poniedziałek, 31 października 2016

Hi 19,1.23-27a
Hiob powiedział: „Któż zdoła utrwalić me słowa, potrafi je w księdze umieścić? Żelaznym rylcem, diamentem, na skale je wyryć na wieki? Lecz ja wiem: Wybawca mój żyje, na ziemi wystąpi jako ostatni. Potem me szczątki skórą odzieje, i oczyma ciała będę widział Boga. To właśnie ja Go zobaczę”.
Od kilku dni rozpoczął się „cmentarny gwar”, tłumy ludzi przemierzają kilometry aby dotrzeć do grobów swoich bliskich. Zdaje się jakby pierwsze dni listopada w sposób najbardziej znaczący kształtowały ludzką wyobraźnię dotykającą rzeczy ostatecznych. To jedyny czas w którym nie można zasłonić śmierci, przypudrować jej, ominąć w dyskursie, czy medialnej refleksji. Czy świadomość nieuchronności śmierci, pozwala nam głębiej przeżywać naszą egzystencję ? Czy uczy nadziei na życie po życiu ? Mam wiele wątpliwości, czy aż tak głęboko sięga eschatologiczna wrażliwość tłumów. Boję się, że to kolejne chrześcijańskie dni zagarnięte w szpony komercji i przemysłu, który na cmentarnych gadżetach rozkręca z roku na rok coraz większy biznes. Obserwuję ludzi przechadzających się nekropoliach- to istna rewia mody, bazar pięknisiów i przestrzeń płytkich pogaduszek. W niektórych miejscach można okrasić spotkanie rodzinne wypiciem dobrej kawy lub zjedzeniem ciepłych fast-foodów (wszystko służy temu, aby było miło). Pójście na cmentarz, nie jest już zaglądaniem śmierci w oczy- ars moriendi, wypatrywaniem innego świata, marzeniem o spotkaniu z Bogiem. Rzecz jasna generalizuję i bardzo przejaskrawiam, ale duża część społeczeństwa, nie podejmuje tak głębokiego namysłu nad życiem i śmiercią. Dla tej części ludzi, śmierć nie jest ani straszna, ani przyjemna, lecz zwyczajnie nieobecna. Cała współczesna kultura napina mięśnie, aby uczynić śmierć przyjemną. (Piece krematoryjne w duży aglomeracjach miejskich, pozbawiły ludzi „traumatycznego” oglądy zwłok. Cmentarze stały się schlubnymi ogrodami, a nie miejscami dialogu pomiędzy profanami, a pielgrzymującymi bliskimi po drogach zaświatów). „Smutek życia milcząco poświadcza, że jest ono zatrute niebytem, że życie niesie w sobie śmierć. Razem z grzechem w świat weszła także śmierć- pisał o. S. Bułgakow- Razem z grzechem w świat weszła także śmierć jako zasada wroga istnieniu, niszcząca je.” Przez wieki historii człowiek ocierał się o śmierć- próbował się z nią oswajać. Śmierć przybierała różne maski i wcielenia, wyrazem tego jest płodność sztuki i cały szereg tematów poświeconych jej z osobna. Śmierć jako apokaliptyczny jeździec, który galopuje po stosach leżących ciał, jako megiera zalatująca w dół na skrzydłach nietoperza, czy najbardziej bliska kulturze ludowej i folklorowi- kostucha- szkielet z kosą lub łukiem i strzałą, czasem jadący na wozie ciągnionym przez woły, niekiedy wierzchem na wole lub krowie, jak opisywał to zgrabnie Huizinga w „Jesieni średniowiecza”. Te wszystkie ludzkie wyobrażenia śmierci przeistaczały się w zbiorowy La Danse macabre, stając się memoriałem przechodzenia w inną sferę bytu. W Tańcu Śmierci grozę budziła ta właśnie myśl: „To przecież jesteście wy, wy sami”. Trup prowadzący orszak oszołomionych koniecznością odchodzenia z tego padołu ludzi, nie jest fantasmagorią średniowiecznej wyobraźni, to w jakiś sposób mądra lekcja życia, której świadomość kruchości rodzi potrzebę życia w taki sposób, aby śmierć nie była intruzem. Jakże przeciwna jest logika świata. W szkołach urządza się idiotyczne halloween, a nauczyciele przyklaskują pogańskiej i naszpikowanej do cna okultyzmem zabawie w przebieralnie strachu i grozy. Wszystko jest tak spłaszczone, odarte z tajemnicy, sprowadzone do kalki filmowego horroru. Zamiast zabrać młodzież do hospicjów, gdzie dzieci i ludzie dorośli konfrontują się z cierpieniem i zaglądają śmierci w oczy, to lepiej się wydurniać i sprowadzać wizję śmierci do groteski, zabawy przesyconej dreszczykiem i sekundowym strachem. „W szpitalu można zrozumieć, jaką wartość ma zdrowie, ile znaczy życie, jak człowiek sam w sobie jest mały, a jak wielki staje się z Bogiem. Człowiek jest również słaby w swoich osiągnięciach, cudownej technologii i geniuszu. Jego cuda są bardzo niewielkie. Bóg natomiast pozostaje w swoich porażkach, w śmierci i w pozornych niepowodzeniach. Życie podarowane przez człowieka zawsze kończy się śmiercią. Śmierć którą dopuszcza Bóg, zawsze prowadzi do życia i wieczności” (N. Chatzinikolaou). Tak naprawdę chrześcijaństwo nadało śmierci autentyczną wartość. Kto umiera w Chrystusie, ten z Chrystusem powstaje do nowego życia- do życia pełnego, w ciele chwalebnym, w świecie, który powróci do pierwotnej nieskażoności.  W Suplikacjach zawarta jest prastara prośba, aby Bóg zachował nas „od nagłej i niespodziewanej śmierci”. Każdy dzień przybliża nas do tej rzeczywistości; myśl o śmierci winna być czymś naturalnym- spokojnym oczekiwaniem na zobaczenie cudownego świata Boga. Święty Augustyn dodaje nam otuchy: „Czyż lęka się zboże tego, że je zwiozą do stodoły ? Przeciwnie ! Pragnie tego”.

niedziela, 30 października 2016


Łk 19, 1-10

Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A pewien człowiek, imieniem Zacheusz, który był zwierzchnikiem celników i był bardzo bogaty, chciał koniecznie zobaczyć Jezusa, któż to jest, ale sam nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu». Zszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: «Do grzesznika poszedł w gościnę». Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: «Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogoś w czymś skrzywdziłem, zwracam poczwórnie». Na to Jezus rzekł do niego: «Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł odszukać i zbawić to, co zginęło».

Każdy z nas ma swoją sykomorę na której wypatrzył nas Bóg. Gdzie powinieneś być, a gdzie teraz jesteś ? Dobrze to zrozumiał bohater z dzisiejszej Ewangelii. Zobaczyć, przekonać się, doświadczyć Osoby, o której wiele słyszałem. Zacheusz -celnik, konfident, w powszechnym przekonaniu społeczny pasożyt, który paradoksalnie jest ciekawy osoby Jezusa. Wiele o Nim słyszał, spektakularne cuda, które fama niczym wiatr niosła od miasta do miasta. Zacheusz był ciekawy i chciał zobaczyć tego owianego sławą Cudotwórcę. Wdrapał się na sykomorę, ponieważ był zakompleksionym karłem, aby wśród cisnącego tłumu wypaczyć Uzdrowiciela. Nagle Chrystus zatrzymał się, spojrzał mu w oczy i wszystko od tego momentu się w jego życiu zmieniło. "Chrystus przerywa mu widowisko i proponuje coś, co nie było przewidziane w programie terapeutycznej dramaturgii, tego scenariusz nie przewidywał. Wydobywa go z ukrycia. "zejdź prędko". Już widzę jak schodzi z tego drzewa zdziwiony i lekko zakłopotany, a ludzie wybałuszają oczy, śmiejąc się z niego oraz czekając na reprymendę ze strony Pana. Odważnie znosi wrzaski i kpiny. Zacheusz zostaje wyleczony z cwaniactwa, egoizmu, chęci zawłaszczenia innymi, pazerności na pieniądze, leczenia kosztem innych swoich kompleksów, budowania sukcesu na krzywdzie ludzi. Spotykają się dwie osoby, dwa spojrzenia które zmieniają to wydarzenie w nawrócenie i eksplozję miłości przeobrażającą serce człowieka.  Jezus może i do mnie powiedzieć: „Zejdź prędko. Idź moimi śladami, a zaprowadzę cię do mojego domu. W każdym razie faktem jest, że „zbawienie stało się udziałem domu Zacheusza” i może być udziałem każdego, kto ma odwagę zejść z sykomory. Dom grzesznika stał się domem Pana. Serce grzesznika zostało wypełnione miłością po brzegi. Dom złodzieja i krętacza stał się kościołem w którym dokonał się sakrament pojednania. Od tego momentu nawrócony grzesznik zawrócił ze złej drogi…, przemyślał wiele, zatracił się w uczuciu które zaczęło tarmosić jego serce. Nawrócenie przełożyło się na konkretne postawy; zaczął rozdawać swój majątek skrzywdzonym i oszukanym. „Bogactwo człowieka mierzy się rzeczami, z których on spokojnym sercem rezygnuje” (J.Steinbeck). Rozdał wszystko, spojrzał w puste dłonie- wtedy poczuł się po raz pierwszy w życiu, tak autentycznie wolny i szczęśliwy. On znalazł zbawienie- sens życia- szczęście !

piątek, 28 października 2016

Ef 2,19-22

Bracia: Nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga, zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha.

