wtorek, 30 czerwca 2015

Mt 8,23-27
Gdy Jezus wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie. Nagle zerwała się gwałtowna burza na jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On zaś spał. Wtedy przystąpili do Niego i obudzili Go, mówiąc: „Panie, ratuj, giniemy!” A On im rzekł: „Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?” Potem wstał, rozkazał wichrom i jezioru, i nastała głęboka cisza. A ludzie pytali zdumieni: „Kimże On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne?”
Opowiadanie o burzy utrwalone na kartach Ewangelii, nie stanowi tylko interesującego przerywnika w pobożnym opowiadaniu o życiu i czynach Chrystusa. To ilustracja ciągle aktualna, nie tylko jako zgrabna metafora życia, ale nade wszystko doświadczenie ekstremum, które może stać się chwilą próby dla każdego człowieka. Pan lubi stawiać człowieka w sytuacjach trudnych do przewidzenia; w jednym momencie obnażając wszystkie lęki i najbardziej skryte emocje. Czasami trzeba stracić grunt pod nogami, poczuć wibrację wszystkiego wokół nas… W jakim celu ? Aby przekonać się jaki naprawdę jestem i jaka jest moja wiara w Wybawcę. Bóg jest zatroskany i jako jedyny widzi to, co prawdziwe w człowieku. Wiara jest ryzykiem…, rzecz w tym, abyśmy poczuli, iż nie mamy władzy nad naszym życiem. Jezus wybija nas z bezruchu, stagnacji i łatwej rezygnacji. Przypomina mi się pytanie, które sformułował Exupery: „Co z tego, że stoisz na środku skrzyżowania, jeżeli nie masz chęci, by iść dokądkolwiek ?” Dlatego potrzebna jest burza, fale przelewające się przez burtę naszego życia; trzeba poczuć lęk i bezradność, aby ruszyć się ku życiu…, aby w jednej chwili wyciągnąć dłonie ku górze i wrzeszczeć ile sił w płucach- Panie ratuj mnie ! Po burzy zawsze wychodzi słońce, nastaje lepsze jutro.
 

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Mt 16,13-19
Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?” A oni odpowiedzieli: „Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków”. Jezus zapytał ich: „A wy za kogo Mnie uważacie?”. Odpowiedział Szymon Piotr: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”. Na to Jezus mu rzekł: „Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr Opoka, i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego: cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”.
Kościół celebruje dzisiaj w liturgii uroczystość świętych apostołów Piotra i Pawła. Dwie różne postacie, całkiem odmienne osobowości i temperamenty, a jeden wspólny cel- urzeczywistnienie misji Chrystusa w świecie. Świadectwo życia Ewangelią i dla Ewangelii, w różnych odsłonach i kontekstach. Świadectwo o tych dwóch wielkich świadkach wiary, uzupełnia kultura materialna starożytnego Rzymu. Świadczą o tym najstarsze napisy w katakumbach, mozaiki dawnej bazyliki św. Piotra czy bazyliki Matki Bożej Większej. Pierwsze świadectwo o święcie Piotra i Pawła w dniu 29 czerwca posiadamy z połowy III wieku, wiemy że już w wieku IV obchodzone było bardzo uroczyście. Do bazyliki wzniesionej przez cesarza Konstantyna nad grobem pierwszego Papieża na wzgórzu watykańskim, gromadziły się wtedy wielkie rzesze ludzi, które uczestniczyły w całonocnym czuwaniu modlitewnym. Na drugi dzień, sprawowano uroczystą Eucharystię, po której to wyruszano w procesji do bazyliki św. Pawła za Murami; ta praktyka przetrwała do czasów Hadriana I. W ten świąteczny dzień gromadzono się również w katakumbach przy via Apia, w pobliżu obecnej bazyliki  św. Sebastiana: tu według tradycji w czasie prześladowań za cesarza Waleriana miały tymczasowo znajdować się ciała Apostołów. W dniu dzisiejszym w sposób bardzo namacalny uświadamiamy sobie, że Kościół zbudowany jest na fundamencie apostołów, oraz że jest powołany do przekazywania przyszłym pokoleniom ich świadectwa o Chrystusie; którego poznali, uwierzyli i przyjęli do swojego życia. Piotr i Paweł- dwaj charyzmatyczni świadkowie wiary; każdy z nich otrzymał inne talenty i każdy miał do wykonania inne zadanie. Piotr pierwszy wyznał wiarę w Chrystusa, ale Paweł otrzymał łaskę dogłębnego zrozumienia wiary, jej treści- tworząc solidną intelektualną wykładnię doktryny chrześcijańskiej. Piotr ewangelizował Żydów, Paweł wyprowadził wiarę z wnętrza synagogi i poniósł ją do pogan, zapalając serca poszukujących blasku prawdy. Refleksy ich duchowej odpowiedzi Bogu znajdujemy w dzisiejszym fragmencie Ewangelii. To również jest słowo dla nas; prowokujące i powodujące duchowy ferment. "A wy za kogo Mnie uważacie ?" Pytanie które rozbrzmiewa od początku chrześcijaństwa, a  które myślę nurtuje każdego chrześcijanina. Kim jest dla mnie Chrystus ? Często zbyt łatwo i szybko staramy się odpowiedzieć na to pytanie, a ono musi wyzwolić refleksje, obnażyć mnie i postawić w głębokiej zadumie. Możemy zbyt łatwo poddać się takiemu potokowi czcigodnych słów... Pytam często spontanicznie napotkanych ludzi: czy wierzysz w Chrystusa ? Większość bez większego zastanowienia szumnie odpowiada, że tak. Wydaje się, że to takie oczywiste, proste do ubrania w słowa, ale jaki ciężar posiada tak udzielona odpowiedź. A ja prowokacyjnie odpowiadam iż, to za mało, bowiem nawet "demony też wierzą, i lękają się ze strachu". Pojawiają się wielkie oczy..., niedowierzanie, a nawet lekceważenie. A czy ufasz Jezusowi ? To pytanie już rozkłada na łopatki. Trudno jest człowiekowi przyjąć prawdę, że Bóg jest Panem mojego życia, ponieważ są takie obszary w których On jest traktowany trochę jak intruz. Wiele spraw które odsłania przed nami Chrystus mogą być nie do przyjęcia, bo chcielibyśmy tak po swojemu. Apostołowie złapali się w taką pułapkę myślenia, kiedy Mistrz zapowiedział cierpienie, śmierć, dramat krzyża i zmartwychwstanie. To ich po ludzku przerosło a w Jezusie wzbudziło poruszenie i ostre słowa skierowane do Piotra :  „Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie”. To musiało bardzo boleć Apostoła. Wyznać wiarę w Pana to wielkie zobowiązanie które ma swoje konsekwencje, które mogą zadawać ból. Trzeba dużo odwagi. Tomasz Merton pisał : "Daj mi odczuwać nakaz Twej miłości w samych korzeniach mojej egzystencji ! Daj mi zrozumieć, że nie po to Ci jestem posłuszny, żeby istnieć, ale istnieję po to, aby wykonywać Twoją wolę". Dopiero później dwa filary Kościoła, święci Piotr i Paweł poczują w swoim życiu ciężar miłości- męczeństwo stanie się najbardziej przemawiającym dla Kościoła znakiem ich wierności Jezusowi. Urzeczywistnią się słowa Mistrza, które po zmartwychwstaniu postawił Piotrowi: „Czy kochasz Mnie?” W dwóch wielkich Apostołach Chrystus pozwoli się ponownie się ukrzyżować i przemówi do świata siłą miłości. Pięknie o tych świadkach miłości napisał św. Leon Wielki: „Łaska Boża ich wyróżniła spośród członków Kościoła, że w tym Ciele, którego głową jest Chrystus, są oni jakby blaskiem dwojga oczu. W ich zasługach i cnotach, zaiste nie do wysłowienia, nie szukamy różnic i nie rozdzielamy ich od siebie. Bo i posłannictwo złączyło ich w dopełniającą się parę, i znojny trud upodobnił, i śmierć męczeńska zrównała”. 

