środa, 31 sierpnia 2016


Łk 4, 38-44
O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich. Także złe duchy wychodziły z wielu, wołając: «Ty jesteś Syn Boży!» Lecz On je gromił i nie pozwalał im mówić, ponieważ wiedziały, że On jest Mesjaszem.
Nasz świat w którym egzystujemy coraz bardziej staje się światem ludzi chorych. Chyba nie ma takiej rodziny w której nie byłoby doświadczenia osoby dotkniętej chorobą, cierpieniem czy bezsilnością. Przechodząc ulicami miast można spotkać wielu ludzi smutnych, przygniecionych ciężarem cierpienia. W ich twarzach i oczach wypisuje się tęsknota za nadzieją na uzdrowienie. Ludzie przekonani od swojej doskonałej kondycji fizycznej i witalności, za chwilę mogą przegrać z pojawiającym się niczym intruz nowotworem. Nerwowy i toksyczny świat uśmierzany farmakologicznymi znieczulaczami i psychologicznymi pocieszeniami na chwilę. Na każdym kroku jesteśmy bombardowani reklamami coraz to nowych leków mających rzekomo wyeliminować poczucie bólu i po natychmiastowym zastosowaniu odzyskaniu zdrowia. Kolejki do aptek i przychodni są dłuższe niż do rozsianych po wielu miejscach świątyń. Każdy chce własnymi siłami i przy pomocy dostępnych środków zapobiec nieodwracalnemu procesowi chorobowej regresji. Wielu ludzi nie tylko cierpi fizycznie, często przeżywają o wiele bardziej dręczącą i konwulsyjną walkę duszy. Ilu jest ludzi poranionych duchowo- zainfekowanych kłamstwem oraz pozorami, obumierających w poczuciu bezradności. Wielu przyzwyczaiło się do okłamywania samych siebie; wymuszony uśmiech ma oszukać spojrzenie innych ludzi. Znam ludzi przygniecionych tak wielkim cierpieniem- nie potrafiących zaakceptować swojego losu, którym pozostaje tylko nienawiść siebie i odtrącanie kochanych osób wyciągających do nich pomocną dłoń. Człowiek pragnie szczęścia, chciałby uniknąć cierpienia- a kiedy się ono pojawi, niczym intruz- to najlepiej uciec lub zepchnąć w nieświadomość. Jakże trudno jest powiedzieć Bogu: „Bądź wola Twoja”. Boimy się chodzić do lekarzy i z drżeniem duszy odbieramy wyniki zleconych odgórnie badań. Choroby są niczym uśpione wulkany, które za chwilę mogą wybuchnąć i zdestabilizować nasz poukładany świat. Człowiek chory uczepia się niczym tonący ostatniej deski ratunku. Niektórzy słysząc o wybitnym lekarzu lub klinice sprzedają swoje majątki i płyną za ocean, aby przedłużyć o jeden rok kalendarz swojego życia. Szukają lekarza. Ci cierpiący z dzisiejszej Ewangelii jedyne co mogli zrobić to przynieść swoich cierpiących do Jezusa. Bóg uzdrawiający człowieka ! Przecież do tego potrzebna jest wiara, a nie opinia nawiedzonej sąsiadki zaliczającej wszystkie charyzmatyczne spotkania niczym terapeutyczne mitingi. Nie wystarczy świadomość, że Bóg może przywrócić zdrowie. Trzeba jeszcze się do Niego zwrócić- WIARA. Aby uzyskać od Chrystusa wyleczenie swoich chorób, człowiek musi najpierw chcieć. Jak trafnie zauważył św. Jan Chryzostom: „Boski lekarz nie uzdrawia nas wbrew nam samym”. Powierzyć się Bogu. „Twoje rany nie przewyższają umiejętności lekarza. Tylko powierz mu się sam z wiarą, opowiedz swoją chorobę lekarzowi” (św. Cyryl Jerozolimski). Wiara jest najskuteczniejszym lekarstwem. „Bóg przychodzi z pomocą tym, którzy pragną się leczyć, dając im wiarę” (Teodoret z Cyru). Często pozostaje modlitwa- pełna łez i zawierzenia: „Lekarzu dusz i ciał, uzdrawiający, sługę twego ogarniętego niemocą nawiedź miłosierdziem Swoim, wyciągnij swą rękę napełnioną siłą uzdrawiającą i uzdrów go podnosząc z łoża i niemocy, uwolnij od ducha słabości…, ze względu na swoją miłość do człowieka”.
 

wtorek, 30 sierpnia 2016

1 Kor 2, 10b-16
Bracia: Duch przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego. Kto zaś z ludzi zna to, co ludzkie, jeżeli nie duch, który jest w człowieku? Podobnie i tego, co Boskie, nie zna nikt, tylko Duch Boży. Otóż my nie otrzymaliśmy ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga, dla poznania dobra, jakim Bóg nas obdarzył. A głosimy to nie za pomocą wyszukanych słów ludzkiej mądrości, lecz korzystamy z pouczeń Ducha, przedkładając duchowe sprawy tym, którzy są z Ducha. Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego pojąć, bo tylko duchem można to zrozumieć. Człowiek zaś duchowy rozsądza wszystko, lecz sam przez nikogo nie jest sądzony. Któż więc poznał zamysł Pana tak, by Go mógł pouczać? My właśnie znamy zamysł Chrystusowy.
Chrześcijanin jest człowiekiem epikletycznym- przyzywającym nieustannie Ducha Świętego i pozwalającym się kształtować, niczym plastyczna materia w rękach artysty. Człowiek duchowy, nie stoi w opozycji do człowieka cielesnego, bowiem jak mawiał jeden z ojców, „to co cielesne winno stać się duchowym, a duchowe cielesnym”. Dla chrześcijan ukształtowanych w tradycji teologicznej Kościoła Wschodniego, mamy do czynienia z dwoma pojęciami: „przebóstwienia”(theosis) i „uduchowienia”(oduchotwornieje) człowieka, zapożyczonych ze spuścizny intelektualno-duchowej greckich myślicieli. Tradycja rosyjska opisuje ten stan duchowej dyspozycyjności człowieka, jako bogoczłowieczeństwo. Słowo to lepiej wyraża chrystologiczny charakter tej tajemnicy, i zarazem jej aspekt dynamiczny. „Chrześcijaństwo- pisał Sołowjow- jest nie tylko wiarą w Boga, lecz również wiarą w człowieka, w możliwość realizacji bóstwa w człowieku”. Stać się bogiem, dostąpić theosis- przebóstwienia, czy też „upodobnienia do Boga”- theopoiesis, dlatego św. Atanazy posłużył się stwierdzeniem, „że Bóg stał się człowiekiem po to, abyśmy mogli stać się bogiem”. Cały człowiek, cielesno-duchowy, staje się bytem penumatoforycznym. Teofan Pustelnik pisze: „Istota życia w Jezusie Chrystusie, życia duchowego, polega na przemianie ciała i duszy”, na ich wprowadzeniu w sferę Ducha. Stąd celem życia chrześcijańskiego, jest „zdobywanie Ducha Świętego”. Duch ponieważ jest „w sercu”, stanowi część składową człowieka, staje się „duszą ludzkiej duszy”. Ten wewnętrzny i trudny dla ogarnięcia rozumem proces duchowego przeobrażenia, polega na tym, „że my stajemy się jednym duchem z Panem” (T. Spidlik). To pokazuje jak bardzo życie duchowe jest aktywne o tyle, o ile jest ukierunkowane na Boga. Trzeba dać Duchowi wiele miejsca w naszej duszy, aby w niej mógł żyć i żeby dusza naprawdę odczuwała Jego obecność. Człowiek, który „staje się bogiem”, nie przestaje być człowiekiem- „Pozostaje stworzeniem, stając się Bogiem przez łaskę, tak jak Chrystus został Bogiem, stając się człowiekiem przez Wcielenie” (W. Łosski). Reasumując- przebóstwienie zakłada otwartość człowieka- wychylenie się ku Tajemnicy i wołanie, które przeistacza się w nieustaną modlitwę pragnienia wyrażoną w słowie: Przyjdź !

poniedziałek, 29 sierpnia 2016


Jr 1,17-19
Pan skierował do mnie następujące słowa: „Przepasz swoje biodra, wstań i mów wszystko, co ci rozkażę. Nie lękaj się ich, bym cię czasem nie napełnił lękiem przed nimi. A oto Ja czynię cię dzisiaj twierdzą warowną, kolumną ze stali i murem spiżowym przeciw całej ziemi, przeciw królom judzkim i ich przywódcom, ich kapłanom i ludowi tej ziemi. Będą walczyć przeciw tobie, ale nie zdołają cię zwyciężyć, gdyż Ja jestem z tobą, mówi Pan, by cię ochraniać”.
W obrazie powołania proroka Jeremiasza, mogą się odnaleźć całe rzesze ludzi charyzmatycznych- przynaglonych do wyruszenia w przygodę wiary. Wielkość świętych- tzw. burzycieli sumień- utalentowanych atletów ducha, nie wyrasta z jakiś nadzwyczajnych predyspozycji, czy konstrukcji psychicznej (choć pewnie te sfery człowieczeństwa są ważne), lub uprzywilejowanego środowiska, ale nade wszystko z pokory- którą na własny użytek określam mianem „duchowej uległości”. U wielkich ludzi wiary, pokora oznacza sztukę znajdowania się dokładnie na swoim miejscu. Bycia dokładnie tam, gdzie życzy sobie tego Bóg. Wczesnochrześcijański tekst o tytule Pasterz Hermasa, opowiada w jaki sposób rozpoznać prawdziwego i odważnego męża Bożego. „Na podstawie jego życia poznasz człowieka który ma ducha Bożego. Po pierwsze to ten, co ma Ducha przychodzącego z wysoka, łagodny jest, spokojny, pokorny, stroniący od wszelkiego występku czy próżnej pożądliwości tego świata. Czyni się sam niższym od wszystkich ludzi…” Człowiek pokorny i wychylony ku światłu łaski, staje się zwiastunem prawdy i sprawiedliwości; przyobleczony w odwagę- uobecnia triumf dobra nad wrogimi siłami zła. Sztuka często ukazuje ludzi wiary przyodzianych w świętość; emanuje od nich niewypowiedziana siła zdolna kruszyć najtwardsze ludzkie zwątpienia, negacje i absurdy niewiary. W swoim życiu spotkałem kilku takich ludzi którzy krocząc po ziemi, nie tylko roznosili wonność świętości- ale towarzyszyła im jakaś nadzwyczajna aura innego świata. Pamiętam pewnego kapłana na którego twarzy zawsze rysował się blask światła. Przenikliwe spojrzenie, miarowo wypowiadane słowa, a nade wszystko ujmujący serce- spokój wewnętrzny. Święty Symeon Nowy Teolog pisał w swoich Hymnach: „Moje ręce są dłońmi nieszczęśnika, a stopy stopami Chrystusa. Ja niegodny, jestem ręką i nogą Chrystusa. Poruszam ręką i moja ręka jest cała Chrystusem, albowiem boskość Boga nierozdzielnie złączyła się ze mną”. To całkowite oddanie się Chrystusowi- dyspozycyjność bez zbędnych pytań, odnajdzie również swoje owoce w życiu dzisiejszych ludzi- bardziej nam współczesnych. „Dobro czyni się nie przez to co się mówi ani co się robi, ale tym czym się jest i na miarę tego na ile Jezus w nas żyje”- pisał Karol de Foucauld- pokorny Brat Jezusa.
 
