poniedziałek, 13 marca 2017

Łk 6, 36-38

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, ubitą, utrzęsioną i wypełnioną ponad brzegi wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie».

Myślę, że Bóg odwiecznie szuka dostępu do człowieka posługując się językiem miłości. W ten sposób Miłość zaprasza do odwzajemnienia i wejścia w komunię, poprzez reanimację człowieczego serca i skierowanie spojrzenia ku potrzebującemu bratu. Językiem chrześcijaństwa jest miłość- czasami przemilczana, zamknięta w szczelnym kuferku poprawności, stłamszona w doktrynalnym poczuciu wyższości, przyćmiona dumną ignorancją, ale jednak miłość. Miłość zamknięta w sercach maluczkich i prostaczków wyciągała wielokrotnie Kościół z tarapatów zasklepienia w sobie i pominięciu najważniejszego przykazania. Największym bogactwem i sukcesem Kościoła podnoszącym go z rozlicznych kłopotów, jest nieustannie pełna miłości postawa chrześcijan. Na twarzach Chrystusowych świadków rozbłyskuje urzekający blask miłości. „Człowiek jest powołany do tego, żeby przyjąć w siebie świat- pisze O. Clement- pojąć go swoim rozumem i objąć swoją miłością”. To objęcie miłością jest najbardziej przekonującym argumentem za Bogiem skrytym w sercu człowieka. „Wiedza bez miłości może stać się jedynie bezduszną erudycją. Tak jak wiara i religijne obrzędy- bez ciepła, wewnętrznego przekonania i oddania ludziom stają się łatwo, w ich odczuciu, pustymi ceremoniami. Jeśli dawać, to z największą życzliwością, troską i wrażliwością o ludzkie sprawy… Bez miłości, podobną jałmużną i upokorzeniem byłaby również opieka nad wszystkimi ludźmi zdanymi na pomoc drugiego człowieka (W. Hryniewicz). Miłość wrażliwa i pełna współczucia przeistacza się w pełne miłosierdzia bycie z innymi i dla innych. W chrześcijaństwie nie można zastąpić miłosierdzia jakimś tanim socjalnym działaniem. Miłosierdzie przekracza hojne rozdawnictwo dóbr, jest umiejętnością dostrzeżenia w drugim człowieku Chrystusa. Święty Jan Chryzostom w jednej z homilii nawoływał: „Piłeś Krew Pańską, a nie poznajesz swego brata. Bezcześcisz ten stół właśnie przez to, że myślisz, iż nie jest godzien, aby podzielić się z nim pokarmem, ten, który był uznany za godnego, aby przy tym stole brać udział w uczcie. Bóg cię zbawił od wszystkich twych grzechów i zaprosił cię na tę ucztę. Ale ty nie stałeś się przez to bardziej miłosierny”. Ojcowie Kościoła nie oddzielali miłosierdzia, które czyni nam Bóg, od miłosierdzia świadczonego przez nas bliźnim. Bez miłości nie można zrozumieć Boga, który sam przecież jest miłością. Nie sposób zrozumieć żyjącego obok mnie człowieka. Nie można usadowić się w świecie. Tomasz z Akwinu wskazywał, że „miłosierdzie jest to przymuszające do przyjścia z pomocą takie odczuwanie ludzkiej biedy, jakby to mnie ona spotkała”. W ten sposób chrześcijanin przekracza czysto ludzki altruizm, staje się „ikoną Chrystusa”- obmywającego łzy cierpiących, rozdającego chleb, cierpiącego wraz z tymi którzy doświadczają ucisku. Liturgia bizantyjska przez całe wieki odsłania w wezwaniu diakona, który woła poprzedzając moment recytacji Credo: „Miłujmy się wzajemnie, abyśmy mogli zgodnie wyznać”. Tylko wzajemna miłość potrafi czynić życie piękniejszym, skracając odległość między ziemią a niebem.