niedziela, 28 czerwca 2015

Mk 5,21-43
 Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd Go ściskali. A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele przecierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Słyszała ona o Jezusie, więc zbliżyła się z tyłu między tłumem i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”. Zaraz też ustał jej krowotok i poczuła w ciele, że jest uzdrowiona z dolegliwości. Jezus także poznał zaraz w sobie, że moc wyszła od Niego. Obrócił się w tłumie i zapytał: „Kto dotknął się mojego płaszcza?” Odpowiedzieli Mu uczniowie: „Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: «Kto się Mnie dotknął?»”. On jednak rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta przyszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, upadła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę. On zaś rzekł do niej: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości”.  
Kobieta przeżywała straszne cierpienia związane z upływem krwi, ból i świadomość, że otoczenie traktuje ją jako nieczystą; bowiem w mentalności żydowskiej krwawienie kobiety powoduje nieczystość, z tym się wiązał brak możliwości uczestniczenia w religijności. Spotkała Jezusa, a właściwie to zakradła się od tyłu, aby być anonimową, dotknęła się szaty i odzyskała zdrowie. Jezus pozwolił się dotknąć, a później znalazł jej twarz w tłumie, a ona pełna lęku przyszła i wyznała całą prawdę. Bóg chce uzdrawiać nasze skołatane serca, spracowane ręce i wypalone emocje, powracające wspomnienia, zranienia i balasty przeszłości... Czasami trzeba wykrzyczeć swoją małość, powiedzieć Panie, proszę dotknij moje życie, uzdrów to, co we mnie potrzebuje uzdrowienia. Dotknij, przytul i pociesz. Uzdrów moja przeszłość i teraźniejszość. Jezus chce nas wyprowadzić z poczucia lęku  i rozpaczy, chce abyśmy żyli, abyśmy czuli się kochani, a w trudnym i pełnym łez dramacie chwili czuli uścisk dłoni Boga. Pragnę pozostawić do duchowej lektury fragmenty zaczerpnięte z Ojców Kościoła, interpretujące dzisiejszy fragment Ewangelii:
„Zaczęła mieć nadzieje na lekarstwo, które przyniosłoby jej zdrowie, poznała, że nadszedł czas, kiedy przyszedł Lekarz niebiański; powstała, aby wyjść naprzeciw Słowu. Widziała, że ciśnie się do Niego tłum; nie wierzą jednak ci, którzy naciskają, wierzą natomiast ci, którzy dotykają. Przez wiarę dotyka się Chrystusa, przez wiarę widzi się Chrystusa; nie dotyka się Go jednak cieleśnie, nie można Go objąć oczami, bowiem  nie widzi; ani nie słyszy ten, kto nie rozumie tego, co słyszy, i nie dotyka ten, kto dotyka bez wiary. Jeśli więc i my chcemy być uzdrowieni, dotknijmy rąbka szaty Chrystusa.” (św. Ambroży z Mediolanu)
„I tak kobieta stanęła przed Nim, a On ją uzdrowił. Stawała przed wieloma ludźmi, lecz oni jej nie uzdrowili, choć tracili dla niej swój czas. A jeden Człowiek ją uzdrowił, choć oblicze Jego było zwrócone w inną stroną”.  (św. Efrem)
„To nie dzieło mojej ręki, lecz twoja wiara to zdziałała. Wielu bowiem rąbka szaty mej dotknęło, lecz mocy nie zyskali, bo wiara ich nie wiodła, ty natomiast z mocną wiarą Mnie dotknęłaś i zdrowie otrzymałaś, przeto teraz przed wszystkich cię przywiodłem, był wołała: „Zbawco, zbaw mnie”. (św. Roman Melodos).

sobota, 27 czerwca 2015

Mt 8,5-17
Gdy Jezus wszedł do Kafarnaum, zwrócił się do Niego setnik i prosił Go, mówiąc: „Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi”. Rzekł mu Jezus: „Przyjdę i uzdrowię go”. Lecz setnik odpowiedział: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie. Bo i ja, choć podlegam władzy, mam pod sobą żołnierzy. Mówię temu: «Idź», a idzie; drugiemu: «Chodź tu», a przychodzi; a słudze: «Zrób to», a robi»”. Gdy Jezus to usłyszał, zdziwił się i rzekł do tych, którzy szli za Nim: „Zaprawdę powiadam wam: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary. Lecz powiadam wam: Wielu przyjdzie ze wschodu i zachodu, i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w królestwie niebieskim. A synowie królestwa zostaną wyrzuceni na zewnątrz w ciemność; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”. Do setnika zaś Jezus rzekł: „Idź, niech ci się stanie, jak uwierzyłeś”. I o tej godzinie jego sługa odzyskał zdrowie. 
Eucharystia za każdym razem kiedy jest przez nas przeżywana z wiarą, staje się wydarzeniem w którym otwiera się miłujące i uzdrawiające serce Boga; przez Kościół i dla Kościoła. W czasie każdej liturgii stajemy jako potrzebujący miłosierdzia, chorzy, lub przewlekle obciążeni dolegliwościami, którzy przychodzą do „lecznicy”, aby przyjąć Ciało Baranka- „lekarstwo uzdrowienia”. Miał niezwykłą intuicję żyjący na początku VIII wieku papież Sergiusz I, wprowadzając do łacińskiej Mszy, słowa wypowiedziane przez setnika- „Agnus Dei, qui tollis peccata mundi, miserere nobis”. Tak sformułowana modlitwa przed najważniejszym momentem celebracji Ofiary Pańskiej, jakim jest przyjęcie konsekrowanych Darów, nie stanowiła tylko próby udramatyzowania świętych czynności w kontekście śmierci Chrystusa, choć pewnie to było najistotniejszą przesłanką, ale nade wszystko zwrócenie uwagi na słabą kondycję człowieka, który przychodząc po to, co Najświętsze, uznaje w sobie niegodność proszącego i słabość sługi. Średniowieczny teolog św. Bernard pisał: „Nieskończona miłość Boga do nas stała się widzialna w Chrystusie. Poprzez rany ciała objawia się tajemnicza miłość jego serca, ujawnia się wielka tajemnica miłości, ukazuje się miłosierdzie naszego Boga”. Dlatego wielu współczesnych wypowiadających słowa tego wezwania, bije się w piersi, wskazując tym samym centrum swojego jestestwa, które ma zostać dotknięte miłością przychodzącego Zbawiciela. Jeszcze mocniej akcentują to wydarzenie spotkania kruchego człowieczeństwa z łaską Boga, teksty modlitw odczytywane po Boskiej Liturgii- w Kościołach Wschodnich, wskazując na terapeutyczne działanie: „Ty, który jesteś ogniem pożerającym niegodnych, nie spal mnie, mój Stwórco, ale raczej przeniknij wszystkie moje członki, wszystkie stawy, nerki i serce. Spal ciernie wszystkich grzechów, oczyść moją duszę, uświęć serce, umocnij moje kolana i kości i utwierdź mnie całego w Twej miłości”. Mamy tutaj echo ewangelicznych słów Chrystusa- „Przyjdę i uzdrowię go”.
 

