sobota, 23 lutego 2013



"Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło". Otaczali Go Mojżesz i Eliasz. "...oto obłok świetlany osłonił ich, a  z obłoku odezwał się głos: To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie.."(Mt 17,2-6).
 
 Ewangelia drugiej Niedzieli Wielkiego Postu zaprowadzi nas na Górę Tabor, aby doświadczyć przemienienia, takiego swojego...osobistego, aby Bóg nasze serca mógł wypełnić światłością. To ważny epizod na drodze nawrócenia, trzeba na chwilę zboczyć z pustynii aby zobaczyć krajobraz swojego wnętrza z góry wysokiej. Trzeba się wspiąć, pewnie będą bolały stawy, kolana i nogi...serce będzie biło mocniej i ciśnienie w duszy osiagnie swój maksymalny stan, to trud połączony z kroplami potu. Kiedy już wdrapiemy się na szczyt zobaczymy rozpościerający się obraz piękna, tak ujmującego serce, iż dostrzeżemy cel i sens naszej drogi. Uświadomimy sobie prawdę że jesteśmy bezradnymi grzesznikami przemienionymi miłością która zostaje dla nas ciągle dawana od Jezusa. Będziemy pewnie zmieszani lękiem, słabością i brakiem słów, jednocześnie przeszyje nas głęboki pokój połaczony razem z zachwytem na wydarzeniem, które ma nas umocnić. Odwagi w przyjęciu przebóstwiającej łaski Boga, niech nam jej starczy, abyśmy w chwili pokusy i upadku, wracali myślami i sercem na naszą górę Tabor, gdzie Bóg pokazał nam siebie. Umieściłem poniżej piękny tekst Paula Evdokimova o Ikonie Przemienienia, niech będzie medytacją która otworzy nasze oczy na Światłość.
 
