środa, 31 grudnia 2014

Boża Rodzicielka


Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu… (Łk 2,16- 21).

Witaj, gwiazdo Słońce nam ukazująca,

Witaj, łono Boskiego wcielenia,

Witaj, przez którą stworzenie się odnawia,

Witaj, przez którą Stwórca dzieckiem się staje.

Witaj, Oblubienico Dziewicza.  ( Akatyst )

 

Na początku nowego roku kalendarzowego w przepływającym jak strumień rytmie liturgii Kościoła spotykamy Maryję Bożą Rodzicielkę. To nowy czas który jest nam dany, jakby w zamierzeniu miały być przeniknięty obecnością Matki. Każdy z nas potrzebuje matczynego ciepła, potrzebował go Chrystus wchodząc w ciemność i zimno tego świata. My też mamy takie tęsknoty i pragnienia, nie jesteśmy od nich wolni. Potrzebujemy miłości Matki, Tej która zrodziła Dawcę Życia. Trudno jest autentycznie i z prawdziwą skromnością mówić o Matce Bożej. Wszystko, co Jej dotyczy, ma w sobie coś z tajemnicy. Maryja której macierzyńska rola rozszerza się od Dzieciątka Jezus, na wszystkie dzieci- na wspólnotę wiary- Kościół. Ona jest nie tylko niewiastą z niewiast ale nade wszystko Niewiastą w swym dziewiczym macierzyństwie. Bowiem cała ludzkość w dziewicy Maryi zrodziła Boga i przez to jak powie wielu teologów, stała się nową Ewą- Życiem, która rozpościera płaszcz miłości na wszystkie dzieci- przyjaciół Jej umiłowanego Syna. „Samo imię Theotokos- Matka Boga- zawiera całe misterium ekonomii zbawienia”, mówi św. Jan Damasceński. To Jej człowieczeństwo, ciało stało się ciałem Chrystusa. Ona jest pierwszą z córek Ewy, która zrealizowała ostateczny cel, dla którego został stworzony świat i przez Nią została uwielbiona cała Trójca. Niewiasta zawierzenia która położyła w sercu stworzenia największy dar jaką jest Miłość Wcielona. Maryja przyjęła Słowo do własnego ciała. Mikołaj Kabasilas mówi, że za nim Bóg znalazł matkę, był jak król na wygnaniu, jak człowiek bez ojczyzny. Tylko dlatego, iż Maryja zgodziła się na wielki pomysł Wszechmocnego, wyrażony przez usta archanioła, Bóg mógł przyjąć ciało, wejść w historię ludzką, odnowić świat od wewnątrz i przywrócić na nowo w ludziach pragnienie raju. Bóg znalazł matkę dla swego Syna. Znalazł niewiastę która nie została ubezwłasnowolniona w swojej decyzji, ale w całkowitej wolności podjęła realizację wielkiego zamysłu. „Przygotował” ją, uformował tak, aby była godna. Maryja jest arcydziełem Boga. Pokorna, piękna i kobieca w całej pełni. Dzisiaj pragniemy powierzyć jej drogi naszego życia, niepewności, znaki zapytania, przyszłość… Zapraszamy Ciebie Matko, bądź z nami w każdy czas, wspieraj i ratuj nas. Przytulaj w chwilach próby i pokus. Bądź naszą Matką.

 

wtorek, 30 grudnia 2014

in illo tempore


„Wszystko płynie i nic nie pozostaje takie samo”- pisał Heraklit, oddając prawdę o przygodności naszego życia, o nieuchronności upływu czasu. Czy tego chcemy czy nie jesteśmy w jakimś sensie „niewolnikami” czasu który w sposób dwojaki: spokojny lub nerwowy obserwujemy spoglądając na zegarek jak umyka. Wyrywamy kartki kalendarza i uświadamiamy sobie że z każdym dniem jesteśmy inni…starsi. Tak właściwie nie wiemy czym jest czas, czy możemy o nim mówić posiłkując się jakąś wyczerpującą definicją czy filozoficzną refleksją zbudowaną z ciągu przesłanek. Już święty Augustyn miał ogromny problem z tym zagadnieniem. Pisał w „Wyznaniach” następująco: „Wyznaję Ci, Panie, że nie wiem dotąd czym jest czas; a znowu wyznaję Ci, Panie, iż wiem, że mówię to w czasie”. Właściwie to o czym nieporadnie piszę jest tylko ulotnym gdybaniem w czasie, a nie o samym czasie. Słowa nie mogą wyrazić tej efemerycznej drogi odpływu naszej młodości. Unosi się nad nami nieustannie antyczny Chronos z klepsydrą, stanowiący personifikację przejścia ku wydarzeniu w którym padniemy jak mniemam w ramiona wiecznie młodego Kairosu. Wielką bezradność wobec czasu wyraża starotestamentalny „pesymista” Kohelet: „Słońce wschodzi i zachodzi, i na miejsce swoje śpieszy z powrotem, i znowu tam wschodzi. Ku południowi ciągnąc i ku północy wracając, kolistą drogą wieje wiatr, i znowu wraca na drogę swego krążenia. Wszystkie rzeki płyną do morza, a może wcale nie wzbiera… To co było, jest tym co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie: więc nic zgoła nowego pod słońcem” (Koh 1,6-9). W Biblii Bóg objawia się w czasie historii. To nie tylko ciąg jakiś zdarzeń, ale uporządkowane wydarzenia w których dokonuje się inwazja świata nadprzyrodzonego na tu i teraz. Taki charakter posiadają liczne interwencje Boga, teofanie Starego Testamentu. W takich „dramaturgiach” zanurzonych w cyklach czasu dokonuje się odwiecznie istniejący dialog pomiędzy Stwórcą i stworzeniem. Świat został stworzony wraz z czasem i od tego momentu wszystko zostało przeniknięte obecnością Niepoznawalnego. Święty Grzegorz z Nazjanzu mówił: „Pierwszy człowiek został stworzony w taki sposób, ze czas płynął, nawet jeśli człowiek pozostawał niezmienny”. Wieczność stworzeń nie polega na nieobecności czasu i przede wszystkim, nie na tym że nasz czas zostanie pozbawiony swego końca, lecz równoznaczna jest w jego formie pozytywnej. To, czas w którym przeszłość zostaje zachowana, a teraźniejszość- otwarta na nieskończoność eonów: jest to „pamiątka Królestwa”, fakt odwołania się i bycia w pełni obecnym dla spojrzenia wiecznego Boga. Należy wiec rozróżnić czas świecki, skażony, negatywny czas upadku i czas święty, odkupiony, ukierunkowany na zbawienie. Bóg znajduje się poza swymi dziełami i jest Panem czasu, podobnie jak jest Panem stworzenia. Czas ma ponadto wyznaczony przez Boga swój kres. W chrześcijańskim ujęciu, czas jest linearny jako dokładnie określona długość, która wychodzi od Boga i do Niego powraca. Jest on danym przez Boga, Niezmiennego, czasokresem, w którym dokonują się zmiany świata, zachodzące w nim nieustannie procesy. Historia utkana z czasu stanowi manifestację przewyższającej wszelkie zmiany i znajdującej się poza nimi boskiej woli zbawczej. Jak głosi jeden z midraszy: „Bóg dla nas każdego dnia stwarza świat na nowo”. To nieustanny ruch któremu poddaje się natura. „Przecież obecna ziemia sama może bilion razy się powtarzała, wskrzeszała się, lodowaciała, pękała, rozsypywała się, rozkładała na elementy i znowu wody pokryły ziemię, potem znowu kometa, znowu słońca, znowu ze słońca ziemia- ten proces może już nieskończoną ilość razy się powtarza, i wciąż tak samo do najmniejszego szczegółu…” Epoki przyjmują swój własny rytm, przyśpieszony lub zwolniony. Ale każda z tych przepływających w nurcie czasu chwil może wewnętrznie otworzyć się na wieczność. „Wieczność nie znajduje się ani przed, ani za czasem, jest tym wymiarem, na który czas może się otworzyć”. Czas odnajduje swoją oś w Chrystusie – A i Q- Początek i Koniec. Przed Chrystusem historia kieruje się ku Niemu, na Niego jest mesjańsko zorientowana, jest to czas przygotowania, zapowiedzi i oczekiwania. „Po Wcieleniu jak napisze wschodni teolog- wszystko stanie się wewnętrzne, wszystkim zaczynają kierować kategorie pustki i pełni, nieobecności i obecności, tego co niespełnione i co spełnione, i jedyną treścią czasu staje się obecność Chrystusa; jak na jakimś zawiasie, wszystko widzialne i niewidzialne zwraca się ku ostatecznemu wypełnieniu samego czasu, który równocześnie już się wypełnił i wypełni się dopiero u Kresu”. Wszystkie wydarzenia które zostały zapisane w Ewangelii prowadzą do wypełnienia się wszystkiego: cudowne Narodzenie, Przemienienie, Zmartwychwstanie, Wniebowstąpienie, Pięćdziesiątnica i Paruzja. Ojciec Kościoła św. Hilary napisze: „Bóg stał się czasowy, abyśmy my, ludzie czasowi, stali się wieczni”. Chrystus nie niszczy czasu ale go wypełnia, odnawia jego wartość i odkupuje go. Prawdziwe wydarzenia nie rozpływają się, lecz zostają złożone w pamięci Boga. Tego doświadczamy w liturgii każdego dnia, to nie tylko powrót do przeszłości- zatrzymanie ważnych wydarzeń w pamięci, ale antycypacją – urzeczywistnienie tego co było, tu i teraz. To tak jakbyśmy weszli to wehikułu czasu, przenieśli się do tych momentów i sekwencji które miały miejsce i byli ich uczestnikami- nie obserwatorami ale w pełni obecnymi w centrum dziejących się wydarzeń. Chenu pisze „iż misterium dokonało się i dokonuje się w historii, a z drugiej strony historia zawarta jest w misterium Chrystusa”. To nic innego jak ekonomia zbawienia której jesteśmy częścią i w której dokonuje się nasze przeobrażenie, wraz z przemianą świata. Jest w człowieku pragnienie przekroczenia czasu, dotknięcia wieczności. Eliade pisał o stosunku człowieka religijnego do czasu: „Człowiek religijny nie chce żyć w czasie określonym przez język współczesny jako teraźniejszość historyczna; stara się osiągnąć czas święty, który pod pewnymi względami można przyrównać do wieczności, podczas gdy człowiek niereligijny wie, że w przypadku czsu zawsze chodzi o doświadczenie ludzkie, w które nie może się wpisać żadna obecność boska”. W chrześcijaństwie zawsze jest ta perspektywa ostateczna, „zapach wieczności” unoszący się wraz z odmierzającym zegarem życia. Życie nie kończy się na tym co teraz, ale przechodzi w wieczność- święto spotkania, totalne usensownienie, staniecie naprzeciw Wiecznego Obrazu. Dokonuje się to wraz z apokaliptycznym wypełnieniem dziejów. Kiedy anioł Apokalipsy ogłasza koniec policzalnego, odmierzonego zegarkiem- matematycznego, podzielonego na odrębne chwile, koniec niedokończonego trwania czasowego i przejście w trwanie zakończone, do jakościowej pleromy czasu, w której on się spełnia. Czas wpada do oceanu, jak rzeka pokonujące setki kilometrów której ostatecznym celem jest wpaść w kipiące fale wody. Bóg jak Pan tego dramatu jest pozaczasowy, niezdeterminowany przemierzającą sekwencją następujących po sobie chwil. Pozaczasowość Boga znajduje się poza gnającym przed siebie czasem stworzenia i włącza się w tym „świętym”, względnie „liturgicznym czasie” w czas kiedy to Pan czasu w nim się wypowiada. „Wieczność Boga nie jest „przed” ani „po” czasie, lecz jest wkroczeniem boskiego „Teraz” w bieg czasu stworzonego. W ten sposób my zanurzeni w czasie, będąc istotami liturgicznymi dotykamy tego co przed nami, otwierania czasu i spoglądania jakby przez zasłonę na miejsce naszego przeznaczenia. Pamięć liturgiczna nie jest jak wspomniałem wcześniej tylko przypominaniem sobie przeszłości w duchu linearnego pojmowania czasu, lecz „anamnezą”, a według Casela „pamięcią tajemnic” w tym sensie, że „to, co się teraz dokonało w naturalny historyczny sposób, jawi się dla nas na nowo w misterium”. On mówi o pamięci  kultycznej w której dokonuje się swoista synteza czasu działającego Boga i człowieka w ciągłym procesie stawania się… Mam nadzieję że te wszystkie próby odnalezienia się w kategorii czasowości, przepływu czasu w którym jak w obiektywie za pociągnięciem migawki aparatu dokonuje się rejestracja wrażeń, pozwolą nam zobaczyć siebie nie tylko w naszej szarej biegnącej rzeczywistości, lecz otworzą szersze horyzonty. Jutro zakończy się stary rok a rozpocznie nowy, zanurzony w nowym świeżym czasie. Będziemy składać sobie życzenia, aby nowy rok był bardziej udany, pomyślny. Niech każda chwila naszego czasu zbawienia będzie przeżyta dobrze, nie warto jej marnotrawić na banalność lecz tak kształtować aby czas był naszym przyjacielem pozwalającym nam uchwycić nagrody wieczności której finałem będzie spotkanie z Chrystusem. Czasami dobrze zdjąć z ręki zegarek, poddać się chwili, rozpłynąć w smakowaniu impresji życia. Nie planujmy nic na zaś, bo nasz chronos może niespodziewanie spotkać się z kairosem, a wtedy zwariuje nasz ziemski zegarek. Niech czas nie będzie przeszkodą w spotkaniu z Bogiem. Nie odkładaj na jutro tego co możesz zrobić dzisiaj.