piątek, 26 czerwca 2015

Katedra Santa Maria Nuova w Monreale na Sycylii, 12 w.Mt 8,1-4
Gdy Jezus zeszedł z góry, postępowały za Nim wielkie tłumy. A oto zbliżył się trędowaty, upadł przed Nim i prosił Go: „Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Jezus wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: „Chcę, bądź oczyszczony”. I natychmiast został oczyszczony z trądu. A Jezus rzekł do niego: „Uważaj, nie mów nikomu, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”.
Kilka refleksji rodzi się w mojej głowie w związku z dzisiejszym dniem. Dla dzieci i młodzieży kończy się czas nauki, a rozpoczyna długo wyczekiwany czas odpoczynku wakacyjnego. Wertując wczoraj książkę zawierającą cytaty zaczerpnięte a mądrości Talmudu, jeden zwrócił szczególnie moją uwagę; brzmi następująco: „Oddech dzieci śpieszących do szkoły podtrzymuje świat”. Mam nadzieję, że przerwa w wędrówce ku zdobywaniu mądrości, nie naruszy w posadach harmonii świata. Miejmy nadzieję, iż oddech dzieci w czasie wypoczynku się rozszerzy, czyniąc bardziej solidnym intelektualny zapał, który będzie leżakował do września. Przysłowie angielskie mówi, że „praca jest ojcem odpoczynku”, tak więc odpoczywać trzeba, aby zregenerować siły. Oczywiście nie każdy może sobie pozwolić na urlop, ale czasami ważne są drobne chwile w których możemy odsapnąć i poczuć na twarzy promienie słońca, czy bryzę mówiącą nam o tym, iż jesteśmy wolni jak ptaki szybujące wysoko. Skoro mowa o wolności, to dzisiaj Ewangelia odsłania przed nami wolność którą przywraca Chrystus. Bóg przychodzi aby pokazać że nawet cierpienie i choroba, choćby była najbardziej odrażająca, niesie jakieś przesłanie. „Bóg nie przyszedł, aby znieść cierpienie, ani nawet, aby je wyjaśnić. Przyszedł, aby je wypełnić swoją obecnością”( P. Claudel). Ta obecność staje się źródłem samo udzielającej się miłości- która uzdrawia. Wolność od choroby trądu. Uzdrawiająca miłość Jezusa, powoduje całkowite wyzwolenie człowieka od bakterii które infekują ciało, powodują deformację i stopniowy rozkład. „Bądź oczyszczony”- te słowa ów mężczyzna zapamięta do końca życia, będą stanowiły treść jego codziennej modlitwy uwielbienia Boga. Będzie nieustannie powracał do tego momentu, kiedy Rabbi z Nazaretu, położył na niego dłonie i podarował mu nowe życie.

czwartek, 25 czerwca 2015

Mt 7,21-29
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie», wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?» Wtedy im oświadczę: «Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości». Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry, i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki”. Gdy Jezus dokończył tych mów, tłumy zdumiewały się Jego nauką. Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w Piśmie.
Chrześcijaństwa nie można przeżywać na pół gwizdka, to przygoda w której trzeba się maksymalnie sprężyć, z każdym postawionym krokiem wejść w ryzyko, aby w sytuacjach życia spotkać Boga. „Wydaje nam się często, że wiara to spokój wewnętrzny. Bóg nie jest jednak tylko przychodzącą ciszą, ale i burzą, która zrywa się gwałtownie i każe zupełnie przestawić swoje myśli, zerwać z niebezpiecznym uczuciem, przekroczyć plany życiowe, wylecieć z ciepłego gniazda”. Odkryć Boga w swoim sercu, odkryć go w innych ludziach, doświadczyć w sercu zgiełku świata. Jedynym wyznacznikiem autentyczności wszelkich zamiarów niech będzie służba Królestwu Bożemu. Chrystus wskazuje na fundamentalną zasadę- odczytywać nieustannie wolę Ojca. Nie swoje widzimisie, nie głos najbardziej mądrych i skutecznych w działaniu ludzi; ale wolę Boga. Wielu ludzi pod płaszczem najbardziej szlachetnych intencji może się rozminąć z wolą Boga. Mogą pogalopować niczym konie z klapkami na oczach w swoim kierunku. Ufać i wierzyć Bogu. Nie chodzi wcale, abyśmy obnosili emblematy ewangelizacyjne, czy wykrzykiwali na agorach miast imię- „Panie, Panie”. Chodzi nade wszystko, aby żyć Bogiem i w Bogu, pokornie odczytując natchnienia i impulsy poruszające nasze serce. Wtedy jakiekolwiek działania będą wypełnione Jego łaską i błogosławieństwem. Wtedy dobro które samo będzie nadawało rozpędu naszym czynom, będzie stanowiło najbardziej wymowny znak dla świata, że przez nas Bóg działa. Dobrze ktoś kiedyś napisał: „postępuj zawsze tak, aby to, co robisz, był lepsze od tego, co zrobiłeś’. Wzrost dobra, będzie najbardziej wyrazistą ekspertyzą naszej wiary. Budować dom na skale, na trwałym fundamencie; nie wchodzić w miraże czy utopie, które zgrabnie podsuwa zaaplikowana relatywizmem rzeczywistość. Nasłuchiwać subtelnego głosu Boga, nawet kiedy wszystko i wszyscy będą wrzeszczeli na całe gardło, próbując przerwać naszą łączność z Nim. C.S. Lewis, z niezwykłą głębią poznania pisał: „W naszych przyjemnościach Bóg zwraca się do nas szeptem, w naszym sumieniu przemawia zwykłym głosem, w naszym cierpieniu- krzyczy do nas; cierpienie to Jego megafon, który służy do obudzenia głuchego świata”.
 