Ikona przedstawia nam Chrystusa, który ukazał się apostołom "w postaci Boga", jako jedna z Hipostaz Trójcy Świętej, i to objawienie stanowi trynitarną Teofanię, wraz z głosem Ojca i Duchem Świętym w świetlistym obłoku. "Niezmienna światłości, Słowo, niezrodzona światłości Ojca, w Twojej dzisiaj objawionej na Taborze światłości światłość widzieliśmy Ojca, światłość Ducha, światłością kierujący całym stworzeniem". Bliskie wydarzenia rzucają swoje światło przez antycypację i taki jest sens słów Pana Jezusa sprzed Męki: "Syn Człowieczy został teraz otoczony chwałą, a w Nim Bóg został chwałą otoczony" (J 13,31). "Wtem rozległ się głos z nieba: Już wsławiłem i jeszcze wsławię"(J 12,28). Uczniowie widzieli chwałę Bożą, "na ile pojąć mogli", miarę receptywności. Chrystus rozmawia z Mojżeszem i Eliaszem o swojej przyszłej Męce; aby nie wodzić apostołów na pokuszenie cieżkim doświadczeniem krzyża, ukazuje się im w blasku swojej chwały. Ojciec zaświadcza o Bożym synostwie Chrystusa, aby apostołowie "zrozumieli, że męka była dobrowolna", i żeby uświadomili sobie, że Pan Jezus jest "Naprawdę odblaskiem Ojca". Ikona ukazuje uczniów spadających ze stromego szczytu, przytulonych do ziemi i przerażonych oślepiającą wizją. najczęściej Piotr, ukazany po prawej stronie w pozycji klęczącej, podnosi dłoń, by zasłonić się przed światłem; Jan, pośrodku, pada na ziemię odwracając się plecami do światła; Jakub, z lewej strony, ucieka albo upada na wznak. Zamierzony kontrast daje efekt w najwyższym stopniu zdumiewający. Przeciwstawia on Chrystusa, jakby unieruchomionego w emanujacym z Niego transcendentnym Pokoju, który ogrania pochylone postacie Mojżesza i Eliasza i tworzy krąg doskonały, krąg wymiaru pozaziemskiego, a na dole ikony- pełen ruchu dynamizm apostołów, wciąż jeszcze bardzo ludzkich wobec Objawienia- bulwersującego ich i porażającego. To przeciwstawienie, wspomagane  przez własne środki artystyczne, doskonale podkreśla nie stworzony charakter światłości Przemienienia. Oczarowany widzem, Piotr chciał "stawiać namioty", wejść w Paruzję, w Królestwo, jeszcze przed końcem historii. Jest to oczywista pokusa i święty Grzegorz Palamas wielokrotnie powraca do sensu historii jako olbrzymiej sceny ekonomii zbawienia. Cały świat przeznaczony jest do Królestwa, ma być przemieniony w "nową ziemię". Tak więc ikona Przemienienia jawi się jako preludium do ikony Paruzji, Przemienienie możemy kontemplować na podstawie "przerażonych" apostołów i przyjmować zgodnie z naszymi zdolnościami. Im bardziej tajemniczy objawia się Bóg, tym bardziej ogrania człowieka swoją "płomienną bliskością". Bóg ofiarowuje się ludziom w zależności od ich pragnienia, mówią mędrcy duchowi. Tym, którzy nie mogą wypić więcej, daje tylko jedną kroplę. Jednak chciałby rozdawać