środa, 31 maja 2017

Łk 1,39-56

Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w pokoleniu Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: „Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana”.

Błogosławiona Dziewica jest „naczyniem” łaski, szczęścia i miłości. Ona nie zamyka się ze swoją najgłębszą tajemnicą. Niosąc w sobie Życie- staje się „Dziewicą Znaku”- wypełnioną po brzegi kobiecej duszy miłością. Uobecnia w sposób najdoskonalszy i szczery miłość macierzyńską, ponieważ w Niej, Przedwieczny Bóg stał się Dzieckiem. „Ta posłuszna i radosna akceptacja zbawczego zamiaru Boga, tak pięknie wyrażona w Magnificat, była aktem wolności”- pisał Jerzy Fłorowskij. Izraelska Dziewczyna, pełna duchowego piękna i odwagi wchodzi z Chrystusem w świat; jakby chciała po raz pierwszy zwrócić uwagę świata na Tego, który jest Zbawicielem. „Za wielka jest, by dała się wyrazić słowem”- powie przekuwający teologię w język poezji św. Efrem. Może dlatego wobec tak ujmującej serce tajemnicy, wyczerpujące wydają się pochwalne słowa Elżbiety: „Błogosławiona jesteś i owoc łona”. Tylko inna kobieta posiadająca duchową wrażliwość i życie pod swoim sercem była wstanie w bliskiej osobie odkryć Theotokos i Panhagię. Ojcowie Kościoła znajdują w Maryi uosobienie Kościoła: „Jest tylko jedna Dziewica Matka i miło jest nazwać Ją Kościołem” (Klemens Aleksandryski). Nawiedzenie jest równocześnie świętem szlachetnej, obleczonej w wiarę kobiecości. „Elżbieta i Maryja jawią się jako istoty będące obiektem działania łaski, zdolne stać się początkiem autentycznego życia osobowego Boga, w Bogu i dla samego Boga, potwierdzając na nowo swoją całkowitą zależność od Jego woli. W ten sposób czystość realizuje się  dziewictwie… Nawiedzenie Elżbiety przez Maryję i rozmowa między obu niewiastami zawiera całą tajemnicę Bożej relacji pomiędzy Starym i Nowym Przymierzem. Ich spotkanie ukazuje łaskę Bożą działającą w Maryi w sposób tajemniczy, ale dla wiary najbardziej logiczny i najbardziej oczywisty”(N. Nissiotis). Dzisiejsza Ewangelia zaprasza nas do duchowej płodności i entuzjazmu wiary. Wkroczyć w świat z miłością, czując w sobie pulsujące istnienie Boga.

wtorek, 30 maja 2017

Ps 68  

Deszcz obfity zesłałeś, Boże,
Ty orzeźwiłeś swe znękane dziedzictwo.
Twoja rodzina, Boże, znalazła to mieszkanie,
które w swej dobroci dałeś ubogiemu.

