sobota, 4 października 2014


Łk 10,17-24

 Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić”. Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: „Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli”.

Często słyszymy iż oczy są zwierciadłem duszy. Nawet więcej w oczach ludzkich odbija się piękno i zarazem brzydota świata. Oczy zdradzają stan duchowy człowieka...nasze najbardziej skryte myśli, wewnętrzną kondycję. Jezus dzisiaj mówi o „szczęśliwych oczach” które dostąpiły łaski cudownego oglądu. Orygenes ojciec starożytnego Kościoła napisał: „my nie modlimy się do Chrystusa, ale poprzez Chrystusa do Ojca”. Posiłkując się tym stwierdzeniem należałoby powiedzieć: my nie kontemplujemy tylko Chrystusa, ale przez Niego, odkrywamy oblicze Boga. Mamy do czynienia z „sakramentem wzroku”. Apostołowie dochodzili bardzo powoli do tej tajemnicy, doświadczali euforii będącej efektem namacalności cudów dokonywanych w imię Jezusa, byli również naocznymi świadkami wydarzeń które mógł sprawić tylko Bóg. Gesty Jezusa były po to, aby uczniowie potrafili je naśladować, były wyrazem tajemniczej twórczej miłości która będzie miała w przyszłości swoje przedłużenie w sakramentalnych czynnościach Kościoła. Przecież wspólnota wiary to nic innego jak dłonie Jezusa, przekształcające materię tego świata w miłość Boga. Jezus uzdrawiał głuchych, otwierał oczy ślepcom, wskrzeszał umarłych, nadawał sens ludzkiemu życiu, przekraczał granice racjonalności zjawisk… Niewidzialna obecność Boga, objawiła się w widzialnym Chrystusie. Jego Oblicze zajaśniało w oczach uczniów, napełniło żarem ich serca… Niewypowiedziana tajemnica wiary ucieleśniła się. Bliki ich oczu skondensowały światło. „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca”. Od tej pory obraz stanowi część istoty chrześcijaństwa, jest wizualizacją przeżytej wiary, odpowiedzią na poruszenie Słowem- Pan się nam pokazał, oglądały Go nasze oczy a serce nie mogą za tym nadążyć. Święte drżenie w kontakcie z Najświętszym stało się zwyczajnym spotkaniem. Święty Paweł gruntownie i bez żadnego półcienia formułuje teologiczną podstawę ikony-obrazu: „Chrystus jest obrazem niewidzialnego Boga” (Kol 1,15). „Oznacza to, że widzialne człowieczeństwo Chrystusa jest ikoną Jego niewidzialnego bóstwa, że jest „widzialnym niewidzialnego”. Ikona Jezusa jawi się jak pisze dalej Evdokimov- jako obraz Boga i człowieka jednocześnie, ikona pełnego Chrystusa: Boga-Człowieka. Ta objawiająca funkcja, którą ma człowieczeństwo Chrystusa, staje się prawdą każdej istoty, człowiek jest prawdziwy, jest rzeczywisty o tyle, o ile odzwierciedla wymiar niebieski, cudowną łaskę daną każdemu stworzeniu, a pozwalająca mu być odbiciem tego, co niestworzone, „obrazem Boga”. Dlatego pojawia się stwierdzenie „szczęśliwe oczy’ błogosławione i dotknięte muśnięciem Ducha Świętego, ponieważ tylko uprzywilejowanym zostało dane kontemplowanie Oblicza Najwyższego. To słowa podnoszące ludzkiego ducha ku kontemplacji, cielesność ku przebóstwieniu, percepcję zmysłów ku metamorfozie. My też jesteśmy każdego dnia zaproszeni ku kontemplacji „Tego Który Jest”, mimo że nie mamy tyle szczęścia co apostołowie. „Błogosławieni którzy nie widzieli a uwierzyli”. Skoro mowa o widzeniu Obrazu, to chciałbym podjąć rozważanie o jednym z najstarszych wizerunków Chrystusa w ikonografii wczesnochrześcijańskiej. Myślę o ikonie Chrystusa Pantokratora z poł. VI wieku, znajdującego się w klasztorze św. Katarzyny na Synaju. Ciekawe jest to, iż jeden z najstarszych wizerunków znajduje się w miejscu gdzie dokonała się jedna z pierwszych Teofanii Boga w Starym Testamencie- spotkanie Mojżesza z Jahwe. Ikona ta pochodzi, jak się wydaje, z Konstantynopola, a za jej model posłużył najprawdopodobniej słynny obraz Chrystusa z Bramy Chalecedońskiej, zniszczony na początku obrazoburstwa. Jak pisał Kurt Weitzmann: „Wysoka jakość artystyczna tej ikony polega nie tylko na subtelnym, precyzyjnym zastosowaniu techniki enkaustycznej, ale również na hieratycznej kompozycji i linearnym podkreśleniu szczegółów. Przez frontalne ustawienie postaci Chrystusa na osi obrazu i szerokie rozwarcie oczu, niekierujących się na żaden określony punkt, artysta osiągnął efekt oddalenia i ponadczasowości- obrazowy wyraz Boskiej natury. Lekko zwracając ciało Chrystusa w prawą stronę, unika równocześnie dokładnej symetrii i całemu ciału przydaje życia. Są jeszcze inne godne zauważenia szczegóły: źrenice nie są tej samej wysokości, łuk lewego oka jest mocniej podkreślony niż prawy- moment, który w szczególny sposób przyczynia się do ożywienia całej twarzy; włosy nie są przedzielone pośrodku, lecz nieco z boku, podczas gdy broda jest zaczesana w przeciwną stronę; włosy opadają w linii krzywizny szyi na lewe ramię, a z drugiej strony są zaczesane do tyłu. Przez tak subtelne połączenie rysów abstrakcyjnych z bardziej naturalnymi artysta zdołał wyrazić w formie obrazu dogmat dwóch natur Chrystusa, Boskiej i ludzkiej”.  Już Grzegorz Wielki powiadał, że malarstwo prowadzi nas niczym Pismo w obszary pamięci. To stwierdzenie przypomina abyśmy pamiętali o żywym obrazie Boga. Szczęśliwe oczy które potrafią dostrzec to co niewypowiedziane. Pozwolić aby Duch Święty odcisnął w nas „obraz Jezusa. „Człowiek staje się Bogiem w tej mierze, w jakiej Bóg staje się człowiekiem” twierdził św. Maksym Wyznawca. Stajemy się Bogiem będąc coraz bardziej zjednoczonymi z człowieczeństwem Jezusa. „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). Niech oblicze Chrystusa jaśnieje na twarzach Jego wyznawców, tych których imiona zapisane są w niebie.