czwartek, 24 grudnia 2015

„Niech się cieszy niebo i ziemia raduje przed obliczem Pana, bo przyszedł !” ( Ps 96). Kolejna cudowna noc długo oczekiwana, w której Bóg stał się człowiekiem. Nie potrafię zebrać myśli, jestem rozkojarzony, wewnętrznie roztargniony, poderwany ze swojego miejsca- niczym pasterze zaskoczeni cudem betlejemskiej nocy. Ludzkie emocje, duchowe oczekiwania zdają się pokrywać z tajemniczym i przekraczalnym ludzki rozum, uobecnieniem miłości Boga. Od tej pory miłość przenika wszystko, co jest ciałem. Bóg Ojciec wypowiada siebie i mówi nam o swoim umiłowanym Synu Jezusie Chrystusie. Narodziła się Miłość, przyoblekła w ciało. Przyszedł do swoich, i nie został przyjęty; już u samego początku wejścia w historię Boga-Człowieka mamy do czynienia z kenozą- uniżeniem i odrzuceniem. Światłość wtargnęła w ciemność i mroźność nocy, przeszyła pustynię, grotę i świat…, a i tak wszyscy przespali moment nadejścia Boga. Tylko aniołowie, zwierzęta i pasterze przynagleni roztaczającą się łuną światła- przybiegli, aby zobaczyć Życie położne na sianie. W tym roku tak bardzo chciałem, aby kaplica w której będę celebrował liturgię pachniała sianem. Poprosiłem moich przyjaciół o dostarczenie najbardziej pachnących snopków siana. Chciałem z zapachem siana, poczuć prostotę i nostalgiczność cudownej nocy. Chrystus pachniał siankiem, a Maryja przeczesywała jego ledwo, co widoczne włoski i zrzucała na ziemię źdźbła kłosów. Jak pisał ks. Twardowski: „W świętą noc Bożego Narodzenia, uświadamiamy sobie, że i w naszym życiu, nie wszystko jest zwykłe; są nimi sprawy cudowne, budzące podziw, zdumiewające wciąż nowych pasterzy i mędrców. Kiedy jak kiedy, ale właśnie w tej nocy uświadamiamy sobie wspaniały Boży dar rozpoczynającego się ludzkiego życia. Żadnych ludzkich narodzin nie można sobie wytłumaczyć bez Boga”. Tyle niewiarygodnie ciepłych i przenikniętych miłością skojarzeń. Kiedy Bóg się rodzi, nie może być miejsca na smutek, pretensje, czy zazdrość…, wszystko w ludziach powinno się odnawiać ku dobru. Jak pisał św. Leon Wielki: „Radujmy się ! Nie ma miejsca na smutek. To właśnie radość z narodzin Życia daje nam radość obiecanej wieczności”. Myślę o moim Ojcu, który już odszedł i przeżywa święto życia tam u góry. Przypominam sobie jak przed samą wigilią, klęczał ze mną i modlił się, aby Bóg napełniał naszą rodzinę szczęściem. Później była wspaniała kolacja wigilijna pełna duchowego piękna i ludzkich wzruszeń. Pisząc to rozważanie na ekranie mojego komputera mam wyświetlony obraz przedstawiający adorację Dzieciątka, holenderskiego malarza Gerarda Honthorsta, zwanego przez Włochów Gherardo delle Notti. Był zafascynowany twórczością Caravaggia, i widać to gołym okiem w jego Ars magna lucis et umbrae. Namalował obraz narodzenia Chrystusa, w którym wszystko wzbudza tak wielką siłę oddziaływania, że serce mięknie, a oczy się szkliwią. Oczy widzów zostają jakby zahipnotyzowane światłem, które emanuje od małego nasyconego jasnością dziecka. Światło, nie tylko rozprasza ciemność, ale nade wszystko jego refleksy modelują twarze wszystkich tych, którym dane zostało spoglądanie na Boga- który będąc Światłością- stał się widzialny ludzkim oczom. Błogosławiona chwila utrwalona w ludzkich źrenicach.W spojrzeniu Maryi, utkwionym na swojej Miłości, wypisuje się wszystko- czułość, macierzyństwo, spokój, blask szczęścia… Oglądając ten obraz, moje oczy napełniają się łzami szczęścia. Obraz nie stanowi ckliwej retrospekcji wydarzeń, a raczej misterium które należy adorować. Chciałbym tak trzymać w swoich dłoniach Boga i patrzeć na Niego, jak Maryja i Józef. Może najlepszymi życzeniami w święta, powinno być pragnienie innego spojrzenia. Niech każdy człowiek, choć na chwilę spróbuje spojrzeć na Dziecię Jezus, jak Jego Matka. To zadanie dla każdego z nas, a nade wszystko dla Kościoła. Chrześcijaństwo składa pokłon przed niemowlęciem pogrążonym w ciemnościach i ośmiela się powiedzieć: „Wspaniałość wytryska z Bożego serca, promieniowanie wiekuistej światłości”.