Deszcz spadający z nieba w tradycji biblijnej wiąże się z obfitością błogosławieństwa. W tym malowniczym i na wskroś symbolicznym nawodnieniu materii, dostrzegamy życiodajne i pełne obfitości działanie Ducha Świętego. Przywłaszczając słowa Claudela, należy powiedzieć, że ten najsubtelniejszy i ukryty w Trójcy, dokonuje „aktu swojej obecności”. W tym wymiarze obecności i daru, Kościół jawi się jako „tajemnica Chrystusa w Duchu Świętym”. Deszcz spada na suchą, nieurodzajną i spragnioną życia glebę ludzkich serc. Święty Grzegorz z Nazjanzu wspomina o „strumieniu”- wylewie Ducha Świętego w człowieku. W taki sposób oczyszczony człowiek z brudu grzechu, staje się zwiastunem uzewnętrznionego Królestwa Bożego. Naucza o tym św. Bazyli: „Tak więc oczyściwszy się z brzydoty, którą wycisnęło zło, wróćmy do naturalnego piękna, tak jak obraz królewski, któremu przez oczyszczenie przywraca się dawną postać- tak jedynie można zbliżyć się do Parakleta… Dzięki Niemu serca wznoszą się ku górze, słabi dają się prowadzić za rękę, a ci, którzy posuwają się naprzód, doskonalą się… I podobnie jak ciała jasne i przejrzyste, kiedy pada na nie promień, stają się lśniące i błyszczą, innym, choć własnym blaskiem, tak samo dusze niosące Ducha, oświecone przez Ducha, one właśnie stają się duchowe i przekazują łaskę innym”. W tym świetle można zrozumieć eklezjalne znaczenie oczyszczenia i namaszczenia Duchem Świętym, które dopełnia chrzest (zanurzenie w wodzie i pomazanie olejem). Wyraża to wschodnia modlitwa wyjęta z celebracji sakramentu wtajemniczenia: „Boże, naznacz ich pieczęcią niepokalanego krzyżma; będą nosić w swym sercu Chrystusa, aby byli mieszkaniem Trójcy”. Rozkwit życia duchowego- kiełkowanie, wzrost i dynamika posłania pochodzi od Ducha. Zstąpienie Ducha w deszczu duchowych darów, przynosi oczyszczenie, odnowienie, przebóstwienie. Oczyszczone oczy i dusza człowieka zaczyna postrzegać rzeczywistość w nowości istnienia oraz wchodzi w przestrzeń adoracji, uwielbienia, wdzięczności. „Z pomocą wyobraźni zajrzyj do środka swego serca- radzi mnich Filemon- bo czyste serce (zroszone deszczem) widzi Boga jak w zwierciadle”.  Dar ten oczekuje godnego przyjęcia, podobnie jak spieczona słońcem ziemia pręży się modlitwą źródła wołając: „Daj mi pić”.

 