nieprzebrane zdroje, aby z kolei chrześcijanie mogli ugasić pragnienie świata... Chrystus zajmuje centrum diagramu zwanego mandorla, utworzonego z okręgów współśrodkowych, z wszystkich sfer stworzonego wszechświata. Według Ars Magna trzy sfery zawierają wszystkie tajemnice Bożego stworzenia. Gwiazda sześcioramienna, często wpisana w okrąg mandorli, wyobraża "świetlisty obłok", znak Ducha Świętego i transcendentene źródło Bożych energii. Mojżesz i Eliasz symbolizują prawo i proroków, także zmarłych (Mojżesz ) i żywych (Eliasz powraca do nieba na wozie ognistym). Ikonie bardziej odpowiada wyjaśnienie, że obaj są wielkimi wizjonerami Starego Testamentu (widzenie Boga na Synaju i na górze Karmel). Izraelici wspinając się na górę Synaj, śpiewali psalm Judica me: "Ześlij mi Twoją światłość i Twoją prawdę: one mnie powiodą i zaprowadzą mnie na Twoją świętą górę...". Święta góra stanowi istotny element biblijnego krajobrazu. Ikonografia często ukazuje Chrystusa stojącego lub siedzącego na szczycie góry, gdzie rodzą się rajskie rzeki, skąd wytryskuje Źródło życia, dzielące się na cztery ramiona. Nowy Adam, Chrystus, odnawia naturę zgodnie z wizją Boga: "Ten, który mówi- Jestem który Jestem, przemienił się dziś na górze Tabor, by ukazać w sobie naturę ludzką przobleczoną w pierwotne piękno swego pierwowzoru". "Góra niegdyś mroczna i pełna dymu teraz jest czcigodna i święta" niebiosa ulekły się, ziemia zadrżała, widząc na ziemi chwałę Pańską". "Dobrze że tu jesteśmy", woła święty Piotr. Wyraża swój zachwyt wobec faktu, że oto znaleźli się w stanie, który jest początkowym stanem świata, kiedy to Bóg, przyglądając mu się "widział że był on dobry". Tak włąśnie Bóg stworzył świat, chociaż jego prawda jeszcze pozostaje ukryta. A jednak zaslona podniosła się na szczycie góry Tabor i uczniowie, jeszcze za nim padli na ziemię z przerażenia, odczuli radość doskonałą. Ikona jest czymś więcej niż sztuką. Dystans między tymi dwiema wizjami jest tak ogromny, ze trzeba pójść za wezwaniem liturgicznym: "Niech umilknie wszelkie ludzkie ciało". Wtedy, w milczącym skupieniu otwierają się oczy, a ikona ożywia i tego, kto ją kontempluje, czyni wrażliwym na swe sekretne przesłanie, tak jak światłość Przemienienia ukazała się trzem apostołom, wybranym przez Pana Jezusa. Niczym błyskawica obraz przyszłego świata dotyka nas jak prawdziwe Światło Piękna. Chrystus rozmawia z Mojżeszem i Eliaszem, mówi im o swojej Męce, o Pięknie ukrzyżowanym, lecz właśnie dlatego, że jest ono ukrzyżowane, tym silniej promienieje. Miłość, nawet w Bogu, może być tylko miłością ofiarną, a więc Krzyżem i Drogą Krzyżową, którą śladami Chrystusa kroczy obecny świat; jednak Krzyż, i na tym polega sekretne przesłanie ikony, już promienieje światłem poranka Zmartwychwstania.

