poniedziałek, 17 listopada 2014




Łk 19,1-10


Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”. Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy widząc to, szemrali: „Do grzesznika poszedł w gościnę”. Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: „Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”. Na to Jezus rzekł do niego: „Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”.


Czy jest w nas pragnienie spotkania Jezusa ? Przecież każdy człowiek gdzieś wewnętrznie i podświadomie tęskni do spotkania z Bogiem „face to face”. Im więcej tajemniczości i cudowności tym bardziej jest pociągające poznawczo. Naprawdę człowiek jest ciekawski, przez to pragnienie poznania jest nawet gotowy na zrobienie czegoś głupiego, od choćby wdrapanie się na drzewo. Każdy z nas ma swoją sykomorę na której wypatrzył nas Bóg. Gdzie powinieneś być, a gdzie teraz jesteś ? Wielu jest takich którzy chcą zapomnieć o tym momencie, ponieważ przyjecie Jezusa do swojego życia wymaga ogromnego trudu. Często obojętność i zlekceważenie staję się drogą ucieczki. To prawda można życie wypełnić przyjemnościami, idolami, aby zagłuszyć w sobie prawdę… ale to tylko powierzchowne zabiegi prowadzące w duchową pustkę. Dobrze to zrozumiał bohater z dzisiejszej Ewangelii. Zobaczyć… przekonać się, doświadczyć Osoby, o której wiele słyszałem. Zacheusz -celnik, konfident, w powszechnym przekonaniu społeczny pasożyt jest ciekawy osoby Jezusa. Wiele o Nim słyszał, spektakularne cuda, które fama niosła od miasta do miasta. Zacheusz był ciekawy i chciał zobaczyć tego owianego sławą Cudotwórcę. Wdrapał się na sykomorę bo był zakompleksionym pokurczem aby wśród cisnącego tłumu wypaczyć uzdrowiciela. Nagle Chrystus zatrzymał się, spojrzał mu w oczy i wszystko od tego momentu się w jego życiu zmieniło. "Chrystus przerywa mu widowisko i proponuje coś, co nie było przewidziane w programie terapeutycznej dramaturgii, tego scenariusz nie przewidywał. Wydobywa go z ukrycia. "zejdź prędko". Pewnie po raz pierwszy ktoś każe temu zadufanemu w sobie człowiekowi coś zrobić, do jeszcze tak groteskowego. Już widzę jak schodzi z tego drzewa zdziwiony i lekko zakłopotany, a ludzie wybałuszają oczy, śmiejąc się z niego oraz czekając na reprymendę ze strony Pana. Celnik wykonuje gest, który mógłby stać się tematem dla wielu lokalnych brukowców. Dobrze że wtedy nie było monitoringu, bo stałby się jedną z najbardziej humorystycznych postaci lokalnej elity komorniczej. Odważnie znosi wrzaski i kpiny. Zacheusz zostaje wyleczony z cwaniactwa, egoizmu, chęci zawłaszczenia innymi, pazerności na pieniądze, leczenia kosztem innych swoich kompleksów. Spotykają się dwie osoby, dwa spojrzenia które zmieniają to wydarzenie w nawrócenie i eksplozję miłości przeobrażającą serce człowieka.  Jezus może i do mnie powiedzieć: „Zejdź prędko. Idź moimi śladami, a zaprowadzę cię do mojego domu. Znasz go już: to jest twój dom”. Ludzie nie rozumieją. Oburzają się. „A wszyscy widząc to szemrali: do grzesznika poszedł w gościnę”. Co ja bym zrobił gdyby Pan teraz przyszedł do mojego domu, „ekskomunikowanego” przyjaciela ? Gdyby wybrał twój dom na miejsce przeobrażenia życia. Czy byłby to dom człowieka pragnącego nawrócenia ? Sam nie wiem…, nie wiem czy moje serce byłoby zdolne pomieścić tak wielką łaskę. W każdym razie faktem jest, że „zbawienie stało się udziałem domu Zacheusza”, i może być udziałem każdego kto ma odwagę zejść z sykomory. Dom grzesznika stał się domem Pana. Dom złodzieja i krętacza stał się kościołem w którym dokonał się sakrament pojednania. Od tego momentu nawrócony grzesznik zaczął rozdawać swój majątek tym których skrzywdził, rozdał wszystko i wtedy poczuł się autentycznie wolny i szczęśliwy. On znalazł zbawienie- sens życia- szczęście !