środa, 24 czerwca 2015

Łk 1,57-66.80
Dla Elżbiety nadszedł czas rozwiązania i urodziła syna. Gdy jej sąsiedzi i krewni usłyszeli, że Pan okazał tak wielkie miłosierdzie nad nią, cieszyli się z nią razem. Ósmego dnia przyszli, aby obrzezać dziecię, i chcieli mu dać imię ojca jego, Zachariasza. Jednakże matka jego odpowiedziała: „Nie, lecz ma otrzymać imię Jan”. Odrzekli jej: „Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił to imię”. Pytali więc znakami jego ojca, jak by go chciał nazwać. On zażądał tabliczki i napisał: „Jan będzie mu na imię”. I wszyscy się dziwili. A natychmiast otworzyły się jego usta, język się rozwiązał i mówił wielbiąc Boga. I padł strach na wszystkich ich sąsiadów. W całej górskiej krainie Judei rozpowiadano o tym wszystkim, co się. zdarzyło. A wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali: „Kimże będzie to dziecię?” Bo istotnie ręka Pańska była z nim. Chłopiec zaś rósł i wzmacniał się duchem; a żył na pustkowiu aż do dnia ukazania się przed Izraelem.
Obchodzimy dzisiaj uroczystość św. Jana Chrzciciela, to szczególna postać której chrześcijaństwo w swoim kalendarzu liturgicznym poświęca osobne wspomnienie w tak wielkiej randze. W powołaniu Proroka wszystko wydaje się niezwykłe. Już Chrystus wydaje o Nim świadectwo przed zgromadzonym tłumem, wskazując na jego głęboką tajemnicę: „jest więcej niż prorokiem” (Mt 11,9). Ten którego narodzenie Kościół celebruje w liturgii, stał się mężem przewidzianym w zamysłach Boga. Święty Jan stanie się świadkiem, który potwierdza wydarzenie nadejścia Syna Człowieczego. Jest więcej niż prorokiem, ponieważ jego świadectwo w płaszczyźnie ludzkiej jest jednym z warunków spełnienia misji Chrystusa” „godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe” (Mt 3,15). Narodzenie Jana było pełne cudów. Przed narodzeniem, a nawet przed poczęciem, Jego imię zostało zapowiedziene podczas zwiastowania Zachariaszowi i oznacza: „Jahwe zbawia”. Jak podaje Ewangelia: „Już w łonie matki napełniony będzie Duchem Świętym”. Wybór imienia „Jan”, po długim milczeniu Jego ojca, podkreśla to, że Bóg poznał go tak, jak poznał innego proroka o imieniu Jeremiasz. Można doszukać się tu podobieństwa. „Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię” (Jr 1,5). „On sam pójdzie wobec Chrystusa w duchu i mocy Eliasza. Duch więc, który był w Eliaszu, przyszedł do Jana, i moc, która w nim była, w tym także się objawiła. Tamten został uniesiony do nieba, ten zaś był poprzednikiem Pańskim i umarł przed Nim, aby zstąpiwszy do otchłani przepowiadać tam Jego przyjście”- pisał Orygenes. Jan to najważniejsza postać na styku Starego i Nowego Testamentu, a jednocześnie niezwykle mocno wpisująca się w polską obrzędowość, kulturę; ślady tego możemy dostrzec w ciągle żywych tradycjach ludowych. Jego dzień przypada wtedy, kiedy najdłuższy jest dzień a noc najkrótsza. Jak również wraz z Jego osobą, zaczyna się dokonywać przesilenie i dzień staje się krótszy, a noc osiąga swoje apogeum w momencie kiedy misterium liturgii będzie obwieszczać narodziny Boga- Człowieka. W okresie pogańskim dzień 23 czerwca i 24 czerwca był związany z kultem ognia. Stąd w niektórych regionach do dzisiaj chłopcy próbując wykazać się odwagą męstwa przeskakiwali przez ułożone ogniska. W nocy dziewczęta wychodziły na łono natury poszukując ziół i kwiatów, którym przypisywano magiczną moc leczniczą. Dziewczęta oświetlone blaskiem świec, wypuszczały wianki na wodę; to wszystko byłe przepełnione intensywnością szczęścia, dobrych wróżb, a nade wszystko tęsknotą za miłością życia. Wianek to symbol dziewictwa, czystości, piękna przechowywanego w cielesności czekającej na zjednoczenie z ukochanym. Dlatego wianki mogły puszczać tylko panny, mając nadzieję na szybkie i dobre zamążpójście. Jest jeszcze jeden zwyczaj który jest znany każdemu; od dziecka po dorosłego. Kiedyś bardzo przestrzegano aby do uroczystości narodzin św. Jana Chrzciciela nie kąpać się w wodzie. Dopiero kiedy kapłan poświęcił wodę- jezioro, rzekę, był to symboliczny znak i można korzystać z tak długo wyczekiwanych uciech.  Ma to pewnie odwołanie do wydarzenia z nad Jordanu, gdzie Chrystus przyjął chrzest z rąk Proroka i tym samym uświęcił wody.  Pragnę zakończyć to rozważanie tekstem modlitwy zapisanym w Sakramentarzu z Werony: „Wszechmogący Boże, daj sercom naszym postępować w prostocie dróg Twoich, której uczył św. Jan Chrzciciel, głos wołający”.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

wtorek, 23 czerwca 2015

Dzisiaj obchodzimy dzień Ojca. Odgrzebałem fragment poezji mojego Taty w którym zawiera się Jego wrażliwość na świat, drugiego człowieka... Pisze o miłości, której ciągle nam brakuje, za którą przemierzamy życie, a której źródłem jest Bóg- Miłość. Tato spoglądasz na mnie z nieba; nie wiem czy jesteś ze mnie dumny, ale jedno wiem, że bardzo mnie kochasz. Dziękuję za twoje ojcowskie serce, za życie, wrażliwość na piękno i wiarę w dobro. Moim prezentem dla Ciebie będzie dar Eucharystii- miłości Jezusa. Brakuje mi Ciebie, choć wiem iż jesteś duchowo przy mnie. Bardzo Cię kocham !

Moim zdaniem- miłość jest to skarb bezcenny. Skarb z którym się zawsze z bliźnim dzielić trzeba by dzień każdy stawał się promienny by zawsze smakował, jak świeży kęs chleba… Miłość jest też niczym złota grudka drobna zbawczo znaleziona na pustyni bezsensu. To skarb bez którego żyć by niepodobna a z którym to życie wciąż nabiera sensu. W końcu- miłość- tak sądzę to wielki dar Boży dany człowiekowi w zamyśle zbawienia by przez nią wciąż dążył do przestworzy by serce nie było- jak mówią z kamienia…

Ryszard Szwedowicz

Mt 7,6.12-14
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie dawajcie psom tego co święte i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami i obróciwszy się, was nie poszarpały. Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy. Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują”.
Pozwolę sobie na takie osobiste wyznanie. Już kilka lat przepowiadam Słowo Boże. Za każdym razem staram się to czynić rzetelnie, z pokorą i uległością Duchowi Świętemu. Nie zawsze wszystko rozumiem, może rozumiem nawet coraz mniej; bardziej enigmatycznie. Biblii nie można zrozumieć od tak, jak każdej innej książki z ciekawą fabułą. To słowo jest tak intrygujące i wraz z przeżywanymi sytuacjami nawarstwiającymi się niczym ziemia, inaczej wybrzmiewa. Kazania wypadały raz lepiej, a raz gorzej…, chociaż zawsze noszę w pamięci słowa mądrego pastora, iż każde kazanie duchownego powinno być tak wygłoszone jakby było pierwszym i ostatnim jednocześnie. Słowo głoszone z ambony powinno być wypełnione tak wielkim ładunkiem duchowej żarliwości i autentyczności w konfrontacji z myślami Boga. Przyznaję osobiście, iż najlepsze kazania to były te, których treść pozostała na kartce papieru; ponieważ po odczytaniu Ewangelii odkrywałem całkiem inny sens przeczytanego słowa. Można to nazwać natchnieniem przepowiadającego, lub umożliwieniem Bogu uczynienia z siebie narzędzia do spontanicznego przekazania zawartego w słowie przesłania. Wielka prawda liturgiczna która jest szczególnie obecna u chrześcijan wschodnich, uczy, że nigdy nie można stać samemu przed Obliczem Boga, że nigdy nie można zbawić się samemu i nigdy nie można samemu czytać Biblii. Trzeba to zrozumieć, tylko w kontekście liturgicznego przeżywania tej czynności; cały Kościół czyta przeze mnie, jak również ze mną, odkrywając tym samym drogowskazy i pomysły Boga. Proklamowanie Ewangelii to nie wszystko, ważny jest również odbiorca- kiedy myślę o słuchających, to chodzi mi o pewną dyspozycyjność, uległość w przyjęciu informacji z góry- intensywność i temperatura zgromadzenia sprawia owocność przyjmowania i przeżywania. Czasami można mieć wrażenie, że słuchacze jednym uchem słuchają a drugim wypuszczają usłyszane słowo. Nie wynika to ze znużenia, czy niecierpliwości, ale z intensywności lub braku przeżywania wiary. Jest to pewien dramat; kiedy Dobra Nowina nie ma podatnego gruntu, nie przemienia chrześcijan. Otrzymują bowiem duchowe perły, a nie chcą ich zdeponować w swoim umyśle, sercu i na ustach. Czasami trzeba przejść przez ciasną bramę, jak powie Chrystus. To przejście można rozumieć, jako duchową sposobność do podjęcia trudu wzbicia się ponad przeciętność. W Kościele każdy chrześcijanin, którego napełnia światło Przedwiecznego, powinien stawać się bramą, przez którą ma przejść Chrystus Pan w Maiestas Domini z otwartą księgą Ewangelii, do której finalnie zostanie dołączone curriculum vite każdego z nas.  Wiara rodzi się ze słuchania…, wprowadzania Ewangelii w czyn. Bez słuchania i przyjmowania „drogocennych pereł”, życie będzie tylko zwykłym projektem z którego nic się nie zbuduje- niepowstanie porta fidei.

poniedziałek, 22 czerwca 2015


Nie przed każdym otwieraj swe myśli, lecz jedynie przed tymi, którzy mogą uleczyć twoją duszę.

