czwartek, 30 kwietnia 2015

J 13,16-20
Kiedy Jezus umył uczniom nogi, powiedział im: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Sługa nie jest większy od swego pana ani wysłannik od tego, który go posłał. Wiedząc to będziecie błogosławieni, gdy według tego będziecie postępować. Nie mówię o was wszystkich. Ja wiem, których wybrałem; lecz potrzeba, aby się wypełniło Pismo: «Kto ze Mną spożywa chleb, ten podniósł na Mnie swoją piętę». Już teraz, zanim się to stanie, mówię wam, abyście, gdy się stanie, uwierzyli, że Ja jestem. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto przyjmuje tego, którego Ja poślę, Mnie przyjmuje. A kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał”.
Mamy w dzisiejszej Ewangelii, przypomnienie gestu miłości z Wieczernika- post factum. Pan umył swym apostołom nogi, zanim rozpoczął celebrację Ostatniej Wieczerzy, aby przez to zewnętrzne obmycie wskazać na całkowite oczyszczenie wewnętrzne, nieodzowne, by mieć udział w największym wydarzeniu miłości- Eucharystii. Chrystus jednocześnie uświadamia swoim uczniom istotę dojrzałego człowieczeństwa, jak również powagę urzędu do którego zostali wezwani poprzez wykonanie czynności sługi, obmywającego nogi, zdolnego do pochylenia się nad potrzebującym człowiekiem; tej liturgii miłosierdzia towarzyszy słowo, które nie tylko stanowi komentarz do wykonywanej czynności, ile raczej nakaz bycia posłusznym sługą. Każdy kandydat do przyjęcia kapłaństwa słyszy słowa: „Pamiętaj iż ustanowiono cię po to, abyś służył, a nie żeby ci służono”- te słowa nie mogą szybko wywietrzeć wraz z namaszczeniem dłoni i zajęciem hieratycznej postawy. Powinni o tym pamiętać szczególnie ci, którzy przygotowują się do przyjęcia święceń. Za chwilę miesiąc maj, będzie obfitował w prymicje; wyruszą całe zastępy gorliwych - nowych prezbiterów; oby nie utracili tej perspektywy kapłańskiej służby... Słowa Mistrza są imperatywem miłości. Ten testament miłości Jezusa rozszerza się również na każdego chrześcijanina, który na mocy kapłaństwa powszechnego zostaje powołany i charyzmatycznie uzdolniony do przemieniania świata. W kontekście tych rozważań o postawie pierwszych uczniów kształtowanych przez przywoływanie w pamięci wydarzenia z Wieczernika, pisał o. Odo Casel: „Całe poznanie Kościoła pochodzi od Jezusa, który stał się człowiekiem i który został ukrzyżowany, od uniżenia wcielenia i krzyża, jednym słowem- ze źródła miłości. Męka Krzyża, tak żywo przedstawiona w Eucharystii, jest najpewniejszą podstawą czystej, bezinteresownej miłości, a tym samym najlepszym środkiem osiągnięcia prawdziwego, nie skażonego ludzkimi zmysłami, podarowanego przez Boga poznania”. W tym kluczu stają się zrozumiałe słowa Chrystusa: „…abyście uwierzyli, że Ja jestem”. Przyjęcie Pana do swojego życia, nie może człowieka pozostawić w bezruchu, czy duchowej stagnacji. „Cała nasza egzystencja, całe nasze jestestwo powinno krzyczeć Ewangelię na dachach; cała nasza osoba powinna oddychać Jezusem, wszelkie działania, całe życie powinno przedstawiać obraz życia ewangelicznego…, być przepowiadaniem Jezusa”.

środa, 29 kwietnia 2015


Szaleniec (chrześcijanin prostego serca, kontestujący ustalone zasady świata) jest symbolem zagubionych tego świata, którzy przeznaczeni są do tego, aby dostąpić życia wiecznego. Szaleniec nie jest żadną filozofią, lecz jakością świadomości życia, niekończącą się troską o ludzką tożsamość… to nie produkt osiągnięć intelektualnych, lecz tworzenie kultury serca

Cecil Collins
Mt 11,25-30
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”.
W sercu wielkiego miasta tętniącego pulsującym życiem przemierzających ludzi, czy daleko na pustyni gdzie człowiek pozostaje sam na sam ze sobą, nigdy nie możemy uciec przed osobistym motywem przewodnim naszego życia. Bóg wchodzi na drogi naszego życia, towarzyszy nam na każdym etapie osobistych pytań i duchowych poruszeń. Możemy różnie odpowiadać na Jego obecność; przyjmować jakże kontrastujące ze sobą postawy przy wypowiadaniu na zewnątrz naszej wiary. „Jesteśmy tylko tym, czym jesteśmy w oczach Bożych i niczym więcej”- jak powie mądrze św. Franciszek z Asyżu. Uświadamiam sobie coraz bardziej że jestem tylko zwykłym prostaczkiem do którego Chrystus mówi przez swoją Ewangelię. Pomimo mnóstwa posiadanych książek teologicznych, zgromadzonej w umyśle niczym wirtualnej bibliotece wiedzy; jestem tylko prostaczkiem, który po omacku dotyka rzeczy jakże odmiennych, czasami dalekich, czy po Bożemu dziwnie zawoalowanych. Przystęp do Boga mają ludzie prostego serca, czystego, pięknego…, dla których teologia, to nie zręcznie i sprawnie przeprowadzona spekulacja dotykająca Tajemnicy, ale życie pokorne i w dialogu z Bogiem. Mądrzy ludzie duchowi tak często powtarzali „teolog to człowiek modlitwy”- który ze swojego życia uczynił uwielbienie. Tylko w taki sposób można zgłębić relację Syna do Ojca- Miłości do Miłującego,  i we wzajemnym przepływie tak rozumianej miłości wyłuskać coś dla siebie. Poruszyło mnie słowa Małego Brata Jezusa- o. Karola de Foucauld: „Jak Ojciec żyje w Synu poprzez miłość, podobnie i my powinniśmy żyć w każdym człowieku dzięki miłości do niego i do tego stopnia winniśmy każdego kochać, by miłością żyć w nim, a nie w samym sobie… Niech w nas będą jedno i niech nasza miłość do Boga będzie aż tak ze wszystkim zjednoczona”. W tych słowach zawiera się jakże trafne odczytanie pragnienia Jezusa „uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem”, tu jest esencja smaku, zakosztowania Bożej prostoty i miłości.

wtorek, 28 kwietnia 2015



Każda prawdziwa filozofia nigdy nie będzie wymierzona przeciwko innym, lecz zajmie miejsce obok innych, twarzą w twarz z prawdą
Charles a Peguy


Świat jest niczym ogród, w którym Duch Boży z godną podziwu fantazją wzbudził rzesze świętych z różnych języków, ludów, kultur, różnego wieku i pozycji społecznej. Każdy jest inny od drugiego, z niepowtarzalną osobowością i własnym duchowym charyzmatem. Wszystkich jednak cechuje «pieczęć» Jezusa, czyli odcisk Jego miłości


 Benedykt XVI.


 