poniedziałek, 29 grudnia 2014




1 J 2,3-11


Najmilsi: Po tym poznajemy, że znamy Jezusa, jeżeli zachowujemy Jego przykazania. Kto mówi: „Znam Go”, a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy. Kto zaś zachowuje Jego naukę, w tym naprawdę miłość Boża jest doskonała. Po tym właśnie poznajemy, że jesteśmy w Nim. Kto twierdzi, że w Nim trwa, powinien również sam postępować tak, jak On postępował.


Słowo które w swoim liście kieruje do nas św. Jan, mogą postawić człowieka wierzącego w pewnym duchowym zakłopotaniu. Szczególnie chodzi o tych letnich którzy jeszcze nie uświadomili sobie wartości chrztu i zobowiązań z niego płynących. Chodzi mianowicie o spolaryzowaną postawę wiary, a taka w dzisiejszej rzeczywistości okazuje się często kamieniem milowym. Bowiem wiara przyjęta i przeżywana na serio związana jest ściśle z określoną postawą i systemem wartości, który ma swoje źródło w Ewangelii Chrystusa. Poznanie – czyli pewien trzeźwy ogląd rzeczywistości, jak również autentyczność chrześcijańskiego życia dokonuje się najczęściej przez percepcję tego drugiego człowieka żyjącego obok nas, który spoglądając na nas będzie szukał w naszym życiu i przez nasze życie żywej wiary. Jeśli ktoś żyje Bogiem, tym samym zachowuje przykazania. Nie ma innej drogi niż ta, która polega na spotkaniu z Bogiem, w sposób całościowy, nie powierzchowny czy przygodny- na zasadzie emocjonalno-religijnej użyteczności, ale jako bycia ogarniętym światłem i miłością Boga, które to znamiona mają wycisnąć się w sercu niezatarte znamię. Chrześcijaństwo całościowo przyjęte jako wydarzenie spotkania z Bogiem, musi być przełożone na moralność, codzienność wyborów, postaw, odniesień i pragnień. Przeżywamy teraz bardzo intensywnie tajemnicę Wcielenia- „Słowo stało się Ciałem”. Największy chrześcijański cud, Bóg stał się Człowiekiem- to co niebieskie połączyło się z tym co ziemskie. Jak bardzo została przez fakt przyjścia Boga- Człowieka wyniesiona ku górze ludzka natura, jak wywindowane zostało nasze człowieczeństwo. Jakie to niesamowite i przeniknięte prostotą, wykraczające poza wszelkie skomplikowane spekulacje rozumu, wydarzenie wiary które objawia się w Dziecięciu, abyśmy sami potrafili jak dziecko zrozumieć wielkość naszego wybrania, powołania i życia dzięki łasce. Przyjęcie Jezusa nie może życia pozostawić takim samym. Musi dokonać się jakaś metamorfoza całego człowieczeństwa, powinno rozpocząć się świadome trwanie w Nim- jak powie św. Jan. Gdy zmarł francuski myśliciel, matematyk i filozof, Pascal. Pod podszewką jego ubrania znaleziono zaszyty skrawek papieru, niczym kawałek jakieś świętości, którą nosił nieustannie przy sobie. Na tym kawałku papieru napisane były niezwykle poruszające słowa, odzwierciedlające duchowe poszukiwania myśliciela jak również finalne spotkanie się z misterium Boga. Pascal dobrze zrozumiał iż tylko przez Jezusa prowadzi droga do Boga. Tego kto pójdzie drogą wcielenia, Bóg poprowadzi drogą przebóstwienia. Jego rękopis rozpoczynają następujące słowa: „Ogień. Bóg Abrahama, Bóg Izaaka, Bóg Jakuba, a nie filozofów i uczonych. Pewność. Pewność. Uczucie. Radość. Pokój. Bóg Jezusa Chrystusa… Ten tylko Go znajdzie, kto pójdzie drogą wskazaną w Ewangelii… Jezusa Chrystusa”.



 

niedziela, 28 grudnia 2014


Łk 2,22-40

Gdy upłynęły dni Ich oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, Rodzice przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby Go przedstawić Panu. Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: „Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu”. Mieli również złożyć w ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie, zgodnie z przepisem Prawa Pańskiego.
A żył w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon. Był to człowiek prawy i pobożny, wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego. Za natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice wnosili Dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił: „Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela”. A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu… A gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta Nazaret. Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim.

Każdemu z nas w różny sposób objawia się przeżywany w tym czasie sens Bożego Narodzenia. Objawia się najczęściej przez to, cośmy sami przeżyli. Bardzo często takiemu przeżyciu towarzyszą wspomnienia z dzieciństwa, tej najbardziej ciepłe, zachowane w pamięci i poruszające serce, kiedy tylko do nich powracamy. Najczęściej myślimy o naszej Rodzinie, kochanych rodzicach, rodzeństwie, kolebce naszego dzieciństwa. Powracają wszystkie sytuacje w których codzienność była przenikniętą miłością najważniejszych osób w naszym życiu. Dzisiaj liturgia odsłania przed nami Rodzinę szczególną: Jezusa, Maryję i Józefa. W tej uroczystości objawia się jakaś wielką mądrość Kościoła. Zostaje ukazana najbardziej ważna i delikatna wspólnota osób, w której najmniejszy człowiek zostaje otoczony miłością, poczuciem bezpieczeństwa i troską. Bóg w tajemnicy Wcielenia wchodzi w ludzką rodzinę, czynią ją wzorcem do naśladowania dla każdej innej rodziny, bez względy na upływ czasu, zmieniające się nurty wychowania czy prądy ideologiczne. Potrzeba nam takie wzorca, szczególnie dzisiaj gdzie programowo niszczy się rodzinę, podkopuje się jej autorytet- marginalizując prawa rodziców i naruszając najbardziej fundamentalną strukturę jaką jest rodzina złożona z rodziców i dzieci. Ewangelia wskazuje na bardzo ważny wątek i jednocześnie charakterystyczny element Świętej Rodziny. Pierwszy to dojrzałe, piękne w swoim przekazie człowieczeństwo, zdolne do wielkiego macierzyństwa i ojcostwa. Józef który nie jest fizycznym ojcem Jezusa, przyjmuje Go jako swoje dziecko- usynawia, w tym przejawia się wielkość mężczyzny. Drugi aspekt to głęboka wiara i zaufanie Bogu. Rodzina wszystko czyni zgodnie z przepisem Prawa Pańskiego. Rodzice Jezusa i On sam są wierni tradycji Izraela i zaświadczają o swoim przywiązaniu do ludu, do którego należą. Przynoszą Dzieciątko Jezus do Świątyni aby je przedstawić Bogu. „Ze złożonej ofiary wydobywa się nowe światło. Jest to światło które płynie z posłuszeństwa woli Ojca. Posłuszeństwo to polega na całkowitym oddaniu się Bogu, co wyraża się w dziewictwie trzech osób tworzących Świętą Rodzinę oraz w ubóstwie ofiary, którą są dwa gołębię; Święta Rodzina pozwoliła się ograbić Bogu i ludziom” – pisał Balthasar. W świątyni dokonuje się objawienie tożsamości Jezusa- „Światła na oświecenie pogan”, gdzie wraz z Jego nadejściem dokonuje się zbawienie. Symeon bierze Jezusa w objęcia a wraz  z nim każdy z nas, na tym polega wiara. Wziąć i przyjąć Boga do swojego życia. Na tym polega misja każdej rodziny, rodziców przyjąć dar życia, stworzyć przestrzeń do rozwoju i sprawić aby weszło w życie Boga. Pamiętajmy dzisiaj o rodzinach w których została zniszczona miłość, gdzie słychać płacz dzieci, a twarzy nie rozpromienia uśmiech szczęścia. Pamiętajmy o rodzinach rozbitych, o rozwiedzionych małżeństwach o tęsknotach i wewnętrznym cierpieniu tych ludzi. Módlmy się o taką miłość w ludziach jaką mieli Maryja i Józef, chroniąc najcenniejszy skarb – Dzieciątko Jezus.

