niedziela, 31 lipca 2016

Kol 3, 1-5. 9-11
Bracia: Jeśli razem z Chrystusem powstaliście z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus, zasiadający po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu. Gdy się ukaże Chrystus, nasze Życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w chwale. Zadajcie więc śmierć temu, co przyziemne w członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy i chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem. Nie okłamujcie się nawzajem, bo zwlekliście z siebie dawnego człowieka z jego uczynkami, a przyoblekliście nowego, który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu Boga, na obraz Tego, który go stworzył…  

Pochylając się nad niedzielną Liturgią Słowa, pragnę zatrzymać się nad drugim czytaniem z Listu św. Pawła do Kolosan. Mowa jest o paschalnym powołaniu człowieka. Pascha Chrystusa i przejście człowieka od grzechu, do przemienionego- chwalebnego człowieka. Przyznam się szczerze, że do tej refleksji zainspirowała mnie wczorajsza obecność Papieża Franciszka w Sanktuarium Jana Pawła II; a dokładniej mozaika w tymże kościele o. Marko Rupnika, przedstawiająca Mojżesza przeprowadzającego lud Izraela przez Morze Czerwone. „Umarliście bowiem i wasze życie ukryte jest z Chrystusem w Bogu”. Z tysięcy małych płytek- szklanych, ceramicznych lub kamiennych, oblekanych złotem- zwanych tesserami, artysta opowiedział najważniejszy, soteriologiczny sens historii zbawienia. Słowa św. Pawła znajdują potwierdzenie w barwnej mozaice- wizualnej katechezie Kościoła. Przejście przez Morze Czerwone jest figurą zwycięstwa Boga nad Rahabem, morskim potworem, stanowiącym figurę Egiptu. Możemy w tym symboliczno- typologicznym obrazie dostrzec przewodni motyw, jakim jest zwycięstwo Boga nad morskim smokiem, utożsamianym bardziej szczegółowo z bałwochwalstwem. To nic innego, jak zwycięstwo Boga nam mocami zła. Przez pryzmat Nowego Testamentu, a szczególnie nauczania św. Pawła- przejście przez Morze Czerwone, jawi się jako droga ze śmierci do życia. Z mroków grzechu ku wolności w Chrystusie Zmartwychwstałym. Przejście przez morze dla chrześcijan dokonuje się bowiem w obrzędzie Sakramentu Chrztu. Schilllebeckx pisał: „Sakramenty są naszym pielgrzymowaniem do Emaus, do Eschaton. Idziemy u boku Pana i choć Go nie widzimy, wiemy, że jest blisko nas”. To baptysterium staje się miejscem nowych sakramentalnych narodzin- sadzawka w której przelewają się fale „Wody Życia”. „Wyjście z Egiptu jest chrztem. Dwie rzeczywistości mają to samo znaczenie. Oznaczają koniec niewoli grzechu i wejście do nowego życia” (J. Danielou). Odkupienie jest pojmowane jak zwycięstwo Chrystusa- Nowego Mojżesza nad szatanem, zwycięstwo, przez które ludzkość zostaje wyzwolona, a człowiek zostaje uzdolniony do walki ze światem i swoją grzeszną naturą. Zrzuca cielesne „ubranie grzechu”- przyobleka się w Chrystusa, przechodząc bez lęku na drugi brzeg. „Według św. Pawła przejście przez Morze Czerwone było spełniającym się proroctwem sakramentu chrztu. W istocie jeszcze teraz, kiedy lud zbliża się do wody odrodzenia uciekając z Egiptu, którym jest grzech, ona sam zostaje wyzwolony i ocalony, ale diabeł i jego poplecznicy, duchy zła, zostają unicestwieni” (św. Grzegorz z Nyssy). Chrystus, nie tylko przeprowadza każdego człowieka przez drogę pełna niebezpieczeństw, ale również napełnia Duchem Świętym, który dokonuje dzieła uświęcenia i przebóstwienia. „Dzięki Niemu- pisał św. Bazyli Wielki- serca wznoszą się ku górze, słabi są prowadzeni za rękę, a ci, którzy posuwają się naprzód, doskonalą się. On to, świecąc tym, którzy oczyścili się z każdej plamy, sprawia, że stają się duchowymi istotami dzięki wspólnocie z Nim samym.” Od tego momentu „nowy człowiek”- będzie wpatrywał się w niebo, oczekując po trudach duchowej walki z grzechami ciała i świata- spotkania z Chrystusem Zwycięzcą. Zakończę słowami teologicznej poezji św. Efrema Syryjczyka: „Oto ja, Bóg wasz, uniżyłem się i wam służyłem, aby przygotować Paschę doskonałą i uweselić oblicze całego świata”.

sobota, 30 lipca 2016

Mt 5, 10
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Wczorajsze, pełne milczenia i zadumy wydarzenie wizyty Papieża Franciszka w obozie koncentracyjnym w Auschwitz- Birkenau, nie tylko przywołało cienie dramatycznej historii- Holocaustu, ale również skierowało uwagę świata na miejsce, które stało się symbolem intensyfikującym największy horror ludzki XX wieku. Zachowane do dzisiaj miejsca kaźni wielu narodów, stanowią najcichszy pomnik pamięci i rozdzierający głos sumienia dla świata. Papież Franciszek uświadamia wszystkim, a szczególnie młodym ludziom- iż chrześcijaństwo jest religią pamięci. Pamięć o zamordowanych kobietach, mężczyznach i dzieciach ciągle żyje w sercach i umysłach żyjących. Tych wydarzeń nie można przenieść tylko do historycznych opracowań, publikacji, czy muzealnych ekspozycji. Ludzki krzyk i płacz jest tak donośny, że nie można go stłamsić, a obrazy bestialskiej przemocy nie można zretuszować, czy przesłonić wypłowiałymi usprawiedliwieniami. Nikt poza tymi którzy przeżyli obozową gehennę nie jest wstanie zrozumieć, czym tak naprawdę było obozowe piekło- jako konsekwencja ideologii depczącej drugiego człowieka, niczym nieużytecznego robaka. Naziści szyderczo powtarzali ofiarom: nawet jeśli ktoś przeżyje obóz i będzie opowiadał o tym, co tu się stało, to wezmą was za obłąkanych. Nikt wam nie uwierzy. „Problem moralny, jaki mamy z Holokaustem, nie polega na tym, że sprawcy byli nieludzcy, ale na tym, że byli ludzcy, jak my” (Y. Bauer). Dwa lata temu przeczytałem ciekawą książkę pt. Obrazy mimo wszystko G.D. Hubermana. Opowiada zaskakującą historię z obozu koncentracyjnego, gdzie w 1944 r., więźniom z oddziału Sonderkommando udało się sfotografować po kryjomu proces zagłady, w sercu którego się znajdowali (Kilka miesięcy temu w małych kinach można było obejrzeć film pt. „Syn Szawła”- opowiadał o jednym dniu pracy oddziału Sonderkommando )Były to ostatnie chwile wojny, masowa eksterminacja więźniów dokonywała się bardzo szybko i na wszelkie możliwe sposoby, aby zatrzeć ślady nazistowskiej zbrodni. Więźniowie dzięki przemyconemu w podwójnym dnie wiaderka aparatowi fotograficznemu zdołali wykonać kilka zdjęć. Z wielkim heroizmem i narażeniem życia udało się przemycić film ze zdjęciami poza teren obozu i dostarczyć aliantom. Jedno zdjęcie jest nam pewnie znane: ogromna hałda usypanych i palących się ludzkich ciał, a na pierwszym planie nadzorujący naziści- podekscytowani spektaklem i rozbawieni do granic możliwości. Zdjęcia przedostały się na zewnątrz, aby opowiedzieć o dramacie eksterminowanych ludzi i autentyczności programu, którego hasłem było „ostateczne rozwiązanie”. Największym dramatem było to, że alianci nie uwierzyli tym fotografiom- więcej dokonali nawet korekty zdjęć, aby utrwalone na nich obrazy śmierci nie wyglądały tak drastycznie. Ten jeden z licznych przykładów, niezwykle jasno pokazuje, że nie można zagubić pamięci, a już na pewno zacierać śladów… Po historii obozów, wszystko się zmieniło. Chyba brakuje słów, aby opisać to ekstremum. Wielu teologów, filozofów, psychologów- zajmujących się humanistyką, musiało zrewidować swoje poglądy oraz szukać odważnych odpowiedzi w pokorze i milczeniu. Ile to razy pojawiało się rozpaczliwe wołanie: Gdzie był Bóg, kiedy płonęły piecie krematoryjne, gdy matki opłakiwały śmierć swoich dzieci ? „Światłem Pana jest życie ludzkie”- powie mądrość żydowska. Bóg nigdy nie opuścił swoich dzieci ! Współcierpiał w każdym człowieku, ocierał łzy płaczących i był towarzyszem męczeństwa- w procesji cierpienia, wśród ognia krematoryjnych pieców. Był przy nich i w nich, respektujący ludzką wolność oprawców, stał się „Bogiem cierpiącym”. „Zbawcza miłość Ojca nie cofa się przed drogą Syna na krzyż. Bóg współcierpi jak bezbronny, ale przez to dokonuje największego dzieła zbawienia z całą przemożnością, o czym świadczy Zmartwychwstanie Chrystusa- początek nowego świata i nowej ludzkości. Miłość może być zlekceważona, zraniona lub całkowicie odrzucona. Dając człowiekowi przestrzeń wolności, Bóg tym samym ogranicza swą moc i wystawia się na ryzyko odmowy. Krzyż Chrystusa jest wyrazem i największym świadectwem tej bezbronności Boga w świecie… Bezbronność Boga okazuje się Jego przemożną i przemieniającą mocą. Jest nieodłączna od cierpienia, a zarazem zwycięska”- pisał ks. W. Hryniewicz. Nad moim biurkiem umieściłem niezwykle głęboki cytat prawosławnego teologa O. Clementa. Tak naprawdę jest wyjaśnieniem tego wszystkiego, co nieudolnie próbowałem opisać. To próba zrozumienia absurdu piekła, zgotowanego przez ludzi ludziom. Piekła, które zostaje prześwietlone ostatecznym zwycięstwem Chrystusa nad złem: „Być chrześcijaninem to odkrywać, nawet w głębi swojego piekła, zdewastowane i zmartwychwstałe oblicze Boga, który nas przyjmuje, wyzwala i przywraca nam szansę bycia Jego obrazem”. 