poniedziałek, 18 lutego 2013



bł. Fra Angelico, właść. Guido di Pietro da Mugello, ur. ok. 1387-1455) malarz religijny wczesnego Renesansu, dominikanin zanurzony w nurcie głębokiej mistyki średniowiecznej, przy jednoczesnym wpływie intelektualizmu dominikańskiego. Umieściłem obraz jego autorstwa pod tytułem Opluwanie. Dobrze się chwilę zatrzymać przy tym przedstawieniu, szczególnie w czasie Wielkiego Postu. Wiara nasza bardzo często przywołuje cały szereg kontekstów dzięki którym pragniemy wytłumaczyć sobie, dlaczego Chrystus musiał przejść drogę wyszydzenia, całkowitego pozbawienia godności, potwornego osamotnienia którego zwieńczeniem był dramat Krzyża. W tym przedstawieniu Fra Angelico z własciwą dla siebie psychologią, i pewną misteryjnością ukazał postać Chrystusa. Jezus siedzi na tronie, to ikonograficzne przedstawienie Króla, choć jest to właściwie w konwencji Imago Pietatis(Mąż Boleści) . Zasiadając na tronie trzyma w dłoniach atrybuty władzy, a może bardziej atrybuty wyszydzenia i pogardy to, parodia Maiestas Domini. Wyłaniająca się z tła twarz mężczyzy beszczelnie opluwającego Boga-człowieka, dłonie które są gotowe do policzkowania, i zawiązane oczy, aby nic nie widział, to echo ewangelicznej sceny znęcania się nad Królem Żydowskim "prorokuj kto Cię uderzył". przypominają mi się słowa które pisał Dostojewski: "że gdyby ludzkie myśli wydzielały zapachy, to na świecie pojawiłby się nieznośny zaduch który zatrułby nas wszystkich". Tu pojawił się zaduch, śmierdzące myśli które zostały zwerbalizowane w agresywnych gestach wyłaniającej się postaci. Ilustracja tego dramatu wydarzenia, odsłania przed odbiorcą coś o wiele głębszego. Jego ciche, pokorne i pozornie bezradne przyjęcie cierpienia wynika z wielkiej zbawczej pedagogii Boga względem ludzi jako istot które otrzymały wolność. "Tajemnica przyjęcia w taki sposób przez Jezusa szyderstwa i cierpienia, ujawnia dramat Boskiej słabości wobec udzielonego stworzeniom rozumnym daru wolności. Potrzeba było dobrowolnej słabości Boga płynącej z Jego miłości, aby człowiek zachował przestrzeń wolności, którą został obdarzony w momencie stworzenia. Bóg "musi" wycofać się niejako ze swej wszechmocy i wyrazić ją w zgoła inny sposób- przez słabość, uniżenie", pozwolenie na zawiązanie sobie oczu, na policzkowanie bez tłumaczenia za co, dlaczego. To jest paradoksalne przedstawienie Miłości oplutej, wyrzuconej z własnego tronu, a jednocześnie zachowującej totalny spokój i hieratyczność w chwili najbrdziej upokarzajacej. Być może Bóg pod tą przepaską założoną na oczy płacze, łzy jako wyraz smutku nad nikczemną ludzką chęcią zajęcia tronu Miłości. Na pierwszym planie widzimy Maryję, Matkę pełną smutku, boleści...Ona kontempluje w swoim sercu dzieło dokonane przez Syna. Jej twarz jest mimo wszystko pełna nadziei, artysta dobrze uchwycił ten spokój wewnętrzny. Po drugiej stronie postać św. Dominika, taka bardzo ujmująca, kontemplacyjna, pochylony nad Ewangelią którą zawsze nosił przy sobie dokonuje pewnie w myślach i sercu retrospekcji drogi cierpienia swojego Mistrza. W tym obrazie jest również miejsce dla nas, rozpietość serca człowieka miedzy szlachetną miłością do Boga, a pogardą która manifestuje się w codzienności swoich upadków, przechadzania się po krawędzi między złem a dobrem, egocentryzmem i sygnowaniem świata sobą na siłę. Może powinniśmy być mniej pyszni, a bardziej ludzcy, jak Jezus na tronie oplucia. "Chwała, do której powołany jest człowiek, polega na tym, iż powinien on stawać się bardziej bogopodobny poprzez stawanie sie bardziej ludzkim". Czy czegoś sie wreszcie nauczymy od Cierpiącego Bożego Syna, czy tylko przepłyniemy życie na fali swoich osiągnięć, pragnień i wyidealizowanych konstrukcji myślowych ? Być może na wielu ludzkich ustach zamiast śliny gniewu, i rąk podniesionych do walki powinna się znaleźć miłość wypływająca drzewa Krzyża, bezbronna i najbardziej przemawiająca do świata. Słusznie ktoś powiedział "iż zanim jeszcze postawiono krzyż na zewnątrz murów Jerozolimy, w sercu Boga już był krzyż; i chociaż zdjęto krzyż drewniany, w Bożym sercu krzyż wciąż pozostaje. Jest to jednocześnie krzyż bólu i triumfu. I ci, którzy w to uwierzą, odkryją, iż ich radość jest zmieszana z kielichem goryczy. Będą oni na ludzkim poziomie uczestniczyć w przeżywaniu przez Boga zwycięskiego cierpienia."
 