wtorek, 23 grudnia 2014

Emmanuel




Za chwilę będzie rozbrzmiewał wielki Psalm obwieszczający nadejście tak bardzo oczekiwanego Mesjasza: „Niech się cieszy niebo i ziemia raduje przed obliczem Pana, bo przyszedł” (Ps 96). Święte drżenie i spowijająca serce człowiecze radość na nadejścia Chrystusa- położonego w nędznym żłobie, Dziecięcia- rozpraszającego ciemności świata i grzeszność człowieczych czynów. „Stoimy wobec niezbadanej tajemnicy Tego, który rządzi czasem i wydarzeniami, przed najbardziej bulwersującym faktem dziejów, że Ten który nie ma początku, staje się w czasie. Bóg ma moc, aby urodzić się jako Bóg. Wszelkie próby formułowania tej tajemnicy jedynie ją wypaczają i bardziej niż indziej, tu właśnie narzuca się apofatyczne milczenie… Bóg staje się człowiekiem i podnosi człowieka do swego własnego poziomu, czyniąc z człowieka swój doskonały obraz, i sam Bóg zatrzymuje się wobec niezmierzoności swojej własnej idei człowieka, gdyż człowiek jest repliką Istniejącego” – pisał Evdokimov. Odo Casel wielki mistagog pisze o tym wydarzeniu w słowach pełnych zdumienia i powagi: „Narodzenie nie jest świętem szlachetnego człowieczeństwa, nie jest oddawaniem się wspomnieniom z dzieciństwa i słodkim uczuciom błogiej miłości do ludzi, nie jest nawet świętem „Dzieciątka Jezus”, spoczywającego na łonie pełnej wdzięku Matki, uśmiechającego się do nas i oznajmiającego nam miłość dobrego Boga- jest czymś nieskończenie więcej. Jest żywą i wstrząsającą obecnością Boga pośród ludzi. Wiekuisty majestat nieskończonego Boga, przed którym stworzenie drży i dygocze w swej nicości, którego nigdy żadne oko ludzkie nie widziało ani widzieć nie może, którego dzieli od nas cały bezmiar nieskończoności- i za którym stworzenie tęskni wszystkimi włóknami duchowego pragnienia- jest obecny wśród nas; pozwala oglądać swoje oblicze, a my w tym obliczu Pana i Króla rozpoznajemy rysy Ojca”. „A światłość w ciemności świeci” (J 1,5). Jednak my zachowujemy się tak jakby to światło było dla nas niewygodne, bo obnaża nasze ludzkie nędze, bo rozświetla to wszystko co chcielibyśmy zakamuflować w ciemności. Jest to światło które nie chce być, tylko dostrzeżone ale ma nas ogarnąć tak jak spłynęło na pasterzy dla których ta noc okazała się jedyną, wyjątkową i błogosławioną. Chrystus przychodzi aby podarować nam światłość, aby rozświetlić nasze zmęczone twarze, aby serca napełnić na nowo tęsknotą, aby życie wypisać sensem. W ciszy betlejemskiej nocy rozbłyskuje światło, więcej nawet w ciszy naszej nocy rozbłyskuje euforia światła, z którym sobie poradzić nie umiemy. Bóg przyszedł na ziemię, bez rozgłosu i triumfalizmu. Nie pisały o Nim żadne tabloidy plotkarskie, portale nie były okraszone setkami komentarzy, po prostu przyszedł… i tyle. „Jego zamieszkanie wśród ludzi dokonało się bez rozgłosu, wśród nocnej ciszy. Sławimy „świętą noc, cichą noc”. Mój Bóg potrafi zając ostatnie miejsce (pisał przed laty ks. Hryniewicz) jest Bogiem pokornym, zdolnym do uniżenia, wręcz bezbronnym wobec ludzkiej wolności, a przecież przemożnym w swoim umiłowaniu ludzi i ostatecznie zwycięskim. Jego mocą jest miłość, On przekonuje i przemienia. Nie czyni niczego na pokaz, dla widowiska… A przecież jest to Bóg, przed którym wolno się cieszyć i śpiewać, i być szczęśliwym. Bóg o twarzy dziecka, któremu łatwo wyrządzić krzywdę. Bóg wiecznej młodości, stwarzający świat wciąż na nowo. Bóg, którego można nie przyjąć, od którego człowiek może odejść. To Bóg który nie tupie nogami i nie krzyczy jak rozzłoszczony człowiek. Bóg milczenia, który przemówił najgłośniej przez swojego Syna. Bóg myśli, serca, sumienia, tęsknoty, nadziei, adwentowego oczekiwania. Bóg ludzi bezradnych, szukających, pytających, cierpiących. Bóg pierwszego i ostatniego człowieka. Bóg naszego świętowania. Bóg wszystkich.” Bóg ciągle jak wędrowiec, nomada gdzie głowy nie ma położyć, bo serca ludzi nie są jeszcze gotowe na takie narodziny. Niewygodny jesteś Panie z taką miłością, bo przynosisz to wszystko czego świat przyjąć dziś nie chce i do czego jeszcze nie dorósł.


Liturgia Bożego Narodzenia, zwłaszcza Mszy o północy, mówi o „misteriach światła – lucis misteria”. Misterium oznacza tajemnice, do której człowiek powinien wyjść… to czynność, do której zostaliśmy zaproszeni a jednocześnie ogarnięci nią. W chrześcijaństwie mówi się o wtajemniczeniu, zostaję zaproszony do wydarzenia bliskości Boga w historii mojego życia. Każdemu z nas sens Bożego Narodzenia objawia się wieloraki sposób. Jedni myślą tak obyczajowo i sentymentalnie, wspominając klimat rodzinny, stół na kryty białym obrusem, sianko, opłatek i kolędy zwyczajnie ciepło… bliskość i poczucie rodzinnego domu. Jeszcze inni uświadamiają sobie głębszą prawdę o swoim człowieczeństwie przez fakt iż, Odwieczny Bóg stał się Dzieckiem, kruchym i niejako zamienił się z ludźmi rolami jak pisał przed laty Janusz Pasierb. Mimo tych różnych spojrzeń jest to najważniejsze Bóg jest ludzki, natomiast człowiek dorasta ciągle do siebie. Jak pisał filozof rosyjski Bierdjajew „Bóg jest ludzki, natomiast człowiek może być nieludzki. Żeby go uczłowieczyć, zajaśniała na świecie- nie nad światem – humanitas Dei, philantropia tou theou, o której pisze św. Paweł: przyjaźń Boga do ludzi.


„Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił. Udali się z pośpiechem i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie. Gdy je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu.” (Łk 2,8 )


Kiedy zasiądziesz do stołu wigilijnego, połamiesz się opłatkiem z najbliższymi pomyśl o Bogu który cię kocha, i Przyjacielem jest twoim. Połam swoje serce jak opłatek aby je rozdać dla innych, aby kiedy przyjdziesz na Liturgię Narodzenia o północy, w której Bóg staje się Człowiekiem i rozda się dla ciebie w Chlebie Aniołów, twoje człowieczeństwo niech będzie bardziej ludzkie i wyraźne w miłości. „Bóg się narodził w żłobie, biada jeśli nie narodzi się w tobie”.


 


 


 


 


 


 


 

niedziela, 21 grudnia 2014

magnificat

Łk 1,46-56

W owym czasie Maryja rzekła:
„Wielbi dusza moja Pana,
i raduje się duch mój w Bogu, Zbawcy moim.
Bo wejrzał na uniżenie swojej służebnicy,
oto bowiem odtąd błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia.
Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny,
święte jest imię Jego.
A Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenia
nad tymi, co się Go boją.
Okazał moc swego ramienia,
rozproszył pyszniących się zamysłami serc swoich.
Strącił władców z tronu,

a wywyższył pokornych.
Głodnych nasycił dobrami,
a bogatych z niczym odprawił.
Ujął się za swoim sługą, Izraelem,
pomny na swe miłosierdzie.
Jak obiecał naszym ojcom, Abrahamowi
i jego potomstwa na wieki”.
Maryja pozostała u Elżbiety około trzech miesięcy; potem wróciła do domu.
Kantyk „Magnificat” który stanowi część wieczornej modlitwy Kościoła, to nie tylko przypomnienie głębokiej i pełnej uwielbienia postawy Maryi, ale również inspirująca modlitwa w której wyśpiewane słowa mogą poderwać cielesność do błogosławienia Boga za codzienność życia w którą interweniuje Bóg i napełnia szczęściem. Maryja niesie w sobie tajemnicę wybrania i miłości. „Dziewica tak wierząca Bogu, tak głęboko zdolna do posłuszeństwa i zaufania, iż z Niej może urodzić się Syn Boży”. Wielbi dusza moja Pana- takie słowa z głębi swojego jestestwa może wyśpiewać tylko ktoś komu wiele dano. To wielki akt afirmacji Najwyższego za wejrzenie, czyli inaczej spojrzenie na osobę i wyniesienie do szczególnej godności. Służebnica to Niewiasta która oddała całkowicie swoje życie, swoją wolę, swój los, przyjąwszy przez wiarę- czyli niezgłębione zaufanie- wieść o tym, że Ona będzie Matką wcielonego Słowa Bożego. Jako ludzie wierzący jesteśmy poderwani do naszego, takiego osobistego, wypowiedzianego całym sobą „Magnificat”. Jak powie św. Ambroży: „Niech więc każda dusza będzie duszą Maryi, aby uwielbiała Pana. Niech w każdej duszy będzie duch Maryi, aby radowała się w Bogu. Jest tylko jedna Matka Chrystusa, Ta, która Go zrodziła, ale przez wiarę każda dusza rodzi Chrystusa. Każda bowiem przyjmuje Słowo Boga, jeśli tylko nieskalana i wolna od występków zachowuje czystość nienaganną i bez skazy. Każda więc dusza, która byłaby taka, wielbi Pana tak, jak wielbiła Go dusza Maryi i jak Jej duch radował się w Bogu Zbawicielu. W ten sposób Pan jest uwielbiony, tak jak powiedziano: "Uwielbiajcie ze mną Pana". Nie znaczy to, by ludzkie słowo mogło dodać cokolwiek Panu, ale że Pan doznaje w nas uwielbienia. Albowiem Chrystus jest obrazem Boga. A więc dusza trwająca w prawości i oddana Bogu tym samym wielbi w sobie ten obraz, na którego podobieństwo została stworzona. Wielbiąc zaś, uczestniczy w pewien sposób w Jego wielkości i sama przez to zostaje wywyższona.”
 