piątek, 29 lipca 2016

1 J 4, 7-16
Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością. W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy. Umiłowani, jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować. Nikt nigdy Boga nie oglądał. Jeżeli miłujemy się wzajemnie, Bóg trwa w nas i miłość ku Niemu jest w nas doskonała. Poznajemy, że my trwamy w Nim, a On w nas, bo udzielił nam ze swego Ducha. My także widzieliśmy i świadczymy, że Ojciec zesłał Syna jako Zbawiciela świata. Jeśli kto wyznaje, że Jezus jest Synem Bożym, to Bóg trwa w nim, a on w Bogu. Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim.
Ten kto miłuje, narodził się z Boga ! Słowa z listu św. Jana pasują jak ulał do tego wszystkiego, co dzieje się w tych dniach. Światowe Dni Młodzieży w Krakowie, wizyta Papieża Franciszka ukonkretniają wielkie chrześcijańskie świadectwo miłości i miłosierdzia. Miłość- to najpiękniejsze imię chrześcijaństwa. Miłość Boga przepływająca przez ludzkie serca niczym rzeka, oraz miłość człowieka do człowieka- wypowiedziana w prostocie, spontaniczności, rozdawana niczym najcenniejszy skarb. „Nie ma dwóch światów jest jeden- pisał ks. J. Twardowski- niebo chodzi po ziemi, ziemia chodzi po niebie. Cieszy się każdym rumiankiem podaje wodę dzbankiem. Miłość stamtąd i stąd”. Tylko kilka słów złożonych w wiersz potrafi oddać atmosferę krakowskiego święta młodości i wiary. Z łatwością można dostrzec oblicze chrześcijaństwa pięknego, witalnego, kolorowego kulturowo, odbijającego się w entuzjazmie oraz spontaniczności tysięcy młodych dziewcząt i chłopców. Można przekonać się, że najważniejsza jest miłość-  agape. Wyraża się ona w uśmiechach ludzi, w ludzkiej dobroci i przełamywanej kromce chleba- wyrażona w powszechnej wspólnocie języków i obyczajów. Święto w którym wybrzmiewa jedno najważniejsze przesłanie: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”. A Papież Franciszek potwierdza i utrwala swoim autorytetem, potężną siłę Chrystusowej Ewangelii. Prezentuje Kościół jak szkołę miłosierdzia- sakrament bliźniego, który napotkany zostaje nakarmiony darmową miłością, podniesiony z ziemi niczym okruszyna, zauważony. „Jakże byłoby pięknie, gdyby wszyscy mogli patrzeć z podziwem, jak troszczymy się o siebie nawzajem, wzajemnie się wspieramy i towarzyszymy sobie. To właśnie dar z siebie buduje stosunki międzyludzkie, które rodzą się nie z dawania sobie rzeczy, ale z dawania samego siebie. W każdym dawaniu ofiaruje się własną osobę. Dawać się oznacza pozwalać, aby działała w nas cała potęga miłości, jaką jest Duch Boga, i w ten sposób torować drogę Jego mocy stwórczej… Człowiek dając siebie, spotyka się na nowo z samym sobą w swej prawdziwej tożsamości dziecka Bożego, podobnego do Ojca i – w jedności z Nim- dającego życie, brata Jezusa, o którym daje świadectwo.” Wspólne świętowanie miłosierdzia buduje wzajemną komunię osób, polaryzując i pogłębiając globalny język miłości. Jest to uczestnictwo w czułości i delikatności Boga względem człowieka, „jest serdecznym i silnym uczuciem, które poprowadziło Chrystusa do człowieka, tak też prowadzi każdego z nas do brata, w którym dotykamy tajemnicy boskiej godności” (C.M. Martini). Miłość ma najwięcej do powiedzenia !

czwartek, 28 lipca 2016

Jr 18, 1-6
Słowo, które Pan oznajmił Jeremiaszowi: «Wstań i zejdź do domu garncarza; tam usłyszysz moje słowa». Zstąpiłem więc do domu garncarza, on zaś pracował właśnie przy kole. Jeżeli naczynie, które wyrabiał, uległo zniekształceniu, jak to się zdarza z gliną w ręku garncarza, robił z niego inne naczynie, według tego, co wydawało się słuszne garncarzowi. Wtedy Pan skierował do mnie następujące słowo: «Czy nie mogę postąpić z wami, domu Izraela, jak ten garncarz? – mówi Pan. Oto bowiem jak glina w ręku garncarza, tak jesteście wy, domu Izraela, w moim ręku».

Jeremiaszowa przypowieść o garncarzu, po raz kolejny odsyła nas do obrazu Boga jako rzemieślnika- artysty, doskonałego wytwórcy, konceptualisty. W tym antropomorficznym obrazie Boga zajętego tworzeniem dostrzegamy mistagogiczny sens kultury, która ma swoje źródło w doskonałych aktach Stwórcy. Atelier Rzemieślnika jest warsztat garncarski, stanowiący metaforę świata. Kiedy dłonie Najwyższego dotykają materii świata, przekształcają ją w piękno. Niczym mitologiczny król Midas; każda dotknięta uprzednio rzecz przemieniała się w złoto- jaśniejąc zdumiewającym blaskiem boskości. Zatem Bóg jawi się jako najdoskonalszy kreator rzeczywistości, a Jego działanie jest ściśle przemyślane, celowe… Tchnie nieustannie w „glinę świata”- nadając formie kształt i  ożywiając swym Duchem. Sztuka zatem jest znajomością reguł, dzięki którym można wykonywać rzeczy. Św. Tomasz z Akwinu pisał: „Sztuka jest właściwą znajomością tego, co należy robić”. „Wszystkie dzieła Pana są bardzo piękne” (Syr 39, 16). Bóg nie tworzy knotów, nie lepi czegoś- nad czym można usiąść i zapłakać, zgorszyć się, czy obrazić. Tworzy piękno ! „Uczynił wszystko pięknie w swoim czasie, dał im nawet wyobrażenie o dziejach świata” (Koh 3,11). Przyroda jest najbardziej wiarygodnym odblaskiem twórczego działania Wszechmocnego. Człowiek spogląda na świat i odkrywa ślady Boga- dotyk dłoni, „pociągnięcia dłutem”, istotę „malarskiego i harmonijnego zestawienia barw”, sofianiczy charakter powołanych do istnienia bytów- geniuszu, przy którym wszystko inne jest tylko cieniem- nic nieznaczącą próbą imitacji. Bóg w swym wachlarzu pomysłów, utkanych form zadziwia i zaprasza do podziwu. Świat wywołuje w nas tak wielkie poruszenie, onieśmielenie. Człowiek chciałby się zakraść i podpatrzyć Boskiego Rzemieślnika przy pracy. Takie na wskroś mistyczne wrażenie z obserwacji świata zapisał francuski kompozytor Claude Debussy: „Pełne ruchu niebo, cudowne i nieustannie zmieniające się, w którym wpatruje się długimi godzinami, wywołuje we mnie nieopisane poruszenie. Niezmierzona natura odpowiada światłem, padającym na moją głodną prawdy, biedną duszę. Tu rosną drzewa, których ramiona wznoszą się wysoko w niebo, tu roztaczające swą woń, uśmiechające się na łące kwiaty… I oto dłonie niezauważalnie składają się do modlitwy. Modlić się- to dla mnie poczuć, do jakich porywających, majestatycznych widowisk natura zaprasza swe śmiertelne drżące stworzenia”. Chrystus w Ewangeliach również opowiadał o pięknie świata, który jest dziełem rąk Stwórcy. „Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swym przepychu nie był tak ubrany, jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie tym bardziej was, małej wiary ?” (Mt 6,28-30). Miał rację Bazyli z Cezarei mówiąc: „Chodzimy po świecie, jak gdybyśmy zwiedzali warsztat, w którym boski rzeźbiarz wystawia swe cudowne dzieła. Pan, twórca tych cudów i artysta, wzywa do ich kontemplowania”. Często zapominamy o tym, że za nim człowiek chwycił za pędzel, dłuto, cyrkiel, czy pióro- aby wskrzesić sztukę i odcisnąć ślad siebie, Bóg uczynił to pierwszy. Stwórca „zaraził” człowieka tęsknotą za wydobywaniem piękna z pod nawarstwień brzydoty, defektu świata. „Bo piękno na to jest, by zachwycało- pisał profetycznie Norwid- Do pracy, praca, by się zmartwychwstało”.

środa, 27 lipca 2016

Ps 59, 2
Od nieprzyjaciół moich wyzwól mnie, mój Boże,
broń mnie od tych, którzy przeciw mnie powstają.
Wybaw mnie od złoczyńców
i od mężów dyszących zemstą.

