piątek, 30 grudnia 2016

Mt 2, 13-15. 19-23

Gdy mędrcy się oddalili, oto anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł: «Wstań, weź dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szukał dziecięcia, aby Je zgładzić». On wstał, wziął w nocy dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu; tam pozostał aż do śmierci Heroda.  

W przeżywanie radosnych obchodów Narodzenia Pańskiego wpisane jest również poczucie cierpienia i lęk o bezpieczeństwo Małego Dziecięcia. Ewangelia zwiastuje nam radość przeplecioną niepokojem oraz ludzkim poczuciem zazdrości i przemocy. Wizyta Królów- Mędrców u Heroda, wzbudziła w nim poczucie niepewności o utrzymanie władzy. Stąd postanowił zgładzić zapowiedzianego w proroctwach Mesjasza. Despotyczny władca- porywczy, rozmiłowany w okrucieństwie, nie dopuszczał jakiejkolwiek myśli że ktoś może zająć jego uprzywilejowane miejsce. Jego panowanie było naznaczone krwią i przemocą porównywalną do wielu późniejszych imperatorów rzymskich. „Wtedy Herod widząc, że go Mędrcy zawiedli, wpadł w straszny gniew. Posłał oprawców do Betlejem i całej okolicy i kazał pozabijać wszystkich chłopców w wieku do lat dwóch, stosownie do czasu o którym się dowiedział od Mędrców”. Chrześcijaństwo w ofierze tych niewiniątek dostrzegało pierwsze ziarno które zostało zasiane w urodzajnej glebie Kościoła. Wspomina o tym Prudencjusz w swoim hymnie na Święto Epifanii. Zabite niemowlęta to „kwiaty męczenników”, pierwsi wyznawcy, „pierwsza ofiara” dla Chrystusa, pierwociny pojawiające się na wiosnę ewangelicznej łaski. Jezus został cudownie uratowany od tego herodowego szaleństwa. Czy to pokorne Dziecię mogło tak bardzo zaszkodzić obsesyjnemu tyranowi ? „Mój Bóg potrafi zająć ostatnie miejsce- pisał ks. Hryniewicz. Jest Bogiem pokornym, zdolnym do uniżenia, wręcz bezbronnym wobec ludzkiej wolności, a przecież przemożnym w swoim umiłowaniu ludzi i ostatecznie zwycięskim. Jego mocą jest miłość, On przekonuje i przemienia…” W obliczu ogromu zła, poczucia ludzkiej niepewności, płaczu pozostawionych i nieutulonych dzieci,  pozostają spulchnione łzami prześladowanych- słowa układające się w modlitwę o miłość. Miłość wzbijającą człowieczeństwo ku górze, wskrzeszającą świat z poczuciu absurdu i bezsensownej spirali zła. „Lepiej zapalić jedną małą świeczkę niż przeklinać ciemności”- powiedział mądry rabin. Rozniecić w sobie płomień miłości i oświetlić nim drogę drugiego człowieka- szczególnie tam gdzie dobro zostało zatarte. Święty Józef odkrył w sobie światło dzięki przynagleniu Boga. Pokornie usłuchał anioła i wyruszył w niebezpieczną drogę do Egiptu- gościnnej ziemi.  Rodzice wyruszyli w drogę z Dzieckiem. Osioł był równie mocno zdeterminowany, co jego właściciele. Szli zapewne szlakiem karawan starając się unikać miejsc niebezpiecznych . „Autorzy apokryficznej Ewangelii Dzieciństwa Zbawiciela, wzruszeni smutnym losem tej biednej podróżującej trójki, opowiedzieli nam urocze legendy. W jednej widzimy, jak Najświętsza Maryja Panna siedząc pod palmą ma ochotę zjeść kilka  jej owoców, ale dosięgnąć ich nie można; wtedy Dziecię Jezus rozkazuje drzewu, by się nachyliło, a chcąc je nagrodzić za posłuszeństwo obiecuje mu, że anioł zabierze jedną z jego gałęzi do raju i tam ją zasadzi, tak aby odtąd liście palmy mogły służyć błogosławionym do chwalenia Boga, scena ta jest przedstawiona na rzeźbie w chórze paryskiej katedry Notre- Dame, a także na witrażach w Lyonie i w Tours. Druga legenda opowiada, jak dwóch rabusiów ulitowawszy się nad nędzą Józefa i Maryi dostarcza im żywności: jeden z owych bandytów to nie kto inny jak dobry łotr, któremu Jezus na krzyżu przyrzeknie niebo; tę scenę wyobraża emalia z Cluny” (D. Rops). Zagęszczenie tych pobożnych narracji upiększa pełną dynamiki fabułę losów Świętej Rodziny. Ich strapienia są w jakimś stopniu strapieniami wielu współczesnych rodzin; niepewność, troska o byt, poszukiwanie bezpiecznego miejsca zamieszkania. Wszyscy jesteśmy w drodze- ewangeliczni tułacze, z uchem przystawionym ku wieczności i łapczywie wypatrujący znaków Boga. Kończę to rozważanie słowami pociechy Małego Brata Jezusa: „Nie ma takiej chwili w naszym życiu, w której nie moglibyśmy rozpocząć nowej drogi”.

czwartek, 29 grudnia 2016


Łk 2, 29-35

  «Teraz, o Władco, pozwalasz odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, które przygotowałeś wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela». A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś błogosławił ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: «Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą – a Twoją duszę miecz przeniknie – aby na jaw wyszły zamysły serc wielu».

W pełnym wdzięczności wyznaniu wiary starca Symeona chrześcijaństwo odkrywa radość z bliskości Bogoczłowieka- „Światłości świata”. Na chrześcijańskim Wschodzie epizod ofiarowania Chrystusa jest nazwany „Spotkaniem”, ponieważ Dziecię łączy w swojej Osobie Stary i Nowy Testament, celebruje zrealizowanie obietnicy Mesjasza. Poczciwy Symeon jest świadkiem uobecnionej tęsknoty „wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Chrystusa Pańskiego”. Jego miłosne wypatrywanie Zbawcy urzeczywistniło się w jesieni życia- napełniając sensem i nadzieją wędrówkę ku Bogu. Pierwsi pasterze ujrzeli Narodzonego w Betlejem, ale to był impuls chwili, spontaniczne poderwanie i zaspokojenie ciekawości rozbudzone anielskim nawoływaniem. Jak pisał św. Ambroży: „Śpieszyli by ujrzeć Słowo. Gdy widzieli ciało Boże, widzieli również Słowo, to znaczy Syna”. Inaczej ma się z Symeonem, jego rozpoznanie jest przeniknięte oczekiwaniem i łaską; to doświadczenie światłości otwierające oczy duszy i przyśpieszające bicie serca. Człowiek uchwycił blask światłości, wziął w swoje ramiona Przedwiecznego, stanął w pośrodku Szekiny. „Blask Boga widzimy więc obecnie nie bezpośrednio, lecz poprzez Jego objawienie się w ciele- pisał Odo Casel. To ciało początkowo jest jak welon, zasłona; jednakże zasłona prowadzi do Świętego Świętych… Ciało Chrystusa, Jego wcielenie, jest koniecznym przejściem do Ojca. Jego żłobek, Jego krzyż  prowadzą do chwały. Im bardziej naszą wiarą ogarniamy Jego uniżenie, tym bardziej staje się ono dla nas przejrzyste i pozwala przez siebie dostrzec Jego chwałę, aż wreszcie nastąpi pełne odsłonięcie Jego światła, przy czym uniżenie przemieni się w chwałę, ciało zaś stanie się Słowem, Panem, Duchem.” Bóg położony w dłoniach człowieka jaśnieje światłem nadchodzącego Królestwa Ojca. Odsłaniają głębię tego przeżycia liturgiczne kontakiony święta: „Łono dziewicze uświęciłeś zrodzeniem Twoim i pobłogosławiłeś ręce Symeona jako sługi, a teraz zbawiłeś i nas, Chryste Boże. Ukróć spory wśród ludzi i umocnij lud Twój, który umiłowałeś, Jedyny Przyjacielu człowieka”. W Dziecięciu objawia się ogień miłości Trójcy- Żar rozpalający wnętrzności człowieka i umożliwiający zupełnie inny rodzaj poznania. To przeżycie łaski oddają pełne zdumienia słowa Pascala: „Ogień. Bóg Abrahama, Bóg Izaaka, Bóg Jakuba, a nie filozofów i uczonych. Pewność. Pewność. Uczucie. Radość. Pokój. Bóg Jezusa Chrystusa… Ten tylko Go znajdzie, kto pójdzie drogą wskazaną w Ewangelii… Jezusa Chrystusa”. Na długo przed Pascalem Kościół rozpoznawał obecność Pana uobecniającego się przez wiarę w sakramentalnej obecności. Ofiarowanie które rozpościera się przez wieki i wypełnia tabernakula, jak również ludzkie serca. Zbliżamy się do Chrystusa drogami zwykłymi, którymi każdy może do Niego dotrzeć; przez wnikliwą lekturę Ewangelii, czy podążając tropem sztuki. W ślad za przesłaniem Ewangelii podąża również ikonografia, próbując zatrzymać to wydarzenie w malarskiej- pełnej mistagogii wizji. Ikona Spotkania Pańskiego nawiązuje to faktu przyniesienia Chrystusa w czterdziestym dniu po Narodzeniu do Świątyni Jerozolimskiej przez Maryję i Józefa. To opowieść teologiczna pełna duchowej wrażliwości i czułego napięcia emocjonalnego, które spowija wszystkie postaci tego spotkania. Ikona przedstawia Starca z Dzieciątkiem na rękach. Cała jego postać wyraża jakby wypełnienie wszystkich ludzkich tęsknot. Całym sobą pochyla się nad Jezusem, wszystkie linie jego sylwetki skierowane są ku Zbawicielowi, swymi wklęsłymi konturami tworząc zarys jakby czaszy kielicha, którą wypełnia łaska, zaś ręce Symeona stają się uformowanym ołtarzem gotowym na największy dar- Wcielonej Miłości. To wiara w Boga, który wkracza w egzystencję ludzką i objawia się spełniając dzieła, które spełnić może tylko On sam. To odnowienie i oświecenie dotyczy każdego z nas, cały splot ludzkich pokoleń. Wyrażają to słowa Ireneusza z Lyonu: „Odnowił w sobie długi szereg ludzi i dał nam zbawienie jakby mieszcząc  swoim ciele”. Niech nam wystarczy wyznanie Brata Rogera Schutza: „Trwając przy Bogu, możemy już odtąd wszystko widzieć w świetle Chrystusa. W tym właśnie świetle spojrzymy na wszystkich ludzi, widząc, że w każdym człowieku, nawet w tym, który nie zna Chrystusa, jaśnieje odbicie obrazu Stwórcy”.