 

sobota, 20 grudnia 2014

IV Niedziela Adwentu




Na to Maryja rzekła: Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa ! Wtedy odszedł od Niej anioł. (Łk 1,26-38).


 


Dobiega końca czas Adwentu. Została zapalona ostatnia świeca na wieńcu, to znak że narodzenie Chrystusa jest blisko. Warto zadać sobie pytanie: jak przeżyliśmy ten czas… czy Ewangelie słuchane być może z większą uwagą, jakoś wewnętrznie nas zaintrygowały, poruszyły i otworzyły serca na tajemnicę Wcielenia ? Każdy pewnie musi sam, dojrzale i odpowiedzialnie udzielić sobie tej odpowiedzi. Będę mało skromny i przyznam się do tego, że większość postanowień i duchowych ćwiczeń udało mi się przeprowadzić. Pewnie nie o ćwiczenia czy zmagania duchowe dobrze zrealizowane tu chodzi, ale o spotkanie z Miłością. Dzisiaj mogę stanąć zadowolony i kontemplować Maryję w tak odważnej decyzji życiowej. „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś miedzy niewiastami." Słyszymy echo tych cudownych pozdrowień, którymi zostaje obdarowana młoda Dziewczyna z Nazaretu. Błogosławiona, napełniona łaską, ocieniona Duchem Świętym. To wielkie misterium wybrania i obdarowania, Maryja otwiera się wielki plan Boga. Być może nie tak wyobrażała sobie swoją przyszłość, a tu takie zadanie, stać się Matką Bożego Syna. Umysł nie jest wstanie tego pomieścić, tu trzeba kontemplacji dla Jej wypowiedzianego "TAK". Niewiasta zawierzenia uczy nas wypowiadania przekonywującego dla świata "tak" zgadzam się na wszystko, oddaję się do dyspozycji Bogu, która ma dla mnie ciekawszy plan. Każdy chrześcijanin w Niej, może uczyć się tej bezinteresownej otwartości na wielki dar łaski. Każda kobieta może podpatrywać Ją w jej pięknej kobiecości otwartej na macierzyństwo i wydanie na świat Życia. Wejścia w intymne życie Boga. W Ewangelii epizod Zwiastowania bezpośrednio poprzedza scenę nawiedzenia. Maryja nie zatrzymuje się w miejscu po, to aby cieszyć się łaską przywileju wybrania. Natomiast wyrusza do krewnej Elżbiety, która stanie się uczestniczką tej radości. Maryja po spotkaniu z Bogiem, idzie na spotkanie z innymi. Jej powołanie nie zamyka Jej w domu, lecz wysyła na ulicę. Maryja niesie w sobie tajemnicę, która wydarzyła sie w Jej wnętrzu. "Wkrótce milczenie przemieni się w pieśń, a Słowo stanie się przemieniającą świat mocą. Maryja odpowiedziała na Boże oczekiwanie. Teraz jest gotowa odpowiedzieć na oczekiwanie ludzi. To co, wydarzyło się w Jej wnętrzu staje się przesłaniem- Ewangelią. Bóg powraca, aby powiedzieć "tak" światu, ponieważ zdecydowane "tak" Maryi przeważyło nad tyloma ludzkimi "nie"." Dzięki Niej Chrystus wchodzi na drogi świata, wchodzi do życia każdego z nas którzy mamy odwagę wypowiedzieć nasze "Tak".


 


 


 


 

piątek, 19 grudnia 2014

grota...


Jesteśmy przyzwyczajeni od dzieciństwa do obrazów sentymentalnych i pełnych ciepła szopek bożonarodzeniowych. Taki wdrukowany kod kulturowy- Chrystus narodził się w szopce. To przekonanie jest w nas taki silne i kształtuje całą gamę wyobrażeń na temat miejsca narodzin Mesjasza. Od dzieciństwa pamiętam jak z moim ojcem budowałem w kościele szopki, to był mój dziecięcy świat w którym dojrzewała wiara i pewnie rozkwitała ckliwa wyobraźnia tego zbawczego wydarzenia. Najpierw musiała być drewniana konstrukcja z mnóstwem siana, aniołków, świecidełek i innych dodatków. Najpierw zaplanowane miejsce dla owieczek i baranków, osiołka a jakże, dopiero finalnym momentem była reprezentacja dzieciątka na białym prześcieradełku. Chrześcijaństwo zachodnie dzięki kulturze skrzętnie przechowywało to wyobrażenie przestrzeni narodzenia Boga- Człowieka w swojej wyobraźni. Muszę niestety zburzyć nasze dziecięce, czasami infantylne wyobrażenia. Dzięki ikonografii renesansowej promieniującej na inne epoki sztuki, utrwalił się w powszechnym przekonaniu model szopki jako tego szczególnego miejsca przyjścia na świat dzieciątka Jezus. Mówimy że pierwszą szopkę zbudował święty Franciszek z Asyżu aby jeszcze mocniej kontemplować Wcieloną Miłość którą odrzucił świat. „Przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli”. Chyba źle odczytali wierzący intencję Franciszka, on nie zbudował szopki wprowadzając ją do kościoła i czyniąc częścią liturgicznego misterium, ale poszedł zabierając ze sobą braci i odprawił Mszę Świętą do szopki, tym samym wchodząc w klimat ubóstwa, opuszczenia, chłodu i narodzin Dziecięcia pośród zwierząt. Franciszek miał cudowną wyobraźnie i oczyma wiary widział więcej niż my dzisiaj. Tak naprawdę narodzenie Chrystusa miało miejsce w grocie. Od najdawniejszych czasów chrześcijanie pielgrzymujący do miejsc związanych z życiem Pana, a udając się do Betlejem zwiedzali jedną z grot. Do grot zaganiali pasterze swoje stada przed nocą która była zimna, jak również chroniąc swój bezcenny żywy inwentarz przed drapieżnikami wykradającymi owce ze stada. To w grocie Maryja powiła Dzieciątko, ponieważ nie było miejsca dla nich w mieście. Bóg narodził się pośród zwierząt, w smrodzie, wilgoci i śpiewie czteronogich adorantów. Położony na gnoju, bo gdzież tam było sianko narodził się Król królów i Pan panów ! Taka aura towarzyszyła Jego przyjściu, a grota stała się niemym świadkiem największego cudu historii. Wyraz temu przekonaniu daje w swoich słowach Roman Melodos: „Panna porodziła dzisiaj Ponadnaturalnego, a ziemia proponuje grotę Niedostępnemu”. Natomiast wielu Ojców Kościoła porównywało ciało Panny w grocie do kwitnącego i życiodajnego ogrodu w Edenie. Grota jest również obrazem matczynego łona. Jak wyśpiewa nabożeństwo „Akatystu” do Bogurodzicy: „łono Twoje większe niż niebo i ziemia”. Łono Maryi wskazuje na łono i serce ziemi. „Człowieczeństwo Boga rozpoczyna się zstąpieniem Jezusa w głębię ziemi, do ciemności groty”. Dlatego chrześcijański Wschód w narodzeniu Chrystusa dostrzega już wydarzenie Paschy. Takim dogmatycznym obrazem tych duchowych poszukiwań staje się ikona Narodzenia Chrystusa. „Ikona zachowuje ścisły związek z tekstami liturgicznymi i przedstawia szczególnie wstrząsającą ich interpretację: trójkąt groty, ten ciemny otwór do jej wnętrza, to piekło. Aby dotknąć otchłani i stać się „sercem stworzenia”, Chrystus mistycznie umieszcza swoje narodzenie w głębi otchłani, gdzie zło butwieje w swym ostatecznym zagęszczeniu. Chrystus narodził się w cieniu śmierci, Boże Narodzenie pochyla niebiosa aż po piekło, a my wpatrujemy się w leżącego w żłobie Baranka z Betlejem, który zwyciężył węża i dał pokój światu”. Ta wizja wydaje się jakże odmienna od zachodniego sposobu obrazowania miejsca narodzin jak również ukazania samego Dziecięcia. Mamy tu do czynienia z Izajaszowym Mężem Boleści (Iz 53,3). Mamy tu teologiczne paralele do wydarzenia złożenia Chrystusa do grobu, cieszy wielkiego szabatu- wydarzenia Wielkiej Soboty. Jak głoszą teksty liturgiczne z wielką dramaturgią i podniosłością chwili: „Życie się uśpiło, a piekło drży z trwogi”. Chrystus na ikonach złożony jest przez swoją Matkę w żłobie który przypomina katafalk, jakby grób kamienny. Powijaki Dzieciątka mają dokładnie ten sam kształt co śmiertelny całun, który anioł pokaże niewiastom niosącym wonności w poranek zwycięstwa życia nad rozpaczą śmierci. „Świetliste Dzieciątko odcina się na czarnym tle i antycypuje „zstąpienie do piekieł”. Ono samo jest „światłem, które w ciemnościach świeci”; „Słońce zaszło wraz z Nim, ale ciało Boga pod ziemią rozprasza ciemności piekła. „Światło zwycięża ciemności, Życie unicestwia śmierć”. Chrystus narodzony w grocie, owinięty w całuny, jest niczym innym jak mistagogiczną wykładnią zstąpienia Słowa do piekieł, tu rozbrzmiewa w oddali echo słów Ewangelii Janowej: „Światłość w ciemności świeci”. Pewnie warto byłoby się zapytać gdzie w tej grocie jest miejsce dla mnie ? Do groty trzeba mieć odwagę wejść, najpierw przejść przez ciemność aby w głębinie skalnej zobaczyć Światłość położoną  w sercu stworzenia. Tam zobaczymy szczęśliwą Rodzicielkę, zmęczoną po porodzie, ale w matczynym zachwycie kontemplującą Cud Życia. Ukazana w pozycji leżącej i wyraźnie dominująca w kompozycji całości, staje się przedstawicielką ludzkości- Kościołem będącym w akcie adoracji. Drugi taki moment nastąpi wtedy kiedy weźmie w swoje ramiona Syna zdjętego z krzyża, tyle że tam miecz boleści dotknie Jej matczynego serca. Trzeba zadumać się nad postacią św. Józefa zawsze ukazywanego z boku tej sceny. Wycofany, niemy, obarczony mnóstwem myśli…, pogrążony w trudnym do określenia stanie emocjonalnym- serce mężczyzny trudem mogące pomieścić radość tej chwili. Musi zderzyć się z Misterium. Jego ojcostwo objawi się w wielkim akcie przyjęcia Syna który jest prawdziwym Bogiem. W zwątpieniach i niepewności Józefa może się odnaleźć każdy z nas, a szczególnie ci, dla których Boże Narodzenie jeszcze funkcjonuje w sferze mitu czy racjonalnego nieprzyjęcia. To opowiadanie o dramacie ludzi którzy jeszcze nie zgodzili się na miłość, emanującą z ciemności. Przesłanie Ewangelii i ikonograficzna wizja groty w której poczęło się Życie Świata, niech będzie źródłem inspiracji w medytacji chwili narodzin każdego dziecka, a szczególnie narodzin każdego człowieka w do wiary. W „grocie” wraz Maryją każdy wierzący powinien począć Boga- Człowieka, aby Go ofiarować dla innych i tym samym napełnić życie miłością i pokojem. „Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom w których znajdzie upodobanie”.

czwartek, 18 grudnia 2014

wcielenie...

