czwartek, 30 marca 2017

Ps 106

U stóp Horebu zrobili cielca
i pokłon oddawali bożkowi ulanemu ze złota.
Zamienili swą Chwałę
na podobieństwo cielca jedzącego siano.

Kiedyś próbowałem wyobrazić sobie twarz Mojżesza schodzącego z góry po bezpośrednim spotkaniu z Bogiem. Jest już blisko obozu swoich współziomków i przed jego oczami rysuje się obraz zbiorowego bałwochwalstwa- ludzi w hipnotycznym amoku tańczących lubieżnie wokół odlanego ze złota cielca. Mojżesz pewnie przeżył taki wstrząs, że mało mu nie eksplodowało serce z rozpaczy wymieszanej z gniewem. Bez względu na to, w co wierzyli współcześni mu ludzie, on sam był głęboko przeświadczony, że lud Izraela winien oddawać cześć wyłącznie Jahwe. Taki sens miało i ma sześć hebrajskich słów, znanych pod nazwą Szema, które w przekładzie brzmią następująco: „Słuchaj Izraelu, Pan jest naszym Bogiem- Panem jedynym” lub „Pan i tylko Pan jest naszym Bogiem”, jest jeszcze trzeci wariant tego lapidarnego wyznania: „Pan i tylko Pan jest naszym Bogiem”. Tak brzmiał głoszony donośnie manifest religii wyznającej Boga, który płonął bezkompromisową, gwałtowną, namiętną zazdrością i żądał dla siebie wyłączności. Jak widać z tego opisu, lud również zapragnął czegoś dla siebie i na pewno nie kierował się mądrością, ani dalekosiężną roztropnością. Uczynienie cielca nie było zwyczajnym wybrykiem zrodzonym pod wpływem nudy i niemożliwości zobaczenia Boga. Nie można tego w żaden sposób wytłumaczyć, usprawiedliwić, nadać temu jakiś dyskursywny sens. Jakaś zbiorowa amnezja połączona z głupotą i rozwiązłością. Izrael wyszedł z Egiptu- miejsca niewoli, ucisku. Pan ich prowadził, wskazywał drogę, czynił cuda… Co w takim razie się stało ? „Niewielu zachowuje wdzięczność po otrzymaniu dobrodziejstwa. Większość dopóty pamięta o darach, dopóki z nich korzysta” (Seneka). Ten epizod ze Starego Testamentu jest mądrą lekcją również dla chrześcijan- szczególnie tych dzisiejszych. Nasza kultura jak nigdy dotąd nie była tak przeniknięta idolatrią. Świetnie to zjawisko demaskuje Erich Fromm „Wielbiciele bożków są zarówno wśród wierzących, jak i niewierzących. Uczynili oni z Boga- bożka, wszechwiedzącą, wszechpotężną istotę, sprzymierzoną z potęgami ziemskimi. Podobnie są też niewierzący, którzy wprawdzie nie uznają Boga, ale czczą idole (wielbione również przez ludzi wierzących); suwerenne państwo, sztandar, rasę, produkcję materialną i wydajność przywódców politycznych lub samych siebie”.  To niezwykle mocne słowa- obnażające człowieka, który nie tylko wytwarza sobie idole, ale również jest przez nie zagarniany. Prawdziwy Bóg nigdy nie ogłupi człowieka, a człowiek nie musi się przy Nim zachowywać jak niewolnik ogarnięty szaleństwem. Mądrość Talmudu powie: „Widziałem świat do góry nogami: możnych na dole, maluczkich na górze”. Mali nigdy nie przesłonią Oblicza Boga, to jest domeną wielkich których ukrytym pragnieniem jest być bożyszczem mas. Ilu jest ludzi którzy jak Goetz w sztuce Sartra wykrzykują: „Czy mnie słyszysz głuchy Boże ?” A kiedy nie potrafią już zrozumieć, że nawet Jego milczenie jest mową, to lepią są bożki. „Dzisiejsza cywilizacja- pisał współczesny teolog prawosławny- wcale nie występuje przeciwko Bogu, ale tworzy ludzkość bez Boga. Jak mówią socjologowie, „ateizm stał się masowy”, choć nie doszło do żadnego zerwania. Ludzie żyją na powierzchni samych siebie, tam, gdzie z definicji Bóg jest nieobecny”. Nie potrzebny jest im prawdziwy obraz Boga- ten sam o  który spytał Filip: „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy. Odpowiedział mu Jezus: Filipie tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś ?”(J 14, 8-9). Współczesnym chrześcijanom nie przeszkadzają już w domach figurki Buddy, hinduskie symbole, okultystyczne amulety, murzyńskie maski, czy bałwochwalcze kadzidełka. Chodzenie do sklepów z ezoteryką stało się fascynującą modą, a porady wróżek są tylko „niewinną ciekawością” propagowaną przez cele brytów i nadającą życiu egzotycznego kolorytu. Jak w taki sposób chrześcijaństwo ma odsłaniać prawdziwą twarz Boga. Ten synkretyczny styl życia jest kompletnym zaprzeczeniem Ewangelii; utratą siły nad własnym życiem, kompletnym brakiem wyobraźni i lekkomyślności. Tam nie ma Chrystusa. Miał rację Marcel More, wystawiając opinię co poniektórym ochrzczonym poganom. „Słowa ludzi, którzy, nie wiedzieć, jakim cudem, znaleźli sposób, aby wygodnie rozsiąść się na Krzyżu, nie mogą mieć już żadnego oddźwięku”.