czwartek, 10 września 2015

Łk 6,27-38
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi. Jeśli bierze ci płaszcz, nie broń mu i szaty. Daj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje. Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie… Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny…  
Kwintesencją chrześcijańskiego personalizmu, jest miłość- jako zdolność przeżywania głębokich relacji z Bogiem, sobą samym a nade wszystko z innymi ludźmi. Człowiek jest istotą relacyjną, tworzy struktury więzi, odsłaniając tym samym ukryte w nim samym najgłębsze pokłady dobra. Pewnie współczesność chciałaby zakłócić w człowieku zdolność empatii, współodczuwania innych, wrażliwości na toczące się życie, w którym ten drugi człowiek, będący obok mnie, pozornie jest kimś tak bardzo obcym- a jednak współtowarzyszem w odkrywaniu trudnej sztuki- jaką jest urzeczywistnianie miłości. W rozdzieranym różnymi podziałami w świecie szczególnie potrzebna jest głęboka i życiowa umiejętność bycia chrześcijaninem. W wyniku tak nagłych zmian które się dokonują w Europie, społeczeństwo starego kontynentu stanęło przed ważnym egzaminem- czy będziemy potrafili uratować chrześcijańską twarz naszego świata. Piszę chrześcijańską- ale w podtekście myślę o bardziej ludzkich postawach, przenikniętych duchem Ewangelii; wtapiając miłość w chwiejący się gamach naszej rzeczywistości. Umiejętność bycia uczniem Chrystusa- wcielającym miłość w konkretne akty i wyzwania codzienności, jest czymś więcej niż tylko deklaratywnym byciem w samym centrum różnych zdarzeń. Tu chodzi o postawę przekraczającą tak wiele sztywnych i szablonowych zachowań. Chodzi o chrześcijaństwo bardziej przyjazne inności; sami chrześcijanie tak wiele mówią o ekumenizmie, ale to wszystko jest za mało- brakuje jedności, która daje szanse pełniejszego uniwersalizmu. Każdy z kościołów zamiast bardziej kochać, głosi absolutne pewniki swojej „niezachwianej” ortodoksyjności. Zasadne wydaja się słowa Paula Couturiera: „Kto chce służyć Kościołowi, musi znosić cierpienie pochodzące od niego”. Droga wzajemnego szacunku i odkrywania bardziej nacechowaną postawą miłości jest trudna, ale nie jest niemożliwa. „Miłujcie…”, wielokrotnie będzie Chrystus Pan powtarzał te słowa, abyśmy ich nie stracili z horyzontu naszego widzenia. Tutaj pojawia się kolejna kwestia związana z naszą postawą wobec ludzi inaczej myślących, czujących, wyrażających swoje wewnętrzne przeżycia. Fala emigrantów z krajów islamskich, stanowi nie tylko wieli problem dla Europy, ale jest sprawdzianem naszej ludzkiej i chrześcijańskiej solidarności. Nie bez przyczyny papież Franciszek zaapelował, aby każda parafia stała się domem dla przynajmniej jednej rodziny uchodźców. Wszystko należy odczytywać w kontekście miłości- trudnej, pełnej wyrzeczenia, przenikniętej duchem braterskiej służby i ofiary. Tylko dzięki miłości jesteśmy wstanie zrozumieć kim jesteśmy i jaki smak może mieć nasze życie. Pięknie wyrażają to słowa poezji Karola Wojtyły: „Miłość mi wszystko wyjaśniła. Miłość wszystko rozwiązała- dlatego uwielbiam tę Miłość, gdziekolwiek by przebywała”. Gdybyśmy odważyli się na słowo: kocham  ! – świat nie tylko stałby się bardziej znośny, ale i piękniejszy.