Współobywatele świętych i domownicy Boga, to najpiękniejsze, przesycone teologiczną wyobraźnią określenie wspólnoty chrześcijańskiej. Kościół jako „strzelista budowla” pnąca się ku górze- odryglowująca bramy wieczności, przecierająca szlak zawiłych konstrukcji językowych, a nade wszystko ukierunkowana ku wypatrzonemu sercem celowi. Wszystko po to, aby wejść na powrót w świat edenicznej harmonii- „gdzie Bóg będzie wszystkim we wszystkich”.  Budowanie i wstępowanie…, pozbawione heidegerowskiego oscylowania ku śmierci, ale skierowane ku pełni życia. Człowiek i jego wspinaczka ku niebu, tak mocno utrwalona w świadomości pierwszych chrześcijan: „Chrześcijanie nie różnią się od innych ludzi ani miejscem zamieszkania, ani językiem… Przebywają na ziemi lecz są obywatelami nieba”(Diogenet). Odkrywamy tu wymiar przechodzenia z ziemskiej egzystencji ku tej spełnionej, mającej swój finał w Nim- w mieszkaniu Boga przez Ducha. Wizja przyszłego świata zderza się oczywistością egzystencji- tu i teraz.Człowiek choćby najbardziej moralnie doskonały jest więźniem własnego istnienia, zdeterminowanym przez naturę. Dlatego potrzebuje zobaczyć dalej, głębiej, ku rozpościerającemu się widokowi Nieba- który nakreśla Posłaniec Ojca. „Człowiek bez Ducha Świętego pozostałby w tym stanie na zawsze- pisał A. Jevitic- Eschatologia wskazuje, że człowiek nie jest więźniem kręgu czasu czy następstw wydarzeń, bowiem Chrystus przeszedł spoza czasu, z eschatonu, aby przerwać okowy czasu i historii. Duch Święty sprawia, ze ciągle otwierają się wrota do świata, który ma nadejść- do raju”. Królestwo Boże- niebiańska wizja wspólnoty zbawionych, jest w nas zasiane niczym ziarno, przez Słowo, które stało się Ciałem, umarło na krzyżu i zmartwychwstało, a teraz zasiada wraz z Ojcem uchylając bramy raju.  

czwartek, 27 października 2016


Ef 6, 10-20
Bracia: Bądźcie mocni w Panu – siłą Jego potęgi. Przyobleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw duchowym pierwiastkom zła na wyżynach niebieskich. Dlatego przywdziejcie pełną zbroję Bożą, abyście się zdołali przeciwstawić w dzień zły i ostać, zwalczywszy wszystko. Stańcie więc do walki, przepasawszy biodra wasze prawdą i przyoblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość głoszenia dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże – wśród wszelakiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu! Nad tym właśnie czuwajcie najusilniej i proście za wszystkich świętych i za mnie, aby dane mi było słowo, gdy usta otworzę, by jawnie i swobodnie głosić tajemnicę Ewangelii, dla której sprawuję poselstwo jako więzień – żebym jawnie ją wypowiedział, tak jak winienem.
W kontekście kryzysu cywilizacji europejskiej; zachwiania w posadach pryncypiów, które niegdyś stały u podstaw kultury i moralności Starego Kontynentu, coraz częściej powraca w umysłach wierzących ludzi (nie fanatyków) idea Kościoła wojującego- Ecclesia militians. Czy jest to próba wskrzeszenia uśpionego olbrzyma, czy może raczej duchowa reaktywacja- której nieuniknionym zadaniem i powinnością jest duchowa walka rozczarowanych stagnacją chrześcijan ? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie, choć w głębi duszy jestem przekonany, że duchowe przebudzenie musi się dokonać. Jesteśmy wstanie duchowej wojny, prężenia się demonicznych sił jak nigdy dotąd. Dostrzegamy to gołym okiem; stan permanentnej dezorientacji, pomieszania języków i moralnego przekroczenia jakichkolwiek ram, spowodowany zatarciem granicy pomiędzy dobrem a złem- Civitate Dei contra paganos. Nie wiem według jakiej strategii będzie się dokonywać przebudzenie świadków i duchowa walka. Tak naprawdę ona nieustannie trwa. Historia jest pełna duchowych wzlotów, przy jednoczesnej oziębłości i spadaniu głową w dół, którego przejawami są: rozproszenie, obojętność, negacja, pustka, parodia, szyderstwo, dekonstrukcja, profanacja i spinające wszystko bezczelne naigrywanie demona (którego obecność zbyt łatwo się dzisiaj bagatelizuje- sprowadzając go do roli humorystycznego mitu rodem ze średniowiecza). Ta sinusoida dobra i zła, wystawianie na próbę i mocowanie się z Bogiem stała się namacalnym krajobrazem rozdarcia człowieka. Najsmutniejszy poza alienacją i negacją, jest wariant wyjścia tylnimi drzwiami. Wielu ludzi obiera drogę wygodnej i bezbolesnej ucieczki, jak pisał Bierdiajew: Człowiek chce uciec przed dręczącym problemem zła w sferę naturalną i tym zamaskować swoją zdradę Boga.Brak duchowej walki, jest w jakimś sensie atrofią kultury i religii- tych dwóch dźwigarów porządku świata.  Święty Augustyn twierdził, że cała historia jest walką dwóch miłości: miłości własnej, aż do pogardzania Bogiem i miłości Boga, aż do pogardzania sobą w męczeństwie. Doprawdy, najpewniejszą drogą do Piekła jest droga stopniowa- łagodna, miękko usłana, bez nagłych zakrętów, bez kamieni milowych, bez drogowskazów(C.S. Lewis). My jesteśmy w drodze, niczym gwałtownicy wydzierający z paszczy świata wolność, którą w naszych sercach złożył Bóg. Jesteśmy częścią tej walki- czasami uśpieni niczym w letargu, choć ciągle świadomi napięcia które drąży wyrwę w ludzkich wnętrzach. Walka- to  naśladowanie Chrystusa- aby w ślad za Nim zstępować w otchłań naszego świata i kruszyć okowy złych mocy. Jeżeli Paweł wzywa nas do założenia duchowej zbroi, to daje wyraźny sygnał do podjęcia potyczki- nie z militarnym wrogiem z zewnątrz, ale przeciwnikiem który próbuje w nas samych wyzwolić otchłań piekła. Jest to piekło wszystkich zrozpaczonych, którzy sondują głębiny szatana.Święty Paweł zwołuje armię przyjaciół Boga na walkę niewidzialną, mającą na celu ocalenie rodu Adama i przywrócenie go Bogu. Walka to proces wydobywania dobra z pod nawarstwień zła. Wielki asceta pustyni św. Jan Klimak przekonywał swoich duchowych uczniów: Kto zachował w sobie do końca żarliwość, ten do kresu swego życia nie przestanie rozniecać ognia. Zbroją w tej walce ma być nieustanna modlitwa za siebie, własną rodzinę i ludzi żyjących wokół: Niech twój dom będzie Kościołem; w każdej chwili podziwiaj swego Mistrza- powie św. J. Chryzostom- wstawaj nawet w nocy i niech twoje dzieci łączą się z tobą w modlitwie. Modlitwa jest tak skuteczną bronią, że wielu charyzmatycznych Starców było święcie przekonanych, że demony pod jej wpływem padają do stóp, a nawet stają się potulne jak oswojone zwierzęta. Nie musimy czekać na konstantyński sen o znaku dzięki któremu zwyciężymy. Krzyżem jesteśmy opieczętowani, aby ostatecznie zatriumfowała miłość.

wtorek, 25 października 2016

Łk 13, 22-30
Jezus przemierzał miasta i wsie, nauczając i odbywając swą podróż do Jerozolimy. Raz ktoś Go zapytał: «Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni?» On rzekł do nich: «Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie zdołają. Skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie, wówczas, stojąc na dworze, zaczniecie kołatać do drzwi i wołać: „Panie, otwórz nam!”, lecz On wam odpowie: „Nie wiem, skąd jesteście”. Wtedy zaczniecie mówić: „Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś”. Lecz On rzecze: „Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy, którzy dopuszczacie się niesprawiedliwości!” Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów, gdy ujrzycie Abrahama, Izaaka i Jakuba, i wszystkich proroków w królestwie Bożym, a siebie samych precz wyrzuconych. Przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa i siądą za stołem w królestwie Bożym. Tak oto są ostatni, którzy będą pierwszymi, i są pierwsi, którzy będą ostatnimi».
Ewangelię trzeba czytać niezwykle uważnie, abyśmy nie przeszli obojętnie i bez namysłu nad sferą symboliczną, którą bardzo precyzyjnie przemyca Chrystus. Pan nie daje gotowych odpowiedzi z którymi można spokojnie wrócić do domu i być usatysfakcjonowanym. Odpowiedź jest często ukryta między wierszami, schowana głęboko w zakamarkach tworzywa jakim jest słowo- aby osiągnąć zamierzony skutek. Życie wieczne musi rozszerzyć serce człowieka, przekraczając wszelkie granice. Chrystus doskonale wie, że odbiorca jest istotą zdolną do myślenia i na tyle dalekowzroczną, iż może z łatwością dokonać autorefleksji nad własnym życiem- więcej, odkryć sposób przejścia przez Bramę. Ten fragment Ewangelii, wbrew powierzchownym skojarzeniom, nie jest przeniknięty lękiem, pesymizmem, czy poczuciem niewiadomej własnego losu. Gehenna nie jest ostatecznym słowem Boga, a zgrzyt zębów, nie jest wieczną symfonią przeznaczonych do zatracenia. To tylko mądra przestroga dla tych, którzy noszą w sobie przekonanie o swojej nieskazitelności, świętości; którym się wydaje, że bilet wstępu do nieba już mają głęboko schowany w tylnej kieszeni spodni. Symboliczny obraz bramy, jest jakąś słowną prowokacją Jezusa. Lęk przed byciem nierozpoznanym przez Zbawiciela ma pobudzić do rachunku sumienia, wstrząsnąć świadomością własnego stanu i przywrócić właściwą perspektywę widzenia siebie w kluczu przyszłych wydarzeń. Brama przybiera znaczenie eschatologiczne, stając się symbolem dostępu do wiecznej szczęśliwości. Drzwi zamknięte, mogą zbyt łatwo być interpretowane jako brak nadziei na ocalenie. Trzeba myśleć o tych sprawach z wielką ostrożnością i pokorą. Lęk przed ogniem nieugaszonym już nie jednego pozbawił miejsca w kolejce po miłość Boga. Nie wiem czy jest jakiś człowiek, który nie tęskni za idealnym- przenikniętym spokojem i harmonią światem ? „Każda epoka- napisze Huizinga- tęskni za piękniejszym światem. Im głębsze jest zwątpienie i ból z powodu powikłań dnia dzisiejszego, tym gorętsza jest owa tęsknota”. Bóg jest streszczeniem tych tęsknot- centrum ludzkich pragnień- uobecnionych w osobie Chrystusa, stojącego u drzwi Kościoła i czekającego na wpuszczenie do środka. Niezgłębiona jest ta pedagogia miłości; to najpierw my sami mamy swój moment uchylenia Bogu naszych drzwi, a później inicjatywę przejmuje On sam. „Jakże mógł być Zbawcą i Panem, gdyby nie był Zbawcą i Panem wszystkich- pyta Klemens Aleksandryjski. Jest Zbawcą tych, którzy uwierzyli, gdyż okazali wolę poznania Go; jest Zbawcą również tych, którzy choć okazali się nieposłuszni, staną się zdolni wyznać swoje grzechy i wtedy dostąpią właściwego i stosownego dla nich dobrodziejstwa za Jego pośrednictwem”. Nie porzucajmy zbyt łatwo nadziei !  

