jest policzkowane przez "kulturę", i różne izmy...a przede wszystkim brak tolerancji ze strony innych religii. Dochodzimy do takiego apsuru gdzie chrześcijaństwo   bezkarnie można kopać za wszystko, wytykać palcami i obarczać odpowiedzialnością za wszystko co złe. Czy chrześcijaństwo które powołane zostało tak ewnagelicznie  aby być  głosem sumienia dla świata, ma być wdeptane w ziemię i jak kret schowane w ciemności ? Trafiłem na ciekawy tekst Pana Waldemara Łysiaka pt. "Milczenie owiec"opublikowany w stronie tygodnika "Uważam Rze", polecam lekturę i refleksję, budzi z uśpienia i otwiera oczy.
"Niedawno (we wrześniu) katolicki publicysta i reżyser, Zdzisław Bielecki, zapytał na łamach „Rzeczpospolitej": „ — Dlaczego chrześcijanie są tak bardzo cierpliwi wobec różnego rodzaju zniewag, prowokacji artystycznych i medialnych wymierzonych w swoją religię?
Dlaczego nie dbamy o to, by nasze prawdy wiary nie były szargane?". Rzucił to pytanie, lecz odpowiedzi nie udzielił. A przecież odpowiedź jest prosta: chrześcijanie drepczą pokornie przez wrogi im świat „politycznej poprawności", bo niczym stado bezwolnych owieczek i baranów dali się sterroryzować łobuzom, których sami demokratycznie wybierają do rządzenia. Ziemiami, które dawniej określano jako „świat chrześcijański", czyli tzw. Zachodem, rządzą dziś - i parlamentarnie (gabinetowo), i medialnie (opiniotwórczo) - prostytutki „tolerancji", ladacznice obyczajowego i kulturowego liberalizmu, który winien nosić znowu rokokowe miano libertynizmu. Gdzie idzie o problem kultu- ów toczący się już parę dekad i ciągle przybierający na sile dyskurs eksplodował wskutek wrześniowych ulicznych furii świata muzułmańskiego, bardzo krwawych, spowodowanych amerykańsko-izraelskim filmikiem postponującym Mahometa i księgę koraniczną. Jej nie wolno ruszać, nie wolno też ruszać ksiegi żydowskiej, tymczasem katolicką mozna bezkarnie gnoić. Latem tego roku deputowany izraelskiego Knesetu, Michael Ben-Ari, publicznie opluł "Nowy Testament", nazwał go "ksiegą odrażającą i nikczemną", rozdarł i cisnął do kosza ze śmieciami. Reakcja świata chrześcijańskiego była zerowa- potulne milczenie- tak zerowa jest reakcja świata Zachodu wobec prawodastw muzułmańskich karzących surowo za posiadanie Biblii lub krzyżyka. Piętnujemy rodzime chuligańskie mazanie na murach ( szubienice z wiszącą "gwiazdą Dawida"), lecz gdy żydowscy ortodoksi werbalizują sprayem na ścianach: "Jezus to małpka" - udajemy, iż nie widzimy, odwracamy wzrok."

niedziela, 11 listopada 2012

Mk 12,41-44

Jezus usiadł naprzeciw skarbony i przypatrywał się, jak tłum wrzucał drobne pieniądze do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele. Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz.

Wtedy przywołał swoich uczniów i rzekł do nich: „Zaprawdę powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie”.

Jezus jakby zawiesza się na chwilę i przerywa dyskusję z faryzeuszami, oddaje się obserwacji chwili, zatrzymujac wzrok na  przypadkowych ludzich składających swoje datki na świątynię. Spojrzenie zatrzymuje na ubogiej wdowie, kobiecie która pewnie była w trudnej sytuacji materialnej, ale ofiarowała wszystko co posiadała, nie z tego co jej zbywało lub aby zaznaczyć swój wielkoduszny gest hojności. Jezus dokonuje egzegezy gestu skromnej kobiety, jej pokornego serca, te dwie monety wpadające do skarbony są wyrazem hojności wnętrza, człowiek jak kocha to rozdaje siebie dla innych. Ważne podkreślenia jest to, iż posiadała dwie monety, mogła przecież jedną zachować dla siebie ale tego, nie uczyniła. św. Paulin z Noli tak skomentował gest niewiasty: "Oddała to, co miała, aby posiąść to, czego jeszcze nie widziała. Oddała rzeczy zniszczalne, aby zyskać nieśmiertelne. Sama biedna, nie pogardziła zapowiedzianą przez Boga zapłatą niebiańską i dlatego też nie zapomniał o niej Ten, który wszystkim rządzi, co wiecej Sędzia świata wyprzedził swój wzrok i tę, którą miał uwieńczyć na sądzie, przepowiedział już w Ewanagelii".
 
 

piątek, 9 listopada 2012


J 2,13-22

Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie, oraz siedzących za stołami bankierów.

Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał.

Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: „Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska”. Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: „Gorliwość o dom Twój pożera Mnie”.
W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: „Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?”.

Jezus dał im taką odpowiedź: „Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo”.

Powiedzieli do Niego Żydzi: „Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?”. On zaś mówił o świątyni swego ciała.

Gdy zatem zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus.

 



Jezus w dość niekonwencjonalny sposób pokazał swoje niezadowolenie z tego, co się działo w Świątyni Jerozolimskiej. Wywołał takie zamieszanie jak widać słowa już nie wystarczyły, trzeba było zwerbalizować emocje i chwycić po bicz. "Chrystus rozproszył tych, którzy handlowali w cieniu Świątyni, powywracał ich stoły. "Oczyścił" dom Ojca z pieniędzy, z kapłanów i wspólników. Nie bawił się w zawiłe rozważania, nie zważał na wyjaśnienia, że na dobrą sprawę ten handel był związany z ofiarami w świątyni i wobec tego w gruncie rzeczy "służył" chwale Ojca. Jego gniew, Jego gorliwość o dom Boży nie pozwalały Mu przyjąć takich wykrętów. Miał jeden cel: położyć kres tej liturgii, która była bluźnierstwem". Świątynia stała się miejscem korporacyjnym, służącym temu aby napełnić kieszenie "sprawiedliwych" i pełnych "nieskazitelności" ludzi odpowiedzialnych za kult. Ten epizod z Ewangelii jest jakąś przestrogą dla ludzi Kościoła, abyśmy z tego, co święte nie zrobili targowiska, aby żywego kultu Boga nie wymienić na łatwą mamonę, cenniki i taryfikatory dzięki którym będzie się łatwo sprzedawało bilety do nieba. Chodzi tu też o taką osobistą postawę, chrześcijanin to człowiek który nie profanuje tej przestrzeni jaką jest Kościół. Dziś chrześcijaństwo na nowo z wielką pokorą odkrywa intencję Jezusa, ten bicz ewangeliczny dotyka również naszych pleców i świadomości, że powinno być inaczej. Pragnę przywołać wypowiedź pewnego księdza: "Chcę Kościoła biednego, bez złota, srebra, konta, bez wystawnego sprzętu, bez kosztownych ozdób. Pragnę Kościoła, który rozdaje wszystko, co otrzymuje..." Rodzi się taka tęsknota szczególnie wtedy kiedy się dostrzega przegięcia, tracąc z oczu to najważniejsze...że Bóg jest najcenniejszym skarbem, przez który to potrafię zobaczyć drugiego człowieka. Uczciwość i wiarygodność każdego z członków Kościoła będzie czyniła obraz Oblubienicy jako Tej bez skazy, której nie trzeba zaglądać do koszyka i bezczelnie szydzić sądząc że ma monopol na wszystko. Dobrze sobie wziąć  do serca słowa św. Piotra:

