środa, 30 listopada 2016

Rz 10,9-18

Jeżeli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych, osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami -do zbawienia.

Gdybym miał dokonać natychmiastowej odpowiedzi czym jest chrześcijaństwo, odpowiedziałbym następująco: Chrześcijaństwo to Chrystus, Emmanuel, Bóg z nami. W tej nieprawdopodobnej bliskości Boga odkrywamy najgłębszy sens i znaczenie religii; nie jako jednej z wielu- niczym wyrwany kadr z panteonu różnych wierzeń, ale jako spotkanie z Kimś najbardziej realnym i bliskim. Na tym przekonaniu zasadza się również tęsknota, która przenika adwentową refleksję o przychodzącym do człowieka Bogu. „Cały ród ludzki- napiszę św. Augustyn- leżał poraniony przez zabójców i ciężko chory. Na szczęście Jednorodzony Syn Boży ulitował się nad nieszczęśnikiem, pochylił się nad nim, przyjmując ludzką naturę i stając się jednym z nas, a następnie opatrzył rany winem i oliwą”. W tych słowach można odczytać najlepiej zarysowaną perspektywę zbawienia. Przygotowujemy się na przyjście Chrystusa w dwóch wymiarach. Pierwszy to świadomość Jego nadejścia na końcu czasów- nie można tego wydarzenia przewidzieć, zweryfikować, czy wypatrzyć. To drugie jest o wiele bardziej bliskie, okraszone ckliwym wypatrywaniem Małego Dzieciątka w żłóbku. Antycypacja Wcielenia dokonująca się w blasku betlejemskiej nocy, a uobecniona w znakach liturgii. Nam ludziom współczesnym: zabieganym, rozproszonym, nerwowym, zniecierpliwionym, tupającym o wszystko w jednym momencie, bardzo trudno jest wypatrywać znaków Jego przyjścia.   Na zewnątrz zgiełk i hałas świata przesuwa niewidzialną kurtynę delikatnych i spokojnych uzewnętrznień się Boga. Zdaje się jakby media całkowicie rozchwiały naszą duchową percepcję. Wszędzie rozlega pusty i naszpikowany konsumpcją komunikat: Magiczne święta. Cóż przychodzący Bóg ma wspólnego z ckliwością, obżarstwem, prezentomanią, czy bezmyślnym wydawaniem pieniędzy.  Ten, który przychodzi omija stragany tego świata- rodzi się na „obrzeżach miast”. Ciągle odrzucany i marginalizowany. Jego przyjście nasłuchuje się sercem !  

poniedziałek, 28 listopada 2016

Mt 8,5-11


Gdy Jezus wszedł do Kafarnaum, zwrócił się do Niego setnik i prosił Go, mówiąc: „Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi”. Rzekł mu Jezus: „Przyjdę i uzdrowię go”. Lecz setnik odpowiedział: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie. Bo i ja, choć podlegam władzy, mam pod sobą żołnierzy. Mówię temu: «Idź», a idzie; drugiemu: «Chodź tu», a przychodzi; a słudze: «Zrób to», a robi”. Gdy Jezus to usłyszał, zdziwił się i rzekł do tych, którzy szli za Nim: „Zaprawdę powiadam wam: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary. Lecz powiadam wam: Wielu przyjdzie ze Wschodu i Zachodu i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w królestwie niebieskim”.


W czasie Adwentu słowa setnika który błaga Chrystusa o uzdrowienie swojego sługi wybrzmiewają o wiele mocniej. Powiedzieliśmy sobie że adwent to tęsknota za Kimś bliskim. Najgłębiej ta tęsknota wypełnia się w doświadczeniu Eucharystii. Spotkanie z Bogiem dokonuje się w Sakramencie Kościoła- prawdziwie, namacalnie i bezpośrednio. Wydarzenie liturgii jest niczym innym jak tęsknotą za komunią, bezpośrednim pragnieniem Boga. Kapłan  ukazując wiernym Chleb eucharystyczny, który mają przyjąć w Komunii, najpierw zaprasza ich na ucztę miłości słowami św. Jana Chrzciciela: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata” (J 1,29), „błogosławieni, którzy zostali wezwani na Jego ucztę” (Ap 19,9). Następnie wszyscy wspólnie odpowiadają posługując się słowami setnika z Kafarnaum, który błagał o uzdrowienie sługi- to słowa pragnienia i ludzkiej bezradności. „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja”. Setnik dobrze wiedział kim jest Chrystus, widział w Nim kogoś o wiele większego niż jakiegoś uzdrowiciela, zresztą takich było na pęczki. Był przekonany że słowo Jezusa wypowiedziane na odległość, mam moc uzdrowić, wskrzesić z martwych, czy wzbudzić świat na nowo do istnienia w płodnym akcie miłości. W misterium liturgii dokonuje się nasz adwent, przyjście Boga do naszego życia. Jak pisał o. Tomasz Kwiecień: „My słowami setnika wyznajemy, że Komunia z Jezusem jest naszym lekarstwem i że otrzymujemy o wiele więcej, niż wystarczyłoby do naszego uzdrowienia. Wyznajemy świętą rozrzutność Pana: wystarczyłoby słowo, a On daje wszystko ! Wie że nie jesteśmy wstanie wszystkiego przyjąć, ale i tak cały nam się daje !”. To jest adwent bliskości Boga odnajdującego swoje zagubione dziecko. „Adamie, gdzie jesteś ? – ten głód Boga żywego, szukającego człowieka w pierwszym raju, zaspokaja Komunia. Adam, człowiek lęku, zostaje w końcu odnaleziony, a Jezus, nowy Adam, wydobywa go, stawiając wobec doskonałej miłości, która usuwa wszelki lęk. Syn umiłowany pociąga nas ku Ojcu, wpierw odnalazłszy nas w otchłani: „Powstań wyjdź stąd ! Ty bowiem jesteś we Mnie, a Ja w tobie… Powstań, pójdźmy stąd ! – ze śmierci do życia, ze zniszczenia do nieśmiertelności, z mroków do wiecznej Światłości !”


 

sobota, 26 listopada 2016

Mt 24, 37-44

Jezus powiedział do swoich uczniów: Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. a to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o jakiej porze nocy nadejdzie złodziej, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie».

Dzisiaj wieczorem zabrzmi radosny hymn Akatystu do Bogurodzicy wprowadzając wspólnotę wierzących w nowy czas liturgiczny. Światło świecy rozproszy ciemność wieczoru i rozbudzi jeszcze bardziej świadomość, iż Pan jest blisko ! Adwent- jest niczym piękna tkanina; utkany z różnorodnych sensów i znaczeń: przyjście, oczekiwanie, tęsknota, radość, obdarowanie, a nade wszystko subtelna bliskość Boga. Posłużę się słowami Rahnera: „I znów jest adwent w Twym, Kościele Boże. Znów wracamy do modlitwy, tęsknoty, wyglądania, do pieśni nadziei i obietnicy. Wszelka niedola ludzka, wszelki niedosyt, całe wierzące oczekiwanie zbiega się znowu w tym jednym słowie: Przybądź ! Nie zwlekaj ! Bo przecież już przyszedłeś, przecież już rozbiłeś miedzy nami swój namiot. Przecież już podzieliłeś z nami całe nasze życie… Czy mógłbyś przyjść jeszcze bliżej, niż już przyszedłeś, wchodząc tak głęboko w naszą zwykłość, że nie umieliśmy Cię odróżnić do innych ludzi ? A jednak o Boże nasz, któryś nazwał siebie Synem Człowieczym, mówimy Ci wciąż, modlimy się ciągle: Przybądź !”  Adwent jest szczególnym momentem uchylenia niebios i zstępowania Emanuela do naszego życia, jak również czujności serca i wypatrywania znaków Paruzji. Za każdym razem przeżywam ten czas inaczej, stając naprzeciw minionych wydarzeń i próbując zgłębić te sprawy w taki sposób w jaki to uczyniła Maryja-ciągle świeży i aktualizujący. Dostrzegam i kontempluję w milczeniu największą z tajemnic chrześcijańskiej wiary. Zwiastowanie jest „początkiem naszego zbawienia i objawieniem odwiecznej tajemnicy: Syn Boga staje się Synem Dziewicy i Gabriel głosi łaskę”. Nie zrozumiemy tego do końca, możemy jedynie poddać się zdumieniu. „Teologia zajmuje się sprawami nadprzyrodzonymi i ciągle napotka na tajemnice- pisał Newaman- których rozum nie może wyjaśnić ani do których nie można się przystosować…” Adwent jest podążaniem po niełatwych tropach wiary i odkrywaniem przenikającej serce Maryi radości z tego, że w Niej „Słowo stało się Ciałem”. Jest również drogą wątpliwości i wycofania świętego Józefa. Mocowania się z racjami rozumu które i tak poniesie klęskę pod naporem serca. Misterium fidei ! „Maryja jako osoba obdarzona wolnością nie jest biernym narzędziem. Nie jest Ona tylko łonem, przez które przechodzi Słowo, które staje się ciałem. Jej chwała nie polega jedynie na wykarmieniu własnym mlekiem Syna Bożego” (E.B. Siegl). W jakimś sensie wszystko, co staje się udziałem Dziewczyny z Nazaretu, staje się błogosławionym udziałem każdego chrześcijanina. Wyraża się to w postawie przyjęcia Chrystusa, jako największego daru. Maryja jawi się jako pierwsza współpracowniczka Boga, a za Nią podąża Kościół w tej charyzmatycznej i profetycznej misji. Obwieszczać zagubionemu światu miłość. Trzeba wyraźniej wpatrywać się w Nią, odkrywać Jej talent wiary- potencjał wielkich możliwości, postawę bycia dla Boga. W sercu adwentowych liturgii Oblubienica Kościoła i Baranka, będzie nas prowadzić w oświetlonym blaskiem świec- korowodzie ludzie szczęśliwych nad których domostwami zatrzyma się w pewnym momencie betlejemskie światło pokoju- zwiastujące- że On już przyszedł ! Hodegetria- „Ta, która wskazuje drogę”.