poniedziałek, 24 października 2016

Ef 4, 32 – 5, 8

Bracia: Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni. Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg wam przebaczył w Chrystusie. Bądźcie więc naśladowcami Boga, jako dzieci umiłowane, i postępujcie drogą miłości, bo i Chrystus was umiłował i samego siebie wydał za nas w ofierze i dani na woń miłą Bogu…

Przebaczenie i miłosierdzie- spoiwa chrześcijańskiej antropologii, które z całą stanowczością i przekonaniem akcentuje św. Paweł. U podłoża tych dwóch aktów stoi miłość do Chrystusa i drugiego człowieka. Mądrze ktoś kiedyś powiedział, że „przebaczenie jest próbą wykonania gestu, który Bóg wykonuje nieustannie w stosunku do nas”. Chrześcijaństwo jest niczym innym, jak mozolnym naśladowaniem tej trudnej postawy. Miał słuszność Mauriac, mówiąc: „Jeżeli nie płoniesz ogniem miłości, inni umrą z zimna”. Od człowieka wierzącego powinna emanować miłość i współczucie, które to będą podnosić świat ku górze. Największa ogrzewalnia świata rozpoczyna się od człowieczego serca. Miłosierdziem i przebaczeniem, nie można się bawić- to niezwykle poważna sprawa kształtująca horyzont ludzkiego świata, zakreślająca lub zaciemniająca kontury cudownego świata Boga. Nie można posługiwać się tymi słowami, jak łatwymi ozdobnikami, upiększającymi jakiś sektor własnego wnętrza. I wcale nie chodzi tu o altruizm, który może się wyzwolić równie skutecznie w każdym człowieku. Chodzi o bycie darem- ogarnięcie sercem i ramionami tych innych, dla których te poważne słowa stały się już wywietrzałym sloganem. Miłość wtopiona w miłosierdzie i przebaczenie, jest nade wszystko przemieniającym pragnieniem dobra. Tylko człowiek współczujący i dogłębnie dotknięty ludzka nędzą, potrafi ukonkretnić miłość. „Na świecie jest tylko jeden błąd i jedno nieszczęście, polegające na tym, że nigdy dość mocno nie kochamy” (G. Bernanos). Każdego dnia ocieramy się o ludzi. Spoglądamy na ich twarze, dostrzegamy spojrzenia; w oczach wypisuje się cała skala emocji i przeżyć. Ilu jest ludzi potrzaskanych i łaknących zauważenia, zainteresowania, zatrzymania przy nich na chwilę. Rzeczywistość w której żyjemy nie eksploduje w wyniku wybuchu bomby atomowej, ale „zatrzymania pracy serca”- niezdolności miłowania. Na Boga przestańmy mówić o miłosierdziu- przyoblekając je w kostium pięknych i pobożnych fraz. Zacznijmy kochać. Miłość to jedyny i bezinteresowny dar, który naprawdę ocala !

niedziela, 23 października 2016


Łk 18,9-14
Jezus powiedział do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: «Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam». Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: «Boże, miej litość dla mnie, grzesznika». Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony. 
Dwóch ludzi przychodzi do świątyni na modlitwę, już na samym początku wyczuwamy napięcie i kontrast. Dwie różne osoby, postawy i zachowania. To przypowieść w której odkrywa się siebie w złożoności postaw i dwuznaczności. Faryzeusz to z zasady człowiek wierny prawu, cechuje go: pobożność, dbałość o tradycję, skrupulatność i poczucie wyjątkowości swojej misji. Modli się przyjmując postawę, która jest wyrazem żydowskiej tradycji: podniesiona głowa, ręce wzniesione ku niebu, to wszystko połączone z żywą i ekspresyjną recytacją modlitwy dziękczynienia i uwielbienia. "Problem polega na tym, że faryzeusz nie dziękuje Jahwe za Jego wielkość i miłosierdzie, lecz za to, kim on sam jest i czym  różni się on od innych ludzi. No tak. Aby zwrócić uwagę na to, kim jest faryzeusz musi oskarżać innych. Potrzebuje ciemnego tła nikczemności innych ludzi, aby w ten sposób móc podkreślić swoje zasługi. Patrzy nie tylko w górę, ale też do tyłu. Celnik służy mu do tego, aby przypomnieć o Bogu, że on nie jest taki całkiem zły- są jeszcze inni- gorsi. Modlitwa faryzeusza jest tylko pozornie pobożna. W gruncie rzeczy instrumentalizuje Boga, jest przykrywką do samowyniesienia. W rzeczywistości naśladuje wzorzec, który znajduje się w Talmudzie: "Dziękuję Ci, Panie, że mogę przebywać w towarzystwie tych, którzy siedzą w domu nauki, a nie tych, którzy siedzą na rogu ulicy; tak jak oni wyruszam w drogę, ale idę w stronę słowa Prawa, podczas gdy oni śpieszą się do rzeczy błahych. Pracuję podobnie jak oni- staram się i otrzymuje moja nagrodę, podczas gdy oni jej nie otrzymują. Biegnę i oni biegną- biegnę ku światu przyszłemu, podczas gdy oni biegną ku przepaści zagłady." Obok tego zadufanego we własnej nieskazitelnej pobożności faryzeusza, mamy również i celnika. Celnik to człowiek społecznie pogardzany, wątpliwa reputacja lichwiarza, która raczej jest źródłem wrogości niż współczucia czy przyjaznych zachowań. Zobaczmy jak on się zachowuje w postawie modlitwy, nie ma odwagi wznieść oczu ku Bogu, nie podnosi rąk, tylko bije się w piersi. Ma poczucie grzechu, wstydu, małości...staje jak płaczący i wzdychający o miłość człowieczek. Tak mu się życie pokręciło, może to przyszedł ten moment na rehabilitację i wielki zwrot w życiu. Bóg zamiast osądu wypełnia jego serce miłością. Bóg nie potępia dobrych dzieł faryzeusza. Nie aprobuje również nieuczciwości celnika. Wskazuje na stanięcie w prawdzie i wołanie w pokornej miłości. Boże ulituj się nade mną i moją grzesznością.

sobota, 22 października 2016

Ef 4, 7-16
Bracia: Każdemu z nas została dana łaska według miary daru Chrystusowego. Dlatego mówi Pismo: «Wstąpiwszy na wysokości, wziął do niewoli jeńców, rozdał ludziom dary». Słowo zaś „wstąpił” cóż oznacza, jeśli nie to, że również zstąpił do niższych części ziemi? Ten, który zstąpił, jest i Tym, który wstąpił ponad wszystkie niebiosa, aby wszystko napełnić. On też ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, innych pasterzami i nauczycielami, aby przysposobili świętych do wykonywania posługi dla budowania Ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy razem do jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa. Chodzi o to, abyśmy już nie byli dziećmi, którymi miotają fale i porusza każdy powiew nauki, na skutek oszustwa ze strony ludzi i przebiegłości w sprowadzaniu na manowce fałszu. Natomiast, żyjąc prawdziwie w miłości, sprawmy, by wszystko wzrastało ku Temu, który jest Głową – ku Chrystusowi. Od Niego poczynając, całe Ciało – zespalane i utrzymywane w łączności więzią umacniającą każdy z członków stosownie do jego miary – przyczynia sobie wzrostu dla budowania siebie w miłości.
Paweł w swoim rozumieniu Kościoła jest niezwykle realistyczny i precyzyjny. Doskonale potrafi zobaczyć dwa istotne wymiary i złożyć je w komplementarną całość. Kościół jak wspólnota ludzka- dynamiczna, twórcza, otwarta na Chrystusa; w pełni dostrzegająca różnorodność zjawisk: ludzkie słabości, nadużycia, zarysowania i tendencję do  naruszania zasad jedności (poddana nieustannej odnowie- metanoia). „Niezależnie od braków i błędów występujących na powierzchni dziejów ludzkości, nawet niezależnie od bilansu pozornych triumfów czy odstępstw- w tajemnicy i jakby podziemnie- ciało to musi wzrastać ustawicznie aż do pory nieznającej kresu, aż do ostatecznej jesieni i wiosny, od świtu i żniwa wieczności… A jednak tutaj na ziemi, bez wytchnienia i nie zniechęcając się, Kościół prowadzi dzieło niewykonalne i niemożliwe”- pisał o Kościele H. Lubac. Ale to, co wydaje się niemożliwe i przesłonięte poczuciem niemożliwości, z perspektywy Chrystusa- może stać się powtórnym zaowocowaniem dobra i uaktywnienia duchowych sił, przebijających się przez matowość zewnętrznych struktur rzeczywistości. Wiara w Chrystusa usuwa niemożliwe do przejścia przeszkody, ograniczenia czy ciągnące ku dołowi balasty. W prawdzie Kościół nie jest już triumfatorem zamierzchłej historii, ale jest przenikliwym głosem sumienia drążącym w sercu świata wyrwę przez którą ma przejść dostojnie Chrystus Zwycięzca. „Kościół jest ośrodkiem i organem zbawczego dzieła Chrystusa…, jest on kontynuacją i przedłużeniem Jego prorockiej i królewskiej mocy… Kościół i jego Założyciel są ze sobą nierozerwalnie powiązani. Kościół jest Chrystusem z nami” (Ch. Androutsos). Ciało Chrystusa- zespolone więzami miłości i dorastaniem do pełni, na miarę Chrystusa- źródła jedności. „Zgodnie z nauką o Kościele katolickim jego jedność jest absolutna: nie ma Kościoła widzialnego i niewidzialnego, ziemskiego i niebieskiego, jest jeden Kościół Boży w Chrystusie, który pełni w pełni swojej jedności trwa w każdym kościele lokalnym z jego zgromadzeniem eucharystycznym” (M. Afanasjew). Jedność członków uobecnia się z każdym razem kiedy stają w Misterium Eucharystii- naprzeciw Chrystusa- naśladując Go i pozwalając Mu żyć w swoim Ciele, jakim jest wspólnota uczniów zgromadzona na modlitwie- Świadkowie Miłości. Ta więź, która się zawiązuje- komunia miłości, zostaje pośrednio przeniesiona w egzystencję, uzewnętrzniając ewangeliczne pierwociny nadchodzącego Królestwa Bożego. Autentyczna wspólnota wiary, musi być „wypieczona” w ogniu nadchodzących prób i doświadczeń. Zawsze kiedy myślę w tej perspektywie, to mam przed oczyma wczesnochrześcijański obraz Trzech Młodzieńców w piecu ognistym- fidei et virtuti exempla. To nic innego, jak symboliczny obraz Kościoła- miotanego falami i wypróbowanego w tyglu prześladowań. Ostateczne przesłanie jest niezwykle ujmujące i przeniknięte optymizmem: „Bóg jest opiekunem wszystkich, którzy w czystości serca wielbią Jego imię” (Tertulian). Ciało Chrystusa, nie jest zwykłym atrybutem Kościoła- jak pisał Congar, który chociaż ziemski, to jednocześnie zjednoczony i mistycznie utożsamiony z Chrystusem, który go ocala i prowadzi zasiadając po prawicy Ojca. CIAŁO- określa istotę Kościoła, który ukształtował się poprzez Wcielenie, Paschę i Pięćdziesiątnicę.

piątek, 21 października 2016


Ef 4, 1-6

Bracia: Zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, do jakiego zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości. Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój. Jedno jest ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich.

