wtorek, 21 lutego 2017

Mk 9, 30-37

Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był już w domu, zapytał ich: «O czym to rozprawialiście w drodze?» Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli ktoś chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich». Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: «Kto jedno z tych dzieci przyjmuje w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał».

Nawet pierwszy episkopat nie był wolny od rywalizacji- męskiej dominacji i parcia ku jak najlepiej uprzywilejowanej pozycji. Ludzkie aspiracje wzięły górę nad pokornym i pełnym wdzięczności przeżywaniem własnego powołania. Historia będzie zataczać kręgi i odświeżać kąśliwe spory apostołów w innych czasach i miejscach. Im więcej będzie w Kościele karierowiczostwa, rywalizacji o godności i uposażone stołki, tym więcej wykluje się nie transparentności, dwuznaczności oraz hipokryzji. Rosyjski filozof Chomiakow pisał, że „Kościół nawet ziemski jest czymś niebieskim”. Ktoś czytając dzisiejszą Ewangelię może mu zarzucić, że był niepoprawnym idealistą. Ale w taki sposób można myśleć o Kościele tylko wtedy, kiedy przeżywa się go w poczuciu prostoty małego dziecka. „Tam, gdzie nie ma dzieci, brakuje nieba” (A.Ch. Swinburne). Europejska cywilizacja przeżywa kryzys braku dzieci; zestarzeliśmy się w naszej egzystencji. Pozostaje nam tylko cerowanie zmarszczek i uszczelnianie duszy. Myślimy po dorosłemu zapominając że obok nas istnieje fantastyczny- kolorowy świat Boga. W tym świcie na ostatnim miejscu jest wyrachowanie, małoduszność, lekkomyślność i serce szczelnie zamknięte przed miłością innych. Dziecko może wywrócić świat do góry nogami; pozdzierać zatęchłe zasłony, przestawić wiecznie obecne w jednym miejscu przedmioty, wstrząsnąć „świętym spokojem”. Potrafi nauczyć jak małe, drobne sprawy przeistoczyć w święto radości. Tak naprawdę kiedy Chrystus stawia przed uczniami dziecko, myśli o naprawie świata- o dziecięcej „rewolucji ducha”. Boimy się nieprzewidywalnego następstwa zdarzeń i intensywności wiary od której zaczerwienią się nam poliki. Dziecko nas może nauczyć jednego, że wiara to całkowity zwrot serca ku Bogu. Ktoś mi kilka dni temu zarzucił mi, iż uprawiam twardą teologię. Nie, ja uprawiam teologię po dziecięcemu, mocno stąpając stopami po ziemi. Dziecięctwo, to nie są łatwe kompromisy, ale bezwarunkowe zawierzenie i miłość. Mądrość żydowska mówi, że „człowiek ma trzy rodzaje imion: to jakim nazwali go ojciec i matka, to jakim nazywają go ludzie i to, jakim zapisany jest w Księdze żywota”. Tym imieniem, którym przywoła nas kiedyś do siebie Bóg, będzie: Moje ukochane Dziecko !