Wstałem rano jakiś niespokojny, nie mogłem spać- tysiące niepokojących myśli zaprzątało mi większą część nocy. Od kilku dni media informują nas o narastających w Europie atakach islamskich fundamentalistów. Stoimy przed brutalnym faktem historycznym i jednoznacznym komunikatem adresowanym w sposób szczególny do chrześcijan: nie możecie czuć się swobodnie ! Coś w jakiś niekontrolowany sposób zachwiało fundamentami europejskiej cywilizacji; a konsekwencją jest lęk, destabilizacja, niepokój i niepewność jutra. Jakaś zwariowana i szalona część świata islamskiego, próbuje nas tak mocno sparaliżować i pozbawić trzeźwego widzenia dokonujących się obok nas wydarzeń. Islam żyje w kulcie śmierci i próbuje tym odorem zniszczenia zainfekować chrześcijańskie dusze. Taka religia która na swoich sztandarach jest splamiona krwią, jest tylko zbrodniczą ideologią- kolejnym totalitaryzmem przebranym w religijny kostium. „Dobro wywołuje niechęć i wydaje się być mało interesujące. Natomiast zło imponuje, wydaje się interesujące i piękne. Ludzie walki (fałszywie) uważają, że zło jest mądre, niż dobro, że nie można zrealizować celów dobra, dobrych celów. Łatwo prowadzi to do zła i złych środków…”(M. Bierdiajew). Wyzbyłem się wszelkich złudzeń wobec Islamu. To religia destrukcji, epatująca złem…, uprzedmiotawiająca człowieka, odbierająca wolność myślenia i kochania. „Allah nie ma nic wspólnego z Bogiem chrześcijańskim. Z Bogiem Ojcem, Bogiem Dobra, Bogiem miłującym, głoszącym miłość i przebaczenie. Bogiem, który w ludziach widzi swoje dzieci. Allah jest Bogiem- właścicielem, Bogiem- tyranem. Bogiem, który w ludziach widzi swoich poddanych, ba, swoich niewolników. Bogiem, który zamiast miłości naucza nienawiści, który w Koranie nazywa „psami” niewiernych, którzy wierzą w innego Boga i nakazuje ich ukarać. Podbić, wymordować…” (O. Fallaci). Potwierdzeniem tych słów jest wczorajszy akt nienawiści na francuskim księdzu zamordowanym w Saint- Etienne du Rouvray, gdzie w czasie spraowania Eucharystii został zamordowany przez nożowników. Ksiądz, który paradoksalnie udzielał pomocy muzułmańskim rodzinom przybywającym do Francji i próbującym się asymilować w nowym środowisku. Owładnięci amokiem religijnej wielkości z tego człowieka uczynili męczennika- świadka wiary, tym samym przyczyniając się do wielkości chrześcijaństwa i triumfu miłości nad rozpaczą śmierci. „Tylko chrześcijaństwo akceptuje tragizm śmierci i spogląda jej prosto w twarz, ponieważ Bóg przechodzi tę drogę po to, by ją unicestwić, a wszyscy idą za Nim”. O tym pisze dzisiaj Psalmista, opowiadając o Bogu- Miłości, który jest większy niż strach, zniszczenie, czy śmierć. On jest Wybawcą, trzymającym w ramionach swoje cierpiące dzieci. Pisał o tym przed laty kard. J.M. Lustiger: „Ten, któremu mogliśmy powiedzieć: Jesteś daleko i zostawiasz nas samych. Co Ty robisz z człowiekiem, którego stworzyłeś ? Ten Bóg wydaje nam samego siebie, przyjmując na siebie naszą słabość. Bóg daje nam siebie, stając się tym, czym my jesteśmy. Tajemnica i niepojęty dar, ofiarowany w tajemniczy sposób nam, uczniom Chrystusa”. Odrzucony przez ludzi i niesprawiedliwie pozbawiony obrony, staje się na powrót  Bogiem- Męczennikiem w prześladowanych dzieciach Kościoła. „Boże, w oczach Twoich cenna jest śmierć świętych, spraw, aby wierność Tobie w codziennym życiu to nam przyniosła, co im pobożna śmierć” (Liturgia Galijska).
 

wtorek, 26 lipca 2016

Mt 13,16-17
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli”.

Zmysł wzroku i słuchu został pobłogosławiony przez Chrystusa. To dwa zmysły poznawcze o wielkim znaczeniu i jednocześnie dwa niezwykle symboliczne receptory czytania zewnętrznej i wewnętrznej rzeczywistości- będącej w nas i obok nas. „Bez zmysłów pozostalibyśmy zamknięci w sobie, zagubieni w próżnej i nieznośnej kontemplacji swego oblicza, coraz dalsi od prawdziwego znaczenia bycia człowiekiem… Zmysły są wsparciem naszego serca” (A.Cencini). Zmysł wzroku i słuchu, którym generalnie rzecz biorąc większość ludzi się posługuje, nieustannie nam przypomina, że jesteśmy nasłuchującą i fiksującą zewnętrze i wewnętrze- cząstką świata. Ludzka istota widzi i słucha, w sposób który przekracza czysto materialny, czy fizyczny proces oglądu. To działanie zmysłów przekracza horyzonty ciała w pewnym momencie wchodzi w percepcję duchową (niejednokrotnie mistyczną). Sam Chrystus powiedział: „lampą dla ciała jest oko” (Mt 6,22). Niektórzy filozofowie mówili o tzw. „oku duszy”- zwierciadle w którym odbija się transcendentne oblicze świata. Chrześcijaństwo podążając za tropem Biblii, będzie postrzegało oczy- jako symbol ludzkich aktów duchowych. Obraz wewnętrznego poznania triady podstawowych wartości teologicznych, takich jak: wiara, nadzieja, miłość. Często do znudzenia powtarzam, że dzięki oczom, człowiek wchodzi w „sakrament wzroku”- wiara uaktywnia się dzięki procesowi postrzegania. Sztuka jest niesamowitą przestrzenią takiego kontaktu z Bogiem (spoiwem jest piękno). Ucho jest również organem zmysłowym, który nie tylko pośredniczy w możliwości usłyszenia dźwięków, ale również uzdalnia do duchowej dyspozycji otwarcia na głos Boga. „Wiara rodzi się ze słuchania”. Każda choćby najbardziej prozaiczna sytuacja w której uczestniczy człowiek jest przestrzenią do nasłuchiwania: „Mów Panie, bo sługa twój słucha”. Te dwa zmysły są hipertoficzne duchowo- rozszerzają świat naszej często zawężonej percepcji. „Gdyby było w nas tylko to, co stworzone, cóż mielibyśmy szczególnego ?”- pytał Symeon z Tesalonik, mając na uwadze łaskę otrzymaną przez ludzi. Bóg dotyka naszych zmysłów, aby je uzdolnić do przekroczenia czysto cielesnej funkcji. Stąd zadaniem każdego z nas jest wprowadzenie samego siebie, w to zaproszenie do komunikowania się, a tym samym wejściem w proces przebóstwienia. Dla O. Clementa, piękno, „które wywołuje odniesienia”, jest jednym z imion Boga. Świat stworzony jest płonącym krzakiem przenikniętym Bożym światłem i uwodzącym zmysły dźwiękiem muzycznej harmonii niebiańskich sfer. Jest on IKONĄ, albowiem dostrzegalny jest w nim Bóg. A takim epicentrum doświadczenia obecności Boga- zobaczenia i usłyszenia- spacerując przez gąszcz symboli, jest Eucharystia- Sakrament sakramentów- „Największe arcydzieło stworzenia”. „Działanie Boga uobecnia się dla nas nie inaczej, jak w mowie i czynie ludzi, a dokładniej: w działaniu wspólnoty, która wielbi i świętuje w liturgicznych obchodach wielkie dzieła Boże oraz je głosi, uobecniając je zarazem w tym wielbiącym je i pełnym wdzięczności za nie przypominaniu ich sobie” (M. Kunzler). Człowiek dzięki otrzymanym uprzednio zmysłom, staje vis a vis Boga i jedyne, co jest wstanie wypowiedzieć to zachwyt: „Panie, dobrze że tu jesteśmy !”.

poniedziałek, 25 lipca 2016

2 Kor 4,7-15
Bracia: Przechowujemy skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas. Zewsząd znosimy cierpienia, lecz nie poddajemy się zwątpieniu; żyjemy w niedostatku, lecz nie rozpaczamy; znosimy prześladowania, lecz nie czujemy się osamotnieni, obalają nas na ziemię, lecz nie giniemy. Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiało się w naszym ciele. Ciągle bowiem jesteśmy wydawani na śmierć z powodu Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym śmiertelnym ciele. Tak więc działa w nas śmierć, podczas gdy w was - życie. Cieszę się przeto owym duchem wiary, według którego napisano: „Uwierzyłem, dlatego przemówiłem”; my także wierzymy i dlatego mówimy, przekonani, że Ten, który wskrzesił Jezusa, z Jezusem przywróci życie także nam i stawi nas przed sobą razem z wami. Wszystko to bowiem dla was, ażeby w pełni obfitująca łaska zwiększyła chwałę Bożą przez dziękczynienie wielu.

Obraz gliny i garncarza jest mi bliski. Miałem taki krótki epizod w swoim życiu tzw. „zabawy z gliną”. Przez pewien czas rzeźba ceramiczna była mi bardzo bliska. Nawet udało mi się ulepić kilka naczyń i wyrzeźbić dwa lub trzy ludzkie popiersia. Miałem fantastycznego profesora od rzeźby w liceum, ku pocieszeniu zwykł mówić: „z gliną musisz się obchodzić jak z piękną kobietą- delikatnie !” Urabiając sproszkowaną glinę z wodą; mieszając dłońmi i dotykając organicznego świata natury, człowiek zaczyna rozumieć biblijną opowieść o Bogu jako rzemieślniku- wytwórcy naczyń i materii, którą Jego sprawne dłonie modelują. Glina jest najstarszym materiałem ludzkiej wytwórczości. „Glina łatwo daje się modelować rękoma, a jej dotyk sprawia dużą przyjemność- stanowi więc naturalne tworzywo dla małych form rzeźbiarskich. W wielu kulturach wyroby z wypalanej gliny mają głębokie znaczenie symboliczne: w mitach kosmologicznych często pojawia się motyw ulepienia pierwszego człowieka z gliny lub ziemi. W procesie wypalania łączą się ze sobą cztery żywioły: ziemia, woda, ogień i powietrze” (M. Bird). Obraz lepiącego naczynie garncarza, zostaje zręcznie przetransponowany do Biblii- przyjmując znaczenie symboliczne, metaforyczne i teologiczne. Jak garncarz tworzy swoje naczynia tak, że wskazują na ich wykonawcę, tak i Bóg stwarza ludzi na swoje podobieństwo (Rdz 1,26). „Z prochu ziemi utworzył Bóg pierwszego człowieka i tchnął w jego nozdrze tchnienie życia” (Rdz 2,7). „Biblijny obraz garncarza ma wyrażać przede wszystkim ideę absolutnej władzy garncarza nad wytwarzanymi przez niego naczyniami” (M. Lurker). „Oto bowiem jak glina w ręku garncarza, tak wy jesteście, domu Izraela, w moim ręku” (Jr 18,6). Naczynie gliniane staje się obrazem kruchego życia człowieka kształtowanego przez Stwórcę. Mamy tutaj najbardziej pierwotną teologię- przechodzącą w sferę mitu. Można tę czynność tworzenia skojarzyć z filozoficzną koncepcją tworzenia, zapisaną przez Platona w Timajosie. Absolut czerpie idee i wciela je w materię, nadając kształt rzeczom. „Myśmy gliną, a Tyś naszym twórcą, dziełem rąk Twoich jesteśmy wszyscy” (Iz 64,7). Ideę gliny i garncarza podchwytuje z wielkim zadziwieniem św. Paweł. On idąc śladem biblijnych poprzedników opowiada o Bogu- Garncarzu: „Czyż garncarz nie ma mocy nad gliną i nie może z tej samej zaprawy zrobić jednego naczynia ozdobnego, drugiego zaś na użytek niezniszczalny ?” (Rz 9,21). Mimo to zechciał Bóg w człowieku, właśnie w tym glinianym naczyniu, złożyć skarb swojej prawdy (2 Kor 4,7). „Tylko Duch, jeśli tchnie na glinę, może stworzyć człowieka”- napisze Exupery w książce pt. Ziemia, planeta ludzi. Bóg jest niepojętym dla człowieka Rzemieślnikiem- kształtującym materię świata delikatnością swoich boskich dłoni. Dotyka człowieka jak garncarz naczynie, wyczuwając każdą grudkę, zgrubienie, cienkość nałożonego paska, wszelakie nieprawidłowości. Modeluje fantazyjnie duchowy świat człowieka- nadając mu przeźroczystość, niczym najlepiej wyrobiona glina na drogą porcelanę kostną. Jesteśmy glinianymi naczyniami; czasami nadtłuczonymi, przeszkliwionymi, lub momentami tak bardzo chropowatymi, że trudno taką utrzymać dotykając opuszkami palców; wypalonymi w ogniu Ducha Świętego. Wygrzanymi w ciepłocie, gdzie atestem jakości jest zmieniający się świat ze skaczącą amplitudą ciepła. „Gliniane naczynia pozostają zawsze kruche i narażone na rozbicie. Ta świadomość jest niezbywalnym składnikiem religijnej nadziei” (W. Hryniewicz). Zamykam to efemeryczne rozważanie pięknymi słowami G. S. Stebbinsa: „Bądź wola Twoja. O Panie mój, Skrusz i przekształtuj w obraz mnie Swój ! Tyś jest garncarzem, jam gliną Twą, chętnie się poddam, byś rządził mną… Bądź wola Twoja, o Panie mój, Wodą żywota serce me pój ! Niech mnie napełni Duch Święty Twój, by życia Twego trysnął ze mnie zdrój !”