Przełomowym wydarzeniem, jakie dokonało się w łonie kiełkującego Kościoła-było rozlanie Ducha Świętego. Rozumiem to jako wielkie „przemeblowanie w Historii Zbawienia”; to nie tylko ukonstytuowanie Wspólnoty naśladowców Chrystusa, ale nade wszystko utrwalenie najistotniejszych cech i więzi, jakimi są: jedność, świętość, powszechność i apostolskość. Duch Święty spoił ludzi- indywidua w Nowy Lud Boży. Jan Chryzostom w swojej homilii podniesie niezwykle istotne kwestie: „Proszę mi powiedzieć, co z tego, co odnosi się do naszego zbawienia, nie zostało sprawione przez Ducha ? Przez Niego wyzwoliliśmy się z niewoli, zostaliśmy wezwani do wolności, otrzymaliśmy usynowienie, zostaliśmy na nowo stworzeni, zrzucamy z siebie ciężkie i cuchnące brzemię grzechów…, z tego źródła mamy dary objawień i dary uzdrowień, wszystko, co ozdabia Kościół pochodzi od Niego”. Kiedy pierwsi chrześcijanie otrzymali Obietnicę Ojca, poczuli tak ogromne poczucie przynależności, że zapragnęli żyć jak jedna rodzina, której spoiwem stała się autentyczna miłość i pragnienie urzeczywistnienia pokoju. Mamy tu pokłosie pragnienia Mistrza: „Przykazanie daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, jak Ja was umiłowałem” (J 13, 34). Ten ideał przyświecał ich życiu i działaniu. Obecność w świecie naznaczonym przez podziały, lęk i cierpienie wymaga nieustannej postawy epikletycznej: Przyjdź i przemień ten świat ogniem miłości ! „Chodzi więc o pozostawienie Duchowi całego naszego myślenia, całej własnej woli, wszystkich pragnień i wszelkich działań, aby On mógł kierować naszym życiem, minionym, obecnym i przyszłym, żeby mógł spożytkować naszą słabość i naszą siłę, nasze sukcesy i nasze porażki…  i skierować to wszystko do ostatecznego celu, dla którego Chrystus umarł i powstał z martwych: Napełniajcie się Duchem !- pisał o. M. Maskine. Chrystus napełnił Ogniem Kościół, aby był dojrzały w przeobrażaniu świata, przenikania obszarów zła, nasycania wszystkiego siłą dobra. To wymaga dojrzałości, a nade wszystko osobistej odpowiedzialności każdego chrześcijanina, aby „szum z nieba” otworzył szczelnie zaryglowane drzwi ludzkich serc. Tak jak Duch Święty jest bezinteresowny w swoim działaniu, tak również człowiek staje się narzędziem pokoju. „Abyśmy jak wyśpiewywał św. Franciszek- siali miłość tam, gdzie panuje krzywda. Jedność tam, gdzie panuje zwątpienie. Nadzieję tam, gdzie panuje rozpacz. Światło tam, gdzie panuje mrok. Radość tam, gdzie panuje smutek”.

czwartek, 20 października 2016

Ef 3, 14-21

Bracia: Zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi, aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego, by potężnie wzmocnił się wewnętrzny człowiek. Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości zakorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście zostali napełnieni całą Pełnią Boga. Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej niż to, o co my prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków! Amen.

Apostoł w swoim liście snuje teologiczną refleksję, którą można rozumieć jako medytację powrotu do pierwszego widzenia rzeczy. Przybiera ona charakter doksologiczny. Rysuje słowem przejście od aktu kreacji Boga, do spirytualnej wędrówki ku przebóstwieniu człowieka. Chodzi tu jak mniemam o jakiś modus vivendi między przeszłością, która odciska się w teraźniejszości, a przyszłością- teomorfoza. Mamy do czynienia z dwoma wymiarami w jego refleksji. Pierwszy wskazuje na genezę- stworzenie i powołanie człowieka do łaski. Drugi dotyka rzeczywistości uchrystusowienia- życia w Bogu. „Już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus”. Pierwsza narracja wskazuje na niezwykle fundamentalny aspekt: ludzkość jest odwiecznym darem Boga (stworzenie jako przejaw Bożego ojcostwa). Idąc jeszcze dalej; ‘wszelki ród”- człowiek jako jednostka i wspólnota- zostaje „przeistoczony” we wspólnotę wiary- Kościół; dokonuje się to, dzięki twórczemu działaniu Ducha Świętego. „Nazywamy Ducha Świętego kluczem, gdyż przez Niego i w Nim wpierw mamy ducha oświeconego, a oczyszczeni zostajemy światłem poznania…” (Symeon Teolog). Konsekwencją tego stanu rzeczy jest poznanie Chrystusa przez wiarę i współdziałanie, aby osiągnąć „całą Pełnię”. Przenikliwie to komentują Ojcowie Kościoła: „Sam jestem stworzeniem Bożym, powołanym by stać się Bogiem”. Przyczyną dynamizmu wiary w człowieku jest sam Bóg, ale człowiek jako odbiorca nie pozostaje bierny- współuczestniczy w dziele łaski. „Można równie dobrze powiedzieć- pisze Clement- że Bóg jest miejscem przebywania człowieka i że człowiek przekracza wszelkie parametry biologiczne, socjologiczne i psychologiczne właśnie dlatego, że pozostaje otwarty na spotkanie Boga, który przychodzi w nim zamieszkać, a także otwarty na swoje własne dążenie do Boga”. Ugruntowanie i zakorzenienie w miłości jest niczym innym jak odpowiedzią na inicjatywę i miłosną postawę Boga. „Człowiek rozpoznaje miłość Boga w miłości, którą nosi dla Boga. Serce ludzkie świadczy przeto wyraźnie o istnieniu obecności Boga w człowieku. Radość kochania Boga jest na Jego miarę, ma rozmiar Jego wieczności” (P. Evdokimov). W taki sposób urzeczywistnia się odwieczny plan Boga- Ekonomia Chwały, której znakiem będzie nadejście Królestwa Bożego.

środa, 19 października 2016

Łk 12, 39-48

Jezus powiedział do swoich uczniów: «To rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie przyjść ma złodziej, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie».

Dzisiejszemu słowu Ewangelii towarzyszy jakieś napięcie- nie chodzi tylko o futurystyczną wizję eschatologii, ale nade wszystko niewiadomą nadchodzącego czasu. Gotowość do której wyzywa Chrystus wymaga postawy mobilizacji, czujności i dalekowzroczności. Umiejętność odczytywania znaków czasu, nie może stać się paraliżującą, czy wyzwalającą lęk przed niewiadomym wydarzeniem nadejścia- Paruzja, ale wyczekiwaniem przepełnionym nadzieją i ufnością. Metropolita Jan Zizozulas nawoływał wielokrotnie do odkrycia nowej, świeżej perspektywy eschatologicznej. Widzieć dalej obierając perspektywę którą rozpościera przed nami pulsujące życie liturgii. Wskazuje na celebrację Eucharystii jako przestrzeń głoszenia i uobecnienia „Królestwa Ojca i Syna i Ducha Świętego”, przez co cała jest „obrazem rzeczy ostatecznych”. Wielu teologów akcentuje również inny wymiar myślenia o przyszłości i stawania naprzeciw wydarzeniom, które mają nadejść. Mówi się o przemienieniu człowieka już tu i teraz- o potencjale duchowym, który drzemie w głębi jestestwa i staje się znakiem rozszerzenia się Królestwa Bożego. „Autentyczne uprzedzenie końca dostępne jest już teraz. Inaczej zwycięstwo Chrystusa byłoby daremne”- pisał G. Florowski. Postawa oczekiwania wyzwala w wierzących nieprawdopodobne możliwości poznawcze: „Nagle ukarzę się wszystkim i nikt nie będzie potrzebował pytać, czy Chrystus jest tu, czy tam” (J. Chryzostom). Gotowość to również pokorne, subtelne, przepełnione szczęściem przygotowanie na śmierć. Często to, co nam się wydaje tak odległe, może być bliskie- urzeczywistnione już teraz.  Sztuka pięknego przechodzenia została cudownie utrwalona przez Grzegorza z Nyssy w Żywocie Makryny: „Im bardziej zbliżał się jej koniec, tym ona więcej zdawała się wypatrywać piękność Oblubieńca i z tym żywszym pragnieniem tęskniła za Umiłowanym, słabnącą mowę kierując już nie do nas, ale do Tego, w którym utkwiła wzrok. Jej skromne łoże zwrócone było ku wschodowi. Przestawszy rozmawiać z nami, zwróciła się w modlitwie do Boga, błagała Go gestem rąk i cichym szeptem, tak że z trudem słyszeliśmy jej słowa… Gdy ukończyła modlitwę, przywiodła rękę do czoła, by uczynić znak krzyża, by w ten sposób zaznaczyć koniec modlitwy, i wtedy głęboko westchnąwszy, wraz modlitwą zakończyła życie”. Postawa gotowości i czuwania !

poniedziałek, 17 października 2016

Ef 2, 1-10

Bracia: I wy byliście umarłymi na skutek waszych występków i grzechów, w których żyliście niegdyś według doczesnego sposobu tego świata, według sposobu Władcy mocarstwa powietrza, to jest ducha, który działa teraz w synach buntu. Pośród nich także my wszyscy niegdyś postępowaliśmy według żądz naszego ciała, spełniając zachcianki ciała i myśli zdrożnych. I byliśmy potomstwem z natury zasługującym na gniew, jak i wszyscy inni. A Bóg, będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia – łaską bowiem jesteście zbawieni – razem też wskrzesił i razem posadził na wyżynach niebieskich – w Chrystusie Jezusie, aby w nadchodzących wiekach przeogromne bogactwo swej łaski okazać przez dobroć względem nas, w Chrystusie Jezusie…