J 10,22-30
Obchodzono w Jerozolimie uroczystość Poświęcenia Świątyni. Było to w zimie. Jezus przechadzał się w świątyni, w portyku Salomona. Otoczyli Go Żydzi i mówili do Niego: „Dokąd będziesz nas trzymał w niepewności? Jeśli Ty jesteś Mesjaszem, powiedz nam otwarcie”. Rzekł do nich Jezus: „Powiedziałem wam, a nie wierzycie. Czyny, których dokonuję w imię mojego Ojca, świadczą o Mnie. Ale wy nie wierzycie, bo nie jesteście z moich owiec. Moje owce słuchają mojego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy”.
Chrześcijanie to „potulne owce”, słuchające głosu swojego Pasterza ! - prowokacyjne stwierdzenie, podprowadzające nas pod budowanie trudnej relacji, człowieka do Boga, jak również „sakramentu brata” wyrażonym w miłości do drugiego człowieka; opartej na głębokim zaufaniu bycia oswojonym i prowadzonym jak „zwierzę”. Kiedyś przeczytałem o charakterystycznych cechach owiec, są to: prostota, niewinność, łagodność i cierpliwe znoszenie w milczeniu strzyżenia i uśmiercania. Zdaje się, iż porównanie ludzi dojrzałych, wybranych po imieniu, do zwierząt jakim są owce, było jak najbardziej zasadne w pedagogii Jezusa, stąd nieustannie ewokuje jakże ważne a zarazem uniwersalne cechy, którymi chrześcijaństwo powinno się kierować. Chrześcijanin to owca, która w imię największych wartość jest wstanie znieść cierpienie, a nawet oddać swoje życie- tutaj mamy nic innego, jak całkowite utożsamienie z Bogiem- Człowiekiem, który stał się parenetycznym wzorem całkowitego daru z siebie. „Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne”. Wzajemne obdarowanie zrodzone z posłuszeństwa i miłości. W tym fragmencie Ewangelii odczytuję również tak osobiście pewien wątek ekumeniczny. Chrześcijanie różnych Kościołów, idący za Pasterzem, wsłuchani w Jego słowa,  uczący się wzajemnej komunii, potrafiący wzbić się ponad własną konfesyjność myślenia; wpatrzeni w Mistrza i zasłuchani w Jego słowa. To  nieustannie poszukiwanie postawy prawdziwie ekumenicznej. W swojej książce „Chrześcijanie podzieleni” o. Congar napisał jakże ważne słowa: „Mamy tego samego Boga, lecz jesteśmy wobec Niego ludźmi odmiennymi, nie możemy zgodzić się co do charakteru naszych więzi z Nim”. Tylko w „stadzie owiec”, można odnaleźć wspólnotę myślenia oraz działania, wydobyć struktury wspólnych więzi, oddogmatyzować swój sposób myślenia i poczucia bycia bratem innych, oczyszczenia myślenia o sobie że jestem kimś lepszym niż inni i tylko w mojej wspólnocie mam zapewnioną rezerwację do zbawienia. W poczuciu tej duchowej tożsamości z Chrystusem- bycia Jego owcami, rodzi się pragnienie jedności, wyzwala się charyzmat wzajemnej miłości i szacunku. Tylko wspólnie razem, w stadzie można wejść na „niebiańskie pastwiska”. W takim wspólnym kroczeniu zawiera się proces twórczej jedności- którą Duch Święty będzie w nas sprawiał. „Kościoły zjednoczą się nie po to, by się zmieszać, lecz by się w sobie wzajemnie zawierać. Każdy Kościół będzie jedynym sposobem posiadania tej samej istoty teandrycznej, przyjmowania jej od innych, dawania jej innym, i w ten sposób wzajemnie się ustanowią w bezustannej miłości Bożej”.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015


O drzwiach tych powinni wiedzieć ci, którzy pragną poznać Boga, aby otworzył nam na oścież bramy nieba. Bramy Logosu mają charakter duchowy i otwiera je klucz wiary. Nikt nie poznał Boga, tylko Syn i ten, komu Syn objawił”
Klemens Aleksandryjski
J 10,1-10
Jezus powiedział: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto nie wchodzi do owczarni przez bramę, ale wdziera się inną drogą, ten jest złodziejem i rozbójnikiem. Kto jednak wchodzi przez bramę, jest pasterzem owiec…  Powtórnie więc powiedział do nich Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Ja jestem bramą owiec. Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony - wejdzie i wyjdzie, i znajdzie paszę. Złodziej przychodzi tylko po to, aby kraść, zabijać i niszczyć. Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości”.
Chrystus mówi o sobie, że jest „bramą owiec”, tylko w Nim i przez Niego mamy jedynie dostęp do wieczności. W innym miejscu Ewangelii postawiono Panu pytanie: „Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni ? On odrzekł do nich: Usiłujecie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie będą mogli…” (Łk 13,23-25). Mistyczny, a zarazem eschatologiczny sens mają słowa Pana skierowane do „anioła Kościoła w Laodycei”: „Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał” (Ap 3,20). Czy potrafimy usłyszeć ten głos Chrystusa, a pójść za nim, zaufać mu, pozwolić wyobraźni wzbić się ponad wszelkie ludzkie projekcje o naszej przyszłości ? „Ja jestem bramą”. Nie ma innego wejścia, poza tym które przechodzi przez spotkanie ze zbawiającym spojrzeniem Jezusa. Inne drzwi stanowią tylko imitację „bramy wiary”, przez którą stworzenie przejdzie dotknięte placem Ducha Świętego. „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” (J 14,6). To znaczy, że Jezus nie tylko może wskazać nam drogę, ale i poprowadzić do celu. On jest bowiem drogą i bramą, spełnieniem pragnień i tęsknot człowieczych o idealnym świecie. „To Chrystus przez tajemnicę odkupienia stał się symboliczną bramą, przez którą wejdą zbawieni do Królestwa Niebieskiego. Brama ta stanowi oddzielenie sacrum od profanum, odmianę życia, przekroczenie granicy, otwarciem na nowy, nieznany świat”. Tam dokona się wielka synteza i przeobrażenie wszystkiego w Nim. Wszelkie poznanie zostanie zaspokojone i serce nasycone miłością w całej pełni. Chrześcijanie przyjdą jak potulne baranki do źródeł, aby pić wodę życia, „zrodzoną z wędrówki pod gwiazdami”- tak jak wyrażają to plastycznie wczesnochrześcijańskie mozaiki. „Oto przybytek Boga z ludźmi i zamieszka wraz  z nimi i będą oni jego ludem, a On będzie Bogiem z nimi” (Ap 21, 2-5).

niedziela, 26 kwietnia 2015

J 10,11-11
Jezus powiedział do faryzeuszów: „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, do którego owce nie należą, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza. Najemnik ucieka dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach. Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia i jeden pasterz.
Obraz Chrystusa Dobrego Pasterza towarzyszy od początku chrześcijaństwa. Chyba nie ma takiego chrześcijańskiego dziecka które w tym przedstawieniu jednoznacznie nie zidentyfikowałoby obrazu Jezusa Chrystusa. To najpopularniejszy wypowiedziany językiem malarskim obraz najważniejszej postaci w historii zbawienia. Obok rzadkich wizerunków przedstawiających Chrystusa wprost istnieje cała gama związanych z tym tematem wyobrażeń symbolicznych, malowanych w katakumbach lub rzeźbionych jako motyw dekoracyjny na sarkofagach. Wśród tych, które odwołują się do postaci ludzkiej, najważniejsze miejsce zajmuje przywołany już, typ Dobrego Pasterza, istniejący już od I wieku. Wiele jego przykładów występuje w rzymskich katakumbach Domicylii. Obraz ten łączy się ściśle z przedstawieniem baranka, zaczerpniętym z tekstów biblijnych, jak również stanowi silne odwołanie do kultury pogańskiej, której motywy w sposób umiejętny zostały przetransponowane do sztuki chrześcijańskiej i nabrały całkowicie nowej w przekazie treści.  Przedstawienie Dobrego Pasterza jest znakomitym przykładem na to, w jaki sposób w sztuce wczesnochrześcijańskiej motywy antyczne wiązane były z biblijno-chrześcijańskimi ideałami. Warto zaznaczyć że dla pierwszych wyznawców, sposób obrazowania i różnorodność tematów, miała jeden najważniejszy cel, jakim był przekaz wiary. Katecheza w obrazie, która stanowiła pewien teologiczny język wypowiedzi. „Toteż sens chrześcijańskich symboli odsłaniano katechumenom stopniowo, w miarę postępowania ich przygotowań do Chrztu. Poza tym kontakt miedzy chrześcijanami a światem zewnętrznym także wymagał swoistego języka- szyfru. Chrześcijanie nie byli zainteresowani, by odsłaniać pogańskiemu i wrogiemu światu swoje tajemnice”. Stąd odczytywanie przedstawienia miało dla dwóch różnych grup ludzi, całkiem inny przekaz. Motyw mężczyzny niosącego zwierzę na plecach przetrwał w wielu przestawieniach sztuki antycznej. Najsłynniejszym przykładem jest Moschoforos w ateńskim muzeum na Akropolu, będący zapewne przedstawieniem mężczyzny niosącego zwierzę ofiarne. W sztuce antycznej występują poza tym jeszcze inne motywy, np:  pasterz i bóg Hermas niosący barana. W wielu kulturach pasterz posiada znaczenie symboliczne o kontekście religijnym. W Psalmach mamy odniesienie jednoznaczne do obrazu troskliwego Boga: „Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego…” (Ps 23). O częstym przedstawianiu w sztuce pierwszych wieków Chrystusa jako Dobrego Pasterza zdecydowały Jego własne słowa, kiedy odwołuje się do motywu zagubionej owcy (Łk 15, 3-7). Mówi jednocześnie o sobie, jako o Dobrym Pasterzu: „Ja jestem Dobrym Pasterzem. Dobry Pasterz daje życie swoje za owce”, albo „Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela” (Mt 15,24). „Chrześcijaństwo przyjmuje ten typ ikonograficzny i nadaje mu konkretny sens dogmatyczny: Dobry Pasterz- Bóg wcielony- bierze na ramiona zbłąkaną owcę, tzn. upadłą naturę ludzką, ludzkość, którą wprowadza do swojej chwały”. W tej scenie zawiera się cała wykładnia misji Jezusa- odnaleźć to co zagubione, poranione, będące w stanie upadku.  Pisze o tym Klemens Aleksandryjski: „Boski Pedagog jest godny zaufania, bo został ozdobiony trzema i to najpiękniejszymi darami: mądrością, życzliwością i autorytetem. Mądrością- bo jest mądrością Ojca; autorytetem- bo jest Bogiem i Stwórcą; życzliwością- bo On sam siebie za nas złożył w ofierze”. W tym jakże przemawiającym do wyobraźni obrazie, ciągle aktualnym, a może dzisiaj w poczuciu ludzkiej samotności jeszcze bardziej; potrzeba poczuć miłość Boga dla którego jesteśmy ważni, który każdego z nas cierpliwie szuka, aby przyprowadzić do swojej owczarni jaką jest Kościół. Bóg niesie ciebie na swoich ramionach a jedyne ślady jakie widzisz na ziemi, to odbicie Jego stóp”. Pragnę zakończyć słowami modlitwy którą napisał św. Symeon Nowy Teolog. W tych słowach każdy może zawrzeć osobiste pragnienie bycia niesionym na „ramionach Boga”. „Tak, Pasterzu współczujący, dobry, łagodny, który chcesz zbawić wszystkich w Ciebie wierzących, zmiłuj się nade mną, wysłuchaj mojej modlitwy, nie gniewaj się, nie odwracaj ode mnie swojego oblicza, ale naucz mnie spełniać Twoją wolę. Nie szukam bowiem spełnienia mojej woli, lecz Twojej, abym Tobie służył, o Miłosierny !”.
 
