czwartek, 28 stycznia 2016

Mk 4,21-25
Jezus mówił ludowi: „Czy po to wnosi się światło, by je postawić pod korcem lub pod łóżkiem? Czy nie po to, aby je postawić na świeczniku? Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”…
Pierwszą czynnością, którą wykonuję każdego dnia po wstaniu z łóżka, jest taki mój mały rytuał zapalenia lampki oliwnej. Kiedy zapalam lampadkę przed wiszącymi na ścianie ikonami, napełniam dom, światłem które zawsze odsyła moją percepcję dalej… Jakbym zapraszam Boga, aby przeniknął swoim światłem przestrzeń mieszkania, a nade wszystko mojego wnętrza. Moja mała domowa liturgia światła…Wyobraźmy sobie taką sytuację, że przez kilka dni jesteśmy pozbawieni światła. Kiedy ustaje światło dzienne nastaje mrok, wtedy człowiek próbuje rozświetlić ciemności. Czyni to, aby poczuć się bezpiecznie. Światło jest warunkiem postrzegania rzeczywistości… „Światło jest wstanie przeniknąć nawet tego, kto jest pozbawiony fizycznego wzroku”. Wyraża niematerialną sferę całkiem innej rzeczywistości, a zarazem na płaszczyźnie religii- w sposób bardzo bezpośredni odsyła do obecności Boga. „On jest światłością, przenikającą wszystko”. Ewangelia wskazuje na rolę światła, próbując odnieść je do życia konkretnego chrześcijanina. Człowiek wierzący ma emanować światłem wiary. W starożytnym Kościele, katechumenów przyjmujących sakrament Chrztu- nazywano „oświeconymi”. Chrześcijaństwo od samego początku dobrze rozumiało symbolikę światła. W znaczeniu metaforycznym lampą jest sam Bóg: "Bo Ty, o Panie, jesteś moim światłem, Pan rozjaśnia moje ciemności" (2 Sm 22,29). Człowiek jest podobny do kruchej glinianej lampki, która mimo swojej delikatności może nieść światło Chrystusa i powinna nim promieniować. Hilary z Poitiers nazywa lampę "promieniującym światłem duszy, oświetlonej Sakramentem Chrztu Świętego". Każdy chrześcijanin w momencie chrztu otrzymuje świecę to bardzo wymowny gest Kościoła, aby pamiętał ze ma być światłością jak Chrystus, i jego życie ma być przeniknięte światłem prawdy. To przywilej wybrania i posłania z kerygmatem życia i miłości, świadectwa prawdziwej obecności Boga, rozświetlenia drogi każdego człowieka. "Mamy jednak mocniejszą, prorocką mowę, i dobrze zrobicie, jeżeli będziecie przy niej trwali, jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu." (2P1,19). Wczesnochrześcijański apokryf wielokrotnie już cytowany pięknie oddaje powołanie chrześcijanina: "Ten, kto jest ze mną, jest ogniem". Nie chodzi tu o paradoksy ani o dialektykę, ale o ogień, który spala. Trzeba wrócić do prostego i uderzającego języka przypowieści, moje życie ma być światłem i zapalać świat ogniem, aby twarz Chrystusa rozbłysła na twarzach uśpionych obojętnością uczniów. Chrześcijańska wspólnota przeniknięta światłem Ewangelii, porwana ogniem kerygmatu, staje się prawdziwa i rozświetla ciemność, narzuca się jako znak, przemawia do każdego brata i siostry językiem przemieniającej siły Pana. Wtedy świat może rozpocząć dialog z autentycznym chrześcijaństwem, które doświadczyło Mistrza na górze Tabor, zobaczyło Jego chwalebne rany pełne światłości i pusty grób. Wtedy przyjdą inni do lampy i zajaśnieją ich oblicza. "Widziałem jak ludzie szarzy, brudni i brzydcy- niczym stare szlachetne kamienie, z których zdejmuje się warstwę kurzu i którym daje się przez chwilę poleżeć w żywym cieple wnętrza dłoni- nagle rozbłyskują strumieniami światła".