Człowieku odkryj swoją godność ! Chciałoby się za Apostołem wykrzyczeć uwielbienie Bogu za odnowienie człowieka- „zmartwychwstanie” do nowego życia. „Przez Chrystusa została odnowiona integralność ludzkiej natury- napisze św. Grzegorz z Nyssy- gdyż On reprezentuje postaciowo to, czym jesteśmy”. Zostajemy podniesieni do całkiem innego rodzaju egzystencji- usynowieni w miłości, przez Chrystusa stając się podobnymi do Niego. Teologia wschodnia akcentuje powszechny wymiar przebóstwienia. Obejmuje ono całego człowieka z duszą i ciałem. Już w życiu obecnym ciało ludzkie uczestniczy na swój sposób w tajemnicy przebóstwienia przez łaskę; uczestnictwo to osiągnie swoją pełnię w momencie zmartwychwstania- stąd przebóstwienie posiada charakter eschatologiczny. To cel każdego człowieka wierzącego. Rozpoczyna się w tu i teraz, a swój finał ma w wieczności. „Wszyscy jesteśmy grzesznymi ludźmi. A jednak żyje w nas nadzieja na ostateczny triumf Boga, który potrafi przezwyciężyć wszelki opór cierpliwą miłością, uleczyć oporną wolę siłą dobra i piękna. Wierząc w to, chrześcijanin nie może być pesymistą. Owszem, zdaje sobie sprawę z tragiczności uwikłania w zło… Pozwala inaczej patrzeć na dzieje świata i ich ostateczny finał” (W. Hryniewicz). Miłość i współczucie Boga podnosi każdego człowieka z otchłani bezradności i braku nadziei- a nawet w zwątpienia w Bożą moc przebaczenia. Łaska, której wskrzeszająca siła wydobywa się z otwartych ran Zbawiciela. Krzyż został wbity w serce dotkniętego grzechem świata, aby zamanifestować wolność i nadzieję na ocalenie. Odtąd człowiek jest bytem doksologicznym- zło zostało odarte z mocy zatracenia i uśmiercenia. Zadaniem człowieka staje się droga ascezy i osobistego uświęcenia, aby się podnieść ku życiu przemienionemu. „Radośnie idę naprzód śpiewając Tobie”- woła św. Jan Klimak. Możemy dostrzec w historii świata i człowieka niesamowitą dynamikę życia oraz przejaw miłości Boga. „Człowiek w sposób całkowicie fatalistyczny jawi się jedynie jako przedmiot Bożego działania”, tym samym nie tracąc wolności wyboru i ostatecznego odpowiedzenia się za możliwością bycia podniesionym ku górze. „Albowiem Bóg poddał wszystkich nieposłuszeństwu, aby wszystkim okazać swe miłosierdzie” (Rz 11.32). Paweł przekonuje nas o nieustannej pamięci Boga o nas; a konsekwencją tej niezgłębionej logiki jest chęć ocalenia i wyniesienia człowieka- „by wszyscy ludzie zostali zbawieni” (1 Tm 2,4).  

niedziela, 16 października 2016


2 Tm 3, 14 – 4, 2

Najmilszy: Trwaj w tym, czego się nauczyłeś i co ci powierzono, bo wiesz, od kogo się nauczyłeś. Od lat bowiem niemowlęcych znasz Pisma święte, które mogą cię nauczyć mądrości wiodącej ku zbawieniu przez wiarę w Chrystusie Jezusie. Wszelkie Pismo jest przez Boga natchnione i pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do wychowania w sprawiedliwości – aby człowiek Boży był doskonały, przysposobiony do każdego dobrego czynu. Zaklinam cię na Boga i Chrystusa Jezusa, który będzie sądził żywych i umarłych, oraz na Jego pojawienie się i na Jego królestwo: głoś naukę, nastawaj w porę i nie w porę, wykazuj błąd, napominaj, podnoś na duchu z całą cierpliwością w każdym nauczaniu.

Na ołtarzu w kaplicy gdzie staram się każdego dnia celebrować Eucharystię jest położne Słowo Boga- Scriptura Sacra. To ma służyć przypomnieniu, że w sercu miejsca świętego ma rozbrzmiewać donośnie Dobra Nowina. „Tabernakulum Słowa”- którego drzwi trzeba uchylać i nasłuchiwać z pokorą. „Mów Panie, bo sługa Twój słucha”. Na moim biurku leży moja podręczna Biblia Jerozolimska; za każdym razem kiedy rozważam Ewangelię z danego dnia, czytam te same słowo w kliku przekładach- końcowa lektura jest w języku greckim. Słowo czytane, słuchane i przeżywane…, dopiero później przychodzi moment na przepowiadanie. Miał rację mądry i biegły w „alchemii słowa” Parandowski: „Słowo jest wielką tajemnicą. Wszystkie religie widziały w nim dar Boży, ofiarowany człowiekowi razem z pierwszym dniem życia… Magiczna siła słowa tkwi w jego zdolności wywoływania obrazów”. Zadałem kiedyś mojemu przyjacielowi- doświadczonemu kapłanowi pytanie: Jak głosić słowo, aby przyniosło owoce- stwarzało w słuchaczach obrazy ? Odparł po chwili zastanowienia: z wiarą ! „Ewangelia jest najgłębszą rzeczywistością, z której wszystko się wywodzi, to znaczy, boską inicjatywą, która nas zbawia, która wychodzi na spotkanie i daje się poznać. Ta zbawcza inicjatywa jest źródłem wszystkiego, punktem odniesienia wszystkiego, rzeczywistością, w świetle której wszystko jest postrzegane”(C. M. Martini). Być w samym centrum Słowa- myśli Boga, Jego intuicji, pomysłu, planu. Biblia to Chrystus, gdyż każde Jego słowo prowadzi nas ku Temu, który je wypowiedział i uobecnia Go nam. Ile to razy Ewangelia mnie onieśmieliła, poskromiła moją ludzką pychę do przekonywania innych o próżnej mądrości. Słowo wielokrotnie przeszyło moje wnętrze-rozdarło- odsłaniając, że Bóg oczekuje całkiem czegoś zupełnie innego. Czasami trapi mnie, w jaki sposób mówić współczesnemu człowiekowi o Bogu. Janusz Pasierb pisał, że dzisiejszy człowiek jest taki zagubiony i wykorzeniony; pewnie te dwie rzeczywistości, nie pozwalają mu dobrze słuchać. „Epoka nasza ogląda ludzi jak drzewa chodzące”- niezdolne do zasłuchania i zadziwienia. Ale każde drzewo potrzebuje czerpać korzeniami życie ! Nieraz silę się na błyskotliwe myśli, ciekawe porównania, egzystencjalne przykłady. Jakbym zapominał, że Ewangelia sama w sobie jest ogniem- napełnia ludzkie serca ciepłotą, podnosi dachy, niweluje stagnację, posyła wierzących na opłotki. Słowo Boga, nigdy się nie zdezaktualizuje, nie straci sensu oraz siły zbawczej. Tyle się dzisiaj mówi o nowej ewangelizacji- potrzebie konfrontacji życia ze Słowem Boga. Trzeba ciągle powracać- odczytywać własne życie pomiędzy wersetami natchnionych tekstów. „Na Tobie uczyłem się żyć. Na Tobie uczyłem się czytać. Na Tobie uczyłem się kochać…” pisał zakochany w Biblii Brandstaetter. Święty Jan Chryzostom w następujący sposób modlił się przed lekturą Pisma Świętego: „Panie Jezu Chryste, otwórz oczy mego serca, abym mógł zrozumieć i wypełnić Twoja wolę…, oświeć moje zmysły Twoim światłem.., Tylko Ty jesteś jedyną Światłością”. Nie bez przyczyny postać Chrystusa z otwartą księgą Ewangelii zdobiła portale średniowiecznych katedr, a fascynujące i pełne eschatologicznego dynamizmu przedstawienia w kopułach bizantyjskich cerkwi ukazywały Pantokratora z Księgą- „Światłość ze Światłości”. Lubię wnętrza prawosławnych świątyń, można w nich czytać Biblię wymalowaną kolorową paletą barw. „Freski oraz ikony- pisał P. Evdokimov- od razu wprowadzają w ciepłą atmosferę Biblii, w zdumiewający sposób czyniąc ją pełnią życia. Każdy punkt na ścianie staje się jakby żywy pod wpływem obecności tego, co niewidzialne. Otoczony swoimi starszymi bliźnimi: świętymi, aniołami, patriarchami, prorokami, apostołami i męczennikami, każdy wierni rzeczywiście składa wizytę w świecie biblijnym, żyje obcowaniem świętych”. Każdy z nas ma swój osobisty moment augustynowego przynaglenia: „Tolle lege”- weź czytaj !