Wcielenie- inaczej przyjęcie ludzkiej natury przez Boga w akcie inkarnacji, dzięki osobie Maryi Dziewicy, wejście w ludzką historię. To wydarzenie najważniejsze w kontekście historii jak i całej teologii staje się  nie tylko częścią wielkiego wspomnienia- anamnezy, ale również w wymiarze ludzkim czasu wypełnionego szczęściem z tak wielkiej bliskości Boga. Nativitatis Domini, czyli Narodzenie Pańskie w którym nie świętujemy narodzin jakiegoś tam dziecka: pięknego, mądrego, szlachetnie urodzonego, ale przyjście na świat Boga- Człowieka, a to istotna różnica. Bóg nie tylko stał się Człowiekiem, lecz także Ciałem. W Credo wyznajemy w czasie każdej Eucharystii, iż Chrystus przyjął ciało za sprawą Ducha Świętego. Czytamy o tym w Ewangelii św. Jana: „Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami”. „Bóg we wcieleniu swego Syna włożył w nasze śmiertelne ciało zarodek nieśmiertelności”. Można postawić słuszne pytanie którym od wieków posiłkuje się teologia, a szczególnie ta średniowieczna: Cur Deus Homo –Dlaczego Bóg stał się człowiekiem ?  To jest pytanie które stawiają nas w centrum duchowej intuicji całych pokoleń chrześcijan prężących intelekt i serce w poszukiwaniu sensus fidei. Mianowicie przyjęcie ludzkiej natury przez Boga było aktem miłości, nawet więcej rehabilitacji dzięki któremu to objawiła się w wymiarze kenotycznym moc Boga, aby przywrócić godność człowiekowi, odnowić obraz i podobieństwo do Boga, który na skutek grzechu człowiek utracił przez nieposłuszeństwo. Nowina o Bożym Narodzeniu przynosi głębokie treści teologiczne i egzystencjalne. Jezus przychodzi na świat w ubóstwie i uniżeniu. Wchodzi w świat ludzi najbardziej ubogich z marginesu, cierpiących i opuszczonych, to świadczy że chce przywrócić każdemu człowiekowi jego godność. „Przywrócenie człowieka w jego godności mogło się dokonać jedynie poprzez przyjście na świat Syna Bożego, przez wcielenie Boga. „Człowiekiem, a nie aniołem stał się Syn Boży, przez to człowiek jest wezwany do twórczej duchowo roli w świecie”- pisał Bierdiajew. Dla Ojców Kościoła fakt Wcielenia stanowi, wykonanie tajemniczego planu względem człowieka. Różne doktryny chrystologiczne Ojców, rozumieją wcielenie jako twórcze działanie Ducha Świętego, które jak wspomniałem  już wielokrotnie w różnych aspektach, aktualizuje się w osobie Dziewicy. W ten sposób w jednym i tym samym akcie Słowo przyjmuje ludzką naturę, daje jej istnienie, przebóstwia ją. Człowieczeństwo przyswojone przez Osobę Syna, otrzymuje swój byt w hipostazie Boskiej, nie istniała ona przedtem jako oddzielna natura, nie weszła w zjednoczenie z Bogiem, lecz ukazuje się od początku jako ludzka natura Słowa […]. Bóg doskonały stał się nie tylko „doskonałym człowiekiem”, lecz przyjął ponadto wszelkie niedoskonałości, wszystkie ograniczenia pochodzące z grzechu. W subtelnych i mistagogicznych słowach wyraził to św. Leon Wielki: „Majestat przyoblekł się w pokorę, moc w słabość, wieczność w śmiertelność; dla uwolnienia zaś człowieka od ciążącego na nim długu, natura nietykalna złączyła się z naturą podległą cierpieniu.” Z niezwykłą wrażliwością intelektualną i precyzją chrystologiczną  przekazał to w słowach Atanazy Wielki: „”.On wziął nasze ciało i to nie zwyczajnym sposobem, lecz z Niepokalanej i czystej Dziewicy, która męża nie znała; czystej zaiste nie znającej męża. Możny twórca wszechrzeczy przystosował sobie ołtarz ciała w Dziewicy, użył go jako narzędzia, przez które dał się poznać i w nim zamieszkał, I tak wziął spośród nas ciało podobne naszemu. A że wszyscy są podlegli zniszczeniu przez śmierć, wydawszy ciało swe na śmierć, ofiarował je Ojcu, a uczynił to z miłości i łaskawości ku nam, aby przez to, że wszyscy w nim umarli zostało rozwiązane prawo poddające ludzi zepsuciu: spełniało ono swą moc na ciele Pańskim i już straciło względem ludzi mu podobnych. Ludzi, którzy niegdyś zwróceni byli ku zepsuciu, teraz skierował ku niezniszczalności, ożywił tych, którzy przebywali w krainie śmierci, a przysposobiwszy sobie ciało, dzięki zmartwychwstaniu zniszczył śmierć taka jak trzcinę, która pochłania ogień”. W sposób jeszcze bardziej pełny wyraża tę prawdę symbol chalecedoński, jako sformułowanie soborowe. Tekst ten jest tkaniną złożoną ze sformułowań nowotestamentalnych i nicejskich. Chrystus jest doskonały w Bóstwie, wyklucza się więc wszelką ideę „pół-boga”, jest homousios, współistotny z Ojcem, co się wyraźnie podkreśla. Jest On także doskonały w według człowieczeństwa. Należy to niewątpliwie do najważniejszych wypowiedzi chrześcijańskiej wiary […]. Ten podstawowy tekst Chalcedonu widzi Chrystusa w podwójnej communio: z Bogiem Ojcem i wszystkimi ludźmi”. Ta relacja szczególnie z ludźmi stanie wielkim darem łaski, która zrehabilituje „pęknięte człowieczeństwo”, i zrodzi w świetle przemieniającej mocy nowego człowieka przeprowadzonego przez misterium Paschy Baranka. Trzeba też wspomnieć o tym, że wiele tekstów patrystycznych mówi o wcieleniu w perspektywie tajemnicy paschalnej a szczególnie w wymiarze soteriologicznym.  Analizuje to dogłębnie w swoich rozważaniach św. Augustyn: „Dla uleczenia ciemności naszych umysłów Słowo ciałem się stało i mieszkało między nami (J 1,1-14). Zatem oświeceniem naszym jest uczestnictwo w Słowie, to znaczy w tym życiu, które jest światłością ludzi […]. Potrzebowaliśmy więc oczyszczenia. Otóż dla niesprawiedliwych i pysznych oczyszczeniem jest jedynie krew Sprawiedliwego i pokora Boga […]. Wiążąc się z nami podobieństwem swego człowieczeństwa, zniósł niepodobieństwo naszej nieprawości, stawszy się uczestnikiem naszej śmiertelności, dał nam udział w swoim Bóstwie. Paweł Apostoł w swoim hymnie o uniżeniu Chrystusa przez inkarnację wypowie to najbardziej fundamentalne przesłanie:To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie: On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca” (Flp 2,5-11 ). W tekście św. Pawła mamy wyraz ogołocenia i wyniszczenia Słowa, które jest w postaci Bożej. Poprzez skrajne uniżenie się, tajemnicę swojej kenozy, Syn Boży zstępuje do położenia nie –bytu, w sensie meonicznej otchłani, która otworzyła się na skutek upadku człowieka. W paradoksalny sposób Chrystus jednoczy z najdoskonalszą pełnią swojej Boskiej natury tak samo wszechstronną „nie-pełnię” upadłej natury ludzkiej. Uzupełnia tą wypowiedź po raz kolejny Jan Damasceński: „Przebóstwiona dusza Pana zstąpiła do otchłani, aby, skoro już dla mieszkańców ziemi wzeszło „Słońce sprawiedliwości” - również tamtym pod ziemią, „siedzącym w ciemności i w cieniu śmierci” zanieść światło […] i stał się sprawcą wiecznego zbawienia […] A uwolniwszy w ten sposób zamkniętych w więzieniu od wieków, zaraz potem powstał z martwych, torując i nam drogę do zmartwychwstania“- pisał Włodzimierz Łosski. Dopiero w takim spojrzeniu możemy w pełni zrozumieć wcielenie i jego konsekwencje, związane z chrześcijańskim oczekiwaniem paschalnym, i próbą gotowości na triumf Pana w wydarzeniu Paruzji. Z wielką emocjonalnością stawia pytanie Pseudo- Hipolit: „Czym jest przyjście Chrystusa? Jest ono wyzwoleniem z niewoli, rozerwaniem dawnego przymusu, początkiem wolności, chwałą przybrania za synów, źródłem odpuszczenia grzechów, prawdziwie nieśmiertelnym życiem dla wszystkich”.   Bóg historii staje się Bogiem w historii, bowiem Wcielenie Chrystusa w sposób całkowity przekształca wymiary historyczne. Chrystus staje w centrum dziejów świata, to co było przed Nim, stanowi prefiguracje, a to, co następuje po Nim staje się przedłużeniem Wcielenia i to stanowi wyjątkowy w swoim przesłaniu czas Kościoła.  
 
 


środa, 17 grudnia 2014

wschód słońca...