św. Antoni Wielki
Mt 7,1-5
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim wy sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: «Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka», gdy belka tkwi w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata”.
Człowiek jest takim „twórczym” stworzeniem, że potrafi w jednym momencie z nieprawdopodobną łatwością, o kimś wypowiadać mnóstwo sądów- co najbardziej smutne, z sarkastyczną satysfakcją. Jakie to wstrętne i obłudne… Jeszcze kogoś się dobrze nie poznało, a już produkuje się w głowie mnóstwo hipotez o tej osobie- niemoralna konfabulacja. Czasami łatwiej się widzi braki, słabości czy niedociągnięcia w innych ludziach. Trudniej jest zobaczyć w sobie całą panoramę niedoskonałości: egoizmu, pychy, pokusy ustawiania innych według własnej matrycy życiowej. Sam się łapię często na tym, że chciałbym ludzi wokół siebie „poustawiać” według mojego schematu myślenia. Ewangelia obnaża takie niewłaściwe postawy, stawia w pionie i porządkuje relację do drugiego człowieka. Belka która utkwiła w oku i przeszyła serce na wylot, może mocno przesłonić obiektywny stan rzeczy i osłabić postawę przebaczenia, szacunku, wrażliwości, miłości. Dobrze to oddaje w słowach pisarz Tołstoj, obnażając zakamarki ludzkiej duszy: „Kto zadaje cierpienie bliźniemu, czyni krzywdę samemu sobie. Kto pomaga innym, pomaga samemu sobie”. Wielkość człowieka może sprawdzić zdolnością do powstrzymywania się od łatwo wypowiadanych sądów i zdolnością do współodczuwania oraz zdolnością przebaczania. „Umiejętność przebaczania jest specjalną cechą chrześcijanina. Przebaczanie nie może być bierne, lecz musi stać się żywym aktem miłości”. Pociechą jest dla nas świadomość, że Chrystus- w największym akcie miłości, dokonanym na drzewie krzyża, zawsze wstawia się za grzesznikami, którzy przez Niego zbliżają się do Boga (por. Hbr 7,25). On jest rzecznikiem, miłosiernym obrońcą, którego ostatecznym słowem jest zawsze miłość; na krzyżu nie oskarżał nawet tych, co Go ukrzyżowali, lecz łagodzi ich winę, twierdząc, że nie zdają sobie sprawy z tego, co czynią. Dlatego Chrystus przypomina każdemu z nas: „nie sądźcie”, a na Kalwarii, sam stał się wobec Ojca rzecznikiem i obrońcą tych najbardziej zasługujących na sąd. „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”.
 
 

niedziela, 21 czerwca 2015

Polecam świetny film pt. "Bóg nie umarł"- może zmienić spojrzenie na życie i wiarę
https://www.youtube.com/watch?v=YOu-IIjSgkU






Mk 4,35-41


Gdy zapadł wieczór owego dnia, Jezus rzekł do swoich uczniów: „Przeprawmy się na drugą stronę”. Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim. Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź się już napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: „Milcz, ucisz się”. Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?” Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: „Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?”


Ewangelia dzisiejszej Niedzieli mocno do mnie przemawia, to jeden z najbardziej ciekawych i realnych epizodów ewangelicznych, tu wszystko jest opowieścią o życiu, wierze i ufności Bogu. „Tylko prawdziwe ryzyko sprawdza jakość wiary”. Ile razy w naszym życiu zostajemy wyprowadzeni na głębię, i musimy się zderzyć z nieprzewidywalnymi warunkami- ekstremalnymi sytuacjami. W takich momentach odsłania się prawdziwe oblicze człowieka wierzącego. Jezioro, burza, fale, łódź...poczucie lęku, strach stanowi tło do przełamania w sobie tego wszystkiego, co jest dalekie od zaufania Bogu. Ile razy cierpimy w życiu, tłumimy emocje, próbujemy na siłę sklejać sprawy na których bieg nie mamy już żadnego wpływu. Pozostajemy w łodzi sądząc że dryfowanie zaprowadzi nas na bezpieczny ląd, ale to złudzenie które dyktuje strach wyjścia ku... Kiedy jest już niebezpiecznie i strach wypisuje się na naszej twarzy, wołamy pełni bezradności: gdzie jesteś Boże ? Zobaczcie, że Jezus spokojnie sobie spał w łodzi, jakby ta cała scena rozgrywała się poza Nim. Czego nas uczy Pan ? Pokazuje nam wyraźnie, iż trzeba zapanować nad lękiem, zaufać Bogu, a nie panikować czy w akcie desperacji szukać pomocy gdzieś poza Nim. Pragnę przywołać piękne opowiadanie zaczerpnięte z Mądrości Chasydów: "Jak to się dzieje że ktoś, kto kocha Boga całym sercem i wie, że jest przy nim blisko, doświadcza rozłąki i oddalenia od Boga ? Nauczyciel tak mu odpowiedział: "Kiedy ojciec uczy swego swojego małego synka chodzenia, stawia go najpierw przed sobą, a chcąc go uchronić przed upadkiem, rozpościera blisko niego obie ręce i w ten sposób chłopczyk idzie ku niemu między jego rękami. ale kiedy już jest blisko, ojciec odsuwa go troszkę od siebie i szerzej rozpościera ręce, a robi to tak długo, póki dziecko nie nauczy się chodzić". Wiara to zaufanie Bogu !


 


 


 


 

piątek, 19 czerwca 2015

Mt 6,19-23
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza mszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje.  
Bardzo lubię słuchać tego fragmentu Ewangelii; to jedno za najpiękniejszych pouczeń jakie Chrystus skierował do swoich uczniów. Tym samym wskazał im, iż wielkość nie zależy wcale od zaszczytów, zajmowanego intratnego stanowiska, czy zgromadzonych pieniędzy szczelnie upchanych w domowych skrytkach. Ta mądra i jakże realistyczna lekcja jest adresowana również do nas; w sposób szczególny dla nas- biegnących za szczęściem, dzieci globalnej wioski, odmierzające kroki ku przyszłości wielkością posiadanych kont. Posiadanie i pomnażanie pieniędzy stało się jakąś obsesją dzisiejszego świata, przelicznikiem stanowiącym o wielkości człowieka jest zasobność jego portfela. To smutne jak bardzo człowiek zszedł do poziomu konsumpcyjnego wyrobnika, egoistycznego ciułacza, wyrachowanego egoisty. Gdzie jest tak naprawdę nasz skarb; nasze zabezpieczenie na życie ? Tylu ludzi pokłada ufność w dobrach tego świata, a kiedy przyjedzie krach, choroba czy śmierć- jedyne co pozostaje, to makabryczny wyraz twarzy- komiczne zdziwienie, że wyszło inaczej niż się planowało. Chrystus wcale nie mówi, że nie mamy czegoś posiadać, deponować pieniędzy w bankach, jakoś się zabezpieczać, aby lepiej żyć… Nie wymaga od nas umiłowania „siostry biedy”, do której nawoływał swoim życiem św. Franciszek. Bóg pragnie abyśmy posiadali właściwą hierarchię wartości, kręgosłup moralny, zdrowy dystans do tego, co posiadamy- co za chwile stanie się częścią składową wielkiego wysypiska śmieci. Mamy posiadać dystans do tego, co może zagarnąć nasze serce; co może stać się ścianą między nami a Bogiem. Władza czy pieniądze nie mogą stać się bożkiem, idolem, materią kultu- opróżniającą wnętrze z sumienia. Potrzeba stanięcia przed Nim jako człowiek ubogi, kiedyś spotkamy się z Bogiem jako ludzie równi, nadzy; bez przywilejów i kart kredytowych, obligacji czy niemieszczących się w rubrykach systemu zer na koncie. Staniemy nadzy- ubodzy; „że jesteśmy tylko tym, czym jesteśmy w oczach Bożych i nic więcej”.  
 