czwartek, 24 listopada 2016


Łk 21, 20-28
Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec huku morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z mocą i wielką chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie».
Przyszłość którą obwieszcza Ewangelia, zmierza ku ostatecznemu spełnieniu w przychodzącym z mocą Chrystusie. „Rzeczywiście, człowiek znajduje się na granicy różnych światów, nie trwa całkowicie tylko w jednym świecie. Człowiek jest istotą wieloplanową, albo zajmuje się innym światem, albo dotyka otchłani” (M. Bierdiajew). Adventus Domini przypomina wspólnocie wierzących, że wszystko jest zorientowane ku eschatologicznej pełni bytu. Futurum jest naznaczone tęsknotą i wyglądaniem znaków przychodzącego Boga. Jak u początku świata w edenicznej szczęśliwości można było usłyszeć kroki nadchodzącego Boga- Przyjaciela człowieka, tak u końca ziemskiej historii- wszystko zadrży w posadach wywołując w śmiertelnikach jakże różnorodną skalę emocji. Jedynego możemy być pewni- będziemy zaskoczeni i zdezorientowani. „Jak złodziej zaś przyjdzie dzień Pański, w którym niebo ze świstem przeminie, gwiazdy się w ogniu rozsypią, a ziemia i dzieła na niej zostaną znalezione” (2 P 3,10). Nie mamy w tym opisie jakiego fatalistycznego, czy dekonstrukcyjnego wydarzenia. Raczej bym przywołał pojęcie dekonkretyzacji- jakkolwiek paradoksalnie to brzmi- wzmocnienia realności, której celem jest zogniskowanie uwagi na Zwycięskim Chrystusie A i Q. „Oblicza świętych zajaśnieją jak słońce i Chrystus objawi się światu. Ci, którzy zostaną zbawieni, zobaczą Jego chwałę twarzą w twarz” (M. Quenot). Na wschodnich ikonach transcendentna obecność Chrystusa ukazana jest najczęściej tak, „że w sercu światłości panuje ciemność, co wskazuje na absolutną niepoznawalność istoty Boga. Doświadczenie niepoznawalności istoty Bożej” (K. Ch. Felmy). Tak ikoniczna wizja urzeczywistni w eschatycznym momencie przyjścia, uobecni się w całej pełni, a wymownym znakiem tego będzie spowijająca wszystko światłość. „I ów promień Przeistoczenia, owo światło Taboru nie zgasło, szuka go i tęskni za nim całe stworzenie, i to wołanie o Przeistoczenie jest coraz wyraźniej słyszalne w świecie- pisał o. S. Bułgakow. W jaki sposób przemawia chrześcijańska nadzieja, która chroni nas przed niezdrowym, niemożliwym do zaistnienia pesymizmem, przed zatruciem eschatologicznym przerażeniem. Zanim nastąpi straszny i tragiczny koniec świata…, rozbłyśnie na ziemi promień Przeistoczenia, pojawi się, choćby tylko jako krótka zapowiedź, Królestwo Chrystusa na ziemi”. Człowiek nie może zamknąć się w sobie, niczym kokonie. Nie może być zalękniony i stłamszony wewnętrznie, nie będąc pewnym ostatecznego przeznaczenia. Apokalipsa nakreśla nam obraz Zbawiciela, który wszystko będzie czynił nowym- „Oto czynię wszystko nowe”. Kończę to rozważanie życzeniem, które wypowiedział św. Maksym Wyznawca: „O cudzie, oby ludzie mogli mieć kształt Boga i oby w nich przyjął kształt Ten, którego nic nie może ogarnąć…, aby każdy jaśniał tak, jak w swoim zmartwychwstaniu jaśniał mój Bóg”.
 

wtorek, 22 listopada 2016


W kalendarzu liturgicznym przypada szczególne wspomnienie najbardziej rozpoznawalnej i nietracącej nic ze swojej popularności męczenniczki starożytnego kościoła rzymskiego św. Cecylii. Pragnę poświęcić tej niezwykle barwnej postaci słów kilka. Zacznę od ozdobników: piękna, czysta, odważna, utalentowana Muza Kościoła. Żyła na przełomie II i III wieku. W dość młodym wieku postanowiła złożyć ślub czystości i oddać się na szczególną służbę Bogu. Pomimo rozlicznych prób i nacisków ze strony najbliższego Jej otoczenia, aby zmusić ją do małżeństwa z poganinem Walerianem, nie złamała swego postanowienia, lecz jeszcze nawróciła swojego męża i jego brata, Tyburcjusza. Wszyscy troje ponieśli śmierć męczeńską przez ścięcie. Ich śmierć jest datowana na okres panowania cesarza Aleksandra Sewera. Ciało Cecylii odnaleziono w nienaruszonym stanie w katakumbach św. Kaliksta i przeniesiono je do Bazylii NMP na Zatybrzu, wybudowanej już w IV wieku na prawdopodobnym miejscu domu świętej. Wpisała się na dobre w historię Kościoła- Jej ślady odnajdujemy w tekstach Sakramentarza leoniańskiego z V wieku, w modlitwie eucharystycznej powszechnie zwanej Kanonem Rzymskim, jak również w rozlicznej hagiografii, hymnografii i sztukach plastycznych. W średniowieczu bardzo mocno związano postać świętej Męczenniczki z Ars Musica, a dokonało się to dzięki błędnemu odczytaniu jednej z liturgicznych antyfon: Cantibus organis Coecilia Domino decantabat. Błogosławiona pomyłka nie tylko rozsławiła urodziwą niewiastę, ale wytworzyła cały szereg atrybucji, których przypisanie świętej postawiło Ją w roli patronki muzyki kościelnej. Teologią i mistyką tajemniczej świętej nie są opasłe i zarozumiałe tomy teologii, ale partytura zapisanych dźwięków wynosząca prostaczków ku rozwierającym się bramą Nieba. „Każda sztuka dąży do tego, by stać się muzyką”- pisał teoretyk sztuki Walter Pater. Można zgrabnie przekręcić te słowa i wypowiedzieć zgoła inaczej: Teologia dąży do tego by stać się muzyczną opowieścią o cudownym świecie Boga. Czym byłby Kościół bez muzyki- niczym ciało bez duszy. W ułożonych harmonijnie dźwiękach wibrujących w duszy człowieka odkrywamy coś na kształt niezgłębionej doskonałości będącej już w samym Bogu. „Muzyka stenografia uczuć” (L. Tołstoj), ponadziemska wędrówka naznaczona uwodzącym pięknem dnia ósmego. Najbardziej zachwycająca jest świadomość, że potrzeba było męczeństwa ślicznej dziewczyny- aby śmiałkowie rozmaitych muzycznych sztuk wypełnili wnętrza świątyń eksplozją niespotykanych dotąd dźwięków i pełnych wirtuozerii kompozycji. Przeszywający ściany gotyckich sklepień chorał gregoriański, mistyczna wielogłosowa muzyka Palestriny, toccaty i fugi Bacha, skończywszy na utkanych z kilku fraz śpiewów z Taize. Cecylia zdaje się ciągle wyglądać z zaświatów i dyrygować wielką symfonią Kościoła. Czasami rozpościera chwile ciszy, tylko po to- aby zagrać roztańczonemu w ekstazie nagiemu Dawidowi. Zakończę trafnym spostrzeżeniem św. Augustyna: „Nie szukaj słów, jak gdybyś był wstanie wyrazić to, w czym Bóg znajduje upodobanie. Śpiewaj z okrzykami radości. Śpiewać pięknie Bogu, to znaczy śpiewać z radością. Co znaczy śpiewać z radością ? Znaczy to, aby rozumieć, ze nie można wyrazić słowami tego, co śpiewa się sercem”.

niedziela, 20 listopada 2016

Łk 23, 35-43

Gdy ukrzyżowano Jezusa, lud stał i patrzył. A członkowie Sanhedrynu szydzili: «Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli jest Mesjaszem, Bożym Wybrańcem». Szydzili z Niego i żołnierze; podchodzili do Niego i podawali Mu ocet, mówiąc: «Jeśli Ty jesteś Królem żydowskim, wybaw sam siebie». Był także nad Nim napis w języku greckim, łacińskim i hebrajskim: «To jest Król żydowski». Jeden ze złoczyńców, których tam powieszono, urągał Mu: «Czyż Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas». Lecz drugi, karcąc go, rzekł: «Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież – sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił». I dodał: «Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa». Jezus mu odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam ci: Dziś będziesz ze mną w raju».