czwartek, 14 lutego 2013


 
Homilia Benedykta XVI wygłoszona podczas celebracji Środy Popielcowej
 
Drodzy Bracia i Siostry!
Obchody Wielkiego Postu w kontekście Roku Wiary stanowią dla nas cenną sposobność do medytowania nad relacją między wiarą a miłością – między wiarą w Boga, w Boga Jezusa Chrystusa, i miłością, która jest owocem działania Ducha Świętego i prowadzi nas drogą poświęcenia się Bogu i innym ludziom.
1. Wiara jako odpowiedź na miłość Boga
Już w mojej pierwszej encyklice przedstawiłem parę elementów, pozwalających dostrzec ścisły związek między tymi dwiema cnotami teologalnymi – wiarą i miłością. Wychodząc od fundamentalnego stwierdzenia apostoła Jana: „Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam!” (1 J 4, 16), przypomniałem, że „u początku bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej czy jakiejś wielkiej idei, jest natomiast spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nową perspektywę, a tym samym decydujące ukierunkowanie. (…) Ponieważ Bóg pierwszy nas umiłował (por. 1 J 4, 10), miłość nie jest już tylko ‘przykazaniem’, ale odpowiedzią na dar miłości, z jaką Bóg do nas przychodzi” (Deus caritas est, 1). Wiara stanowi owo osobiste przylgnięcie – obejmujące wszystkie nasze władze – do objawienia bezinteresownej i „żarliwej” miłości, jaką Bóg żywi do nas, a która w pełni objawia się w Jezusie Chrystusie. Spotkanie z Bogiem-Miłością, który odwołuje się nie tylko do serca, ale także do umysłu: „Poznanie Boga żyjącego jest drogą wiodącą do miłości, a ‘zgoda’ naszej woli na Jego wolę łączy rozum, wolę i uczucie w ogarniający wszystko akt miłości. Jest to jednak proces, który pozostaje w ciągłym rozwoju; miłość nigdy nie jest ‘skończona’ i spełniona” (tamże, 17). Dlatego wszyscy chrześcijanie, a w szczególności „osoby prowadzące działalność charytatywną”, potrzebują wiary, takiego „spotkania z Bogiem w Chrystusie, które by budziło w nich miłość i otwierało ich serca na drugiego, tak aby miłość bliźniego nie była już dla nich przykazaniem nałożonym niejako z zewnątrz, ale konsekwencją wynikającą z ich wiary, która działa przez miłość” (tamże, 31 a). Chrześcijanin to osoba zdobyta przez miłość Chrystusa, dlatego też przynaglany przez tę miłość – „caritas Christi urget nos” (2 Kor 5, 14) – jest otwarty w głęboki i konkretny sposób na miłość bliźniego (por. tamże, 33). Taka postawa rodzi się przede wszystkim ze świadomości, że jesteśmy kochani przez Pana, że nam przebacza, a nawet służy Pan, który pochyla się, aby umyć nogi apostołom, i ofiarowuje samego siebie na krzyżu, aby przyciągnąć ludzkość do miłości Bożej.
„Wiara ukazuje nam Boga, który dał swojego Syna za nas, i tym samym budzi w nas zwycięską pewność, że to prawda: Bóg jest miłością! (…) Wiara, która jest świadoma miłości Boga, objawionej w przebitym na krzyżu Sercu Jezusa, ze swej strony pobudza do miłości. Jest ona światłem – w gruncie rzeczy jedynym – które wciąż na nowo rozprasza mroki ciemnego świata i daje nam odwagę do życia i działania” (tamże, 39). To wszystko pozwala nam zrozumieć, że zasadniczą postawą wyróżniającą chrześcijan jest właśnie „miłość oparta na wierze i przez nią kształtowana” (por. tamże, 7).
2. Miłość jako życie w wierze
Całe życie chrześcijańskie jest odpowiadaniem na miłość Boga. Pierwszą odpowiedzią jest właśnie wiara jako przyjęcie, pełne zdumienia i wdzięczności, niesłychanej inicjatywy Bożej, która nas poprzedza i przynagla. I „tak” wiary wyznacza początek świetlanej historii przyjaźni z Panem, która wypełnia całe nasze życie i nadaje mu sens. Bóg jednak nie zadowala się tym, że przyjmujemy Jego darmową miłość. Nie ogranicza się do miłowania nas, ale chce nas przyciągnąć do siebie, przemienić w sposób tak głęboki, abyśmy mówili za św. Pawłem: „teraz (…) już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2, 20).