poniedziałek, 29 maja 2017

J 16, 29-33

Uczniowie rzekli do Jezusa: «Oto teraz mówisz otwarcie i nie opowiadasz żadnej przypowieści. Teraz wiemy, że wszystko wiesz i nie potrzeba, aby Cię kto pytał. Dlatego wierzymy, że od Boga wyszedłeś». Odpowiedział im Jezus: «Teraz wierzycie? Oto nadchodzi godzina, a nawet już nadeszła, że się rozproszycie – każdy w swoją stronę, a Mnie zostawicie samego. Ale Ja nie jestem sam, bo Ojciec jest ze Mną. To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale odwagi! Ja zwyciężyłem świat».

Chrześcijanin jest człowiekiem próby, konfrontacji i gotowości na najmniej przewidziane sytuacje. „Przejście przez próbę jest wydarzeniem duchowym. Prowadzi do wewnętrznej wolności i oświecenia przez Ducha Świętego, które jest osobistą Pięćdziesiątnicą chrześcijanina”. Człowiek traci perspektywę życia wiecznego w momencie kiedy zostaje przygnieciony przeświadczeniem, że nic nie jest wstanie zrobić. Oburzał się na to rosyjski filozof Hercen: „Przeraża mnie po prostu ten współczesny człowiek. Cóż za obojętność, ograniczoność, jakiś brak pasji…, jak wcześnie zużywa się w nim entuzjazm, energia, wiara we własną sprawę”. Te słowa można z wielką swobodą przenieść na grunt chrześcijaństwa, nie tyle jako bolesny przytyk ile chęć wzniecenia motywacji. Ten syzyfowy kamień niemocy jest tylko jednym z etapów próby wiary, nie jest on niemożliwy do uniesienia. Człowiek potrafi się wznieść wyżej i wyżej- na skrzydłach wiary, pokonując tym samym bezsilność i zamęt wokół siebie. „Wielkie cierpienia prowadzą nad do mądrości, gdyż są one bólami porodowymi, za pomocą których nas duch wyzwala się z osłonki przyzwyczajeń i niby nowo narodzone dziecię wpada w ramiona rzeczywistości” (Rabindranath). Człowiek dzięki paschalnemu zwycięstwu Chrystusa jest skazany na sens; na odwagę bycia kimś lepszym niż mu się zdaje. „Kto odbija się i skacze- powie Rahner- spada  w rozpościerającą się głębię… Kto przyjmuje całkowicie swoje człowieczeństwo, ten przyjął Syna Człowieczego, ponieważ w Nim Bóg przyjął człowieka”. Niezrozumienie i ucisk jest w jakimś najgłębszym sensie wpisane w ekonomię miłości Boga. Zawiera się w tym wewnętrzna próba, mocowanie ze sobą, choć w sercu drżą słowa ostatecznego triumfu: „Odwagi ! Ja zwyciężyłem świat”.  