Nie lubię mówić o Chrystusie jako królu- władcy- hegemonie, czy upatrywać w Nim kogoś na wzór ziemskiego monarchy. Drażnią mnie ludzie którzy nas siłę domagają się powszechnej intronizacji Chrystusa. Uważam, że nie wszystko należy obwieszczać, prawnie zatwierdzać,   oznajmiać, robić niepotrzebny rozgłos; jakby nie wystarczyła nam oczywistość, że Chrystus i tak jest Królem. On nie potrzebuje naszej zgody, czy politycznego dekretowania aby rozciągać nad światem swoją wszechmocną władzę. Jego wielkość i władzę nie mierzy się ziemską siłą, a Jego królestwa nie ogarniają żadne granice. Deus absconditus- Król ukryty pod postacią przestępcy i skazanego na śmierć wśród pospolitych złoczyńców. Takiego odsłania nam Ewangelia. To obraz trudny do zaakceptowania. Jakże trudno nam jest przyjąć fakt, iż największe zwycięstwo Chrystusa dokonuje się w wydarzeniu tragicznym- po ludzku bezsensownym i beznadziejnym. Na Krzyżu uobecnia się największa władza Boga, Jego miłość do ludzkości- druzgocząca skamieniałe ludzkie serca. Ile musiało upłynąć czasu, aby ludzie zrozumieli iż na Golgocie dokonało się zwycięstwo Trójcy Świętej- Bóg wypowiedział się w całej pełni. Chrześcijanie przez wieki mieli ogromny problem z zaakceptowaniem faktu, że Chwała Ojca osiągnęła szczyt w momencie największego upokorzenia i uśmiercenia Jezusa. A wylanie Ducha Świętego nastąpiło wtedy, kiedy z przebitego boku nowego Adama wytrysnęło niewyczerpane źródło miłości. Ta dramatyczna sekwencja wydarzeń nie odbiera umęczonemu Chrystusowi nic z Jego królewskości; On zachowuje swój majestat:  „Widzę Go ukrzyżowanego i nazywam Królem”- pisał św. Jan Chryzostom. Potwierdza to zachowanie Dobrego Łotra: „wspomnij na mnie…”. Łotr rozpoznaje w Chrystusie Króla w chwili największej porażki. „Łotr potrafił przeniknąć wzrokiem ciemności porażki i pośród nich zobaczyć rysy Bożego oblicza”(A. Pronzato). W tym wstrząsającym widoku zmiażdżonego cierpieniem Sługi, grzeszny człowiek odkrył Kogoś kto na siebie przyjął grzechy całego świata. „Trzeba nam było, aby Bóg wcielił się i umarł, abyśmy mogli ożyć” (św. Grzegorz Teolog). Bóg-Człowiek przeszedł przez ludzkie umieranie, ale nie poddał się niszczycielskiej sile śmierci. Wręcz przeciwnie, „śmiercią podeptał śmierć” i odryglował zamknięte drzwi do Raju. „Poprzez ruiny naszego świata widzimy jaśniejące oblicze Jezusa, oblicze, którego żadna przemoc, nienawiść ani wojna nie są wstanie zniszczyć. Widzimy Jego czułe i prawdziwe człowieczeństwo, kiedy prosi by odłożyć na bok nasze lęki i przyjść do Niego z ufnością i miłością. Widzimy Jego oczy, oczy przenikające nie tylko wnętrze Boga, ale również ogrom ludzkiego cierpienia w ciągu całej historii. Tak więc, patrzenie na Chrystusa (ogołoconego z triumfalizmu) prowadzi nas do serca Boga, jak i do wszystkiego, co ludzkie” (H.J. Nouwen). On jest autentycznie zwycięski. Nie jest to zwycięstwo pozorne, nic nieznaczące, ono przekształciło miłością z Krzyża całą historię świata. „Wszystko zostaje pochłonięte przez życie. Poprzez śmierć ukazuje się piękno, które nie ma charakteru estetycznego w sensie kulturowym, które nie jest już dwuznaczne, ale utożsamia się z miłością. Odtąd przez oblicze najbardziej zdegradowane, można przeczuć możliwość ikon- inne piękno, niepozwalające się wyalienować, piękno „człowieka ukrytego w głębi serca”, jak mówi apostoł Piotr” (O. Clement). Możemy zapytać odważnie: w czym wyraża się najpełniej królowanie Chrystusa ? Myślę, że w zapewnieniu które nieustannie przeobraża dusze grzeszników: „Dziś będziesz ze Mną w raju”.

piątek, 18 listopada 2016


Ap  10, 8-11
Ja, Jan, znów usłyszałem głos z nieba, jak zwracał się do mnie w słowach: «Idź, weź księgę otwartą w ręce anioła stojącego na morzu i na ziemi!» Poszedłem więc do anioła, mówiąc mu, by dał mi książeczkę. I rzecze mi: «Weź i połknij ją, a napełni wnętrzności twe goryczą, lecz w ustach twych będzie słodka jak miód». I wziąłem książeczkę z ręki anioła, i połknąłem ją, a w ustach moich stała się słodka jak miód, gdy zaś ją spożyłem, goryczą napełniły się moje wnętrzności. I mówią mi: «Trzeba ci znów prorokować o ludach, narodach, językach i o wielu królach».
W apokaliptycznej wizji przyszłości, proroctwo zostaje poprzedzone momentem „spożywania Księgi”, „konsumowania Słowa”. Tej czynności towarzyszy szereg przeciwstawnych odczuć- słodycz i gorzkość. Poczucie triumfu Oblubienicy Kościoła i droga oczyszczającego cierpienia. Podobną czynność spożywania tekstu, odnajdujemy również na kartach Starego Testamentu. Prorok Ezechiel słyszy dziwne polecenie: „Otwórz usta swoje i zjedz, co ci podam. Popatrzyłem, a oto wyciągnięta była w moim kierunku ręka, w której był zwój księgi… A On rzekł do mnie: Synu człowieczy, zjedz to, co masz przed sobą. Zjedz ten zwój i idź przemawiać do Izraelitów”(Ez 2,8- 3,3).. Podobne doświadczenie miał również Jeremiasz: „Ilekroć otrzymywałem Twoje słowa, chłonąłem je, a Twoje słowo stawało się dla mnie rozkoszą i radością mego serca. Bo imię Twoje zostało wezwane nade mną, Panie, Boże Zastępów !” (Jr 15,16). Mamy do czynienia z niezwykle wymowną czynnością, do której przynagla człowieka Bóg. „Człowiek jest tym, co je”- mówił niemiecki materialista Feuerbach. Nie przewidział tylko jednego, iż Bóg posłuży się pokarmem aby przeobrazić życie człowieka…, nasycić duszę, zmienić wektor myślenia i działania. Chrześcijaństwo zrodziło się w mocy przepowiadanego Słowa. W sercu Kościoła- w centrum jego jestestwa, zostało położona Księga. Nowy Testament wraz z ostatnią księgą Objawienia Janowego świadczy, że eschatologiczne magnalia Dei zostały w Chrystusie dokonane. Moc i miłość Boga uwiarygodniają się w całej pełni przez głoszenie Ewangelii- Dobrej Nowiny. Człowiek wiary stanął naprzeciw największej- uobecnionej Mądrości. Oddaje to w swojej dramaturgii bizantyjska liturgia słowa, kiedy kapłan wychodzi z sanktuarium i unosząc Ewangelię,  intonuje donośnie: „Oto Mądrość”, które jest pozdrowieniem Logosu- prawdziwej obecności Chrystusa zamieszkałej w sercach wierzących. Stąd odnowienie wszystkich rzeczy dokonuje się w Nim- wypowiedzianym odwieczne przez usta Ojca. Dobrze to uchwycił św. Ireneusz z Lyonu: „Jako, że Chrystus jest Słowem Boga wszechmogącego, którego obecność niewidzialna jest w nas i napełnia świat cały, przeto wywiera On nadal swój wpływ na świat w całej jego długości, szerokości, wysokości i głębokości. Albowiem przez Słowo Boga wszystko jest pod wpływem zamiaru odkupienia…”  Kiedy człowiek z wiarą słucha- więcej, karmi się Słowem, wtedy nie pozostaje bierny, reaguje natychmiast- z entuzjazmem i w zachwycie. Nie chodzi to element intelektualny, który jest skądinąd ważny- ale bardziej o duchowy proces dokonujący się we wnętrzu. Pamiętam jak na jednym z pierwszych spotkań młodych w Lednicy odbywało się nabożeństwo spożywania Bożego Słowa. Zrobiło to na mnie tak silne wrażenie, iż pozostało w mojej pamięci do dnia dzisiejszego. Wniesiono ogromną Księgę Pisma Świętego z bodajże ręcznie wypisanym tekstem, a międzyczasie rozdawano młodzieży pierniki wyobrażające księgę, które spożywano. Temu karmieniu tłumów słowem towarzyszyło słowo przesłania: „Przyjmij słowo Chrystusa, zaufaj Mu i podejmij swą życiową misję. Ludzie nowego wieku oczekują twojego świadectwa…” Mały ułamek ugryzionego piernika trzymałem jeszcze długi czas na pamiątkę, przypominając sobie o tym, do czego zostałem powołany i posłany. Ile jest w tym nieprawdopodobnego ładunku duchowego. Człowiek nie może żyć bez pokarmu- tego materialnego i duchowego. W Eucharystii, jak również w zaciszu naszego domu otwieramy Biblię i karmimy się słowem. To w liturgii- pisał Floreński- człowiek staje się logikos w pełnym znaczeniu tego słowa. Człowiek wyraża się przez słowo, które jest środkiem komunikowania się. „Bóg zstępuje do nas przez Logos- Boże Słowo- a człowiek za pośrednictwem ludzkiego słowa wznosi się do Boga”.

czwartek, 17 listopada 2016


Ap 5, 1-10
Ja, Jan, ujrzałem na prawej dłoni Zasiadającego na tronie księgę zapisaną wewnątrz i na odwrocie opieczętowaną siedmiu pieczęciami. I ujrzałem potężnego anioła, obwieszczającego głosem donośnym: «Kto godzien jest otworzyć księgę i złamać jej pieczęcie?» A nie mógł nikt – na niebie ani na ziemi, ani pod ziemią – otworzyć księgi ani na nią patrzeć. A ja bardzo płakałem, że nie znalazł się nikt godny, by księgę otworzyć ani na nią patrzeć. I mówi do mnie jeden ze Starców: «Przestań płakać! Oto zwyciężył Lew z pokolenia Judy, Odrośl Dawida, tak że otworzy księgę i siedem jej pieczęci».
Ewangelia dla chrześcijaństwa jest nie tylko regułą, czy treścią życia, ale nade wszystko Słowem Prawdy. Dobra Nowina- niczym w zwierciadle odbija ludzkie losy, utrwala pamięć o najistotniejszych wydarzeniach, lakując je na finalny moment dziejów. Jesteśmy zamknięci w Księdze Życia- tam wypisane są nasze imiona i wszystko to, co próbowaliśmy zatuszować przed innymi, lub skrzętnie skryć przed Bogiem (dobre i złe czyny). „Ewangelia została zamknięta dla wysiłków ludzkich; otworzyć ją to dar Chrystusa”. Kościół zrodził się w dynamice Słowa- w posłaniu dla misji: „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody”(Mt 28,19) usłyszeli pierwsi wyznawcy i wyruszyli w przygodę wiary; oddali się bez reszty obwieszczaniu Słowa, „które stało się Ciałem”. Eschatologia jest przeniknięta na wskroś chrystologią, buduje swoje przesłanie na doświadczeniu przychodzącego w chwale Zbawiciela. Jest to szczególnie widoczne na ikonie Zbawca w Mocach, lub rozlicznych przedstawieniach Dessis, czy symbolicznej Etimazji. Tym scenom towarzyszy swoiste i trudne do opisania napięcie: Pan jest blisko ! W momencie Paruzji nastąpi zwrot akcji, Chrystus zasiadający na tronie zerwie siedem pieczęci i przewróci stronice Księgi, aby każdy w niej odczytał swój własny żywot. Posłanie, zastąpi święte zwołanie uczniów, aby zdali sprawę ze wszystkich dokonań. „Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale by świat zbawić. Kto gardzi Mną i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo, które powiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym” (J12,47-48). Dzisiejsza rzeczywistość niczym augustynowe państwo ziemskie wznosi się na egoistycznej miłości, która tak często urąga Bogu. Świat który skurczył się do granic możliwości i przestał karmić się Słowem Życia, lecz na nowo zostanie zwrócony ku Prawdzie. Już nikt nie będzie zdolny do pozbawienia Ewangelii jej ciężaru gatunkowego. „Najlepiej zrozumieć można Sąd Ostateczny jako chwilę prawdy- pisze K. Ware- kiedy to wszystko zostaje wyniesione na światło, kiedy to wszystkie nasz akty wyboru zostaną przed nami odkryte wraz z ich znaczeniem, kiedy jasno zdamy sobie sprawę z tego, kim jesteśmy oraz jaki był prawdziwy sens i cel naszego życia. A wtedy zgodnie z tym ostatecznym wyjaśnieniem, wstąpimy- z połączoną duszą i ciałem- do nieba lub do piekła, do wiecznego życia lub do wiecznej śmierci”. Nie odkrywamy w tych słowach straszenia, lecz głęboką zachętę do wejścia na powrót w tajemnicę Boga, który przekonuje nas nieustannie o jednej najważniejszej sprawie, że tylko w Nim i przez Niego przechodzi się na drugą stronę. Należy „wierzyć w marzenia, bo w nich ukryte są bramy wieczności”(K. Girban). Oprócz świata historii i osobistych perypetii człowiekowi został przydzielona wieczność, lepiej jest nie zmarnować tego daru.  
 