Bardzo często próbuje się zarzucić chrześcijaństwu iż w miejsce pogańskiego kultu słońca wprowadziło uroczystość Bożego Narodzenia. Dobrze zatrzymać się nad tym zagadnieniem odczytując je w kontekście historycznym jak również symbolicznym, choć ten drugi watek wydaje się nawet o wiele bardziej intrygujący poznawczo. Kościół Wschodni już w III wieku obchodził Boże Narodzenie ( a właściwie to był cały złożony zespół świąt – Narodzenie- Objawienie- Chrzest) 6 stycznia, natomiast Kościół Rzymski w IV wieku zaczął obchodzić odrębną uroczystość Narodzenia Pańskiego. Przeniesiono to ważne wydarzenie na 25 grudnia, na dzień kiedy to w Rzymie obchodzono święto pogańskie „sol invictus”- słońca niezwyciężonego. W sposób naturalny chrześcijaństwo pragnęło przeciwstawić się bóstwu słonecznemu, wprowadzając w to miejsce Chrystusa- prawdziwe Słońce nieznające zachodu. Bowiem w narodzinach Chrystusa wzeszło prawdziwe słońce, które oświeciło ludzkość swoim światłem. Biblia z właściwą sobie radością przenikniętą podziwem wspomina o słońcu, o jego pełnym blasku. Jego zwycięski obieg po niebie opisuje Psalm 19, odnoszony przez liturgię zawsze do Chrystusa, który jak oblubieniec z komnaty nowożeńców wyszedł z dziewiczego łona swej Matki. Izajasz w głębokiej zadumie spogląda na to ciało niebieskie jak na obraz Boga, który zajaśnieje  sprawiedliwym w królestwie mesjańskim (Iz 60,19). Boska Mądrość jest „piękniejsza niż słońce” (Mdr 7,29). W Apokalipsie ukazuje się na niebie „wielki znak” Niewiasty obleczonej w słońce, będący obrazem Matki Boga i Kościoła. Chrześcijanie od początku dostrzegali w Chrystusie prawdziwe Słońce. Już w Ewangelii świętego Łukasza, który to pewnie zetknął się z silnym pogańskim kultem słonecznym Heliosa, pojawia się skądinąd cudowna modlitwa wypowiedziana przez usta starca Zachariasza „Dzięki litości serdecznej Boga naszego. Przez nią z wysoka wschodzące Słońce nas nawiedzi, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają” (Łk 1,78). Nadchodzący Mesjasz jawi się jako „sol salutis”- Słońcem zbawienia. Już greccy Ojcowie Kościoła opisując narodziny Chrystusa, w kontekście głębokiej tęsknoty za zbawieniem, porównywali ten cud do narodzin światła bóstwa słonecznego: „Panna porodziła- teraz wzrasta światło”. Wielki Pieśniarz Kościoła św. Efrem Syryjczyk podążając w tym nurcie interpretacyjnym wyraża swój podziw w jednym z hymnów: „Zstąpił Pan światłości Niebiańskiej i jak słońce promienieje z łona swej Matki… Zwycięża słońce… Pokonana jest zimowa ciemność, żeby obwieścić, że szatan został pokonany. Zwycięża słońce, by oznajmić, ze swój triumf świętuje Jednorodzony”. Jutrzenką, która przyniosła nam Słońce- Chrystusa, była Maryja, Niepokalana Matka Boga, której dziewicze zrodzenie Jezusa porównuje się do promienia słońca, który przechodzi przez szkło, ale go nie niszczy: „Transit, sed non frangit”- mówił średniowieczny pisarz. Można to odczytywać również w sposób trynitarny, dotykając samej relacji w Trójcy Świętej: „Bóg Ojciec jest słońcem, Syn Jego promieniem, a Duch Święty- światłem”. Pierwsi chrześcijanie a wraz za nimi następne pokolenia wyznawców przejęli zwyczaj, podobnie jak starożytni czciciele słońca, zwracać się w czasie liturgicznej modlitwy w kierunku wschodu słońca. Na wschodzie bowiem pan przyszedł w fakcie wcielenia, tam był usytuowany raj, ze wschodu nadejdzie powtórnie w Paruzji. Orygenes powiada w jednej z homilii: „Każdy, kto w jakikolwiek sposób przyjmuje na siebie imię Chrystusa, staje się synem Wschodu (Słońca). Tak bowiem napisano o Chrystusie: Oto Mąż a imię Jego- Wschód słońca” (Za 6,12). W innym tekście pisze następująco: „Któż nie przyzna od razu, ze wschodnia cześć świata wyraźnie wskazuje na to, że w tym kierunku symbolicznie się zwracając należy się modlić, jak gdyby dusza miała ujrzeć wschód prawdziwego słońca”. W bliższej nam literaturze pt. „Chłopi” Boryna wychodząc skoro świt na pole, widząc wstające słońce oddaje mu cześć (Chrystus- słońce- odniesienie do hostii). Wschodni chrześcijanie po przyjęciu Komunii Świętej, wyrażają śpiewem: „Widzieliśmy światłość prawdziwą, przyjęliśmy Ducha niebieskiego, znaleźliśmy wiarę, przeto kłaniamy się Trójcy niepodzielnej, ona bowiem nas zbawiła”. Wtedy kiedy chrześcijanie wielbią Boga- Człowieka jako prawdziwe Słońce, wylewają się zdroje łaski, dotykamy rzeczywistości nas przekraczającej. On rozjaśnia nasze ciemności, rozświetla kłębiące się mroki naszej duszy, otula światłem miłości która rozlewa się z serca miłującego świat Boga. W noc narodzenia Maryja położyła w żłobie Dziecię z którego emanowało cudowne światło, rozpromieniło skalną fakturę groty, rozświetliło skrzydła adorujących aniołów, uspokoiło dręczące myśli i skołatane serce św. Józefa. Słońce to powstało i zajaśniało dzieciom Adama- nastał nowy dzień, jak ten w którym Stwórca wypowiedział do życia najjaśniejsze ciało niebieskie. My jesteśmy świadkami tego wschodu. Spróbujmy choć raz do roku być dla innych słońcem, niech nasze twarze zajaśnieją szczęściem. Niech ciepło naszych serc roztopi chłód świata.

wtorek, 16 grudnia 2014

światło...


Adwent to wydarzenie w którym dotykamy również niematerialnych elementów rzeczywistości- myślę w tym miejscu o świetle. Nie chodzi o elektryczne- sztuczne światło, ale to które zostaje odebrane od świecy, lampki oliwnej. W tym czasie tęsknoty częściej zapalamy świece, nie tylko aby uchwycić inną rzeczywistość, wraz z rozbłyśnięciem płomienia; chodzi o poczucie ciepła, bliskości, pokoju wewnętrznego. Światło świecy jest łagodne, przyciągające, delikatnie modelujące cały wieloraki świat przedmiotów wśród których żyjemy. Dom napełniony światłem świecy nabiera duszy, chce się w nim przebywać, zadumać, oddać kontemplacji. Światło sztuczne dokonuje całkowitej inwazji na pomieszczenie, a to które zapalmy punktowo rozświetla kontury świata wydobywając obraz rzeczywistości na który wcześniej nie zwróciliśmy uwagi. Według starej tradycji żydowskiej pierwszy ogień, a tym samym wydobył światłość praojciec Adam za pomocą dwóch kamieni żarzących, które ponoć wskazał mu Bóg. W Księdze Rodzaju czytamy że „na początku” stworzył Bóg niebo i ziemię, a nad wodami panowała ciemność. Ale nie chciał pozostawić świata w takiej ciemności, wtedy rzekł: „Niechaj się stanie światłość ! I stała się światłość. Bóg widząc że światłość była dobra, oddzielił ją od ciemności. I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność nocą” (Rdz 1,3-5). Pewnie można na temat światła podejmować mnóstwo naukowych- fizykalnych dyskusji, to nie ulega wątpliwości że światło pozostaje tajemnicą Stwórcy, a jednocześnie stanie się charakterystycznym elementem opisującym Jego istotę. „Nowiną którą usłyszeliśmy od Niego i którą wam głosimy, jest taka: Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności. Jeżeli mówimy że mamy z Nim współuczestnictwo, a chodzimy w ciemności, kłamiemy i nie postępujemy zgodnie z prawdą. Jeżeli zaś chodzimy w światłości, tak jak On sam trwa w światłości, wtedy mamy jedni z drugimi współuczestnictwo…” (1J 1, 5-7). Światło jawi się jako najbardziej niematerialne zjawisko z całego stworzenia, a jednocześnie stanowi tak wymowny symbol duchowości Boga. On jest „światłem okryty jak płaszczem” (Ps 104,2); „On zamieszkuje światłość niedostępną” (1 Tm 6,16). Dlatego starożytni chrześcijanie syryjscy umieszczali greckie słowa światło i życie, nadając im postać krzyża, umieszczali ten znak nad drzwiami swych domów jako imię Boże, które miało wypełniać dom łaską błogosławieństwa. Dzięki posłaniu wiecznego Słowa na ziemię, sam Bóg- Człowiek, Światłość ze Światłości, stał się „światłością prawdziwą, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi” (J 1,9). W Starym Testamencie było ono ukryte pod imieniem „Mądrości”, która była „odblaskiem wiecznej światłości” (Mdr 7,26). Prorocy rozpoczynając historio-zbawczy adwent, przepowiadają „światłość wielką” (Iz 9,1 ) za którą tęskni ludzkość przebywająca „w mroku i cieniu śmierci” (Łk 1,76). Gdy przyszedł na ziemię, starzec Symeon pozdrawia Go jako „światło na oświecenie pogan” (Łk 2,32), a Chrystus potwierdza te słowa: „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8,12). To światło jest obecne w każdym wierzącym wraz z aktem przyjęcia chrztu. Dlatego pierwszych chrześcijan nazywano oświeconymi, lub niosącymi światłość. „Niegdyś byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu: postępujcie jak dzieci światłości ! (Ef 5,8). „Światło jest elementem, w którym toczy się życie chrześcijanina i się wypełnia”. Światło adwentowego wieńca który zapalmy odmierzając czas nadejścia Dziecięcia Jezus. Światło świecy roratniej symbolizujące Maryję niosącą w swoim łonie Światłość Światłości- Emmanuela. W końcu świece które zapalmy w naszych domach są niczym innym jak przypomnieniem tej wielkiej katechezy w której Bóg zaprasza nas do uczestniczenia w światłości, i bycia światłem dla innych. Światło świecy powstaje wtedy, gdy spala się wosk lub parafina. Jest to obraz naszej miłości, która się wyniszcza użyczając innym ciepła i światła. To piękne człowieczeństwo rozświetlone miłością Boga. „Świeca zbudowana jest z dwóch elementów: z płomienia, symbolizującego to, co duchowe, wznoszącego się do góry, do nieba. O mnichach żyjących na pustyni opowiadano, że ich palce podczas modlitwy stawały się płomieniami. Tak też płonąca świeca jest obrazem naszej modlitwy. Drugim elementem świecy jest wosk, który się zużywa. Dla pierwotnego Kościoła świeca była symbolem Chrystusa, który jest jednocześnie Bogiem i Człowiekiem. Wosk jest symbolem Jego ludzkiej natury, którą przyjął z miłości do nas. Płomień to symbol Jego boskości”. Świecie zapalone w adwencie i w czasie Bożego Narodzenia odsyłają naszą pamięć ku tajemnicy Wcielenia. To światło musi zapłonąć w nas, rozpromienić nasze smutne twarze, rozgrzać zimne serca, uczynić ciepłymi dłonie w geście ofiarującej miłości. „Wpatrujemy się w jasność Pańską niby w zwierciadle”. Ta światłość rozbłyśnie w noc Jego narodzenia, strumień światła niczym kolumna ognia wtargnie, rozproszy mroki nocy, rozświetli grotę, rozpali nasze serca i dokona iluminacji Małego Dzieciątka- Słońca które wzejdzie dla nas.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

droga...