Kiedy pozostawiamy miejsce dla miłości Boga, zostajemy do Niego upodobnieni, stajemy się uczestnikami Jego miłości. Otwarcie się na Jego miłość oznacza, że pozwalamy, aby On w nas żył i nas prowadził do kochania razem z Nim, w Nim i tak jak On; tylko wówczas nasza wiara staje się prawdziwie wiarą, która „działa przez miłość” (Ga 5, 6), a On trwa w nas (por. 1 J 4, 12).
Wiara to poznanie prawdy i przylgnięcie do niej (por. 1 Tm 2, 4); miłość to „poruszanie się” w prawdzie (por. Ef 4, 15). Przez wiarę nawiązuje się przyjaźń z Panem; przez miłość żyje się tą przyjaźnią i ją pielęgnuje (por. J 15, 14 n). Wiara skłania nas do przyjęcia przykazania Pana i Nauczyciela; miłość daje nam błogosławieństwo wprowadzania go w czyn (por. J 13, 13-17). W wierze zostajemy zrodzeni jako dzieci Boże (por. J 1, 12 n.); miłość sprawia, że w konkretny sposób trwamy w tym synostwie Bożym, przynosząc owoc Ducha Świętego (por. Ga 5, 22). Wiara pozwala nam rozpoznać dary, które dobry i wielkoduszny Bóg nam powierza; miłość sprawia, że owocują (por. Mt 25, 14-30).
3. Nierozerwalny związek między wiarą a miłością
W świetle tego, co zostało powiedziane, okazuje się jasno, że nie możemy nigdy rozdzielać czy wręcz przeciwstawiać wiary i miłości. Obydwie te cnoty teologalne są ze sobą ściśle związane, i błędem byłoby upatrywanie między nimi sprzeczności lub „dialektyki”. Z jednej strony bowiem ograniczeniem jest postawa, która kładzie tak silny akcent na pierwszeństwo i decydującą rolę wiary, że nie docenia – i niemal je lekceważy – konkretnych uczynków miłości, sprowadzając ją do ogólnikowego humanitaryzmu. Z drugiej jednak, ograniczeniem jest również utrzymywanie przesadnej wyższości miłości i jej działania, i myślenie, że uczynki zastępują wiarę. Dla zachowania zdrowego życia duchowego trzeba wystrzegać się zarówno fideizmu, jak i moralizującego aktywizmu.
Życie chrześcijańskie to nieustanne wchodzenie na górę spotkania z Bogiem, aby później zejść, niosąc miłość i siłę, które z niego się rodzą, aby służyć naszym braciom i siostrom z taką samą miłością jak Bóg. W Piśmie Świętym widzimy, że zapał apostołów do głoszenia Ewangelii, które wzbudza wiarę, jest ściśle związany z miłosierną troską o to, by służyć ubogim (por. Dz 6, 1-4). W Kościele kontemplacja i działanie, których jakby symbolem są ewangeliczne postaci sióstr Marii i Marty, muszą współistnieć i się uzupełniać (por. Łk 10, 38-42). Priorytetem jest zawsze relacja z Bogiem, a prawdziwe ewangeliczne dzielenie się winno być zakorzenione w wierze (por. katecheza podczas audiencji generalnej z 25 kwietnia 2012 r.). Pojawia się bowiem niekiedy tendencja do ograniczania „miłości bliźniego” do solidarności lub zwykłej pomocy humanitarnej. Trzeba natomiast pamiętać, że największym dziełem miłości jest właśnie ewangelizacja, czyli „posługa Słowa”. Nie ma bardziej dobroczynnego, a zatem bardziej miłosiernego działania na rzecz bliźniego niż łamanie chleba Słowa Bożego, dzielenie się z nim Dobrą Nowiną Ewangelii, wprowadzanie go w relację z Bogiem: ewangelizacja jest największą i pełną promocją osoby ludzkiej. Jak pisze sługa Boży Papież Paweł VI w encyklice Populorum progressio, właśnie głoszenie Chrystusa jest pierwszym i zasadniczym czynnikiem rozwoju (por. n. 16). To pierwotna prawda o miłości Boga do nas, którą się żyje i głosi, otwiera nasze życie na przyjęcie tej miłości i umożliwia integralny rozwój ludzkości i każdego człowieka (por. enc. Caritas in veritate, 8).
W istocie wszystko bierze początek z Miłości i zmierza do Miłości. Darmową miłość Boga poznaliśmy za pośrednictwem przesłania Ewangelii. Jeżeli przyjmujemy ją z wiarą, zyskujemy ten pierwszy i niezbędny kontakt z boskością, który może „rozkochać nas w Miłości”, abyśmy później trwali i wzrastali w tej Miłości, i z radością przekazywali ją innym.