środa, 16 listopada 2016

Ap 4, 1-11

Ja, Jan, ujrzałem: oto drzwi otwarte w niebie, a głos, ów pierwszy, jaki usłyszałem, jak gdyby trąby rozmawiającej ze mną, powiedział: «Wstąp tutaj, a to ci ukażę, co potem musi się stać». Doznałem natychmiast zachwycenia: A oto w niebie stał tron i na tronie Ktoś zasiadał. A Zasiadający był podobny z wyglądu do jaspisu i do krwawnika, a tęcza dokoła tronu – podobna z wyglądu do szmaragdu. Dokoła tronu – dwadzieścia cztery trony, a na tronach dwudziestu czterech siedzących Starców, odzianych w białe szaty, a na ich głowach złote wieńce. A z tronu wychodzą błyskawice i głosy, i gromy, i płonie przed tronem siedem lamp ognistych, które są siedmiu Duchami Boga… A ilekroć Istoty żyjące oddadzą chwałę i cześć, i dziękczynienie Zasiadającemu na tronie, Żyjącemu na wieki wieków, upada dwudziestu czterech Starców przed Zasiadającym na tronie i oddają pokłon Żyjącemu na wieki wieków, i rzucają przed tron wieńce swe, mówiąc: «Godzien jesteś, Panie i Boże nasz, odebrać chwałę i cześć, i moc, bo Ty stworzyłeś wszystko, a z woli Twojej istniało to i zostało stworzone».

Apokaliptyczna kontemplacja Przedwiecznego, zasiadającego na tronie- utkanym z błyskawic i niemożliwej do ogarnięcia wzrokiem iluminacji, koresponduje wyraźnie z artykułem Credo w którym Kościół obwieszcza wiarę w zrodzonego z Ojca przed wszystkimi wiekami Syna Bożego. Wcielenie i Odkupienie- niczym dwa skrzydła tryptyku ekonomii zbawienia, uchylają się na oścież obwieszczając triumfalne nadejście Logosu. „Bóg z Boga, Światłość ze światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego”. Ikonografia wschodnia w całej rozciągłości malarskiej wizji potrafi unaocznić przemienione oblicze Zbawiciela. Mają rację mistycy i teologowie ortodoksyjni, kiedy mówią o charyzmatycznej i teurgicznej roli sztuki; dotkniętej niewidzialnym palcem ożywczego działania Ducha Świętego. „Ujrzałem ludzką postać Boga i zbawiona jest dusza moja”- powie pełen ekscytacji św. Jan Damasceński. A cóż dopiero zobaczyć oślepiającą światłem postać zasiadającego na tronie Żyjącego na wieki ? Totalnie niewyobrażalna sceneria do której jedynie po omacku-intuicyjnie podprowadzić może jedynie pokorna wiara i niewyobrażalna tęsknota człowieka ( zdolna do wzniesienia ponad jakiekolwiek oczekiwania czy projekcje obrazów). Jednak chrześcijaństwo „domaga się wizerunków” jak powie Malraux. Chrystus z Santa Pudenziana może i jest podobny do jakiegoś Jowisza, ale takiego, którego nikt nie namalował… Ten Chrystus jest stworzony, aby należeć do świata, którego poganie kompletnie nie rozumieli i pewnie potrzebowali światła wiary, aby przyjąć i pojąć tajemnicę Niepojętego, wypowiedzianą za pomocą kruchej malarskiej materii świata. Mnie osobiście fascynuje coś o wiele głębszego i jako człowieka wiary jakby uchwytnego. Eschatologiczna perspektywa spotkania z Kimś najbardziej wyjątkowym, podnosi mnie z kolan i kieruje mój wzrok ku górze. Ten wertykalizm odkrywam dzięki subtelnie wypowiedzianej w barwach ikonografii chrześcijańskiego Wschodu. Gdy człowiek zachodu wkracza do wnętrza kościoła bizantyjskiego, jego spojrzenie w płaszczyźnie wertykalnej przyciąga kopuła nad główną jej częścią. Jej usytuowanie wyznacza kosmiczne centrum świata który wychodzi ku kontemplacji Boga. „Kopułę zamieszkuje Chrystus, który jako wszechwładca z najwyższego punktu przestrzeni niczym ze sklepienia niebieskiego spogląda w dół jakby przez okno, jak to wyrażają teksty bizantyjskie”(H. Belitnig). Temu obrazowi zawsze będzie towarzyszyło poczucie niepoznawalności istoty Bożej. Wszystko nosi znamiona misterium ! Metropolita Makary pisał, że Bóg „objawił wszystko, co powinniśmy wiedzieć, ale przemilczał to, czego nie możemy ogarnąć”. To uświadamia mi całą skomplikowaną rozciągłość niepoznawalności. Poznanie Boga nie jest takim stanem, w którym możemy się zatrzymać, ale ruchem ku dalszemu i głębszemu poznaniu, które objawi się w całej pełni wraz z przychodzącym triumfalnie Synem Człowieczym. Nie mogę się doczekać tego momentu, a rozmyślanie o tym wydarzeniu będzie mnie absorbować do końca moich dni. Marana Tha !

wtorek, 15 listopada 2016

Ap 3, 1-6. 14-22

Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli ktoś posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną. Zwycięzcy dam zasiąść ze Mną na moim tronie, jak i Ja zwyciężyłem i zasiadłem z mym Ojcem na Jego tronie.

Obraz apokaliptycznego Chrystusa Zbawcy stojącego u drzwi człowieczego serca, jest najbardziej bezpośrednią i przekonującą ikoną ostatecznego triumfu miłości Boga do człowieka. Wizja świata którą rozpościera Apokalipsa, najczęściej przywołuje cały szereg tragicznych- traumatycznych skojarzeń. Przeciętnie zorientowany w egzegezie natchnionych tekstów czytelnik, zatrzyma się nad tym, co widowiskowe i budzące strach. Szukając sensacji i obracającej wszystko w proch destrukcji rzeczywistości, można zbyt łatwo pominąć pełne czułości spojrzenie Boga- który nie chce zatracać, ale zbawiać. Tak bardzo mamy utrwalone przez naszpikowaną strachem kulturę i powierzchowną teologię wyobrażenie Boga- Sędziego, iż porzucamy myśl o Jego ojcowskim, kochającym sercu. Wielu chrześcijan chciałoby w swojej gorliwości widzieć innych- mniej doskonałych (grzeszników) w czeluściach piekła, zapominając, że Ten którego wyznają jest Bogiem kołaczącym do bram  serc najbardziej zrujnowanych. Przecież Chrystus zstąpił w najgłębsze otchłanie ciemności, tylko dlatego, aby człowiek ujrzał światło nowego świata- bez znamienia śmierci, lęku, rozpaczy… Pewien prawosławny teolog napisał: „Otóż antropologia zmierza w sensie eschatologicznym do swego prawdziwego kresu, którym jest sacramentum futuri, włączenie całej ekonomii ziemskiej do Królestwa Niebieskiego”. Od momentu kiedy Bóg w Chrystusie wypowiedział zranionej przez grzech ludzkości miłość, „Raj stał się dostępny dla człowieka” (św. Grzegorz z Nyssy). Dla protestanckiego myśliciela Bartha, przyjście Chrystusa na Sąd Ostateczny, to nic innego jak radosna nowina- triumf Miłości. Zatem przyszłość jest naznaczona nadzieją na przeobrażającą wszystko siłę miłości. „Sędzia to w biblijnym świecie myśli przede wszystkim nie ten, kto jednych nagradza, a innych karze, lecz mąż, który zaprowadza porządek i naprawia to, co zniszczone. Musimy powrócić do prawdy, iż Sędzia, który jednych ustawia po lewej, a drugich po prawej, jest wszak Tym, który zamiast mnie stanął przed Bożym Sądem i zdjął ze mnie wszelkie przekleństwo. Jest Tym, który umarł na krzyżu i powstał w Wielkanoc”. W tych słowach jest ogromny potencjał nadziei, która została przygnieciona przez wielu chrześcijan poczuciem paraliżującej trwogi. Czasami mam wrażenie, że kultura- a szczególnie sztuka wyprzedziła w rozumieniu tych spraw teologię. Sztuka potrafi umiejętnie za pomocą symboli oddać nadprzyrodzoność- skąpany w blasku „dnia nowego” przyszły dom człowieka. Widać to na umieszczonym przeze mnie malowidle z bazyliki San Clemente. Zmartwychwstały Chrystus chwyta delikatnie choć stanowczo dłoń człowieka, aby go podnieść ku górze. W oczach Zbawiciela odbija się przejrzystość Królestwa Bożego. W tych oczach wypisuje się tylko współczucie i miłosierdzie. „Gdyby Bóg patrzył na zasługi, nikt by nie wszedł do Królestwa”- pisał Marek Pustelnik. On patrzy na grzeszne serce człowieka, uchylając je w miarę możliwości, pozwalając ludzkim oczom zakosztować cudu nowego stworzenia.