 
 
 
 
 
 
 
 

czwartek, 18 czerwca 2015

Mt 6,7-15
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Na modlitwie nie Bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłucham. Nie bądźcie podobni do nich. Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie. Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, któryś jest w niebie: święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj; i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom; i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zbaw ode złego. Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień”.
„Chwałą Boga jest żyjący człowiek”- pisał św. Ireneusz z Lyonu. W tym jakże trafnym stwierdzeniu zawiera się głęboki szacunek wobec człowieka jako stworzenia, więcej nawet- dziecka Bożego. Często w całym życiowym zabieganiu, mnóstwie przeżywanych sytuacji i spraw, zapominamy że jesteśmy dziećmi. Oczywiście myślimy po dorosłemu, łapiemy życie pełnymi garściami, ale nade wszystko jesteśmy dziećmi Tego, który nas ukochał całkowicie i powołał do życia, przez miłość naszych rodziców. Lubię ten moment w liturgii, kiedy po doksologii rozpoczyna się śpiew Modlitwy Pańskiej. Wezwanie "Ojcze"- „Abba”- Tatusiu, jest wypełnione miłością, do tego dochodzi niezwykle wymowny gest oranta...,wzniesienie rąk ku górze, personifikacja modlitwy, synchronizacja serc, jakby się chciało sięgnąć nieba, spotkać z rozpostartymi ramionami Ojca. W tym momencie powraca się myślami do dziecięcych lat, jak rodzice brali nas na ręce i czuliśmy się bezpiecznie. W Eucharystii stajemy w postawie tęsknoty za Kimś, kto nas zna i kocha, stajemy z bagażem naszej nędzy, ograniczoności i jesteśmy jak dzieci, które czekają na miłość i podniesie wzwyż. W tym miejscu nasuwają się słowa jednej z pieśni lednickich: „Podnieś mnie Jezu i prowadź do Ojca. Zanurz mnie w wodzie Jego miłosierdzia. Amen. Amen”.  Jak mawiał św. Jan Maria Vianey: „Bóg kocha nas bardziej niż najlepszy ojciec, niż najbardziej kochająca matka. Wystarczy, abyśmy z sercem dziecka się poddali i zawierzyli Jego woli”.
 
 
 

środa, 17 czerwca 2015

Mt 6,1-6.16-18
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój który widzi w ukryciu, odda tobie. Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.
Nie lubię chrześcijaństwa na pokaz…, próbującego coś na siłę światu proponować, narzucająco coś wyjaśniać, wymądrzać się intelektualnie, czy dawać szybkie i łatwe recepty na szczęście. Za każdym razem kiedy chrześcijanie próbują przybierać postawę patetycznej wyższości i pobożności na pokaz; to niczym się nie różnią od zadufanych w sobie Świadków Jehowy. Nie zachowujmy się tak, jakbyśmy zjedli wszystkie rozumy, nie jesteśmy pępkiem świata. Chrystus zaprasza nas do pokory serca, skromności, odnalezienia w sobie wewnętrznego człowieka. „Jedynie wtedy, kiedy staniemy całkowicie otwarci przed nieznanym, może nieznane objawić siebie- może objawić nam siebie Bóg, nam takim, jacy obecnie jesteśmy. Tak więc musimy stać przed Bogiem z otwartym sercem i umyłem… Ewangelia mówi, że królestwo Boże jest przede wszystkim w nas samych, jeśli nie potrafimy znaleźć Boga wewnątrz, w samej głębi samych siebie, szansa spotkania Go na zewnątrz, poza nami, jest bardzo niewielka”. Boga mogą spotkać tylko ludzie pokornego serca; On sam usuwa się na bok przed tymi, którzy uważają że posiedli wszelką wiedzę i chełpią się wielkością swego intelektu, zasług, czy skolekcjonowanych „medali”- za bycie najlepszym katolikiem. Bóg pozwala się „zobaczyć” tym, którzy potrafią ze swojego serca uczynić miejsce nawiedzenia. Wielcy mistrzowie ducha uczą nas jak postępować św. Jan od Krzyża powie: „Bóg, aby kochać duszę, nie patrzy na jej wielkość, ale na jej pokorę”. Maryja nas uczy właściwej postawy zawierzenia, pokoju serca, oszczędności wypowiadanych słów… Stawać w poczuciu własnej niegodności, oraz wołać jak dziecko do Ojca. Człowiek aby się wznieść ku górze, musi zgiąć kolana i poczuć twardą ziemię. Dopiero wtedy jak powie św. Teresa z Lisieux „Modlitwa stanie się porywem serca, prostym spojrzeniem rzuconym ku niebu, krzykiem wdzięczności i miłości w próbie, jak i w radości, czymś wielkim, nadnaturalnym, poszerzającym duszę i jednoczącym z Jezusem”.
 
   

wtorek, 16 czerwca 2015

Mt 5,43-48
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Słyszeliście, że powiedziano: «Będziesz miłował swego bliźniego», a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak, będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”.
"Miłujcie nieprzyjaciół waszych". Gdzieś wewnętrznie rodzi się pytanie; kto jest moim nieprzyjacielem, być może ten, który dotyka agresywnie wartości, które są mi bliskie, z którymi się identyfikuje… Spoglądam przez „duże okulary” na świat, i co dostrzegam;   przemoc, niesprawiedliwość społeczną, przepaści między ludźmi; z jednej strony ludzie obfitujący we wszystko, a z drugiej ludzie żyjący (wegetujący) na skraju nędzy- wyzyskiwani i skazani na cierpienie. Ludzie poddani przymusowi emigracji, tułacze szukający swojego szczęścia pod niebem; w przypływie odruchu ratujący swoje rodziny przed terroryzmem, fundamentalizmem religijnym i krzywdą, w której dokonuje się za pomocą gwałtu anektowanie ludzkich sumień. Ciśnie się wtedy w sercu wypełniona pretensjami do Boga modlitwa: „Panie czy w tym świecie miłość, ma tylko ostatnie słowo do powiedzenia ? Przez gąszcz tych pretensji, westchnień i łez, jako jedyne światło rozbłyskujące w tunelu zwątpień– staje przed nami Miłość Ukrzyżowana- Chrystus- Ten, który był odrzucony, wyśmiany, wzgardzony, wyrzucony, którego godność została podeptana, który stał się Męczennikiem w imię wolności człowieka. Miłość próbuje nadać sens temu wszystkiemu, co pozbawione jest jakiegokolwiek wyjaśnienia. Do Miłości należy ostatnie słowo… Człowiek też ma swoją drogę krzyża, na niej rodzi się zaufanie i bezgraniczne powierzenie siebie Bogu. Nawet najtrudniejsze sytuacje w których możemy się znaleźć, mogą nas czegoś nauczyć, a nade wszystko wzmocnić miłość. Ojciec Pio napisał niezwykle ważne słowa: „Anioły jednego tylko nam zazdroszczą: tego, że nie mogą cierpieć dla Boga. Jedynie ból pozwala powiedzieć z całą pewnością duszy: Mój Boże, widzisz dobrze, że Cię kocham !” Tak przeżywana w zaufaniu do Boga miłość, powinna być rozdana innym… Nie jesteśmy samotną wyspą, kimś tylko dla siebie, lub afirmujący tylko siebie. Jesteśmy stworzeni do miłości; czasami trudnej; skąpanej w rzece łez, utkanej z kropli potu. Odkrywać w sobie miłość brata; szczerą, prawdomówną, wyrazistą i bez żadnego znaku zapytania. Miłość oczyszczona z wszelkich egoistycznych naleciałości, przeniknięta poczuciem tego, że każde stworzenie jest przez Boga chciane i kochane. Miłość transparentna, niczym witraż, przez który można zobaczyć rozświetlone i pełne dobroci oblicze Boga. Na zakończenie pragnę przywołać cytat zaczerpnięty od Michała Anioła, mówiący o miłości która może podnieść ku górze: „Miłość jest skrzydłem, które Bóg dał człowiekowi, aby ten mógł wzlecieć do Niego”. Spróbujmy kochając, poszybować wyżej.
 