 
 
 
 
 
 
 

 

 
 

sobota, 25 kwietnia 2015


Dziś Kościół bardzo potrzebuje ewangelizacji. Ale ma ona tylko jeden możliwy sposób — pokazywać osobę Jezusa zmartwychwstałego, który żyje. Który żyje i we mnie. Trzeba przedstawiać Jezusa, który jest centrum, także mojego życia. Potem można mówić, że zostaliśmy obdarowywani przez Jezusa. A także o tym, że Jezus ma wobec człowieka jakieś życzenia, oczekuje jakiegoś sposobu życia. Pierwszym krokiem musi być zawsze pokazanie Jezusa. Niech Jezus dzisiaj wypisze swoje prawo miłości na naszych ciałach, byśmy byli jak księga Ewangelii, którą ktoś może przeczyta.

Bp. Edward Dajczak

 

Mk 16,15-20

Jezus ukazawszy się Jedenastu rzekł do nich: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: W imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie”. Po rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga. Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej towarzyszyły.

"Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię..." jakże ciągle aktualne stają się słowa Chrystusa; to wezwanie do podjęcia przygody wiary, to wejście na drogę której przemierzanie wiąże  się z trudem niesienia Ewangelii, w sposób szczególny tam, gdzie już się przestało słuchać kogokolwiek i czegokolwiek. Człowiek wiary to posłaniec, charyzmatyczny burzyciel sumień, który jeśli będzie taka potrzeba, to w imię prawdy, będzie brał węże do ręki, czy doświadczał na sobie cierpienia świata ze znamionami kłamstwa i śmierci. To misja wojownika przemierzającego wytrwale i często pod prąd trudne zakręty życia. Głosiciel Dobrej Nowiny nie może bać się świata, izolując się w bezpiecznych przestrzeniach lub wśród ludzi którzy myślą podobnie egzaltując się posiadaniem prawdy czy wolności. Wychodzi na zewnątrz do świata, który przestał kierować się logiką serca, a przybrał znamiona buntu i kontestacji wartości. Chrześcijanin przywdziewa zbroję cnót i miłości, aby szturmować świat oraz wytyczać drogę do nieba wiodącą, tym których życie powaliło na twarz lub dali się ogłupić fałszywą ideologią wolności. "Być wędrowcem którego prowadzi miłość i wiara, wola i Duch Boży; niosąc ludziom radosną nowinę o Synu Człowieczym. I dopóki trwa świat- szlak apostolski nie będzie miał końca." Mówimy dzisiaj o misji nowej ewangelizacji, a przecież to nic innego jak opowiadanie o Chrystusie- ciągle świeże, aktualnie i przynoszące wolność. „Przesłanie powinno zdjąć z człowieka socjologiczną powłokę, uderzyć w człowieka nagiego, a następnie odziać go w Chrystusa”. Chrześcijanin swoim życiem, wewnętrzną postawą może sprawić, że myślenie innych o życiu może się zmienić; trzeba mieć tylko odwagę głoszenia wiary swoim życiem, rozbijając tym samym fałszywe królestwo ludzkiej wolności, samotności i tendencji kurczowego trzymania się drogi grzechu. „Chrześcijanin a wraz z nim wspólnota ludzi wierzących, kiedy jest prawdziwa wbija się w ciało świata jak drzazga, narzuca się jako znak, przemawia do świata jako miejsce, w którym człowiek spotyka Boga; do którego człowiek przychodzi, widzi i żyje; jako miejsce chrześcijańskiej obecności w służbie świata”. Nowa ewangelizacja to nie tylko odwaga wyjścia ze Słowem Boga, ale nade wszystko umiejętność pokornego wskazywania na Jezusa- czasami powiedzenia komuś, kto zapominał że coś znaczy dla innych „zobacz jesteś dla Kogoś bardzo ważny i kochany !”.  

 

piątek, 24 kwietnia 2015

J 6,52-59
Żydzi sprzeczali się między sobą mówiąc: „Jak On może nam dać swoje ciało na pożywienie?” Rzekł do nich Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje ciało i pije krew moją, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił. Nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki”. To powiedział ucząc w synagodze w Kafarnaum.
„Człowiek jest tym, co je”- wypowiedział te słowa niemiecki filozof- materialista Feuerbach. Był negatywnie ustosunkowany do chrześcijaństwa, ale w tym stwierdzeniu, rzecz jasna nieświadomie, myśliciel zawarł największą istotę rzeczy, fundament życia duchowego-wejście w komunię z Bogiem przez pokarm. Jemu zapewne chodziło tylko o zwyczajną egzystencję człowieka osadzoną w zdobywaniu pożywienia i podtrzymywania istnienia bytu. My w tym stwierdzeniu możemy odczytaj więcej, pójść jeszcze dalej, odkrywając głębokie pragnienie Chrystusa – „Kto spożywa moje ciało, ma życie wieczne”. Sakrament Ciała i Krwi Pana jest urzeczywistnieniem jedności naszej natury z Chrystusem i jednocześnie ze wszystkimi członkami Kościoła, przez udział życiodajnym misterium obecności Boga. Sprawia to pokarm, który został nam ofiarowany, konsekrowane Postacie- dzięki którym urzeczywistnia się miłość oraz dar jedności, abyśmy jako Ciało Mistyczne- stali się uczestnikami życia, które jest w Bogu. Wyrażają to słowa św. Jana Damasceńskiego: „Mówimy o Komunii- i jest ona rzeczywiście, ponieważ wchodzimy we wspólnotę z Chrystusem i uczestniczymy w Jego Ciele i Bóstwie, a przez to wchodzimy również we wspólnotę i wzajemne zjednoczenie pomiędzy sobą, gdyż biorąc z jednego Chleba, stajemy się wszyscy jednym Ciałem i jedną Krwią, a dla siebie nawzajem członkami”. Eucharystia to nic innego, jak wydarzenie zjednoczenia z Panem. Nie tylko upamiętnienie, ale realne uobecnienie w cudownej bliskości Kogoś dla którego jesteśmy ważni, który pragnie podarować nam życie wieczne. Ten Pokarm nie tylko zabezpiecza nad przed głodem fizycznym, ale w pełni nasyca duszę- to Wiatyk, dla tych których celem wędrówki jest Niebo.