niedziela, 24 lipca 2016

Łk 11, 1-13
Jezus, przebywając w jakimś miejscu, modlił się, a kiedy skończył, rzekł jeden z uczniów do Niego: «Panie, naucz nas modlić się, tak jak i Jan nauczył swoich uczniów». A On rzekł do nich: «Kiedy będziecie się modlić, mówcie: Ojcze, niech się święci Twoje imię; niech przyjdzie Twoje królestwo! Naszego chleba powszedniego dawaj nam na każdy dzień i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto przeciw nam zawini; i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie»… I Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a zostanie wam otworzone. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu zostanie otworzone. Jeżeli któregoś z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, to o ileż bardziej Ojciec z nieba udzieli Ducha Świętego tym, którzy Go proszą».

Pierwsza rozmową człowieka wierzącego, rozpoczynającą każdy dzień jest cichy, osobisty i bardzo intymny dialog. „Bóg nas budzi przez modlitwę”, a my przypominamy Bogu o tym, że o Nim pamiętamy. Modlitwa chrześcijanina, nie tylko pozwala stanąć w obecności Boga, ale nade wszystko staje się pierwszym, najbardziej naturalnym westchnieniem duszy. Modlitwa ludzi wierzących podtrzymuje świat w istnieniu ! „Modlitwa- pisze M. Sahdona- jest wszechmocna, jak Bóg; panuje na ziemi i trwa w niebie. Modlitwa to Bóg pośród ludzi”. Chrystus uczy swoich uczniów modlitwy, nawet więcej- przykazuje im, że powinni zwracając się Boga, zachowywać jak dzieci. Prostota i ufność dziecka jest wstanie najwięcej dla siebie i innych wyprosić. „Proście, a będzie wam dane…” Modlitwa zawsze jest skuteczna i owocna, nawet wtedy kiedy może męczyć, czy być naznaczona rutyną. Trwać w modlitwie jak dziecko i wołać: Abba ! Tatusiu. Modlitwa, którą pozostawia nam Chrystus jest najpiękniejszą modlitewną narracją zrodzoną z tęsknoty za lepszym światem. „Modlitwa Pańska jest rzeczywiście streszczeniem całej Ewangelii”- powie Tertulian. Każdy w tej modlitwie powinien poszukać siebie- poszukać w roli proszącego i uwielbiającego dziecka. „Modlitwa Pańska jest najdoskonalszą z modlitw… W niej prosimy nie tylko o to, czego możemy słusznie pragnąć, ale także w kolejności, w jakiej należy tego pragnąć. Modlitwa Pańska nie tylko uczy nas prosić, ale także kształtuje wszystkie nasze uczucia” (św. Tomasz z Akwinu). Kierowanie próśb do Boga nie jest rzeczą typową tylko dla chrześcijan. Jest naturalną konsekwencją wiary w osobowego Boga. Objawienie Ewangelii w sposób całkowity potwierdza, że Bóg jest Ojcem. Ale jednocześnie Jezus przynosi nowość, gdyż to przez Niego i w Jego Duchu zostajemy wprowadzeni do tego dialogu, który tylko w Nim i przez Niego jest możliwy. Najpiękniejszym momentem Eucharystii jest czas przygotowania się do przyjęcia Komunii. Po doksologii kapłana rozpoczyna się recytacja lub śpiew Modlitwy Pańskiej. Wezwanie „Ojcze”- Tato- przeistacza ludzie słowo pragnienia w dziecięcą miłość. Towarzyszy temu gest oranta. Zawsze proszę uczestników liturgii, aby wspólnie ze mną podnieśli ręce ku górze. Ten gest nadaje modlitwie wymiar wertykalnego uniesienia; cały człowiek staje się modlitwą. Bóg dotyka wspólnotę wierzących łaską i udziela największy dar: miłość, której nie może w całej pełni udzielić żaden naturalny ojciec. Komunia Miłości ! Po tych słowach można przyjąć Święte Świętych i przyoblec się w Chrystusa. Kończę to rozważanie słowami modlitwy anonimowego chrześcijanina z IV wieku. „Któż jest zdolny wysławiać tajemnice Twojej łaski ? Staliśmy się godni mieć udział w darze. Strzeżmy go aż do końca, abyśmy stali się godnymi usłyszeć błogosławiony, najsłodszy i święty Jego głos mówiący: „Nuże, błogosławieni Ojca, przyjmijcie jako dziedzictwo przygotowane wam królestwo”.

sobota, 23 lipca 2016

Ga 2,19-20
Bracia: Ja dla Prawa umarłem przez Prawo, aby żyć dla Boga: razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie.

To, co nadaje niepowtarzalny sens mojemu życiu, to świadomość nieustannej bliskości Boga. Nie potrafię tego wytłumaczyć komuś stojącemu z boku; złożyć w klarowny przekaz właściwe słowa, czy przekonać kogoś do skali odczuwanych przeze mnie religijnych emocji. Chyba trzeba to wypowiadać jako wyznanie duszy grzesznika; tylko nabrzmiałe w emocje słowa, mogą nieudolnie do tego uczucia przybliżyć. Strasznie trudno jest opowiadać o intensywności wiary i wbrew pozorom bardzo bliskiej relacji z Chrystusem. „Miłość do Boga, jeżeli ma się ją w sobie, nie jest możliwa do stwierdzenia. Nie jest przedmiotem naszej świadomości. Bo to Bóg w nas kocha Boga, a Bóg nie jest przedmiotem” (S. Weil). Dobrze rozumiem św. Pawła, choć duchowo, nie dorastam Mu do pięt. Grzesznik jestem i już ! Przynależność do Chrystusa sprawia, że moje życie przeistacza się w cudowne doświadczenie wolności; nawet wtedy kiedy inni próbują mnie przekonać, że tak nie jest…. „W Nim poruszamy się i jesteśmy”- powie odważnie Apostoł. Odkrywam te słowa z ciągle nowym dynamizmem. Gdziekolwiek się znajduję, każde nowe miejsce, napotkany człowiek, staje się przestrzenią skracającą dystans do Chrystusa. Lubię to hezychastyczne stwierdzenie: oddychać w każdej chwili Bogiem ! Nawet jeśli wpadnę w wir niepokoju, niepewności, chwilowej destabilizacji, to jestem głęboko przekonany o Jego bliskości. „Jakieś tajemnicze prawo powoduje, że człowiek, który dotyka Boga, w tej właśnie chwili promienieje pięknem…”(D. Solle). Nie wyobrażam sobie życia bez Boga. Podpisuję się całym sobą pod słowami protestanckiego pastora Bonhoffera: „Odkąd Bóg stał się człowiekiem, wszelkie rozważania na temat człowieka- z pominięciem Chrystusa- byłyby bezpłodną abstrakcją… (Człowiek) odchodząc bowiem od Chrystusa, odchodzi od swojej istoty”. Zachowam się niestosownie i niczym duchowy plagiator Pawła, wyznam z drżeniem duszy: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus”.

piątek, 22 lipca 2016

J 20,1.11-18
Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień od niego odsunięty. Maria stała przed grobem płacząc. A kiedy tak płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa: jednego w miejscu głowy, a drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: „Niewiasto, czemu płaczesz?” Odpowiedziała im: „Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono”. Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: „Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?” Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: „Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę”. Jezus rzekł do niej: „Mario!”A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: „Rabbuni”, to znaczy: „Nauczycielu”. Rzekł do niej Jezus: „Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca. Natomiast udaj się do moich braci i powiedz im: «Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego»”. Poszła Maria Magdalena oznajmiając uczniom: „Widziałam Pana i to mi po wiedział”.