Najdrożsi, odrzuciwszy wszelkie zło, wszelki podstęp i udawanie, zazdrość i jakiekolwiek złe mowy, jak niedawno narodzone niemowlęta pragnijcie duchowego, niesfałszowanego mleka, abyście dzięki niemu wzrastali ku zbawieniu - jeżeli tylko zasmakowaliście, że słodki jest Pan.

 

 

 

czwartek, 8 listopada 2012

Łk 15,1-10

Zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać.

Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: „Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi”.

Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: „Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie?

A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: «Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła».

Powiadani wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia. 

Pozwolić się odnaleźć Bogu, to motyw naczelny i jednocześnie główne przesłanie przypowieści. To opowieść o każdym z nas, o naszych pomylonych ścieżkach, pójściach na skróty, amnezji miłości wobec Tego, który nas zna i kocha. W obrazie zagubionej owcy odkrywamy być może, owo duchowe napięcie, które towarzyszy nam wtedy kiedy wdziera się grzech i wewnętrzny bunt, podyktowany zagubieniem i bezradnością. Bóg szuka człowieka, to prawda z którą trzeba się zderzyć, przyjąć i jej się ogarnąć. Pasterz jest obrazem zatroskanego i kochającego Boga, który nie prowadzi kalkulacji czy opłaca się wyjść aby szukać jedną owcę, czy dać sobie spokój. Idzie i szuka...ponieważ kocha. Owca jest zagubiona, to znaczy iż, nie da sie jej odnaleźć. Albo kiedy zostanie odnaleziona nie będzie chciała wrócić do stada, gdyż będzie sądziła że jest "wolna" i sobie sama poradzi. W takiej narracji wszystko się może wydarzyć, zmienić i przeobrazić, ale postawa Pasterza będzie stała, będzie szukał dopóki znajdzie. A kiedy znajdzie nie będzie reagował gwałtownie z agresją, czy wymierzeniem sprawiedliwości za nieposłuszeństwo. Radość ze znalezienia wypełni wszystko miłością, mimo trudów i cierpień. Jeżeli przyłożymy ludzkie kategorie wartościowania, to wielu z nas nawet by się nie ruszyło z miejsca aby zadać sobie trud szukania kogokolwiek, chyba że będzie w tym jakiś interes. Przypowieść uczy nas również szlachetnego człowieczeństwa, w którym trzeba wyjść z domu aby poszukać zagubionego brata, bez kalkulacji od tak, aby się poczuł odnaleziony to znaczy aby na nowo mógł doświadczyć sensu życia, poczucia wspólnoty i bezinteresownej miłości. Mamy zacząć naśladować Boga. "Jeśli Bóg opuści choćby jednego człowieka, to jutro Jego Królestwo okaże się opustoszałe, a Jego serce puste. Jeden opuszczony człowiek i sieć Bożego miłosierdzia rozrywa się na zawsze. Jeden opuszczony człowiek i w tamie miłości powstaje pęknięcie, które pozwala na wtargnięcie fali gniewu i zguby. Jedno zapomniane przez Boga stworzenie i sam krzyż na którym umiera jedyny Opuszczony zostałby zniweczony". Pozostaje nam szukać, kochać...

 

środa, 7 listopada 2012


 