poniedziałek, 14 listopada 2016


Łk 18, 35-43
Kiedy Jezus przybliżał się do Jerycha, jakiś niewidomy siedział przy drodze i żebrał. Gdy usłyszał przeciągający tłum, wypytywał się, co to się dzieje. Powiedzieli mu, że Jezus z Nazaretu przechodzi. Wtedy zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Ci, co szli na przedzie, nastawali na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie. A gdy się przybliżył, zapytał go: «Co chcesz, abym ci uczynił?» On odpowiedział: «Panie, żebym przejrzał». Jezus mu odrzekł: «Przejrzyj, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim, wielbiąc Boga. Także cały lud, który to widział, oddał chwałę Bogu.
Niewidomi to bardzo specyficzna grupa ludzi, która pomimo niemożliwości widzenia posiada nadzwyczaj rozwinięty zmysł słuchu. W tradycji biblijnej zmysł słuchu odgrywał o wiele większą rolę niż wzrok. Czasami bycie niewidomym odsłania całkiem inne- nieznane obszary rzeczywistości. „Ucho jest bowiem zawsze otwarte, zmuszone do słuchania dźwięków i hałasów wytwarzanych wokół, tymczasem oko może być otwarte lub zamknięte, wedle naszego upodobania” (C. Rise). Niewidomy z dzisiejszej Ewangelii siedzi przy drodze i nasłuchuje zgiełku świata. Ten człowiek nie jest nieszczęśliwy, on przywykł i zaakceptował stan swojej ślepoty. „Być może czasami najlepiej jest być niewidomym, wtedy widzi się rzeczy takimi, jakimi są naprawdę, a nie pozwala się oślepić ich wyglądowi”- pisał W. Wharton. Często mamy skłonność w powierzchownej egzegezie klasyfikować tego człowieka jak nieszczęśnika i żebrującego o cud bezdomnego. Myślę, że on postrzegał rzeczywistość w całkiem odmienny sposób- inny niż reszta wyposażonych w sprawne „zwierciadła”. „Człowiek zdolny jest nawet błogosławić cierpienie, kiedy ma je już za sobą, sam trwale nim naznaczony i przemieniony… Cierpienie człowieka jest przyzywaniem, bezsłowną epiklezą. Kiedy dzięki pośrednictwu drugiego człowieka ktoś odzyskuje poczucie bliskości Boga, trudna epikleza cierpienia zostaje wysłuchana” (W. Hryniewicz). Przemyka przed nim podekscytowany tłum ludzi, poruszony obecnością rozsławionego w okolicy Jezusa z Nazaretu. Nie sposób się nie poderwać z żebraczego kartonu lub kawałka sukna i podążyć za tłumem. Jedyne, co można zrobić to krzyczeć donośnie, błagając o zauważenie. Wraz z pojawieniem się Chrystusa w jakiś sposób zmienia się ontologiczny status tego człowieka. Zapragnął widzieć, ale nie po to aby być przeciętnym konsumentem kolorowego świata. Od tej pory będzie postrzegał świat w potencji wiary zdolnej urzeczywistniać rzeczy niemożliwe. Jest jeszcze jeden ważny aspekt. Zanim Chrystus otworzył mu oczy, to zapatrzył się w niego. Ciekawe w jaki sposób Bóg widzi człowieka, jak postrzega każdego z nas ? Ilu ludzi „widzących” nie pozwala, aby Bóg na nich patrzył. Zręcznie się zasłania różnymi banalnymi wytłumaczeniami, aby tylko nie spotkać utkwionego na sobie spojrzenia Boga. Gdyby podążać za platońskim przekonaniem, iż wzrok jest źródłem poznania. To należy zapytać: Poznania czego, kogo…? Dante przechadzający się przez Raj w Boskiej komedii, postrzegał wzrok jako organ utrwalający piękno nieskończonego misterium Piękna. „Spojrzenie to uobecnione na obliczu człowieka podobieństwo do Boga”(P. Floreński). Może duchową receptą na doświadczenie innego świata, jest żarliwa modlitwa o oczy otwarte na przeobrażającą i utrwaloną w cudach obecność Boga.

niedziela, 13 listopada 2016

Łk 21, 5-19

I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw „musi się stać”, ale nie zaraz nastąpi koniec». Wtedy mówił do nich: «Powstanie naród przeciw narodowi” i królestwo przeciw królestwu. Wystąpią silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie. Lecz przed tym wszystkim podniosą na was ręce i będą was prześladować… I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie spadnie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie».

Trudne jest dzisiejsze przesłanie Ewangelii. Lektura tego fragmentu może zjeżyć  włosy na skórze i spowodować poczucie niepokoju, trwogi a nawet bezradności wobec przyszłych wydarzeń. Z drugiej strony eschatologiczno-apokaliptyczna mowa Jezusa stawia przed słuchaczami obrazy, które zdają się być nam niezwykle bliskie. Kiedy czytamy reportaże z różnych stron świata, szczególnie z tzn. miejsc zapalnych. Docierają do nas fragmenty rzeczywistości- pełne dramatyzmu, niewyobrażalnego cierpienia, ludzkiej krzywdy, wojen, które niczym uśpiony wulkan wybuchają z ogromną niszczycielską siłą. W jaki sposób będziemy obecni w tych sekwencjach zdarzeń zależy tylko od nas. Możemy z całą pewnością stwierdzić, że nasz świat jest przeniknięty przemocą i bólem…, pomimo tego, że całe zastępy polityków przekonują nas, iż wszystko jest pod kontrolą i nie ma się czego obawiać. Pewnie łatwiej się żyje, kiedy mamy poczucie bezpieczeństwa i sterylną świadomość, że to gdzieś indziej uzewnętrznia się zło- tysiące kilometrów dalej. Chrystus pragnie nas wyprowadzić z tej bezpiecznej kryjówki, wskazując na zamęt którego oddziaływanie rozszerza się i może również stać się naszym udziałem. Termin apokalipsa pochodzi od greckiego słowa apocaluptein, co oznacza „zdjąć zasłonę”. Chrystus uchyla zasłonę, abyśmy zobaczyli przyszłość taką jaka ona jest. Więcej, pragnie abyśmy bez złudzeń i własnych projekcji w tej nadchodzącej przyszłości dostrzegli siebie. Jest w tym jakiś realizm sytuacyjny, nie można żyć złudzeniami czy fałszywymi zapewnieniami manipulatorów czy innych sekciarskich pseudo-przewodników. Nie można być ślepym koniem galopującym bezmyślnie przed siebie… Przyjdzie taki czas w którym chrześcijaństwo będzie przeżywało swój sprawdzian wierności wobec Boga. To będzie indywidualny sprawdzian. Tylko ten, kto nie zawiedzie, nie cofnie się, nie da się zakrzyczeć i zmanipulować, jest godny być chrześcijaninem i może spokojnie uczestniczyć w rozciągłości prawdy na sądzie ostatecznym. „Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie”. Tutaj chodzi o pełną mobilizację sił- świadectwo, być może naznaczone znakiem krzyża. Pomimo poczucia lęku, chrześcijanin musi pamiętać o finiszu- ostatecznym zwycięstwie. „Koniec jest tam skąd zaczynamy”- pisał T.S. Eliot. Koniec jest tam gdzie otwiera się przed wierzącymi porta fidei. Ewangelia nie jest księgą zasiewającą poczucie lęku. Ewangelia to opowieść o „nowym stworzeniu”, „nowym świecie”, który zostanie dotknięty Duchem Świętym i przeobrażony na powrót w rozkwitający Eden. Przemija postać tego świata, ale to nie znaczy że wszystko, co nas otacza zostanie unicestwione czy wtopione w wieczne ramiona śmierci. Człowiek i świat ma swój moment Paschy- przejścia ze śmierci do życia. Najważniejsze jest to, aby nie poddać się „martwocie serca”- utracie wiary w Zbawiciela. „Życie w Bogu łączy się z radością i międzyludzką więzią, i jest właściwie łaską, darem, tchnieniem Ducha Świętego, zaś odejście od Boga alienacją i chronicznym smutkiem i depresją” (J. Krasicki). Dlatego ważne jest człowiecze „teraz”. „Nie możemy rozwiązywać problemów świata przyjmując wobec nich postawę rezygnacji czy ucieczki. Możemy je rozwiązać jedynie poprzez ich zmianę, poprzez rozważanie ich z innej perspektywy- pisał o. A. Schmemann. „Oto zwiastuję wam radość wielką” (Łk 2,10). Ostateczny akord historii świata to uobecniająca się radość nowego świata, której piewcami i zwiastunami są chrześcijanie.

