poniedziałek, 11 stycznia 2016

Mk 1,14-20
 Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Przechodząc brzegiem Jeziora Galilejskiego ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: „Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi”. I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. Idąc nieco dalej ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim.
 W powieści pt. „Stary człowiek i morze” Ernest Hemingway, odsłania czytelnikom ważną myśl, zrodzoną w głowie starego i utrudzonego życiem rybaka: „Szczęście jest czymś, co przychodzi pod wieloma postaciami, więc któż je może rozpoznać ?”.  Być może galilejskim rybakom, monotonnie rozplatającym swoje sieci i wypływającym każdego dnia na połów- towarzyszyły podobne odczucia. Życie zdeterminowane kaprysami pogody, odpływami i przypływami wydaje się trudne do przewidzenia. Nic nie można zaplanować…, wszystko jest nieprzewidziane , a jednocześnie tak bardzo schematyczne, że rozbija się o złudzenia, które w chwili bezpłodnego połowu uporczywie maltretują umysł.  Jednego dnia radość z ułowienia mnóstwa ryb; można jakoś godziwie przeżyć kolejny miesiąc. A czasami godziny i dni pozbawione nadziei na złowienie czegokolwiek; pozostaje tylko gapienie się w spowitą słońcem taflę wody. Człowiek wraca do domu zrezygnowany i wypruty z marzeń…, wszystko zaczyna drażnić, najmniejszy szelest czegokolwiek staje się niewypowiedzianą katuszą. Takich spracowanych rybaków po całonocnym poszukiwaniu ławicy ryb, opisuje dzisiejsza Ewangelia. Mężczyznę zmęczonego i zrezygnowanego można rozpoznać na kilometr. Jedyne co im się przydarzyło- to odciski na dłoniach i oczy podkrążone do niewyspania. Marzyli tylko o jednym- kiedy dopłyną do brzegu, aby iść do swoich domów i położyć się na spoczynek. Na brzegu spotkali tajemniczego człowieka, który ich przekonał do ponownego wypłynięcia na głębię. Spojrzenie i słowo- były tak energetyczne, że spróbowali jeszcze raz odbić do brzegu; okazało się, że jednak warto (sieci się rwały od nadmiaru ryb). Do Piotra, przerażonego ilością cudownie złożonych ryb, Chrystus powiedział: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił !” (Łk 5,10). Szczęście przyszło do nich w postaci Jezusa Chrystusa. Od tego momentu nie wyzbyli się marzeń, ale radość z innego połowu stała się tak wielka, że całkowicie zawładnęła ich życiem. Weszli do łodzi Kościoła, aby w swoją sieć złowić świat dla Boga. Czasami wystarczy jeden impuls- powołanie jest wezwaniem i zadaniem możliwym do podjęcia.