czwartek, 23 kwietnia 2015

J 12,24-26
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto miłuje swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli kto Mi służy, uczci go mój Ojciec”.
Codzienność dostarcza nam mnóstwa burzących krew w żyłach informacji o prześladowanych chrześcijanach i podejmowanych na nich wyrokach śmierci przez islamskich fundamentalistów. Każda zgwałcona chrześcijanka,  porwane  i siłą zmuszone do przyjęcia islamu dziecko, każdy zamordowany bestialsko mężczyzna z odrąbaną głową, utopiony w morzu krwi;  jest tym ewangelicznym ziarnem, które obumiera aby mogło wydać jeszcze większy plon. Męczennicy stają się najbardziej wiarygodnym znakiem miłości dla świata, tak strasznie niszczonego przez nienawiść. Stają się niemym krzykiem o miłość, która  próbuje zmartwychwstać i wskrzesić dar pokoju. Ich głos dociera również do naszych serc, wyrywając nas z poczucia świętego spokoju, założonych rąk i obojętności. Czasami przyglądam się ludziom ochrzczonym i słyszę w oddali ekscentryczne, niczym pełne znieczulicy słowa Camusa: „W cyrku historii nie brakowało nigdy ani lwów, ani męczenników”. Skandalem jest fakt, że chrześcijaństwo w Europie przestało być ziarnem które obumierając przynosi obfity plon…; bojąc się podążyć za Chrystusem Ukrzyżowanym w naszych niewinnych siostrach i braciach. „Na całym świecie chciwość i pożądanie pogłębiają i tak istniejące podziały między ludźmi, a rany, które rozrywają jedność ludzką, poszerzają się i wybuchają w otwartych wojnach. Morderstwa, masakry, rewolucje, nienawiść, rzezie i tortury cielesne i duchowe, pochłanianie miast przez ogień, unicestwienie narodów…, to Chrystus masakrowany i rozdzierany  w swoich członkach, to Bóg mordowany w ludziach” (T. Merton). W Quo Vadis, jest przejmujący fragment kiedy Piotr odchodząc z Rzymu spotyka na drodze Chrystusa, który mówi mu, aby się wrócił  z powrotem, ponieważ jego bracia tam cierpią prześladowanie. Jeśli on się nie wróci, to Chrystus tam pójdzie i pozwoli się ukrzyżować po raz kolejny. Piotr wraca do Rzymu i dzieli los męczeństwa wraz z innymi wyznawcami. Nie pozostał obojętny. Męczennicy stają się bohaterami ducha, powiewu wolności… A kim my jesteśmy ? Ochrzczonymi tchórzami ! (skandal).

środa, 22 kwietnia 2015


Eucharystia chrześcijan, dzieci tej ziemi, podziela ów czas upokorzenia i ustawicznego rozdarcia. Dana została Kościołowi jak najwspanialszy znak- sakrament jedności ludzi między sobą i Bogiem. A oto pośród podziałów i rozdarć ziemi- sama została dotknięta podziałem ! Podzielone Kościoły strzegą jej zazdrośnie jak swojej własności. Eucharystia jednych nie jest Eucharystią drugich. Prawo do pełnego uczestnictwa i Komunii w jednym Kościele nie jest prawem do Komunii w drugim. „Czyż Chrystus jest podzielony ?”

ks. Wacław Hryniewicz
J 6,35-40
Jezus powiedział do ludu: „Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie. Powiedziałem wam jednak: Widzieliście Mnie, a przecież nie wierzycie. Wszystko, co Mi daje Ojciec, do Mnie przyjdzie, a tego, który do Mnie przychodzi, precz nie odrzucę, ponieważ z nieba zstąpiłem nie po to, aby czynić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał. Jest wolą Tego, który Mię posłał, abym ze wszystkiego, co Mi dał, niczego nie stracił, ale żebym to wskrzesił w dniu ostatecznym. To bowiem jest wolą Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w Niego, miał życie wieczne. A Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym”.
W czasach inflacji jakichkolwiek wartości duchowych, najbardziej przekonującym i namacalnym doświadczeniem obecności Boga jest Eucharystia. „Jam jest chleb życia”- mówi o sobie Chrystus, zawierając całą istotę swojej miłości w kruchej materii świata. Przekonuje nas do najpiękniejszego i najbardziej owocnego spotkania; które nie tylko się opłaca, ale otwiera drzwi ku wieczności- to przedsmak Nieba. Spojrzenie…, gest…, słowo…, które przeszło do liturgii Kościoła. Nieustannie pulsujące źródło życia, dokonujące transferu miłości na nasze życie w nas i wokół nas. Pragnienie Chrystusa abyśmy pozostali blisko Niego, nawet jeśli nasze zmysły szaleją i nie są zdolne przełamać bariery niewytłumaczalności. Świadomość bliskości… „Czyż nie widzie o samych sobie, że Jezus Chrystus jest w was ?”- pyta św. Paweł, jakby chciał zwrócić naszą uwagę, na wyjątkowość bycia w obecności Boga. Spożywając Chleb Życia, przemieniamy się w Tego, którego z wiarą przyjmujemy. Podczas Eucharystii wszystko zostaje otwarte na Bożą Paruzję, a Kyrios przychodzi pod postacią sakramentalnych znaków chleba i wina. Cielesna obecność Chrystusa w sakramencie, jest nam dana abyśmy, stali się „corpus verum”- prawdziwym ciałem Jezusa. Pisze o tym w książce Duch liturgii- Ratzinger: „Ciało Chrystusa pragnie zgromadzić nas wszystkich, abyśmy wszyscy mogli stać się „Jego prawdziwym Ciałem”… Tylko prawdziwe Ciało obecne w sakramencie może budować prawdziwe ciało nowego Państwa Bożego”. Mamy tutaj społeczny charakter celebracji, komunia z Bogiem jest jednocześnie, komunią z braćmi. To oznacza, że w przestrzeni wiary w obecność Chrystusa, jesteśmy skazani na miłość do wszystkich. Czy to nie cud ? „Poznajemy Twoją miłość ojcowską, gdy kruszysz twarde ludzkie serca, i w świecie rozdartym przez walki i niezgodę czynisz człowieka gotowym do pojednania… Twój dar Ojcze, sprawia, że szczere szukanie pokoju gasi spory, miłość zwycięża nienawiść, a pragnienie zemsty ustaje przez przebaczenie…” W tej wielkiej dramaturgii obdarowania miłością, niczym akt największego uwielbienia, wybrzmiewają nieporadnie wyartykułowane człowiecze słowa: „Chwałą Twoją, o Chryste, jest człowiek, którego na wzór aniołów uczyniłeś piewcą Twej światłości. Dla Ciebie żyję i śpiewam w jednej ofierze, jaką mogę złożyć Ci z mojego życia, z tego co posiadam” (św. Grzegorz z Nazjanzu). Eucharystyczna obecność Pana, staje się dla nas najpełniejszym dotknięciem świata, który już nie należy do nas, ale do Boga. Królestwa Miłości i Pokoju. Nakarmieni Bogiem może jedynie pokornie dziękować i trwać w zachwycie obdarowania oczekując spełnienia wszystkiego w Nim.

wtorek, 21 kwietnia 2015

CREDO - wyznanie wiary- wyśpiewane na wschodnim oddechu, uczta dla ucha...
https://www.youtube.com/watch?v=LTp1by0dDYc

Gdzie gonisz, chrześcijaninie? Niebo jest wszak w tobie.
Dlaczego więc go szukasz u drzwi innych ciągle?