czwartek, 10 listopada 2016


Łk 17, 20-25
 Jezus zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: «Królestwo Boże nie przyjdzie w sposób dostrzegalny; i nie powiedzą: „Oto tu jest” albo: „Tam”. Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest» Do uczniów zaś rzekł: «Przyjdzie czas, kiedy zapragniecie ujrzeć choćby jeden z dni Syna Człowieczego, a nie zobaczycie. Powiedzą wam: „Oto tam” lub: „Oto tu”. Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi. Bo jak błyskawica, gdy zabłyśnie, jaśnieje od jednego krańca widnokręgu aż do drugiego, tak będzie z Synem Człowieczym w dniu Jego. Wpierw jednak musi wiele wycierpieć i być odrzuconym przez to pokolenie».
Tajemnica przyszłości pozostaje w kręgu niełatwych pytań, mocno przytwierdzonych do jedynego pewnego punktu zaczepienia jakim jest zapewnienie Chrystusa. Nadejście Królestwa Bożego, nie można zrozumieć empirycznie zaprzęgając cały wachlarz naukowych narzędzi czy precyzyjnych obserwacji. Tylko wiara i nadzieja umożliwia nie wprost, ale częściowe zrozumienie i przygotowanie się na to wydarzenie. Powtórne przyjście Chrystusa naznaczone emanacją światła, będzie nade wszystko wydarzeniem metahistorycznym i transcendentnym. „Głosimy przyjście Chrystusa- nie pierwsze tylko, lecz drugie, od pierwszego wiele wspanialsze. Pierwsze stanowiło obraz cierpliwości, drugie przyniesie diadem Bożego Królestwa… Pan zwinie niebo, ale nie po to, by je mniszyć, lecz piękniejszym uczynić” (Cyryl Jerozolimski). Jakie to trudne do wyrażenia słowami; ludzki język jest nazbyt ograniczony, aby opisać ten dopełniający wszystko akt Boga. „Życie obecne jest drogą do życia w przyszłym świecie, królestwo łaski przechodzi w królestwo chwały- pisał S. Bułgakow- Przemija postać tego świata, dążąc do swego spełnienia. Całą świadomość chrześcijanina określa eschatologizm, który chociaż nie deprecjonuje życia doczesnego, to jednak nadaje mu nowy sens”. Tak naprawdę od początku chrześcijaństwa w jego warstwie historycznej i egzystencjalnej wszystko było przeniknięte pulsowaniem wieczności. Bliski koniec świata i nastanie nowej rzeczywistości było proklamowane w życiu chrześcijan i oznajmiane językiem liturgii. „Przyjdź, Panie Jezu ! Zaiste przyjdę niebawem” (Ap 22,20). Biblia nie odsłania przyszłości jak czynią to manipulujący ludzką niewiedzą jasnowidze. Wszystko to, o czym słyszymy jest nacechowane postawą nadziei, wyczekiwania i podniosłej chwili. „Tylko siła wiary i nadziei zdolna jest przeczuć piękno ostatecznej przyszłości świata w Bogu. Już doczesność tego świata jest splotem wielu tajemnic”. Wielość nawarstwionych drobiazgów zwiastuje nam wiosnę nadchodzącego dnia łaski, kiedy to Chrystus powróci spowity blaskiem chwały, aby sądzić żywych, jak i umarłych. "Perspektywa eschatyczna jest ciągłym światłem naszego życia. Bóg nie pośle nas do piekła za to, że jesteśmy grzesznikami i dopuściliśmy się grzesznych występków, ani też nie skieruje nas do raju z powodu dobrych uczynków, albowiem zdecyduje o tym nasza wypływająca z miłości wiara. Będzie nas sądził, czy też raczej my sami będziemy się sądzić, według naszej odpowiedzi na miłość: miłość, która wychodzi nam na spotkanie, jaśnieje i przebija się do końca, którym jest sam Bóg" (św. Marek Asceta).  Nadejście Pana, będzie nie tylko najważniejszym akordem historii, ale nade wszystko zostaną otwarte na oścież bramy prowadzące do wiecznego przebywania z Nim na wieki. Ojcowie Kościoła w swoich pismach wielokrotnie wskazują nad podniosłość tej chwili, ich zdaniem wybrani zostaną uznanych za godnych oglądania Boga „twarzą w twarz”. Oglądanie twarzą w twarz stanie się komunią z Chrystusem, w której każdy odnajdzie swoją pełnię, znając Boga osobiście i osobiście będąc  znanym i kochanym przez Niego. Ludzie rozkwitną jak kwiaty w krainie światła ciesząc się wzajemną przyjaźnią i przyjaźnią z Bogiem. Zapanuje spokój i bezkresna radość w której upływ czasu „rozpuści się” w wiecznym „teraz” Tego, który jest Alfą i Omegą. Kiedy pierwsze rzeczy przeminą nastanie Królestwo Miłości i Pokoju.  

środa, 9 listopada 2016


1 Kor 3.9b-11.16-17
Bracia: Jesteście uprawną rolą Bożą i Bożą budowlą. Według danej mi łaski Bożej, jako roztropny budowniczy, położyłem fundament, ktoś inny zaś wznosi budynek. Niech każdy jednak baczy na to, jak buduje. Fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego niż ten - który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus. Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście.
Można z całą pewnością powiedzieć, iż Bóg potrzebuje przestrzeni, aby móc manifestować swoją wielkość i chwałę. On „zdobi się wspaniałością i przyodziewa się w piękno”. Człowiek zaczarowany tym pięknem staje naprzeciw- uchyla kotarę i próbuje przebić się wzrokiem ku Niepoznawalnemu. Wchodząc do świątyni, chce być blisko- przekraczając własną egzystencję- wchodząc w życie Boga, aby śledzić każdy Jego ruch, gest, słowo. Ciało Chrystusa jako zjednoczenie wiernych, które rodzi się przez chrzest i działanie Ducha Świętego. Grzegorz z Nazjanzu wyjaśnia sens przynależności do Chrystusa i fakt największego uprzywilejowania jaki stał się udziałem człowieka, „że wszyscy staliśmy się jednością w Chrystusie, który staje się całkowicie wszystkim dlatego, że jest w nas”. W człowieku dokonuje się objawienie żywego Boga. Serce staje się naczyniem łaski- tabernakulum- miejsce przebywania Najświętszego. Od momentu kiedy Duch Święty przeszedł w powiewie ognia przez wnętrza uczniów zalęknionych w Wieczerniku, rozpoczęło się permanentne przeistoczenie całych pokoleń ludzi- uchrystusowienie. Mistyczne Ciało w którym pulsuje oddech życia- miejsce przebóstwienia. „Kościół przedstawia się jako miejsce metamorfozy za pośrednictwem sakramentów i liturgii, jako Eucharystia w najgłębszym znaczeniu tego słowa oraz życie Boże w istocie ludzkiej”(P. Evdokimov). Kościół jest „harmonijną wspólnotą wierzących”, wszczepioną w Chrystusa i mającą wydać owoce świętości. Kościół Wschodni śpiewa: „Bo Ty jesteś Święty, Boże nasz, i w świętych znajdujesz odpoczniecie”. To odpoczniecie dokonuje się w Ciele jakim jest Kościół. Duch zstępuje i bierze w posiadanie ciało, niczym kochanek swoją oblubienicę. Chrześcijaństwo jest zdumiewające, odkrywamy w nim tyle przestrzeni: Ciało- człowiek miejsce zamieszkania Boga oraz Ciało- wspólnota ciał stopionych miłością w jedno z Chrystusem. Boski paradygmat !

poniedziałek, 7 listopada 2016


Ps 24  
Do Pana należy ziemia i wszystko, co ją napełnia, *
świat cały i jego mieszkańcy.
Albowiem On go na morzach osadził
i utwierdził ponad rzekami.
Kosmologiczna wrażliwość Psalmisty kieruje nasze spojrzenie na Boga, który nieustannie dokonuje cudownego aktu stworzenia. Ten proces, nie zakończył się wraz z szóstym dniem zanotowanym na kartach Księgi Genesis. Każdego dnia ziemia pokrywa się kobiercem kwiatów i rozkwitem zaskakujących form życia. Mikrostruktury rozszerzają swoje horyzonty, odsłaniając kontury wyczekiwanego obrazu Królestwa Bożego. „Stworzenie odbija niepojęte piękno i niezmierzoną mądrość dobrego Boga i Przyjaciela człowieka, ale także Jego majestat i potęgę. Teofania !”- napisze M. Quenot. Gra aktualizujących się w czasie form, staje się świadectwem zaistnienia nie tylko bytów- ale nade wszystko utrwaleniem piękna. „Niech się stanie świat”- życzenie i pragnienie Boga, dokonującym się  w tajemniczym atelier schowanym przed oczami wścibskich gapiów. Czy w zabieganym i zadyszanym świecie potrafimy dostrzec kontury Bożego działania ? Bowiem Stwórca w poszczególnych rzeczach zawarł: ład, proporcję i matematyczną precyzję. Precyzyjny i bezbłędny do granic możliwości. Pasjonat- Artysta, niczym muzyk posługujący się światem jak instrumentem, wygrywając wielką rapsodię bez zbędnego gąszczu notatek. Boska kreatywność nie ma sobie równych, nadając światu cel;  zestawiając paletę barw, aranżując fakturę- czyniąc ze świata niewyobrażalną harmonię form, dźwięków, ozdobników i zapierających w piersiach impresji. „Nic nie zostało zrobione bez przyczyny, nic z przypadku: wszystko zawiera niewypowiedzianą mądrość”- pisał Bazyli Wielki. Święty Paweł podkreśla, iż wszechświat jest wypełniony obecnością Boga, zaś Wcielenie wprowadza całą naturę w dzieło zbawienia. „Bo w Nim zostało wszystko stworzone, i to, co w niebiosach, i to, co na ziemi, byty widzialne i niewidzialne… Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone…, wszystko w Nim ma istnienie” (Kol 1,16). Istnieje silna i nierozerwalna więź pomiędzy Chrystusem a stworzeniem: „Wszystko w Nim ma istnienie”. Atanazy Wielki mówił, że w dziele sztuki ogląda się nie tylko samo dzieło, ale też artystę, że źle czyni, kto podziwiając budowlę nie pamięta o architekcie. Świat dla wielu myślicieli chrześcijańskich był piękny- nie sam z siebie, bo taki przekształciłby się zbyt łatwo w próżny kult materii. Był nim dlatego, że jest dziełem Boga. „Często zapomina się, że stworzenie świata nie jest prawdą z zakresu filozofii, lecz artykułem wiary. Filozofia starożytna nie zna stworzenia w absolutnym sensie tego słowa. Demiurg Platona nie jest Bogiem stworzycielem, lecz raczej tym, który nadaje porządek światu, rzemieślnikiem, twórcą kosmosu, który to termin oznacza porządek, ozdobę” (W. Łosski). Świat zatem jawi się nam jako wielka księga. Trzeba ją czytać  z namysłem- cierpliwie. Każdy fragment naszej rzeczywistości jest fantastyczną opowieścią o Bogu- Jego wirtuozerii, geniuszu i miłości- tak płodnej, że wszystko jeszcze stabilnie stoi na swoim miejscu. Zakończę to rozważanie modlitwą zaczerpniętą ze wschodniego obrzędu chrztu: „Ty bowiem własną mocą z niestnienia do bytu przywiódłszy wszystko, Twoją władzą utrzymujesz stworzenie i Twą opatrznością rządzisz światem, Ty z czterech żywiołów złożyłeś stworzenie, czterema porami krąg roku uwieńczyłeś. Przed Tobą drżą wszelkie duchowe moce, Ciebie wielbi słońce…, Ciebie słucha światło, przed Tobą drżą w leku otchłanie, Tobie służą źródła. Ty rozciągnąłeś niebo jak namiot, Ty utwierdziłeś ziemię na wodach, Ty morze ogarnąłeś piaskiem, Ty dla oddychania rozlałeś powietrze”. Bądź wielbiony Panie !