  
 

niedziela, 28 sierpnia 2016

Hbr 12, 18-19. 22-24a
Bracia: Nie przyszliście do namacalnego i płonącego ognia, do mgły, do ciemności i burzy ani też do grzmiących trąb i do takiego dźwięku słów, iż wszyscy, którzy go usłyszeli, prosili, aby do nich nie mówił. Wy natomiast przyszliście do góry Syjon, do miasta Boga żywego – Jeruzalem niebieskiego, do niezliczonej liczby aniołów, na uroczyste zgromadzenie, i do Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach, do Boga, który sądzi wszystkich, do duchów ludzi sprawiedliwych, którzy już doszli do celu, do Pośrednika Nowego Testamentu – Jezusa.
Z niedzielnej liturgii słowa najbardziej do mnie przemawia czytanie z Listu do Hebrajczyków. Mamy do czynienia ze słowną impresją, która nie tylko uruchamia pokłady ludzkiej wyobraźni, a nade wszystko próbuje nasycić rozum i serce- tęsknotą za światem w którym człowiek spotyka Boga. To spotkanie rodzi zdumienie i zachwyt. Mamy zatem do czynienia z eschatologiczną wizją wstępowania ku Miejscu Świętemu. Czy przedsmakiem tej uszczęśliwiającej wizji nie jest liturgia chrześcijańska ? Człowiek, czas i przestrzeń wchodzą w inny wymiar bytowania- stając naprzeciw największej i niewypowiedzianej Chwały. „Pozwól mi zobaczyć Twoje oblicze” (Wj 33,18). Wspólnota Kościoła zgromadzona na celebracji Misterium, wstępuje w cudowny świat Boga. W dialogu prezbitera z ludem oczekującym na wejście w komunię z Chrystusem,  możemy doświadczyć podniosłości i duchowego uniesienia: eucharistesomen to Kyrio- „dzięki składajmy Panu”. Tak uroczyście rozpoczętą Eucharystię kapłan wyśpiewuje wchodząc w modlitewne uwielbienie, a „Kościół staje się niebem na ziemi, w którym zamieszkuje i działa Bóg” (św. German). Świątynia zatem staje się wypełniona ogniem obecności Trójcy Świętej. „Chwałą Boga jest żyjący człowiek- napiszę św. Ireneusz z Lyonu- a życie człowieka jest wizją Boga”. W rzeczywistości, kiedy przyjmujemy Komunię Świętą, jednoczymy się ze złociście promieniującym „światłem trzech słońc”. Liturgia jest dziełem bosko-ludzkim, wydarzeniem sakramentalnym, w którym Bóg żywy i prawdziwy daje swoje życie ludziom, którzy wierzą w Jego miłość, wydarzeniem, w którym On sam objawia, aktualizuje i komunikuje tajemnicę zbawienia dokonaną raz na zawsze w paschalny misterium Chrystusa. Aktorami tego wydarzenia są przede wszystkim twórcy liturgii niebieskiej, do której zostaje włączona ziemska wspólnota ludzi. Błogosławione Królestwo Ojca i Syna i Ducha Świętego, uobecnia się przez zasłonę wiecznego teraz i staje w samym sercu świata. Podchodząc procesyjnie do przyjęcia Świętych Darów, wspólnota orantów- staje naprzeciw Ognia. Wielki mistyk i poeta św. Efrem pisał: „W tym chlebie żyje ukryty Duch, który nie może być spożyty; w Twym winie płonie ogień, który nie może być wypity. Duch w Twym chlebie, ogień w Twym winie są wielkimi cudami, jakie przyjmują nasze usta. Pan zstąpił na ziemię do ludzi, czyniąc ich nowym stworzeniem. Jak Aniołom, tak i ludziom dał Ogień i Ducha, by stali się wewnętrznie ogniem i Duchem”.

wtorek, 23 sierpnia 2016

2 Tes 2, 1-3a. 14-17
W sprawie przyjścia Pana naszego, Jezusa Chrystusa, i naszego zgromadzenia się wokół Niego prosimy was, bracia, abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć bądź przez ducha, bądź przez mowę, bądź przez list, rzekomo od nas pochodzący, jakby już nastawał dzień Pański. Niech was w żaden sposób nikt nie zwodzi. Po to wezwał was przez nasze głoszenie Ewangelii, abyście dostąpili chwały Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Przeto, bracia, trwajcie niewzruszenie i trzymajcie się tradycji, o których zostaliście pouczeni bądź żywym słowem, bądź za pośrednictwem naszego listu. Sam zaś Pan nasz, Jezus Chrystus, i Bóg, Ojciec nasz, który nas umiłował i przez łaskę udzielił nam wiecznego pocieszenia i dobrej nadziei, niech pocieszy serca wasze i niech utwierdzi w każdym działaniu i dobrej mowie.

Chrześcijanin jest niewzruszonym człowiekiem oczekiwania; próbującym umiejętnie odczytywać znaki czasu, stając w obronie depozytu wiary. Chrześcijaństwo wierne zapewnieniu Chrystusa i stojące na fundamencie Tradycji „przemieniło dawny świat, przyjmując go w siebie. Czy można sobie wyobrazić myśl Pawłową odciętą od tysiącznych korzeni wiążących ją z gruntem Tarsu, Jerozolimy, cywilizacji greckiej, mistyki wschodniej i Cesarstwa Rzymskiego ?” (H. Lubac). Zachwianie fundamentem powoduje naruszenie stabilności, wejście pierwiastka obcego- zacierającego naukę Chrystusa i osłabiającego wiarygodne przepowiadanie Kościoła. Jest w dzisiejszym świecie wielu chrześcijan zachwianych- stojących na zewnątrz i pozostających jako bierni widzowie; zastraszeni, niepewni, może rozczarowani, pozbawieni entuzjazmu wiary, niewyraźni. Na twarzach wielu wierzących, nie można już zobaczyć blasku świętości- nie wspominając już o pragnieniu Nieba. Taka postawa oziębłości i stagnacji, może grozić każdemu człowiekowi ochrzczonemu. Kilka pytań może bardzo łatwo przywrócić trzeźwą równowagę: czym żyją chrześcijanie dzisiaj…, co ich absorbuje…, ku czemu zmierzają ? Bez tych pytań, nie może dokonać się wewnętrzne scalenie i określenie dalszego kierunku drogi. Symbol Wiary- „Wierzę w jednego Boga… Wierzę w jeden, święty i powszechny Kościół”- nie może być tylko dostojnie recytowany, winien być przeniesiony na życie- przeżywany w głębi. Zaangażowane- świadome i przekraczające wszelakie ograniczenia wyznawanie wiary- doprowadza do spotkania z Chrystusem, który jest Drogą, Prawdą i Życiem. „On bardziej wewnętrzny niż twoje serce. Gdziekolwiek zatem uciekniesz, tam jest. Gdzie uciekniesz przed sobą ? Czyż nie pójdziesz za sobą, gdziekolwiek byś uciekł- pyta św. Augustyn. Skoro zatem jest bardziej ci wewnętrzny niż ty sam sobie, nie masz gdzie uciec przed Bogiem”. Ojcowie Kościoła potwierdzają wielokrotnie w swojej refleksji, że człowiek nie jest bytem osieroconym- skazanym na utrapienie, niepewność czy duchową tułaczkę. Bóg szuka człowieka, a człowiek szuka Boga. „Znaleźć Pana to szukać Go nieustannie. Bo szukanie jest czymś jednym, a czymś innym znalezienie, ale pożytkiem szukania jest samo szukanie. Chcesz wiedzieć, jaki jest moment stosowny, by szukać Boga ? (św. Grzegorz z Nyssy) Powiem krótko: cała egzystencja ! Bo jedynym czasem właściwym, by zajmować się tylko tym, jest całe życie”. Jak bardzo „święci”- ludzie, którzy starają się brać na serio swoje uświęcenie przez Boga i żyć tak, by życie ich było odpowiedzią na uświęcenie- mogą wzajemnie dla siebie być, działać, cierpieć; być dla siebie tworząc komunię. „Chrześcijanin może siłę czerpać z dnia dzisiejszego i nie potrzebuje nikogo pocieszać jutrem. Ukazując dzisiejszą siłę miłości, nawrócenia, włączenia się i udziału zaczyna już dziś przemieniać świat, nadaje nowym kierunkom i prądom bieg, który- jak mówi doświadczenie- zawsze okazuje się krążeniem… I w ten sposób urzeczywistnia się uczestniczenie człowieka wierzącego w obejmującej wszystko Opatrzności, którą określamy jak wydarzenie Chrystusa, (ten kto wierzy i kocha) może współkierować biegiem dziejów” (H. Balthasar). W taki sposób chrześcijanin wyznawaną wiarą zmienia oblicze świata i z właściwym dla siebie optymizmem wygląda przyjścia Pana.