środa, 28 grudnia 2016


1 J 1,5-2,2
Umiłowani: Nowina, którą usłyszeliśmy od Jezusa Chrystusa i którą wam głosimy, jest taka: Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności. Jeżeli mówimy, że mamy z Nim współuczestnictwo, a chodzimy w ciemności, kłamiemy i nie postępujemy zgodnie z prawdą. Jeżeli zaś chodzimy w światłości, tak jak On sam trwa w światłości, wtedy mamy jedni z drugimi współuczestnictwo, a krew Jezusa, Syna Jego, oczyszcza nas z wszelkiego grzechu…
Bóg który zszedł na ziemię przechodząc przez łono ziemskiej Kobiety napełnił świat światłością. To światło wypełniło mury świątyń, czyniąc przestrzeń chrześcijańskiego „domu”- miejscem epifanicznym. „Miłość- pisał św. Tomasz z Akwinu- nie pozwoliła Bogu pozostać samotnym”. Zstąpił On ku ludziom i napełnił ich serca blaskiem i ciepłem miłości. Jak trudno pojąć to świetlane i pełne łaski misterium. „Lęk ogarnęło piekło, bo Stwórca staje się sercem stworzenia”, a Gwiazda Betlejemska ogłosiła Słońce Sprawiedliwości zrodzone z Dziewicy: „Przez niezachodzące Słońce i Stworzyciela, który na niebie niezmierzoną światłość, stałaś się świątynią. Boża Oblubienico i nieskalana Dziewico”- akcentuje liturgia wschodnia. Wraz z Maryją otuloną światłem i przebóstwioną, do tej synergii zostaje zaproszony Kościół. Teraz już Chrystus jednoczy w sobie jako Głowie wszystko, doprowadza do końca wszystko. „Nic nie jest poza Nim. Wcielenie zarazem podtrzymuje świat jako stworzenie Boga, ale i tajemniczo wstrząsa światem jako uwikłanym w przemoc, kłamstwo i ułudę. Świat jest wytrącony z letargu w swym porządku logicznym i koniecznym, przenikniętym śmiercią. On buntuje się przeciw Wcieleniu, odrzuca swą metamorfozę. Światło jaśnieje w ciemnościach, ale ciemności, nie mogąc go zgasić, nie przyjmują go… Przy narodzeniu Bóg i człowiek zamieniają się jakby swoim życiem. Boski zalążek, moc ostatecznej metamorfozy, wszedł w świat. Bogoczłowieczeństwo dokonane w Chrystusie, proponowane ludziom, wszystkiemu nadaje cel…” (O. Clement). Ten proces przemiany świata odsłania ikona narodzenia Chrystusa. Ikona nie ukazuje historycznej narracji z Betlejem, nie ma tu reportażu zaspokajającego ciekawość; lecz jest teologicznym traktatem wskazującym na ustąpienie symbolicznych ciemności świata i zajaśnienie Światłości. „Kłaniamy się Twemu Narodzeniu Chryste, daj nam ujrzeć Twoja Boską Teofanię”. Jego światłość wyznacza punkt zbieżny w ikonie, aby całą kompozycję skierować na Jego przyjście. W następstwie tego otrzymujemy subtelną grę światła i ciemności. Tylko przez takie skontrastowanie racjonalny i obciążony mnóstwem pytań człowiek, może zedrzeć zasłonę niepoznawalności i przybliżyć oczy duszy ku „Światłości nieznającej zachodu”. Z ciemną grotą ostro kontrastują promienie światła „spadającego z wysokości”, które są reminiscencją hymnu Zachariasza- jaśnieją „tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają” (Łk 1,7). Gwiazda bożonarodzeniowej ikony ogniskuje na sobie spojrzenie i emanuje strumieniem światła w kierunku Przedwiecznego złożonego w ciemnościach groty. Gwiazda oznacza tę, którą ujrzeli utrudzeni wędrówką mędrcy ze Wschodu. Wchodząc głębiej w symbolikę- to gwiazdą jaśniejącą na nieboskłonie jest sam Chrystus. „Światłość w ciemności świeci”. Komentuje to w swojej homilii św. Ambroży: „Gwiazda jest widzialna jedynie przez mędrców, nie widać jej tam, gdzie mieszka Herod; tam gdzie przebywa Chrystus, znowu staje się widzialna i wskazuje drogę. Zatem ta gwiazda to droga, droga- Chrystus, ponieważ w tajemnicy wcielenia Chrystus jest gwiazdą, bo „wschodzi z Jakuba, a z Izraela podnosi berło”. Zatem gdzie jest Chrystus, tam i gwiazda, On bowiem jest „Gwiazdą świecącą poranną”. Tak więc wskazuje na siebie swoim własnym światłem”. Wychodzący promień z gwiazdy dzieli się na trzy blaski, wskazując obecność Trzech Osób Boskich w ekonomii zbawienia. Narodzenie dziecięcia jest Teofanią Boga. Na zewnątrz groty usytuowana została Maryja. Jest Ona przyodziana w purpurę, zmęczona po bólach rodzenia, odwrócona plecami do swojego dziecięcia. „Witaj, Gwiazdo, zwiastująca nam Słońce”. To za Nią wzeszła Światłość, którą w skrytości i ludzkiej ograniczoności kontempluje ziemska Matka. Finałem tej ikonograficznej wizji jest spowijająca wszystko radość wypisująca się na twarzach adorujących aniołów. Oni dostrzegają już świat przemieniony. „Jego światłość jest już światłością Paruzji… Ikona objawia wszystkim tę eschatologiczną światłość świętych, jest promieniem Ósmego Dnia, świadectwem rozpoczętej eschatologii” (P. Evdokimov). Niech Chrystus narodzony rozpromieni nasze dusze swoim światłem, abyśmy już widzieli nie jakby w zwierciadle- ale w  prawdziwej bliskości- światłości Logosu !

wtorek, 27 grudnia 2016

Trudna do wiary tajemnica: grota- zamieniona w niebo, tron Cherubinów- i Dziewica. Żłóbek- i położony w nim nieogarniony Bóg Chrystus. Chwalmy Go i oddajmy Mu pokłon !

Przeżywamy oktawę uroczystości Narodzenia Pańskiego, każdy dzień jest przedłużeniem obchodu święta i kontemplacją misterium Wcielenia. „Wielka jest tajemnica tego ósmego dnia, który nie przestaje być równocześnie pierwszym. Stanowi on tajemnicę przyszłego wieku i typ nowego wieku” (Justyn).  Każdy dzień oktawy jest odkrywaniem cudu zstąpienia Boga w naszą historię, zdumieniem i nieustanną doksologią na cześć Przedwiecznego który stał się Dzieckiem. W tym czasie jesteśmy bardziej ludzcy, współczujący, zdolni do dzielenia się miłością… Urok i spokojny ton kolęd kołysze nasze dusze i otwiera na prostotę i piękno Boga. Oglądamy w kościołach szopki, teatralne inscenizacje bożonarodzeniowe. Jesteśmy przyzwyczajeni od dzieciństwa do obrazów sentymentalnych i pełnych ciepła szopek bożonarodzeniowych. Taki wdrukowany kod kulturowy- Chrystus narodził się w szopce. To przekonanie jest w nas taki silne i kształtuje całą gamę wyobrażeń na temat miejsca narodzin Mesjasza. Od dzieciństwa pamiętam jak z moim ojcem budowałem w kościele szopki, to był mój dziecięcy świat w którym dojrzewała wiara i pewnie rozkwitała ckliwa wyobraźnia tego zbawczego wydarzenia. Najpierw musiała być drewniana konstrukcja z mnóstwem siana, aniołków, świecidełek i innych dodatków. Najpierw zaplanowane miejsce dla owieczek i baranków, osiołka a jakże, dopiero finalnym momentem była reprezentacja dzieciątka na białym prześcieradełku. Chrześcijaństwo zachodnie dzięki kulturze skrzętnie przechowywało to wyobrażenie przestrzeni narodzenia Boga- Człowieka w swojej wyobraźni. Muszę niestety zburzyć nasze dziecięce, czasami infantylne wyobrażenia. Dzięki ikonografii renesansowej promieniującej na inne epoki sztuki, utrwalił się w powszechnym przekonaniu model szopki jako tego szczególnego miejsca przyjścia na świat dzieciątka Jezus. Mówimy że pierwszą szopkę zbudował święty Franciszek z Asyżu aby jeszcze mocniej kontemplować Wcieloną Miłość którą odrzucił świat. „Przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli”. Chyba źle odczytali wierzący intencję Franciszka, on nie zbudował szopki wprowadzając ją do kościoła i czyniąc częścią liturgicznego misterium, ale poszedł zabierając ze sobą braci i odprawił Mszę Świętą do szopki, tym samym wchodząc w klimat ubóstwa, opuszczenia, chłodu i narodzin Dziecięcia pośród zwierząt. Franciszek miał cudowną wyobraźnie i oczyma wiary widział więcej niż my dzisiaj. Tak naprawdę narodzenie Chrystusa miało miejsce w grocie. Od najdawniejszych czasów chrześcijanie pielgrzymujący do miejsc związanych z życiem Pana, a udając się do Betlejem zwiedzali jedną z grot. Do grot zaganiali pasterze swoje stada przed nocą która była zimna, jak również chroniąc swój bezcenny żywy inwentarz przed drapieżnikami wykradającymi owce ze stada. To w grocie Maryja powiła Dzieciątko, ponieważ nie było miejsca dla nich w mieście. Bóg narodził się pośród zwierząt, w smrodzie, wilgoci i śpiewie czteronogich adorantów. Położony na gnoju, bo gdzież tam było sianko narodził się Król królów i Pan panów ! Taka aura towarzyszyła Jego przyjściu, a grota stała się niemym świadkiem największego cudu historii. Wyraz temu przekonaniu daje w swoich słowach Roman Melodos: „Panna porodziła dzisiaj Ponadnaturalnego, a ziemia proponuje grotę Niedostępnemu”. Natomiast wielu Ojców Kościoła porównywało ciało Panny w grocie do kwitnącego i życiodajnego ogrodu w Edenie. Grota jest również obrazem matczynego łona. Jak wyśpiewa nabożeństwo „Akatystu” do Bogurodzicy: „łono Twoje większe niż niebo i ziemia”. Łono Maryi wskazuje na łono i serce ziemi. „Człowieczeństwo Boga rozpoczyna się zstąpieniem Jezusa w głębię ziemi, do ciemności groty”. Dlatego chrześcijański Wschód w narodzeniu Chrystusa dostrzega już wydarzenie Paschy. Takim dogmatycznym obrazem tych duchowych poszukiwań staje się ikona Narodzenia Chrystusa. „Ikona zachowuje ścisły związek z tekstami liturgicznymi i przedstawia szczególnie wstrząsającą ich interpretację: trójkąt groty, ten ciemny otwór do jej wnętrza, to piekło. Aby dotknąć otchłani i stać się „sercem stworzenia”, Chrystus mistycznie umieszcza swoje narodzenie w głębi otchłani, gdzie zło butwieje w swym ostatecznym zagęszczeniu. Chrystus narodził się w cieniu śmierci, Boże Narodzenie pochyla niebiosa aż po piekło, a my wpatrujemy się w leżącego w żłobie Baranka z Betlejem, który zwyciężył węża i dał pokój światu”. Ta wizja wydaje się jakże odmienna od zachodniego sposobu obrazowania miejsca narodzin jak również ukazania samego Dziecięcia. Mamy tu do czynienia z Izajaszowym Mężem Boleści (Iz 53,3). Mamy tu teologiczne paralele do wydarzenia złożenia Chrystusa do grobu, cieszy wielkiego szabatu- wydarzenia Wielkiej Soboty. Jak głoszą teksty liturgiczne z wielką dramaturgią i podniosłością chwili: „Życie się uśpiło, a piekło drży z trwogi”. Chrystus na ikonach złożony jest przez swoją Matkę w żłobie który przypomina katafalk, jakby grób kamienny. Powijaki Dzieciątka mają dokładnie ten sam kształt co śmiertelny całun, który anioł pokaże niewiastom niosącym wonności w poranek zwycięstwa życia nad rozpaczą śmierci. „Świetliste Dzieciątko odcina się na czarnym tle i antycypuje „zstąpienie do piekieł”. Ono samo jest „światłem, które w ciemnościach świeci”; „Słońce zaszło wraz z Nim, ale ciało Boga pod ziemią rozprasza ciemności piekła. „Światło zwycięża ciemności, Życie unicestwia śmierć”. Chrystus narodzony w grocie, owinięty w całuny, jest niczym innym jak mistagogiczną wykładnią zstąpienia Słowa do piekieł, tu rozbrzmiewa w oddali echo słów Ewangelii Janowej: „Światłość w ciemności świeci”. Pewnie warto byłoby się zapytać gdzie w tej grocie jest miejsce dla mnie ? Do groty trzeba mieć odwagę wejść, najpierw przejść przez ciemność aby w głębinie skalnej zobaczyć Światłość położoną  w sercu stworzenia. Tam zobaczymy szczęśliwą Rodzicielkę, zmęczoną po porodzie, ale w matczynym zachwycie kontemplującą Cud Życia. Ukazana w pozycji leżącej i wyraźnie dominująca w kompozycji całości, staje się przedstawicielką ludzkości- Kościołem będącym w akcie adoracji. Drugi taki moment nastąpi wtedy kiedy weźmie w swoje ramiona Syna zdjętego z krzyża, tyle że tam miecz boleści dotknie Jej matczynego serca. Trzeba zadumać się nad postacią św. Józefa zawsze ukazywanego z boku tej sceny. Wycofany, niemy, obarczony mnóstwem myśli…, pogrążony w trudnym do określenia stanie emocjonalnym- serce mężczyzny trudem mogące pomieścić radość tej chwili. Musi zderzyć się z Misterium. Jego ojcostwo objawi się w wielkim akcie przyjęcia Syna który jest prawdziwym Bogiem. W zwątpieniach i niepewności Józefa może się odnaleźć każdy z nas, a szczególnie ci, dla których Boże Narodzenie jeszcze funkcjonuje w sferze mitu czy racjonalnego nieprzyjęcia. To opowiadanie o dramacie ludzi którzy jeszcze nie zgodzili się na miłość, emanującą z ciemności. Przesłanie Ewangelii i ikonograficzna wizja groty w której poczęło się Życie Świata, niech będzie źródłem inspiracji w medytacji chwili narodzin każdego dziecka, a szczególnie narodzin każdego człowieka w do wiary. W „grocie” wraz Maryją każdy wierzący powinien począć Boga- Człowieka, aby Go ofiarować dla innych i tym samym napełnić życie miłością i pokojem. „Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom w których znajdzie upodobanie