 
Źródło stało się Ikoną

                „Rzekła do Niego kobieta: wiem że przyjdzie Mesjasz zwany, Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko. Powiedział do niej Jezus: Jestem Nim Ja, który z Tobą mówię”. A kiedy usłyszała te słowa „…zostawiła swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła tam ludziom: Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem?”(J4,25-26. 28-29). Te słowa zachęty które wypowiedziała Samarytanka, aby pójść i zobaczyć Pana stanowią dla nas przestrzeń ku zrozumieniu Ikony. Źródło stało się Ikoną, Odwieczny Logos przyjąwszy ludzkie Ciało, stał się dostrzegalny naszym oczom, wypisał się w obrazie- ikonie, w której chrześcijaństwo przechowuje wizerunek Boga-Człowieka. Wyraża to święty Paweł bardzo głęboko: „On jest obrazem Boga niewidzialnego- Pierworodnym wobec każdego stworzenia, bo w Nim zostało wszystko stworzone…On jest przed wszystkim i w Nim wszystko ma istnienie…”(Kol1,15-17).  Ten tekst stanowi teologiczne potwierdzenie wykonywania sztuki chrześcijańskiej, a konkretnie wizerunków Zbawiciela. Wszystko dlatego iż zapragnął być widzialnym. Ikona stanowi w duchowości wschodniego chrześcijaństwa, niejako okno na inną przemienioną i przebóstwioną rzeczywistość to, obraz święty, nie ze względu na materię, ale ze względu na Tego, kogo przedstawia. Ikona pozwala również uchwycić lepiej misterium Eucharystii, pozwala dojrzeć w samej liturgii celebrowanej funkcję ikonograficzną, to wizualne przedstawienie naszego zbawienia.  Kiedy wchodzi się do świątyni i widzi się ikony, spowite dymem kadzidła i rozbłyskające świeczuszkami i lampkami oliwnymi, ma się wrażenie iż dotyka się innego świata, wchodzi się w to co, dla ludzkiej percepcji jest nieopisywalne, a jednocześnie takie bliskie.  Wtedy jak echo powracają do mnie słowa św. Jan Damasceńskiego: „Kiedy myśli moje dręczą mnie i przeszkadzają w zakosztowaniu lektury, wówczas udaje się do świątyni. Wzrok mój zostaje przykuty i wznosi ma dusze ku uwielbieniu Boga…Padam na ziemię, by wielbić Boga i modlić się do Niego za pośrednictwem wielu świadków( przedstawionych na ikonach).”(J.Damasceński „W obronie świętych obrazów, Traktat I, 1,16). Ikona świadczy o obecności Chrystusa, Matki Zbawiciela, świętych i przyjaciół zranionych Jego miłością. Tak jak wspominałem o proklamacji Ewangelii, iż to sam Pan przemawia, tak w ikonie zwiastuje nam i uobecnia wszystko to, co jest drogą do Źródła i samym Źródłem, za pomocą  ściśle określonej proporcji, symboliki, koloru…itd. Ikona nie stanowi sama z siebie jakieś „sakramentalnej”własnej rzeczywistości, jest drewnianą deską, pokryta malarskim wizją artysty-ikonopisty. Swoją inność i sakralność czerpie z uczestnictwa w tym, co jest inne, doświadczeniu światła którego świadkami stali się Apostołowie na górze Tabor, którego świadkiem stała się Samarytanka czerpiąca ze studni. Mam oczywiście świadomość iż, dla wielu ludzi wychowanych w kulturze zachodu, język ikony może być słabo rozumiany. Może być zetknięciem się z innością, a jednocześnie intrygować. Trudno jest zrozumieć to bogactwo ikonograficzne Wschodu, bez jakiejś podstawowej wiedzy teologicznej i swoistej świadomości, czy mentalności  duchowej tak bliskiej tym ludziom. Do dzisiaj pozostają mi w pamięci wspomnienia jak uczestniczyłem z młodzieżą prawosławną na kursie pisania ikon. Sam kurs nie obejmował tylko poznania techniki malarskiej jako takiej, ale był wejściem w całą przebogatą kulturę religijną, na która się składały spotkania modlitewne bardzo długie w czasie, pieczołowicie przygotowana Boska Liturgia, jak również post. Kiedy pewnego poranka wszedłem do cerkwi w Bielsku Podlaskim, poruszyło mnie takie zdarzenie, weszła młoda dziewczyna studentka, podeszła do ikony Matki Bożej i z głębokim zaangażowanie i czułością ucałowała Ją. Ten epizod pozostał we mnie żywy do dziś. Tak więc nie można zrozumieć ikony, bez odniesienia do wnętrza, zajrzenia do studni i zarzucenia swojego czerpaka.  Gdzie można się piękniej nauczyć kobiecości i macierzyństwa, jak u Matki która stała się przybytkiem dla Bożego Syna. Liturgia jak mówiliśmy wyraża się i osiąga swój szczyt w sprawowaniu Eucharystii, połączenia dwóch biegunów zbawienia, którymi są: Wcielenie i Przebóstwienie. Ikona Świadczy o przenikaniu Boskości w człowieka i w stworzenie, które uświeca. W tym sensie nie jest jedynie jakąś tam sztuka sakralną, ale jest sztuka przede wszystkim liturgiczną, przez którą „Pan przenika i zna nas…spostrzega nasze myśli…kładzie na nas swe dłonie…”(Por. Ps139). Jeśli Eucharystia, szczyt i źródło naszej wędrówki, pozwala każdemu ochrzczonemu z nas stać się uczestnikiem życia Bożego, przez przyjecie Świętych Postaci. Tak ikona rozpoczyna w nas trwanie i zadziwienie „twarzą w Twarz”. Mamy tu dwie niejako formy jedności misteryjnej, szczególnie mocno obecne Kościołach Wschodnich. Ważne jest świadomość iż Eucharystia i Ikona wspólnie wyrażają doświadczenie, które można oddać najprościej „Chodź i zobacz”(J1,39) Chrystusa, Zbawiciela i Odkupiciela. Na tej płaszczyźnie człowiek uświadamia sobie iż sam jest ikoną, stworzonym na Boży obraz i podobieństwo, stąd całe nasze życie winno być ukierunkowane ku przemianie, zdobywaniu Ducha Świętego przychodzącego do nas nieustannie z nową świeżością i mocą. Świat ikony rozpościera przed nami perspektywę bycia doskonałym, wskazuje kierunek do Źródła. Jeśli ewangelia stanowi słowną ikonę Chrystusa, to obraz stara się korespondować z Prawdą wyrażoną przez Słowo. Stąd obraz skierowany jest do każdego człowieka, ma charakter uniwersalny i epifaniczny, rzeczywisty i transcendentny. Stąd „Oblicze Chrystusa Nowego Adama, nabiera na ikonach koloru gliny, a to słowo w tłumaczeniu na język hebrajski brzmi „Adamah”: przypomina, że Jego oblicze należy do wszystkich ras, do wszystkich narodów, a także, że Syn Dawida zrodzony z Dziewicy Marii był Żydem w pełni zakorzenionym w historii.”(M.Quenot „Zmartwychwstanie i ikona”s.57). Dlatego wielu zapewne znana ikona przedstawiająca Twarz Chrystusa „Acheiropoietos”, „to znaczy nie uczyniony ludzką ręką”, jest charyzmatycznym potwierdzeniem tradycjo Kościoła, który w mocy Ducha przedstawia objawioną Świętość Boga. Jednocześnie usprawiedliwia obrazy świętych przedstawianych na ikonach, którym się oddaje cześć. Przez które dzięki łasce, jakim Chrystus jest przez naturę, stajemy się umiłowanym dziećmi Boga. Ponieważ Chrystus jako nowe stworzenie i Oblicze wszelkich oblicz, zakłada istnienie innych oblicz, rekapitulując ludzkość, której naturę przyjął. Dlatego my wpatrując się w oblicza ikon, jesteśmy zaproszeni do uczestnictwa w nurcie ku Źródłu. Stajemy się błogosławionymi którzy wpatrując się w Najświętsze Oblicze Boga Wcielonego, wołają: „Chwalę Cię, Panie całym sercem, opowiadam wszystkie cudowne Twe dzieła. Cieszyć się będę i radować Tobą, psalm będę śpiewać na cześć Twego imienia, Najwyższy.”(Ps 9,2)                                                                 

 

Zobaczyć Oblicze światłości

                                                              