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Łk 1,26-38
Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”… „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”. Na to rzekła Maryja: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”…

Zwiastowanie to wydarzenie intymnego spotkania, zaskakującej i zatrzymującej oddech w ustach chwili obdarowania- zdumienia i szczęścia- osobista Pięćdziesiątnica Dziewczyny z Nazaretu. Mamy w Ewangelii dwa wielkie zstąpienia Ducha Świętego; jedno ciche- niczym delikatny szum wiatru wprawiający w delikatny i prawie niezauważalny taniec liście drzew i duszę Maryi, a drugie gwałtowne w Wieczerniku- pełne spektakularnej gry form (wichru i ognia), rozgrywające się „ostatniego i wielkiego dnia Pięćdziesiątnicy”. Relacja między Maryją a Duchem Świętym jest niepowtarzalna, trudna do opisania, czy posługiwania się znanymi nam kategoriami teologicznymi. Jej wewnętrzne przyzwolenie i odważne wejście w plan Boga, należy kontemplować jak najpiękniejszy akt wiary. Bóg odnalazł Matkę w pięknej, wrażliwej, kochającej o przenikliwym spojrzeniu Kobiecie. Czysta i Piękna- niczym najpiękniejszy i pachnący świętością kwiat. „Ikona Zwiastowania ukazuje, jak Duch Święty przebija niebiosa, aby misteryjnie zapłodnić Dziewicę Marię, której Owoc pojedna ziemię i niebo. Przyjęcie Ducha Świętego w naturalny sposób poprzedza przyjęcie Syna” (M. Quenot). W Jej życie wchodzi Bóg- „Życiem, które Duch Święty daje Maryi, jest Chrystus”. Drobna i piękna Niewiasta, staje się drogocennym Naczyniem łaski, Tabernakulum obecności Tego, który do tej pory był nieuchwytny ludzkim oczom. W jakimś stopniu Maryja staje się również ikoną Ducha Świętego, który nie posiada swojego wyobrażenia, a który jest enigmatycznie i jakby abstrakcyjnie opisywany językiem skojarzeń i symboli. Tę scenę należy przenieść w liturgiczny zachwyt i uwielbienie, wyrażając to słowami modlitwy: „Śpiewajmy, wierni  Chwale Świata, Bramie niebios, Dziewicy Maryi, Kwiatu ludzkiego rodu i Theotokos- Matce Boga, Tej, która stała się Niebem i Świątynią Bóstwa”.

niedziela, 21 sierpnia 2016

Łk 13, 22-30
Jezus przemierzał miasta i wsie, nauczając i odbywając swą podróż do Jerozolimy. Raz ktoś Go zapytał: «Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni?» On rzekł do nich: «Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie zdołają. Skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie, wówczas, stojąc na dworze, zaczniecie kołatać do drzwi i wołać: „Panie, otwórz nam!”, lecz On wam odpowie: „Nie wiem, skąd jesteście”. Wtedy zaczniecie mówić: „Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś”. Lecz On rzecze: „Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy, którzy dopuszczacie się niesprawiedliwości!”… Tak oto są ostatni, którzy będą pierwszymi, i są pierwsi, którzy będą ostatnimi».

Często odnoszę wrażenie, że dzisiejszy chrześcijanin żyje tak, aby przepłynąć życie w sposób jak najmniej kolizyjny- a na drugi świat ( o którym sobie przypomni w momencie trudnego doświadczenia choroby, czy nieuniknionej konieczności śmierci ) próbuje się prześliznąć, tak jak kombinował całe życie, żyjąc beztrosko i bez większych wymagań wobec siebie. Boje się tej powszechnej obojętności, kurczowego trzymania się tego, co jest tu i teraz. Życia na fali i opróżniania swojego umysłu i serca- z myśli o nadchodzącej przyszłości. Przecież życie każdego chrześcijanina powinno być opowiadaniem o pięknie tamtego świata; tęsknocie za Bogiem jak wyrażają to słowa liturgicznej doksologii: „Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie”. To w Nim, jak powie św. Paweł „poruszamy się i jesteśmy”. Bliskość nadchodzącego Królestwa Bożego i możliwość wejścia do niego, w dużej mierze zależy od każdego człowieka. „Chrześcijaństwo ułatwione mdłe, letnie, ryzykuje tym, ze stanie się nieszkodliwe, nic nie znaczące. Nie ma nikomu nic do powiedzenia”. Taka religia nie będzie potrafiła przepowiadać chrześcijańskiej nadziei, ale będzie skupiona na tym jak bez większego zmęczenia, znaleźć drogę na skróty do nieba- to najbardziej zatrważająca sytuacja. Zbawienie jest wielkim darem Bożego Miłosierdzia, ale jednocześnie wymaga zaangażowania i odpowiedzi człowieka. Zapytano kiedyś świętego starca Paisjusza Hagiorytę: „Abba, skąd niektórzy święci, dawni i nowi, wiedzieli kiedy przyjdzie ich ostatnia godzina albo kiedy coś się wydarzy ? (Starzec odrzekł) Wyróżniali się oni gotowością ofiary, wielką prostotą, pokorą i wiarą. Nie mieszali do swojego życia logiki, która nadszarpuje wiarę. Wielka to sprawa- wiara !” Tylko wiara pozwala zobaczyć w całej pełni własne życie. Chrześcijanin dojrzały- potrafiący stawiać pytania, szukać, wadzić się ze sobą i czytać świat jako wielki komunikat Boga- będzie potrafił wydedukować, że istnieją tylko dwie możliwości: życie w Bogu lub poza Nim. Często ludzie na których z wyższością spoglądamy i wydajemy o nich krzywdzące sądy- są dziedzicami nieba, pierwszymi spośród ostatnich. Może się okazać, że percepcja Bożych tajemnic dokonuje się w sercu tych, którzy powszechnie uchodzą za grzesznych, zmarginalizowanych, skazanych na odtrącenie… Nie pytajmy Pana kto będzie zbawiony ? Pytajmy raczej siebie, czy potrafimy kochać tak mocno i wierzyć bez jakichkolwiek kalkulacji w przekonaniu, że „jedynie prawdziwą przyszłością jest życie wieczne”.  

sobota, 20 sierpnia 2016

Ez 43, 1-7a
Anioł poprowadził mnie ku bramie, która skierowana jest na wschód. I oto chwała Boga Izraela przyszła od wschodu, a głos Jego był jak szum wielu wód, a ziemia jaśniała od Jego chwały. Było to widzenie jak to, które miałem wtedy, gdy przyszedł, by zniszczyć miasto, widzenie jak tamto, które oglądałem nad rzeką Kebar. I upadłem na twarz. A chwała Pańska weszła do świątyni przez bramę, która wychodziła na wschód. Wtedy uniósł mnie duch i zaniósł mnie na wewnętrzny dziedziniec. – A oto świątynia pełna była chwały Pańskiej. I usłyszałem, jak ktoś mówił do mnie od strony świątyni, podczas gdy ów mąż stał jeszcze przy mnie. Rzekł do mnie: «Synu człowieczy, to jest miejsce tronu mojego, miejsce podstawy mych stóp, gdzie chcę na wieki mieszkać pośród Izraelitów».

Człowiek spragniony Boga szuka tam, gdzie sądzi że może Go znaleźć. Historia człowieka- a tym samym dzieje Zbawienia naznaczone są mozolnym wędrowaniem ku Tajemnicy- wychodzeniem ku zaspokojeniu największego pragnienia, jakim jest spotkanie z ukrytym Bogiem. Patriarchowie przemierzali pustynie, a prorocy- nomadzi Bożej mądrości kierowali swoje kroki ku Wschodowi, gdzie miało powstać  jaśniejące oszałamiającym blaskiem Słońce Dnia Nowego. Dopiero po wiekach chrześcijanie zrozumieją na czym polega uwschodnienie- czyli orientacja własnego życia ku Bogu, tęsknota za rajskim Edenem, wypatrywanie Ziemi Ocalenia i nasłuchiwanie kroków Tego, który ze Wschodu miał przyjść w pełnym splendorze i triumfie. To Chrystus jest Słońcem wychodzącym na horyzoncie Ziemi Obiecanej- Świątynią Chwały Bożej- jedyną Bramą, przez która trzeba przejść, aby odkryć przemieniony i przekraczający wyobraźnię świat Boga. Pierwsi chrześcijanie doskonale wiedzieli dlaczego Wschód jest tak niezwykle ważny. Na Wschodzie Bóg stał się człowiekiem (Wcielenie), tam dokonał dzieła Odkupienia (Męka i Zmartwychwstanie), użyźniający dar Pięćdziesiątnicy- Obietnica Ojca, zszedł na Wschodzie, gdzie z przerażonej wspólnoty apostołów zrodził się Kościół ewangelicznego posłania. W końcu ze Wschodu miał w Paruzji przyjść Chrystus- jako Miłosierny Sędzia. Architektura sakralna i modlitwa orientowała przez całe wieki kościoły wschodu i zachodu, podtrzymując napięcie eschatologiczne wyrażone w wołaniu: Marana Tha ! „Tak pojmowana orientacja to przede wszystkim wyraz spoglądania na Chrystusa jako na miejsce spotkanie między Bogiem a człowiekiem… Jednak to, że Chrystusa odnajdujemy w symbolu wschodzącego słońca, odsyła nas do chrystologii zdeterminowanej eschatologicznie. Słońce symbolizuje powracającego Pana, ostateczny wschód Słońca historii. Modlić się, będąc zwróconym na Wschód, oznacza wyjść naprzeciw nadchodzącego Chrystusa. Liturgia, która jest ukierunkowana na Wschód, urzeczywistnia poniekąd pochód historii kroczącej w kierunku swej przyszłości, nowego nieba i nowej ziemi, które w Chrystusie wychodzą nam naprzeciw…”, pisał J. Ratzinger. Chrześcijanin zatem stając w postawie modlitwy, wchodzi w perspektywę Orientu. Wyrażają to słowa Orygenesa, stanowiące komentarz do modlitwy: „Skoro są cztery strony świata: północ, południe, zachód i wschód, któż nie przyzna, że w czasie modlitwy winniśmy patrzeć ku wschodowi na znak, że dusza wygląda wzejścia „prawdziwej światłości” ? Jeśli zaś ktoś woli modlić się w stronę otwartych drzwi, gdziekolwiek skierowanych, i będzie twierdził, że widok nieba ma coś bardziej pociągającego niż widok ściany, powiem mu, że dom może być różnie zwrócony, w zależności od ludzkich zwyczajów, ale wschód ma z natury pierwszeństwo przed innymi stronami, i że to, co jest naturalne, postawić należy przed tym, co umowne”. Zatem wypatrujmy wschodu Słońca ! Pozostaje nam tęsknota i zdumienie obłaskawione ciepłymi promieniami. Dostojewski pisał: „Stań się słońcem, a wszyscy cię zobaczą”. Wyglądamy Orientu, aby stać się choćby drobinkami w cudownej teofanii Boga.
 

piątek, 19 sierpnia 2016


Mt 22, 34-40

Gdy faryzeusze posłyszeli, że zamknął usta saduceuszom, zebrali się razem, a jeden z nich, uczony w Prawie, wystawiając Go na próbę, zapytał: «Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?» On mu odpowiedział: «„Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem”. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”. Na tych dwóch przykazaniach zawisło całe Prawo i Prorocy».