sobota, 27 maja 2017

Od samego początku chrześcijaństwo było głoszeniem radosnej obecności Pana. W Kościele starożytnym cała Pięćdziesiątnica była świętowaniem Wniebowstąpienia, określano to wydarzenie jako analempsis- „wzięcie”- „Gdy dopełniały się dni Jego wzięcia z tego świata, postanowił udać się do Jerozolimy” (Łk 9,51). „Ta analempsis obejmuje nie tylko wniebowstąpienie, lecz całe wywyższenie lub zabranie Pana z tego świata, to znaczy Jego najgłębsze uniżenie na Krzyżu, które wszak było konieczne dla Jego wywyższenia”. Jak echo powracają w tym miejscu Chrystusowe słowa skierowane do uczniów: „Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża będzie wywyższony” (Mt 23,12). „Nikt nie wstąpił do nieba tylko ten, który zstąpił z nieba” (J 3,13). Święty Augustyn świetnie komentuje misterium tego wydarzenia, wkładając w usta Chrystusa przesłanie nadziei dla wierzących: „Bądźcie moimi członkami, jeśli chcecie wstąpić do nieba. W tym przeto zbieramy siły, tym żyjemy wszystkimi pragnieniami. O tym rozmyślajmy na ziemi, czy będziemy w niebiosach”. Przesłanie jest jak najbardziej czytelne; skoro Pan wstąpił do nieba, to tam jest nasza Ojczyzna do której w trudach egzystencji zmierzamy. Co z tej tęsknoty za innym wymiarem bytowania wyraża sztuka chrześcijańska, obnażając najbardziej głębokie tęsknoty za spotkaniem z Panem. Ikonografia kościołów, na Wschodzie i Zachodzie, stanowi ukazanie tajemnicy wniebowstąpienia w wymiarze całego Kościoła- pewnego sensus fidei. Pantokrator zdobiący apsydy bazylik, jest Tym wywyższonym przez Ojca, wraz z którym manifestuje swoją boską i życiodajną moc. „Wniebowstąpienie zakończy się wtedy- pisał o. Corbon, gdy wszystkie członki Jego Ciała zostaną przyciągnięte do Ojca i ożywione Jego Duchem”. Czyż nie taki jest sens odpowiedzi, którą aniołowie udzieli mężom z Galilei: „Dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo ? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjedzie tak samo jak widzieliście Go wstępującego do nieba”. Wniebowstąpienie jest paschalnym działaniem Chrystusa, który wszystko napełnia, jak również nieustannie odchodzi i przychodzi pozostawiając ślady swojej obecności. Te ślady obecności możemy odnaleźć w ikonie święta. Wraz z kontemplacją spowitego chwałą Chrystusa, dokonuje się podniesienie naszego człowieczeństwa, percepcji ludzkiego ducha- sur sum corda ! Tak jak podaje nam przekaz Ewangelii, tak wraz za nim podąża wyobraźnia ikonograficzna, próbująca uchwycić Chrystusowe „odejście”. Na ikonie cały Kościół zgromadzony na górze Oliwnej trwa w modlitewnym oczekiwaniu. Chrystus jako głowa Kościoła, Maryja- jego figurą, apostołowie- jego fundamentami. Na wszystkich ikonach Wniebowstąpienia wznoszący się ponad obłoki Chrystus przedstawiony jest w chwale i majestacie, w którym przyjdzie na końcu czasów, kiedy rozpocznie się eschatologiczny czas Paruzji. „Wznoszącego się Chrystusa, wspieranego przez dwóch aniołów, otacza krąg sfer kosmicznych, w którym promieniuje Jego chwała. Barwy szat anielskich odtwarzają barwy szat apostołów. Są to aniołowie Wcielenia, którzy podkreślają, że Chrystus opuszcza ziemię razem ze swoim ciałem i przez to nie oddziela się od ziemi i od wiernych, związanych z Nim przez Jego krew. Chrystus wyciąga prawą rękę w geście błogosławieństwa, a w lewej trzyma zwój Pism. Jest On źródłem łaski- błogosławieństwa i słowa- nauczania. Theotokos zajmuje miejsce centralne, jest osią grupy umieszczonej na pierwszym planie. Jej postać odcina się od białego tła szat anielskich. „Czcigodniejsza od Cherubinów i bez porównania chwalebniejsza od Serafinów’, stanowi od zawsze wytyczone centrum, w którym skupiają się światy anielski i ludzki, ziemia i niebo… Matka Boża, figura Kościoła, zawsze przedstawiana jest pod Chrystusem. Występuje w podwójnej roli: jako „orantka” wobec Boga, jest tą, która oręduje, jako „przeczysta”, wobec świata, jest świętością Kościoła”( Evdokimov P.). Apostołowie podzieleni na dwie grupy, otaczają Maryję- nową Ewę, tworząc tym samy doskonały krąg- jako symbol Kościoła którego zadaniem jest manifestacja Królestwa Bożego. „ Z nieruchomością postaci Matki Bożej kontrastują gesty apostołów, wyrażające zdumienie, uwielbienie i zachwyt. Najbliżej Maryi zostali wyeksponowani św. Piotr i św. Paweł.” (ks. M. Janocha). Wszystkich spowija atmosfera rozmodlenia, spokoju i uwielbienia, gdyż tam ból rozstania łączy się z radością obecności w Duchu Świętym. Rozradowali się uczniowie, ponieważ teraz ich wiara jest doskonała i ich duch otwarty  na zrozumienie tajemnic Chrystusa, już wiedzieli że przez Wniebowstąpienie otworzył bramy Nieba, a tym samym każdy z nich otrzymał zaproszenie aby tam wejść.