sobota, 24 grudnia 2016

Za chwilę będzie rozbrzmiewał wielki Psalm obwieszczający nadejście tak bardzo oczekiwanego Mesjasza: „Niech się cieszy niebo i ziemia raduje przed obliczem Pana, bo przyszedł” (Ps 96)- w podniosły sposób Psalmista oznajamia nadejście wyczekiwanego Zbawiciela. Towarzyszy temu wydarzeniu święte drżenie i spowijająca serce człowiecze radość z narodzenia Dziecięcia, którego powiła w sercu świata Maryja Dziewica. Radość narodzin i emanacja miłości z Betlejem przepływa przez każde stworzenie, które dogłębnie poruszone staje w postawie zdumienia i uwielbienia. Całe pokolenia wypatrywały wędrującej gwiazdy, której łuna wyznaczała szlak do miejsca pierwszego objawienia wcielonego Boga.  „Tajemnicę widzę, dziwną, niepojętą. Grota niebem się stała, Dziewica- Tronem cherubów. Żłób miejscem Tego, którego żadna przestrzeń nie zamknie: Chrystus w nim leży- wielbijmy Go pieśnią !”- wypowie pełna podniosłości i zachwytu ku górze liturgia bizantyjska. Noc narodzin Życia jest wypełniona euforią szczęścia, rozpościerającą się pomiędzy ludzkim niedowierzaniem i obojętnością, a niewiarygodnym zstępowaniem Bożej łaski. „Bóg na ziemi, Bóg pośród ludzi. Już nie jako dający Prawo, w ogniu i ogłuszającym ryku trąb, na buchającej dymem górze, ale w postaci ciała, cichy i pełen dobroci, przebywający razem z podobnymi sobie. Bóg w ciele… po to, by upodobniwszy się do nas przez ciało, przyprowadzić na powrót do siebie całą ludzkość”- to fragment bożonarodzeniowej homilii św. Bazylego, wskazujący iż w cielesnym narodzeniu Syna Człowieczego dokonuje się święta wymiana. Człowiek zostaje podniesiony i staje się uczestnikiem niebiańskich darów które wraz z pojawieniem się Emanuela stały się na powrót osiągalne. Wyrażają to pełne mistycznej aury słowa poety Angelusa Silesiusa: „Pomyśl tylko: Bóg mną się staje i na ten padół nędzy przychodzi, po to bym ja się znalazł w Królestwie i mógł się Nim stać”. W tych słowach odnajdujemy teologiczne orędzie które obwieszczały już wiele wieków temu, usta Ojców Kościoła;  odnowienie człowieka i przebóstwienie: „Bóg się stał człowiekiem, ażeby człowiek stał się Bogiem”. Nie chodzi tu o ludzkie i naznaczone egoizmem samoubóstwienie, ale duchowy postulat- aby stać się przyobleczonym w miłość, na wzór Bożego Syna. „Bóg przyjmuje ubóstwo mojego ciała po to, żebym ja otrzymał bogactwo Jego Bóstwa”(św. Grzegorz z Nazjanzu). To jest najważniejsze przesłanie płynące z misterium Wcielenia. Nie można zagubić tej świadomości i zasłonić jej gąszczem świątecznych świecidełek, czy nieumiarkowanego obżarstwa. Nasza radość wyrasta z wolności która staje się naszym przywilejem- przywilejem niezasłużonym. Bóg wchodząc w historię, tak wiele nam przebaczył: wiarę przenikniętą własnymi wyobrażeniami, brak zdolności kochania, zatwardziałość naszych serc, ludzkie ucieczki w gąszcze grzechu i pokusę samostanowienia o sobie, a nade wszystko paraliżujący serce egoizm. „Wcielony Chrystus…, spoczął w żłóbku nierozumnych stworzeń. Owinięty w pieluszki zerwał więzy naszych grzechów”(Kosma Jerozolimski). Jedyne, co powinniśmy sobie życzyć- to nie zmarnować  Jego miłości !

piątek, 23 grudnia 2016

Ps 25  

Dobry jest Pan i łaskawy,
dlatego wskazuje drogę grzesznikom.
Pomaga pokornym czynić dobrze,
uczy ubogich dróg swoich.

Jesteśmy już w bliskości kontemplacji tajemnicy Wcielenia. Na zewnątrz wszystko jest gotowe: wysprzątane mieszkania, przyozdobione domy, choinki mieniące się kolorowym lampkami i wyszukanymi w swoich formach dekoracjami. Zapachy świątecznych potraw z oddali nęcą powonienie i zapowiadają obfitość doznań. Jemioła zdobi odrzwia, a zapach cynamonu i miodu przypomina o słodyczy i temperaturze dobra które zacieśnia międzyludzkie relacje. W wielu domach przez cały adwent żyje się skromniej, rozważniej- narzucając sobie dyscyplinę finansową, tak aby święta były okraszone splendorem i wszystkim w nadmiarze. Ta zewnętrzna otoczka połączona z ckliwą sentymentalnością odziedziczoną po swoich przodkach, jest wyrazem ciągłości tradycji która zmieszana z nabożnym- religijnym przesłaniem w jakiś sposób czyni ten czas innym- wyjątkowym. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, aby nie zatracić istoty tego świętowania. Każde Boże Narodzenie jest rodzinną celebracją życia i miłości która przyobleczona zstępuje w nasze życie, wraz z niewinnym Dziecięciem. Wszystkie dziedziny życia: kultura i sztuka, teologia, poezja, czy film- opowiadają o najważniejszej sprawie: Bóg stał się człowiekiem ! Nie są to narodziny wyjątkowego, inteligentnego, czy spełniającego oczekiwania wszystkich dziecka. Choć dziecko to jest wyjątkowe i streszcza w sobie mądrość, do której każdy mozolnie dorasta. To nade wszystko narodziny Boga-Człowieka. „Z miłości do swego ludu Bóg zstąpił z nieba, na ziemi znalazł sobie najniższe miejsce, swą nieskończoność zamknął w maleńkiej przestrzeni tego świata, w ubóstwie i pokorze odrzucił blask swojej chwały, ludziom służył jako niewolnik, a wreszcie stał się uczestnikiem najgłębszego cierpienia swojego ludu…” (Ch. Schonborn). Rozbił swój namiot w sercu świata, aby być rozpoznanym jako samo ofiarująca się Miłość. Paradoksalnie w Jego narodzeniu miesza się ze sobą radość i smutek, przenikanie życia i światłości oraz cień śmierci- obecny w człowieczym nieprzyjęciu Boga i prześladowaniu. Bóg porzucony przez człowieka, to tak silne przesłanie Ewangelii, że poruszony tym św. Franciszek wybiegł na ulice i krzyczał: „Miłość nie jest kochana !” Te napięcia wyraża sztuka chrześcijańska od samych początków opowiadania obrazem, rzeźbą czy architekturą. Posłużę się jednym ze znanych przykładów wczesnochrześcijańskiego opracowania tematu Narodzenia Pańskiego, na zachowanym sarkofagu rzymskiego wodza Stylichona z IV wieku. Zachował się jako podstawa pulpitu ambony w bazylice św. Ambrożego w Mediolanie. Na frontonie możemy dostrzec prostą i czytelną w swoim przekazie scenę. Dzieciątko zawinięte w opaski lub całuny, leży w żłobie które przypomina z jednej strony łóżeczko a z drugiej nasuwa skojarzenie z ołtarzem lub katafalkiem pogrzebowym. Znamy ten motyw z późniejszej ikonografii bizantyjskiej czy ruskiej. Opaski symbolicznie zapowiadają, że narodzenie jest równocześnie wejściem w wymiar śmierci. Wcielenie zakłada Odkupienie. Stwórca stał się stworzeniem, aby przez miłość do zranionej grzechem ludzkości przejść przez ramiona śmierci. „Chrystus uwalnia jednych spod jarzma prawa, innych od kultu idoli. Obecność obu zwierząt przy żłóbku wskazuje na uniwersalizm zbawienia przyniesionego przez Chrystusa. Ten, który rodzi się w Betlejem (nazwa oznacza „Dom chleba”), leży w żłóbku jak „chleb życia” na ołtarzu, dostępny dla wszystkich” (J. Naumowicz). W tej plastycznej scenie odkrywamy recepcję tekstów apokryficznych, tak mocno kształtujących język wizualnej katechezy. Możemy to odnaleźć w apokryficznym tekście „Pseudo-Mateusza”: „Trzeciego zaś dnia po narodzeniu Panna Maryja wyszła z groty i udała się do stajni. Tam złożyła dzieciątko w żłobie, a wół i osioł oddali mu pokłon. I wypełniło się to, co zostało powiedziane przez proroka Izajasza: „Poznał wół Pana swego i osioł żłób Pana swego”. Zwierzęta otoczyły dzieciątko i wielbiły je nieustannie. Wtedy wypełniły się słowa Habakuka proroka: „Objawisz się pośrodku zwierząt”. A Epigram Agatiasza Scholastyka będzie zawierał następującą treść: „Niebem jest żłóbek, nad niebo czymś większym, bo dziecię to czyni go niebem największym”. Doskonale zdajemy sobie sprawę, iż język symboli i metafor odsłania coś zgoła największego- Cud zstąpienia Boga- jak powie prolog Ewangelii Jana: „W Nim było życie”. Bóg rozpoznany i przyjęty przez każdego z nas. To największe pragnienie i życzenie zarazem. Kończę głębokimi w swoim przesłaniu słowami Kabasilasa: „Za całe dobro, jakie nam wyświadcza, Bóg nie domaga się od nas niczego poza naszą miłością. W zamian za naszą miłość daruje nam wszelki nasz dług”.

wtorek, 20 grudnia 2016


Łk 1, 26-38

Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do dziewicy poślubionej mężowi imieniem Józef, z rodu Dawida; a dziewicy było na imię Maryja. Wszedłszy do Niej, Anioł rzekł: «Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami ». Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co by miało znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: «Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie on wielki i zostanie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca». Na to Maryja rzekła do anioła: «Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?» Anioł Jej odpowiedział: «Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego okryje Cię cieniem. dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. a oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, którą miano za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego». Na to rzekła Maryja: «Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego».