Miłość do Boga i człowieka, nie można opisać tylko i wyłącznie słowami oscylującymi w kategorii uczuć, pragnień, tęsknot, szczęścia… Właściwie na gruncie teologii i praktycznego przekraczania jej- miłość- implikuje wszystko w człowieku, całe jestestwo zostaje zdeterminowane, aby być naprzeciw tego Drugiego. Ten stan odniesienia wypływa z przestrzeni serca i jest mniej dyskursywny, niż komuś się może wydawać. Miłość wymaga czytelnych i jednoznacznych aktów. Miłość wymaga przestrzegania przykazań- to fundament na którym powstaje gmach uczuć, emocji, gestów i pragnień skierowanych ku Bogu oraz drugiemu człowiekowi. „Kto kocha Boga, kocha też bez reszty swego bliźniego”- pisał św. Maksym. Taka miłość kosztuje; nie jest płytka, krótkowzroczna, opakowana kaprysami chwili czy zmieniających się nastrojów. Miłość prawdziwa jest stała, kreatywna, detonująca przytwierdzone do serca znamiona egoizmu i pychy. Miłość otwiera i udrażnia zatamowane arterie dobra. Miłość jest „lekarstwem na nasze grzechy”- rodzi współczucie, wrażliwość, współodczuwanie cierpienia z innymi, uśmierza ból egzystencjalnych porażek. Aby kochać prawdziwie, trzeba przejść przez doświadczenie cierpienia. „Boga trzeba kochać, by bolały mięśnie i kości”- mówił św. br. Albert. Z tego „bólu” rodzi się świat przepełniony ogniem miłości. „Kiedy Twoja miłość jest już przyjęta i otwierają się przed Tobą ramiona, wówczas proś Boga, niech zachowa tę miłość od zepsucia…”(A. Exupery). Jak sobie poradzić z tą koncepcją Chrystusowej miłości ? Możemy przytaknąć i przyznać rację jak faryzeusze; ale za chwilę wrócić do swojego schematu myślenia. A może spróbować żyć inaczej- nasycać życie Miłością.

 

czwartek, 18 sierpnia 2016

Ez 36, 23-28
Tak mówi Pan: «Chcę uświęcić wielkie imię moje, które zbezczeszczone jest pośród ludów, zbezczeszczone przez was pośród nich, i poznają ludy, że Ja jestem Pan, gdy okażę się Świętym względem was przed ich oczami… I dam wam serca nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, zabiorę wam serca kamienne, a dam wam serca z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według nich postępowali. Wtedy będziecie mieszkać w kraju, który dałem waszym przodkom, i będziecie moim ludem, a Ja będę waszym Bogiem».

Ezechiel jest prorokiem wygnania nawołuje do nawrócenia; gromi występki znajdującego się w niewoli i oddającego kult obcym bożkom ludu Izraela. Praktyki kananejskie dokonywane w diasporze, stanowią obok futurystycznych wizji, temat  spędzający sen z oczu proroka. Kiedy Bóg powiada, że „da nowe serce i nowego ducha tchnie do wnętrza”- można to zrozumieć jako pragnienie scalenia świętej społeczności, oraz zamiar urzeczywistnienia wolności- Juda i Izrael, wskrzeszone staną się znowu jednym krajem, i tym zjednoczonym królestwem ponownie będzie rządzić Dom Dawida. Nie chodzi tu tylko o odrodzenie monarchii i urzeczywistnienie bytu narodowego- suwerennego i wolnego religijnie, chodzi o coś o wiele większego uczynienie wspólnoty przenikniętej duchem Jahwe i skupionej wokół kultu sprawowanego w Świątyni (Jahwe- szamma – „Bóg jest tutaj). Prorok z wielką dokładnością i determinacją odsłania nieprzeliczone rygorystyczne przepisy dotyczące budowy nowej Świątyni oraz wykładnię teologiczną przedstawionych drobiazgowo przez niego obrzędów kultowych. Renowacja religijna od tej pory zmierza ku odnowie kultu i odnowieniu miłości względem Boga. Powie mądrość Talmudu: „Kto ogląda miejsca, w których wydarzyły się cuda dla Izraela, mówi: Błogosławiony Pan, który uczynił cuda dla naszych praojców w tym miejscu”. O czym Ezechiel pragnie powiedzieć chrześcijanom… Jakie pozostawia im przesłanie ? Nawrócenie i oczyszczenie myślenia, a najważniejsze to zburzenie zatwardziałych serc. Podobnie jak Żydzi, chrześcijanie myślą i kochają sercem. W sercu człowieka zawierają się władze duchowe i dokonują się najważniejsze decyzje. Rozeznanie duchowe i najważniejsze dalekosiężne decyzje rozgrywają się w głębi serca. Serce jest miejscem spotkania, nawiedzenia, poznania, uświęcenia. Dlatego Psalmista modli się: „Panie, daj jedność mojemu sercu” (Ps 86,11). A chrześcijanin przeżywający napięcie duszy, będzie wołał: „Panie, uczyń serce moje według Twego serca”. W jego głębi, można odkryć siebie: „wejdź w siebie, a znajdziesz tam Boga, aniołów i Królestwo niebieskie”- mówili Ojcowie Pustyni. Pewien indiański chłopiec zapytał kiedyś dziadka: Co sądzisz o sytuacji na świecie ? Dziadek odpowiedział: Czuję się tak, jakby w moim sercu toczyły walkę dwa wilki. Jeden jest pełen złości i nienawiści. Drugi przepełnia miłość, przebaczenie i pokój. Który zwycięży ? chciał wiedzieć chłopiec. Ten, którego karmię- odrzekł na to dziadek. Bóg pragnie powinno scalać nas wewnętrznie, nawoływać nasze serce, wypełniać je miłością. Można funkcjonować niczym chory przykuty do łóżka, którego serce jest podtrzymywane przez urządzenie, lub żyć pełnią życia pozwalając Bogu trzymać nasze życie w Jego dłoniach.
  

środa, 17 sierpnia 2016


Ps 23

Pan jest moim pasterzem,
niczego mi nie braknie,
pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć,
orzeźwia moją duszę.



Chrystus jest Pasterzem- przewodnikiem stada, które wpatrzone w jednym kierunku podąża ku świętości. Chrześcijanie to wspólnota- owczarnia zjednoczona we wzajemnej komunii miłości; nie jest wolna od ludzkich słabości, czy grzechów. „Wiemy, że gdy ktoś z nas upada- pisał Chomiakow- to upada sam. Ale nikt nie zbawia się sam. Zbawia się bowiem w Kościele, jako jego członek w jedności ze wszystkimi członkami”. Słowa te potwierdzają z całą stanowczością, że chrześcijaństwo ma wymiar wspólnotowy- rodziny, nie jest to kolektyw- ale społeczność wybranych i odkupionych krwią Chrystusa świadków wiary. „Kościół jest obcowaniem świętych, uświęcającą wspólnotą. Nie można mówić o Jezusie Chrystusie, nie mówiąc o świętości, której od jest źródłem i o świętych, którzy tworzą Jego Ciało. Jestem w Kościele, ażby żyć wraz z nimi, karmiąc się u tych samych źródeł…” (I. Congar). Pomimo wielu ludzkich defektów, nadużyć, ograniczeń, napuszonych postaw i niemoralnych odchyleń- kocham Kościół w pięknie Jego Świętych. Na twarzach świętych wypisuje się najpiękniejsze oblicze świętości, łaski, dobra, miłosierdzia i człowieczeństwa, które przekracza moralność i wzbija się ku ekscytującej pełni zjednoczenia z Bogiem. „Obcy jest przyjacielem, którego jeszcze nie znamy”- głosi mądre przysłowie tybetańskie. Święci są naszymi cichymi przyjaciółmi, przewodnikami, towarzyszami wychylającymi się z historii  przekraczając czas i miejsce. Kiedy wydają nam się odlegli, to tak naprawdę są najbliżej nas; słyszymy ich podszepty, dobre rady, przynaglenia do życia bardziej dobrego i pięknego. Ciągle słyszymy ich głos i zachętę do naśladowania Chrystusa. „Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5,15). Cóż może być piękniejszego niż spojrzenie opromienione świętością. „Swoją obecnością święci świadczą o Zmartwychwstaniu i o mocy przemieniającej świat. Odrzucenie wątpliwości i chwały świata, podtrzymywanie w milczeniu, sprawia, że ich życie staje się słowem, które nas poucza”. Dlaczego współczesny człowiek jest smutny, przygnębiony, zachwiany psychicznie ? Zatracił zmysł duchowego wzrostu, pragnienia doskonałości- optyki życia godnego obywatela Nieba. „Połączeni z tymi, którzy odeszli wcześniej i podobnie jak oni napełnieni światłem, święci każdego pokolenia stają się częścią złotego łańcucha, w którym każdy święty jest oddzielnym ogniwem, zjednoczonym z innymi wiarą, uczynkami i miłością. Tak oto w Jednym Bogu tworzą oni jeden łańcuch, którego nie da się tak łatwo rozerwać” (św. Symeon Teolog). Ta jedność ze świętymi kieruje nasze kroki na drogę odszukania samych siebie w Bogu. Dzisiaj wspominamy św. Jacka Odrowąża, pierwszego dominikańskiego świętego na ziemiach polskich; uczeń św. Dominika Guzmana- kontemplatyk i wybitny apostoł Ewangelii. Jego życie było wędrowaniem i głoszeniem Chrystusa. Można bez wahania odnieść do niego słowa św. Tomasza z Akwinu: „W życiu duchowym ten więc jest doskonałym, kto jest doskonałym w miłości”. Ikonografia najczęściej przedstawia go, w mniszym habicie trzymającego dwie najważniejsze świętości Jego życia: Monstrancję z Chrystusem Eucharystycznym i figurę Matki Najświętszej. Święty czerpiący siły z Pokarmu Nieśmiertelności oraz wstawiennictwa i czułej opieki Matki. Każdy z nas jest powołany, aby wejść na drogę świętości... Świętość to nieustanne przekraczanie codzienności, wzlatywanie ponad przeciętność i własne niedyspozycje; to zatrzymanie wzroku na Bogu, który kiedy zabraknie sił niesie każdego na swoich ramionach.

wtorek, 16 sierpnia 2016

Mt 19, 23-30
Wtedy Piotr rzekł do Niego: «Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?» Jezus zaś rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały, wy, którzy poszliście za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach, aby sądzić dwanaście szczepów Izraela. I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci, siostry, ojca, matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne posiądzie na własność. Wielu zaś pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi».

