piątek, 11 marca 2016

Mdr 2, 1a. 12-22
Mylnie rozumując, bezbożni mówili sobie: «Zróbmy zasadzkę na sprawiedliwego, bo nam niewygodny: sprzeciwia się naszemu działaniu, zarzuca nam przekraczanie Prawa, wypomina nam przekraczanie naszych zasad karności. Głosi, że zna Boga, zwie siebie dzieckiem Pańskim. Jest potępieniem naszych zamysłów, sam widok jego jest dla nas przykry, bo życie jego niepodobne do innych i drogi jego odmienne. Uznał nas za coś fałszywego i stroni od dróg naszych jak od nieczystości. Kres sprawiedliwych ogłasza za szczęśliwy i chełpi się Bogiem jako ojcem. Zobaczmy, czy prawdziwe są jego słowa, wybadajmy, co będzie przy jego zgonie. Bo jeśli sprawiedliwy jest synem Bożym, Bóg ujmie się za nim i wyrwie go z rąk przeciwników. Dotknijmy go obelgą i katuszą, by poznać jego łagodność i doświadczyć jego cierpliwości. Zasądźmy go na śmierć haniebną, bo – jak mówił – będzie ocalony»…


Pisząc to rozważanie mam przed sobą ilustrację obrazu pt. „Mąż Boleści” Mistrza Francke. To przedstawienie jest bardzo wymowne i pośrednio koresponduje z treścią narady przeciwko Sprawiedliwemu, zawartą w Księdze Mądrości. Powzięcie zasadzki, skonstruowanie zarzutów, bardzo drobiazgowo zaplanowana zemsta. To nie tylko starotestamentalna zapowiedź męki i śmierci Bożego Syna, ale nade wszystko ludzka pełna wyrachowania i w pełni dramatyczna odsłona człowieczej duszy. Sąd nad Miłością ! Człowiek podnosi rękę na Boga- a On staje się „Cierpiącym Sługą”- dźwigającym ciężar ludzkiej perfidii. „Widzieliśmy przecież- napisze Ratzinger- że właśnie Jego bycie z Ojcem jest przyczyną niezrozumienia Go przez ludzi i tym samym Jego samotności w życiu publicznym. Egzekucja jest ostatnim, konsekwentnym aktem owego nierozumienia, owego zepchnięcia istoty nie rozumianej w sferę milczenia”. Tak przedstawia Chrystusa średniowieczny mistrz w swoim obrazie, którego określa się mianem Imago Pietatis- Syna Człowieczy zmiażdżony cierpieniem, z ranami, które pieczętują Jego największy akt miłości. Ręce złożone na piersi odzwierciedlają pokorę i świadczą o miłości… Bok ugodzony włócznia żołnierza i krew obficie spływająca na przykrywające biodra perizonium. Głowa z przymkniętymi, lecz nie zamkniętymi oczami pochylona nieco na bok- uciskana ciernistą koroną. Wprawdzie obok Jezusa nie ma już gapiów, ani krzywdzicieli- ale na twarzy wypisanej bólem, można uchwycić ich cienie. Jedynymi i dynamicznie obecnymi w akcie adoracji, są asyst jacy Mu aniołowie. Zbierają do naczyń drogocenne krople  Krwi. Bardzo wnikliwie pisał o tym typie obrazu Panofsky: „Pomysł tego przedstawienia zrodził się na gruncie bizantyjskim. Ze znamiennego połączenia pierwotnie samodzielnych typów przedstawień, przede wszystkim Ukrzyżowanego i Chrystusa w grobie, powstał typ przedstawieniowy, który- wyzwolony ze wszystkich uwarunkowań historycznej rzeczywistości, a nawet negujący przeciwieństwo życia i śmierci, stania i leżenia- połączył w jeden podniosły symbol jak gdyby całą pasję, kwintesencję wszystkich cierpień Chrystusa”. Mamy do czynienia z obrazem- symbolem. Syntezą dokonanego już dramatu- zawiera się w tym tragiczny akt zła- wymierzony w Chrystusa, a zarazem niesamowity spokój i wolność przyjęcia ciężaru cierpienia- uczynionego rękami bezbożnych. Obraz ma dwa wymiary; pierwszy pokazuje to, co się już stało, a drugi ma za zadanie ująć serce oglądającego- zadziałać na sferę emocji. Ostatecznym przesłaniem jest ukazanie cierpienia i śmierci, jako dokonanego już zwycięstwa. Akt największego wyszydzenia i zbrodni, stał się aktem największej afirmacji miłości. Agonia Chrystusa na krzyżu- ekstremum chwili, staje się w jakimś sensie „fotografią” ludzkiego „imago pietatis”. Ten duchowy sens w całej pełni oddaja wnikliwe słowa Kallistosa Ware: „Zatem cierpienia i śmierć Chrystusa mają wartość obiektywną; uczynił On dla nas coś, czego sami, bez Niego nie byliśmy wstanie dokonać… On cierpiał w naszym imieniu. Syn Boży cierpiał aż do śmierci, nie po to, byśmy byli wolni od cierpień, lecz by nasze cierpienie było jak Jego. Chrystus proponuje nam drogę wokół cierpienia, ale drogę przez nie, nie zastępstwo, ale zbawienne partnerstwo”.