 
 
 

 

 

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Mt 5,38-42
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Słyszeliście, że powiedziano: «Oko za oko i ząb za ząb». A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące. Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie”.
Jezus czyni odniesienie do bardzo starego prawodawstwa mezopotamskiego, mającego swoje źródło w tzw. „Kodeksie Hammurabiego”; najstarszym skodyfikowanym zbiorze praw, zapisanym za pomocą pisma klinowego w dialekcie babilońskim. Kodeks ten został odnaleziony w Suzie (dzisiejszy Iran) i stał się inspiracją do wielu badań nad początkami stanowionego prawa. Dlaczego Chrystus czyni odwołanie do jednego z kazusów tegoż kodeksu ? Odpowiedź wydaje się prosta, pragnie wskazać na prawo miłości, jakże odmienne od odwetu, czy zemsty i bezwzględności prawa ludów niebędących w przymierzu z Bogiem Izraela. Odpłatą za zło nie jest siła pięści, agresja, eskalacja zła i i odwetu; ale postawa nacechowana dobrem, wrażliwością, miłością oraz przebaczeniem. Jednocześnie ten etos, nie jest postawą słabości, czy tchórzostwa, ale stanowi o wielkości człowieczeństwa, w którym generuje się siła miłości, zdolna do przeobrażenia drugiego człowieka czyniącego zło. „Zło dobrem zwyciężać”. Św. Franciszek Salezy- wielki humanista, zwykł mawiać: „Dobre słowo zmniejsza gniew jak woda ogień; dobrocią można uczynić owocnym każdy teren. Więcej much łapie się na kroplę miodu niż na beczkę octu”. Nie można pozwolić aby postawa- „oko za oko, ząb za ząb”- uczyniła świat ślepym czy pozbawionym zębów. Największym prawem budującym jedność, niech będzie miłość. Pięknie napisał Minozzi- „Twoje życie będzie nieustanną wiosną, jeżeli w twym sercu nieustannie kwitnąć będzie miłość. W każdym bracie, który cierpi, wypatruj boskiej twarzy Pielgrzyma i śpiesz, aby go pocieszyć”- w każdej twarzy człowieka próbującego wyrządzić ci zło, umiej odkryć dobro, i zdobądź się na odwagę której siłą będzie miłość.
 
 
 

niedziela, 14 czerwca 2015

Mk 4,26-34
Jezus powiedział do tłumów: Mówił jeszcze: „Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane, wyrasta i staje się większe od innych jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu”. W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli ją zrozumieć. A bez przypowieści nie przemawiał do nich. Osobno zaś objaśniał wszystko swoim uczniom.
Pewnie najlepiej rozpocząć ten komentarz do niedzielnej Ewangelii, od rzetelnego opisu tego, co się dzieje w naturze. Trochę botaniki znajduje również swoje miejsce w mądrości Jezusa. Pan był świetnym obserwatorem przyrody; nie tylko ludzkiego wnętrza, ale również procesów które się dokonują w świecie. Mowa jest bowiem o ziarnku gorczycy; o procesie dzięki któremu dokonuje się wzrost. Gorczyca w Palestynie jest maleńkim ziarenkiem, z którego może urosnąć drzewko. W ciągu roku roślina może osiągnąć wysokość jednego metra. Gdy rośnie nad wodą, może się lepiej zakorzenić i osiągnąć wysokość trzech lub czterech metrów. "Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy ?" Jezus wykorzystuje tu charakterystyczny semicki styl nauczania. To opowieść o Królestwie, które jest jeszcze przed nami zakryte, pozostaje w tylko w zasięgu naszych marzeń i teologicznych spekulacji. Przypowieść nie każe nam tylko wyczekiwać przyszłości, lecz kieruje naszą uwagę ku, temu co teraźniejsze. „Jej celem nie jest pouczenie nas o tym, że królestwo Boże na pewno nadejdzie, że nadejdzie szybko lub że działalność Jezusa przyniesie niezwykłe owoce. Chodzi tu o zrozumienie decydującego znaczenia teraźniejszości”. Przeczytałem na jednej ze stron doradztwa biznesowego pewną sentencję: „Wygrywa tylko ten kto ma jasno określony cel i nieodparte pragnienie, aby go osiągnąć”. Nie wiem czy są to motywujące słowa do osiągnięcia sukcesu, czy zwykła słowna psychomanipulacja. Czy w życiu chodzi tylko o obieranie właściwego celu i wytężanie „muskułów” aby go zrealizować w stopniu maksymalnym ? Wydaje się, że Jezus jest bardziej realistyczny i potrafi całościowo zobaczyć człowieka w jego kondycji tzn. samorealizacji czy rozwoju w wielu wyzwaniach codzienności. W życiu nie chodzi o sukces, w sensie kumulacji czegoś, zasobności; idąc do celu za wszelka cenę. Sprawa się rozbija o dojrzale przeżywane człowieczeństwo, które emanując wszelkimi dobrymi cechami będzie zdolne do wzrostu, w różnych płaszczyznach życia- od duchowego po zawodowe, biznesowe itd. Chodzi o nas wewnętrzny wzrost, tu i teraz- rozumiany jako duchowy proces na spotkanie z Panem. Mamy brać na serio nasze okazje, które rodzą się w codzienności, w trudzie każdego dnia; tym samym pozwalając uobecnić się Królestwu Bożemu wśród wszystkich narracji naszego życia. O urzeczywistnieniu Królestwa świadczy nasza zwyczajna postawa autentyczności i miłości: dzielenie się chlebem, uśmiech, solidarność z innymi w ich trudnych sytuacjach życiowych, postawa przyjaźni, stawanie po stronie dobra, otwarte drzwi własnego domu dla innych. Takie jest chrześcijaństwo oczekujące na nadejście Pana; przeniknięte nieustanną świadomością duchowego wzrostu i wypełnione miłością, która może zmienić oblicze świata.                                                                                     
 

