wtorek, 26 maja 2015

Mk 10,28-31
Piotr powiedział do Jezusa: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą”. Jezus odpowiedział: „Zaprawdę powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym. Lecz wielu pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi”.
Kilka dni temu przeżywałem szóstą rocznicę kapłaństwa. Powróciłem do momentu moich święceń; cudowne wspomnienia utkane ze wzruszeń i niewypowiedzianej radości. Kapłaństwo- dar i tajemnica miłości. Wszystko w człowieku jakoś naturalnie dojrzewa, wtedy myślałem trochę inaczej- może naiwniej, dziecięco- sam nie wiem. Przypominam sobie jak leżałem krzyżem na posadzce i było mi strasznie niewygodnie, ale modliłem się w duchu z żarliwością proroka, o dar słowa. Otrzymałem to, o co prosiłem. Człowiek wraz z czasem coś całkiem innego odkrywa na drodze osobistego powołania, nowe horyzonty, zachwyty, intensywność przeżyć- bardziej stonowaną i osadzoną w realiach życia. Myślę o kapłaństwie…, takim codziennym a nie napuszonym, zwyczajnym a nie okadzanym, iż oddychać nie można. Pewien kapłan napisał mądre słowa: Ksiądz. Zjawisko dziwne. Jak trzeba jest potrzebny, jak coś jest tylko księdzem. Jak ma się namówić: jest tylko człowiekiem… Mówią, że drugi Chrystus, a słaby jak trzcina. Mówią, że ma jakąś moc, a jest niemocny. Mówią, że ma wielu przyjaciół, a jak coś jest sam”. Będąc kapłanem każdego dnia coraz bardziej intensywnie uświadamiam sobie na czym polega owo opuszczenie świata i smak podarowanego kapłaństwa. Już trochę lepiej i pokorniej to rozumiem, bez egzaltacji czy fałszywej mistyki. Wcześniej rozumiałem to, jako porzucenie świata, teraz odkrywam to jako bycie tu i teraz- w centrum wydarzeń w których dokonuje się spotkanie z drugim człowiekiem. „Kapłan to posadzka po której przemierzają ludzie, poszukując odpowiedzi o sens życia”. Kapłan ma być dla nich i wśród nich, znakiem –ikoną Chrystusa. Opuszczenie to nie jest rezygnacja z założenia rodziny, jak to próbują forsować sztucznie obrońcy celibatu kapłańskiego- teologizując go na siłę; tym samym robiąc z siebie cierpiętników lub męczenników w imię miłości wyższej. Tu nie chodzi „bezdomność ludzkiej miłości”, czy samotności połączonej z dramatem krzyża. Tu nie chodzi o wyjście z domu i zamknięcie za sobą drzwi,  aby zostawić przeszłość gdzieś daleko za plecami. Odkrywam opuszczenie jako wewnętrzną zdolność do przyjęcia życiowej misji jako kapłan, mąż, i ojciec własnej rodziny. Jako sługa miłości w tej najbardziej ludzkiej odsłonie, dźwigając swoje i innych problemy. Jeżeli ksiądz będzie potrafił zatroszczyć się swoją najbliższą rodzinę, to będzie sprawdzianem również jego troski o powierzony mu Kościół. Tu chodzi o bycie coraz bardziej chrystusowym w modlitwie, kochaniu, działaniu, w jakiejkolwiek ludzkiej aktywności. Płodne ojcostwo które innych będzie otwierało na Jezusa, fascynowało Nim, wypowiadało głębię niesamowitej przygody jaką jest wiara. Zrozumiał to doskonale brat Jezusa, bł. Karol de Foucauld: „Kapłan jest monstrancją, jego rolą jest pokazywać Jezusa; musi sam zniknąć i ukazać Jezusa. Starać się pozostawić dobre wspomnienie w duszy każdego z tych, którzy do niego przychodzą. Stać się wszystkim dla wszystkich. Śmiać się z tymi, którzy się śmieją, płakać z tymi, którzy płaczą, aby wszystkich przyprowadzić do Jezusa”.