Ewangeliczny obraz Zwiastowania towarzyszy mi przez cały okres oczekiwania na przyjście Pana. Adwent to liturgia spotkania i życia- rozgrywająca się w najbardziej intymnej, urokliwej scenerii w której onieśmielona i zaskoczona młoda Dziewczyna, spotyka po raz pierwszy w życiu Gabriela- „Zwiastującego człowieka”. Zwiastowanie rozpoczyna historię całkiem nowych tropów wiary, zaskakujących sytuacji, które dotąd były w jakimś stopniu intuicyjne i trudne do przewidzenia, a od pierwszej Pięćdziesiątnicy w Nazarecie wszystko staje nowe i zaskakujące. Bóg okazuje się niezwykle kreatywny w swoich działaniach i tak bardzo przekonujący, że odpowiedź Dziewicy staje się spontanicznie wypowiedzianym hymnem pochwalnym. Snując refleksję o Maryi można stawiać sobie cały różaniec pytań. Trudno wczuć się w Jej sytuację; takie wydarzenie miało miejsce tylko raz jedyny- zmieniając diametralnie człowiecze losy. „Jaka była reakcja na tę dziwną, szokującą wiadomość- stawiał to pytanie Lev Gilet. Moglibyśmy wyróżnić trzy reakcje. Najpierw reakcja duszy przepełnionej radością i nie powiedziałbym dumą, ale uzasadnioną świadomością, co ten przywilej zawiera jedynego, przepełniona równocześnie uniesieniem wewnętrznym, całkowicie zrozumiałym. Albo reakcja duszy, która w pewien sposób załamała się, pogrążyła w przeżywaniu własnej niegodności i niskości i zdawałaby się uchylać przed łaską tak nadzwyczajną. I wreszcie reakcja duszy, która nie mówiąc otwarcie „nie”, pozwoliłaby się opanować zdumieniu, wątpliwości, zakłopotaniu.” Tak naprawdę żadną z tych reakcji nie można przypisać Maryi. Jej uwielbienie przekracza wszelkie ludzkie przypuszczenia, domysły, gdybania. Miłość, która wypełniła Jej łono stała się źródłem największego szczęścia i spełnienia w Bogu. Odtąd będzie nieść i chronić Cud Życia. „W Zwiastowaniu spełniła się tajemnica przewyższająca wszelki rozum- Wcielenie Boga. Druga Osoba Trójcy Świętej, sam Bóg, w niepojęty sposób wcielił się w Dziewicę i z purpury krwi Przeczystej utkał swe odzienie: wziął jednak od Niej nie tylko ciało, lecz także duszę i wszystko, co ludzkie. W Zwiastowaniu zaczyna się tkanie purpury ciała Chrystusa, w tym momencie rodzi się Jego człowieczeństwo: Słowo wciela się przez Ducha posłanego od Ojca” (G. Krug).  Wiele razy pisałem o różnych dziełach malarskich podejmujących z mniejszym lub większym ładunkiem duchowym temat Zwiastowania. Odwołam się po raz kolejny do obrazu- XIV wiecznej  mozaiki Kościoła Chora w Istanbule. Ten sposób przedstawienia Zwiastowania odnajdujemy już na wcześniejszej mozaice z XII wieku w bazylice św. Marka- Wenecja. Większość przedstawień tego tematu, sytuuje osobę Maryi w izbie lub intymnej komnacie akcentując tym samym aspekt „świętej rozmowy”. Na mozaice w Chora jest zgoła inaczej. W sztuce bizantyjskiej ikonografia Zwiastowania oparta została na opisie wydarzenia zawartym w apokryficznej Protoewangelii Jakuba, stąd odbiega od znanych nam i reprodukowanych zachodnich przedstawień. Dziewica znajduje się poza domem i tam spotyka Posłańca. Maryja wyszła, aby zaczerpnąć wody ze studni, a słysząc słowa pozdrowienia rozejrzała się wystraszona, w pierwszej chwili nie zrozumiała bowiem skąd pochodzi głos. Dzban, którym czerpała wodę ze studni, stał się symbolem Oblubienicy, która w momencie Zwiastowania stała się „naczyniem” Ducha Świętego. Woda jest czymś więcej niż materią podtrzymującą życie, ale staje się symbolem narodzin. Wody studni wiążą się z pierwiastkiem macierzyńskim. Wydobywanie wody ze studni ewokuje proces narodzin. „Greckie słowo nymphe oznacza zarówno „źródło”, jak i „dojrzałą dziewczynę”, a nawet pierwotnie brzemienną” (G. Kutscher). Bóg wylewa miłość i zapładnia moc przyjmowania u Maryi Dziewicy. „Od tej pory moc miłości przenika wszystko, co jest ciałem- pisał J. Corbon- Rzeka wody życia, jednocząc się z mocą przyjmowania, przybiera nazwę; nareszcie jest to ludzkie imię, w którym Ojciec wypowiada siebie i mówi nam o swoim umiłowanym Synu- imię Jezus. Wówczas wybucha radość. Oto Źródło, jeszcze ukryte w kenozie, ale narodzone”. Drugie skojarzenie to sakramentalna rzeczywistość Chrztu i dziewicza płodność Kościoła, dzięki której każdy chrześcijanin przeżywa swoje własne „zwiastowanie i wcielenie”- stając się ikoną Miłości. 

niedziela, 18 grudnia 2016


Mt 1, 18-24

Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto Anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: «Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, on bowiem zbawi swój lud od jego grzechów». A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: «Oto dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel», to znaczy Bóg z nami. Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił Anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie.

W Ewangelii spisanej przez Mateusza odnajdujemy ludzką i pełną dylematów drogę Maryi i Józefa. Ich zmagania, rozterki, wewnętrzne perypetie, tak ściśle zespolone z precyzyjnie obwieszczanym planem Boga. Gdy u św. Łukasza Maryja stoi w centralnym punkcie historii Bożego Narodzenia, to św. Mateusz opowiada historię narodzin z punktu widzenia świętego Józefa. Ten wyjątkowy mężczyzna, tak bardzo bliski Maryi przeżywał najtrudniejsze wewnętrzne walki; rozdarte serce i mnóstwo pytań o które się po męsku rozbijał. Pewnie dlatego w sztuce Kościoła wschodniego- na ikonie pokazany jest z boku, jakby izolacji poza pełną apofatyczności sceną narodzin Dziecięcia. Jego bycie poza, nie jest postawą negacji czy odrzucenia- to chwilowe wycofanie naznaczone cieniem, który stopniowo będzie usuwał Bóg. Józef był człowiekiem sprawiedliwym i bez jakichkolwiek wątpliwości głęboko wierzącym. Nie chciał skompromitować Maryi w momencie w którym mu oznajmiono, iż kobieta obiecana mu za żonę jest wstanie błogosławionym. Niewyjaśniona brzemienność Maryi był podstawą, by Ją oskarżyć, a nawet ukamienować. On czyni zgoła inaczej, podąża za sercem przepełnionym troską i miłością. Gdy tak rozmyśla w jaki prawidłowy sposób powinien zareagować, Bóg wchodzi w jego szamotaninę i rzuca światło na podjęte decyzję. Od tej chwili będzie cichym- niejako w tle świadkiem rozgrywających się wydarzeń i stróżem tajemnicy miłości uobecnionej w Maryi i Jezusie. Jego Małżonce również nie było łatwo odnaleźć się w zaistniałej sytuacji; jak się obronić przed ludzkimi pomówieniami, a nade wszystko spojrzeć Józefowi w oczy- tak aby wszystko zdołał pojąć. W jaki sposób przemówić do serca Józefa, aby potrafił dostrzec zgoła coś więcej niż otoczkę słów usprawiedliwiających cudowne poczęcie Dziecka. Ona znalazła w sobie odwagę i siłę, aby unieść to brzemię odpowiedzialności. Została przeznaczona i wybrana do służby tajemnicy Wcielenia, zarazem przeżywając ludzką- czystą miłość względem Józefa. Wydaje na świat Boga-Człowieka przynoszącego zbawienie i staje się uwiarygodnieniem miłości Trójcy Świętej. „Sama Maryja- jak napisze J. Florowski- partycypowała w tajemnicy zbawczego ponownego stworzenia świata. Oczywiście należy ją zaliczyć do zbawionych. W sposób najbardziej oczywisty potrzebowała zbawienia. Jej Syn jest Zbawicielem i Wybawcą, podobnie jak jest On Zbawicielem świata. Jednakże jest Ona jedynie istotą ludzką, dla której Zbawiciel świata jest także synem, Jej własnym dzieckiem, które rzeczywiście zrodziła… Jego nadprzyrodzone narodziny są wzorem i źródłem nowego istnienia, nowych i duchowych narodzin dla wszystkich wierzących, które są niczym innym, jak uczestnictwem w Jego świętym człowieczeństwie, adopcją do synostwa Bożego- „w drugim Człowieku”. „w ostatnim Adamie”. Od samego początku św. Mateusz prezentuje Chrystusa jak nowego Adama, a Jego przyjście uobecnia przywrócenie edenicznej szczęśliwości. Nowe stworzenie dokonujące  się w Duchu Świętym, a kulminacyjnym wydarzeniem tego procesu jest narodzenie Bożego Syna. „Dziękuję Bogu za to, że doprowadził do końca dzieło- pisał w homilii św. Ambroży- po którym mógł odpocząć. Stworzył niebiosa, ale pozwolił sobie na odpoczynek. Stworzył słońce księżyc i gwiazdy, ale i wówczas nie odpoczął. Stworzył człowieka i dopiero wtedy udał się na odpoczynek, mając w końcu kogoś, komu może przebaczyć grzechy”.

piątek, 16 grudnia 2016


J 5, 33-36

Ja mam świadectwo większe od Janowego. Są to dzieła, które ojciec dał Mi do wypełnienia; dzieła, które czynię, świadczą o Mnie, że ojciec Mnie posłał».

