piątek, 27 stycznia 2017


„Teologiem jest ten, kto potrafi się modlić”- to jedno z najpiękniejszych zdań wykutych przez Ojców Kościoła. Przywołuję to stwierdzenie za każdym razem kiedy spotykam młodych adeptów teologii, czy beztroskich poszukiwaczy Boga. Życie modlitwy, jej pulsacja we wnętrzu człowieka, czyni człowieka istotą napełnioną Bogiem. „W czasach inflacji słowa wzmagającej zgubne poczucie osamotnienia, jedynie człowiek pokoju modlitewnego może przemawiać do innych i wskazywać im Słowo- Oblicze, Spojrzenie, które stało się obecnością”. Teologiem jest ten, kto potrafi odkrywać Twarz Boga- Jego przemienione zmartwychwstałe Oblicze ! Nie trzeba być zorientowanym w psychologii czy zjawisku mediów, aby zrozumieć jak ważne jest spojrzenie- to zbyt mało, chodzi bowiem o dostrzeżenie. Żyjemy w kulturze spojrzenia fiksującego i nasycającego się wszystkim niczym gąbka. Chrześcijaństwo zawsze wskazywało na percepcję inną, na wskroś oczyszczoną; o wzrok przemieniony i obłaskawiony niewyraźnym konturem innego świata. Miał rację św. Teodor Studyta mówiąc: „Z obrazu Chrystusa przenosimy oczy ducha na nieograniczony obraz Boga”. Zatem głębia życia duchowego intensyfikuje się w palecie wrażeń na sposób obrazu. Do wiary zawsze łatwiej dotrzeć za pomocą „błogosławionej sztuki” w której wyraża się wzniesienie, szamotanina i poruszenie duszy chrześcijańskiej. „Kościół nie ma być miejscem, gdzie gromadzi się dzieła sztuki- pisze M. Rupnik- lecz powinien odzwierciedlać świat i ludzkość przemienione przez Chrystusa”. Doskonale to rozumieli pierwsi chrześcijanie kiedy doświadczenie wiary, wspólnoty i dokonujących się misteriów przenosili na ściany katakumb. Ich plastyczny język wiary uformowany w tyglu prześladowań stanowił nieprawdopodobnie silną i pełną ekspresji katechezę. Wszystko opowiadało o zbawczym działaniu Boga. Cały świat wokół nich wariował, a oni opowiadali o tym, że Bóg jest ocalającą rzeczywistość miłością. Często powracam do malowideł katakumbowych- do sztuki krzewiącej wiarę- jak ją określał Uspieński. Ona kształtowała nie tylko młody kościół Rzymu, ale również inspiruje po dziś dzień. Wychowałem się na podziwie bukolicznego, pięknego Pasterza niosącego również mnie na swoich ramionach. To mówiło mi o nieśmiertelności i witalności jaką jest chrześcijaństwo. Ta erupcja trwa nieustannie, jest tylko zgoła niezauważona. Pomimo, że chrześcijaństwo przestało być triumfalnym pochodem po ścieżkach świata, to ikonografia ciągle opowiada tak wiele; upleciona ze znaków i symboli, przyprószona antyczno-mitycznymi konstrukcjami przynosi powiew ewangelicznej nowości- niczym manifest wobec pogańskiego świata. Nasz świat też stał się na wskroś pogański. Od płytkiej pobożności trzymającej się w ramie tradycji, od bylejakości myślenia i postrzegania świata, rzeczywistość i sam człowiek szuka kurczowo ocalenia. Może potrzeba nam współczesnym zejść do katakumb i schować się na chwilę pod ziemią; odnowić świadomość i nasycić patrzenie nowym, świeżym impulsem. Dostrzec Chrystusa Zbawiciela- A i Q. „Dobry Pasterz z sarkofagów i katakumb nie jest obrazem i nie jest symbolem Chrystusa, jest natomiast widzialnym przedstawieniem myśli, że Zbawiciel zbawia, że przyszedł nas zbawić, że jesteśmy przez Niego zbawieni. Daniel w lwiej jamie także nie jest portretem Daniela, a znakiem tego, ze Daniel jest zbawiony i my jesteśmy zbawieni jak Daniel. Taka sztuka we właściwym sensie słowa nie może być nazwana sztuką. Ona nie przedstawia i nie wyraża, ale oznacza ogniste jądro, żywe słońce misteryjnej wiary, o którym świadczą męczennicy i pasterze tamtych wieków, nowo ochrzczeni poganie, obrzęd ich chrztu i sami wrogowie Kościoła” (W. Weidle). Malarstwo katakumbowe nie pretendowało do roli bycia sztuką, tak ją dzisiaj analizujemy i oznaczamy działem antyku chrześcijańskiego. Malarstwo to jest żywą kerygmą Kościoła- zwiastującego nową egzystencję. „Aby mogła się ona pojawić, należało obrazy i formy cielesne uczynić duchowymi, sztuka naturalistyczna miała stać się transcendentną- pisał A. Schmemann. To zapowiedziało ikonę- „Kolorową kontemplację Boga”. To nam uświadamia jedno paradoksalnie najważniejsze przesłanie. Wraz z wejściem Boga w historię człowieka, wszystkim zajaśniała Twarz Niepoznawalnego. Wracamy do punktu wyjścia- teologiem jest ten, kto potrafi widzieć !