W liturgii Kościoła przypada dzisiaj Święto św. Marii Magdaleny. Ewangelia przeznaczona na ten dzień jest przeniknięta paschalną nadzieją i radością. Mamy do czynienia z kobietą na wskroś dotkniętą promieniującym z pustego grobu światłem, opromieniającym Zwycięzcę śmierci. Nawrócona grzesznica, ocierająca się o tajemnicę Życia, które eksplodowało niczym wulkan w poranek wielkanocny. Maria Magdalena wzbudziła tyle zainteresowania i sensacji swoim życiem, że historia chrześcijaństwa nadała jej zasłużony przydomek „świętej grzesznicy”. A tradycja Kościoła Wschodniego pójdzie jeszcze dalej, nazywając ją równą i Świętą Apostołom. Pierwsza córa Kościoła, której dane było po zmartwychwstaniu spotkać Chrystusa. Wcale nie było Jej łatwo. Nawet będąc w pełni zrehabilitowaną w oczach Boga, można być podejrzliwie postrzeganą w oczach innych ludzi- a szczególnie pierwotnego Kościoła. Ilu to ludzi do dzisiaj jest zazdrosnych o miłość ? Maria Magdalena, a wraz z Nią uczniowie, stają się „sakramentem” obecności zmartwychwstałego Pana. Usłyszała znajomy głos: Miriam ! Odpowiedziała w entuzjazmie chwili: Rabbuni !- krzyknęła i przypadła Mu do nóg. Nie dotykaj Mnie- przestrzegł ją Jezus. Ale idź oznajmić moim braciom. Maria, oszalała ze szczęścia, ledwie rozumiejąc co się stało, wybiegła pędem z ogrodu i biegła ile tylko sił w nogach. Serce jej biło tak mocno, jakby miało za chwilę wyskoczyć. Wpadała do zabunkrowanych w Wieczerniku uczniów, aby wykrzyczeć im radosną wieść; ale nikt nie potraktował jej poważnie. Wszyscy myśleli, że zwariowała z rozpaczy- wszystko co mówiła przez łzy radości- wydawało im się czczą gadaniną. Dopiero później sami przekonali się, że On naprawdę żyje, a ta której niedowierzali jest wybranym narzędziem łaski. Kiedy na drodze własnego życia spotkała Chrystusa- tylko On stał się dla niej największą wartością, sensem życia; przywrócił Jej nie tylko utracone piękno człowieczeństwa (kobiecości), ale nade wszystko czystość serca. Bruno Forte pisał: „Człowiek czystego serca żyje w obecności Bożej i Bóg żyje w nim, w otchłaniach jego duszy nasyconej światłem, pięknem, miłością.” Jawnogrzesznica porzuciła dawne grzeszne życie- mamy tu do czynienia z antropologią nawrócenia, tak bliską doświadczeniom każdego człowieka- każdego z nas. Od tej pory będzie spoglądać w niebo jak na obrazie Reni Guido i smakować się miłosnym spojrzeniem Chrystusa. Wpatrując się w osobę św. Marii Magdaleny możemy postawić sobie mnóstwo pytań, tych wypieranych, niechcianych- ulokowanych na peryferiach naszej duszy. Zapytam za o. H. Nouwenem: „Do kogo należymy ? To najistotniejsze pytania dotyczące życia duchowego. Czy należymy do świata i jego trudów, jego ludzi i nie kończącego się łańcucha spraw pilnych i naglących, czy też należymy do Boga i Ludu Bożego ? Nie jest to pytanie tak trudne, by nie można było na nie odpowiedzieć. Nasze milieu- ludzie i wydarzenia, które omawiamy i nad którymi bolejemy, którymi się cieszymy i za które jesteśmy wdzięczni- pokazuje wyraźnie, do kogo rzeczywiście należymy, Tragedią jest, że dla większości z nas to milieu jest dalekie od Bożego milieu”. Maria Magdalena wierzyła, kochała i należała do Chrystusa- Piękny Kwiat Kościoła. A Ty ?

czwartek, 21 lipca 2016

Mt 13, 10-17
Uczniowie przystąpili do Jezusa i zapytali: «Dlaczego mówisz do nich w przypowieściach?» On im odpowiedział: «Wam dano poznać tajemnice królestwa niebieskiego, im zaś nie dano. Bo kto ma, temu będzie dodane, i w nadmiarze mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą nawet to, co ma. Dlatego mówię do nich w przypowieściach, że patrząc, nie widzą, i słuchając, nie słyszą ani nie rozumieją… Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli».

Obok różnorodnych sposobów interpretowania Ewangelii, istnieje miejsce dla historii Boga wyrażonej, czy wypowiedzianej na sposób obrazu. Tu nie chodzi tylko o jakiś sztucznie poszukiwany chrystomorfizm w sztuce, ale nieustanne powracanie do źródła, którym jest Chrystus. On prawdziwie odsłania swoje oblicze i sprawia, że ludzka percepcja może przybliżyć się do tajemnicy Jego Osoby. Nie mamy tu do czynienia z obrazem-metaforą, ale rzeczywistością realną- postrzegalną cieleśnie. „Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą…” Szczęśliwe, ponieważ widzą Oblicze Najświętszego- Wcielonego Boga. „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie ?” (J 14,8-10). Mamy tu do czynienia z chrystologią opowiedzianą na sposób ikoniczny: widzieć, zobaczyć, uchwycić, zatrzymać wzrok na Kimś wyjątkowym. Cała paleta odgałęzień postrzegania. Spojrzenie w twarz i oczy Chrystusa, to chyba największe marzenie człowieka wierzącego. Zdaje się, że miał rację antyczny poeta Horacy, kiedy przekonywał o większej sile malarstwa, niż słowa: „to, co przekazujemy za pośrednictwem uszu, działa na duszę o wiele wolniej niż to, co stawiamy przed oczami wiernych”. Siła oddziaływania obrazu jest o wiele większa, niż najpiękniej sformułowane słowa- wydrukowane w pięknie wydanych książkach. Mamy więc do czynienia z „boską ikonosferą” w której, nie tyle reprodukuje się obrazy Boga- Człowieka, a raczej dociera się do faktu, że On Nieogarniony pozwolił się zwizualizować. Przez wieki historii próbowano chrześcijaństwo pozbawić ikonicznych korzeni wiary (ikonoklazm, protestantyzm z obsesyjną negacją obrazu, wrogie ideologie…). A przecież chrześcijaństwo, to w całej rozciągłości i głębi- religia Słowa i Obrazu, przez które dokonuje się transfer duchowych darów i permanentna Teofania. Tak jak nie możemy pozbawić naszego wzroku widzenia, tak również na płaszczyźnie duchowego oglądu rzeczywistości, nie możemy pozbawić siebie kontemplatywnego poszukiwania Oblicza Boga. „Ukazanie się Boga nadaje barwę rzeczom”- pisał Exupery. A cóż dopiero dokonuje się w ludziach ? „Gdy ukaże się Chrystus, nasze życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w chwale” (Kol 3,4). Możemy prześledzić kompleksowo całą sztukę chrześcijaństwa- zachodu i wschodu: od malowideł katakumbowych, przez splendor bizantyjskich mozaik, twórczość Leonarda, Michała Anioła, Caravaggia i na powrót wracając do ruskiej ikony. Nie wspomnę już o sztuce współczesnej próbującej scalić doświadczenia wieków i próbując wystrzelić w kulturze moderny, z czymś zupełnie nowym. Jednak najbliższa jest mi sztuka ikony. Jest w tym rodzaju sztuki, nie tylko dogmatyczna wierność tradycji teologicznej, ale święta powściągliwość, peryferyjność, odniesienie do kanonów, a nade wszystko skierowanie wzroku ku Królestwu Bożemu. Status i rozumienie tworzenia przez artystę jest zupełnie inne, niż zachodnich malarzy- pozbawione pokusy eksponowania siebie i salonowej rywalizacji. Zachodnie malarstwo często mnie rozprasza i rozczarowuje silnym natężeniem pierwiastka ludzkiego. Ikona jest zupełne innego formatu…, otwiera przestrzenie duszy. Boska i pokorna sztuka- zrodzona z modlitwy i liturgii, prostoty serca oraz oszałamiającego zachwytu. Kiedy człowiek spokojnie modli się przed ikonami w pewnym momencie one same zaczynają mówić. Postać Chrystusa z ikony przeszywa nas wzrokiem; nie można tak łatwo odwrócić wzroku w innym kierunku. Człowiek czuje się wziętym w posiadanie. „Ikona przypomina, że chrześcijaństwo jest „religią twarzy”. Być chrześcijaninem znaczy bowiem odkryć objawiające się nam w najstraszniejszym strapieniu na zawsze żywe i miłujące oblicze, oblicze Chrystusa. W Chrystusie zaś oblicze Matki Bożej i wszystkich grzeszników, którzy pragną, by zostało im przebaczone: żadne z tych spojrzeń nie osądza, wszystkie są przyjmowaniem” (O. Clement). To od nas zależy w jaki punkt będą się wpatrywały nasze oczy. Warto sobie uświadomić, że jesteśmy zaproszeni do modlitwy wzroku- wiara rodzi się ze słuchania, jak również z widzenia piękna Boga.

środa, 20 lipca 2016

Mt 13, 1-9
Owego dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem. Wnet zebrały się koło Niego tłumy tak wielkie, że wszedł do łodzi i usiadł, a cały lud stał na brzegu. I mówił im wiele w przypowieściach tymi słowami: «Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, jedne ziarna padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na grunt skalisty, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne wreszcie padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny. Kto ma uszy, niechaj słucha!»

Locus theologicus przypowieści jest próbą orientacji myślenia uczniów i zgromadzonych tłumów na rzeczywistość Królestwa Bożego. To, co jest nieuchwytne, zakryte, trudne do uchwycenia, czy zrozumienia- zostaje przez Chrystusa przetransponowane na barwny język rolniczego środowiska Galilei. Nie trzeba być fellahem, żeby zrozumieć wielowarstwowy sens opowieści. Słuchacze Chrystusa połykali każde słowo, ponieważ odzwierciedlało ich codzienny trud życia. Siewca wyszedł siać- prozaiczna czynność rolnika, często naznaczona niepowodzeniem i nieprzewidzianymi sytuacjami, takimi jak: zmiana klimatu, nieurodzajna gleba, niszczycielskie działanie innych ludzi, dzikie zwierzęta, czy ptaki wydziobujące ziarna. Larange pisał, że w Palestynie można zobaczyć „chmary wróbli, które podążają za siewcą i chwytają ziarno, zanim wpadnie ono w ziemię”. Rolnik niesie ziarno w „worku zawieszonym na plecach lub na szyi, albo w torbie utworzonej przez podniesione poły ubrania” (H. Kahlefeld). Jaki zatem jest ukryty sens przypowieści ? Doskonale wiemy, że nie chodzi o zwyczajny opis pracy rolnika. Chrystus mówi nam, że królestwo jest zasiewem, a On sam jest siewcą. Misją Boga-człowieka jest sianie, po to aby rozkwitnął nowy świat Boga. Aby ziarno wydało urodzajny plon. „Stojący na brzegu ludzie odkrywają w końcu, że to oni są ziemią, na którą pada ziarno. Uczniowie zaś dowiadują się, że aby „łowić ludzi” trzeba siać !” Bóg hojnie zasiewa, mając nadzieję że cały plon wzejdzie. Zasiewa nawet tam, gdzie zwyczajnie inny rolnik nie odważyłby się zasiać- stwierdzając, iż to marnotrawienie ziarna i czasu. Nabiera pełne garście i rozrzuca tam gdzie popadnie. Siewca nie jest marnotrawcą, doskonale wie, że miłość raz ofiarowana kiedyś zostanie zwrócona. On daje siebie bez ograniczeń- taka postawa określa limes Jego Królestwa Miłości i Pokoju. Ziarno można rozumieć na kilka sposobów jako symbol: nasienia nowej rzeczywistości, oraz zmartwychwstania. Ziarnem jest słowo Boże. Stąd też ziarnem są nazwani „synowie tego Królestwa” (Mt 13,38). Ziarno to Chrystus zasiany w błogosławionym łonie Najświętszej Dziewicy- Misterium Obecności. Wcielony Bóg „rozkwitający” w historii świata. Ziarno to również zapowiedź eucharystycznej obecności Pana w centrum liturgicznej wspólnoty Kościoła. Zmielone ziarno staje się materią uświęcenia i przebóstwienia świata. „Jak bowiem chleb pochodzący z ziemi, skoro tylko otrzyma wezwanie Boga, nie jest już zwyczajnym chlebem, lecz Eucharystią złożoną z dwóch rzeczy, ziemskiej i niebieskiej- tak nasze ciała, uczestniczące w Eucharystii, nie podlegają już skażeniu, ponieważ mają nadzieję zmartwychwstania”- objaśniał przyjmującym sakrament św. Jan Damasceński. Najbardziej aktualnym przesłaniem dla nas jest świadomość tego, że również każdy z nas jest zasianym ziarnem. Bóg jest cierpliwym fellahem, będzie czekał na nasz plon, rzecz jasna na miarę naszych możliwości.