Bóg wcielił się, aby człowiek kontemplował Jego oblicze poprzez wszystkie oblicza. Liturgia jako modlitwa wspólnoty, szuka nieustannie obecności Chrystusa i rozpoznaje ją w każdym ze swoich członków, w każdym z nas jako żywe ikony. Jedynym obrazem Chrystusa jest ikona, ale jest ich wiele, co pozwala powiedzieć, że każde ludzkie oblicze jest także ikoną Chrystusa. Odkrywa ja właśnie owa postawa modlitewna. Każde przedstawienie oblicza ludzkiego wznosi się, czy tez inaczej to ujmując, ma pragnienie wznieść się ku doskonałemu wizerunkowi Chrystusa. Dokonuje się to przez akt Wcielenia, zstąpienia Boga do naszej egzystencji. Jest to „Boskie Wcielenie Boga-Słowa i Jego uczłowieczenie.”(G.Krug „Myśli o ikonie”s.13). Każdy z nas stworzony „na obraz” w czasie, pragnie realizować swoje przeznaczenie i chce stać się na „podobieństwo” Boże. Podobnie jak Chrystus jest obrazem Ojca, każdy z nas staje się obrazem Chrystusa przez Ducha Świętego, gdyż „Słowo stało się Ciałem, abyśmy mogli przyjąć Ducha”(św. Atanazy, PG 26,996C). Dlatego ikona ukazuje człowieka w jego odrodzonym człowieczeństwie, jest to oczyszczone i przemienione oblicze dnia ósmego, nowego stworzenia ustanowione na podobieństwie Bożym. Tu odkrywamy powołanie do odbijania Boga, jest to tęsknota oblicza, aby stać się ikoną. Rozumiemy to w pełni kiedy przyglądamy się Liturgii, w czasie której diakon okadza wiernych, jak ikony. Mówienie, że „Bóg jest  światłością i człowiek jest obrazem Bożym oznacza, że byt ludzki od swego poczęcia ukrywa w sobie siłę, pragnienie ku temu, aby stać się umiłowanym dzieckiem Boga. Jak powie św. Paweł „Bowiem wolą Boga jest nasze uświęcenie.”( 1Tes 4,3), które stanowi nasze uświęcenie i poszukiwanie Światłości. „Oto dlaczego olśniewająca Światłość Zmartwychwstania nabiera pełnego sensu w obietnicy przyjścia Ducha, który Jeden sprawia wypływ wód Zmartwychwstania. Na wzór starożytnych Greków, którzy widzieli w słońcu serce świata, naszym Słońcem jest Chrystus, Światłość oświecająca każdego człowiek i ciepło ogrzewające serca.”( M.Quenot „Zmartwychwstanie i ikona” s.228). Stąd każde ludzkie oblicze jest w pewnym sensie częścią oblicza Chrystusa. Przecież imię „Adam” jest kolektywnie stosowane do całej ludzkości. Nasze oblicza skażone w pierwszym Adamie rajskim, zostały odrodzone w Nowym Adamie, gdy przyjął On ludzkie oblicze. Święty Bazyli powie że, pochodzenie człowieka „umieszcza go ponad światłością, ponad niebem, ponad gwiazdami, ponad wszystkim”.(„O pochodzeniu człowieka, II,2”). Dlatego też ma prawo od nas wymagać abyśmy stawali się świętymi „Świętymi bądźcie, bo ja jestem święty”.(!P1,16). Zaproszenie św. Pawła do „dojścia do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa”(Ef 4,13), odpowiada przebóstwieniu, o którym wspomniałem już przy okazji omawiania Eucharystii, jako doświadczenia Trójjedynego Boga w swoich energiach. Odkrywanie tej pełni, ikoniczności w sobie i innych dokonuje się w pokorze i fascynacji. W „Opowieściach pielgrzyma”, małym arcydziele przekazującym z niezwykłą subtelnością doświadczenie duchowe i tradycję słowiańskiego Wschodu, anonimowy autor tegoż dziełka, wyznaje, że kiedy w drodze odmawiał modlitwę serca, doświadczył tego o czym pisał św. Paweł. Mówi, że „wszystko, co mnie otaczało, widziałem w jakiejś zachwycającej postaci: drzewa, trawy, ptaki, ziemię, powietrze, światło. Wszystko to jakby mówiło mi, że istnieje właśnie dla ludzi, świadczy o Bożej miłości do człowiek, modli się i wyśpiewuje chwałę Boga.”(„Szczere opowieści pielgrzyma”s.43-44). Na ikonach jak zauważymy nic nie odróżnia Chrystusa od świętych, jedynie nimb (aureola) z wpisanym w niego krzyżem i niekiedy mandorla na tych przedstawieniach, gdy jest w chwale. Może dlatego   wschodnie obrzędy  pogrzebu eksponuje właśnie udział człowieka w takiej rzeczywistości, która opisuje Chrystusa. Pięknie to wyraża tekst modlitwy: „Boże, daj odpoczynek Twoim sługom i umieść ich w raju, gdzie chóry świętych, Panie, i sprawiedliwi jaśnieją jak gwiazdy, daj odpoczynek zmarłym Twoim sługom, nie pomnąc wszystkich ich grzechów”.( eulogitaria, ton 5). Tutaj światłość staje się celem i kierunkiem ku...rozprasza ciemności, wątpliwości zwyczajnie bez światłości człowiek nie znajdzie drogi, będzie się miotał to tu, a może tam. Będzie chodził jak ślepiec wyszukując drogi, potykając się do ściany do ściany, aż spotka Chrystusa- Światłość, Mandorlę. Kiedy spotka Pana będzie chciał wejść i zakosztować światłości jak ze źródła. To doświadczenie usunie lęk, i rozproszy to co, ciemne i niepewne. Wtedy dzięki Światłości, staniemy się światłością, bo będziemy szczęśliwcami którzy widzą to, co nawet przed Aniołami jest zakryte, którzy zobaczą Ikonę...strumień światła jak rzekę, Liturgię wiecznego teraz. Oświecenie naszego wnętrza, całego naszego człowieczeństwa, spowoduje iż nasze życie będzie głębią, a nasze serce czerpakiem na miłość Zbawiciela. Jak wyrazi to św. Grzegorz z Nyssy Bóg znajduje sobie mieszkanie w sercu oczyszczonym .poszukującym piękna. Gdy znajdzie takie serce, „dusza która zbliża się do światłości sama staje się światłością”.( Homilia V na Pieśń nad pieśniami, PG44,868). Ta światłość obecna w sercu każdego człowieka, zajaśnieje dopiero po przejściu bramy jaką jest śmierć, po przejściu na Liturgię Zmartwychwstania, kiedy Pan uczyni wszystko nowe. Wtedy całe stworzenie przeniknie wielka światłość, a każdy jak ikona, będzie częścią wielkiego niebiańskiego ikonostasu, spowitego dymem radości, bo zobaczymy Go, takim jakim Jest, Światłość ze Światłości, otulonego Światłością. Kończąc nasze rozważania o Eucharystii i Ikonie, jako jednym wielkim doświadczeniu wędrówki ku studni, aby zaczerpnąć ze Źródła, pragnę przywołać jeszcze jedno ikonograficzne wspomnienie. Jest taka piękna współczesna ikona grecka przedstawiająca te scenę która spinała wszystkie moje myśli . Zostało na tej ikonie ukazane z wielką drobiazgowością a jednocześnie z wielkim psychologicznym ładunkiem   spotkanie Człowieka i Boga, Samarytanki i Chrystusa. Chrystus siedzący na głazie , o pięknych dużych i przenikliwych oczach. Za Nim widać zdumionych Apostołów, zapewne bijących się z myślami i tłumiących swoje oburzenie jak On ich Mistrz może rozmawiać z ta kobietą. Przed Chrystusem widać studnię, i blisko jej otworu niewiasta, która co jest charakterystyczne trzyma w swojej dłoni lewej kubek, jej prawa dłoń z wielkim przejęciem zostaje wyciągnięta ku Chrystusowi. A On błogosławi Ją. W tej scenie każdy z nasz może siebie  znaleźć, na pewno jako spragniony wędrowiec. Może jest pytającym siebie jak Samarytanka, gdzie jest Bóg, w jakim miejscy należy oddawać Mu cześć. A może znalazł już Studnię- Kościół, i Źródło- Chrystusa Eucharystcznego i jest szczęśliwy. Niech te myśli żyją w nas, czynią bardziej wrażliwym na Boga, który pragnie manifestować swoją miłość i piękno. Bądźmy ludzi przenikniętymi troską o wielkość Liturgii, jej godne przygotowanie, niech Jej celebracja ma przedłużenie w naszym życiu, abyśmy kiedyś na końcu czasów, potrafili stanąć przed Panem i mieć świadomość iż życie nasze i  tych co, wędrowali obok nas, było spotkaniem ze Źródłem, Chrystusem Miłością i Światłością.

niedziela, 4 listopada 2012

 Mk 12,28b-34

Jeden z uczonych w Piśmie zbliżył się do Jezusa i zapytał Go: „Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?”

