poniedziałek, 16 lutego 2015

Mk 8,11-13
Faryzeusze zaczęli rozprawiać z Jezusem, a chcąc wystawić Go na próbę, domagali się od Niego znaku. On zaś westchnął głęboko w duszy i rzekł: „Czemu to plemię domaga się znaku? Zaprawdę powiadam wam: żaden znak nie będzie dany temu plemieniu”. I zostawiwszy ich, wsiadł z powrotem do łodzi i odpłynął na drugą stronę.
Prawdziwie przeżywana wiara rodzi się z nieodpartej ciekawości i tęsknoty za Bogiem. W świecie pełnym zamętu i obojętności, poszukujemy nieustanie znaków, dzięki którym przybliżymy się do Boga. Człowiek od początku historii świata szukał znaków, dzięki którym mógł dotykać innego świata, wypatrywał cudu, nadzwyczajnych interwencji Kogoś. Człowiek stawał w zdumieniu przed Teofanami, które zapierały dech w piersiach, odsłaniając tym samym zawoalowaną prawdę o sobie i Bogu, który w czasie drogi, spotyka nas, oraz daje nam poznać swoje Oblicze. Dobrze to wyraził ks. Tomasz Halik: „Wiara, która sądzi, że nie potrzebuje już płomienia tęsknoty, jest trupio zimna; jeśli uważa, że nie potrzebuje już wyruszać w dalszą drogę poszukiwania i pytania, jest dotknięta paraliżem. Jeśli przekonanie religijne nie zawiera owego żarliwego przytaknięcia, jeśli owo „wiem, że jesteś”, nie jest już ożywiane pragnieniem miłości, owym „chcę, abyś był”, wtedy wiara zamienia się w ideologię. Traci w ten sposób swój niepowtarzalny korzenno-słony smak, do niczego już się nie nadaje, tylko do wyrzucenia i podeptania przez ludzi. A ludzie to często i chętnie (i słusznie) czynią!” W Ewangelii faryzeusze nie otrzymują tego, czego chcą…, nie zostaje zaspokojona ich ciekawość. Oni zwyczajnie nie zasłużyli i nie dorośli do przyjęcia znaku. My z dzisiejszej perspektywy inaczej stawiamy Chrystusowi pytania, inaczej dopominamy się o łaskę lepszego zrozumienia. Postawa chrześcijanina winna być wypełniona miłością, pragnieniem spotkania z Tajemnicą, nie z powodu ciekawości, czy obrony przez nieracjonalnością wiary…, ale tylko z miłości. „Kocham, to znaczy chcę abyś był”.