 Anioł Ślązak
J 6,30-35
W Kafarnaum lud powiedział do Jezusa: „Jakiego dokonasz znaku, abyśmy go widzieli i Tobie uwierzyli? Cóż zdziałasz? Ojcowie nasi jedli mannę na pustyni, jak napisano: «Dał im do jedzenia chleb z nieba»”. Rzekł do nich Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu”. Rzekli więc do Niego: „Panie, dawaj nam zawsze tego chleba”. Odpowiedział im Jezus: „Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie”.
Człowiek już tak ma, jest wiecznie spragnionym znaków, doznań, nadzwyczajnych sytuacji, które wprawią go w zakłopotanie. Nie jesteśmy innymi ludźmi, niż ci którzy domagali się od Chrystusa znaków. My też potrzebujemy „chleba”, który nakarmi nasz ograniczony intelekt, wypełni serce i pozwoli napełnić płuca powiewem transcendencji. Człowiek jest niezwykle zainteresowany sferą ducha, nawet jeśli pół świata próbuje z niego zrobić oświeceniowego prześmiewcę religii. Jezus nie pozostaje obojętny na ludzkie pragnienie zobaczenia, dotknięcia, skondensowania swoich myśli na czymś przekraczającym szarą codzienność. Pozostawia siebie w „znaku” chleba. Oczywiście kiedy używam słowa znak- to mam na myśli rzeczywistość o wiele głębszą, niż tylko coś, co zostało oznaczone. „Jam jest chleb życia”- nie zrozumieją tych słów "pobożni" Żydzi. Jest taki moment w filmie Pasja, kiedy to fałszywi świadkowie zeznają przeciwko Jezusowi, i jedno z przytłaczających zdrowy rozsądek oskarżeń było następującej treści- „on mówił, abyśmy zjedli Jego ciało”. Zrozumienie przez tych ludzi słów Jezusa- o pożywaniu, zakrawało tylko na jakiś religijny kanibalizm. Nic nie zrozumieli z tego przesłania. Dopiero uczniowie w Wieczerniku i po  wydarzeniu zmartwychwstania, zrozumieją w pełni znaczenie tych słów. Wielu z chrześcijan współczesnych ma ogromny problem z Eucharystią. Z pomocą przychodzą na słowa św. Jana Chryzostoma, próbujące nieporadnie ogarnąć tajemnicę przeistoczenia chleba i wina. „To nie człowiek sprawia, że dary stają się Ciałem i Krwią Chrystusa, ale sam Chrystus, który został ukrzyżowany. Kapłan reprezentujący Chrystusa wypowiada te słowa, ale ich skuteczność i łaska pochodzą od Boga”. Według pięknego określenia św. Ireneusza, liturgia to kielich syntezy, już nic większego i pełniejszego w Bożej ekonomii nie może się wydarzyć. Eucharystia- zapowiedziany Chleb Życia- wprowadza nas wobec Trzech Osób Boskich, dlatego każda celebracja rozpoczyna się od znaku krzyża i wezwania tych Osób. Stajemy naprzeciw Boga. Stworzenie staje z darami, naprzeciw Stwórcy. Lex credendi z teologii wyprowadzonej z refleksji Ojców Kościoła przeszło do liturgii, stając się lex orandi. Wyrażają to słowa Evdokimova: „Duch Święty spoczął na człowieczeństwie Chrystusa, przebóstwionym i przenikniętym Bożymi energiami. Eucharystyczna Pięćdziesiątnica pozwala przyjmować w komunii chwalebne Ciało Pańskie, a Duch Święty, jeszcze „za zasłoną” wyraża przebóstwienie człowieka, jego udział w Chrystusie Pantokratorze”. Tu dotykamy znaków przez które w sposób najbardziej pełny, Bóg objawia cud swojej obecności- „Jestem z wami po wszystkie dni- Chleb Życia”.

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

J 6,22-29
Nazajutrz po rozmnożeniu chlebów lud, stojąc po drugiej stronie jeziora, spostrzegł, że poza jedną łodzią nie było tam żadnej innej oraz że Jezus nie wsiadł do łodzi razem ze swymi uczniami, lecz że Jego uczniowie odpłynęli sami. Tymczasem w pobliże tego miejsca, gdzie spożyto chleb po modlitwie dziękczynnej Pana, przypłynęły od Tyberiady inne łodzie. A kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że nie ma tam Jezusa, a także Jego uczniów, wsiedli do łodzi, przybyli do Kafarnaum i tam szukali Jezusa. Gdy Go zaś odnaleźli na przeciwległym brzegu, rzekli do Niego: „Rabbi, kiedy tu przybyłeś?” W odpowiedzi rzekł im Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości. Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec”. Oni zaś rzekli do Niego: „Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże?” Jezus odpowiadając, rzekł do nich: „Na tym polega dzieło zamierzone przez Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On posłał”.
Przyszliście dlatego, ponieważ mogliście zaspokoić swój fizyczny głód ! A co z głodem duchowym, o wiele bardziej zasysającym „organizm” ? Te słowa Jezusa mogą postawić człowieka w pionie, odsłonić prawdziwą twarz wspólnoty wierzących, pokazać jak łatwo można przesłonić to, co najbardziej istotne w chrześcijańskiej egzystencji. W chrześcijaństwie nie można zagubić pewnego realizmu eschatologicznego- zrozumienia, że Kościół to wydarzenie, w którym dokonuje się przejście Jezusa i przeprowadzenie każdego z nas do innego sposobu myślenia i bytowania. Nie można chrześcijaństwa pomylić z instytucją charytatywną (choć czyny miłosierdzia stanowią pewien priorytet chrześcijańskiego rozumienia miłości praktycznej). Kościół to nie jest partykularna filantropia, gdzie za pomocą szczelnie skonstruowanych zasad można ubić dobry interes, a przy tym nie będzie żadnego przecieku (przynajmniej może się, co niektórym tak wydawać- nic bardziej mylnego). Dobrze to wyraził Bousset: „Kościół nie ma tu zatem swojego mieszkania; nie zatrzymuje się, przechodzi. Jest wędrowcem, nie buduje własnego siedliska. A swoje dzieci naucza, aby nie przyzwyczajały się do życia tu, na ziemi, aby im budowały tu swojej siedziby; ponieważ są jakby w gospodzie, przejazdem”. Wiara to nie jest pakiet, który sobie możemy zakupić w prosperującym „towarzystwie ubezpieczeniowym”- z hasłem niczym neon świecącym; w razie egzystencjalnego niepowodzenia- masz zagwarantowane niebo. Naprawdę chrześcijaństwo jest o wiele bardziej radykalne niż się komuś może zdawać. Oczywiście że każdemu spotkanemu człowiekowi mówię, iż wiara przeżywana na serio, jest najlepszą życiową inwestycją oraz możliwością wbicia się pomysł Pana Boga. Niesamowite są słowa jednego ze wschodnich teologów: Kościół ma jeden fundamentalny cel- „przygotować świat na ostateczne przemienienie, kiedy śmierć zostanie ostatecznie uśmiercona, a ludzkość i wszechświat, poprzez łono Kościoła, narodzą się w Królestwie… W ten sposób Kościół objawia się jako miejsce duchowe, w którym człowiek staje się terminatorem eucharystycznej egzystencji, staje się autentycznie kapłanem i królem: dzięki liturgii odkrywa świat przemieniony w Chrystusie i odtąd współpracuje przy jego ostatecznej metamorfozie”. Ktoś może zapytać jak do tego dojrzeć, jak to ma się zrealizować w naszym życiu. Odpowiedzi udziela sam Bóg- abyśmy uwierzyli w Tego, który jest posłany.
 

niedziela, 19 kwietnia 2015


Pan dał nam swoje ciało do dotknięcia. Przez nie tylko wzmocnił wiarę, ale pobudził pobożność, gdyż rany, za nas otrzymał, zapragnął ponieść do raju nie chcąc ich zmazać, aby okazać Bogu cenę naszej wolności. I takiego właśnie Chrystusa ze znakami chwalebnymi naszego zbawienia umieszcza Ojciec po swojej prawicy, takie nam świadectwo wieńcem swych ran ukazał św. Ambroży
Łk 24,35-48
 A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: „Pokój wam”. Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: „Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam ( Łk 24,35-48 ).
Bardzo ciężko jest za pomocą wszystkich zmysłów uchwycić żywą obecność Kogoś, kto został najpierw został zamordowany na oczach tłumu, a teraz staje tak niewyobrażalnie bliski,  gronu najbliższych Mu osób. Apostołowie musieli tyle religijnych „dogmatów” zrewidować na nowo w świetle światła, które wydobyło się z zapieczętowanego grobu, a później z Chrystusowych ran. To było dla nich absolutnie rewolucyjne wydarzenie na płaszczyźnie wiary… Nam współczesnym jest już łatwiej uchwycić meandry zwycięskiego wyjścia z ramion śmierci. My już posiadamy przynajmniej dwa tysiące lat, mniej lub bardziej przemawiającej refleksji teologicznej Kościoła. Jest nam łatwiej dotknąć misterium Życia. „Kiedy Chrystus trzeciego dnia ukazuje się im, siedzącym przy zamkniętych drzwiach, pierwszą ich myślą jest, że przeżywają halucynacje, że widzą zjawę. A Chrystus w tym zdarzeniu i w wielu innych, podobnych, kiedy się im ukazuje po zmartwychwstaniu, podkreśla zawsze jak przekazują Ewangelie- fakt rzeczywistej, cielesnej obecności, to że nie jest żadnym duchem ani złudzeniem. Dzieli z nimi posiłki. Rozumiesz także, dlaczego pierwszymi słowami Chrystusa były słowa pokoju: "Pokój wam!" Przynosi im ten pokój, który im odebrała śmierć, będąca także ich śmiercią. Wyzwala ich beznadziejności kompletnego chaosu owego półmrocznego świata, w jakim się pogrążyli, gdzie życie stało się nierozpoznawalne, z tymczasowości owego przejściowego bytowania, z którego została wymazana wieczność. Daje im pokój, który wyłącznie On może dać, "pokój przekraczający rozumienie", pokój pojednania z życiem, pewność poza zwątpieniem i poza wahaniem- ci ludzie taką pewność osiągnęli, ponieważ powracając do życia nie mogli już wątpić w życie”. Z wieczernika apostołowie już wyjdą jako zupełnie inni ludzie; pozbawieni lęku, napełnieni odwagą i uzbrojeni w pokój, którego ciągle będzie głodny świat.  Zaniosą światu dobrą wieść o tym co ich spotkało, jak Bóg dał im się dotknąć- jak uobecnił w ich sercach miłość. Takie podobne doświadczenie wiary stało się udziałem św. Augustyna, kiedy Bóg podprowadzał go, aby był zdolny uchwycić tajemnicę nowego życia. Pisze w swoich Wyznaniach: „Gdy po raz pierwszy Cię poznałem, Tyś mnie do siebie przygarnął, żebym zobaczył, iż powinienem coś ujrzeć, a także iż nie jestem jeszcze zdolny do ujrzenia tego. Schłostałeś słabość mego wzroku, przemożnym uderzywszy we mnie blaskiem, aż zadrżałem z miłości o grozy. Zrozumiałem, że jestem daleko od Ciebie- w krainie, gdzie wszystko jest inaczej. I zdało mi się, że słyszę Twój głos z wyżyny: „Jam pokarm dorosłych, dorośnij a będziesz mnie spożywał; i wchłoniesz mnie w siebie, ale ty się we mnie przemienisz”. Obecność Jezusa jest również naszym codziennym doświadczeniem, do którego w trudzie wiary się przybliżamy. Przychodzimy na Eucharystię, w której uobecnia się misterium zbawcze Jezusa- czy spotykamy Go ? Może potrzeba jak mówi św. Augustyn, aby jeszcze dorosnąć. W czasie każdej Komunii Świętej – Chrystus daje mi swoje życie, karmi owocami swojej męki, uzdalnia dusze łaską. Życie Zmartwychwstałego jest we mnie samym, ja przemieniam się w Niego, a On daje poczuć smak miłości. Trzeba dorosnąć do zmartwychwstania !
 