niedziela, 6 listopada 2016


Łk 20, 27. 34-38
Jezus powiedział do saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania: «Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania A że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczył tam, gdzie jest mowa o krzewie, gdy Pana nazywa „Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba”. Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją».
W odpowiedzi na liberalną eschatologię saduceuszów, Chrystus nakreśla wizję przyszłości- której najważniejszym wydarzeniem będzie zmartwychwstanie człowieka i jego status w wieczności. Problem z którym trzeba się zmierzyć, napęczniał w ogniu polemiki której tłem było żydowskie prawo lewiratu. Brat umiera pozostawiając swoją żonę wdową, aby zapobiec przed wejściem w rodzinę kogoś obcego, następny z braci bierze kobietę za żonę. Jeżeli następny mąż umiera, to kolejny ją poślubia- mamy do czynienia z wewnątrzrodzinną narracją następstwa, przypieczętowaną „uświęconą tradycją prawa”. Jednak saduceuszów nie interesuje wykładania tego przepisu prawnego. „Posługują się nim do konstrukcji groteskowego przykładu, w którym pewna kobieta poślubia kolejno siedmiu braci i postanawia umrzeć dopiero po pogrzebaniu ostatniego męża. Saduceuszom chodzi o pokazanie absurdalności wiary w zmartwychwstanie”(A. Pronzato). Dla chrześcijan- z perspektywy czasu, tego typu konstrukcja myślenia jest delikatnie mówiąc dziwna. Trzeba pamiętać, że eschatologia w czasach Jezusa była jeszcze mocno w powijakach. Chyba bardzo umknął dyskutantom fakt, że Bóg którego przed nimi roztaczała mądrość Tory, jest Bogiem życia i Bogiem zmartwychwstania.  Dlatego Chrystus wskazuje na fakt zmartwychwstania jako kontynuację twórczego działania Boga, jak również sposób zmartwychwstania- przekraczający ludzkie możliwości poznawcze i jakiekolwiek analogie. W przyszłej rzeczywistości będą obowiązywały inne standardy, a wszystko, co ma znamiona pewników i utartych schematów, zostanie przemienione- nowa jakość istnienia i bytowania (pozbawiona zaistniałych wcześniej relacji małżeńskich). Ludzie stając się uczestnikami zmartwychwstania będą bardziej upodobnieni do Boga i pozbawieni roztrząsającej przeszłość pamięci- nowe istnienie. „Przy wskrzeszaniu ciał tych, którzy odeszli- sugeruje Cyryl Jerozolimski- Bóg przywróci identyczną materię, z której one kiedyś się składały, ale zmieni ich jakość i udzieli im blasku i piękna odpowiedniego do ich nowego stanu”. Tak przedstawiona perspektywa jest niezwykle klarowna dla chrześcijan, którzy nadzieję pokładają w Bogu (który dla kochających Go przygotował niewidzialne dobra). Zmartwychwstanie zatem pozostaje niekwestionowanym artykułem wiary Kościoła. „Chrześcijańska pewność zmartwychwstania nie opiera się jednak na spekulacji- napisze H. Balthasar- lecz na fakcie zmartwychwstania Jezusa i Jego ponownego spotkania się z uczniami, z którego to faktu dla przemiany obecnego „Starego Eonu” w przyszły „Nowy Eon” wynikają dwie rzeczy: tożsamość osoby, nie tylko jej ducha, lecz również ciała, a tym samym całych należących do tej osoby ziemskich dziejów- Jezus pokazuje uczniom swoje rany: „to Ja Jestem !” Jednocześnie bez jakiegokolwiek problemu przechodzi w nowy stan bytowania- jako przebóstwiony Kyrios. „Być może chrześcijańska nadzieja wyraża się niekiedy z emfazą wtajemniczonego, kogoś, kto więcej wie o Bogu i jego wieczności niż o ciemnym lochu teraźniejszości- pisał K. Rahner. Naprawdę zaś jest tak, że to absolutne spełnienie pozostaje tajemnicą, którą musimy czcić w milczeniu, odsuwając wszystkie obrazy i pogrążając się niejako w tym, co niewyrażalne”. Należy siebie w pokorze pozostawić zapewnieniu Chrystusa, który nieustannie nas zapewnia: „Ja jestem droga, prawdą i życiem !”

piątek, 4 listopada 2016

Flp 3, 20-21

Nasza bowiem ojczyzna jest w niebie. Stamtąd też jako Zbawcy wyczekujemy Pana Jezusa Chrystusa, który przekształci nasze ciało poniżone w podobne do swego chwalebnego ciała tą mocą, jaką może On także wszystko, co jest, sobie podporządkować.

„Wędrówką jedną życie jest człowieka…”- pisał Stachura dotykając pośrednio i duchowo człowieczej włóczęgi po nieznanych ścieżkach. Ludzie wierzący w przeciwieństwie od tych nie wypatrujących drugiego brzegu, mają jakoś bardziej sprecyzowany kierunek przemierzanej w trudzie drogi. W chrześcijaństwie, nie można zagubić pewnego realizmu eschatologicznego- zrozumienia, że Kościół to wydarzenie, w którym dokonuje się przejście Jezusa i przeprowadzenie każdego z nas do innej egzystencji. Dobrze to wyraził Bousset: „Kościół nie ma tu zatem swojego mieszkania; nie zatrzymuje się, przechodzi. Jest wędrowcem, nie buduje własnego siedliska. A swoje dzieci naucza, aby nie przyzwyczajały się do życia tu, na ziemi, aby im budowały tu swojej siedziby; ponieważ są jakby w gospodzie, przejazdem”. Wiara to nie jest pakiet, który sobie możemy zakupić w prosperującym „towarzystwie ubezpieczeniowym”- z hasłem niczym neon świecącym; w razie egzystencjalnego niepowodzenia- masz zagwarantowane niebo. Chrześcijaństwo autentyczne jest o wiele bardziej radykalne, niż się komuś może zdawać. Niesamowite są słowa jednego ze wschodnich teologów: Kościół ma jeden fundamentalny cel- „przygotować świat na ostateczne przemienienie, kiedy śmierć zostanie ostatecznie uśmiercona, a ludzkość i wszechświat, poprzez łono Kościoła, narodzą się w Królestwie… W ten sposób Kościół objawia się jako miejsce duchowe, w którym człowiek staje się terminatorem eucharystycznej egzystencji, staje się autentycznie kapłanem i królem: dzięki liturgii odkrywa świat przemieniony w Chrystusie i odtąd współpracuje przy jego ostatecznej metamorfozie”. Ktoś może zapytać jak do tego dojrzeć, jak to ma się zrealizować w naszym życiu. Odpowiedzi udziela sam Bóg- abyśmy uwierzyli w Tego, który jest posłany.

czwartek, 3 listopada 2016


Łk 15, 1-10
W owym czasie przybliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie, mówiąc: «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi». Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: «Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła”. Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia.
Dzisiejsza przypowieść w sposób szczególny adresowana jest do tych chrześcijan, którym jest niekiedy za ciasno i zbyt duszno w Kościele. Żyje obok nas mnóstwo wrażliwych, głębokich wewnętrznie ludzi, których denerwuje tłum- „pastwisko” w którym się znajdują i jakby nie do końca byli usatysfakcjonowani tym stanem rzeczy. Czasami nie są to ucieczki podyktowane pokusą łatwego życia- bez moralnych zasad, czy kościelnego szablonu dobrego wychowania. Bardzo często wrażliwość, nie pozwala im przechodzić i przeżywać wiary, tak jak tego chcieliby inni. Obok tych wrażliwych „buntowników”, jest duża grupa niezadowolonych z siebie i Boga ludzi. Często rozczarowani instytucją, dysonansem między ideałem a praktyką życia. Tacy ludzie przyjmują często postawę lekceważącą, kontestującą, uniezależniającą się od Kościoła i Przewodnika. „Bóg i człowiek są wolni wobec siebie nawzajem; jest to wolność tragiczna, jedyny warunek miłości.” Tego typu rozterki, stoją często u podstaw o wiele głębszych dramatów rozgrywających się w sercu człowieka. Czasami obserwując tego typu zjawiska, rodzi się pytanie: Dlaczego owca, której było tak dobrze, odeszła od takiego pasterza ? Trudno odpowiedzieć na to pytanie, ono jest złożone i pewnie wielowarstwowe. Może zamiast kierować wzrok na zachowanie stada, trzeba skoncentrować się na Bogu. Co w takiej sytuacji robi Bóg ? Szuka zagubionego człowieka- więcej grzesznika. Nie potrafimy psychologicznie zrozumieć intencji zdeterminowanego w poszukiwaniach Boga. Idzie za zagubioną owcą, która oddaliła się tak bardzo, że może nie da się jej już odnaleźć. Pasterz ryzykuje, choć nie rezygnuje- może to dla wielu truizm, ale On kocha zagubionych, zatraconych, uciekających po urwistym stoku, czy zaszywających się na odludziu. W naturze miłującego Boga, jest owa zdumiewająca zdolność do wychodzenia naprzeciw, włóczenia się za zadufanymi w sobie ludźmi. Przypowieść w której scenariusz wczytujemy się jakbyśmy byli odtwórcami dwóch ról, nie sugeruje, iż Bóg z zasady bardziej kocha grzesznych ludzi, a tym sprawiedliwym dostarcza jakąś stałą dawkę miłości. Nic bardziej mylnego. Swoją miłością ogarnia wszystkich, ponieważ zdaje sobie sprawę, że każde oddalenie człowieka przyniesie moment w którym człowiek zacznie błagać o ratunek. „Zastanawiające są proporcje podane w przypowieści: jedna zagubiona owca, oddalona od pozostałych dziewięćdziesięciu dziewięciu. Proporcja 99:1 ma swój głęboki sens symboliczny. Nie chodzi o dosłowną interpretację liczb, gdyż jest porównanie hiperboliczne, a więc z natury swej przesadne. Jedna owca nie może być czymś więcej niż 99 pozostałych. Przesada jest tu jednak zamierzona. Jej celem jest podkreślenie uczucia bólu z powodu utraty i troski o odnalezienie zguby.” (W. Hryniewicz). Chrześcijaństwo przez całe wieki historii postrzegało Chrystusa- Pasterza, jak przynoszącego ocalenie, wytrwałego w odnajdywaniu zakochanego w człowieku Boga. Na wczesnochrześcijańskim sarkofagu z via Salaria w Rzymie (IIIw.), został ukazany Chrystus jako piękny młodzieniec, trzymający na swoich ramionach barana. Idylliczność wyrzeźbionej sceny jest tak sugestywna, iż pierwszym skojarzaniem jest poczucie wszechobejmującego szczęścia i spokoju wypisanego na twarzy Młodzieńca i bezruchu niesionego zwierzęcia. W tym miejscu właściwie wybrzmiewa mistyka słowa Anioła Ślązaka: "Wiem, ze beze mnie, Bóg nie może żyć ani chwili. Jeśli zostanę unicestwiony, musi oddać ducha". Od tego momentu Chrystus staje w centrum ludzkiego losu, a zbawienie staje się udziałem roztrzaskanych poczuciem wolności i obmytych łzami grzeszników !