sobota, 13 czerwca 2015

Łk 2,41-51
Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał On lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został  w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych.
Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami.
Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”. Lecz On im odpowiedział: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie te wspomnienia w swym sercu.
Wczoraj kontemplowaliśmy miłosierne serce Jezusa. Dzisiaj wnikamy w tajemnicę niepokalanego serca Maryi. Kiedyś w wielu polskich domach w izbie nad łóżkiem, wisiały dwa obrazy przedstawiające Chrystusa i Maryję z odsłoniętymi oraz pełnymi żaru ognia sercami. Ludzie którzy spoglądali na te przedstawienia w sposób naturalny rozmyślali o życiu doskonałym, o naśladowaniu miłości, o intensywności dobra, na wzór tych niezwykłych Osób. Te dwa serca pozostają tak ściśle ze sobą związane, chciałoby się posłużyć tak ludzkim językiem i wyrazić to następująco- biją z taką samą częstotliwością i intensywnością. Droga życia Chrystusa i Maryi, pozostaje tak ściśle zjednoczona i przeniknięta miłością, iż synchronizacja dwóch serc, staje się czymś oczywistym. Bóg- Człowiek przyjął swoje cielesne serce od Kobiety- Matki, która przelała na Niego całą swoją głębię miłości. W tym sercu Matki znajduje również schronienie i ucieczkę każdy wierzący, bowiem Theotokos, rozpościera swoją opiekę na córki i synów- to jest Kościół. Głębię tej relacji do Matki, wyraża Dionizy Kartuzjański: „Maryja jest ucieczką zatraconych, nadzieją nieszczęśliwych i obrończynią wszystkich największych niegodziwców garnących się do Jej miłosierdzia”. A św. Jan Damasceński powie: „Maryja jest lekarką od wszelkich boleści”. Niewiasta zatroskana o swojego Syna, jest jednocześnie przejęta sprawami innych dzieci; Ta która wszystkie sprawy przeżywała w głębi swego matczynego serca, odkrywała Boże pomysły, ścieżki, aż po łzy i cierpienie, które przenikało posady Jej duszy. Dzisiejsza Ewangelia pokazuje jak bardzo Maryja przeżywała wszystkie wydarzenia Chrystusa w swoim życiu, jak chowała wiernie w pamięci wspomnienia, które stanowiły drogę ku odkupieniu ludzkości. Ewangelia uświadamia nam, że Jezusa nie można zatrzymać, On ciągle jest w drodze, aby ogłaszać nadejście Królestwa Bożego, aby zrealizować plan Ojca. Epizod zagubienia Jezusa w świątyni Jerozolimskiej, pokazuje całą jakże dynamikę chwili; już jako młody chłopiec wyrywa się, aby podjąć realizację planu zbawienia. Świetnie komentuje ten fragment ks. Aleksandro Pronzato: „Wędruje Jezus po drogach Palestyny. Od uczniów domaga się: „Idźcie i głoście Moją Ewangelię”. Starano się zatrzymać Go na zawsze, przygważdżając Go do krzyża i pieczętując grób. I znów odnaleziono Go wędrującego drogą do Emaus, w towarzystwie dwóch uczniów pogrążonych w rozpaczy. Nic nie może zatrzymać Chrystusa… Pamiętajmy więc, by nie „zatrzymywać Chrystusa. By Go nie anektować dla siebie”. Na naszej drodze życia, my również spotykamy Pana. Czasami byśmy chcieli aby uczynił naszą wiarę, taką jaka nam najlepiej leży- niczym ubranie, aby rozwiał nasze dylematy, aby nam ulżył w dźwiganiu naszych zranień i wątpliwości. Pokora nam podpowiada, iż potrzeba Go przyjąć sercem, jak Maryja. Przyjąć bez żadnego własnego i gotowego projektu. Pozwólmy Bogu czynić niespodzianki w naszym życiu, i nie poddajmy się zbyt łatwej pokusie zamknięcia Pana w schemacie, wydumanej formule, czy fałszywym i pretensjonalnym „zwierciadle” naszego życia. Niech nasze serce mocniej zabije dla Niego, tak jak serca uczniów kiedy przyłączył się do nich w drodze i pisma im wyjaśniał. Czasami trzeba ze łzą w oku powiedzieć, przy świadomości, że następnego dnia pójdzie w gościnnę do kogoś innego- Panie zostań z nami !
 

piątek, 12 czerwca 2015


Spraw łaskawie, abym w dniu ostatecznym, kiedy przyjdziesz w swojej chwale, stał się godny ujrzeć Cię w tym samym ciele i abym Cię objął miłością serca.

Nerses Snorhali
J 19,31-37
Ponieważ był to dzień Przygotowania, aby zatem ciała nie pozostawały na krzyżu w szabat, ów bowiem dzień szabatu był wielkim świętem, Żydzi prosili Piłata, aby ukrzyżowanym połamano golenie i usunięto ich ciała. Przyszli więc żołnierze i połamali golenie tak pierwszemu, jak i drugiemu, którzy z Nim byli ukrzyżowani. Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda. Zaświadczył to ten, który widział, a świadectwo jego jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę, abyście i wy wierzyli. Stało się to bowiem, aby się wypełniło Pismo: „Kości Jego nie będą łamane”. I znowu na innym miejscu mówi Pismo: „Będą patrzeć na Tego, którego przebodli”.
Przeżywamy dzisiaj Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. Potrzeba dzisiaj w sposób duchowy zespolić własne serce, z przepełnionym miłością sercem Boga-Człowieka. Już ludzie średniowiecza kontemplując wydarzenia z życia Chrystusa, w swojej często prostej pobożności, opartej na rozważaniu męki Pańskiej, w sposób jak najbardziej mistyczny; oczyma wiary ogarniali przebite włócznią żołnierza Serce Baranka- który złożył doskonałą ofiarę za życie świata. Rany broczące krwią jako znaki odkupieńczego dramatu miłości, oraz serce przebite jako moment sprawdzenia zgonu Skazańca, pozostaje na zawsze symbolem wielkiej i niepojętej miłości Boga do człowieka. Bóg jest Miłością Ukrzyżowaną, odsłaniającą dla każdego człowieka swoje wypełnione po brzegi ogniem miłości serce. Jakby chciał każdemu powiedzieć, tu w centrum Mnie, odnajdziesz wewnętrzny spokój i poczujesz, iż jesteś kochany. Modlitwa zaczerpnięta z kolekty liturgicznej, oddaje coś z tej tęsknoty człowieka: „Panie, nasz Boże, udziel nam tej łaski, abyśmy zawsze żyli i działali w tej miłości, która skłoniła Syna Twego do oddania życia za świat”. Z przebitego boku Chrystusa rodzi się Kościół, niczym oblubienica Ewa, która została uczyniona z boku Adama. Z tego boku, wytryskuje krew i woda- symbol dwóch życiodajnych sakramentów: Chrztu i Eucharystii- naszej komunii z Miłością. Odmawiając Litanię do Serca Jezusa, wypowiadamy takie słowa: „Jezu cichy i pokornego serca, uczyń serca nasze według serca Twego”. Uczyń moje serce na wzór swojego serca. To nie tylko pobożne życzenie podyktowane ludową pobożnością przeżywaną w rytmie kalendarza liturgicznego. Jest to żywe pragnienie uczynienia z własnego serca, sanktuarium dla żywego Boga. Pisał o tym Mikołaj Kabasilas: „Dlatego ten, kto zdecydował się żyć z Chrystusem, musi być związany z Jego sercem i z Jego głową, bo znikąd nie przyjdzie na nas życie. To jednak jest niemożliwe, jeśli nie pragnie się tego samego, co pragnie Chrystus… Potrzeba wykonywać własną wolę w woli Chrystusa i starać się, by mieć te pragnienia i cieszyć się z Nim tymi samymi radościami…, człowiek dobry wyciąga ze skarbca swego serca, rzeczy dobre.” Warto sobie zadać w tym miejscu pytanie; jakie jest moje serce ? To na poziomie niezgłębionego serca doświadczamy naszej ludzkiej osobowości, jako ukształtowanej na obraz i podobieństwo Boga. Na poziomie naszego serca stajemy się „uczestnikami Boskiej Natury”; spotykamy się z Niestworzonym twarzą w twarz; zostajemy zjednoczeni z żywym Bogiem w przemieniającym związku miłości. Dobrze zauważył o. Thomas Merton mówią, iż „serce jest zdolnością, przez którą człowiek poznaje Boga”. Powracamy do naszego pytania, ale już słowami św. Augustyna: „Boże gdzie jest we mnie to miejsce, które mógłbyś wypełnić sobą”, tym miejscem jest serce ! Nasz wypełniony przepływający życiem organ, musi synchronizować się z sercem Boga, wtedy dokona się synergia miłości.