Chrystus wszystko czyni w relacji do Ojca i ze względu na Ojca. Objawia Oblicze Boga odsłaniając je przez szereg aktów przywracających równowagę w życiu napotkanych ludzi. Tam gdzie pojawia się Mistrz z Nazaretu, tam udręczeni, przygniecieni ciężarem życia odczuwają jak ciężar świata spada im z serca. To działanie zbawia- wyzwala z krępujących duszę i ciało determinant które demontują egzystencję i wysysają życie. Relacja Jezusa do Ojca jest szczególna i bezpośrednia, tak jak szczególna jest do każdego człowieka. Syn Człowieczy wchodzi w świat urzeczywistniając Bożą wszechmoc i przekonując, iż Bóg nigdy o człowieku nie zapomniał. Działanie Jezusa jest pełne nieoczekiwanych zwrotów akcji, momentów naznaczonych kondensacją miłości i afirmacją człowieka. W Jezusie urzeczywistnia się miłość, wolność, pokój…, to wszystko za czym człowiek podświadomie tęskni, a co wydaje się tak odległe. „Zbawienie to dzieło Boga w Chrystusie, powinniśmy widzieć Chrystusa w Jego służbie jako przedstawiciela Boga… Musimy postrzegać zbawcze dzieło Chrystusa jak jedność: narodzenie, życie, cuda, śmierć, zmartwychwstanie, wniebowstąpienie- wszystkie razem stanowią pojedyncze i niepodzielne dzieło”(K. Ware). To wszystko, co przeplata te wydarzenia, to pełne miłosierdzia spojrzenia i dotknięcia Boga podnoszące ludzkość z barłogu duchowego obumarcia. On jest „kimś, w kim nie tylko spełnia się ludzki geniusz czy ludzki heroizm, ale kimś, w kim prześwituje Bóg. Można powiedzieć, że w rozdartym ciele ukrzyżowanego Jezusa widzimy, kim jest Bóg- kimś, kto wydał siebie za nas aż po krzyż” (Benedykt XVI). Rzeczywistością, która staje namacalnym znakiem rozdawnictwa miłości jest Eucharystia. Miłość- dzieło Ojca które dokonuje się przez Syna w Duchu Świętym. Adwent nie jest sentymentalnym i pełnym ckliwości oczekiwaniem na Święta. Adwent to umiejętność rozpoznawania Boga który zamknięty w materii świata wchodzi w nas i sprawia w nas miłość. W każdej liturgii następuje Jego przyjście, zostaje nam dane serce Baranka, równie bezbronnego, jak wtedy kiedy poczęła Go Maryja w betlejemską noc i kiedy odczuwał trwogę konania. Święty Efrem Syryjczyk określa Chrystusa „Potężnym, który przywdział bezbronność”. Jego wielkość wyraża się w najgłębszym uniżeniu i samoofiarowaniu człowiekowi. Jak pisał Barth: „Bóg chrześcijaństwa jest wystarczająco wielki, by być pokornym”. Tylko w taki sposób realizuje wolę Ojca i miłość Wspólnoty- odprysk pocałunku Trójcy.

czwartek, 15 grudnia 2016

Podobny obraz
W Adwencie nie sposób pominąć najważniejszej postaci jaką jest Maryja. Jej obecność wyzwala w wierzących powszechną radość i szacunek, a w tych którzy ocierają się tylko o chrześcijaństwo, pełne ludzkiej ciekawości swoiste zauroczenie. Jej subtelne i nakreślone czułością oblicze odcisnęło się w licznych traktatach teologicznych, dziełach kościelnej sztuki  i muzyce. Słowo i obraz konkurując ze sobą, a niekiedy dopełniając w interesującej koniunkcji próbowały zedrzeć welon z głowy świętej Niewiasty i zobaczyć Jej ludzkie- piękne rysy. Maryja „Przybytek boskości”- kobieta, której całe jestestwo zostało przebóstwione i naznaczone pomysłem Najwyższego. „Chcąc stworzyć obraz piękna absolutnego i wyraźnie objawić aniołom i ludziom moc swojej sztuki, Bóg naprawdę uczynił Maryję wszech-piękną. Połączył w Niej piękno częściowe, które rozdał innym stworzeniom, i ustanowił Ją wspólną ozdobą wszystkich istot widzialnych i niewidzialnych; albo raczej, uczynił z Niej jakby mieszaninę wszystkich Bożych doskonałości, anielskich i ludzkich, piękno wzniosłe, zdobiące owa światy, wznoszące się z ziemi aż do nieba i nawet przewyższające niebo” (św. Grzegorz Palamas). Tylko liturgiczny i pełen ekscytacji język jest wstanie przybliżyć się do wypowiedzenia czegoś sensownego o najszlachetniejszej z córek Ewy. „Bramo Zbawienia świata, w Twoim łonie Bóg został dobrowolnie uwielbiony i Ojciec nasz całkowicie odnowił cały wszechświat”- wyśpiewuje Kościół Wschodni. Dając swoje ciało Chrystusowi Jego Matka wchodzi w najgłębszą i niewypowiedzianą bliskość. W ilu to ozdobnikach i podniosłych słowach próbował Kościół wyartykułować tytuły Bogarodzicy. „Matka dobrego Pasterza, złoty świecznik, świetlista chmura, wyższa od Cherubinów, żywa arka, wspaniały tron Pana, pełne manny naczynie, ożywcza niwa Słowa, ucieczka wszystkich chrześcijan !” (św. German). Mówiąc o Maryi i sięgając jednocześnie do skarbca sztuki, to największe wrażenie wywołuje we mnie mozaika Hodegetrii w apsydzie największego kościoła epoki konstantyńskiej Hagii Sophii. Spokojna i pełna niezwykłej harmonii, tronująca Basilissa i Theotokos- Królowa, wprowadza każdego oglądającego w misterium Jej Syna. „Jej oczy otwarte na nieskończoność są również skierowane do wnętrza… Oczy te pełne są litości tak wielkiej jak niebo” (P. Evdokimov). Boże Dziecię siedzące na kolanach Matki zdaje się jakby przetarło szlak boskiej Chwały, rozdarło niebiosa niczym snop światła i odnalazło błogi spokój w sercu sanktuarium. Anonimowy autor średniowieczny dotknął słowami to do czego prowadzi ikonograficzna wizja: „Słońce wysoko się wzbija, porusza się szybko, ma miły wygląd, rzuca wokół promienie. Podobnie jest z Tobą… Ty bowiem, Pani, wysoko zostałaś wyniesiona, daleka jesteś od grzeszników. Złożyłaś swe gniazdo na niedostępnych miejscach nieba, swe serce zwiesiłaś na owym najczystszym świetle i nie wpisanym w początku wszystkiego, orlim wzrokiem wpatrując się w Boga Ojca świateł, w płonącym pragnieniu wielbiąc tajemnicę, wydając ogień miłości i pobożności, pijąc z potoku boskiej rozkoszy i wewnętrznej słodyczy… Wszelkie dobra, które najwyższy Majestat postanowił uczynić, Twym rękom zlecił”. W utworze Hagia Sofia o. Tomasz Merton poetycką prozą wymalował Jej nadzwyczajną kobiecość: „Bóg wkracza w swoje stworzenie. Dzięki Jej mądrej odpowiedzi, dzięki Jej posłusznemu zrozumieniu, dzięki słodko uległemu przyzwoleniu Sofii, Bóg bez żadnego hałasu wkracza do miasta zbrodniczych ludzi. Ona koronuje Go nie tym, co chwalebne, lecz czymś większym niż chwała: a rzeczą większą od chwały, jest słabość, nicość, ubóstwo”.

środa, 14 grudnia 2016

Iz 45, 6b-8. 18. 

«Ja jestem Pan i nikt poza Mną. Ja czynię światło i stwarzam ciemności, sprawiam pomyślność i stwarzam niedolę. Ja, Pan, czynię to wszystko. Niebiosa, wysączcie z góry sprawiedliwość i niech obłoki z deszczem ją wyleją! Niechaj ziemia się otworzy, niech zbawienie wyda owoc i razem wzejdzie sprawiedliwość!

Ten fragment Izajaszowego tekstu przeszedł do pieśni adwentowej w której to zostaje wyrażona tęsknota za przychodzącym Zbawicielem. Spadająca z nieba rosa była znakiem łaski Bożej. Symbolizuje obfitość darów udzielonych z góry dzięki wcieleniu Chrystusa. „Krople rosy wyglądają niczym drogocenne perły, w których przegląda się łagodne światło poranka…” (A. Grun). Chrystus jest rosą utkaną pod sercem Dziewicy i ofiarowaną światu, aby objawiła się na nowo moc Boga. „Jak krople wody cieknącej na ziemię… zstępuje Pan nasz, Jezus Chrystus, sącząc również na nas wodę i przynosząc nam, pochodzącym z pogan, krople rosy niebieskiej- pisał Orygenes. Boska rosa, którą jest przyjście Syna Bożego (spada na wszystkich), cała ziemia zostaje nasycona łaską boskiej rosy”. Ziemia się otwiera i przygotowuje przestrzeń dla narodzenia Przedwiecznego. Skalna rozpadlina stanie się ołtarzem dla Niemowlęcia owiniętego w całuny i skazanego na odrzucenie. Ziemia spotka się z niebem, a sprawy ludzkie z boskimi. Wyraża to poezja Romana Melodosa: „Betlejem raj nam otwarło, nuże popatrzmy: pokarm słodki w ukryciu znaleźliśmy, nuże więc, bierzmy dobra rajskie z głębi jaskini. Bo tam się objawił korzeń, prawdziwie nie nawodniony, lecz który rodzi zbawienie. Bo tam znaleźliśmy studnię nie wykopaną, z której niegdyś Dawid napić się pragnął; tam Dziewica zrodziła Dziecię, które natychmiast zaspokoiło pragnienie Dawida i Adama”. Podobnie my tęsknimy za rosą, która to co wyschnięte i obumarłe, doprowadza do stanu rozkwitu. Tęsknimy za Miłością, która przyobleczona w ciało rozproszy matowość świata i wszystko pojedna ze sobą. 

wtorek, 13 grudnia 2016

Ps 34  

Spójrzcie na Niego, a rozpromienicie się radością,
oblicza wasze nie zapłoną wstydem.
Oto zawołał biedak i Pan go usłyszał,
i uwolnił od wszelkiego ucisku.

Często rozmyślam nad przemienionym obliczem Bogo- Człowieka. Nie chodzi tu o jakieś wybiegające w przyszłość wyobrażenie uprawiane na sposób ignacjańskiej medytacji, czy infantylnej dewocji. Rozmyślam na sposób modlitewnego uwielbienia o nadchodzącym w splendorze chwały Synu Człowieczym. Myślę o Chrystusie historii i zwyczajnej codzienności; „odczuciu” obecności wtopionej w prozaiczność i odczuwalną bezpośredniość. Jakże niezwykła i ujmująca serce jest świadomość, iż Nieogarniony i Niepoznany zechciał wejść w ludzką historię i stać się człowiekiem. Powraca mi w pamięci niezwykle realistyczne stwierdzenie Baadera: „Człowiek chce stać się Bogiem bez Boga, ale Bóg nie chciał być Bogiem bez człowieka”. Przychodzi On do człowieka, nie zawłaszczając wolności lecz przemieniając świat siłą miłości, która emanuje z głębin Trójcy. Bóg Przemieniony i przemieniający świat grzeszników oraz najbardziej wykolejonych. Pan prostaczków, wzgardzonych, osamotnionych i będących często poza murami kościelnych salonów świętości. Chrystus- pisał Bierdiajew- „był w świecie incognito i to było Jego kenozą”. Ale nawet w tym uczłowieczeniu i uniżeniu, pozwolił ludzkim- cielesnym oczom zobaczyć swoją Boskość wyrażoną na sposób oślepiającego oczy światła. Mistyka spojrzenia i dialogu, który od Wcielenia przez Przemienienie i Zmartwychwstanie przenika egzystencję i użyźnia świeżością człowieczą wiarę. Próbuje nam to przybliżać teologia patrystyczna, pozornie odległa a ciągle tak bardzo aktualna: „Jest prawdą zarówno to, że serce czyste widzi Boga, jak i to, że Boga nikt nigdy nie oglądał. Niewidzenie z natury staje się widzialne dzięki swym energiom” (św. Grzegorz z Nyssy). Wprawdzie Bóg wymyka się zdolności postrzegania, ale każdemu chrześcijaninowi towarzyszy moment zatrzymania w oślepiającym stanie bycia vis a vis Pana. Integralna osoba ludzka wchodzi we wspólnotę z Wcielonym Synem Bożym, którego wizji dostępuje w analogiczny sposób jak stało się to udziałem oszołomionych apostołów, wobec których uchylona została zasłona niepoznania na Taborze. Psalmista próbuje nam uświadomić, iż kontemplacja przeobraża się w zjednoczenie z Bogiem w niewiedzy naznaczonej bezradnością, uniesionej ponad wszelkie poznanie. Chrystus jest „słońcem eonów” w którego promieniach dokonuje się skrócenie dystansu między Nim a człowiekiem. Wytwarza się aura bezpośredniości i obopólnej fascynacji. Niebiański Adam rozpoznaje swoje oblicze w ziemskim Adamie i na odwrót. Chrystus Przemieniony przechodzi przez zaryglowane drzwi człowieczego wzroku i duszy, uchylając zasłony niepoznania i negacji. Wraz z przemienieniem człowieka dokonuje się kosmiczny proces przeobrażenia świata. Święty Symeon opisuje widzenie uszczęśliwiające: „Bóg jest światłością i widzenie Go przypomina światło”. Pyta: „Czy jesteś moim Bogiem ?”- by usłyszeć odpowiedź: „Tak, Ja jestem Bogiem, który dla ciebie stał się człowiekiem; Ja uczyniłem cię i uczynię, tak jak to widzisz, bogiem…” Między pierwszym a drugim przyjściem Pana, między Bogiem-człowiekiem a stworzonym człowiekiem, dostrzegamy Kościół i świat w trakcie przemienienia. Po Pięćdziesiątnicy już wszystko jest możliwe i wszystko jest naznaczone oczekiwaniem na uchwycenie opromienionej światłością twarzy Kyriosa.