środa, 2 listopada 2016

Rz 6,3-9

Bracia: Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Przyjmując więc chrzest zanurzający nas w śmierć, zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie, jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca. Jeżeli bowiem przez śmierć, podobną do Jego śmierci, zostaliśmy z Nim złączeni w jedno, to tak samo będziemy z Nim złączeni w jedno przez podobne zmartwychwstanie. To wiedzcie, że dla zniszczenia grzesznego ciała dawny nasz człowiek został razem z Nim ukrzyżowany po to, byśmy już więcej nie byli w niewoli grzechu. Kto bowiem umarł, stał się wolny od grzechu. Otóż, jeżeli umarliśmy razem z Chrystusem, wierzymy, że z Nim również żyć będziemy, wiedząc, że Chrystus powstawszy z martwych już więcej nie umiera, śmierć nad Nim nie ma już władzy.

Lubię spacerować po cmentarzu, rozmyślać i formułować zagmatwane pytania podążając ścieżką mądrych oraz odważnych ludzi. „Dlaczego istnieje coś raczej niż nic ?”- dociekał przenikliwie filozof Leibniz. Trzeba jakoś wyjść z tego impasu. Czy ten świat w którym się rodzimy, wzrastamy, zdobywamy potrzebne umiejętności, kochamy i przeżywamy paletę różnorodnych emocji- jest jedynym z możliwych obszarów naszego przebywania ? „Ten, kto nie może zobaczyć, co jest za zasłoną, nie ma prawa powiedzieć, że tam nie ma niczego”(H. Kung). Mamy prawo nosić w sobie głębokie przeświadczenie o niezwykłym świecie Boga. Chrześcijaństwo elastycznie posługuje się słowem: Nadzieja. Jestem przekonany, że nosimy w sobie obraz wieczności. Nadzieja uchyla niewidoczne drzwi naszej wyobraźni podprowadzając na paluszkach, cichutko ku Temu, który jest Zmartwychwstaniem i Życiem. Zdecydowanie łatwiej się żyje i umiera, będąc człowiekiem głęboko wierzącym. Noszę w sobie głębokie przekonanie, że spełnią się słowa Chrystusa które skierował do Natanaela: „Zobaczysz jeszcze większe rzeczy” (J 1,50). Święty Paweł uświadamia nas w czytaniu, że przyszłość dokonuje się w nas-już teraz- na sposób sakramentu Chrztu. Zanurzenie w wodzie i wynurzenie jest uczestnictwem w śmierci i życiu zmartwychwstałego Pana. O ile jednak wody chrztu są grobem, w którym zostaje pogrzebany grzeszny człowiek, o tyle są one również ożywczym środowiskiem, w którym zostaje powołane do życia nowe stworzenie. Dwa razy wychodzimy z „płynnego łona”- jedno jest matczynym środowiskiem, drugie to przestrzeń Kościoła, który inicjuje naszą wędrówkę ku wieczności. „I ów Człowiek, który z nieba zstąpił i przyjął śmiertelność, trzy dni był pod ziemią i znów wrócił do życia, tak też winien każdy, przez ludzką naturę z Nim złączony, dla osiągnięcia tego samego celu tj. ożywienia zamiast ziemią dać się okryć wodą i trzykroć się w niej zanurzyć, by przez to naśladować daną po trzech dniach łaskę zmartwychwstania”- pisał św. Grzegorz z Nyssy. Każdy wierzący przez ożywczą kąpiel wszedł w Triduum Chrystusa Zwycięzcy. W ten sposób sakrament wtajemniczenia jest realnym zstąpieniem razem z Chrystusem w Jego śmierć, jak również udziałem w triumfie zmartwychwstania.  Wieczność jest Boża i ludzka. Współpracujemy z Bogiem, aby ją osiągnąć. Cała nasza historia jak również sekwencje towarzyszących naszemu życiu wydarzeń, są wzlotem ponad teraźniejszość. Nieustannie transcendujemy naszą egzystencję. Dzięki temu przyszłość- jak wyraził to w swoich intuicjach rosyjski filozof Frank- nie jest po prostu przed nami, lecz stanowi część historii, teraźniejszość przeczuwaną, przeduczestniczącą, już realną. „Ponieważ Bóg istnieje, ja jestem nieśmiertelny- pisał z eschatologiczną wrażliwością Dostojewski- Moja nieśmiertelność jest nieodzowna choćby dlatego, że Bóg nie zechce zgasić na zawsze płomienia miłości, który zapłonął dla Niego w moim sercu”.  

wtorek, 1 listopada 2016

1 J 3,1-3
Najmilsi: Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego. Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się to objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jaki jest. Każdy zaś, kto pokłada w Nim nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty.
Uroczystość Wszystkich Świętych- określiłbym jako dzień Nieba. Wszystko powinno być przeniknięte euforią radości, a odpryski tego szczęścia powinny wypisywać się na twarzach współczesnych chrześcijan. Niestety cień cmentarnego gwaru i prześcigania się w świeczkomanii, skutecznie oddala nasze myśli od rozmyślania nad osobistą świętością. Ile mądrych przesłań i cudownych ludzkich tropów przebiega gdzieś obok nas- a człowiek głuchy i ślepy. Stają przed nami rzesze Przyjaciół Boga- Orędowników, utalentowanych geniuszów pięknego człowieczeństwa, a wielu ludzi nie chce o nich słuchać- zamykając ich sylwetki w pobożnych annałach zamierzchłej historii. A przecież ich droga życia jest również naszą drogą życia. Dzisiaj spowici aurą transcendentnego blasku innego świata, a niegdyś tacy sami jak my. Spoglądają na nas z rozlicznych ikon, obrazów, rzeźbionych ołtarzy- opowiadających apoteozę niebiańskiego Kościoła. Symeon Nowy Teolog porównuje świętych do ogniwa złotego łańcucha: „Przenikając każdego, od pierwszego po ostatniego, od stóp do głów, Trójca Święta łączy ich wszystkich w jedno… połączeni z tymi, którzy odeszli wcześniej i podobnie jak oni napełnieni światłem, święci każdego pokolenia stają się częścią złotego łańcucha, w którym każdy święty jest oddzielnym ogniwem, zjednoczonym wiarą, uczynkami i miłością. Tak oto w Jednym Bogu tworzą oni jeden łańcuch, którego nie da się tak łatwo rozerwać”. Dalecy, a zarazem niesamowicie nam bliscy. Nosimy ich imiona, zmagamy się z tymi samymi dylematami, przeżywamy religijne rozterki i podobne uniesienia serca. „Jakże więc nie czcić tych, którzy byli i są oddanymi sługami, przyjaciółmi, synami Boga ? Bo cześć, jaką się okazuje najlepszym współsługom, jest dowodem miłości względem wspólnego Pana. Byli oni też skarbnicami i czystymi mieszkaniami Boga i stali się miejscem Jego przebywania, jak sam powiedział: Zamieszkam w nich i będę z nimi przebywał, i stanę się ich Bogiem” (św. J. Damasceński). Doktrynalne podstawy kultu świętych, mają swoje źródło od początku chrześcijaństwa w przekonaniu, iż świętość jest celem wyznawców Chrystusa. Wiara w skuteczność świętych modlitwy świętych była tak powszechna i oddolna w Kościele starożytnym, że przeszła do liturgicznych celebracji. „Udając się na grób męczennika lub innych zmarłych, chrześcijanin myśli o pomocy, jaką mógłby uzyskać dzięki ich orędownictwu. Wiele inskrypcji to prośby zwrócone do zmarłego, żeby modlił się do Boga za żyjących. Czasem oznaczają one życzenie, by osiągnął spoczynek, spokój albo chwalebne zmartwychwstanie. Chętnie oddawano duszę skromnego zmarłego pod niebiańską opiekę sławnemu męczennikowi, aby stał się jego poręczycielem i wprowadził go przed oblicze Boga” – tak opisywał wiarę we wstawiennictwo świętych w pierwotnym Kościele M. Simon. Świadectwo życia świętych, jest nie tylko doskonałym przykładem ludzkiej doskonałości, ale nade wszystko receptywności- otwartości na działanie Ducha Świętego. Istota świętych i ich kultu nie może być inaczej wyrażona jak przez fakt, że Bóg jako Duch Święty ukazuje Siebie jako przedziwnego w swoich świętych. „W świętych czcimy przebóstwienie natury człowieka, Bożą miłość do nich i w nich” (J. Florowski). W tych wypełnionych miłością i łaską „naczyniach”, odkrywamy naszą przygodę wiary i ostateczne zwieńczenie naszej drogi- Zbawienie. Zakończę to rozważanie słowami ks. Twardowskiego: „Powoli nie prędko proszę się nie pchać. Najpierw trzeba wyglądać na świętego ale nim nie być, potem ani świętym nie być ani na świętego nie wyglądać. Potem być świętym tak żeby wcale tego nie było widać i dopiero na samym końcu święty staje się podobny do świętego”. Życzę świętości !