Jezus odpowiedział: „Pierwsze jest: «Słuchaj, Izraelu, Pan, Bóg nasz, Pan jest jedyny. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą». Drugie jest to: «Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego». Nie ma innego przykazania większego od tych”.

Rzekł Mu uczony w Piśmie: „Bardzo dobrze, Nauczycielu, słusznieś powiedział, bo Jeden jest i nie ma innego prócz Niego. Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego jak siebie samego daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary”.
Jezus widząc, że rozumnie odpowiedział, rzekł do niego: „Niedaleko jesteś od królestwa Bożego”. I już nikt więcej nie odważył się Go pytać.

Jest taka piękna i humorystyczna zarazem anegdota zaczerpnięta z doświadczenia chasydów, opowiadająca o młodzieńcu, który na przekór swojemu ojcu, który pragnął aby jego syn zrobił karierę handlową, poszedł na studia rabiniczne. Kiedy po roku student wrócił na wakacje do domu, ojciec zapytał go ironicznie: "No i czego ciekawego się tam przez ten rok nauczyłeś ?" Pewnie myślał że syn zmarnował czas który świetnie wykorzystałby chociażby studiując ekonomię. Syn jednak spokojnie choć stanowczo odpowiedział ojcu: "Nauczyłem się, że Pan, nasz Bóg, jest jedynym Panem". Zdumiewająca jest siła tego wyznania. Tylko człowiek pełen miłości może zdobyć się na taką odwagę kochania. Słuchaj to tyle co, przylgnij do miłości, rozbudź ja w sobie, podaruj światu... ...zdolność kochania, bicia serca dla drugiego. Zrób coś "bo Miłość nie jest kochana".
 

Zaczerpnąć ze Źródła, aby mieć w Nim życie.                                       