sobota, 18 kwietnia 2015


Życie jest mostem: przejdź, ale nie buduj na nim swojego mieszkania

św. Katarzyna ze Sieny

J 6,16-21

Po rozmnożeniu chlebów, o zmierzchu uczniowie Jezusa zeszli nad jezioro i wsiadłszy do łodzi przeprawili się przez nie do Ka-farnaum. Nastały już ciemności, a Jezus jeszcze do nich nie przyszedł; jezioro burzyło się od silnego wiatru. Gdy upłynęli około dwudziestu pięciu lub trzydziestu stadiów, ujrzeli Jezusa kroczącego po jeziorze i zbliżającego się do łodzi. I przestraszyli się. On zaś rzekł do nich: „To Ja jestem, nie bójcie się”. Chcieli Go zabrać do łodzi, ale łódź znalazła się natychmiast przy brzegu, do którego zdążali.

Wczoraj pisałem o cudzie rozmnożenia chlebów i ryb; próbując dostrzec w wydarzeniu nakarmienia słuchających Go ludzi, nadzwyczajnej mocy Jezusa, zapowiadającej rzeczywistość spotkania w Eucharystii. Kapitalnie scenę pożywania Chrystusa (  widzianą w przyniesionym darze chlebów i ryb), komentuje homilia św. Leona Wielkiego, adresowana do chrześcijan, już dojrzale przeżywających obecność Boga: „Kogo Chrystus przyjął i kto Chrystusa wziął w siebie, nie jest już takim samym po chrzcie, jakim był przed chrztem świętym: ciało odrodzonego staje się ciałem Ukrzyżowanego. Nie co innego sprawia przystępowanie do Stołu Pańskiego, jak to, że przemieniamy się w Tego, którego pożywamy”. Drugi dzień duchowych impresji; uczniowie nakarmieni i zadowoleni z udanej ewangelizacji tłumu i sprawnie przeprowadzonej agapy, schodzą na nizinę, aby uchwycić kolejną nadzwyczajną sytuację. Chrystus będzie mierzył odwagę i percepcję apostołów do przyjęcia kolejnego cudu…, trochę mnie przyjemnego w odbiorze. Do tych łamiących spekulacje rozumowe czynów Mistrza, można z pewnością odnieść słowa św. Grzegorza Wielkiego: „Cuda naszego Pana i Zbawiciela tak należy przyjmować, żeby wierzyć w to, co zostało spełnione, i widzieć, iż one nas o czymś pouczają. Jego bowiem dzieła swą potęgą co innego dokonują, a o czym mówią przez swe ukryte znaczenie”. Można się zapytać, jakie to znaczenie dla życia uczniów miała rozszalała burza na jeziorze i chodzenie Pana po wodzie. Czemu służyła ta próba odwagi ? Z pewnością samym uczniom siedzącym w łodzi nie było do śmiechu, ani ta sytuacja nie powodowała wytrzeszczu ich oczu z powodu szczęścia zobaczenia cudu. Oni się zwyczajnie bali; nie pierwszy i nieostatni raz doświadczą tego paraliżującego uczucia: bezradni, przerażeni, zaskoczeni faktem, budzącej grozę scenerii i Chrystusa całkowicie zachowującego spokój- spacerującego jakby nic się nie stało, po wzburzonej od wiatru wodzie. Ten obraz można ekstrapolować na naszą codzienność życia; nasze życie przemierzamy w miarę spokojnie, ale kiedy nagle zaczyna się gwałtowne zawirowanie, nagłe spiętrzenia…, wpadamy w panikę, wyczekując pomocy krzyczymy na całe gardło: „ratunku”, „niech ktoś mnie zauważy”. To również metafora życia duchowego; po błogostanie duchowych przeżyć przychodzą chwile trudnego doświadczenia: lęku, bezradności, ciemności… Jedyne, co wtedy pozostaje zrobić- to nasłuchiwać odgłosów „kroczącego po wodzie” Boga. „Chrześcijanin, który nie akceptuje ryzyka zgubienia się, aby pozostać wiernym obowiązkowi zbawienia, nie jest godny angażowania się po stronie Chrystusa”( ks. Mazzolari). W chwili podjęcia ryzyka, przychodzi jednocześnie poczucie pokoju wewnętrznego, zalewającego wnętrze, umożliwiające tym samym na przyjęcie z odwagą trudnego doświadczenia. „To Ja Jestem, nie bójcie się”. WIERZYĆ TO ZNACZY CHODZIĆ PO WODZIE !

 

czwartek, 16 kwietnia 2015


Powinno się być dobrym jak chleb. Powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny.

