środa, 4 listopada 2015

Łk 14,25-33
Wielkie tłumy szły z Jezusem. On zwrócił się i rzekł do nich: „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem… Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem».
Tak wielu ludzi szło za Jezusem; wypatrywali szczególnych znaków, ciekawscy cudów, złaknieni słowa pocieszenia. W ich sercach kłębiło się mnóstwo motywacji, uczucia rozpostarte między ulotną egzaltacją po radykalizm porzucenia wszystkiego i pójścia za Nauczycielem z Nazaretu. Oni wszyscy wraz z Jezusem są w drodze; pewnie do końca nie widzą gdzie zostaną zaprowadzeni, w pewnym momencie zostają zatrzymani w miejscu i postawieni w sytuacji ostatecznego wyboru- krok w przód, będzie wiązał z porzuceniem siebie, dotychczasowych przyzwyczajeń oraz przyjęciem krzyża. Wielu obróci się na nodze i powróci do siebie, do swojego zaplanowanego życia „beztroskiego podążania za byle czym…” Jak powiedział J.R.R. Tolkien: „Nikt prawie nie wie, dokąd go zaprowadzi droga, póki nie stanie u celu”. Aby się przekonać jaki będzie cel, trzeba podjąć ryzyko. Chrześcijaństwo jest ryzykiem, nie można prawdziwie przeżywać wiary od tak, na pół gwizdka. Albo całkowicie rzucimy się w wir duchowej przygody, albo będziemy przeżywać życie duchowe niewyraźnie, bez określonego sensu,  wyglądając ciągle na horyzoncie Bóg wie czego. Aby pełniej żyć potrzeba wyboru Boga, orientacji swojego życia ku Niemu- jak pisał Newman- „żyć znaczy zmieniać się, a być doskonałym- zmieniać się często”. Nie chodzi wcale Chrystusowi, abyśmy porzucili nasze rodzinne domy, zerwali relacje z najbliższymi, czy może mieli otaczający nas świat w nienawiści. Tu się rozchodzi o nasz osobisty wybór Boga, jasno określoną postawę, a nade wszystko miłość i gotowość do zrobienia wszystkiego ze względu na Chrystusa.