Gdy
Jezus przeprawił się z powrotem w łodzi na drugi brzeg, zebrał się wielki tłum
wokół Niego, a On był jeszcze nad jeziorem. Wtedy przyszedł jeden z
przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił
usilnie: „Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i
żyła”. Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd Go ściskali.
Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli:
„Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?” Lecz Jezus słysząc,
co mówiono, rzekł przełożonemu synagogi: „Nie bój się, wierz tylko”. I nie
pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego.
Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Wobec zamieszania, płaczu i
głośnego zawodzenia wszedł i rzekł do nich: „Czemu robicie zgiełk i płaczecie?
Dziecko nie umarło, tylko śpi”. I wyśmiewali Go. Lecz On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca, matkę dziecka oraz tych,
którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za
rękę, rzekł do niej: „Talitha kum”, to znaczy: „Dziewczynko, mówię ci, wstań”.
Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I
osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym
nie wiedział, i polecił, aby jej dano jeść.
„Dziecko nie umarło, tylko śpi”. Ten fragment Ewangelii
zawsze ogromnie mnie wzrusza, jest tyle emocji i przeżyć takich ludzkich,
rodzicielskich... Bardzo często w czasie liturgii pogrzebowej czytam ten
fragment Ewangelii, choć w swojej liturgii słowa nie przewiduje go rytuał. Każdy
z nas jest dzieckiem swoich rodziców, nasi najbliżsi przeżywają takie same
emocje jak rodzice dziewczynki z tego opowiadania. Kiedyś chowałem dziecko
które kobieta poroniła, straszny dramat..., długo oczekiwany syn, a tu takie
rozczarowanie, ból i łzy. Na cmentarzu była kobieta matka tego dziecka, ja,
oraz pracownik zakładu pogrzebowego niosący białą trumienkę z dzieckiem. Byłem
bezradny wobec tej sytuacji, sparaliżowany niemożnością zaradzenia
rozrywającemu serce bólowi matki, ale po chwili przypomniałem sobie o tej
dzisiejszej scenie z Jezusem. Przytuliłem kobietę i powiedziałem że Bóg jej
dziecko w tym momencie już trzyma za rękę, rozpłakała się ale odeszła z
nadzieją. Taka głęboka nadzieja i życie wytryskuje z uzdrawiającego gestu
Jezusa. To nic innego jak liturgia życia..., wiara w to, że przychodzi taki
moment życia kiedy trzeba odejść, po to aby Bóg chwycił mnie za dłoń i powiedział
z pełnym miłości spojrzeniem: „Talitha kum”, to znaczy: „Dziewczynko, mówię ci,
wstań”. Pamiętam jak
odprawiałem Eucharystię za młodą dziewczynę u której tydzień wcześniej odkryto
białaczkę, mimo wielu prób ratowania jej życia, odeszła. Jedyna córka swoich
rodziców. Piękna dziewczyna leżała w trumnie, ubrana w piękną suknię ślubną, jakby
za chwilę miała wejść do komnaty godowej swego Oblubieńca. Wtedy na końcu kazania, zresztą przerywanego
szlochaniem najbliższych, zaśpiewałem pieśń
„Będzie to piękne spotkanie”. Nagłe odejścia na skutek choroby,
wypadku, poczucia braku sensu życia…, odrzuconej miłości. Czasami to były
nieprzewidziane zaśnięcia, nikt się tego najczęściej nie spodziewał, nawet nie
wyobrażał sobie takiego obrotu spraw. Człowiek jest tajemnicą w życiu i
śmierci…, w wędrowaniu przez życie i przechodzeniu w śmierć. Naprawdę nie jest
to łatwe do zrozumienia. Jedynie Ewangelia w poczuciu bezradności chwili, braku
odpowiednich słów, przychodzi z pomocą. Nie daje rozwiązań ale otwiera furtkę
nadziei i zrozumienia trochę po omacku. Za każdym razem czytałem ten fragment
Ewangelii, nie ma bardziej wiarygodnego epizodu który mógłby przynieść nadzieję,
otuchę dla tych którzy opłakują swoje dziecko. Wiara pozwala nam zobaczyć
inaczej tak trudne chwile, podnosi nas ku nadziei, że ktoś kogo bardzo kochamy
nagle zasypia, wchodząc w świat którego po ludzku nie ogarniamy. Jedynym wyjściem
w nieszczęściu staje się trudne, ale jakże ważne zaufanie Bogu. To wiara
sprawia, że człowiek odnajduje siłę do zmagania z nieszczęściem utraty bliskiej
osoby. Wiara pozwala zrozumieć tajemnicę przejścia, przytulenia w momencie
śmierci, każdego dziecka. W takich momentach jesteśmy przez Niego najbardziej
przytulani i kochani, choć sobie najczęściej nie zdajemy z tego sprawy. Kiedy
odchodzi ktoś dla nas najważniejszy, to On podtrzymuje serce w nadziei, że tam
jest lepiej… Wyrażają to teksty modlitw Kościoła, przeniknięte głębią spotkania z Nim:
„Ufamy, że razem z ( tym kto jest dla nas najważniejszy) będziemy się tam
radować Twoją chwałą, gdy otrzesz z naszych oczu wszelką łzę, bo widząc Ciebie,
Boże, jaki jesteś, przez wszystkie wieki będziemy do Ciebie podobni i chwalić
Cię będziemy bez końca…”.