niedziela, 11 grudnia 2016

Iz 35, 1-6a. 10

Niech się rozweselą pustynia i spieczona ziemia, niech się raduje step i niech rozkwitnie! Niech wyda kwiaty jak lilie polne, niech się rozraduje, skacząc i wykrzykując z uciechy. Chwałą Libanu ją obdarzono, ozdobą Karmelu i Szaronu. oni zobaczą chwałę Pana, wspaniałość naszego Boga. Pokrzepcie ręce osłabłe, wzmocnijcie kolana omdlałe! Powiedzcie małodusznym: «odwagi! Nie bójcie się! Oto wasz Bóg, oto pomsta; przychodzi Boża odpłata; On sam przychodzi, by was zbawić». Wtedy przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się otworzą. Wtedy chromy wyskoczy jak jeleń i język niemych wesoło wykrzyknie. Odkupieni przez Pana powrócą, przybędą na Syjon z radosnym śpiewem, ze szczęściem wiecznym na czołach; osiągną radość i szczęście, ustąpi smutek i wzdychanie.

Jest coś fascynującego w biblijnym krajobrazie pustyni, rozpościerający się bezkres piasku i poczucia samotności, bezradności oraz niemożliwości uczynienia czegokolwiek. Wszystko wokół jest zależne od Boga przesypującego piasek podmuchem wiatru lub rozdzierającego niebiosa i hojnie spuszczającego życiodajny deszcz. Na pustyni człowiek zaczyna rozumieć swoją pozycję, znaczenie, odkrywa istotę własnego życia. „Pustynia otwiera się dla tych, którzy zdejmują sandały pośpiechu i boso wędrują powoli, pozwalając by piasek parzył i gładził ich stopy”(A. Pronzato). Tam trzeba naprawdę poczuć się samotnym, aby po pewnym czasie umieć świętować radosne nadejście Pana. Trzeba odkryć w sobie człowieka wiary- uchrystusowionego; w tym pomaga doświadczenie pustyni. Z pustyni chrześcijanin wychodzi umocniony, duchowo zagruntowany, przysposobiony do wejścia w ciało świata. „Ludzie Boży są solą, która utrzymuje istnienie świata”- przekonywał Orygenes. Maryja również przeszła przez pustynię- poczuła spieczoną i ciernistą ziemię, a Jej serce uczyło się jak pogodzić radość z przyjęcia Życia ze świadomością cierpienia, które będzie musiał przejść Ten, którego nosiła w swoim dziewiczym łonie. Prorok Izajasz zwiastuje niebywałą wieść: pustynia przemieni się w cudowny ogród. Wszystko rozkwitnie i będzie cieszyć oczy. Myślę w tym miejscu o całych rzeszach atletów pustyni przemierzających połacie szaleńczej pustki, a ostatecznie dochodzących do miejsca, gdzie Bóg uczynił ich serca rajem. „Doświadczenie Boga jest więc doświadczeniem stałej nowości, która utrzymuje duszę w stanie zadziwienia” (T. Spidlik). Wszystko jest tak nieprawdopodobnie w proroczej i na wskroś idealnej wizji przyszłości. Świat w którym zostanie usunięty cień śmierci i lęku…, gdzie zniwelowane zostaną jakiekolwiek defekty. Czy to nie jest zachęta dla chrześcijan, aby przeobrażać rzeczywistość wokół siebie siłą dobra i promieniowaniem miłości ? „Chrześcijanie gdy widzą przybysza, wprowadzają go do swojego domu, cieszą się nim, jak prawdziwym bratem…”- pisał wczesnochrześcijański myśliciel Arystydes z Aten. Poczucie komunii z innymi, radość obdarowania rysująca się na twarzach, sprawia już teraz, że pustynia naszych miast może przemienić się w oazę szczęścia.  A kiedy nadejdzie Pan i odgłos Jego kroków rozbrzmiewać będzie z wieczności, to jednego możemy być pewni- tego, że próbowaliśmy jałową ziemię, przemienić na powrót w pełen harmonii Eden. Pełnia, którą jest Chrystus przychodzący triumfalnie, dokona ostatecznej synergii- nastanie dzień w którym wszyscy ludzie będą  „Jego ludem, a On będzie Bogiem z nami”. W tym dniu wszystko zostanie odwrócone i serce świata zostanie przepełnione pokojem. Miał rację o. Bułgakow pisząc: „Cel historii prowadzi poza historię, do życia przyszłego wieku, a cel świata prowadzi poza świat do „nowej ziemi i nowego nieba”. Człowiek i całe stworzenie zmartwychwstanie w Chrystusie i w Nim uświadomi sobie swoją naturę. Dopiero wówczas zakończy się stworzenie świata, dokonywane przez wszechmoc Bożą w oparciu o stworzoną wolność”. Za nim to nastąpi będziemy odczuwać napięcie i mozolnie artykułować modlitwę pragnienia: Przyjdź i przemień ten świat !

sobota, 10 grudnia 2016


Mt 17, 10-13
Kiedy schodzili z góry, uczniowie zapytali Jezusa: «Czemu uczeni w Piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz?» on odparł: «Eliasz istotnie przyjdzie i wszystko naprawi. Lecz powiadam wam: Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli. Tak i Syn Człowieczy ma od nich cierpieć». Wtedy uczniowie zrozumieli, że mówił im o Janie Chrzcicielu.
Chrystus wobec uczniów dokonuje rekomendacji nieprzeciętnego człowieka. Jan Chrzciciel jawi się w przepowiadaniu jako postać wyjątkowa, charyzmatyczna, odgrywająca niezwykłą rolę „pomostu” pomiędzy przesłaniem Starego Testamentu, a tym co się rozpocznie wraz z nadejściem Syna Człowieczego. Jan- Prorok adwentu, gwałtownik i Boży szaleniec pustyni. Wszyscy którzy proklamowali słowo Boga przed Nim, byli niczym widzący- dlatego proroków nazywano „widzącymi”. Jan jest nie tylko widzącym, ale staje się wielką tubą Boga. „Ta posługa świętego Jana pozwalała dopatrywać się w nim także poprzednika Paruzji. I w tym miejscu napotykamy najbardziej zagadkowy rys osobowości  Chrzciciela. Przyszedł w „duchu i mocy Eliasza” (Łk 1,17). Te dwie osobowości (Jan i Eliasz ) w zdumiewający sposób wyrażają tę samą duchową jakość- przybywają z głębi pustyni, ubrani w skóry zwierzęce, ale też w odzieniu synów światłości (por. 2 Krl 2,11-14). Solarny Eliasz na swoim wozie ognistym i święty Jan Chrzciciel- „lampa co płonie i świeci” (J 5,35).” Apostołowie pewnie zastanawiali się dlaczego nadejście Mesjasza nie było poprzedzone posługą Eliasza jako Poprzednika. Jezus udziela im czytelnej odpowiedzi, iż nie rozpoznali Eliasza w Janie. Według tradycji żydowskiej, prorok Eliasz jest „Pasterzem dusz”. Przyjmuje dusze zmarłych i wprowadza je do raju. Jest prefiguracją świętego Jana Chrzciciela który zwiastuje nastanie raju wraz z Wcieleniem Bożego Syna. Jan staje się gwałtownikiem, mężem wielkiej dojrzałości aż do złożenia ofiary z własnego życia.  Nauczał miłości, sprawiedliwości i łagodności. Tym, którzy go pytali: „Cóż mamy uczynić ?”, odpowiedział: zmień swoje życie, sposób myślenia, postrzegania rzeczywistości… Nie wszystkim odpowiadał Jego radykalizm, budził również skrajne emocje; szczególnie wtedy kiedy widziano go wśród grzeszników których rzesze podążały za nim na pustynię. „Nie był on światłością, lecz posłanym, aby zaświadczyć o światłości”. Według przekazów pozabiblijnych, przed nadejściem Chrystusa Jan Chrzciciel głosił kazanie wiernym Starego Testamentu znajdującym się w eschatycznym stanie oczekiwania na zbawienie. W scenach zstąpienia Chrystusa do otchłani ukazany jest zawsze św. Jan Chrzciciel. W przedstawieniach Deesis, a zwłaszcza w scenach Sądu Ostatecznego Prorok, będący orędownikiem ludzkości, zajmuje honorowe miejsce bezpośrednio obok Chrystusa, po przeciwnej stronie niż Maryja. Jakub z Voragine średniowieczny hagiograf wylicza najaważniejsze określenia związane z Pańskim Poprzednikiem: „Prorok, przyjaciel Oblubieńca, lampa, anioł, głos, Eliasz, Chrzciciel Zbawiciela, herold Sędziego, poprzedziciel Króla”. Kończę to rozważanie tropem allelujatycznym z X wieku: „Sanctus Iohannes, Praecursor Christi, Amicus Sponsi, Una cum sanctis Dei exorare Pro nobis non cessa !”
                                               
 

czwartek, 8 grudnia 2016

Łk 1,26-38

Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”. Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?” Anioł Jej odpowiedział: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”. Na to rzekła Maryja: „Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!” Wtedy odszedł od Niej anioł.