wtorek, 19 lipca 2016

Mt 12, 46-50
Gdy Jezus przemawiał do tłumów, oto Jego Matka i bracia stanęli na dworze i chcieli z Nim rozmawiać. Ktoś rzekł do Niego: «Oto Twoja Matka i Twoi bracia stoją na dworze i chcą pomówić z Tobą». Lecz On odpowiedział temu, który Mu to oznajmił: «Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi?» I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: «Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten jest Mi bratem, siostrą i matką».

Z pewnością można ten fragment Ewangelii interpretować z pozycji kogoś, kto stoi na zewnątrz lub jest w środku. Te dwie perspektywy postrzegania mogą być zbieżne lub okazać się paradoksalnie spójne. Można widzieć sytuację oczami Maryi i krewnych Chrystusa, lub wewnętrznie się irytować, ponieważ bliscy Nauczyciela stoją w kolejce na „audiencję”. Maryja jest na zewnątrz, ale tak naprawdę jest najbliżej swojego ukochanego Syna. W kontekście tych dwóch osób, przypominają mi się słowa symbolicznego dialogu z powieści Pasternaka. „Każdy z nas jest w innej sytuacji, rozumiesz ? Tobie skrzydła dane są po to, byś ulatywał na nich w obłoki, a mnie kobiecie, po to, by przypaść do ziemi i skrzydłami słaniać pisklę przed niebezpieczeństwem”. Ten dialog Lary z Żywago pokazuje jakże odrębne role mężczyzny i kobiety. Można w tym wyznaniu znaleźć jakąś duchową tożsamość i ewangeliczną parabolę. Chrystus jest tym, który próbuje swoich słuchaczy wznieść ku górze, a Jego Matka otula miłością i trzyma kurczowo przy sobie. Trzeba mieć ogromną wrażliwość, aby to pojąć, zrozumieć, scalić wewnętrznie. Maryja doskonale rozumie Jego intencje i z wielką łatwością odczytuje te najbardziej niewypowiedziane myśli. To wszystko ma jeden cel- ukształtowanie człowieka wiary. Zachowanie Chrystusa i cierpliwa postawa Maryi pokazują jedno- aby realizować wolę Ojca, trzeba nauczyć się czekania, bycia cierpliwym, pozostawania na zewnątrz przez nieokreśloną chwilę. „Chrystus należy do tych, którzy mają pokorne mniemanie o sobie, nie zaś do tych, którzy wynoszą się ponad wspólnotę”( św. Klemens Rzymski). Bratem i siostrą Jezusa jest ten, który potrafi przyjąć w całej pełni i prostocie serca depozyt Ewangelii. Bowiem w przepowiadaniu Słowa urzeczywistnia się obecność Chrystusa wszędzie tam, gdzie następuje głoszenie pełne duchowej wolności i dyspozycyjności. Braćmi są ci, którzy przyjmują Słowo Życia i zamieniają je w czyn. W ludziach na zewnątrz i wewnątrz możemy dostrzec oblicze Kościoła, który jest posłany aby ewangelizować- tzn. obwieszczać zbawcze misterium Chrystusa. Mogą to zadanie podjąć tylko ludzie nieprzeciętni, genialni, pozbawieni lęku, przeniknięci wyobraźnią, jednocześnie niezwykle zwyczajni- tylko tacy mogą być największymi szaleńcami ducha. Nasza codzienność potrzebuje takich świadków, których słowa będą naprawiały zepsuty świat, podnosiły ku górze, ukazywały sens i całkiem nowe horyzonty myślenia. „Wielkim nieszczęściem, wielką biedą naszego czasu nie jest to, że istnieją bezbożni, lecz że są przeciętni chrześcijanie”- pisał ze smutkiem Bernanos. Będąc uczniem Chrystusa nie można pozostać w miejscu, trzeba wyjść, aby wobec drugiego człowieka być bratem, siostrą, matką- ikoną Kościoła zatroskanego o przybliżenie Królestwa Bożego.  

poniedziałek, 18 lipca 2016

Mt 12, 38-42
Niektórzy z uczonych w Piśmie i faryzeuszów rzekli do Jezusa: «Nauczycielu, chcielibyśmy zobaczyć jakiś znak od Ciebie». Lecz On im odpowiedział: «Plemię przewrotne i wiarołomne żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku proroka Jonasza. Albowiem jak Jonasz był trzy dni i trzy noce we wnętrznościach wielkiej ryby, tak Syn Człowieczy będzie trzy dni i trzy noce w łonie ziemi. Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je, ponieważ oni wskutek nawoływania Jonasza się nawrócili; a oto tu jest coś więcej niż Jonasz.

Chcemy zobaczyć jakiś znak ! To przewrotne pytanie, ale nie jest adresowane tylko do Chrystusa. To pytanie dotyka każdego z nas, jest zwróceniem się do wspólnoty Kościoła, aby pokazała swoje prawdziwe oblicze. Tylko nawrócona wspólnota uczniów, która rozpoznała zmartwychwstałego Pana, może w całej pełni zmierzyć się z tym pytaniem i udzielić na nie wyczerpującej odpowiedzi. To trudne wyzwanie wymaga zdarcia pozorów, narosłych wyobrażeń, wszelkich ozdobników, które mogą zafałszowywać twarz chrześcijaństwa. „W życiu codziennym oblicze Kościoła nie jaśnieje takim blaskiem, jakim powinno promieniować. Staje się często obliczem, w którym trudno rozpoznać twarz Zmartwychwstałego. Przesłania ludziom Boga i zaciera sens Chrystusowego zmartwychwstania” (W. Hryniewicz). Wtedy mamy do czynienia z zniekształconym obliczem, skrzętnie ukrywającym prawdziwą kondycję wspólnoty wierzących. Jak pisał J. Klinger: „Wygląd całego Kościoła w ciągu wieków może być również zniekształcony i być jakby kamieniem obrazy dla tych, którzy wątpią”. Znamiona grzechu i nieprawości jeszcze mocniej stają się widoczne w życiu wierzących; trwanie w permanentnym stanie doskonałości może rodzi frustracje i przygnębienie, a każdy przeciętny obserwator z zewnątrz będzie czekał na jakieś uchybienie, upadek, czy zgorszenie, aby szybko opowiedzieć o chrześcijanach jako pozerach moralności. Wielu niewierzących, czy sceptycznie nastawionych krytykantów chrześcijaństwa nie potrafi zrozumieć, że prawdziwym znakiem świętości Kościoła jest osoba Chrystusa Zmartwychwstałego. Grzechy wierzących ludzi, nie mogą być stemplem, który automatycznie opieczętowuje wszystkich i wszystko. Grzechy nie dyskwalifikują, ale motywują do jeszcze większej i wytężonej walki duchowej. „Kościół nieskalany, który tworzą skalani grzechem ludzie”- jak mówił św. Ambroży. Wielkość chrześcijaństwa mierzy się wiernością wobec Chrystusa- Jonasza, który zwycięski wyszedł z paszczy ziemi. W Nim został unicestwiony grzech i paraliżujący lęk, gdzie śmierć została raz na zawsze zwyciężona, a wszelka łza niepewności i smutku jest otarta z ludzkich oczu. Syn Człowieczy był trzy dni i trzy noce w łonie ziemi- to symbol przejścia Zwycięscy przez ramiona śmierci. Najpełniej oddaje to ikona „Zstąpienia do piekieł”. „Żyjący, który dzierży klucze śmierci i otchłani”. Otacza Go mandorla, świetlista aureola ciała uwielbionego. W lewej ręce trzyma zwój, ogłoszenie zmartwychwstania tym, którzy są w piekłach; „moją prawą ręką udzieliłem im chrztu życia”. Stopami depcze połamane bramy piekieł” (P. Evdokimov). W ślad za ikonografią podążają apokryficzne teksty, niosące paschalną nadzieję zwycięstwa: „ I Pan wyciągnął rękę, uczynił znak krzyża nad Adamem i wszystkimi świętymi i trzymając prawą rękę Adama  wyszedł z piekieł, a wszyscy święci szli za Nim”. „Znak Jonasza” to największe przesłanie miłości oraz triumfu życia nad rozpaczą śmierci. Jeśli chrześcijanie szukają siły do dawania świadectwa światu, powinni kontemplować to zwycięstwo; ponieważ każdy z wierzących jest wyposażony w atrybuty chwały, którymi przyodziany był największy wojownik Chrystus. On jest kimś większym niż Jonasz !

niedziela, 17 lipca 2016



Łk 10, 38-42

Jezus przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go w swoim domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która usiadłszy u nóg Pana, słuchała Jego słowa. Marta zaś uwijała się około rozmaitych posług. A stanąwszy przy Nim, rzekła: «Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła». A Pan jej odpowiedział: «Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona».


