Piotr
powiedział do Jezusa: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą”. Jezus
odpowiedział: „Zaprawdę powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr,
matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał
stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól
wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym. Lecz wielu pierwszych
będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi”.
Kilka dni temu
przeżywałem szóstą rocznicę kapłaństwa. Powróciłem do momentu moich święceń;
cudowne wspomnienia utkane ze wzruszeń i niewypowiedzianej radości. Kapłaństwo- dar i tajemnica miłości. Wszystko
w człowieku jakoś naturalnie dojrzewa, wtedy myślałem trochę inaczej- może
naiwniej, dziecięco- sam nie wiem. Przypominam sobie jak leżałem krzyżem na
posadzce i było mi strasznie niewygodnie, ale modliłem się w duchu z
żarliwością proroka, o dar słowa. Otrzymałem to, o co prosiłem. Człowiek wraz z czasem coś całkiem innego
odkrywa na drodze osobistego powołania, nowe horyzonty, zachwyty, intensywność
przeżyć- bardziej stonowaną i osadzoną w realiach życia. Myślę o kapłaństwie…,
takim codziennym a nie napuszonym, zwyczajnym a nie okadzanym, iż oddychać nie
można. Pewien kapłan napisał mądre słowa: „Ksiądz. Zjawisko dziwne. Jak trzeba jest
potrzebny, jak coś jest tylko księdzem. Jak ma się namówić: jest tylko człowiekiem… Mówią, że
drugi
Chrystus, a słaby jak trzcina. Mówią, że ma jakąś moc, a jest
niemocny. Mówią, że ma wielu przyjaciół, a jak coś jest sam”. Będąc
kapłanem każdego dnia coraz bardziej intensywnie uświadamiam sobie na czym
polega owo opuszczenie świata i smak podarowanego kapłaństwa. Już trochę lepiej
i pokorniej to rozumiem, bez egzaltacji czy fałszywej mistyki. Wcześniej
rozumiałem to, jako porzucenie świata, teraz odkrywam to jako bycie tu i teraz-
w centrum wydarzeń w których dokonuje się spotkanie z drugim człowiekiem. „Kapłan
to posadzka po której przemierzają ludzie, poszukując odpowiedzi o sens życia”.
Kapłan ma być dla nich i wśród nich, znakiem –ikoną Chrystusa. Opuszczenie to
nie jest rezygnacja z założenia rodziny, jak to próbują forsować sztucznie
obrońcy celibatu kapłańskiego- teologizując go na siłę; tym samym robiąc z
siebie cierpiętników lub męczenników w imię miłości wyższej. Tu nie chodzi
„bezdomność ludzkiej miłości”, czy samotności połączonej z dramatem krzyża. Tu
nie chodzi o wyjście z domu i zamknięcie za sobą drzwi, aby zostawić przeszłość gdzieś daleko za
plecami. Odkrywam opuszczenie jako wewnętrzną zdolność do przyjęcia życiowej
misji jako kapłan, mąż, i ojciec własnej rodziny. Jako sługa miłości w tej
najbardziej ludzkiej odsłonie, dźwigając swoje i innych problemy. Jeżeli ksiądz
będzie potrafił zatroszczyć się swoją najbliższą rodzinę, to będzie
sprawdzianem również jego troski o powierzony mu Kościół. Tu chodzi o bycie
coraz bardziej chrystusowym w modlitwie, kochaniu, działaniu, w jakiejkolwiek ludzkiej
aktywności. Płodne ojcostwo które innych będzie otwierało na Jezusa,
fascynowało Nim, wypowiadało głębię niesamowitej przygody jaką jest wiara. Zrozumiał
to doskonale brat Jezusa, bł. Karol de Foucauld: „Kapłan
jest monstrancją, jego rolą jest pokazywać Jezusa; musi sam zniknąć i ukazać
Jezusa. Starać się pozostawić dobre wspomnienie w duszy każdego z tych, którzy
do niego przychodzą. Stać się wszystkim dla wszystkich. Śmiać się z tymi,
którzy się śmieją, płakać z tymi, którzy płaczą, aby wszystkich przyprowadzić
do Jezusa”.