Wydarzenie Zwiastowania opisane na kartach Ewangelii najbardziej tajemniczym i intymnym świadectwem szczególnej roli do której zostaje zaproszona Dziewczyna z Nazaretu. Aby mówić o wielkości i duchowym pięknie Maryi, należy skomponować bukiet kilku słów: czystość, transparentność, kobieta, oblubienica, miłość. Te słowa są ze sobą powiązane i w całości tkają fascynujący wizerunek Niewiasty Zbawienia. Edeniczna historia u której początku stała skuszona i sparaliżowana kłamstwem węża Ewa, odnalazła swoje ocalenie i drogę przeobrażenia na powrót ku Bogu w Dziewicy- apokaliptycznej wojowniczce depczącej głowę węża. „Aby ludzkość przyoblekła się w Boga, trzeba było, aby dobrowolnie Go przyjęła- pisze O. Clement. Ale wiemy, że dla tej nieustannej odnowy strasznego dramatu ciemności, Bóg jak mówią Ojcowie bizantyjscy, stał się „Królem bez miasta”, „bez domu”. Historia Izraela, ta ciężka walka miłości, wydaje się wtedy być przygotowaniem na czyste słuchanie i to ono pozwoliło boskiemu „Wykluczonemu” odtworzyć tajemniczo swoje stworzenie, stać się ziarnem zmartwychwstania w sercu stworzenia”. Nie do przecenienia jest rola Maryi- przez Nią „Słowo stało się ciałem”- Bóg stał się jednym z nas. Zwiastowanie jako najbardziej intymna pięćdziesiątnica, stało się początkiem boskiej ekonomii zbawienia; zaistnienia harmonii w której człowiek spotkawszy Boga nie będzie się już wstydził siebie. „W ten sposób Dziewica okazała pomoc rodzajowi ludzkiemu jeszcze przed nastąpieniem czasu zbawienia. Gdy czas ten nastąpił i Zwiastun stanął przed Nią, uwierzyła i wyraziła zgodę, i przyjęła posługę dlatego, że było to niezbędne dla naszego zbawienia, a gdyby to nie stało się, to zbawienie nie mogłoby nastąpić” (M. Kabasilas). Kościół w Niej proklamuje świat, który już stał się nowym stworzeniem, poddanym metamorfozie, dzięki miłości Boga która niczym rzeka rozlała się przez wnętrze Oblubienicy. W Niej każdy człowiek odkrywa zalążki osobistej świętości, wzniesienia ku górze, dystansu wobec świata który tłamsi i skupia na złu. Piękna Dziewczyna napełniona Ogniem prowadzi Kościół ku eschatologicznej pełni Dnia Nowego. W Niej najbardziej zatwardziali grzesznicy uzyskują przystęp do Boga i stają barankami pijącymi ze źródła życia. Nam zwiastunom Jej piękna pozostaje modlitwa, abyśmy nie utracili Jej macierzyńskiego wejrzenia: „Pragnę, aby Twój obraz odbijał się bez przerwy w zwierciadle dusz i zachowywał je w czystości aż do skończenia wieków, aby podnosił tych, którzy są zgięci do ziemi, i aby dawał nadzieję i radość wszystkim tym, którzy czczą i naśladują ten wieczny model Piękna”.

środa, 7 grudnia 2016

Ps 103  

Błogosław, duszo moja, Pana,
i wszystko, co jest we mnie, święte imię Jego.
Błogosław, duszo moja, Pana
i nie zapominaj o wszystkich Jego dobrodziejstwach

W kalendarzu liturgicznym Kościoła Zachodniego przypada dzisiaj wspomnienie św. Ambrożego biskupa Mediolanu. W moim osobistym przekonaniu, obok Ojców wschodnich których niezmiernie cenię i teksty nieustannie czytam, na szczególną uwagę zasługuje św. Ambroży, wywodzący się ze środowiska zachodniego chrześcijaństwa ze swoją głęboką teologicznie spuścizną literacką. Ambroży urodził się w Trewirze ok. 339 roku, w arystokratycznej rodzinie chrześcijańskiej pochodzenia rzymskiego. Jego ojciec był wysoko postawionym urzędnikiem przy prefekcie pretorianów w Galii. Po wczesnej śmierci ojca matka z trojgiem dzieci powróciła do Rzymu. Ambroży wzrastał w środowisku intelektualnym Rzymu otrzymując staranne wykształcenie klasyczne. Rozkochany w literaturze i filozofii, dociekliwy i pełen pasji poszukiwacz mądrości. Z natury był subtelny, wrażliwy i nieśmiały. Najbardziej znaczący wpływ na jego życie duchowe i późniejsze decyzje miała pobożna matka oraz siostra Marcelina, która do końca życia poświęci się Bogu jako konsekrowana dziewica. Gdy po śmierci ariańskiego biskupa Mediolanu Auksencjusza, doszło przy wyborze nowego biskupa do gwałtownych sporów miedzy katolikami i arianami, a Ambroży dokładał starań, by zaprowadzić porządek w mieście, niespodziewanie został przez obydwa stronnictwa wybrany biskupem i mimo, że się bronił przed przyjęciem tej godności, w osiem dni po otrzymaniu chrztu został wyświęcony na biskupa. Tradycja przechowuje pewien charyzmatyczny szczegół związany z samym wyborem na biskupa, gdzie rzekomo małe dziecko z tłumu miało zawołać: „Ambroży biskupem”. Własny majątek rozdał ubogim i potrzebującym, podejmując odtąd nowy styl życia- przeniknięty duchem ascezy i wnikliwego studium teologii. Wiedzę teologiczną uzupełnił pod kierunkiem kapłana Symplicjana. Czerpał mądrość z pism Ojców greckich, upatrując w nich najbardziej ortodoksyjny przejaw nauki Kościoła. Cieszył się jako kaznodzieja niezwykłym powodzeniem, o czym daje świadectwo w swoich „Wyznaniach” św. Augustyn. Jego myślenie i działanie było przeniknięte troską o jedność Kościoła, miłość we wspólnotach i czystość przepowiadanej wiary. Był otwarty na potrzeby wiernych, dla których zawsze miał czas- cierpliwie i ze spokojem wsłuchując się w ich osobiste problemy i duchowe rozterki. Postrzegał wspólnotę Kościoła jak znak sprzeciwu wobec wrogiego świata. Pisał: „Jest pewne, że wśród zmiennego świata Kościół Pana, zbudowany na fundamencie Apostołów, pozostaje na nim niewzruszony, mimo że wokół niego burzy się rozpętane morze. Uderzają weń fale, lecz nie mogą nim zachwiać, a chociaż często prądy świata z szumem rozbijają się o niego, pozostaje on dla wszystkich zbawiennym portem”. Ambroży zmarł 4 kwietnia 397 roku i został pochowany w swej bazylice. Najstarsze przedstawienie świętego znajduje się na mozaice w kaplicy San Vittore w Mediolanie. Powstała ona około 470 roku i ma charakter portretowy. Ambroży ubrany jest w rzymską tunikę, ma krótko przycięte włosy oraz włosy nad mięsistymi wargami. W późniejszych wiekach ukazywano zazwyczaj świętego w stroju biskupa z takimi atrybucjami jak: księga, pióro, czy gołębica- symbol Ducha Świętego. Kończę to rozważanie fragmentem modlitwy św. Ambrożego: „Wszystko mamy w Chrystusie. Niech zbliży się doń każda dusza… Jeśli chcesz uleczyć ranę, On jest lekarzem. Jeśli płoniesz w gorączce, On jest źródłem… Jeśli lękasz się śmierci, On jest życiem; jeśli pragniesz nieba, On jest drogą; jeśli uciekasz przed ciemnością, On jest światłem… Spróbujcie i zobaczcie, jak słodki jest Pan: Błogosławiony ten, który w Nim pokłada nadzieję”.

wtorek, 6 grudnia 2016

Mt 18, 12-14

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jak wam się zdaje? Jeśli ktoś posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich, to czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się błąka? A jeśli mu się uda ją odnaleźć, zaprawdę, powiadam wam: cieszy się nią bardziej niż dziewięćdziesięciu dziewięciu tymi, które się nie zabłąkały. Tak też nie jest wolą ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło nawet jedno z tych małych».

Według najstarszych zachowanych przedstawień Chrystusa, obraz Dobrego Pasterza niosącego owcę był najbardziej przemawiającym i przekonującym komponentem katechezy pierwotnego Kościoła. Sztuka przedkonstantyńska i późniejsza z wielką atencją posługiwała się tym wizerunkiem, przedzierając się przez warstwę treści alegoryczno-symbolicznej do centralnego przesłania jakim było zbawienie człowieka. Obraz przedchrześcijańskiej philantropii- miłości do uwikłanego w grzech i śmierć człowieka, wyrazem największej afirmacji ze strony miłosiernego Boga. Ocalenie zagubionej owcy, w którym egzegeza zazwyczaj dostrzegała obraz nawrócenia człowieka- który przez grzeszne życie był wstanie separacji od Boga. Kościół ten motyw postrzegał jeszcze szerzej upatrując w nim powszechne ocalenie całej ludzkości, która się rozpoczęła wraz z faktem inkarnacji; kiedy Syn opuścił Ojca i przyszedł na ziemię. „Zstępuje” to znaczy przyjmuje ludzką postać i kondycję. Doskonale to komentują teksty Ojców Kościoła. „Jezus Chrystus, nasz Pan, z powodu niezmierzonej miłości stał się tym, czym my jesteśmy, aby uczynić nas tym, czym On jest” (św. Ireneusz z Lyonu),  „Zniżył się z powodu naszej słabości do niezdolnych Go pojąć i pod osłoną ciała ukrył blask swego majestatu, bo wzrok ludzki byłby go nie wytrzymał. Stąd powiedziane jest, że „wyniszczył samego siebie”, jak gdyby wyzbył się własnej potęgi, gdy w pokorze, w której nam przybył na pomoc, stał się niższym nie tylko do Ojca, ale też od siebie samego. Ale przez to uniżenie nie stracił niczego”(św. Leon Wielki). Refleksje myślicieli chrześcijańskich akcentujące soteriologiczny wymiar przyjścia Pana pokrywają się z liturgiczną pamięcią i oczekiwaniem który przywołuje liturgiczny okres Adwentu. Kończę to rozważanie lapidarną interpretacją wizji Dobrego Pasterza zachowanego w słynnym mauzoleum Galii Placydii w Ravennie. Przedstawienie pasterza odbiega od tego katakumbowego wyobrażenia pełnego idylicznej prostoty i antykizującej szaty. Tutaj Pasterz jest przyobleczony w atrybucje monarsze. Na głowie Chrystusa dostrzegamy złotą aureolę i długą tunikę kontrastującą z purpurowym płaszczem majestatycznie udrapowanym i ozdobionym ciemnoniebieskimi paskami. Zamiast laski pasterskiej, podpiera się na wysokim złotym krzyżu, prawą zaś ręką delikatnie głaszcze pysk owieczki. Pięć innych owieczek jest rozpierzchniętych w bukolicznej scenerii, nie traci ze wzroku najważniejszej postaci jaką jest Chrystus Zbawca.  Pod wpływem tego wyobrażenia wciskają się w duszę słowa św. Anzelma z Cantenbury: „Zajmij się nieco Bogiem i spocznij w Nim na chwilę. Wejdź do izdebki twego umysłu, wyrzuć z stamtąd wszystko oprócz Boga i tego, co cię wspomaga w poszukiwaniu Go, i zamknąwszy drzwi, szukaj Go… Obym szukał Cię, pragnąc i pragnął, szukając ! Obym Cię znalazł, kochając i kochał znajdując !”- dopowiem- tak Ty, uczyniłeś to pierwej.

niedziela, 4 grudnia 2016

Mt 3, 1-12

W owym czasie pojawił się Jan Chrzciciel i głosił na Pustyni Judzkiej te słowa: «Nawracajcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie». do niego to odnosi się słowo proroka Izajasza, gdy mówi: «Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, dla Niego prostujcie ścieżki!»