Piotr prosty rybak z Galilei, nie waha się Jezusa zapytać o ewentualne korzyści, profity, przywileje… Cóż otrzymamy ? Wydaje się, że wszyscy ci apostołowie należą do tej samej grupy społecznej: nie są prawdziwie biedni, ale także nie są i bogaci. Ludzie nieuczeni i prości- jak powiedzą o nich Dzieje Apostolskie. Sześciu pierwszych byli to chłopi-rybacy z Galilei; ich majątkiem były sieci i łodzie (jak również szczęście, że przy kolejnym połowie sieci napełnią się rybami). Szacunek i miejsce w lokalnej społeczności musieli sobie zapewnić uczciwą i ciężką pracą. Siódmy uczeń, to Mateusz- Lewi, celnik, trochę bardzie rozgarnięty i obyty w świecie; pewnie też posiadał więcej pieniędzy i zdaje się umiejętności ekonomiczno- handlowych. Nie wspominam o Judaszu- człowieku od przenikliwym spojrzeniu i nieprzeciętnych zdolnościach do kamuflażu i kalkulacji ekonomicznych. Ambicje i pragnienie trzosa zgubiły jego duszę (jest postacią tragiczną). Zatem widzimy, że Jezus zgromadził wokół siebie takich ludzi. Oni nie mieli wielkich ambicji, ale zapewne mieli zapał i wielkie serca- tylko tacy uczniowie będą bezgranicznie posłuszni i oddani sprawie do końca. Jezus nie żąda od swoich współpracowników ani wielkich zalet umysłu, czy teologicznej przenikliwości… Oczekuje przemiany życia, wejścia w przygodę bez niepotrzebnych pytań i roztargnień- stanowczości i siły charakteru. Ale ci sami ludzie zapatrzeni w Chrystusa, nie są wolni od interesownego pytania. Poszliśmy na całość w takim razie co w zamian ? Mistrz nie oburza się na ich schowane w sercach, a odważnie wypowiedziane przez Piotra pragnienia. Doskonale rozumie, że robotnik jest godzien właściwej zapłaty. Tyle, że tym uposażeniem nie są pieniądze, czy wizja dostatniego życia; zapłatą jest uprzywilejowane miejsce w Królestwie Niebieskim. Oni nie są karmieni utopią, ale doskonałą i przekraczającą ich wyobrażenia wizją miejsca doskonałego- gdzie po trudach ewangelizacji i męczeństwa będą uczestniczyć przebóstwionej rzeczywistości Boga. Tron Boga jest symbolem Paruzji. Czeka on w pełni przygotowany na mającego przyjść Króla. Zasiadanie przy Władcy staje się największym przywilejem i nad wyraz szczodrą nagrodą.

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

„Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona” (Łk 1,39- 56) - tymi natchnionymi i pełnymi uwielbienia słowami zostaje pozdrowiona Maryja przez swoją krewną Elżbietę. Nie jest to zbieg okoliczności, czy pięknie złożone ze słów westchnienie napisane przez ewangelistę. Mamy do czynienia ze świadectwem niezwykle wymownym i realistycznym. W Maryi przynoszącej Życie w swoim łonie, dokonuje się zwiastowanie świata przemienionego. Niewiasta nadziei w sposób cudowny i najpełniejszy, odbija niepojęte piękno oraz mądrość kochającego Boga. Niewiasta Piękna- najdojrzalszy owoc Odkupienia- przynosząca Życia i pierwsza z rodzaju ludzkiego powołana do wejścia w Życie. Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny jest Świętem Życia, kontemplacją Nieba. Całe stworzenie kontempluje w błogosławionej Dziewicy radość „nowego nieba i nowej ziemi”. Niewiasta w swym dziewiczym macierzyństwie w której ogniskują się plany i zamysły Boga. „Nowa Ewa”, „Ogród nieśmiertelności”, „Krzak niezniszczalny”- prowadząca w radosnym korowodzie synów i córki Adama. Tylko piękno ukwieconych pól: kwiatów, łanów zboża, rozkwitających winnic i symfonia muzyczna rozmaitych gatunków ptaków jest wstanie oddać coś z przejmującego piękna Niewiasty obleczonej w słońce. Dar ludzkości dla Boga i dar Boga dla ludzkości- wzajemne obdarowanie, charyzmatyczna pełnia, wesele radości. Podczas święta odrodzenia jest Ona największym darem, jaki człowiek byłby kiedykolwiek zdolny ofiarować Bogu. „Cóż ofiarujemy Tobie, o Chryste ? – wyśpiewuje podniośle Kościół Wschodni w Wigilię Bożego Narodzenia- niebo ofiaruje Tobie aniołów, ziemia przynosi dary, a my ludzie, ofiarujemy Tobie Matkę Dziewicę”. Dlatego Chrystus, nie pozostawia jej na ziemi- przychodzi, aby podnieść z ziemi Kwiat stworzenia, aby zasadzić go w malowniczym Królestwie swojego Ojca. Ciało Maryi nosiło w sobie Boga jest więc ciałem teoforycznym. Stąd też uwielbienie Maryi dokonało się na podobieństwo uwielbienia Chrystusa. Sugeruje to analogię między zmartwychwstaniem i wniebowstąpieniem Chrystusa, a wniebowzięciem Maryi. Święty German wyznaje, iż nie mogło dojść do rozpadu ciała Maryi, było ono bowiem „obejmującym Boga naczyniem”. Jej wywyższenie mam głęboką relację wobec nas wszystkich, ponieważ nie dokonało się w izolacji. Maryja uczestniczy w jedności z Bogiem Trójosobowym a przede wszystkim uczestniczy w jedności z Kościołem pielgrzymującym ku Ojczyźnie Niebieskiej. Wraz z Nią- wywyższoną ponad ziemski padół, każde ze stworzeń w uniesieniu wypowiada: „Raduj się, przez którą całe stworzenie jest odnowione” (Akatyst). Ikona Jej zaśnięcia ukazuje, jak Matka Życia przeszła do Życia. Ona prefiguruje wydarzenie, gdy całe stworzenie w zachwycie w Niej się raduje. Libert w Litanii do Marii Panny w poetyckim uniesieniu będzie błagał: „Łask Błyskawico, rozwiąż mi oczy. Bym w nich obudził: Matkę i ojca, Siostry i braci, i wszystkich ludzi…. Jak krzak skalały, Jałowiec ciemny jest moja wiara. Pozwól mi rosnąć, Panno wysoka, ku niebu dalej !” Wraz z wejściem Maryi do Przybytków Pańskich w każdym człowieku rodzi się tęsknota za innym światem. Prośba dziecka, aby Matka pochwyciła za dłoń i przeprowadziła ku Życiu. „A gdy będziemy schodzić z tego świata, niech nas, niosących pełne naręcza dobrych uczynków, przedstawi Tobie Najświętsza Dziewica Wniebowzięta, najdoskonalszy owoc tej ziemi, abyśmy zasłużyli na przyjęcie do Twojego domu”- modli się Kościół słowami kapłana w obrzędzie błogosławieństwa kwiatów i ziół. Maryja, uczy człowieka jak wejść w śmierć. Zaśnięcie i przebudzenie, jest niczym innym jak uczestnictwem w Chrystusowym zwycięstwie nad śmiercią i w triumfie Paschy Jej Syna. Jest jeszcze jedno przesłanie dzisiejszej uroczystości. Maryja uczy szacunku do stworzenia- do życia, które nas zewsząd otacza. Mamy tutaj pewien imperatyw ekologiczny, tak bardzo dzisiaj potrzebny i wymagający namysłu. „Gdy Bóg nie działa w nas- pisał św. Grzegorz Palamas- wszystko, co czynimy, jest grzechem”. Te słowa świetnie oddają destrukcyjne działanie człowieka i towarzyszący temu stale pogłębiający się kryzys ekologiczny. „Dopóki człowiek nie obejmuje współczuciem wszystkich żywych stworzeń, dopóty on sam nie będzie nie będzie mógł żyć w pokoju” (A. Schweitzer). Wydaje się, że w zglobalizowanym świecie każdy nieprzemyślany i eksploatującym bezmyślnie przyrodę akt człowieka, staje się gwałtem przynoszącym nieodwracalne skutki. „Rozwój technologii kieruje wszystko ku ciemności i ku światłości. Jednak wszelka agresja, skierowana przeciwko Ziemi, zwraca się przeciwko człowiekowi, którego zdrowie psychiczne i fizyczne zależy od równowagi ekologicznej”(M. Quenot). Często zapominamy jako ludzie wierzący, że wraz ze zmartwychwstaniem człowieka, dokona się również przemienienie całego świata: „Całe bowiem stworzenie z wielką tęsknotą oczekuje objawienia się synów Bożych” (Rz 8, 19). Mamy więc do czynienia z odkupieniem człowieka i kosmosu. Wobec tego faktu, nie można przejść obojętnie, czy pozbyć się elementarnej wrażliwości. „Serce, które nauczyło się kochać, współczuje całemu stworzeniu”- nie zapomnijmy o tym, oczekując przyszłego Życia.

niedziela, 14 sierpnia 2016



Hbr 12, 1-4
Bracia: Mając dokoła siebie takie mnóstwo świadków, zrzuciwszy wszelki ciężar, a przede wszystkim grzech, który nas łatwo zwodzi, biegnijmy wytrwale w wyznaczonych nam zawodach. Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, i zasiadł po prawicy na tronie Boga. Zważcie więc na Tego, który ze strony grzeszników tak wielką wycierpiał wrogość wobec siebie, abyście nie ustawali, załamani na duchu. Jeszcze nie opieraliście się aż do krwi, walcząc przeciw grzechowi.