piątek, 26 maja 2017


J 16, 20-23a

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz przemieni się w radość. Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu – z powodu radości, że się człowiek na świat narodził. Także i wy teraz doznajecie smutku. Znowu jednak was zobaczę, i rozraduje się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać. W owym zaś dniu o nic nie będziecie Mnie pytać».

Paradoksalnie można stwierdzić, że brak wiedzy dotyczący przyszłości jest czymś zgoła niepokojącym, tym bardziej iż świat w który żyjemy, jest niestabilny wobec nieprzewidywalnych i złych ludzi. „Duch Święty działa w ciągu dziejów i przygotowuje nadejście Królestwa Bożego. Jednakże znów należy zachować najdalej idącą ostrożność, aby uniknąć uproszczeń. Żyjemy w czasach niesłychanego zamętu, daleko odbiegających od krystalicznej, przejrzystej atmosfery Ewangelii, w czasach przez nią przepowiadanych- fałszywych proroków, zwodniczych słów, zakłamanych wartości, przewrotnych sytuacji” (P. Evdokimv). Nie wiemy co się wydarzy jutrzejszego dnia; myślę o czymś zaskakującym i wywracającym na spokój. Teoretycznie możemy zajrzeć do naszego przenośnego kalendarza i opowiedzieć jak nasz kolejny tydzień będzie przebiegał. Ale to tylko wpis szufladkujący podarowany nam czas i wyznaczający pozornie granice naszym działaniom. Ewangelia próbuje nam powiedzieć o przygotowaniu na inny świat, inne spotkanie oraz zawieszonym w próżni notesie błahych nic nieznaczących wobec tego eonu spotkań. „Ręka Boża dotknie zamkniętego koła czasu i podniesie go do wyższego wymiaru” (św. Grzegorz z Nyssy). Ewangelia wskazując na wniebowstąpienie Chrystusa, rozpościera wizję bezprecedensowego kolejnego, ale innego w swojej oprawie spotkania- to jest Paruzji. On przyjdzie ponownie i nie będzie takiej możliwości, aby ktoś nie był wstanie Go nie rozpoznać. Będziemy postrzegać rzeczywistość już inaczej- z „odsłoniętą twarzą”. Nastąpi moment zapowiedzianej radości, odtąd los śmiertelników skonfrontuje się z najwyższą Prawdą, a „serce zostanie pobłogosławione wspaniałością Boga” (św. Makary z Egiptu). Przychodzący Zbawiciel pozbawi nas ludzkiej zachłanności wiedzy- „o nic nie będziecie Mnie pytać”. Pytania będą zbędne, ponieważ wszystko co się objawi ludzkim oczom, będzie świętem wielkiej odpowiedzi Boga. Apokaliptyczny Chrystus na białym koniu wjedzie triumfalnie w naszą „wieżę Babel” i wtedy wszystkie sprawy zostaną przetłumaczone na język miłości i Boga. Świat zostanie podniesiony z kolan wojny, głodu, kainowej śmierci. Okruchy wiedzy którymi się obecnie posługujemy demonstrując naszą ludzką wielkość, zaczną blaknąć wobec Pana Mądrości i Życia który „przeniknie” przez serca i umysły stworzeń. „Wtedy otworzy się całe niebo, rozerwą się bramy sklepionych przybytków i zstąpi jednorodzony Syn Boga- powie św. Jan Chryzostom- w otoczeniu tysięcy i milionów aniołów, archaniołów, cherubinów i serafinów i innych mocy, a wszystko będzie pełne trwogi i drżenia. Gdy rozstąpi się ziemia, wszyscy ludzie wyjdą z grobów, a sam Chrystus ukaże się w takiej chwale, że księżyc, słońce i wszelkie światło skryje się w jasności tego blasku. Jakież słowa wypowiedzą taką szczęśliwość, wspaniałość i chwałę ?”

czwartek, 25 maja 2017

J 16, 16-20

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jeszcze chwila, a nie będziecie Mnie widzieć, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie». Wówczas niektórzy z Jego uczniów mówili między sobą: «Cóż to znaczy, co nam mówi: „Chwila, a nie będziecie Mnie widzieć, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie”; oraz: „Idę do Ojca”?» Mówili więc: «Cóż znaczy ta chwila, o której mówi? Nie rozumiemy tego, co powiada». Jezus poznał, że chcieli Go pytać, i rzekł do nich: «Pytacie się jeden drugiego o to, że powiedziałem: „Chwila, a nie będziecie Mnie widzieć, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie?” Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz przemieni się w radość».

