czwartek, 2 marca 2017

Łk 9, 22-25

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; zostanie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie». Potem mówił do wszystkich: «Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść dla człowieka, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?»

Zawsze mnie porusza początek i zakończenie rosyjskiego filmu pt. Wyspa. Pierwszy kadr który się pojawia przed widzem, to obraz starca ojca Anatola leżącego krzyżem na ziemi, wśród  zimnej scenerii i surowej wyspy- jednej z wielu rozsianych na Morzu Białym. Film Pawła Łungina to prawosławna opowieść o pokajaniu- nawróceniu serca, drodze niechcianego, choć urzeczywistnionego zła i zmartwychwstaniu. Cała fabuła jest przepleciona zmaganiem duchowym Anatola, charyzmatycznego i posiadającego dar uzdrawiania mnicha. Jego droga wiary jest odpowiedzią na jeden czyn z młodzieńczej przeszłości, zabójstwo człowieka do którego został przymuszony. Świadomość dokonanego czynu i intensywność przeżyć owocują postawą głębokiej i zawstydzającej ascezy, którą w sposób niezwykle radykalny realizuje ów starzec. Film ten jest mądrą refleksją o Krzyżu wpisanym w życie każdego człowieka. Ostatni kadr to również krzyż, usytuowany w bliskości trumny ze starcem odbywającym swoją ostatnią drogę na spotkanie z Chrystusem. Wielki Post jest czasem naszego podniesienia krzyża, utożsamienia się z nim, objęcia go w ramionach. W chrześcijaństwie nie można zamienić własnego krzyża na jakieś zamiennik z którym przejdziemy komfortowo i bezboleśnie przez życie. Pewnie wielu by tak chciało, aby cierpienie fizyczne i duchowe było czymś styropianowym, tylko przejściowym- prawie nieodczuwalnym. Chrześcijaństwo nie jest jakimś rodzajem bezsensownego cierpiętnictwa, jest pełne realizmu życiowego i odwagi zmierzenia się z najtrudniejszymi sytuacjami życiowymi. "Uczeń Chrystusa- pisze św. Ignacy Branczaninow- tylko wtedy prawidłowo niesie swój krzyż, kiedy uznaje że te właśnie zesłane mu niedole, a nie jakieś inne są konieczne dla jego zbawienia i doskonalenia się w Chrystusie". Kiedy spoglądam na wspaniałe bizantyjskie czy romańskie krucyfiksy, dostrzegam Chrystusową historię zwycięstwa, której fragmentem jest moje życie i zmagania. One nie są bezsensowne, bowiem podnosi je ku górze i przeobraża zwycięstwo Boga-Człowieka. W obrazach z przeszłości dominuje wizerunek Chrystusa zwycięskiego, walecznego króla panującego z drzewa życia. W tym miejscu przypomina mi się treść staroangielskiego poematu z VIII wieku Sen o krzyżu: „Zrzucił swe szaty młody wojownik, a był to Bóg wszechmocny, niezłomny, niezachwiany. Wstąpił na krzyż wysoki, mężny, na oczach wielu, by wyzwolić swój ludzki ród. Zadrżałem gdy bohater otoczył mnie ramionami… Musiałem trwać niewzruszenie. Krzyżem mnie postawiono, bym w górę wyniósł możnego Króla, Pana Zastępów.”