 
„Panie, dobrze nam tu być...”(Mt17,4). Te słowa Uczniów odzwierciedlają radość która im towarzyszyła kiedy całym swoim człowieczeństwem, z wszystkim tym, co we wnętrzu przeżywali, chcieli aby On był z nimi. Mówiliśmy wcześniej o słowie, które czerpiemy ze studni życia, Ewangelii w której aktualizuje się, to co doświadczalne i urzeczywistniające w Bożej ekonomi zbawienia. Pragnę abyśmy teraz wspólnie podążyli już ku głębi z której to z wielką uwagą i świadomością będziemy rozważać Misterium Chleba... Życia, uobecnienia...konsekracji...przemiany materii ziemi w Boskość, której ludzki język nie jest wstanie wyrazić i ludzkie oko przeniknąć. Abyśmy jak, to wyraża misteryjny język wschodniej liturgii, zaraz po wyznaniu wiary mogli: „Stanąć dobrze, stanąć z bojaźnią, aby być uważnym, aby w pokoju złożyć świętą Ofiarę”(Liturgia Chryzostoma). Umieć wejść w komunię miłości, zapragnąć Boga tak bardzo, jak owa Samarytańska kobieta, która spotkała Pana, łaknęła Źródła, aby zrozumieć siebie i innych, aby ogarnąć to czego zwyczajnie się nie da. Jednocześnie każdy z nas ludzi ochrzczonych i namaszczonych charyzmatami Ducha, musi sobie postawić pytanie, o swój własny stosunek do Eucharystii. Trzeba nam prześledzić wnętrze, odkryć pierwotną gorliwość i zakochać się na nowo w Nim spożywanym i ciągle niespożytym. Jesteśmy zaproszeni do uczestnictwa w „łamaniu chleba”, jak wyrażali to pierwsi chrześcijanie, bo  „Chleb który łamiemy, czyż nie jest udziałem w Ciele Chrystusa?”( 1Kor10,16).                                                                                                                                                      Chcemy doświadczyć cudu, który był udziałem Apostołów, powrócić do Wieczernika i spocząć na piersi mistrza jak święty Jan, pozwolić umyć sobie nogi, wejść w klimat tego wydarzenia a potem stanąć pod Krzyżem i zapłakać, aby móc poczuć potem powiew poranka wielkanocnego, radości Adama i Ewy wydobytych z otchłani. W czasie każdej liturgii chleb i wino przemieniają się w realność, która nie jest z tego świata, bo jest święta i nieogarniona. Hostia którą kapłan każdej niedzieli podnosi, jest przebóstwionym, Niebiańskim Ciałem Pana. To się dzieje w wiecznym „teraz”, po za czasem i przestrzenią ale w tym momencie, miejscu, wspólnocie Kościoła. Ireneusz z Lyonu powie: „Przez epiklezę eucharystyczny chleb nie ukrywa w sobie innej obecności, ale łączy pokarm niebieski i pokarm ziemski, utożsamiając je, co jest cudem”(„Przeciwko herezjom”IV,34).  Kościół czyli my, członki doświadczamy obecności Baranka, zabitego i zmartwychwstałego „To jest Moje Ciało...Moja Krew”. Chrystus zatem staje się obecny w czynnościach liturgicznych. Jednocześnie tak jak naucza doktryna, to wykonywanie urzędu kapłańskiego, posługi, czerpania ze studni, przez które to realizuje się uświęcenie całego kosmosu i człowieka. Bóg staje się obecny wchodzi w nasze życie, pragnie w nim żyć. Chce jak rzeka zwilżać i nawadniać to, co spękane i łaknące...aby nas zjednoczyć we wspólnocie komunii i Ducha Świętego. Spróbujmy przejść krok po kroku spoglądając na poszczególne momenty liturgii ołtarza, tak nazywając to wydarzenie, gdyż cała akcja i percepcja nasza jest skupiona na tym punkcie. W  samym centrum Eucharystii znajduje się bardzo ważna modlitwa zwana „eucharystyczną”, lub na Wschodzie zwana „anaforą”. Istotnym elementem tej modlitwy jest dziękczynienie, za to wszystko co Bóg dokonał w historii świętej, w której odsłania się ponadczasowa zbawcza miłość Najświętszego. „Na podstawie tej właśnie obecności człowiek błaga Boga o nowe czyny wyzwalające go z nowych opresji. Na plan pierwszy wysuwa się zawsze dziękczynienie: to ono jest podstawa wynikającej stąd prośby. Oba te elementy tworzą dwu-wymiarową podstawowa strukturę tej wielkiej modlitwy złożonej z anamnezy i epiklezy, z wdzięcznego przypomnienia sobie tajemnicy paschalnej, która sięga wstecz aż do momentu stworzenia i kieruje się naprzód aż do ponownego przyjścia Pana (anamneza), oraz prośby Chrystusa i Jego dzieła zbawczego, jak też o wspólnotę Kościoła z Nim (epikleza).” (M.Kunzler „Liturgia Kościoła”s.365). Tak praktycznie kiedy uczestniczymy we Mszy Świętej to część eucharystyczną rozpoczyna tak zwany dialog prefacyjny, zapewne każdemu znany: „Pan z wami...W górę serca..itd.). Jest to dialog prezbitera z ludem uczestniczącym w najważniejszej części Misterium, tylko bowiem ochrzczeni i wtajemniczeni mogli od tego momentu pozostać na liturgii. Uwielbienie Boga w prefacji kieruje się do Ojca przez Chrystusa w Duchu Świętym, który jest „Niewidzialnym sprawcą działania”. Odpowiednikiem prefacji w liturgii wschodniej jest tak zwany śpiew „Hymnu Cherubinów” brzmi on następująco: „My, którzy mistycznie cherubinów przedstawiamy, i życiotwórczej Trójcy trójświętą pieśń śpiewamy, odłóżmy wszelkie troski życia...”(Liturgia Chryzostoma). To jest wyniesienie naszych modlitw ku Bogu, to uniesienie naszego serca ku rzeczom najważniejszym których udziałem za chwilę się staniemy świadkami. Następnie wyśpiewujemy „Sanctus”- Święty, bo tylko Pan jest Święty i tylko On jest godzien chwały i czci. W tym śpiewie rozbrzmiewa radosne „Hosanna”co tłumaczy się z aramejskiego „Zbaw więc! Zbaw nas!” To wezwanie Chrystusa aby w tym co, się dokona było dla nas źródło nowego życia, nadzieja pełna nieśmiertelności. To odpowiada wyrażonemu na początku celebracji „Kyrie eleison”, zmiłuj się Panie i uczyń nas godnymi stać przed Tobą. Kiedy wraz z Aniołami i całym stworzeniem „bytów subtelnych” wyśpiewamy że On jest Święty, i będziemy prosić o przyjście Ducha Świętego w modlitwie zwanej „epiklezą”. Aby Niewidzialny podobny do ognia, wiatru i tchnienia, uniósł się nad darami i przemienił je w Ciało i Krew Zbawiciela. Wyraża to jedna z modlitw eucharystycznych: „Prosimy cię Boże, niech Duch Święty uświęci te dary, aby się stały Ciałem i Krwią naszego Pana Jezusa Chrystusa, dla spełnienia tego wielkiego misterium, które Ona nam zostawił jako znak wiecznego przymierza.”(IV M.E). Wtedy jest wielkie poruszenie, bo dzwonią dzwonkami i wszyscy przyjmują postawę  pokory, uniżenia przed najważniejszą częścią jaką jest „Anamneza”. Tu docieramy do naszego Źródła, tu rodzi się w nas radość Samarytanki ze spotkania, tu rozlewa się strumień łask, którego napór jest ta wielki iż przerasta nasze możliwości do ich przyjęcia. Powracamy wtedy do słów Jezusa wypowiedzianych w czasie ostatniej a zarazem ciągle aktualizującej się Wieczerzy Mistycznej. Tu wypełnia się polecenie Mistrza, aby czynić to wszystko z wielkim namaszczeniem na Jego pamiątkę „wspominając zwłaszcza Jego błogosławioną Mękę, chwalebne Zmartwychwstanie i Wniebowstąpienie”(WMR, 55e). To przywołanie kogoś nam bardzo bliskiego z przeszłości, to nie tyle retrospekcja wydarzenia ile uobecnienie, stanie się, choć i to słowo jest dość ograniczone. Bóg szalony z miłości do człowieka cierpi, umiera i zmartwychwstaje Żywy i Prawdziwy, taki jakim go widziały oczy Samarytanki, a teraz chcą widzieć i nasze. „Ile razy ten chleb spożywamy i pijemy z tego kielicha, głosimy śmierć Twoją, Panie oczekując Twego przyjścia w chwale”.(aklamacja po konsekracji), którą wypowiadamy pełni wiary i nadziei w spotkanie na liturgii niebiańskiej. W wielkim uproszczeniu potem włączamy się w modlitwy za tych, co poprzedzili nas w pielgrzymce wiary. W Chrystusie i przez Chrystusa, w jedności całej i niepodzielnej Trójcy, wyznajemy Boga. Później przechodzimy do modlitwy stołu eucharystycznego „Ojcze nasz”, która uświadamia nam po raz kolejny wartość wspólnoty i wprowadza nas w komunię z braćmi i siostrami, abyśmy pojednani z sobą mogli być uczestnikami Źródła- Chrystusa, którego za chwilę przyjmiemy w Świętych Postaciach. W tradycji łacińskiej przed samą Komunią wyśpiewujemy „Agnus Dei”a na wschodzie odmawia się przepiękną modlitwę która mi zawsze towarzyszy: „Wieczerzy Twojej mistycznej, synu Boży, za uczestnika dziś mnie przyjmij, albowiem wrogom Twoim tajemnicy Twojej nie powiem, ani Cię obłudnie będę całował, jako Judasz, ale jako łotr wyznaję Cię wołając: wspomnij na mnie Panie w Królestwie Twoim...”Pozwoliłem sobie na ten cytat, bo właśnie słowa niezwykłego uniżenia wobec świętości Źródła Życia, Chleba Nieśmiertelności, najlepiej wyrażają. Bowiem jesteśmy tylko niegodnymi grzesznikami łaknącymi miłości, której to udziela bo, chce Chrystus Eucharystyczny.  Pierwsi chrześcijanie przystępowali z ogromną świadomością do Komunii Świętej, wiedzieli że, to jest Pan. Dla nas współczesnych chrześcijan nie jest to, do końca takie oczywiste. Kultura w której żyjemy pozbawiła nas wrażliwości na sacrum, na pokorę wobec tego co święte. Gdybyśmy choć trochę byli jak pierwsi wyznawcy, to Liturgię byśmy przeżywali jako święto, a Komunię jako przedsmak Nieba. A tymczasem przenosimy do świątyni nasz niepokój, zaganianie, brak skupienia i grzech który stał się oczywistością. Na zachodzie ludzie wyciągają dłonie po Pana jakby był jeszcze jedną „tabletką” na codzienność zagmatwaną i beznadziejną, nieco spłycając. Pośpiech i  brak namaszczenia zabijają w samych kapłanach udzielających Eucharystii, poczucie  świadomości bycia Boga z nami. Pan się czuje jak zdradzony, przybity i niezrozumiały jak tamtego wieczoru kiedy Judasz maczał kawałek chleba z nim w jednej misie. Pierwsi chrześcijanie przyjmowali Mistyczne Ciało Pana z szacunkiem z wyobraźnią świętości i wyjątkowości. Ze swoich dłoni czynili tron dla Króla Niebios i mówili w zachwycie: „Napełniłeś mnie miłością Chryste, i przemieniłeś Boskim Twym zrządzeniem. Spal niematerialnym ogniem moje grzechy i uczyń godnym Twej słodyczy, abym radując się wielbił oba twoje przyjścia...”(Boska Liturgia-troparion). Mnisi benedyktyńscy w wielu klasztorch średniowiecznych zdejmowali swoje sandał z nóg, aby stanąć przed Panem, jak Patriarcha Mojżesz widząc płonący Krzak, Bożej Obecności. Uświadamiali sobie w pełni że są uczestnikami Boskiej natury, przebóstwionymi dzięki łasce Chrystusa Pana, której w żadnym stopniu nie jesteśmy godni. On nas obdarza nowa jakością istnienia. „W wydarzeniu Komunii moc daru i moc przyjmowania tworzą jedno. Stajemy się Tym, kogo przyjęliśmy i w kogo Duch nas przemienił. Owocem Eucharystii, ku któremu zmierza cała potęga rzeki wody życia, jest komunia Trójcy Świętej – „koinonia”. Przezywanie Boskiej „agape”w prawdzie naszego doczesnego życia będzie „synergią” miłości, która wyda owoc liturgii w życiu”. (J. Corbon „Liturgia źródło wody życia s.147). Samarytanka przy studni spotkała Pana. Również i my sami, powinniśmy w naszym życiu szukać Źródła, pragnąć Go, jeśli go nie znajdziemy będziemy sami sobie kopać studnie w których poza pustką nic nie będzie. Chrystus czeka na nas przy studni...świątyni...wspólnocie...drugim człowieku. Pragnie nieustannie prowadzić z nami dialog posługując się językiem Liturgii. Nie musimy już prowadzić życia wędrowców zniechęconych życiem, przemijaniem. Pan czeka także na samarytanki naszych czasów, tych pogubionych i zniechęconych, tych zbuntowanych i obrażonych na Niego. Czeka i spogląda na tych którzy zapomnieli iż, On jest Źródłem, które ciągle dla nich wytryskuje  nową łaską.                                                                                                                  