Na tej ostatniej prostej adwentowego przygotowania na przyjście Pana, z coraz większą intensywnością dociera do każdego wierzącego komunikat: „Głos się rozlega: Drogę dla Pana przygotujcie na pustyni, wyrównajcie na pustkowiu gościniec naszemu Bogu” (Iz 40, 3). Jesteśmy nieustannie wędrowcami w drodze. Będę pisał o drodze w dwojaki sposób; jako o konkretnym szlaku w codziennej przestrzeni naszego przemieszczania się, jak również w rozumieniu alegorycznym- gdzie droga będzie miała sens duchowy, meta -przestrzenny, uwewnętrzniony.  Myślę o drodze nie tyle co w sensie topograficznym, ale o intymnym wydarzeniu w którym Bóg spotyka człowieka, albo człowiek zdobywa się na odwagę i wychodzi naprzeciw Boga. Każdego dnia od momentu wyjścia z domu do pracy podejmujemy jakąś aktywność przemieszczania się z miejsca na miejsce. Wielu ludzi pokonuje codziennie skrupulatnie odmierzoną w metrach lub kilometrach ścieżkę…, codzienny rytuał do którego wielu przywykło, nie uświadamiając sobie iż w drodze mogę stać się człowiekiem napotkanym przez Boga. On kieruje krokami ludzkimi i prowadzi je podług szczególnych zamiarów albo gdy chodzi o jakąś szczególną interwencję, wkracza z propozycją lub określonym dla każdego zadaniem do wykonania. W Starym Testamencie droga posiada potrójne znaczenie. Przede wszystkim określa się tym terminem niezbadane wyroki Boże względem całego świata. Dlatego Pan mówi: „Moje myśli nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami” (Iz 55,8). „Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje nad drogami waszymi- wyrocznia Pana”. Droga oznacza przede wszystkim ludzkie postępowanie. Życie człowieka jest przyrównane do drogi (Prz 20,24), która przed Bogiem nigdy nie jest zakryta (Ps 139,3). „Czyż On nie widzi dróg moich, a kroków moich nie rachuje ?” (Hi 31,4). Bóg trzyma w swoich rękach wszystkie drogi ludzkie, do niego należy każda ścieżka (Dn 5,23). Wreszcie droga oznacza życie człowieka oparte na przykazaniach Boga- wierności Jego Przymierzu. Na kartach Biblii, Abraham jest posłuszny wezwaniu Najwyższego, który powiada do niego: „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę” (Rdz 12,1). Po wielu przygodach w drodze udaje się następnie w wielkim posłuszeństwie na wzgórze Moria, gotowy złożyć w ofierze syna obietnicy- Izaaka. Została uświęcona również droga ucieczki Jakuba, podczas której było mu dane oglądać rozpiętą drabinę pomiędzy niebem i ziemią, a także został uświecony jego powrót do ziemi rodzinnej. Świętą drogą było wyjście Izraela z Egiptu (Pascha- przejście). Lud izraelski prowadzony wówczas obecnością Pana w słupie obłoku, suchą nogą przeszedł Morze Czerwone i czterdziestoletniej wędrówce w czasie której Bóg skutecznie katechizował swój lud, weszli do Ziemi Obiecanej. Ta wędrówka była wielką procesją z postojami i próbami. Izraelici nieśli Arkę Przymierza, która była najświętszą rzeczą wolnego ludu i zabezpieczeniem iż na narodem rozpościera się Opatrzność Boża. Później znowu wędrowanie wojenne wokół murów Jerycha które rozpadły się po siedmiokrotnym okrążeniu ich przez Izraelitów niosących na swoich ramionach Arkę. Wielkie cuda, których Bóg dokonał wobec umiłowanego ludu w czasie wędrówki, były typami i początkiem drogi zbawienia, którą chce On doprowadzić do wiecznego celu jakim jest zbawienie. Z tego trudu przemierzania szlaków, odczytywania świętych znaków czasu i wiary poszczególnych osób miała się zrodzić tęsknota za Kimś wyjątkowym. Obiecany Mesjasz już przecież był ukryty w tym ludzie, z którego miał kiedyś powstać w postaci ludzkiej. Narodzi się z Oblubienicy Boga- Niewiasty która będzie musiała przejść drogę, na której wypełnią się proroctwa i wszelkie obietnice. Święty Augustyn w Objaśnieniach Psalmów rozróżnia między drogami i ścieżkami: „Pokaż mi drogi twoje, Panie, a naucz mnie ścieżek twoich. Nie są one szerokie i tłum po nich nie idzie na zatracenie. Naucz mnie wąskich i niewielu ludziom znanych ścieżek twoich”. Kościół każdego roku wraz z przepływającym rytmem liturgii, świeżością upływającego czasu, mówi o ciągle rozpoczynającej się drodze wiary dla każdego. Liturgia podejmuje unaocznienie rozciągniętego w czasie i poza nim zbawczego planu Boga, który realizował się w następujących po sobie czasach i pokoleniach, pragnąc tym samym, aby święte tajemnice przenikały całe życie i wszelką rzeczywistość aż po nasze „tu i teraz”. Tak jak powiedzieliśmy na początku roku kościelnego, adwent, jest „drogą” i „przygotowaniem drogi” we wszystkich przeze mnie wspomnianych wymiarach: egzystencjalno- topograficznym i duchowym (misteryjnym). Bóg przychodzi na drodze naszego życia i pozwala się spotkać. „Gdy Chrystus jest szukany, On nie tylko przychodzi, biegnąc po drodze, skacze po górach, przeskakując po pagórkach”- pisał św. Ambroży, odwołując się obrazu zakochanego Oblubieńca który krokiem miłosnym zmierza ku swej Oblubienicy Kościołowi. Jak jest moja droga, czy ciągle jestem na tej właściwej… do Boga wiodącej ? To pytanie musi prowokować i zmobilizować do wyciągnięcia duchowej nawigacji i poszukania siebie we właściwej topografii. Na zakończenie poezja Edwarda Stachury „Sanctus”- w drodze dokonuje się spotkanie: "


Święty święty święty - blask kłujący oczy
                                                Święta święta święta - ziemia co nas nosi


 Święty kurz na drodze
                                                                 Święty kij przy nodze
                                                                   Święte krople potu
                                                                   Święte wędrowanie
                                                                Święty kamień w polu
                                                               Przysiądź na nim, panie
                                                                Święty płomyk rosy
                                               Święta święta święta - ziemia co nas nosi


 Święty chleb - chleba łamanie
                                                              Święta sól - solą witanie
                                                            Święta cisza, święty śpiew
                                                            Znojny łomot prawych serc
                                                             Słupy oczu zapatrzonych
                                                           Bicie powiek zadziwionych
                                                             Święty ruch i drobne stopy
                                               Święta święta święta - ziemia co nas nosi


 


 

niedziela, 14 grudnia 2014


Jan jest głosem, ale "na początku było Słowo", czyli Pan. Jan był głosem tylko do czasu, Chrystus jest Słowem odwiecznym.  Czym jest głos bez słowa? Jest pustym dźwiękiem, który niczego nie oznacza. Głos bez słowa dźwięczy w uchu, ale sercu nie przynosi pożytku.  Rozważmy, w jakim porządku dochodzi do wzbogacenia serca. Gdy myślę o tym, co mam powiedzieć, wtedy słowo rodzi się w moim sercu; a jeśli chcę ci coś powiedzieć, staram się wzbudzić w twoim sercu to, co już istnieje w moim.  W tym celu posługuję się głosem i mówię do ciebie, aby słowo, które jest we mnie, mogło dotrzeć do ciebie i przeniknąć do twojego serca. Dźwięk głosu pozwala ci zrozumieć słowo. Ten dźwięk mija, ale słowo przezeń niesione dotarło do twojego serca, a równocześnie pozostaje i w moim sercu. Czyż ten dźwięk niosący słowo nie przypomina ci sam przez się, że "trzeba, by On wzrastał, a ja żebym się umniejszał"? Dźwięk głosu spełnił swoje zadanie i przebrzmiał, jakby mówiąc w ten sposób: "Ta moja radość doszła do szczytu". Trzymajmy się słowa, nie dajmy, aby się ono zagubiło, gdy już poczęło się w tajnikach naszego serca. Czy chcesz stwierdzić, że głos przechodzi, a Słowo Boga trwa? Gdzież jest teraz chrzest Jana? Jan go udzielał i przeminął, teraz zaś przyjmuje się chrzest Chrystusa. My wszyscy wierzymy w Chrystusa, wyczekujemy zbawienia w Chrystusie, a o tym powiedział nam głos. Trudno jest odróżnić głos od słowa, toteż Jana uważano za Chrystusa. Głos utożsamiano ze słowem. Ale Jan wyznał, że jest tylko głosem i nie chciał uchodzić za tego, którym nie był. Rzekł więc: "Nie jestem Mesjaszem ani Eliaszem, ani prorokiem". Wtedy zapytano go: "Kim więc jesteś?" I odpowiedział: "Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę dla Pana". Głos wołającego na pustyni, głos przerywający milczenie, by prostować drogę Panu. To znaczy: mój głos rozlega się po to, aby wprowadzić Pana do waszych serc; lecz jeśli nie naprostujecie drogi dla Niego, to nie przyjdzie On tam, dokąd chcę Go wprowadzić.  Cóż jednak oznacza prostować drogę? Modlić się gorąco. Co oznacza prostować drogę? Uniżyć się. Patrzcie na przykład dany wam przez Jana Chrzciciela. Ludzie uważają go za Mesjasza, ale on nie ukrywa, że Nim nie jest, i nie karmi swojej próżności błędnym mniemaniem ludzi.  Gdyby powiedział: Jestem Mesjaszem, jakże łatwo by mu uwierzono, skoro brano go za Mesjasza, zanim jeszcze wypowiedział się na ten temat. Ale on się tego wystrzega, mówi, kim jest, uniża się i nie równa z Chrystusem. Wie, skąd płynie dla niego zbawienie; rozumie, że jest tylko lampą, która płonie i świeci, i lęka się, aby nie zgasił jej podmuch pychy.