piątek, 14 października 2016


Ef 1, 11-14
Bracia: W Chrystusie dostąpiliśmy udziału my również, z góry przeznaczeni zamiarem Tego, który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli, byśmy istnieli ku chwale Jego majestatu – my, którzy już przedtem nadzieję złożyliśmy w Chrystusie. W Nim także i wy, usłyszawszy słowo prawdy, Dobrą Nowinę o waszym zbawieniu, w Nim również – uwierzywszy, zostaliście naznaczeni pieczęcią, Duchem Świętym, który był obiecany. On jest zadatkiem naszego dziedzictwa w oczekiwaniu na odkupienie, które nas uczyni własnością Boga, ku chwale Jego majestatu.
Parakletos- Duch Święty- Ten, który uczynił człowieczeństwo Jezusa w fakcie inkarnacji w łonie Dziewicy, również nas cielesnych z urodzenia czyni synami w Synu. „Uczestnictwo w życiu Syna jest darem Ducha Świętego, który sam jeden będąc Bogiem, może dokonać boskiego dzieła usynowienia człowieka- pisał o. Danielou. Dar Ducha nie tylko udziela nieśmiertelność, ale daje, w ścisłym sensie, uczestnictwo w życiu Syna swego. Wprowadza więc człowieka w życie Trójcy Świętej”. Chrystus wprawdzie odchodzi, zasiadając po prawicy Ojca; wywyższenie staje się momentem nowej obecności i obdarowania na powrót wspólnoty Kościoła. Pięćdziesiątnica jest nie tylko wydarzeniem „opieczętowania” mocą z wysoka, ale nade wszystko pełniejszym zrozumieniem dzieła Odkupienia- przez uświęcenie i posłanie ku chrystianizacji pogańskiego świata. To rzeczywistość paschalna- rewolucyjna- zapładniająca serca uczniów nadzieją i odwagą do dawania świadectwa o Chrystusie, który żyje. Wyjście na zewnątrz ściśle związane z przepowiadaniem kerygmatu. Duch odgrywa decydującą rolę w budowaniu wspólnoty wierzących i umacnianiu jedności: „Wszyscyśmy bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni aby stanowić jedno Ciało” (1 Kor 12,13). „Ta posługa Ducha to przede wszystkim posługa apostoła, który kładzie fundament”(o. I. Congar). Jeżeli Chrystus jest „Głową Kościoła, który jest Jego ciałem”, to Duch Święty jest tym, który „napełnia wszystko wszelkimi sposobami”. Posłany bierze w posiadanie Kościół, czyniąc go dynamicznym zwiastunem Dobrej Nowiny o zbawieniu. „Otrzymujemy ogień Boskości”- mówi św. Symeon Nowy Teolog- ogień, który rozpala do czerwoności, napełnia wystraszoną i niepewną swoich możliwości wspólnotę Duszą. „Duch Święty bowiem jest królewskim namaszczeniem, spoczywającym na Chrystusie i wszystkich chrześcijanach powołanych do królowania z Nim w wieku przyszłym. W taki sposób owa nieznana Osoba Boska, nie mająca swego obrazu w innej hipostazie, objawi się w osobach przebóstwionych: jej obrazem bowiem będzie wielka liczba świętych” (W. Łosski). W Kościele Duch Święty jest tak samo obecny, jak w Chrystusie- uobecniając się w przenikniętych świętością córkach i synach Adama. Kończę to rozważanie słowami kanonu liturgicznego Kościoła Wschodniego: „Przyjdź do nas Duchu Święty, spraw byśmy stali się uczestnikami Twej świętości i niezachodzącej światłości, i Boskiego życia, i wonnych darów, o Ty, który jesteś rzeką Bóstwa, od Ojca przez Syna pochodzący”.

czwartek, 13 października 2016

Ef 1, 1-10

Paweł, z woli Bożej apostoł Chrystusa Jezusa – do świętych, którzy są w Efezie, i do wiernych w Chrystusie Jezusie: Łaska wam i pokój od Boga, Ojca naszego, i od Pana Jezusa Chrystusa! Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego, Jezusa Chrystusa; On napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów poprzez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym. W Nim mamy odkupienie przez Jego krew – odpuszczenie występków, według bogactwa Jego łaski. Szczodrze ją na nas wylał w postaci wszelkiej mądrości i zrozumienia, przez to, że nam oznajmił tajemnicę swej woli według swego postanowienia, które przedtem w Nim powziął dla dokonania pełni czasów, aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie: to, co w niebiosach, i to, co na ziemi.

Pierwsze skojarzenie po przeczytaniu początku listu św. Pawła nasuwa mi się z Eucharystią. Słowa pozdrowienia, które kieruje apostoł do wspólnoty w Efezie, przeszły jakoś oddolnie do celebracji chrześcijańskiej liturgii. Pozdrowienie na początku Mszy jest błogosławieństwem, życzeniem, by zgromadzona wspólnota na modlitwie weszła w przestrzeń miłości Boga i Jego łaski. „Błogosławić może tylko ten, kto ma władzę. Błogosławić może tylko ten, kto umie stwarzać. Błogosławić może tylko Bóg. Błogosławiąc spogląda Bóg na swoje stworzenie, On je przyzywa po imieniu. Wszechmocna miłość Boża zwraca się ku sercu stworzenia, ku jądru jego istoty, a z ręki Bożej płynie moc, która użyźnia, która powoduje wzrost, która uzdrawia i ulepsza… Błogosławieństwo jest dobrym losem”- pisał Guardnini. Jakby prezbiter za każdym razem przekonywał nas i uświadamiał, że to co się aktualnie dzieje, jest wchodzeniem w tajemnicę obecności Boga- podnoszącego nas ku sobie. W przestrzeni wiary dokonuje się nasza komunikacja z Tym, który jest Wspólnotą Osób. „Przez swój arcykapłański akt ofiarniczy Ukrzyżowany, Zmartwychwstały i Wzięty do Nieba wydobywa człowieka, który popadł w śmierć, i wprowadza na nowo do pełni życia Trójcy Świętej” (M. Kunzler). To uświadamia nam rację, że chrześcijaństwo nie jest religią wśród wielu innych religii. To tajemnica jedności, komunii do tego stopnia, że Bóg potrafi przekroczyć swoją transcendencję i stanąć naprzeciw człowieka. Bóg w Chrystusie przyjął ludzkie ciało, ludzką twarz i całą naszą konstrukcję (myślenie, odczuwanie, przeżywanie emocji…), czyniąc nas uczestnikami swojej komunii. Chrystus pozwala nam nieustannie doświadczać swojej obecności- rozpoznawać swoją twarz. Jednocześnie On- Przyjaciel człowieka, staje się obecny w symbolicznym działaniu Kościoła mocą swego osobistego aktu odkupienia. „Tajemnica Chrystusa tak jak ją rozpatrujemy, jest tajemnicą Bożego narodzenia, która poprzez całe ludzkie życie Jezusa dochodzi do swego spełnienia w tajemnicy paschy i zesłania Ducha Świętego. Wszystko to składa się na objawienie tajemnicy odkupienia, dokonanego przez Trójcę Świętą, a urzeczywistniającego się stopniowo w sposób właściwy ludziom. Przez tajemnicę kultu w swym ziemskim życiu Chrystus wysłużył, czyli nabył dla Ojca łaskę odkupienia, której obecnie jako Kyrios może nam w pełni udzielać. Całym działaniem Pana w niebie jest synowskie orędownictwo oraz wielbienie Ojca, a także nieprzerwane zsyłanie Ducha Świętego… Tak więc tajemnica kultu, którą jest sam Chrystus, jest jednocześnie naszym uświęceniem, jest zbawczą zapowiedzią kultu” (E. Schillebeeckx).  Kto wejdzie w całej rozciągłości w przestrzeń spotkania z Nim, stanie się uczestnikiem łaski- co wyraźnie podkreśla św. Paweł. Błogosławieństwo, pokój, radość, pomyślność, jedność- duchowa witalność Kościoła bierze się od spotkania z Uwielbionym Panem. Z tego rodzi się postawa chrześcijańskiej miłości, wyobraźni i daru z siebie- umiejętności przyjmowania jedni drugich jak grzesznicy, którym przebaczono i którzy przebaczają sobie wzajemnie. „Tej łaski udzielił nam Pan przez swoje przyjście- powie Narsai- niech ona sprawi, że staniemy ufni przed Jego majestatem. Miłość Ojca, który nam posłał Syna z Niego zrodzonego niech nam otworzy bramy miłosierdzia w dniu, w którym On przyjdzie. Dar jedności Ducha Świętego, którego staliśmy się godnymi, niech nas uświęci, oczyści z brudu naszych przewinień”.

 

 

środa, 12 października 2016


Ga 5, 18-25
Bracia: Jeśli pozwolicie się prowadzić duchowi, nie będziecie podlegać Prawu. Jest zaś rzeczą wiadomą, jakie uczynki rodzą się z ciała: nierząd, nieczystość, wyuzdanie, bałwochwalstwo, czary, nienawiść, spory, zawiść, gniewy, pogoń za zaszczytami, niezgoda, rozłamy, zazdrość, pijaństwo, hulanki i tym podobne. Co do nich zapowiadam wam, jak to już zapowiedziałem: ci, którzy się takich rzeczy dopuszczają, królestwa Bożego nie odziedziczą. Owocem zaś Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Przeciw takim cnotom nie ma Prawa. A ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje z jego namiętnościami i pożądaniami. Mając życie od Ducha, do Ducha się też stosujmy.
Duch Święty zstępuje na świat w bogactwie darów i charyzmatów, upodabniając chrześcijan w sposobie postępowania do Chrystusa. To niezwykle cierpliwa i trudna rola wielkiego Mistagoga. Właściwie to jedno zdanie powinno stanowić wyczerpującą refleksję do słów św. Pawła. Teolog może poczuć niedosyt w tak lapidarnym sformułowaniu. Należy dopowiedzieć w woli jasności, że w centrum jakichkolwiek dążeń człowieka ma być Bóg. Tu nie chodzi tylko o wiarę na poziomie deklaracji lub życia ocierającego się religijne zasady postępowania wpojone i kulturowo utrwalone. Wzrost w miłości do Boga i drugiego człowieka zawsze weryfikuje autentyczność postaw i odniesień. Świętość, nie polega na podejmowaniu mnóstwa szlachetnych czynów- choć są one ważne i potrzebne, ale nade wszystko polega na pozwoleniu Bogu, by wykonywał w nas swoje dzieło- abyśmy wydali dobre owoce. To w nas pozwala urzeczywistnić ten Trzeci. „Dobrą zasadą życia duchowego jest, że owoce Ducha objawiają się zwykle w zharmonizowanym wzroście. Chodzi tu o coraz większą jedność osobową w samoudzielaniu się miłości, nieustanny rozwój całościowego „dobrostanu” człowieka, jego radości, pokoju i pokrzepienia. Każdy z tych owoców występujący osobno może się okazać zupełnie inaczej motywowaną postawą, nie mającą nic wspólnego z działaniem Ducha, ani wypływającą z miłości: i tak postawa cierpliwości może być tylko płaszczykiem skrywającym obojętność, uprzejmość może być poszukiwaniem akceptacji grupy, a poddawanie się cierpieniu zwykłym tchórzostwem”- pisał o. F. Mascarenhas. Dlatego trzeba nieustannie we wspólnocie Kościoła rozeznawać swoje „duchowe predyspozycje”, aby nie minąć się z właściwym działaniem i asystencją Ducha Świętego. Dlatego w życiu wiary Duch jest nauczycielem i dawcą miłości w nas. Jak pisał Diadoch z Fotyki: „bezustannie rozpromienia duszę i łączy ją z Bogiem”. Duch Święty jest dawcą i darem, pośredniczy w sytuacjach czasami tak banalnych o których byśmy nie pomyśleli, że może się uzewnętrznić dobro. „Moc szatana obraca się w niwecz w obecności Ducha… Dostąpienie poufałości z Bogiem następuje przez Ducha… Nasze powstanie z martwych też dzieje się za sprawą Ducha”- będzie przekonywał wierzących św. Bazyli.  Cała dynamika i duchowy wzrost dzieję się dzięki uchrystusowieniu- dokonującemu się w Duchu Świętym. Nie bez przyczyny chrześcijanie wschodni każdą modlitwę rozpoczynają od przyzywania Tego, który jest najbardziej tajemniczy i życiodajny: „Królu Niebieski, Pocieszycielu Duchu Prawdy, Który wszędzie jesteś i wszystko napełniasz… przyjdź i zamieszkaj w nas…”

wtorek, 11 października 2016


Piękno powstaje, kiedy materia świata przyjmuje moc, siłę, światło komunii. Kiedy człowiek chce wyrazić miłość, jaką odczuwa do drugiego, przyjaźń, która łączy go z innym, i bierze jakąś rzeczywistość świata, aby uczynić z niej dar dla tej osoby, materia przemienia. To działanie, które jest samo w sobie oddziaływaniem artystycznym na materię świata, uczestniczy w działaniu Boga na materię świata w sakramencie. Tłem, na którym należy pojmować twórczość artystyczną, jest zatem Eucharystia, w której materia świata, dzięki pracy człowieka i zstąpieniu Ducha, staje się otwarta na przyjęcie Chrystusa.

