środa, 8 października 2014




Łk 11,5-13


Jezus powiedział do swoich uczniów: „Ktoś z was, mając przyjaciela, pójdzie do niego o północy i powie mu: «Przyjacielu, użycz mi trzy chleby, bo mój przyjaciel przybył do mnie z drogi, a nie mam co mu podać». Lecz tamten odpowie z wewnątrz: «Nie naprzykrzaj mi się. Drzwi są już zamknięte i moje dzieci leżą ze mną w łóżku. Nie mogę wstać i dać tobie».
Mówię wam: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu jego natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje. I ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajdzie, a kołaczącemu otworzą. Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą”.


Zawsze byłem daleki od jakiejkolwiek polityki, powstrzymywałem się od komentarzy które pewnie nie są wstanie nic sensownego wnieść ani zreformować kogokolwiek. Uświadamiam sobie że nie mam zbyt wielkiego wpływu na świat i procesy które się w nim dokonują. Marzę aby dzisiejsi politycy potrafili choć raz w życiu przeczytać ten fragment Ewangelii. Nie chcę prawić górnolotnych frazesów że ludzie polityki powinni reprezentować społeczeństwo, odpowiadać na trudności, zaradzać bezrobociu czy wspierać potrzebujących. Chodzi bardziej aby poczuć się w roli kogoś kto potrafi przebić się przez mur uprzedzeń, partykularnych układów, osobistych profitów, aby zobaczyć człowieka- potrzebującego brata. Aby zamiast poprawności politycznej i miałkiej retoryki, populizmu wypisanego na sztandarach wyborczych, zapragnąć być bardziej ludzkim- wrażliwym, potrafiącym zamiast słów dokonać konkretnych czynów. To chyba jedno z moich marzeń kiedy w napięciu śledzę polityczne dysputy prowadzące do nikąd- w których już dawno zatracono najwyższą wartość jaką jest człowiek ( samotny, głodny, schorowany, bezradny, próbujący w ciemności bezsensu i niesprawiedliwości odnaleźć piękne oblicze człowieczeństwa). Z drugiej strony nie chodzi tylko o codzienny chleb, czy troskę o tych którzy go potrzebują. Jezus wskazuje również na coś o wiele bardziej głębszego. „Chrześcijanin jest wstanie wskrzeszać umarłych; jednak kiedy żywi się tylko ziemskimi pokarmami, jest już grabarzem”. Nie chodzi o łatwe pocieszenia, deklaracje bez pokrycia, kopiowanie orkiestry świątecznej pomocy czy sieci jadłodajni dla bezdomnych, choć to wydaje się pewnie priorytetowe. Chodzi o wnętrze człowieka, o zmianę mentalności, odkrycie w sobie dobra które stanowi dar Boga. Chodzi o trwałe wartości duchowe które zainspirują do postawy miłości. Czy potrafimy sobie wyobrazić dzisiejszych społeczników zaangażowanych w  pomoc charytatywną,  tworzących pewien wizerunek medialny jako ludzi na wskroś duchowych ? Straszliwie praktyczny człowiek bardzo często kalkuluje jaki z tego będzie miał udział. Często możemy zderzyć się z grubą zakompleksionych hipokrytów którzy rozdając chleb innym będą podnosili swoje próżnego ego, przy jednoczesnym budowaniu zaufania społecznego. Nie takiego caritas światu potrzeba. Chodzi o transparentność intencji, o duchowe inspiracje… dar z siebie, aby ktoś inny poczuł że dar który otrzymuje jest wyrazem troski i szczerej miłości. My chrześcijanie jeżeli w Ewangelii spotkamy Jezusa, to będziemy dokonywać czynów z miłości, ponieważ w innych dostrzeżemy Jego Oblicze. „Byłem głodny a daliście mi jeść…” Chrześcijanin swoją postawą wewnętrzną i zewnętrzną może sprawić, że świat będzie choć odrobinę lepszy. Nakarmić świat miłością, nasycić bezinteresownością. Można zapytać się szczerze: dlaczego mam tak czynić, trudzić się dla innych, dawać siebie…? Być może przyjdzie taka noc w której usłyszysz pukanie do drzwi, wstaniesz zdenerwowany i zirytowany, wtedy zobaczysz w drzwiach Chrystusa z pytaniem: „Przyjacielu, użycz mi trzy chleby…”