św. Albert Chmielowski
J 6,1-15
Jezus udał się za Jezioro Galilejskie, czyli Tyberiadzkie. Szedł za Nim wielki tłum, bo widziano znaki, jakie czynił na tych, którzy chorowali. Jezus wszedł na wzgórze i usiadł tam ze swoimi uczniami. A zbliżało się święto żydowskie, Pascha. Kiedy więc Jezus podniósł oczy i ujrzał, że liczne tłumy schodzą się do Niego, rzekł do Filipa: „Skąd kupimy chleba, aby oni się posilili?” A mówił to wystawiając go na próbę. Wiedział bowiem, co miał czynić. Odpowiedział Mu Filip: „Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać”. Jeden z uczniów Jego, Andrzej, brat Szymona Piotra, rzekł do Niego: „Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu?”Jezus zatem rzekł: „Każcie ludziom usiąść”. A w miejscu tym było wiele trawy. Usiedli więc mężczyźni, a liczba ich dochodziła do pięciu tysięcy. Jezus więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał siedzącym; podobnie uczynił i z rybami rozdając tyle, ile kto chciał. A gdy się nasycili, rzekł do uczniów: „Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło”. Zebrali więc i ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych, które zostały po spożywających, napełnili dwanaście koszów. A kiedy ci ludzie spostrzegli, jaki cud uczynił Jezus, mówili: „Ten prawdziwie jest prorokiem, który miał przyjść na świat”. Gdy więc Jezus poznał, że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam usunął się znów na górę.
Kiedyś po moim kazaniu odnoszącym się do dzisiejszej Ewangelii, zaczepił mnie trochę zbuntowany student i powiedział: „ Proszę księdza, mamy dzisiaj ewidentny przykład jak działa socjal na ludzi; rozdajesz jedzenie i przychodzą…” Odparłem, iż jest w tym część prawdy, choć trudno się myśli, a co dopiero słucha o Bogu, kiedy w brzuchu kiszki grają marsza. Na jednej parafii w której przyszło mi pracować, był pewien starszy ksiądz, którego obsesyjnym zajęciem było wieczne wyganianie ludzi którzy przychodzili w potrzebie, prosząc o chleb... Zawsze ich kwitował słowami: „Idźcie na Mszę Świętą, zacznijcie się modlić….”, kończąc ironicznie i grubiańsko swoim charakterystycznym zaciągiem podlaskim „no…no”. Tak mnie strasznie irytował swoją postawą. Jak się ma michę podstawioną pod nos, to czasami ciężko się myśli o potrzebujących. Czasami miłość brata, co napawa smutkiem; jest tylko okruchem górnolotnej kaznodziejskiej egzaltacji… od słów się zaczyna i na nich się kończy. On wyganiał ludzi z plebanii, a ja od kuchni wynosiłem im chleb i w taki sposób jakoś ta wymiana chrześcijańskiego altruizmu się kręciła. Najbardziej mnie urzeka z dzisiejszej Ewangelii, postać małego chłopca. Bezimienny bohater cudu i spontanicznie zorganizowanej „jadłodajni Jezusa”. Roztropny chłopiec który uratował apostołów, wyciągnął z opresji Filipa, zastanawiającego się skąd na pustkowiu wykarmić takie rzesze ludzi. Przyniósł w swoim worku zarzuconym przez ramię, pięć chlebów i dwie ryby. Nie musiał wcale wychodzić ponad tłum i dzielić się, tym co pewnie było przeznaczone na posiłek dla jego biednej rodziny. Wyprzedził chrześcijaństwo w rozdawnictwie miłości… Jednocześnie cud rozmnożenia chlebów i ryb, przenosi nasze spojrzenie na gest o wiele większy niż praktyczna działalność „caritas”. Tu jest zapowiedź największego daru Jezusa- Eucharystii- pokarmu dającego życie wieczne. Chrystus dając na pokarm swoje ciało i swoją krew, nadał uczcie znaczenie nadprzyrodzone i nakazał swoim apostołom stale powtarzać ten znak swojej świętej wspólnoty, aby stał się on punktem centralnym kultu, realną Jego obecnością, zadatkiem przyszłego Królestwa Bożego, którego bliskość była i ciągle jest żywa dla chrześcijan w czasie sprawowania uczty sakramentalnej. Wyrażają to słowa św. Justyna: „A pokarm ten zwie się u nas Eucharystią, i nikt w nim udziału brać nie może, jedynie ten, kto uwierzy, że prawdą jest to, czego uczymy, kto wziął kąpiel na odpuszczenie grzechów i na odrodzenie, i tak żyje, jak Chrystus podał… Zawsze to między sobą wspominamy. A bogatsi z nas pomagają biednym, i zawsze żyjemy wszyscy razem”.
 

Jest wiele sposobów zbawienia. Ci, którzy znajdują się w łasce i mają wiarę prawdziwą i żywą, promieniują Bogiem i nie wiedząc nawet o tym ,pociągają do Niego. Całe ich życie jest wzorem do naśladowania .Lecz można to czynić również świadomie ,można rozbudzać w innych pragnienie prawdy, pragnienie jej poszukiwania. Można wreszcie łaskę wyżebrać na klęczkach. To, że Boska Wolność nie może się oprzeć naszym modlitwom, jest najcudowniejszą rzeczywistością życia wewnętrznego.
Św. Edyta Stein

J 3,31-36

Jezus powiedział do Nikodema: „Kto przychodzi z wysoka, panuje nad wszystkimi, a kto z ziemi pochodzi, należy do ziemi i po ziemsku przemawia. Kto z nieba pochodzi, Ten jest ponad wszystkim. Świadczy On o tym, co widział i słyszał, a świadectwa Jego nikt nie przyjmuje. Kto przyjął Jego świadectwo, wyraźnie potwierdził, że Bóg jest prawdomówny. Ten bowiem, kogo Bóg posłał, mówi słowa Boże: a z niezmierzonej obfitości udziela mu Ducha. Ojciec miłuje Syna i wszystko oddał w Jego ręce. Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne; kto zaś nie wierzy Synowi, nie ujrzy życia, lecz grozi mu gniew Boży”.

Człowiek w swojej podarowanej od Boga wolności, posiada w depozycie olbrzymi margines swobody. Bóg nigdy nie narzucił nam niewolniczo swojej woli, wszystko co wydarzyło się i jeszcze się stanie, jest tylko propozycją, zaproszeniem do egzystencji przepełnionej obecnością Boga, który nieustannie udziela swojej miłości, przez działanie Ducha Świętego. Wierzyć w Syna Bożego, to tyle co wypowiadać swoje życie w prawdzie, w możności zgodzenia się na przesłanie Dobrej Nowiny- na sytuację w której w świetle Bożego Słowa i otwarciu się na chwalebny Krzyż Chrystusa- znak największej miłości, staniemy się wewnętrznie wolni i upodobnieni do Boga, który w akcie największej pokory wypowiedział zdruzgotanemu światu przez grzech- miłość. „Biada mi jeśli nie będę głosił Ewangelii !” w pokorze serca, w swoim środowisku, rodzinie, wśród ludzi nie zawsze przychylnych czy życzliwie otwartych na uchwycenie życia według Ducha. Słowa Jezusa prowokują do tego aby dokonać refleksji nad sobą, nad swoją pustą i naznaczoną banalnością egzystencją; wyrywają niejako z poczucia samotności, egoizmu, wewnętrznej pychy. Przypominają mi się słowa które napisał Olivier Clement, „że grzech pierworodny w nas, zmusza do ofiarowania wszystkiego sobie samym”. Tak często żyjemy tylko dla siebie, zagarniając po drodze wszystko, aby poczuć się usatysfakcjonowanym w życiu. Taka postawa to nic innego jak kroczenie ku śmierci…, powolny proces uśmiercenia miłości ! Pan udziela nam Ducha, abyśmy nie ustali w drodze, zbyt szybko się nie zniechęcili czy wypalili- jak powie język psychologii. Największą tragedią współczesnego świata jest świadomość, iż każdy uważa siebie za pana swojego losu i może w swojej lekkomyślności i fałszywie rozumianej wolności wypowiadać Bogu „nie”. Można popaść w obojętność lub postawić siebie piedestale świata, mówiąc- ja jestem bogiem ! „Bóg stworzył „drugą wolność” na swój obraz, podnosząc najwyższe ryzyko wyłonienia innej wolności”. Należy jednoznacznie stwierdzić, iż największym nieszczęściem jest kiedy człowiek zamieni się rolami z Bogiem. Potrzeba pokory, aby uświadomić sobie, że o tyle jestem wolny i szczęśliwy, o ile Bóg przepełnia moje życie… „Ponieważ jestem wolny, Bóg istnieje”.

 

środa, 15 kwietnia 2015






Boga nikt nigdy nie widział. Chrystus nam Go ukazał. Co nam ukazał przez swoje ukrzyżowanie ? Że Bóg jest taką formą miłości, czyli Miłością Ukrzyżowaną. Nawet jeśli jesteśmy grzesznikami, jeśli cudzołożyliśmy, jeśli się wkurzaliśmy, nawet jeśli nie przebaczamy, jesteśmy pełni urazów… Bóg do tego, by nas kochać nie potrzebuje byśmy byli dobrzy, pragnie abyśmy odmienili życie. Bóg nas kocha takimi jakimi jesteśmy, kocha nas do śmierci. Bóg nas ukochał, kiedy byliśmy grzesznikami. Bóg nas kocha teraz, w sposób nieskończony, aż do oddania życia za nas. Oto wielka nowina; śmierć została pokonana. Chrystus Zmartwychwstał !