Ivan Rupnik

poniedziałek, 10 października 2016


Łk 11, 29-32
Gdy tłumy się gromadziły, Jezus zaczął mówić: «To plemię jest plemieniem przewrotnym. Żąda znaku, ale żaden znak nie będzie mu dany, prócz znaku Jonasza. Jak bowiem Jonasz stał się znakiem dla mieszkańców Niniwy, tak będzie Syn Człowieczy dla tego plemienia. Królowa z południa powstanie na sądzie przeciw ludziom tego plemienia i potępi ich; ponieważ ona z krańców ziemi przybyła słuchać mądrości Salomona, a oto tu jest coś więcej niż Salomon. Ludzie z Niniwy powstaną na sądzie przeciw temu plemieniu i potępią je; ponieważ oni dzięki nawoływaniu Jonasza się nawrócili, a oto tu jest coś więcej niż Jonasz».
W najstarszych przykładach plastyki chrześcijańskiej spotykamy przedstawienia biblijnej postaci Jonasza. Malowidła katakumbowe, sarkofagi i odnalezione przez archeologów figurki ukazujące postać starotestamentalnego Proroka, stały się wszechstronnie eksplorowanym materiałem do zilustrowania chrześcijańskiej doktryny wiary i światopoglądu pierwszych wyznawców- nadzieja na  wybawienie i zwycięstwo życia nad śmiercią. Ewangeliści przytaczają słowa Chrystusa, który mówi o „znaku Jonasza” jakim ma być dla Żydów Jego zmartwychwstanie po trzech dniach i trzech nocach pobytu w łonie ziemi. Chrystus wskazuje, iż Jego słuchacze zdają się być ślepymi na znaki czasu i porównuje ich do zatwardziałych Niniwitów, których wzywał do nawrócenia Jonasz. Patrystyczna literatura pierwszych wieków Kościoła przywołuje przykład Jonasza chcąc wskazać na prawdziwość dogmatu o zmartwychwstaniu ciał, budując tym samym polemikę z wyznawcami judaizmu i rosnącymi w siłę herezjami. Wnętrze ryby jest obrazem „przepastnej otchłani” (Ps 69,15). Być „połkniętym przez rybę” znaczyło- przekroczyć próg wieczności. Widzimy tu paralelę z ikonograficznym tematem Zstąpienia Chrystusa do Otchłani, które „jest nierozerwalnie związane ze zbawieniem. Skoro Adam umarł, poniżenie Zbawiciela, który przyjął jego naturę, musiało sięgnąć tej samej głębi, do której zstąpił Adam. Innym słowy, zstąpienie do Otchłani obrazuje kres poniżenia Chrystusa i jednocześnie objawia początek Jego chwały…” (L. Uspieński). Poza wątkiem paschalnym związanym z postacią proroka, możemy również dostrzec silny element soteriologiczny- „Jonasz został zaliczony do paradygmatów ocalenia i wiecznej szczęśliwości.” Wyrażają to przeniknięte teologiczną głębią teksty liturgiczne: „Zstąpiłeś w otchłań ziemi, skruszyłeś wieczne wrota i uwięzionych tam, Chryste, uwolniłeś, i po trzech dniach, jak prorok Jonasz z wnętrza ryby, wyszedłeś z grobu”.     

sobota, 8 października 2016

Ga 3, 27-29
Wszyscy bowiem przez wiarę jesteście synami Bożymi – w Chrystusie Jezusie. Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie. Jeżeli zaś należycie do Chrystusa, to jesteście też potomstwem Abrahama, dziedzicami zgodnie z obietnicą.
Apostoł wskazuje na wymiar usynowienia, który dokonuje się w wierzących przez Chrystusa. Wiara i Chrzest- czynią z grzesznego człowieka nowe istnienie, zapoczątkowują paschalny wymiar egzystencji. Człowiek który do tej pory jawił się jaki byt podzielony, rozdarty przez namiętności, niepogodzony z własnym losem, w Chrystusie i przez Chrystusa odkrywa nowy- dynamiczny sens istnienia. Tragiczna samotność i dezorientacja człowieka, skupionego na lęku przed cierpieniem i śmiercią, zostaje wypełniona obecnością Tego, który przeszedł przez śmierć i pokruszył jej moce. „Człowiek jest skazany na sens”- pisał Merleau- Ponty, dopowiem- na wzbicie się ponad własne człowieczeństwo i bezsilność- odkrywając zakryty do tej pory horyzont Królestwa Bożego. Ewangelia- Dobra Nowina zwiastuje szczęście z odnalezionego zbawienia: „stare rzeczy przeminęły, oto wszystko stało się nowe”, ponieważ człowiek „w Chrystusie jest nowym stworzeniem” (2Kor 2,17). W starożytnej katechezie chrzcielnej biskup Werony Zenon wołał do katechumenów: „Radujcie się w Chrystusie, moi bracia i wszyscy ożywieni gorliwym pragnieniem, pośpiesznie przyjmijcie niebiańskie dary. Zdrój, w którym rodzimy się do życia wiecznego, już was zaprasza zbawiennym ciepłem. Nasza matka gorąco pragnie wydać was na świat; jednak nie jest ona wcale poddana prawu, jakie rządziło połogiem naszych matek. Wasze matki jęczały w bólach rodzenia. Ale matka niebiańska, radosna, wydaje na świat radosnych; wolna wydaje was na świat wyzwolonych z więzów grzechu”. Mamy to szczególne zaproszenie do chrztu i odkrycia wiary odnawiającej oraz będącej źródłem szczęścia. Od momentu wejścia w sakramentalne źródło życia, świętość staje się charakterystyczną cechą Kościoła. Przyobleczenie w Chrystusa, staje się trudną do drogą naśladowania i odkrywania doskonałości w tych wszystkich ludziach, którym się udało zrealizować ideał ewangelicznej doskonałości; pomimo walki z ciałem i światem. Oni się nie zniechęcili, przeniknięci światłem łaski- wpatrzeni w Chrystusa przekroczyli swoje człowieczeństwo, stając się napełnionymi Bogiem. „Twoje światło o Chryste lśni na twarzach Twoich świętych”.

czwartek, 6 października 2016


Ga 3, 1-5

O, nierozumni Galaci! Któż was urzekł, was, przed których oczami nakreślono obraz Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego? Tego jednego chciałbym się od was dowiedzieć, czy Ducha otrzymaliście dzięki uczynkom wymaganym przez Prawo, czy z powodu posłuszeństwa wierze? Czyż jesteście aż tak nierozumni, że zacząwszy duchem, chcecie teraz kończyć ciałem? Czyż tak wielkich rzeczy doznaliście na próżno? A byłoby to rzeczywiście na próżno. Czy Ten, który udziela wam Ducha i działa cuda wśród was, czyni to dzięki uczynkom wymaganym przez Prawo, czy też z powodu posłuszeństwa wierze?

Paweł Apostoł w swojej katechezie przypomina chrześcijanom o konieczności orientacji swojego życia ku Chrystusowi. Istnieje tylko jedna prawda i jeden obraz w którym należy się „przeglądać”- to nakreślony obraz Chrystusa Ukrzyżowanego. Krzyż jest gwarantem właściwego postępowania, z niego bowiem wypływa dla chrześcijanina Miłość- Duch Święty. Wierzący uzdolniony mądrością krzyża, będzie potrafił właściwie postępować i oceniać rozsądnie różne sytuacje życiowe. Postępować w Duchu jest równoznaczne z podążaniem po śladach Jezusa. Jednak życie w Duchu może być osiągnięte jedynie przez tajemnicę Krzyża, nie ma innej drogi. Wszelkie inne obierane ścieżki są utopią. Wspólnota wierzących nieodzwierciedlająca kształtu krzyża, będzie stanowiła zlepek indywiduów kierujących się swoją własną wizją i realizującą swoje własne, często sprzeczne z duchem Ewangelii potrzeby. Krzyż musi być zawsze punktem odniesienia, ogniskując na sobie spojrzenie zjednoczonej w miłości brata wspólnoty Kościoła. Dla chrześcijan wszystkich wieków, bez względu na kontekst kulturowy czy geograficzny, krzyż był, jest i będzie punktem odniesienia- spoiwem ortodoksji. „Wierzący wyśpiewywali jego chwałę, wywyższali jego symbol, wysławiali pochodzące odeń dobra- pisał Allen Leonard. Ale równocześnie bardzo często zapominali o związanym z krzyżem skandalu. Otaczali czcią jego symbol, jednak unikali jego dyscypliny. Wielbili jego błogosławieństwa, starając się zarazem pozbyć jego ciężaru. Krzyż zawsze wywoływał jakieś głębokie uczucie dyskomfortu, obrażał ludzką dumę i osiągnięcia, znieważał ludzkie poleganie wyłącznie na sobie. Dlatego chrześcijanie, wyznając ważność Jezusowej śmierci za nas, byli jednocześnie kuszeni na różne sposoby, by przekształcić radykalny przekaz krzyża w nauczanie jakoś bardziej dostosowane do możliwości ludzkiego rozumu, ludzkiej wrażliwości i wymagań”. W kulturze wszechobecnego indywidualizmu i pychy, można stracić z przed oczu Znak największej wolności. „Krzyż pokazuje nam, że Bóg zdecydował się wypełnić swoją wolę mocą cierpiącej miłości”. A co się dzieje z nami. Czy z horyzontu naszego wzroku zniknął najważniejszy punkt odniesienia ? Próbował na to pytanie udzielić odpowiedzi wielki teolog Balthasar: „W chrześcijaństwie człowiek wierzący, który głosi swoją prawdę i daje świadectwo, może dotrzeć zawsze tylko tam, gdzie rzeczywistość tego, co zaświadcza, już jest prawdziwa. Chrystus umarł za wszystkich braci i zmartwychwstał, egzystencja ich wszystkich jest dotknięta przez to wydarzenie… Tylko ten, kto jest posłuszny Kościołowi, ma pewność, że w swoim posłuszeństwie wobec Chrystusa nie idzie za swoją własną przemądrzałością”.

