środa, 18 maja 2016

Mk 9, 38-40
Apostoł Jan rzekł do Jezusa: «Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w Twoje imię wyrzucał złe duchy, i zaczęliśmy mu zabraniać, bo nie chodzi z nami». Lecz Jezus odrzekł: «Przestańcie zabraniać mu, bo nikt, kto uczyni cud w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami».

Widzimy w Ewangelii, że obok wybranych uczniów Chrystusa na peryferiach miast podążają jeszcze inni głosiciele- być może zafascynowani misją, którą zapoczątkował wędrowny kaznodzieja z Galilei. Czy w słowach Jana możemy odczuć zazdrość ? Nie sądzę, aby był zaniepokojony konkurencją. Spośród licznej gromady odbiorców zasiewanego słowa, zawsze mogą znaleźć się ludzie, którzy sami z siebie będą próbowali zmieniać świat siłą dobra. „Człowiek tkwi w konstelacji współludzi. Jeden jedyny człowiek byłaby to wewnętrzna sprzeczność; nie można go pomyśleć nawet abstrakcyjnie, gdyż bycie człowiekiem jest współbyciem”- pisał H. Balthasar. Idea głoszenia Królestwa Bożego może zataczać szerokie kręgi i inspirować ludzi, o których na pierwszy rzut oka nigdy byśmy nie pomyśleli, że mogą być naśladowcami Chrystusa- a tacy również byli. Na peryferiach Kościoła, zawsze egzystowali charyzmatyczni świadkowie wiary, bezkompromisowi atleci prawdy, Boży szaleńcy bezwzględnie przekonani o słuszności swojej misji. Ewangelia ich ogarnęła całkowicie, przeobraziła sposób myślenia i działania. Tacy ludzie często stają się wyrzutem sumienia dla innych, znakiem sprzeciwu i niewyobrażalnej mocy detonującej u samych fundamentów struktury pogańskiego świata. Każdy ma prawo być przyjacielem i odbiorcą Jezusowego testamentu miłości: „Jesteście przyjaciółmi moimi, jeśli czynić będziecie, co wam przykazuję…” (J 15,14). Ojcowie Kościoła, a wraz  z nimi obdarzeni intuicją świętości ludzie, przepowiadali o konieczności bycia człowiekiem apostolskim. Papież Franciszek z całą mocą apeluje, aby Kościół z Ewangelią wyszedł na peryferia ludzkiej egzystencji, wyszedł z kokonu wygodnictwa, pobożnych dywagacji, a przystąpił do działania. Porzucenie duszpasterstwa statycznego- zbiurokratyzowanego, na rzecz wyjścia ku człowiekowi spragnionemu wiary. Zamiast teologicznych komunałów i nic nieznaczących recept na życie, pokazać Chrystusa- Wcieloną Miłość, która zbawia. „Myślę-mówi Franciszek- ze wielokrotnie Jezus puka od środka, abyśmy pozwolili Mu wejść. Kościół zachowuje się, jakby pragnął zamknąć Jezusa wewnątrz i nie pozwolił Mu wyjść”. Chrześcijanie nie powinni zazdrośnie oglądać się jeden na drugiego, dokonując bilansu zysków i strat ewangelicznej skuteczności… Trzeba wyjść i głosić z taką mocą, aby skruszyły się socjologiczne struktury świata, aby świętość stała się pragnieniem każdego człowieka. Chrześcijańska wspólnota ma wedrzeć się w świat i uobecnić obecność Boga. Tu nie chodzi o spontaniczność i improwizację, ale przemyślaną i zdeterminowaną postawę świadka, który jest przekonany o jednym: „już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus”.