czwartek, 16 października 2014




Łk 12,1-7


Kiedy wielotysięczne tłumy zebrały się koło Jezusa, tak że jedni cisnęli się na drugich, zaczął mówić najpierw do swoich uczniów: „Strzeżcie się kwasu, to znaczy obłudy faryzeuszów. Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome. Dlatego wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a coście w izbie szeptali do ucha, głosić będą na dachach. Lecz mówię wam, przyjaciołom moim: Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem nic więcej uczynić nie mogą. Pokażę wam, kogo się macie obawiać: Bójcie się Tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła. Tak, mówię wam: Tego się bójcie. Czyż nie sprzedają pięciu wróbli za dwa asy? A przecież żaden z nich nie jest zapomniany w oczach Bożych. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli”.


Z tej perykopy Ewangelii jakoś najbardziej mnie poruszyło jedno wypowiedziane zdanie Chrystusa „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem więcej nic uczynić nie mogą…” Poruszyły mnie te słowa, odczytuję je tak na świeżo, z duszą na ramieniu, ciężkim oddechem… aktualnie w kontekście składanego świadectwa wiary wielu współczesnych chrześcijan- męczenników. Każdego dnia śledzę uważnie wydarzenia ze świata związane z represjami skierowanymi w stronę wspólnot chrześcijańskich. Osobiście to bardzo przeżywam, modlę się za tych braci i siostry skazanych na cierpienie, i opuszczenie. Opowiadam o ich świadectwie wiary napotkanym ludziom, mówię o radykalizmie wyboru Chrystusa za cenę utraty własnego życia. Ewangelia zaprasza nas dzisiaj do porzucenia obojętności, duchowego przebudzenia, skierowania swoich oczu na krzyk opuszczonych i płaczących w cieniu krzyża. Psalmista ukazujący śmierć wiernych za wiarę woła z odwagą poruszając zimne serca „Cenna jest w oczach Pana śmierć Jego wyznawców” (Ps 115). Chrystus w innym miejscu Ewangelii powie: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13). Oddać życie za prawdę… wolność, własny dom, rodzinę, a nade wszystko za Chrystusa. Mam przed oczami cierpienie niewinnych: palone wioski, burzone kościoły, pacyfikowane społeczności, terror posunięty do granic absurdu, rzeź niewinnych ludzi. Niczym demoniczny performance krwiożerczego spektaklu: wyciśnięte piętno bycia ofiarą, ucinane głowy ludzi spadające na ziemię niczym głowa św. Jana Chrzciciela, aby wywołać paniczny lęk i przestrogę dla Europy, gwałcone kobiety, sprzedawane na targu jak bydło, tylko dlatego że są chrześcijankami. Wobec takich faktów nie można pozostać obojętnym, uśpionym, czy spokojnym… Oni umierają za mnie, za ciebie, abyśmy dostrzegli coś o wiele ważniejszego, cenniejszego. „Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości”. Kościół męczenników ma ogromną siłę przeobrażania świata, stania się imperatywem dla tych którzy okrzepli i osiedli w domowych pieleszach wiary. Nasi bracia i siostry stają się znakiem sprzeciwu, drzazgą w oku świata wyzutego z uczuć. Powracają jak echo słowa św. Augustyna: „Jakby nasieniem krwi napełniona jest ziemia męczenników, a z nasienia tego wyrasta plon Kościoła. Więcej oddali świadectwo Chrystusowi umarli niż żywi. Dziś to stwierdzają, dziś głoszą, milczy język, głoszą czyny. Więziono ich, wiązano, bito… We wszystkich sposobnościach śmierci wyśmiewano ich jak nędzników. Gardzono nimi, wyklinano ich, jako przekleństwo rzucano w twarz: „Tak umieraj tak bądź ukrzyżowany.” To dzięki temu światłu w obliczu cierpienia niewinnych, lamentu pozostawionych w pustce samotności i trwogi. Bóg staje się dla nich siłą, jest Towarzyszem wygnania, kimś opuszczonym i cierpiącym., połączonym z nimi więzami miłości. W ekstremum niewyobrażalnych wydarzeń ostatnie słowo należy do MIŁOŚCI UKRZYŻOWANEJ.