Kazanie św. Augustyna „Jan jest głosem, Chrystus Słowem”

sobota, 13 grudnia 2014

usłyszeć głos Boga




J 1,6-8.19-28
Pojawił się człowiek posłany przez Boga, Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o Światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz posłanym, aby zaświadczyć o Światłości. Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: „Kto ty jesteś?”, on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: „Ja nie jestem Mesjaszem”. Zapytali go: „Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem?”. Odrzekł: „Nie jestem”. „Czy ty jesteś prorokiem?”. Odparł: „Nie!”. Powiedzieli mu więc: „Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?”. Odpowiedział: „Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz”. A wysłannicy byli spośród faryzeuszów. I zadawali mu pytania, mówiąc do niego: „Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem?”. Jan im tak odpowiedział: „Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała”. Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu.

III Niedziela Adwentu to Gaudete, czyli radość z bliskości nadejścia Zbawiciela. Teraz jeszcze mocniej będą wybrzmiewać słowa niezwykle podniosłego śpiewu Rorate coeli desuper – „Niebiosa rosę spuszczajcie z góry”. Tekst proroka Izajasza, wyraża oczekiwanie pełne miłości przez Kościół na przyjście Mesjasza. Chrześcijanie otrzymują błogosławieństwo jak rosę z nieba, ponieważ na wszystkich zstępuje z nieba Słowo Boże. Zstępuje Słowo Boże i nawadnia… jak powie św. Augustyn. Pierwsza część czasu oczekiwania kierowała naszą uwagę na przyjście Chrystusa na końcu czasów w wydarzeniu Paruzji. Teraz będziemy pochylać się nad przyjściem Chrystusa w ludzkim ciele, będzie to jednocześnie bezpośrednie przygotowanie naszych serc do wydarzenia Wcielenia. Słowo Boga zamieszka na ziemi, między nami, rozbije swój namiot. Chrystus stanie się „namiotem” Bożej obecności. Chwała Boga objawi się pośród ludzi. Najwyższy stanie się prawdziwie Emmanuelem, czyli Bogiem z nami. Jak powie św. Leon Wielki „Zniżył się z powodu naszej słabości do niezdolnych Go pojąć i pod osłoną ciała ukrył blask swego majestatu, bo wzrok ludzki byłby go nie wytrzymał”. Zanim skierujemy nasz wzrok na Pana który narodził się w Betlejem, potrzeba się jeszcze zmobilizować i zebrać wszystkie siły aby dobrze się przygotować na Jego narodzenie. Należy uważnie wsłuchać się w głos Proroka z pustyni- Jana człowieka posłanego przez Boga który przyszedł aby zaświadczyć o światłości. Wiele już słyszeliśmy o Janie Chrzcicielu, ale najbardziej charakterystycznym rysem Jego osobowości jest odwaga świadectwa. Człowiek oddalony gdzieś daleko od miejsc zamieszkałych. Szaleniec Boga- swoją odwagą, bezkompromisowością, jasnością świadectwa, potrafił przyciągnąć tak wielu pozbawionych sensu życia ludzi. Jednocześnie jawi się jako postać niezwykle pokorna, transparentna: „Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską”. Prorok jest głosem Boga. Nasz wiek jest epoką obrazów i wszechogarniających zewsząd dźwięków. Jesteśmy bombardowani obrazami od rana do wieczora, egzystujemy w  przestrzeni pędzących ludzi ze słuchawkami w uszach, zagłuszających samotność byle jakim dźwiękiem, aby był głośny i zabijał ciszę. Człowiek wydaje się przemierza życie w pośpiechu, łapczywie szukając sensu i celu, wrzucony w świat szuka wartości i ścieżek które będą mogły nadać wartość jego myśleniu, działaniu i percepcji świata. Nie ma wątpliwości, że wkraczamy w epokę, w której obraz i dźwięk zaczyna dominować nad słowem pisanym, muzyka kształtuje nas i wywiera wpływ na naszą wrażliwość i sposób przeżywania emocji. Dzisiaj wielu współczesnych ludzi podnosi głos w mniej lub bardziej ważnych sprawach. Wielu krzyczy na agorach nowoczesnych areopagów o sprawiedliwość, pokój itd. Wielu ludzi krzyczy, niektórzy nawet tak bardzo iż przeradza się to w jakiś monolog zranionego człowieka lub bełkot obrażonego tłumu. Głosy ludzi wpadają nam do ucha i wypadają. W galeriach słyszymy nieustanne zachęty przez megafony do zakupu promocyjnych towarów. Każdy nam cos komunikuje. Polityczne wiece, kulturalne salony dla elit, podniosłe demonstracje itd. Wszędzie rozbrzmiewa paraliżujący nasze bębenki głos. Z tego transferu wszechobecnych dźwięków dobiega jeden, który nie może pozostawić nas w obojętności. „Prostujcie drogę Pańską”- słyszysz te słowa, czy ciągle udajesz głuchego ? Jest jedna droga najważniejsza którą trzeba przemierzyć, na której nie można minąć się z Chrystusem. Ten głos Proroka rozbrzmiewa wśród obojętności świata. Budzi drwiny, niezrozumienie, pogardę. Święta do których ludzie się przygotowują to nie czas Nativitatis Domini, tylko fajerwerków, świecidełek, odartego z przyzwoitości Mikołaja, coca coli itd. „Bogiem świąt” dla wielu ludzi będzie wystrojony dom, rozpakowane prezenty, zabity karp i napchany brzuch. Później usłyszymy tylko głos zmęczenia: „święta, święta i po świętach”- czyli Boże Narodzenie niewierzących. Jan nazywa siebie głosem rozpraszając wszelkie nieporozumienia dotyczące swojej osoby. „Prekursor wskazuje na przybycie Bohatera, nie chce skupiać uwagi na sobie. A kiedy „Nieznany” pojawi się w okolicy, wzywa swoich słuchaczy i swoich uczniów, aby poszli za Nim”. Każdy z nas ma być głosem, nawołujący do przemiany życia, obwieszczającym normalność i radość z bliskości Boga. Mamy żyć i głosić z taką mocą aby inni patrząc na nas powiedzieli że to nie możliwe aby Boga niebyło.

piątek, 12 grudnia 2014




Mt 11,16-19


Jezus powiedział do tłumów: „Z kim mam porównać to pokolenie? Podobne jest ono do przebywających na rynku dzieci, które przymawiają swym rówieśnikom: «Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie zawodzili». Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: «Zły duch go opętał». Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: «Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników». A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny”.


Zabawa niesfornych i przygadujących sobie wzajemnie dzieci staje się motywem którym Jezus posługuje się, aby sprawnie aby dokonać oceny rzeczywistości. Wskazanie dzieci skaczących sobie do oczu, przejście od niewinnej, beztroskiej zabawy do konfliktu stanowi aluzję do zachowania faryzeuszów, a może nawet sięga jeszcze głębiej, obnażając nasze słabe strony. „To faryzeusze i doktorzy Prawa odmówili uczestnictwa w „zabawie Boga”. Stoją nadąsani gdzieś w kącie. Nie przyjęli posłania Boga i odcięli się od planu zbawienia”. Może zaistnieć w naszym życiu taka sytuacja gdzie odmówimy uczestnictwa w tym co dla nas przygotował Bóg. Człowiek wydaje się w wielu sytuacjach kapryśny, zdolny do kontestacji i podążający za własną racją. Pewnie potrzeba wielu wewnętrznych motywacji aby umieć porzucić siebie, pozwolić się ogarnąć Bożemu zamysłowi. „Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: Zły duch go opętał”. Żydzi odrzucili radykalne zaproszenie do nawrócenia, wejścia w pokutę, lenistwo duchowe i przeszywające wyrzuty sumienia wyciszono nędzną opinią o Janie lansowaną wśród tłumu. Pokazali Jana jako szaleńca, wariata przez którego działa zły duch. Prawda często tak boli, że człowiek jest wstanie zrobić najgorsze świństwa byleby nie stanąć naprzeciw siebie i pozwolić się ogarnąć prawdzie. Zakłamani i fałszywe poczucie swoje wartości popycha do rzeczy najbardziej odrażających i przebiegłych. Postawa Jana bezkompromisowa, ascetyczna aż do bólu przeszywającego ciało, staje się dla wielu przerażająca. Często ludzie którzy wychodzili na pustynię, mężowie Boży, atleci ducha gołymi rękoma utrzymywali ideał chrześcijański na poziomie transcendencji. Asceza jakkolwiek byśmy ją rozumieli ujawnia moc ducha, dystansuj do tych rzeczy które w świecie przyjmują miano bożków, idoli itd. W warunkach współczesnych- zauważa Evdokimov- w rytmie życia, który staje się coraz bardziej zawrotny, miażdżący i który powoduje straszliwe wyniszczenie nerwowe, umartwienie chrześcijańskie musi oprzeć się na nowej wrażliwości i przyjąć nowe formy. Asceza jest jedynie metodą w służbie życia i musi harmonizować z nowymi potrzebami. Nie chodzi to o średniowieczne i przekraczające ludzkie możliwości cierpiętnictwo w imię duchowego wzrostu. Umartwienie ma polegać na wzniesieniu ducha ponad przeciętność szarej egzystencji, wyzwolenie się od pokusy wszechobecnego pośpiechu, pędu życia, presji bycia najlepszym w rankingu. Chodzi o roztropność w używaniu różnych stymulatorów powszechnego i fałszywie rozumianego szczęścia: alkohol, środki podniecające, głośna muzyka…życie rozumiane jako ciągle dokonujące się party. Chodzi o odnalezienie się w ciszy „zanim otworzysz usta posłuchaj”. To zatrzymanie się w drodze bez lęku że upływ czasu pozbawi nas dodatkowej premii czy jakiejkolwiek innej gratyfikacji. Musimy uczyć się wolności wypowiadania swojego życia na wzór dawnych mnichów „monastycyzm wewnętrzny”. „Dopiero wówczas jak „porachujemy się” z naszym ciałem, będziemy mogli je rzucić ku gwiazdom, posłuszne złączone z duszą, bez obawy o zawrót Glowy”. Aby wcielić w życie postulat św. Augustyna aby „ciało było bardziej duchowe, a dusza bardziej cielesna”. Kiedy wejdziemy prawdziwie w ascezę na naszą miarę, wtedy przekonamy się jak bardzo byliśmy pozbawieni wolności i szczęścia. Mówimy że adwent jest czasem radosnego oczekiwania na przyjście Pana. Radość często rodzi się z wielkiego trudu i włożonej pracy nad sobą. „Chłopcy się męczą i nużą, chwieją się słabnąć młodzieńcy; lecz ci, co zaufali Panu odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły; biegną bez zmęczenia, bez znużenia idą” (Iz 40, 30-31).