List św. Pawła adresowany do Hebrajczyków, stanowi kwintesencję tego kim jest chrześcijanin i jak powinien postrzegać swoją osobistą drogę duchowego wzrostu. Człowiek wierzący jest porównany do atlety biegnącego po laur zwycięstwa. Śledzimy na bieżąco w mediach wydarzenia olimpijskie; trudną i wymagającą poświęcenia rywalizację sportowców. Duchowa droga chrześcijanina jest również naznaczona potem i cierpieniem, wysiłkiem w walce z przeciwnościami losu i zakusami największego przeciwnika jakim jest demon. „Tak i ci, mówi Pan, którzy chcą mnie widzieć i osiągnąć Królestwo, muszą zdobywać mnie w bólu i cierpieniu”- pisał w swoim liście Barnaba. Świat w którym żyją ludzie wierzący jest pełen niepokoju, pozbawiony stabilnych podstaw… Jedynym pewnikiem jest zaufanie Chrystusowi- „Patrzymy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ja wydoskonala”. Chrystus przyjął krzyż z miłości do każdego z nas, tym samym wskazując nam przez jakie doświadczenia musi przejść Jego uczeń. Krzyż jest chropowaty i niewygodny, ale przyjęty w wolności i zaufaniu staje się źródłem duchowej siły i dynamizmu wiary. „W swej bezgranicznej miłości, Bóg stał się tym, czym my, po to by móc uczynić nas tym, czym On jest” (św. Ireneusz z Lyonu). Trzy dni temu byłem z pielgrzymką na Świętej Górze Grabarce- w sercu polskiego prawosławia. Największe wrażenie zrobił na mnie las przyniesionych krzyży. Tysiące drewnianych krzyży przyniesionych przez pątników; pozostawionych w tym miejscu, jakby stanowiących symboliczny obraz porzucenia czegoś, co może zniewalało lub przesłaniało oblicze Chrystusa. Góra Przemienienia- miejsce spowitych blaskiem ludzkich krzyży, nawróconych serc, przywróconych nadziei, wzmocnionej na nowo wiary. Jeżeli ktoś myśli, że można być chrześcijaninem bez własnego krzyża, to jest w błędzie. Krzyż jest „przepustką” na drugą stronę, potwierdzeniem miłości i największym sprawdzianem wierności. Krzyż to orientacja własnego życia ku Chrystusowi i drugiemu człowiekowi. Ofiara z siebie, aby mogła uobecnić się w świecie bezgraniczna miłość Boga- Przyjaciela ludzi. „Gdybym mógł spotkać trędowatego- mówił pewien Ojciec Pustyni- i wziąć jego ciało, a dać mu w zamian własne, byłbym szczęśliwy: bo to by była miłość doskonała”. Walka przeciwko złu, grzechowi i rozpaczy, którą zły duch sączy do ludzkich serc, dokonuje się dzięki triumfalnej mocy Krzyża. Na ikonie Zstąpienia Chrystusa do Otchłani- Zwycięski Pan, przedstawiony jest z krzyżem, który przestał już być haniebnym znakiem kary, a stał się symbolem zwycięstwa nad śmiercią. „Rozerwawszy Swą wszechmocą okowy Otchłani, prawą dłonią Chrystus wyprowadza z grobu Adama, a ślad za nim, z dłońmi złożonymi w modlitewnym geście, powstaje Ewa; uwalnia duszę Adama i wraz z nią duszę wszystkich oczekujących z wiarą na Jego przyjście…” (L. Uspienski). To nic innego jak ikonograficzny komunikat o największym zwycięstwie, Boski Atleta przetarł pierwszy najtrudniejszy szlak, a za nim my biegniemy. „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia, a nie tylko mnie, ale i wszystkim, którzy umiłowali pojawienie się Jego” (2Tm 4, 7-8).

piątek, 12 sierpnia 2016

Mt 19, 3-12
Faryzeusze przystąpili do Jezusa, chcąc Go wystawić na próbę, i zadali Mu pytanie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On odpowiedział: «Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? I rzekł: „Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem”. A tak już nie są dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela...

Nie omijają Chrystusa tematy moralne, również takie, które dotykają natury ludzkich relacji- szczególnie tych najbardziej zażyłych, delikatnych, uobecnionych w małżeństwie. Miłość, wierność, zdrada, porzucenie, zranienie, oddalenie- słowa klucze, za pomocą których można dostrzegać oblicza kochających się ludzi, lub trzaskających za sobą drzwi oszukanych w miłości nieszczęśników. Małżeństwo jest świętą relacją, wzajemnie się obdarowujących osób. Warunkiem takiego stanu rzeczy jest miłość. Jakiś anonimowy obserwator życia napisał: „Ceremonia zaślubin jest wydarzeniem, małżeństwo zdobywaniem”. Słowo „zdobywać” można rozumieć pozytywnie lub negatywnie. Zdobywać- tzn. zabiegać o jak najdoskonalszy profil życia małżeńskiego; dojrzałość wyrażona w wierności, czułości, wsłuchiwaniu się w siebie wzajemnie. Zdobywać- może również oznaczać wewnętrzną wojnę, wieczną szamotaninę, forsowanie własnego zdania, przeciągania wszystkiego w swoją stronę. Istnieją małżeństwa szczęśliwe- kochające- najpierwszy rzut oka piękne. Są również związki cierpiętnicze, wegetujące z dnia na dzień, przyzwyczajone i zdolne do bycia razem; zbudowane na przedawnionej pomyłce wyboru. Jest jeszcze trzecia grupa par nieszczęśliwych, poranionych, wzajemnie się oskarżających- przepełnionych nienawiścią oraz przemocą psychiczną lub fizyczną. Małżeństwa umierające, krwawiące, podtrzymywane słowami przemądrzałych księży, utrwalających przekonanie: „w prawdzie mąż to drań, bije, pije- ale w końcu mąż !”. „Każdy, kto rozwodzi się z żoną z wyjątkiem przypadku rozpusty, a żeni się z inną, cudzołoży”- mówi jasno Chrystus. Czy ktoś potrafił się zastanowić nad tym, co z tymi ludźmi których miłość już dawno wygasła ? Kościół przepowiada dumnie: Małżeństwo, to sakrament miłości ! A jeśli już dawno tej miłości nie ma, co więcej pozostaje,  dramat cierpienia ? Chyba bardziej przemawia do mnie prawosławna koncepcja małżeństwa i ewentualna możliwość ponownego zawarcia sakramentu.Wyjście naprzeciw tym, którzy pragną pomimo trudnych decyzji trwać w komunii z Panem. „Skoro Chrystus, zgodnie z relacją Mateusza, dopuścił wyjątek od Swego ogólnego orzeczenia o nierozerwalności małżeństwa- pisał bp. Kallistos Ware, Kościół prawosławny również gotów jest dopuszczać odstępstwa od tej zasady. Związek małżeński prawosławie uważa, oczywiście za dozgonny i nierozerwalny. Jego zerwanie postrzega jako tragedię spowodowaną przez ludzką słabość i grzech. Potępiając ten grzech, Kościół ciągle jednak pragnie okazać pomoc cierpiącym z jego powodu ludziom i umożliwić im powtórną szansę.” Jakże jest to diametralnie różna postawa od rzymskokatolickiego postrzegania nierozerwalności- bardzo często nacechowanej wymiarem jurydycznym i pozbawionym wymiaru miłosierdzia. Czasami pierwsze małżeństwa zawierane są w emocjach, pod wpływem impulsu chwili: niedojrzale, bez konkretnej wiedzy o sobie i tej drugiej osobie. W całym kontekście „dobrowolnych” decyzji stoją często bliscy, którzy nie pozostają bez wpływu na przebieg tych wydarzeń. Mija kilka lat i mit szczęścia pęka jak bańka mydlana. Pozostają łzy, gorzkie wspomnienia i pretensje. Myślę, że nie powinniśmy być egzekutorami tych dylematów i małżeńskich dramatów. Chrystus, nigdy nie pozostawia człowieka w stanie cierpienia, bólu i samotności. Myślę, że wbrew purystom prawa, daje jeszcze jedną szansę na zaistnienie kolejnego „Ciała Miłości”.
 
 
 

czwartek, 11 sierpnia 2016

Mt 18, 21
Piotr podszedł do Jezusa i zapytał: «Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat zawini względem mnie? Czy aż siedem razy?» Jezus mu odrzekł: «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy.

Przykazanie kochania swoich bliźnich (ludzi: złorzeczących, nieprzyjaźnie nastawionych, nieprzychylnych, natrętnych, irytujących…) bez wyjątku, wskazuje na uniwersalny charakter miłości. Przebaczenie, nie jest jednorazowym aktem- uwalniającym od słów, spojrzenia, czy myśli, tych ludzi którzy mają zamiar wyrządzić innym krzywdę lub ją wyrządzili. To wielokrotny, a może nawet w nieskończoność powtarzany gest odszukania w tym drugim- człowieka jako mojego brata. Jak pisał św. Paweł: „Miłość jest cierpliwa…” Jej przejawy można streścić w dwóch przykazaniach: nie czynić bliźniemu tego, czego się nie chce, by nam robiono; robić dla niego to, co chcielibyśmy, aby zrobiono dla nas. W starożytnych Centuriach o miłości napisano: „Błogosławiony człowiek zdolny w równej mierze kochać wszystkich ludzi”. Z miłości której źródłem jest Bóg, rodzi się pragnienie przebaczenia, zapomnienia zła, zasklepienia ran. „Bo gdzie dosięga miłość- pisał M. Quoist- tam nie ma miejsca na nienawiść. Gdzie zwycięża miłość, tam pokonana jest chciwość. Gdzie włada miłość, tam opanowany jest egoizm. Gdzie śpiewa miłość, tam milczy egoizm. Miłość zapala wiarę, oświeca nadzieję. Miłość jest nowym narodzeniem serca. (jak przebaczasz) Już nie masz serca takiego jak przedtem, lecz masz nowe serce i ono w tobie żyje. Jesteś nowym stworzeniem. Ponieważ stajesz się tym, co kochasz”. Czasami w naszym życiu bywają chwile napięć, niepotrzebnie wypowiedzianych w gniewie słów; gwałtownych rozstań ubranych w emocjonalne pretensje lub oskarżenia, za którymi powstają wysokie niczym wieżowce mury. Byle błahostki potrafią rozwalić ludzkie relacje na długi czas, a co najgorsze każdy z tych bolesnych sytuacji, odchodzi poraniony i wewnętrznie stłuczony niczym szklana szyba. Kilka niczym nieskrępowanych słów przynosi wolność i pozwala na nowo rozkwitnąć miłości.  Przepraszam…, Przebaczam…, Kocham !

