Apostoł Jan
rzekł do Jezusa: «Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w
Twoje imię wyrzucał złe duchy, i zaczęliśmy mu zabraniać, bo nie chodzi z
nami». Lecz Jezus odrzekł: «Przestańcie zabraniać mu, bo nikt, kto uczyni cud w
imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest
przeciwko nam, ten jest z nami».
Widzimy w Ewangelii, że obok wybranych uczniów
Chrystusa na peryferiach miast podążają jeszcze inni głosiciele- być może
zafascynowani misją, którą zapoczątkował wędrowny kaznodzieja z Galilei. Czy w
słowach Jana możemy odczuć zazdrość ? Nie sądzę, aby był zaniepokojony
konkurencją. Spośród licznej gromady odbiorców zasiewanego słowa, zawsze mogą
znaleźć się ludzie, którzy sami z siebie będą próbowali zmieniać świat siłą
dobra. „Człowiek tkwi w konstelacji współludzi. Jeden jedyny człowiek byłaby to
wewnętrzna sprzeczność; nie można go pomyśleć nawet abstrakcyjnie, gdyż bycie
człowiekiem jest współbyciem”- pisał H. Balthasar. Idea głoszenia Królestwa
Bożego może zataczać szerokie kręgi i inspirować ludzi, o których na pierwszy
rzut oka nigdy byśmy nie pomyśleli, że mogą być naśladowcami Chrystusa- a tacy
również byli. Na peryferiach Kościoła, zawsze egzystowali charyzmatyczni
świadkowie wiary, bezkompromisowi atleci prawdy, Boży szaleńcy bezwzględnie
przekonani o słuszności swojej misji. Ewangelia ich ogarnęła całkowicie, przeobraziła
sposób myślenia i działania. Tacy ludzie często stają się wyrzutem sumienia dla
innych, znakiem sprzeciwu i niewyobrażalnej mocy detonującej u samych
fundamentów struktury pogańskiego świata. Każdy ma prawo być przyjacielem i
odbiorcą Jezusowego testamentu miłości: „Jesteście przyjaciółmi moimi, jeśli
czynić będziecie, co wam przykazuję…” (J 15,14). Ojcowie Kościoła, a wraz z nimi obdarzeni intuicją świętości ludzie,
przepowiadali o konieczności bycia człowiekiem apostolskim. Papież Franciszek z
całą mocą apeluje, aby Kościół z Ewangelią wyszedł na peryferia ludzkiej
egzystencji, wyszedł z kokonu wygodnictwa, pobożnych dywagacji, a przystąpił do
działania. Porzucenie duszpasterstwa statycznego- zbiurokratyzowanego, na rzecz
wyjścia ku człowiekowi spragnionemu wiary. Zamiast teologicznych komunałów i
nic nieznaczących recept na życie, pokazać Chrystusa- Wcieloną Miłość, która
zbawia. „Myślę-mówi Franciszek- ze wielokrotnie Jezus puka od środka, abyśmy
pozwolili Mu wejść. Kościół zachowuje się, jakby pragnął zamknąć Jezusa
wewnątrz i nie pozwolił Mu wyjść”. Chrześcijanie nie powinni zazdrośnie oglądać
się jeden na drugiego, dokonując bilansu zysków i strat ewangelicznej skuteczności…
Trzeba wyjść i głosić z taką mocą, aby skruszyły się socjologiczne struktury
świata, aby świętość stała się pragnieniem każdego człowieka. Chrześcijańska
wspólnota ma wedrzeć się w świat i uobecnić obecność Boga. Tu nie chodzi o
spontaniczność i improwizację, ale przemyślaną i zdeterminowaną postawę
świadka, który jest przekonany o jednym: „już nie ja żyję, lecz żyje we mnie
Chrystus”.