niedziela, 2 listopada 2014

Łk 14,12-14
Jezus powiedział do przywódcy faryzeuszów, który Go zaprosił : „Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym się tobie odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych”.
Strasznie kłopotliwy jest dla mnie ten fragment Ewangelii. Osobiście zawsze bałem się aby nie pomylić Kościoła z jakąś programowo działającą instytucją charytatywną zbierającą punkty w rankingu pomocowym. Z drugiej strony bez praktycznej miłości wyrażonej w czynie, wyciągniętej i pomocnej dłoni wobec najbardziej biednych i zaskoczonych przez ciężar życia, wydaje się być najbardziej wiarygodna w czynach miłości postawa chrześcijan. Znam takiego duszpasterza który rozdaje biednym chleb, a oni tylko dlatego że mają wsparcie materialne przychodzą do niego do kościoła. To strasznie smutne, przychodzą nie dlatego że chcą spotkać Jezusa i wziąć sprawy w swoje ręce, ale najeść się do sytości i dalej płynąć z prądem.  Chrześcijaństwo powinno być wrażliwe na problemy świata, powinno mieć otwarte oczy na potrzeby nieradzących sobie życiowo braci. Służba miłosierdzia musi wyrastać z żywego spotkania z Bogiem. To trudna umiejętność dostrzeżenia w twarzy biednego czy ułomnego człowieka oblicza Boga który stał się głodnym Bratem wszystkich. „Pan nasz Jezus Chrystus aby uczynić nas tym, czym jest On sam, z powodu Swej bezgranicznej miłości uczynił siebie tym, czym jesteśmy my”. Należy być rozrzutnym w miłości…nigdy na tym nic nie stracimy, a raczej zyskamy wszystko.