Odnośnie do relacji między wiarą a uczynkami miłości, słowa z Listu św. Pawła do Efezjan chyba najlepiej wyrażają ich wzajemne powiązanie: „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił. Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych czynów, które Bóg (…) przygotował, abyśmy je pełnili” (2, 8-10). Widać z tego, że cała inicjatywa zbawcza pochodzi od Boga, od Jego łaski, od Jego przebaczenia przyjętego w wierze; ale ta inicjatywa bynajmniej nie ogranicza naszej wolności i naszej odpowiedzialności, lecz sprawia, że zyskują autentyczność i ukierunkowanie na dzieła miłosierdzia. Te ostatnie nie są owocem głównie wysiłku człowieka i powodem do chluby, ale rodzą się z samej wiary, wypływają z łaski, którą Bóg daje w obfitości. Wiara bez uczynków jest jak drzewo bez owoców: te dwie cnoty wynikają z siebie nawzajem. Wielki Post zachęca nas właśnie, poprzez tradycyjne wskazania odnośnie do życia chrześcijańskiego, abyśmy umacniali wiarę przez uważniejsze i dłuższe słuchanie Słowa Bożego oraz udział w sakramentach, a zarazem, byśmy wzrastali w miłości, w miłości do Boga i do bliźniego, także poprzez konkretne zalecenia postu, pokuty i jałmużny.
4. Pierwszeństwo wiary, prymat miłości
Jak każdy dar Boży, wiara i miłość doprowadzają na nowo do działania jednego i tego samego Ducha Świętego (por. 1 Kor 13), tego Ducha, który w nas woła: „Abba, Ojcze!” (Ga 4, 6), i który każe nam mówić: „Panem jest Jezus!” (1 Kor 12, 3), i „Maranatha!” (1 Kor 16, 22; Ap 22, 20).
Wiara, będąca darem i odpowiedzią, pozwala nam poznać prawdę Chrystusa jako Miłości wcielonej i ukrzyżowanej, pełne i doskonałe przylgnięcie do woli Ojca i nieskończone miłosierdzie Boże w stosunku do bliźniego; wiara zaszczepia w sercu i w umyśle mocne przekonanie, że właśnie ta Miłość jest jedyną rzeczywistością, która odnosi zwycięstwo nad złem i nad śmiercią. Wiara wzywa nas do patrzenia w przyszłość z cnotą nadziei, w ufnym oczekiwaniu, aż zwycięstwo miłości Chrystusa osiągnie swoją pełnię. Miłość bliźniego ze swej strony wprowadza nas w miłość Bożą, objawioną w Chrystusie, sprawia, że w sposób osobisty i egzystencjalny włączamy się w całkowite i bezwarunkowe oddanie się Jezusa Ojcu i braciom. Duch Święty, wlewając w nas miłość, czyni nas uczestnikami oddania samego Jezusa: synowskiego oddania Ojcu i braterskiego każdemu człowiekowi (por. Rz 5, 5).
Relacja między tymi dwiema cnotami jest analogiczna do tej, jaka zachodzi między dwoma fundamentalnymi sakramentami Kościoła – chrztem i Eucharystią. Chrzest (sacramentum fidei) poprzedza Eucharystię (sacramentum caritatis), ale jest na nią, która stanowi pełnię drogi chrześcijańskiej, ukierunkowany. W analogiczny sposób wiara poprzedza miłość, ale okazuje się autentyczna tylko wtedy, gdy miłość jest jej uwieńczeniem. Wszystko bierze początek w pokornym przyjęciu wiary („dowiedzenia się, że jesteśmy kochani przez Boga”), ale punktem dojścia musi być prawda miłości („umiejętność kochania Boga i bliźniego”), która pozostaje na zawsze, jako pełnia wszystkich cnót (por. 1 Kor 13, 13).
Drodzy bracia i siostry, w tym okresie Wielkiego Postu, w którym przygotowujemy się do obchodów wydarzenia krzyża i zmartwychwstania, przez które Miłość Boża odkupiła świat i oświeciła historię, życzę wam wszystkim, abyście przeżywali ten cenny czas, ożywiając wiarę w Jezusa Chrystusa, aby wejść w krąg Jego miłości do Ojca i do każdego brata i siostry, których spotykamy w naszym życiu. Zanoszę w tej intencji modlitwę do Boga, prosząc o błogosławieństwo Pana dla każdego z was i dla każdej wspólnoty!
 