środa, 5 października 2016


Łk 11, 1-4
Jezus, przebywając w jakimś miejscu, modlił się, a kiedy skończył, rzekł jeden z uczniów do Niego: «Panie, naucz nas modlić się, tak jak i Jan nauczył swoich uczniów». A On rzekł do nich: «Kiedy będziecie się modlić, mówcie: Ojcze, niech się święci Twoje imię; niech przyjdzie Twoje królestwo! Naszego chleba powszedniego dawaj nam na każdy dzień i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto przeciw nam zawini; i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie».
Wielokrotnie na stronie mojego bloga w lapidarnych tekstach przybliżałem się do zrozumienia treści Modlitwy Pańskiej. Przez całe wieki historii Kościoła, ten tekst był komentowany i pochylały się nad nim całe rzesze myślicieli chrześcijańskich. Ojcowie pierwszych wieków, nie tylko często modlili się słowami Chrystusa pozostawionymi apostołom, ale również o nich pisali i dyskutowali wyłuskując duchowe perełki. Modlitwa do Ojca nigdy nie straciła swojej aktualności pomimo nawarstwienia wielu innych, często równie ujmujących modlitw. W tej modlitwie zawiera się życie człowieka opromienionego tęsknotą za ojcowskim spojrzeniem Boga. W niepowtarzalny sposób ujmuje ona nowe życie, które stało się naszym udziałem dzięki Synowi Bożemu. Jedynie ten, który otrzymał ducha synostwa, może mówić razem z Synem: Abba, kochany Ojcze ! Już najstarszy tekst zrodzony w łonie wspólnoty młodego Kościoła pt. Didache, wskazuje na niezwykłą wartość Modlitwy Pańskiej i pokazuje wyraźnie, że trzykrotnie odmawiana przez chrześcijan modlitwa, stanowiła jakby zawias spinający ich egzystencję z życiem duchowym. „Kto miłuje Boga- pisze Ewagriusz- nieustannie przebywa z Nim jak z Ojcem”. Przy samym chrzcie, a potem w ramach Eucharystii każdy wierzący będzie się nią posługiwał jak najdoskonalszą formą wzniesienia swego serca ku Bogu. „Kiedy Jezus objawia tożsamość Ojca i Boga, umieszcza to objawienie w innej tajemnicy, którą tradycyjne formuły zamykają w dwóch kierunkach ruchu: pierwszy jest zstępujący: całe dobro pochodzi od Ojca przez Syna w Duchu Świętym; drugi jest wstępujący: my wznosimy się w Duchu Świętym przez Syna aż do Ojca” (T. Spidlik). Przez modlitwę wchodzimy duchowo do świątyni, którą jest misterium Trójcy Świętej- „środowiska”  w którym dokonuje się odwieczna wymiana darów. W Chrystusie naszym nauczycielu Bóg nieustannie przemawia do ludzi i przez Niego głos poszczególnego człowieka wznosi się do Boga, stając się częścią miłosnego dialogu pomiędzy Ojcem a Jego Słowem. „Ojcze nasz jest spojrzeniem na samego Boga, wielkim płomieniem miłości. Dusza roztapia się w nim i pogrąża w świętym miłowaniu oraz ufnie, ze szczególną i pobożną czułością, rozmawia z Bogiem jak ze swoim Ojcem.”( Jan Kasjan). Modlitwa Pańska odnawia w nas ufność dziecka i uświadamia, że nasze życie złożone w dłoniach Boga będzie wypełnione łaską i miłością. Pozostaje nam w ciszy naszego domu wznieść serce i dłonie ku górze, wymawiając słowa największego miłosnego wyznania: „Abba- Ojcze”.

wtorek, 4 października 2016


Łk 10, 38-42
Jezus przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go w swoim domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która usiadłszy u nóg Pana, słuchała Jego słowa. Marta zaś uwijała się około rozmaitych posług. A stanąwszy przy Nim, rzekła: «Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła». A Pan jej odpowiedział: «Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona».
Chyba bardziej do mnie przemawia postawa Marii, jakby fizycznie „zastygłej” w swojej postawie ciała i zasłuchanej w słowach Chrystusa. Ten obraz jest bardzo prosty w swojej konstrukcji, a jednocześnie stanowi wyczerpujący komentarz do tego w jaki sposób stawać przed Bogiem. Modlitwa zrodzona z kontemplacji na miarę każdego wierzącego. Nie można również pominąć zabieganej i zatroskanej o wszystko Marty. Tyle tylko że aktywność Marty jest pewną codziennością wielu ludzi- dynamiczna troska o właściwy profil życia duchowego, codzienna gonitwa wypełniona modlitwą zagłuszaną przez zgiełk świata. Dystans Marii jakoś mnie fascynuje; jej prostota i łatwość wyłączenia się z tego, co na zewnątrz. „Modlitwa jest również twórczością- rodzi się nie w wielomówności, a w głębokiej ciszy, w skupionym i pobożnym milczeniu… Serce, umysł, uczucia powinny „zaniemówić”, słowa i dźwięki opaść na dno”(H. Ałfiejew). Nie chodzi tu o pasywność czy całkowite wyzbycie się aktywności, wręcz przeciwnie- wzlot ku Bogu, który zakłada receptywność- pozwolenie na przybliżenie się Bogu. „Całe nieszczęście człowieka wynika z tego, że nie potrafi przebywać w spokoju w swoim własnym pokoju”- pisał Pascal. Brak wyciszenia powinno się w dzisiejszym świecie zakwalifikować jako jednostkę chorobową dezintegrującą człowieka. Życie z Bogiem i w Bogu rozpoczyna się wtedy kiedy milkną słowa i człowiek jest zdolny do miłosnego spojrzenia. Życie naznaczone mnóstwem niepotrzebnych spraw i zajęć, zabija w nas umiejętność wchodzenia w głębię własnego serca. Wzrok i serce Marii siedzącej u stóp Mistrza nie było niczym zmącone, wszystko przenikało szczęście tak intensywne, że nawet prośby Marty pozostawały gdzieś bardzo daleko. Jej dusza była niczym piórko tańczące na wietrze. Ewagriusz z Pontu wielki znawca życia duchowego pisał o takim stanie: „Duchowe uniesienie jest dziękczynieniem czystego umysłu za dobra, jakie stały się udziałem dzięki Bogu”. Konsekwencją takiego stanu rzeczy jest zachwyt, piękno i potęga miłości przelewającej się przez serce niczym ogromna morska fala. Trwać przed Panem !

niedziela, 2 października 2016

Łk 17, 5-10
Apostołowie prosili Pana: „Przymnóż nam wiary”. Pan rzekł: „Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze, a byłaby wam posłuszna…
Prośba apostołów skierowana o pomnożenie wiary- umocnienie, wiele razy zaprzątała moje myśli. Nawet uczniowie którzy byli tak blisko Mistrza z Nazaretu, nie byli wolni od zwątpienia, niepewności, czy chwilowego ostygnięcia w wierze. Być może nie potrafili do końca powierzyć się Jezusowi. Sam się z tym niejednokrotnie zmagam. „Człowiek w obliczu nocy czuje się niepełny w swoim człowieczeństwie. Widzi ciemność i odczuwa swą ułomność” (W. Hugo). Kiedy przychodziły sytuacje, które nadwyrężały duchowe siły apostołów i powodowały bezsilność, załamywali ręce i biegli do Chrystusa po wsparcie: „Przymnóż nam wiary”. Każdy z nas na jakimś etapie życia dochodzi do momentu w którym trzeba zawołać: dodaj mi sił…, wzmocnij moje serce…, usuń paraliżujący lęk… ratuj bo tonę ! „Odpowiedź Jezusa jest niepokojąca. Jeśli wystarczy wiara tak mała jak ziarnko gorczycy, aby wykorzenić drzewo i przesadzić je w morze, oznacza to, że przyjaciele Jezusa nie potrzebują swojego zapasu wiary, lecz po prostu potrzebują wiary”. To właśnie jej im brakuje. Jest w nich jeszcze zbyt słaba. Boją się przyznać do zwątpienia i spadku temperatury duszy. Wiara jest bezgranicznym zaufaniem Jezusowi. Często nie potrzebuje pytań, dywagacji, zamyśleń teologicznych… Wiara to całkowite powierzenie siebie, bez własnego awaryjnego wyjścia. „Wiara jest drogą pewną. Niesie jednak ze sobą ryzyko. Jak to mówią: jeśli nie rzucisz karty, nigdy nie zaczniesz gry… Nie mamy innej drogi oprócz Chrystusa”. Bo On jest Słowem, prawdziwą Światłością, Życiem wszelkiego życia i nadzieją na przezwyciężenie najbardziej nieprzewidzianych trudności. „Ten Umarły- Żyjący pozostaje w centrum wszystkiego. Z upodobaniem spoglądam, jak dowód Jego miłości rozbłyska w tysiącu istnień ludzkich. On nie musi się ukazać. Widzę, że żyje i że żyje na swój wszechobecny sposób: przemawiając we wszystkim, działając i żyjąc we wszystkich. To pewne, że trzeba wiele wiary w człowieku, by wierzyć w takiego Boga. Boga, przyjaciela ludzi, który posunął się tak daleko, że stał się człowiekiem, aby uczynić nas Bogiem” (P.M. Delfieux). Dzisiejsza Ewangelia podpowiada nam jedno- dla tego, który wierzy, wszystko może okazać się prostsze; a nade wszystko skraca drogę do zaistnienia nieprawdopodobnych zdarzeń, które można śmiało określić cudami. Wiara „przenosi góry”, „przesadza drzewa”, „rozkrusza najtwardsze serca”, „burzy mury izolacji”- pozwala dostrzec obecność Boga.