środa, 10 sierpnia 2016

J 12,24-26
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli kto Mi służy, uczci go mój Ojciec”.

Dwa dni temu przyjechaliśmy na Podlasie. Przemierzyliśmy drogę kilkuset  kilometrów, aby zobaczyć, zatrzymać w pamięci i zbudować mądrą syntezę Zachodu ze Wschodem. Są takie krajobrazy Polski jeszcze nieodkrytej, ciekawej, urokliwej pięknem ludzi, przyrody i sztuki. Celem mojej wyprawy był długo planowany szlak rozsianych cerkwi prawosławnych oraz katolickich sanktuariów. Wszystko było podporządkowane dwóm celom: odpoczynkowi i regeneracji sił\, oraz architekturze i ikonografii cerkiewnej; oczywiście to całe przedsięwzięcie spina pragnienie nieustannego poszukiwania śladów Boga (wielu pytań o wiarę, które dojrzewają do odnalezienia na nie odpowiedzi). Po drodze czytałem odkrywczą w nowe treści książkę greckiego biskupa Nikolasa Chatzinikolau pt. „Tam, gdzie nie widać Boga”. Sam tytuł tej książki jest niesamowity, nowatorski i zachęcający do zatrzymania się nad jej lekturą. Bóg, którego szukamy na siłę, niecierpliwie…, czasami gwałtownie i po omacku, przekracza nasze wyobrażenia, projekcje, modele. Jest Bogiem subtelnie obecnym w każdym człowieku, a szczególnie tak mocno tam, gdzie ludzie mają pokusę zanegować Jego obecność i miłość (choroba, tragiczne sytuacje, niepowodzenia, obumarcie miłości, pokusa ucieczki). Wracając do mojej wyprawy. Wczoraj byłem w Muzeum Supraskim na wystawie ikon. Wyszedłem rozczarowany z tej pseudosakralnej przestrzeni wystawienniczej. Przemierzając poszczególne sale, gdzie były wystawione ikony-eksponaty, dotarły do mnie słowa, które kiedyś wypowiedział o. Paweł Floreński, że ikona nie powinna być wystawiana w muzeum, bowiem tam umiera. Jedyną przestrzenią dla ikony jest wnętrze świątyni, a nie sztucznie zaaranżowane pomieszczenia w których próbuje się imitować coś z przestrzeni sacrum. W Późnych godzinach wieczornych wybrałem się na uroczystości patronalne monasteru, a dokładnie Święto Supraskiej Ikony Matki Bożej obchodzone dziesiątego sierpnia, które przeddzień zgromadziło setki pielgrzymów. Wielogodzinne nabożeństwa i celebracja Liturgii były niesamowitym przeżyciem duchowym. Próbowałem to zatrzymać dla siebie, uruchamiając dyskretnie migawkę aparatu fotograficznego. Mistyka obrzędowości prawosławnej może przypadkowego obserwatora przenieść w inny wymiar bytowania, uruchomić duchowe przestrzenie wiary. Liturgia staje się świętem Piękna: ikony, śpiew, dramaturgia liturgiczna- wszystko to niczym ewangeliczne ziarno może zakiełkować nową energią duchową. To potwierdza moje przemyślenia o roli świątyni. Pisał o tym Symeon z Tessaloniki: „Cała świątynia wyobraża ten świat ziemski albo też widzialne niebo. Gdy bowiem odprawiamy modły przed świątynią, mówimy, że świątynia boża ma układ nieba i rajskiego Edenu”.

wtorek, 9 sierpnia 2016

Mt 25, 1-13
Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść: "Podobne jest królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie oblubieńca. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły ze sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach. Gdy się oblubieniec opóźniał, zmorzone snem wszystkie zasnęły. Lecz o północy rozległo się wołanie: «Oblubieniec idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!» Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: «Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną». Odpowiedziały roztropne: «Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie». Gdy one szły kupić, nadszedł oblubieniec: te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną i drzwi zamknięto. W końcu nadchodzą i pozostałe panny, prosząc: «Panie, panie, otwórz nam». Lecz on odpowiedział: «Zaprawdę powiadam wam, nie znam was». Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny".

„Zbudź się o śpiący a zajaśnieje ci, Chrystus". Postawa oczekiwania w chrześcijaństwie, to gotowość na przyjście Oblubieńca. Dziewczęta z przypowieści, wystrojone i przyozdobione na spotkanie miłości; to przeniesienie z dworskiego ceremoniału obrazu korowodu weselnego. Dostrzegamy również podział w gronie kobiet; jedna grupa przygotowana i pełna czujności, a druga zbagatelizowała noc nadejścia Ukochanego.  Przypowieść wyraża napięcie na przyjście Pana "już i jeszcze nie"- owo natężenie chwili, której kulminacyjnym wydarzeniem jest przybycie Oblubieńca w blasku chwały. Chrystus to Umiłowany, przybywający do swojej Oblubienicy Kościoła.  Interpretator historii; w środku Jego domu są już ci, którzy trzymają lampy zapalone...oni się dobrze mają, okazali się zdolni do czujności serca,, zachowali wiarę, wytrwali w czujności, zbudzili jutrzenkę. Przed bramą stoją śpiochy, którzy mówili: mam jeszcze czas, aby się przygotować, odkładając wszystko na ostatnią chwilę. Opieszałość, obojętność i brak wiary okazał się brzemienny w bezradność i odrzucenie. Tragedia bycia pozostawionym przed bramą Chrystusowego Królestwa jest wyborem każdego człowieka. To mądra katecheza dla każdego z nas. Dlatego należy zachować pogodną czujność serca- zawierzając się każdego dnia Miłosiernemu Panu. Trzeba wpatrywać się w Świętych Kościoła, których życie było przepełnione po brzegi Bogiem. Pomimo swych ludzkich wad, słabości, często ograniczeń- potrafili być wiernymi do końca. Oblubienicą, która potrafiła wyglądać przyjścia Pana była św. Benedykta od Krzyża (Edyta Stein). Doświadczyła światła w ciemności… Jej odwaga i pełnia miłości została w potwierdzona w sposób najbardziej radykalny, przez męczeńską śmierć w obozie koncentracyjnym. „Kto należy do Chrystusa, musi przeżyć całe Jego życie”- mówiła pokorna mniszka. W ciele drobnej kobiety- filozofa i mistyczki, najpełniej objawił się pocałunek Boga. Odnalazła kochającego Boga w brudzie i beznadziei obozowego losu; spotkała Chrystusa Oblubieńca, który przeprowadził Ją przez gehennę śmierci (Shoah), wprowadzając w wieczne szczęście.
 

niedziela, 7 sierpnia 2016

Łk 12, 35-40
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy bądźcie podobni do ludzi oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc, będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie. A to rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie przyjść ma złodziej, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie».

Chrześcijaństwo zostaje zaproszone do postawy czujności i gotowości na przyjście Pana. Tylko nieustanna świadomość adwentu, stawia ludzi wierzących w perspektywie przyszłości, której centralnym momentem będzie Parousia- triumfująca obecność, przybycie i objawienie się Chrystusa- połączone z odnowieniem człowieka i świata (wyobrażam sobie to wydarzenie jako wielką iluminację oślepiającego światła). W jednym ze swoich listów św. Paweł napisał, że powinniśmy spieszyć się w życiu, albowiem czas jest zwodniczy (1Kor 7,29). „Wszystkie dni naszego życia przeżywamy tak, jak gdybyśmy w pośpiechu i niedbale przepisywali „na brudno” nasze dzieje, planując że, pewnego dnia przepiszemy ten „brudnopis” na czysto. Żyjemy tak z roku na rok, nie dokonując dokładnie i w pełni tego, czego możemy dokonać. Usprawiedliwiamy się, przy tym, że przyjdzie na to czas. Wmawiamy sobie: później coś jeszcze w tym życiu osiągnę; można będzie zrobić to później; któregoś dnia przepiszę to na czysto…” (A. Bloom). Widać w tych słowach potrzebę przeżywania swojego życia w perspektywie nadejścia Pana. Tak porządkować swoje życie, aby się później nie zdziwić i  nie zawstydzić; wiele chciałem uczynić- a wszystko to, okazało się słomianym zapałem. Obraz chrześcijanina z zapaloną lampą w dłoni i przepasanymi biodrami, wyraża błogosławione napięcie- wypełnione miłością Oblubienicy Kościoła do swojego Umiłowanego. Powinniśmy sobie nieustannie uświadamiać prawdę, iż żyjemy w eonie eschatologicznym, który odmierzany za pomocą naszych ziemskich zegarów przybliża nas ku aktualizacji Dnia Pańskiego, który dokonuje się „teraz”- przekraczając ową błogosławioną chwilę, poczuciem „opóźniania się”. Bóg przekracza nasz czas, dowodząc, że chwila Jego nadejścia, nie jest możliwa do uchwycenia i zaprognozowania. Czasami Bóg się spóźnia, aby sprawdzić czy potrafimy na Niego, cierpliwie czekać. Mamy czuwać i przeżywać życie w wierności Panu i pokornemu poddaniu się mądrości Ewangelii- która usuwa z serc poczucie lęku i objawia nadzieję zmartwychwstania i rozpościera wizję nowego świata. Tak rozumiana orientacja całego człowieka ku Chrystusowi, stanowi wyraz tęsknoty za światłością, której nie zasłoni żaden zachód (czyli działanie złych mocy). Chrystus zatem jawi się jako wiecznie wschodzące słońce drugiego stworzenia. Objaśniają to symboliczne przyodzianie w światłość, katechezy Ojców Kościoła. „Od kiedy wyszedłeś ze chrztu, przyoblekasz się w olśniewającą szatę. Jest ona znakiem tego świetlistego świata, rodzaju życia, w którym uczestniczysz dzięki symbolom. Kiedy rzeczywiście otrzymasz zmartwychwstanie i przyodziejesz się w nieśmiertelność i niezniszczalność, nie będziesz już potrzebował takich szat”. Święty Grzegorz z Nyssy, pisze o przyobleczeniu w Chrystusa, porzuceniu grzesznego człowieka, oraz duchowym przemienieniu- zajaśnieniu światłem: „Kto, widząc na nim szatę Pana błyszczącą jak słońce, tę, która Go okrywała czystością i nieskazitelnością wówczas, gdy wyszedł na górę Przemienienia, chciałby znów sięgać po łachmany pijaka i bezwstydnika ?” Chrześcijanin człowiek wiary, który pomimo zmieniających się struktur świata, nie przestaje  wołać: Marana Tha !

sobota, 6 sierpnia 2016


Łk 9,28b-36

Jezus wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić. Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe. A oto dwóch mężów rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. Ukazali się oni w chwale i mówili o Jego odejściu, którego miał dokonać w Jerozolimie. Tymczasem Piotr i towarzysze snem byli zmorzeni. Gdy się ocknęli, ujrzeli Jego chwałę i obydwóch mężów, stojących przy Nim. Gdy oni odchodzili od Niego, Piotr rzekł do Jezusa: „Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Nie wiedział bowiem, co mówi. Gdy jeszcze to mówił, zjawił się obłok i osłonił ich; zlękli się, gdy tamci weszli w obłok. A z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn wybrany, Jego słuchajcie”. W chwili gdy odezwał się ten głos, Jezus znalazł się sam. A oni zachowali milczenie i w owym czasie nikomu nic nie oznajmili o tym, co widzieli.