sobota, 3 listopada 2012


                 Obfite źródło Słowa                                                                                                                      

 

 Zasiadając wraz z Samarytanką przy studni, czerpiemy z dwóch czarek niejako. Jeden czerpak to woda Słowa, życiodajna i orzeźwiająca, drugi to woda otwartego boku Baranka-Pokarm Nieśmiertelności. Pragnę abyśmy przyjrzeli się teraz uczcie słowa, która od wieków stanowiła bardzo istotną część Liturgii. Można z całą pewnością powiedzieć iż chrześcijaństwo, to religia pożywania słowa, nie będzie to jakaś przesadna opinia. Widzimy w Eucharystii swoistą równowagę słowa i sakramentu, co niewątpliwie wiąże się z mistycznym doświadczeniem znaczenia słowa, w tym imienia Bożego i tekstu świętego, jako materialnego zapisu pozostawionego dla wyznawców, mającego znaczenie dla życia duchowego. Całość celebracji wykazuje pewną symetrię w swojej budowie, łatwa do zauważenia o czym wspomniałem na początku tej refleksji. Tak jak Samarytanka najpierw kosztujemy wraz z Panem słowa, a później wody-Pokarmu. Czytanie Pisma w czasie liturgii ma wielkie znaczenie, pragnę w tym momencie skupić się na Ewangelii, choć i tak wiemy że lektura Starego Testamentu wprowadza nas i przygotowuje nas na przyjęcie Źródła. Słowo Boże ma w Kościele podwójne zastosowanie: liturgiczne i pozaliturgiczne. Liturgiczne jest częścią samej liturgii i stąd czerpie swoją życiową moc. Zdarzenie które jest przedmiotem lektury, staję się aktualne we wspólnocie i moim wnętrzu. To nie jest już jakieś wspomnienie dawnej historii, gdzieś i kiedyś tam, ale jest to zdarzenie w którym aktualnie uczestniczymy, ono się aktualizuje tu i teraz. Czytając opis zdarzenia szczególnie w czasie wielkich świąt, wtedy wspólnota wierzących na nowo przeżywa, to samo zdarzenie, wtedy czytanie Ewangelii nabiera mocy rzeczywistego wydarzenia. Dokonuje się to tylko w czasie Wieczerzy Mistycznej(Mszy Świętej) i nigdy poza nią. Czytanie Ewangelii poprzedza jej okadzanie, ta czynność jest wspólna wszystkim rytom różnych tradycji. Przeniesienie uroczyste, okadzenie, i proklamacja. W liturgii wschodniej ten moment nazywa się małym wejściem. Wejście to ma charakter mistycznego wstąpienia na górę, o czym świadczy śpiew Dziewięciu Błogosławieństw, towarzyszący temu wejściu. Jest to góra tak zwanej ewangelii Mateusza „Jezus widząc tłumy wszedł na górę”(Mt5,1). Góra staje się miejscem przebywania Boga, pamiętamy dialog z samarytanką my na tej górze czcimy Boga, jak to wyraża psalm : „Wielki jest Pan na świętej górze”(Ps47,2). Jest to pielgrzymka ludu Nowego Przymierza, Kościoła wstępującego w Niebo, do swego Ojca. Przed czytaniem Ewangelii udziela się błogosławieństwa „Pokój wszystkim”(Wschód), „Pan z wami”(Zachód). „Pokój” to liturgiczne imię samego Pana. Chrystus Zmartwychwstały ukazując się jedenastu w Wieczerniku pozdrowił ich słowami  „Pokój wszystkim”. Ewangeliści powtarzają te formułę wiele razy, a najczęściej powraca w Listach św. Pawła. Czytanie Ewangelii ma uroczysty charakter. Ewangelia jest „słowną ikoną Chrystusa” i dlatego księga Ewangelii w wielu obrzędach uobecnia Mistrza i Jego działanie. Ewangeliarz liturgiczny zawsze leży na ołtarzu, na którym będzie sprawowana ofiara. Czytaniu świętej Księgi towarzyszą obrzędy wyrażające cześć dla Chrystusa, stąd diakon, okadza księgę a po jej przeczytaniu składa pocałunek, trzyma się zapalone świece, oraz biskup błogosławi wiernych, wskazując że to Pan przemawiał a teraz udziela błogosławieństwa. Mówi o tym Cyryllonas w poemacie „Eucharystia”: „Uważaj i słuchaj, bo mówi Ewangelia! Pan nasz dał swym uczniom do obrony ostre słowo- miecz wyostrzony. Przekazał im swe słowo, skarb wszelkiego bogactwa. Na Jego słowo świat powstał, na Jego słowo świat stał się żywy. Słowem swym rozciągnął niebo, na słowo swe zszedł na ziemię, Słowo stało się ciałem, Słowo okryło się ciałem, Słowem swym stworzył Adama, Słowem swym odkupił Adama. Na Jego słowo powstali ludzie. Na Jego słowo zdobyli ludzie życie. Przyjmijcie me słowo, przyjaciele, i noście je w swym sercu, niech wam ono towarzyszy wszędzie!”.(Muza chrześcijańska T.I Poezja armeńska, syryjska i etiopska, s.277.) Słuchać słowo Boga w zgromadzeniu liturgicznym, to coś więcej niż czytać je prywatnie dla siebie. Ono w liturgii brzmi zawsze inaczej, to święto spotkania przy studni, rozkoszowanie się Źródłem. Dla Ojców Kościoła Biblia jest Chrystusem, ponieważ każde jej słowo stawia nas wobec tego, Który je wypowiedział, stawia nas w Jego Obecności. Dlatego istniej ścisły i nierozerwalny związek pomiędzy Pismem Świętym i Eucharystią. Tu słowo jest spożywane: „Zjedz te Księgę, a idź i mów”(Ez3,1). Słowo jest więc komunią, czyli zjednoczeniem z Chrystusem i zarazem poznaniem Chrystusa. Msza Święta jest jednym aktem, obejmującym przyjęcie Słowa i Ciała.  Jeżeli liturgia jest niebem na ziemi i ikoną prawowierności, to jakże znaczące jest w niej miejsce Ewangelii, która jest eucharystia słowa. Chrystus zresztą sam powiedział: „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne”(J6,54). Wyraża to też w innych słowach „Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który mnie posłał ma życie wieczne”(J5,24). „Słowo i Eucharystia są więc dwoma rękami Zbawiciela, wyciągniętymi ku światu, aby cały świat uczynić eucharystią, aby nastąpiło „uchrystusowienie kosmosu”.Chrystus jest „światłością kosmosu”(J8,12) i światłość ta, to także Jego słowo, skierowane do tych, którzy „siedzą w ciemności i mroku śmierci”(Iz9,1 H.Paprocki „Rola Ewangelii w liturgii”). Powinniśmy na nowo dowartościować obecność Ewangelii w naszym życiu, karmić się nią, szukać w słowach wytchnienia i ucieczki od zniechęcenia i wypalenia duchowego. Kiedy ta księga będzie dostępna dla nas w życiu, wtedy będzie łatwiej z jakąkolwiek percepcją słowa. Wtedy drugi człowiek żyjący obok nas będzie lepiej słyszany i dostrzegany. Ewangelia musi zacząć żyć w nas, a nie przywalona kurzem w naszej już dawno nie odwiedzanej biblioteczce jak w jakimś skansenie z reliktami przeszłości. Bóg chce mówić do ciebie i do mnie, tylko mu pozwól.. Pragnie spocząć Słowo Życia na człowieczych wargach, aby było nieustannie spożywane i wypowiadane z mocą zdolną budzić świat ze snu niepewności i beznadziei. Chce spocząć to Słowo w sercu, a biło mocniej siłą zdolną powołać świat do istnienia na nowo. W końcu chce być w pamięci, wieczne i rozpromieniające przyszłość, w której Chrystus będzie oczekiwał ludzkości z otwartą Księgą spełnienia.                                                                                                                                                        