Jan Chrzciciel należy do szczególnych przewodników na drodze adwentowego zamyślenia. On nigdy nie zatrzymywał wzroku tłumów na sobie; ascetyczny, bezkompromisowy prorok prawdy, nieustannie wskazujący na to, że po nim przyjdzie ktoś „mocniejszy”. Jan to głos wołającego na pustyni, jego nawoływanie sprawia że serca ludzkie biją mocniej, trzęsą się posady ziemi, a pustynia z martwego siedliska demonów dzięki działaniu tego człowieka zostaje uświęcona postawą czytelnej świętości. Jego zadaniem jest przypomnienie o tym, że czas jest bliski, wywołanie postawy oczekiwania, skierowanie uwagi na kogoś większego. Jan wskazuje na Chrystusa który przychodząc nie będzie już chrzcił wodą zaczerpniętą z Jordanu, ale ogniem. „Przygotujcie drogę Panu, Jemu prostujcie ścieżki !” (Mk 1,3). Na pustyni zabrzmiał adwentowy głos. Pustynia jest dla nas dzisiaj obrazem naszej zabieganej, nacechowanej samotnością i alienacją egzystencji. Mimo że jesteśmy z każdej strony bombardowani hałasem, przemocą, podniesionym cieśnieniem rodzącym się z ludzkiej obojętności, to mimo tych zjawisk dla wielu jest to pustynia. Nie chodzi o betonową pustynię naszych miast, blokowiska wypełnione pozbawionymi sensu życia młodymi ludźmi, którzy w akcie desperacji podejmują czyny samobójcze lub inne najbardziej szalone rzeczy... tylko po,  aby nie spotkać się ze sobą i znaleźć wyjście z trudnych sytuacji. Pustynia to obraz ludzkiej pustki, stanu duszy, zagubienia. Na tej pustyni skołatanych i bezradnych ludzkich serc, powinno się przygotować drogę Panu. „Jest już najwyższy czas, aby Kościół wybrał pustynię jako miejsce swojego przepowiadania- nie dlatego, aby uciekać od świata, aby uniknąć nieprzyjemnej rzeczywistości, lecz po to, aby nadać swojemu przesłaniu intensywność i głębię, odkryć niedwuznaczne oznaki słowa, które przychodzi z daleka i coś porusza”.

 

środa, 30 listopada 2016

Rz 10,9-18

Jeżeli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych, osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami -do zbawienia.

Gdybym miał dokonać natychmiastowej odpowiedzi czym jest chrześcijaństwo, odpowiedziałbym następująco: Chrześcijaństwo to Chrystus, Emmanuel, Bóg z nami. W tej nieprawdopodobnej bliskości Boga odkrywamy najgłębszy sens i znaczenie religii; nie jako jednej z wielu- niczym wyrwany kadr z panteonu różnych wierzeń, ale jako spotkanie z Kimś najbardziej realnym i bliskim. Na tym przekonaniu zasadza się również tęsknota, która przenika adwentową refleksję o przychodzącym do człowieka Bogu. „Cały ród ludzki- napiszę św. Augustyn- leżał poraniony przez zabójców i ciężko chory. Na szczęście Jednorodzony Syn Boży ulitował się nad nieszczęśnikiem, pochylił się nad nim, przyjmując ludzką naturę i stając się jednym z nas, a następnie opatrzył rany winem i oliwą”. W tych słowach można odczytać najlepiej zarysowaną perspektywę zbawienia. Przygotowujemy się na przyjście Chrystusa w dwóch wymiarach. Pierwszy to świadomość Jego nadejścia na końcu czasów- nie można tego wydarzenia przewidzieć, zweryfikować, czy wypatrzyć. To drugie jest o wiele bardziej bliskie, okraszone ckliwym wypatrywaniem Małego Dzieciątka w żłóbku. Antycypacja Wcielenia dokonująca się w blasku betlejemskiej nocy, a uobecniona w znakach liturgii. Nam ludziom współczesnym: zabieganym, rozproszonym, nerwowym, zniecierpliwionym, tupającym o wszystko w jednym momencie, bardzo trudno jest wypatrywać znaków Jego przyjścia.   Na zewnątrz zgiełk i hałas świata przesuwa niewidzialną kurtynę delikatnych i spokojnych uzewnętrznień się Boga. Zdaje się jakby media całkowicie rozchwiały naszą duchową percepcję. Wszędzie rozlega pusty i naszpikowany konsumpcją komunikat: Magiczne święta. Cóż przychodzący Bóg ma wspólnego z ckliwością, obżarstwem, prezentomanią, czy bezmyślnym wydawaniem pieniędzy.  Ten, który przychodzi omija stragany tego świata- rodzi się na „obrzeżach miast”. Ciągle odrzucany i marginalizowany. Jego przyjście nasłuchuje się sercem !  

poniedziałek, 28 listopada 2016

Mt 8,5-11


Gdy Jezus wszedł do Kafarnaum, zwrócił się do Niego setnik i prosił Go, mówiąc: „Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi”. Rzekł mu Jezus: „Przyjdę i uzdrowię go”. Lecz setnik odpowiedział: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie. Bo i ja, choć podlegam władzy, mam pod sobą żołnierzy. Mówię temu: «Idź», a idzie; drugiemu: «Chodź tu», a przychodzi; a słudze: «Zrób to», a robi”. Gdy Jezus to usłyszał, zdziwił się i rzekł do tych, którzy szli za Nim: „Zaprawdę powiadam wam: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary. Lecz powiadam wam: Wielu przyjdzie ze Wschodu i Zachodu i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w królestwie niebieskim”.


W czasie Adwentu słowa setnika który błaga Chrystusa o uzdrowienie swojego sługi wybrzmiewają o wiele mocniej. Powiedzieliśmy sobie że adwent to tęsknota za Kimś bliskim. Najgłębiej ta tęsknota wypełnia się w doświadczeniu Eucharystii. Spotkanie z Bogiem dokonuje się w Sakramencie Kościoła- prawdziwie, namacalnie i bezpośrednio. Wydarzenie liturgii jest niczym innym jak tęsknotą za komunią, bezpośrednim pragnieniem Boga. Kapłan  ukazując wiernym Chleb eucharystyczny, który mają przyjąć w Komunii, najpierw zaprasza ich na ucztę miłości słowami św. Jana Chrzciciela: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata” (J 1,29), „błogosławieni, którzy zostali wezwani na Jego ucztę” (Ap 19,9). Następnie wszyscy wspólnie odpowiadają posługując się słowami setnika z Kafarnaum, który błagał o uzdrowienie sługi- to słowa pragnienia i ludzkiej bezradności. „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja”. Setnik dobrze wiedział kim jest Chrystus, widział w Nim kogoś o wiele większego niż jakiegoś uzdrowiciela, zresztą takich było na pęczki. Był przekonany że słowo Jezusa wypowiedziane na odległość, mam moc uzdrowić, wskrzesić z martwych, czy wzbudzić świat na nowo do istnienia w płodnym akcie miłości. W misterium liturgii dokonuje się nasz adwent, przyjście Boga do naszego życia. Jak pisał o. Tomasz Kwiecień: „My słowami setnika wyznajemy, że Komunia z Jezusem jest naszym lekarstwem i że otrzymujemy o wiele więcej, niż wystarczyłoby do naszego uzdrowienia. Wyznajemy świętą rozrzutność Pana: wystarczyłoby słowo, a On daje wszystko ! Wie że nie jesteśmy wstanie wszystkiego przyjąć, ale i tak cały nam się daje !”. To jest adwent bliskości Boga odnajdującego swoje zagubione dziecko. „Adamie, gdzie jesteś ? – ten głód Boga żywego, szukającego człowieka w pierwszym raju, zaspokaja Komunia. Adam, człowiek lęku, zostaje w końcu odnaleziony, a Jezus, nowy Adam, wydobywa go, stawiając wobec doskonałej miłości, która usuwa wszelki lęk. Syn umiłowany pociąga nas ku Ojcu, wpierw odnalazłszy nas w otchłani: „Powstań wyjdź stąd ! Ty bowiem jesteś we Mnie, a Ja w tobie… Powstań, pójdźmy stąd ! – ze śmierci do życia, ze zniszczenia do nieśmiertelności, z mroków do wiecznej Światłości !”


 

sobota, 26 listopada 2016

Mt 24, 37-44

Jezus powiedział do swoich uczniów: Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. a to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o jakiej porze nocy nadejdzie złodziej, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie».

Dzisiaj wieczorem zabrzmi radosny hymn Akatystu do Bogurodzicy wprowadzając wspólnotę wierzących w nowy czas liturgiczny. Światło świecy rozproszy ciemność wieczoru i rozbudzi jeszcze bardziej świadomość, iż Pan jest blisko ! Adwent- jest niczym piękna tkanina; utkany z różnorodnych sensów i znaczeń: przyjście, oczekiwanie, tęsknota, radość, obdarowanie, a nade wszystko subtelna bliskość Boga. Posłużę się słowami Rahnera: „I znów jest adwent w Twym, Kościele Boże. Znów wracamy do modlitwy, tęsknoty, wyglądania, do pieśni nadziei i obietnicy. Wszelka niedola ludzka, wszelki niedosyt, całe wierzące oczekiwanie zbiega się znowu w tym jednym słowie: Przybądź ! Nie zwlekaj ! Bo przecież już przyszedłeś, przecież już rozbiłeś miedzy nami swój namiot. Przecież już podzieliłeś z nami całe nasze życie… Czy mógłbyś przyjść jeszcze bliżej, niż już przyszedłeś, wchodząc tak głęboko w naszą zwykłość, że nie umieliśmy Cię odróżnić do innych ludzi ? A jednak o Boże nasz, któryś nazwał siebie Synem Człowieczym, mówimy Ci wciąż, modlimy się ciągle: Przybądź !”  Adwent jest szczególnym momentem uchylenia niebios i zstępowania Emanuela do naszego życia, jak również czujności serca i wypatrywania znaków Paruzji. Za każdym razem przeżywam ten czas inaczej, stając naprzeciw minionych wydarzeń i próbując zgłębić te sprawy w taki sposób w jaki to uczyniła Maryja-ciągle świeży i aktualizujący. Dostrzegam i kontempluję w milczeniu największą z tajemnic chrześcijańskiej wiary. Zwiastowanie jest „początkiem naszego zbawienia i objawieniem odwiecznej tajemnicy: Syn Boga staje się Synem Dziewicy i Gabriel głosi łaskę”. Nie zrozumiemy tego do końca, możemy jedynie poddać się zdumieniu. „Teologia zajmuje się sprawami nadprzyrodzonymi i ciągle napotka na tajemnice- pisał Newaman- których rozum nie może wyjaśnić ani do których nie można się przystosować…” Adwent jest podążaniem po niełatwych tropach wiary i odkrywaniem przenikającej serce Maryi radości z tego, że w Niej „Słowo stało się Ciałem”. Jest również drogą wątpliwości i wycofania świętego Józefa. Mocowania się z racjami rozumu które i tak poniesie klęskę pod naporem serca. Misterium fidei ! „Maryja jako osoba obdarzona wolnością nie jest biernym narzędziem. Nie jest Ona tylko łonem, przez które przechodzi Słowo, które staje się ciałem. Jej chwała nie polega jedynie na wykarmieniu własnym mlekiem Syna Bożego” (E.B. Siegl). W jakimś sensie wszystko, co staje się udziałem Dziewczyny z Nazaretu, staje się błogosławionym udziałem każdego chrześcijanina. Wyraża się to w postawie przyjęcia Chrystusa, jako największego daru. Maryja jawi się jako pierwsza współpracowniczka Boga, a za Nią podąża Kościół w tej charyzmatycznej i profetycznej misji. Obwieszczać zagubionemu światu miłość. Trzeba wyraźniej wpatrywać się w Nią, odkrywać Jej talent wiary- potencjał wielkich możliwości, postawę bycia dla Boga. W sercu adwentowych liturgii Oblubienica Kościoła i Baranka, będzie nas prowadzić w oświetlonym blaskiem świec- korowodzie ludzie szczęśliwych nad których domostwami zatrzyma się w pewnym momencie betlejemskie światło pokoju- zwiastujące- że On już przyszedł ! Hodegetria- „Ta, która wskazuje drogę”.