Chrystus często korzystał z gościnności różnych ludzi, wśród rodzin które nawiedzał szczególnym miejscem była Betania- dom przyjaciela Łazarza i dwóch sióstr Marty i Marii. Tam z pewnością odpoczywał i czuł się bardzo swobodnie; nie był skrepowany konwenansami, etykietą, czy określonym rytuałem gościnności. Był wśród swoich najbliższych przyjaciół. Dzisiejsza sytuacja opisana w Ewangelii, jest bardzo edukacyjna dla każdego chrześcijanina. Nie tylko opowiada o postawie gościnności, ale o postawie wnętrza. W postawie dwóch sióstr Marty i Marii Kościół próbował odkrywać dwie diametralnie różne postawy stawania naprzeciwko Boga. W Marcie dostrzegano twórczą aktywność Kościoła; dynamizm proklamowania Ewangelii. Maria jest odzwierciedleniem postawy kontemplacji, cichego i subtelnego bycia naprzeciw Boga. Pewnie myślimy, że to jakiś paradoks. Z jednej strony chrześcijanin ma być dynamicznie obecny w świecie, a z drugiej powinien potrafić przejść z łatwością w stan zatrzymania się, wycofania poza sprawy którymi na co dzień żyje. „Nie jest nam trudno rozpoznać się w Marcie, która troszczy się i niepokoi o wiele rzeczy. Być może nawet mamy pretensje do Marii, która według nas wybrała wygodniejszą rolę. Dla Chrystusa jest to jednak „lepsza cząstka”. Polega ona na słuchaniu, kontemplacji, adoracji, zachwycie”. Potrzebę zasłuchania i bezruchu w życiu duchowym, dobrze rozumieli wybitni ludzie ducha. Merton pisał: „Kontemplacji powinno się zawsze pragnąć, życie czynne natomiast- akceptować, choć nigdy nie poszukiwać”. Oczywiście myślał w sposób szczególny o mnichach, ale z łatwością można tę myśl przenieść na życie ludzi świeckich, żyjących w zgiełku miasta. Dzisiejszemu człowiekowi, bardziej niż powszedniego chleba, brakuje zatrzymania w drodze, odpoczynku, wytchnienia, ukrycia się przed światem który jest tak bardzo absorbujący, że wnętrze zostaje przygniecione naporem nic nieznaczących substytutów, wszechobecnego hałasu i pustki, której niczym nie można wypełnić. Tylko postawa Marii pozwala na rewitalizację własnego życia duchowego. Pewien średniowieczny mistyk napisał takie słowa: „Człowiek wewnętrzny wchodzi w siebie w prosty sposób, ponad wszelką aktywnością i wszystkimi wartościami, by oddać się prostemu wpatrywaniu w miłość owocującą. Tam spotka się Boga.” Wczoraj spacerowałem z rodziną po zatłoczonym mieście Hamburgu. Przesyt wszystkiego, na każdym rogu ulicy jakieś imprezy, tłumy ludzi zewsząd, tak iż ciężko się było przepychać. Dowiedzieliśmy się, że za kilka godzin odbędzie się jakaś parada, dlatego tak liczne tłumy przemierzały do centrum miasta. Żeby chwilę odpocząć od tego zgiełku i napierającego tłumu, weszliśmy do kościoła św. Piotra. W protestanckim kościele (ewangelicko-augsburskim) trwało piękne czuwanie modlitewne w duchu Taize. Wystawione były ikony spowite blaskiem mnóstwa świec; schola śpiewała kanony, a przypadkowi przechodnie siedzieli w ławkach- rozpływając się w cudowności tej chwili. Przez chwilę pooddychaliśmy Bogiem. Następnie wszedłem do bocznej kaplicy, gdzie przed ikoną Chrystusa Pantokratora modliła się młoda chrześcijanka z Syrii. Dotykając ikonę dłonią, następnie podchodziła do swoich dzieci i kładąc na ich głowy oraz twarze dłoń- błogosławiła je. Stałem wpatrzony w tę kobietę i jej dzieci. Pomyślałem sobie, że czyni najpiękniejszą liturgię miłości w sercu zatłoczonego miasta. To najpiękniejszy przykład harmonii dwóch postaw Marii i  Marty. Zatrzymanie się przy Chrystusie i za chwilę wyjście w zatłoczony świat z tajemnicą Jego obecności i miłości. Lepsza cząstka należy do tego, kto zauważa obecność Boga. Wówczas zaś milczenie mówi więcej niż słowa, czy najszlachetniejsze działania.

piątek, 15 lipca 2016

Mt 12, 1-8
Pewnego razu Jezus przechodził w szabat pośród zbóż. Uczniowie Jego, odczuwając głód, zaczęli zrywać kłosy i jeść ziarna. Gdy to ujrzeli faryzeusze, rzekli Mu: «Oto twoi uczniowie czynią to, czego nie wolno czynić w szabat». A On im odpowiedział: «Czy nie czytaliście, co uczynił Dawid, gdy poczuł głód, on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego i jadł chleby pokładne, których nie było wolno jeść ani jemu, ani jego towarzyszom, lecz tylko kapłanom? Albo nie czytaliście w Prawie, że w dzień szabatu kapłani naruszają w świątyni spoczynek szabatu, a są bez winy? Oto powiadam wam: Tu jest coś większego niż świątynia. Gdybyście zrozumieli, co znaczy: „Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary”, nie potępialibyście niewinnych. Albowiem Syn Człowieczy jest Panem szabatu».

Scena łuskania ziaren przez uczniów w drodze, jest dla czytających ten fragment niezwykle normalną. Zwyczajna czynność wędrowców, którzy przechodząc naprzeciw dojrzałego łanu zboża, wyłuskując ziarna próbują się posilić w drodze. Dla ortodoksyjnych Żydów, strażników prawa Szabatu, nawet tak prozaiczna czynność może urosnąć do wielkiego przestępstwa religijnego. Szabat jest świętym, czasem bezruchu- nie wykonuje się nic, to czas odpoczynku i kontemplacji dzieła stworzenia. „Przez sześć dni w tygodniu duch jest samotny, zlekceważony, opuszczony, zapomniany. Pracujący w napięciu, osaczony kłopotami, usidlony niepokojem człowiek nie dba o nieziemskie piękno. Duch jednak czeka na człowieka, aby się z nim połączyć. I wtedy nadchodzi dzień szósty. Niepokój i napięcie ustępują przed podniecenie, które poprzedza wielkie wydarzenie… (nadchodzi Szabat) I świat staje się miejscem odpoczynku. Czas pojawia się jak przewodnik i wznosi nasze umysły ponad zwykłe myśli. Ludzie gromadzą się, aby powitać cud siódmego dnia, kiedy szabat rozpościera swoja obecność ponad polami, w naszych domach, w naszych sercach. Jest to chwila zmartwychwstania uśpionego czasu w naszych duszach”- pisał żydowski filozof Abraham Heschel. Ten długi cytat w całej pełni oddaje atmosferę tego dnia. Dzięki temu komentarzowi, rozumiemy religijny zgrzyt pomiędzy Chrystusem i Jego uczniami, a przywiązanymi do tradycji Żydami. To napięcie nasila się z powodu niezrozumienia tego, kim tak naprawdę jest Chrystus. To On jest Panem Szabatu ! Samo to stwierdzenie jest kompletnie niezrozumiałe dla „sprawiedliwych”, a nawet może zakrawać na bluźnierstwo. „Tu jest coś większego niż świątynia”- Największy Przybytek Chwały i Świętości, stoi naprzeciw nich, ale oni nie są wstanie przedrzeć się przez zasłonę prawdy. Shekina spoczywa na Jehoszua. Mądrość Talmudu będzie napominać: „A gdy się będziecie modlić, pamiętajcie, przed kim stoicie”. Tajemniczy Wędrowiec prowadzący uczniów, jest Tym przed którym ozłocone pola zginają swoje pędy, a słońce udzielając swego blasku, pamięta że Jego dłonie kształtowały świat i na Jego obraz został uczyniony pierwszy człowiek. „Wyśpiewuj, Córko Syjońska ! Podnieś radosny okrzyk Izraelu ! Ciesz się i wesel z całego serca, Córo Jeruzalem ! Pan jest pośród ciebie… On zbawi, uniesie się weselem nad tobą, odnowi swą miłość, wzniesie okrzyk radosny…” (So 3,14-18).  

czwartek, 14 lipca 2016

Mt 11, 28-30
Jezus przemówił tymi słowami: «Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem słodkie jest moje jarzmo, a moje brzemię lekkie».

Przeglądając album z arcydziełami malarstwa polskiego, natrafiłem na przesycony na wskroś pierwiastkiem duchowym obraz Józefa Brandta pt. Modlitwa na stepie. (ok. 1890). Wiele razy powracałem do tego obrazu, dostrzegając w nim opowieść o duszy prostego ludu, który przychodzi do Chrystusa- osuwa się na kolana, powierzając się wstawiennictwu Jego Matki. Zresztą obraz ma przypisanych jeszcze kilka innych tytułów, akcentujących szczególną rolę Maryi: Matka Boska Ormiańska lub Matka Boska Poczajewska. Najprawdopodobniej obraz nawiązuje do legendy o cudownym obrazie przechowywanym w katedrze ormiańskiej w Kamieńcu Podolskim, wywiezionym przez wiernych 1672 w obliczu zbliżającej się nawały tureckiej." Z jednej strony to ilustracja bolesnej historii Ukrainy, a z drugiej postawy ludu który w obliczu zagrożenia pada w największej postawie pokory przed cudowną ikoną Matki i prosi o wybawienie. Mieczysław Treter w Przewodniku po Muzeum imienia książąt Lubomirskich we Lwowie, opowiada o samym obrazie, jak również o wyproszonym cudzie. Naraz na stepie stanęły woły I niepodobna ich było zmusić do dalszej drogi. Uznano wtem wolę Bożą; wszyscy co towarzyszyli obrazowi, przyklękli i poczęli śpiewać pieśni przy świetle kaganków. Tę właśnie chwilę obrał sobie artysta na temat obrazu. Artysta uchwycił z wielką duchową wrażliwością, nostalgiczną chwilę modlitwy ludu. Oświetlony blaskiem księżyca step, przeszywający wszystko duchowy spokój w  którym można usłyszeć cicho szeptaną modlitwę. Maryja łaskawie opiekująca się Bogiem- małym Dzieckiem, zwraca się ku ludziom pocieszając ich serca i zbiera ich łzy niedoli. Bogurodzica wyraża całe piękno ziemi, które łączy się z pięknem Boga. Z ikony emanuje światło, ogniskując na sobie każde ludzkie spojrzenie. Bo trysną zdroje wód na pustyni- wykrzyczy prorok Izajasz- i strumienie na stepie; spieczona ziemia zmieni się w pojezierze, spragniony kraj w krynice wód...(Iz 25,6-7). To symboliczne słowa tak pięknie korespondujące z ludzkim błaganiem o przywrócenie spokoju, harmonii, normalności życia. W Maryi kontemplujemy tę samą tajemnicę jako biegnącą od człowieka do Boga- od każdego człowieka spragnionego łaski i przyjmującego ją bez oporu(P. Floreński). Wybrzmiewa z tym obrazem jedna z modlitw Kościoła Wschodniego: Ale Ty, Matko daj nam siłę według naszej gorliwości, ponieważ Nie mamy poza Tobą żadnej opieki, o Pani świata, Pocieszenie i Obrono wiernych.   
 