 Kiko Arguello - Kerygmat

 


J 3,16-21
Jezus powiedział do Nikodema: „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu”.
Jezus Chrystus przyszedł na świat, abyśmy mieli życie wieczne- „Słowo stało się Ciałem”, wkroczyło w historię świata, abyśmy mogli w pełni nie tylko kontemplować prawdziwe oblicze Boga, i doświadczyć zbawienia- przez wypowiedzianą miłość, w całkowitym darze z siebie. Nikodem w pierwszej chwili zderzył się z paradoksem, niezrozumiałym dla jego semickiego sposobu myślenia. Syn Człowieczy, przychodzi w tym celu, aby przywrócić zagubionemu i zranionemu przez grzech człowiekowi, możliwość zjednoczenia się z Bogiem; przywrócenia edenicznej harmonii, która była źródłem człowieczego szczęścia w raju. Jak napisał Włodzimierz Łosski: „W ten sposób śmierć Chrystusa likwiduje przegrodę, którą grzech zbudował między człowiekiem i Bogiem, a Jego Zmartwychwstanie wyrywa śmierci jej „oścień”. Bóg zstępuje aby człowiek mógł wstępować do Boga”. Wyrażają to pełne głębi słowa  św. Ireneusza z Lyonu, mówiące o afirmacji człowieka- podniesieniu z ziemi ku innej relacji i sposobowi bytowania: „Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek mógł stać się bogiem”. Mamy tu do czynienia z wielkim pragnieniem życia duchowego, którego   momentem sposobnym, w kulminacyjnym momencie duchowego wysiłku staje się, życie zanurzone w Bogu. To myślenie było obecne wśród Chrystusowych uczniów; dlatego św. Piotr z właściwym dla siebie przekonaniem napisał: „Przez nie zostały nam udzielone drogocenne i największe obietnice, abyście przez nie stali się uczestnikami Boskiej natury…” (2 P 1,4). Bóg przenika poza własną transcendencję: „Przebywa nagle i bez zmieszania jednoczy się ze mną… Moje dłonie są dłońmi nieszczęśnika, lecz ta sama dłoń, którą poruszam, jest zarazem dłonią Chrystusa”- powie św. Symeon. Człowiek przemieniony Bożą Obecnością, zostaje przeniknięty światłem niewypowiedzianego i nieuchwytnego dla oczu, nawiedzenia- przyjścia „Światła na świat”. To zanurzenie w światłości, pozwala uchwycić misterium dokonanego i ciągle dokonującego się piękna- „Przybywając w pobliże światłości, dusza staje się światłem”. To nic innego, jak przemiana w Tego, którego głoszą nasze usta, ku Któremu bije nasze serce…, sprawiając że wznosimy się ku górze- światłości, gdzie wszystko zostanie rozświetlone blaskiem prawdy.

wtorek, 14 kwietnia 2015


Czym jest życie? Jest czymś znacznie więcej niż od­dechem w noz­drzach, krwią tętniącą w żyłach, reak­cją na fi­zyczne bodźce. Ow­szem, wszys­tko to są rzeczy is­totne dla ludzkiego życia, lecz sa­me z siebie nie kon­sty­tuują te­go życia w całej je­go pełni. Człowiek może po­siadać to wszys­tko, a wciąż być idiotą. Ktoś, kto tyl­ko od­dycha, je, śpi i pra­cuje bez świado­mości, bez ce­lu i bez włas­nych poglądów nie jest praw­dzi­wym człowiekiem. Życie, tyl­ko w tym czys­to fi­zycznym sen­sie, jest tyl­ko nieobec­nością śmier­ci. Ta­cy ludzie nie żyją, lecz we­getują.

o. Thomas Merton
J 3,7-15
Jezus powiedział do Nikodema: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Trzeba wam się powtórnie narodzić. Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha”. W odpowiedzi rzekł do Niego Nikodem: „Jakżeż to się może stać?” Odpowiadając na to rzekł mu Jezus: „Ty jesteś nauczycielem Izraela, a tego nie wiesz? Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, że to mówimy, co wiemy, i o tym świadczymy, cośmy widzieli, a świadectwa naszego nie przyjmujecie. Jeżeli wam mówię o tym, co jest ziemskie, a nie wierzycie, to jakżeż uwierzycie temu, co wam powiem o sprawach niebieskich? I nikt nie wstąpił do nieba oprócz Tego, który z nieba zstąpił - Syna Człowieczego. A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne”.
Nikodem zrozumie wszystko we właściwym czasie- to pojęcie czasu, nie jest tylko uchwyceniem istotnych wydarzeń, ale procesu który dokonuje się duszy człowieka. Wywyższenie Syna Człowieczego- dokona się przez całkowite uniżenie- kenozę, aż po najbardziej rozstrzygający moment historii, jakim jest Krzyż- a na nim, rozpięty Syn Boży. Nie sposób tu, nie odwołać się do tekstu listu św. Pawła, adresowanego do wspólnoty Filipian: „To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie: On istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie przyjąwszy postać sługi, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg wywyższył Go nad wszystko…, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca” (Flp 2,5-11). W tak rozumianą rzeczywistość łaski wiary, wejdzie w pełni Nikodem, kiedy przyjdzie po martwe ciało Chrystusa, kiedy później usłyszy radosną wieść uczniów, że On prawdziwie  Zmartwychwstał. Kenoza Krzyża jest blaskiem tajemnicy Wcielenia, pośród największego mroku. „Mrok ulega rozproszeniu. Noc, jako taka, jest pozbawiona sensu i wszystko pozbawia sensu. A na dnie każdego wydarzenia, które dotyczy człowieka, na dnie otchłani ludzkiego serca jest noc- noc śmierci i rozdarcia, niedorzeczności i nieobecności… Noc króluje w sercu i stamtąd okrywa wszystko swoją zasłoną- od najtajniejszej głębi w człowieku aż po najbardziej świadome struktury”. Jedynie Chrystus zawieszony na drzewie cierpienia, Ten, który jest Światłością, ogrania swoją całkowitą i darmową miłością każdą istotę ludzką. Światłość zanurzyła się ciemnościach, każdego poszukującego człowieczego serca. W tym wywyższeniu zostało podniesione wraz z Nim- Ukrzyżowanym, każde ludzkie serce, również to nikodemowe do uchwycenia blasku prawdy.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

J 3,1-8
Był wśród faryzeuszów pewien człowiek, imieniem Nikodem, dostojnik żydowski. Ten przyszedł do Jezusa nocą i powiedział Mu: „Rabbi, wiemy, że od Boga przyszedłeś jako nauczyciel. Nikt bowiem nie mógłby czynić takich znaków, jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie był z nim”. W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego”. Nikodem powiedział do Niego: „Jakżeż może się człowiek narodzić będąc starcem? Czyż może powtórnie wejść do łona swej matki i narodzić się?” Jezus odpowiedział: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem. Nie dziw się, że powiedziałem ci: Trzeba wam się powtórnie narodzić. Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha”.
Nikodem jest człowiekiem poszukującym…, przychodzi pod osłoną nocy. Noc to ciemność, tajemnicza, nieprzyjemna, napawająca lękiem chwila zmagania ze sobą, zmierzenia się z projekcjami własnego umysłu, rozterkami duszy. Ciemność jest również rzeczywistością niewiedzy, strachu i grzechu. Pisze o tym rozdarciu i wyjściu z ciemności św. Paweł: „ Wszyscy wy bowiem jesteście synami światłości i synami dnia. Nie jesteśmy synami nocy ani ciemności. Nie śpijmy przeto jak inni, ale czuwajmy i bądźmy trzeźwi” (1Tes 5,5-6). Kiedy Chrystus mówi o sobie, że jest światłością świata, to oznacza to, że noc widziana od strony historii zbawienia- jest czasem nieobecności Chrystusa. Wyrażają to słowa samego Pana: „Jeżeli ktoś chodzi w nocy, potknie się, ponieważ brak mu światła” (J 11,10). W tym miejscu dochodzimy od nikodemowej nocy. Nie wiemy co działo się w sercu Nikodema, kiedy przyszedł ukradkiem, pewnie z obawy przed spojrzeniami i językami ludzi. Był dostojnikiem, uposażonym w przywileje i społeczny szacunek, zadawanie się z pogardzanym przez faryzeuszów Prorokiem, mogłoby przysporzyć uczonemu wielu wrogów i mocno nadwyrężyć reputację. Kiedy człowieka coś nurtuje w sercu, to jest gotowy poderwać się ze swojego łoża i zrobić wszystko, aby odnaleźć odpowiedzi na ściskające serce pytania. Trzeba się narodzić  z Ducha, a nie z ciała !- usłyszał od Chrystusa. Wracał do domu z tymi słowami, które kołatały w jego głowie… Narodzić się…! W tym miejscu przypominają mi się słowa św. Jana Chryzostoma: „Znajdź drzwi do swego serca, a zobaczysz, ze są to drzwi do Królestwa Bożego”. Pan w rozmowie z Nikodemem, wyjaśnia tajemnicę powtórnego narodzenia z Boga. Używa w tym celu porównania do wiatru. Wiatr i Duch są niewidzialni, poznajemy tylko ich działanie po skutkach. Wiatr wieje gdzie chce, Duch Boży udziela się, tak jak mu się podoba. Szum Jego słyszysz, możesz wyczuć jego obecność, poznać jego potęgę i siłę działania, jednak nie wiesz, skąd pochodzi- by to odgadnąć trzeba przeniknąć głębiny Boga- ani nie wiesz dokąd zdąża, ponieważ dociera do najgłębszej istoty człowieka i wypełnia wszystko, pozwalając się narodzić ponownie.