Zawsze przeddzień Święta Przemienienia wystawiam przed ołtarzem w kaplicy ikonę ilustrującą to zdumiewające wydarzenie. Przemierzam wzrokiem każdy fragment tej ikonograficznej wizji, kontemplując kawałek po kawałku cud ukazania się Boga. Zakomponowanie postaci, ich hieratyczne rozmieszczenie, barwna kolorystyka z dominantą złota- symbolu transcendencji i boskiego splendoru. Wszystko zdaje się wirować, a spojrzenia zaskoczonych uczniów utkwione w Chrystusie, odzwierciedlają udział w najwspanialszym prezencie jaki kiedykolwiek otrzymali. To Święto Piękna, gdzie ogniskuje się najbardziej zaskakująca i przekraczająca ludzką wyobraźnie wizja świata. W tradycji arabskiej istnieje na opisanie tego święta, rymowane powiedzenie: „Święto Przemienienia zwie się koroną lata, a winogrona ozdobą”- jednym słowem celebracja życia i światłości; dzień kiedy chrześcijanie życzą sobie pomyślności i szczęścia. Przesłanie jest wyraźne: człowiek zostaje zaproszony do percypowania w Bożym pięknie. Mamy tu „kalkę” starotestamentalnych proroctw, zapowiadających nadejście Władcy i kondensację największej świętości- Teofanii. „Chwała Pana spoczywała na tej górze Synaj, i okrywał ja obłok przez sześć dni. W siódmym dniu Pan przywołał Mojżesza z pośrodku obłoku. A wygląda chwały Pana w oczach Izraelitów był jak ogień pożerający na szczycie góry” (Wj 24,15-16). W Nowym Testamencie dokonuje się przełamanie dystansu, przepaść pomiędzy człowiekiem a Bogiem zostaje odsunięta. Jak pisał Klemens Aleksandryjski: „Zbawiciel jest polifoniczny i politropiczny, działający na wiele sposobów dla zbawienia ludzi”. Bóg w Chrystusie, staje najbardziej bliski i "dotykalny" ludzkim zmysłom. Wprawdzie zmysły uginają się pod naporem boskiego oglądu, ale emanacja jest tak silna, że stawia człowieka w nieprawdopodobnej bliskości Chwały. Chrystus jest „Panem Chwały”. Przemienienie Chrystusa- bardzo często akcentujemy tylko ten jeden wymiar, w którym została uobecniona Jego Boskość. Jest jeszcze drugi wymiar świętowania i aspekt afirmatywny- przemienienie człowieka; osobiste doświadczenie obecności Boga i udział w przebóstwiającej impresji światła. Chrystus, który niczym emanujące żarem słońce, rozświetla twarze i dusze ludzkie. „Bóg, Ten, który zajaśniał ciemnościom, by zajaśniały światłem, zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej na obliczu Chrystusa”(2 Kor 4,6). Od tego momentu na obliczach ludzkich jaśnieje chwała przyobleczonego w światłość Boga-Przyjaciela człowieka. Piękna i olśniewająca postać Chrystusa- spowitego blaskiem „Dnia Nowego”, czyni z synów Adama- „dzieci światłości”- których przeznaczeniem jest jaśniejące światłem, święte miasto Jezruzalem. Od tego momentu, oczyma duszy człowiek może dostrzegać kontury utraconego Raju. To pragnienie wyrażają słowa najstarszej eucharystycznej anafory św. Jakuba Apostoła: „Daj nam odpoczynek w krainie żywych, w Twoim Królestwie…, gdzie jaśnieje światłość Twego oblicza”.

 

piątek, 5 sierpnia 2016

Mt 16, 24-28
Jezus rzekł do swoich uczniów: «Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi i wtedy odda każdemu według jego postępowania. Zaprawdę, powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego przychodzącego w królestwie swoim».

Dwa dni temu obiegły świat fotografie przedstawiające francuskiego księdza powalonego na ziemię i spiętego kajdankami, niczym przestępca. W tle grupa protestujących katolików, siłą i przy pomocy brutalnych- policyjnych środków wyrzucona z własnego kościoła. To wydarzenie pokazało, czym jest francuskie liberte. Gdyby ta sama sytuacja rozegrała się w którymś z paryskich meczetów, to połowa islamskiego świata wzięłaby sprawy w swoje ręce. Wszystkie władze, włącznie z najbardziej prestiżowymi mediami przepraszałyby urażonych i skompromitowanych wyznawców Allacha.  W Europie tak bardzo wielobarwnej kulturowo i religijnie, tylko chrześcijanie są najbardziej dyskryminowaną grupą- cierpliwie znoszącą obelgi- dźwigającą w postawie milczenia własny krzyż. Do dzisiaj rozlega się prześmiewczy śmiech środowisk  wrogich chrześcijaństwu, upatrując w religii Chrystusa- słabość, bezradność, bojaźliwość, brak reakcji na zadawane szyderstwa. Czy to nie jest krzyżowanie. Współuczestniczenie w Chrystusowych ranach zadawanych w sposób zaplanowany i perfidny… ? Szestow mówił, że „są pytania, których całe znaczenie polega na tym, że nie dopuszczają odpowiedzi, bo każda odpowiedź je zabija”. Pomimo wszystko na dnie tych krańcowych pytań, leży odpowiedź wiary- skonkretyzowana w aktach miłości.  Z drugiej strony, wszystkie spadające obelgi, prowokacje i akty agresji wymierzone w uczniów Chrystusa, w świetle Krzyża- stają się źródłem całkiem innej odwagi: pozbawionej chęci zemsty, odpłaty za zło, czy nienawiści. Krzyż jest źródłem siły, godności i niewiarygodnej odwagi nadstawiania drugiego policzka. „Nie daj Boże, aby się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata” (Ga 6,14). „Razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,19-20)- pisał św. Paweł. Tak sformułowane wyznanie transcenduje wrogie oblicze świata; kieruje spojrzenie ku Zwycięzcy, który wstąpił na krzyż niczym wojownik i odniósł zwycięstwo. Życie chrześcijanina jest drogą krzyża- nie doraźnego naśladownictwa, ale naśladowania- czyli bezkompromisowego opowiedzenia się po stronie triumfującej, ukrzyżowanej Miłości. Istotę tego naśladowania stanowi odwzorowanie w każdym Jego uczniu tajemnicy wyniszczenia, posuniętej nawet do granicy ekstremum. „Bóg nie każe nam iść żadną drogą, której by On sam nie przemierzył i na której by nie szedł przed nami” (D. Bonhoeffer). Być chrześcijaninem, to dźwigać krzyż. Naśladowanie !
 

czwartek, 4 sierpnia 2016


Gdy tylko uwierzyłem, że jest Bóg, zrozumiałem natychmiast, że nie mogę zrobić inaczej, jak tylko żyć wyłącznie dla Niego

bł. Karol de Foucauld

środa, 3 sierpnia 2016

Mt 15,21-28
Jezus podążył w stronę Tyru i Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych okolic, wołała: „Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko dręczona przez złego ducha”. Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem. Na to zbliżyli się do Niego uczniowie i prosili: „Odpraw ją, bo krzyczy za nami”. Lecz On odpowiedział: „Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela”. A ona przyszła, upadła przed Nim i prosiła: „Panie, dopomóż mi”. On jednak odparł: „Niedobrze jest brać chleb dzieciom i rzucać psom”. A ona odrzekła: „Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołu ich panów”. Wtedy Jezus jej odpowiedział: „O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz”. Od tej chwili jej córka została uzdrowiona.
To jedna z najbardziej poruszających serce, scen w Ewangelii. Wołanie o miłosierdzie dla swojego dziecka- skowyt kobiety kananejskiej- tak doniosły, iż zatrzymuje Chrystusa w drodze. Zawodzenie kobiety, której dziecko znajduje się w dramatycznej sytuacji- targana przez demona. Wielokrotnie nakreślałem kontekst historyczny w którym należy odczytywać to wydarzenie. Żydzi „innych”- obcych- uważali za psy, gardzili nimi; stąd taka rezerwa w okazywaniu zainteresowania i świadczeniu jakiejkolwiek pomocy. Przypominają mi się w tym miejscu słowa Ryszarda Riedla: „Zawsze warto być człowiekiem, choć tak łatwo zejść na psy”. Chrystus pochyla się nad kobietą która się „skundliła”- zeszła na psy, dostrzega wielką wiarę w jej sercu. Okruchy miłości spadają ze stołu Boga i nasycają szczenięta żebrzące miłości. Człowiek dzisiejszy jest takim „zwierzęciem znajdującym się pomiędzy tym, co dzikie i cywilizowane”- siedzący na progu i czekający, aby ktoś go oswoił, przygarnął. Chrystus dostrzega w naszych wnętrzach ogromne pokłady dobra, tylko my sami podwijamy ogon i uciekamy przed siebie. Pozwól Bogu się oswoić. W ikonografii wielki rozwścieczony pies symbolizuje niewiarę, podczas gdy spokojnie leżący mały piesek oznacza wierne Bogu stworzenie.