środa, 25 maja 2016

Mk 10, 32-45
 … A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł do nich: «Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie  niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu».

W człowieku istnieje pokusa zasiadania na pierwszym miejscu; bycia dostrzeżonym i „zaprezentowanym publiczności”- czasami taka egzystencja może przybierać znamiona krótkometrażowego show… Niejednokrotnie to pragnienie może zbyt szybko przerodzić się w pokusę pozostania w permanentnym stanie poklasku. Pierwsze krzesła zajmują często ci, których poczucie wyższości uwarunkowane jest ukrytymi i szczelnie zaszufladkowanymi kompleksami. Tacy ludzie ciągle czują się mali i niedowartościowani; często tracą całe życie, aby innym udowodnić, że jest inaczej. To smutne, a zarazem tragikomiczne. Synowie Zebedeusza, nie przemyśleli swojej prośby, skompromitowali się na całej linii. Chrystus nie potrzebuje dostojnych figurantów, narcyzów, wygodnisiów zasiadających na zaszczytnych miejscach. Ewangelia, którą przynosi jest przesłaniem o najbardziej pokornych, zdolnych do porzucenia zapędów pierwszeństwa. Chrześcijanin to niewolnik, ktoś kto pomimo odrzucenia potrafi być najbardziej szczęśliwym…, nie potrzebne są mu certyfikaty operatywności i rankingi określające popularność oraz poklask społeczny. Wyznawcy Chrystusa- to „święci kloszardzi”- szaleńcy, widzący i czyniący wszystko wbrew poprawności świata. Bywają skryci i niedostrzegalni na pierwszy rzut oka, lub hałaśliwi tak mocno, że wyrzucani są tylnymi drzwiami. Czasami chrześcijaństwo przeżywało momenty ludzkich wspinaczek po władzę, zaszczyty i wdrapywanie się nachalnie na  "boski tron". Ilu to chciało przypisać sobie wszelakie- boskie prerogatywy (taki zapędy zawsze miały opłakane skutki). Papieże czy biskupi, którzy często rozmieniali posługę miłości na umacnianie ziemskiej władzy i własnego splendoru- jakby to miało świadczyć o triumfalizmie ziemskiej świętości. Nic bardziej mylnego. „Bywa nieraz tak, że Kościół nie umie należycie oprzeć się pokusie lenistwa i łatwizny. Wierni bowiem i rządcy Kościoła nie przestają być ludźmi. Pociąga ich zatem wygoda, bogactwo i władza. I wtedy przychodzi upadek. Trwa on tak długo, dopóki jakiś wysłaniec Boży nie przypomni Kościołowi, że chociaż żyje w świecie, nie jest jednak ze świata. Wysłaniec ten wydobywa Kościół z kolein, w jakich ugrzązł i każe mu znowu poddać się surowym wymaganiom powołania… W dziejach tych, zgodnie z prawami przyrody, przeplatają się kolejno okresy wytężonej pracy z okresami oziębłości, okresy żarliwości z okresami wygodnictwa…”(L. Genicot). Chrystus na końcu czasów rozpozna swoich uczniów wśród prostaczków, pokornych- zajmujących ostatnie miejsce, których jedynym zaszczytem i bogactwem będzie miłość do ludzi i stworzeń. Właśnie im- prostaczkom, wskaże Sędzia obleczone w atłasy trony i powie: Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy Królestwo Boże”.