 

piątek, 2 listopada 2012


 

 
Zamyślenia w połowie dnia
 
Dobrze znamy ową pieśń nadziei, którą Kościół od dwudziestu wieków nie przestaje śpiewać: Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus (Ef 5,14). Jeśli bowiem umarliśmy razem z Chrystusem, wierzymy że z Nim również żyć będziemy (Rdz 6,8).Pascha Chrystusa dokonuje dzieła na tym świecie. Pan rzeczywiście zmartwychwstał (Łk 24,34). Chrystus żyje. Nie zbudowaliśmy naszego życia na jakimś połowicznym zwycięstwie lub micie. Jezus przeszedł zwycięsko przez tygiel śmierci. I w swoim ogromnym miłosierdziu obmył grzechy. Ale pragnie On pociągnąć nas za sobą. Chrystus cierpiał za nas i wzór nam zostawił, abyśmy szli za Nim Jego śladami (1P 2,21). Aby otworzyć nam przejście, Chrystus został złożony w ofierze jako nasza Pascha (1 Kor 5,7). A tym samym stał się Brama owiec, Brama owiec zagubionych- Brama ludzkości. Byśmy tak jak i On- mieli życie w obfitości (J10,10). Najpierw jednak musimy umrzeć, tak jak On, z Nim, przez Niego i Nim ! Umrzeć nie dla Życia, ale dla śmierci ! Umrzeć temu wszystkiemu, co Pismo nazywa czynami śmierci. W tym wyraża się najpiękniejsza cząstka naszej wolności, dająca nam udział w Jego chwale. Ojcze święty, chwałę, którą mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy. (…) Chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, aby widzieli chwałę Moją, którą Mi dałeś (J 17,22.24). Także i my musimy więc dokonywać naszego przejścia. Dzień po dniu przeżywać nasze małe paschy. Przechodzić ze śmierci do życia. Z mroków grzechu do światła łaski. Od smutku świata ( 2Kor 7,10) do pełni radości. Od zwątpienia do wiary, ona bowiem jest zwycięstwem, które zwyciężyło świat ( 1J 5,4). Musimy przechodzić od rozpaczy do błogosławionej nadziei, podtrzymującej nasze kroki. Od nieprzyjaźni i obojętności do miłości, będącej spoiwem wszelkiej doskonałości ( Kol 3,14). Jednym słowem musimy przechodzić od człowieka zewnętrznego do człowieka wewnętrznego, który odnawia się z dnia na dzień (2 Kor 4,16). Przechodzić z tej ziemi, gdzie wszystko przemija do wiecznego królestwa, gdzie miłość nigdy nie ustaje (1 Kor 13,8). Jeżeli bowiem przez śmierć, podobną do Jego śmierci, zostaliśmy z Nim złączeni w jedno, to tak samo będziemy z Nim złączeni przez podobne zmartwychwstanie (Rz 6,5). Tak więc możemy podążać poprzez małe, codzienne paschy w stronę naszej wielkiej Paschy. Poprzez małe, codzienne zmartwychwstania do naszego ostatecznego Zmartwychwstania. Do owego dnia, gdy w końcu będziemy mogli- tak jak Jezus, który powrócił do Ojca umiłowawszy swoich na świecie ( J 13,1) – wpaść w ramiona Ojca. Ojca Jego i Ojca naszego, Boga Jego i Boga naszego ( J 20,17).
br. Pierre- Marie Delfieux
Życie wieczne polega również na radosnej wspólnocie świętych. Będzie to wspólnota dająca niezrównane szczęście, bo kazdy będzie posiadał wszystkie te dobra, które są udziałem wszystkich innych świętych. Każdy zaś będzie radował się szczęściem drugiego jak swoim własnym, bo każdy będzie miłował drugiego jak siebie samego. W ten sposób radość każdego stanie się tak wielka, jak wielka bedzie radość wszystkich.
 
św. Tomasz z Akwinu