poniedziałek, 2 lutego 2015

Mk 5, 21-43
Gdy Jezus przeprawił się z powrotem w łodzi na drugi brzeg, zebrał się wielki tłum wokół Niego, a On był jeszcze nad jeziorem. Wtedy przyszedł jeden z przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: „Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła”. Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd Go ściskali. Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: „Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?” Lecz Jezus słysząc, co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: „Nie bój się, wierz tylko”. I nie pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego. Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu i głośnego zawodzenia wszedł i rzekł do nich: „Czemu robicie zgiełk i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi”. I wyśmiewali Go. Lecz On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: „Talitha kum”, to znaczy: „Dziewczynko, mówię ci, wstań”. Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym nie wiedział, i polecił, aby jej dano jeść.
„Dziecko nie umarło, tylko śpi”. Ten fragment Ewangelii zawsze ogromnie mnie wzrusza, jest tyle emocji i przeżyć takich ludzkich, rodzicielskich... Bardzo często w czasie liturgii pogrzebowej czytam ten fragment Ewangelii, choć w swojej liturgii słowa nie przewiduje go rytuał. Każdy z nas jest dzieckiem swoich rodziców, nasi najbliżsi przeżywają takie same emocje jak rodzice dziewczynki z tego opowiadania. Kiedyś chowałem dziecko które kobieta poroniła, straszny dramat..., długo oczekiwany syn, a tu takie rozczarowanie, ból i łzy. Na cmentarzu była kobieta matka tego dziecka, ja, oraz pracownik zakładu pogrzebowego niosący białą trumienkę z dzieckiem. Byłem bezradny wobec tej sytuacji, sparaliżowany niemożnością zaradzenia rozrywającemu serce bólowi matki, ale po chwili przypomniałem sobie o tej dzisiejszej scenie z Jezusem. Przytuliłem kobietę i powiedziałem że Bóg jej dziecko w tym momencie już trzyma za rękę, rozpłakała się ale odeszła z nadzieją. Taka głęboka nadzieja i życie wytryskuje z uzdrawiającego gestu Jezusa. To nic innego jak liturgia życia..., wiara w to, że przychodzi taki moment życia kiedy trzeba odejść, po to aby Bóg chwycił mnie za dłoń i powiedział z pełnym miłości spojrzeniem: „Talitha kum”, to znaczy: „Dziewczynko, mówię ci, wstań”. Pamiętam jak odprawiałem Eucharystię za młodą dziewczynę u której tydzień wcześniej odkryto białaczkę, mimo wielu prób ratowania jej życia, odeszła. Jedyna córka swoich rodziców. Piękna dziewczyna leżała w trumnie, ubrana w piękną suknię ślubną, jakby za chwilę miała wejść do komnaty godowej swego Oblubieńca.  Wtedy na końcu kazania, zresztą przerywanego szlochaniem najbliższych, zaśpiewałem pieśń  „Będzie to piękne spotkanie”. Nagłe odejścia na skutek choroby, wypadku, poczucia braku sensu życia…, odrzuconej miłości. Czasami to były nieprzewidziane zaśnięcia, nikt się tego najczęściej nie spodziewał, nawet nie wyobrażał sobie takiego obrotu spraw. Człowiek jest tajemnicą w życiu i śmierci…, w wędrowaniu przez życie i przechodzeniu w śmierć. Naprawdę nie jest to łatwe do zrozumienia. Jedynie Ewangelia w poczuciu bezradności chwili, braku odpowiednich słów, przychodzi z pomocą. Nie daje rozwiązań ale otwiera furtkę nadziei i zrozumienia trochę po omacku. Za każdym razem czytałem ten fragment Ewangelii, nie ma bardziej wiarygodnego epizodu który mógłby przynieść nadzieję, otuchę dla tych którzy opłakują swoje dziecko. Wiara pozwala nam zobaczyć inaczej tak trudne chwile, podnosi nas ku nadziei, że ktoś kogo bardzo kochamy nagle zasypia, wchodząc w świat którego po ludzku nie ogarniamy. Jedynym wyjściem w nieszczęściu staje się trudne, ale jakże ważne zaufanie Bogu. To wiara sprawia, że człowiek odnajduje siłę do zmagania z nieszczęściem utraty bliskiej osoby. Wiara pozwala zrozumieć tajemnicę przejścia, przytulenia w momencie śmierci, każdego dziecka. W takich momentach jesteśmy przez Niego najbardziej przytulani i kochani, choć sobie najczęściej nie zdajemy z tego sprawy. Kiedy odchodzi ktoś dla nas najważniejszy, to On podtrzymuje serce w nadziei, że tam jest lepiej… Wyrażają to teksty modlitw Kościoła, przeniknięte głębią spotkania z Nim: „Ufamy, że razem z ( tym kto jest dla nas najważniejszy) będziemy się tam radować Twoją chwałą, gdy otrzesz z naszych oczu wszelką łzę, bo widząc Ciebie, Boże, jaki jesteś, przez wszystkie wieki będziemy do Ciebie podobni i chwalić Cię będziemy bez końca…”.