 
 

środa, 13 lipca 2016

Mt 11, 25-27
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić».

Przepraszam moich stałych czytelników za tymczasową absencję, zwyczajnie miałem przez dwa dni utrudniony dostęp do internetu. Czasami takie momenty oderwania od tego „okna na świat” są potrzebne, a nawet konieczne dla higieny fizycznej i duchowej. Dzisiaj Ewangelia mówi o prostaczkach. Zawsze się boję kiedy chrześcijaństwo obrasta w piórka wygodnictwa, nonszalancji, intelektualnej wyższości, czy religijnego przywództwa. Pan mądrość Ewangelii położył na sercach prostaczków- ludzi o bardzo pojemnych wnętrzach, a zarazem zachowujących prostotę niczym spragnione czegoś nowego dziecko. „Biada ciekawskim, którzy podstępnie chcą przejrzeć Boże tajemnice”- mówił św. Grzegorz z Nazjanzu. Słowo Boże zasiane w sercu Kościoła wymaga środowiska ludzi charyzmatycznych i rozkochanych do szaleństwa w Chrystusie. Bez wątpienia takimi prostaczkami, a zarazem atletami ducha w historii Kościoła byli Ojcowie Pustyni. Nomadzi ducha przemierzający pustynię, aby narodzić się jako mnisi- to znaczy Ci, którzy pragną zawrzeć cały świat w Bogu. Prostaczkowie żyjący radykalnie słowami Chrystusa, niezdolni do posługiwania się abstrakcyjnymi ideami, a na poziomie życia duchowego obdarzeni geniuszem wnikania w ludzkie serca i stawania naprzeciw świętości, która dla nich była tak oczywista jak powietrze którym oddychali. „Tajemnica pogody ducha ojców i ich radości, zwycięskiej wobec licznych pokus i boleści świata, tkwiła w ufności jaką pokładali w Panu”.Ojcowie Pustyni pozostawili dla nas współczesnych piękny skarbiec duchowych myśli. Pragnę was nakarmić taką jedną budującą sentencją: „Abba Mojżesz zapytał ojca Sylwana: „Czy może człowiek każdego dnia na nowo się nawracać ?” „Jeśli jest gorliwy”, odpowiedział abba Sylwan, „może każdej godziny nawracać się na nowo”.

poniedziałek, 11 lipca 2016

Dz 4,32-35
Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących. Żaden nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne. Apostołowie z wielką mocą świadczyli o zmartwychwstaniu Pana Jezusa, a wszyscy oni mieli wielką łaskę. 

Dzieje Apostolskie stanowią znakomite źródło w rozumieniu pierwotnego chrześcijaństwa. Mamy do czynienia z pewnym słownym reportażem, dzięki któremu możemy przyjrzeć się  życiu wspólnoty wierzących. Pierwszym najbardziej fundamentalnym elementem rzucającym się w oczy, jest troska o jedność. Wspólnota w której następuje troska o dystrybucję darów duchowych i materialnych. Wzajemna i solidarna pomoc względem najbardziej potrzebujących pomocy, wsłuchana w natchnienia Ducha Świętego. Sakrament jedności… Dotykamy tutaj niezwykle ważnego zagadnienia jakim jest jedność Kościoła i tym samym życia sakramentalnego, czyli charyzmatycznej przestrzeni w której dokonuje się wymiana duchowych darów w Mistycznym Ciele Kościoła. „Wielki Sakrament Kościoła jest sakramentem wspólnoty, który w jedności z Bogiem, a także z całą zbawioną ludzkością, Kościołem- zagarniając materię tego świata, która przestaje stawiać opór człowiekowi, ale staje się przejrzystością w ogniu obecności Boga, daje odpuszczenie grzechów, to znaczy wewnętrzną harmonię ludzkiej osobie. W istocie greckie słowo „koinonia” oznacza jednocześnie Komunię eucharystyczną i wspólnotę z Kościołem”- pisał ks. J. Klinger. Chrześcijanie powinni na powrót uświadomić sobie, że Kościół, to „Misterium Komunii”. Tą komunię i pulsowanie miłości odnajdujemy w Trójcy Świętej- Wspólnocie Osób- najdoskonalszym wzorcu jedności. „Kościół jest więc komunią i to komunią w najwyższym stopniu, to znaczy poszanowaniem różnorodności i zarazem jednością w Chrystusie. Kościół jest komunią, a równocześnie ma stawać się komunią, bo czasami się od niej oddala” (O. Clement). W pełni zgadzam się z poglądem bp. Grzegorza Rysia, który mówiąc o odkrywaniu jedności pomiędzy chrześcijanami, wskazuj najpierw na odnowienie jedności z Chrystusem, a dopiero później wspomina o poszukiwaniu wspólnej płaszczyzny porozumienia. Miał rację o. Danielou, kiedy pisał, że Kościół to zdarzenie- wyraz nieodwołalnego daru Boga w świecie który jest naznaczony grzechem.  Podzielone kościoły- niczym rozdarta szata Chrystusa, winny z wrażliwością i pokorą wsłuchać się w to, co Duch mówi do Kościoła (jako całości), pozwalając zasklepiać się ranom doktrynalnych sporów i historycznych uprzedzeń. „Kościół jest jednością. To znaczy, że nie zadowala się On zyskiem i posiadaniem każdego z nas z osobna, jako poddanych, rozproszonych i rozdrobnionych, ale chce, by to samo związanie i przymierze, jakie tutaj zawarł z nami, łączyły również i nas jednych z drugimi we wspólną społeczność; abyśmy pod władzą Jego imienia stanowili rodzaj ciała duchowego, coś na kształt państwa…” (J. Perron). Zakończę to rozważanie piękną modlitwą o dar jedności, brata Rogera z Taize: „Chryste, daj nam w każdej chwili ku Tobie kierować wzrok. Tak często zapominamy, że Ty w nas mieszkasz, że Ty się w nas modlisz, że Ty w nas miłujesz. Twój cud w nas to Twoje zaufanie i Twoje przebaczenie, zawsze nam dane w tej jednej komunii, która nazywa się Kościołem”.

niedziela, 10 lipca 2016

Łk 10, 25-37
Powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał: «Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» Jezus mu odpowiedział: «Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?» On rzekł: «Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego». Jezus rzekł do niego: «Dobrze odpowiedziałeś. To czyń, a będziesz żył». Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: «A kto jest moim bliźnim?»…  

Chrystus wychodząc naprzeciw dociekliwości uczonego w Prawie, posługuje się przypowieścią o miłosiernym Samarytaninie. „Nie przedstawia definicji bliźniego, ponieważ definicja pozostawia poza sobą coś lub kogoś. Chrystus chce natomiast zostawić otwarte drzwi. Nie tyle chodzi Mu o uspokojenie sumienia, co o jego przebudzenie”(A.Pronzato). Pan chce wprowadzić niepokój w serce swojego słuchacza, dokonać wstrząsu. Bliźnim nie jest ten, który został przeze mnie zauważony, wybrany i obdarowany dobrem. Bliźnim jest każdy człowiek- bez względu na pochodzenie, wyznawaną  religię, czy światopogląd. To spotkanie człowieka z człowiekiem, bez jakichkolwiek uprzedzeń, czy stereotypów. Człowiek stojący naprzeciw mnie- często anonimowy, bezimienny, jest obiektem mojego dobra. To nie jest jednostronna wymiana darów; mamy tu obopólne obdarowanie. Samarytanin z przypowieści jest ucieleśnieniem dobra. Dając miłosierdzie sam je otrzymuje w sposób zwielokrotniony. To ikona troskliwego Boga, pochylającego się nad poranionym człowiekiem. Chrześcijaństwo to zauważenie drugiego człowieka w potrzebie, naśladowanie miłosiernego Chrystusa z bliska. „W swoim właściwym i pełnym kształcie miłosierdzie objawia się jako dowartościowanie, jako podnoszenie w górę, jako wydobywanie dobra spod nawarstwień zła, które jest w świecie i człowieku”- pisał Jan Paweł II. Takie działanie jest potwierdzeniem ewangelicznej zasady, którą wygłosił Chrystus na Górze Błogosławieństw: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”. Kościół, jak również każdy chrześcijanin musi przejąć się tą katechezą miłości i wcielić ją w życie. Twarz poranionego, porzuconego człowieka na ulicy, jest jednocześnie twarzą Boga proszącego o miłość. „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Patriarcha Bartłomiej w jednym z przemówień mówiąc korzeniach cywilizacji europejskiej i współczesnej duchowości Kościoła w kontekście sekularyzacji życia, przypomniał o postawie ludzkiej miłości: „Nieszczęście jednych dotyczy nas wszystkich. Na pytanie: „Kto jest moim bliźnim ?” Chrystus odpowiada przypowieścią o dobrym Samarytaninie. Odwraca pytanie, które nie brzmi już: „Kto jest moim bliźnim ?” lecz: Kto okazuje się bliźnim drugiego człowieka, rannego, którego trzeba opatrzyć i zapewnić mu schronienie ? Dziś nie ma ważniejszego nad to pytania… Czy jesteśmy bliźnimi opuszczonych dzieci w Los Angeles, w Londynie, w Sankt Petersburgu ? Natomiast w Afryce Południowej prawie wszyscy potrafili okazać się bliźnimi jedni drugich. „Idź i ty czyń podobnie !” Każdy człowiek jest naszym bliźnim”. Tak samo każdego chrześcijanina poznaje się po postawie gotowości wychodzenia naprzeciw nędzy drugiego człowieka. Twarzą chrześcijaństwa jest praktyczna miłość, obecna nie w teorii, lecz w działaniu. Jeżeli oczekujemy łatwej odpowiedzi na pytanie kim jest nasz bliźni, to możemy się szybko rozczarować. Może lepiej zamiast rozbijać się o tego typu pytania, samemu wyjść na drogę i stać się bliźnim napotkanych ludzi. Widzisz ofiarę wypadku, człowiek bezdomnego śmierdzącego i odrzucającego, głodne dziecko. Wyjść naprzeciw tego człowieka. Znać Chrystusa, to znać człowieka. Kochać Chrystusa, to kochać drugiego człowieka.