 

 

 

środa, 13 lutego 2013



Udziel, Panie, Twemu słudze prawdziwych owoców pokuty, aby świętemu Kościołowi Twemu, od którego jedności odszedł przez grzech, przez przyjęcie łaski przebaczenia, wolny od grzechu został przywrócony. (Sakramentarz Gelazjański)

Panie i Władco żywota mego, ducha próżniactwa, rozpaczy, żądzy władzy i pustosłowia nie dopuszczaj do mnie. Duchem zaś czystości i rozwagi, pokornej mądrości, cierpliwości i miłości, obdarz mnie, sługę swego. O Panie i Królu, spraw, abym widział moje przewinienia i nie osądzał brata mego, albowiem Błogosławiony jesteś na wieki wieków. Amen (modlitwa wielkopostna
św. Efrema)
 
Wtedy to Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą (Rdz 2,7). Kolejny czas Wielkiego Postu w moim życiu, myślę o postanowieniach, drobnych motywacjach do dobra, sposobie uczynienia przestrzeni wokół siebie bardziej przyjemnej dla innych...wrażliwość serca, zdolność piękniejszego kochania, lub zwyczajna postawa serdeczności. Co tu dużo rozprawiać, trzeba nawrócenia...Tak łatwo się mówi innym nawróć się, zmień swoje życie, zacznij jeszcze raz. To trudne zadanie wymaga poświęcenia i odwagi wyjścia z Jezusem na pustynię. Pięknie pisał św. Jan Klimak: "Nawrócenie i uznanie swojej grzeszności jest córką nadziei i odrzuceniem rozpaczy". Nie jest ono zwątpieniem, ale otwartością serca i tęsknotą za wyjściem z trudnej sytuacji duchowej. Nawracać się to znaczy patrzeć w górę, na miłość Bożą, a nie w dół, na swe wady i przewinienia; nie wstecz, z wyrzutami do samego siebie, ale ku wolności jaką daje Chrystus ukazując grzesznikom miłość przez chwalebne stygmaty cierpienia. "Czynić pokutę, to widzieć nie to, kim się nie stałem, ale kim przez łaskę Chrystusa ciągle jeszcze mogę się stać". To otwartość serca na duchowe przeobrażenie które się dokonuje mocą miłosiernej miłości. To odkrycie w sobie piękna, przyobleczenie szaty godowej, a nie brzydoty, brudu i lęku. Wiara w ostateczne zwycięstwo dobra w moim życiu. Może będzie i  taki moment że człowiek będzie płakał, bo uświadomi sobie wielki dar przebaczenia i swoją małość wobec przytulających go dłoni Boga. "Łzy bez strachu- (pisał św. Ambroży), mówią o winie, łzy wyznają występek bez naruszenia skromności, łzy nie proszą o przebaczenie, ale je otrzymują. Najpierw należy płakać, a potem prosić. Zresztą ci płaczą, na których Jezus spogląda. Gdy po raz pierwszy Piotr się zaparł, nie płakał, ponieważ Pan na niego nie spojrzał. Kiedy zaparł się po, raz trzeci Jezus spojrzał i ów gorzko zapłakał." Proszę Cię, Panie Jezu abym umiał swój grzech opłakiwać. Abym dorosnął do Twojej miłości. Ty wiesz, że cię miłuję. Amen.