W pierwszym momencie wydają się enigmatyczne słowa Chrystusa; jest z uczniami, a za chwilę ma zniknąć im sprzed oczu a później pojawić się ponownie. Chwila nieobecności którą nie można zamknąć w jakiś ziemskich ramach czasu. To odejście na „chwilę” jest zapowiedzią Wniebowstąpienia. „Wniebowstąpienie jest jakby drugim krańcem wcielenia. Słowo Boże zstąpiło z królewskich przybytków, by szukać zaginionej owieczki- ludzkości. Teraz, po odnalezieniu bierze ją na ramiona i wprowadza do owczarni. Wniebowstąpienie oznacza zakończenie drogi, początkiem jest Wcielenie, zakończenie dzieła miłości Bożej poszukującej człowieka, by go wprowadzić w strefę Trójcy Świętej”(J. Danielou). Kościół nie pozostaje sam, bowiem otrzymuje dar Parakleta. Chrystus doskonale zdaje sobie sprawę, że wspólnota „pozostawiona” będzie musiała się zmierzyć z różnymi przeciwnościami, przejść drogę próby- Kościół rozkwitnie przez wieki na użyźnionej krwią glebie męczenników- świadków wiary. W tej zapowiedzi smutku zawiera się wizja Kościoła Oblubienicy naznaczonej uciskiem, niezrozumieniem ze strony świata, dotkniętej śmiechem pogardy. Z drugiej strony postawa chrześcijan ma być przepełniona nadzieją i optymizmem eschatologicznym. Święty Augustyn pisał: „Wysławiajmy Pana Boga naszego, który zgromadził nas przy źródle duchowej radości. Bądźmy zawsze przy Nim w pokorze serca. Niech On tylko będzie naszą radością. Bądźmy przekonani, że pełne szczęście będziemy mogli osiągnąć dopiero wtedy, gdy czas tego świata przeminie…Cała nasza radość niech będzie w nadziei na przyszłość. Cała nasza tęsknota niech się zwraca do życia wiecznego. Każde nasze westchnienie niech pragnie Chrystusa.” Nadzieja i tęsknota będą podtrzymywały serca uczniów w ufności, że dzień nadejścia Zbawiciela jest coraz bliżej. „Wkraczajmy więc w nowe życie i wobec Tego, który nasz wskrzesił wraz z Chrystusem- powie Orygenes- ukazujmy się codziennie nowi i, że tak powiem piękniejsi, gromadząc piękno naszego oblicza w Chrystusie jak w zwierciadle i w Nim oglądając chwałę Pana, przemieniajmy się w ten sam obraz, gdyż Chrystus powstając z martwych, z ziemskiego poniżenia wstąpił do chwały Ojcowskiego majestatu”.

środa, 24 maja 2017


J 16, 12-15

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam objawi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego weźmie i wam objawi».

Życie publiczne Jezusa składające się z wielu zachwycających momentów, stanowi przygotowanie do powierzenia największego daru jakim jest Duch Święty. Rozpoczęta ekonomia Kościoła będzie mogła wejść w rzeczywistość pełni dopiero po Zmartwychwstaniu i Pięćdziesiątnicy. Chrystus posyła Ducha Prawdy, aby konstytuował Wspólnotę i prowadził ją ku przyszłości; od tej pory w „Duchu podążamy przez Syna do Ojca”. Droga człowieka jest zatem drogą uświęcenia- przebóstwienia. Chrześcijanin w swoim sercu staje się nosicielem Ducha. „Historia jest dialogiem między Bogiem a człowiekiem- powie S. Bułgakow- ich współdziałanie to proces bogoczłowieczeństwa”. Osiągnięcie tego stanu wymaga aktywności duchowej, transparencji i pokory otwarcia. Święty starzec Serafin wołał: „Na co jeszcze czekamy, że ktoś z wysokości nieba zaśpiewa nam pieśń niebiańską ? Ależ w niebie wszystko żyje mocą Ducha Świętego, a na ziemi Pan dał nam tego samego Ducha Świętego. W kościołach posługi są sprawowane przez Ducha Świętego; na pustyniach, w górach, w jaskiniach i wszędzie asceci Chrystusowi żyją Duchem Świętym; jeśli Go zachowamy, będziemy wolni od wszelkich ciemności i życie wieczne będzie już na ziemi w naszych duszach”. W tej prostocie wypowiedzi kryje się cała teologiczna kwintesencja i świadomość, że wszystko jest przeniknięte łaską, a człowiek jest naczyniem które ma wychylić się ku przyjęciu tych duchowych dobrodziejstw. Najgłębszą przestrzenią tego obdarowania jest Eucharystia. „Uświęć te dary mocą Twojego Ducha, aby stały się dla nas Ciałem i Krwią naszego Pana Jezusa Chrystusa”. Konsekracją złożonych darów, jak również dotknięcie modlitwą epiklezy tych którzy w liturgii wchodzą w rzeczywistość przemienienia. „Przemienienie, dzięki któremu  pięknieją ci, którzy są piękni” (M.P. Jegou). Duch Święty w „Eucharystii dokonuje przemiany, po przeistoczeniu przybywa ze swoim ogniem i mocą, aby nadal uświęcać i przemieniać. Pozostając w Eucharystii, jak rozżarzony węgiel przemienia wszystkich, którzy stykają się z nią i ją spożywają. Ciało Chrystusa rodzi się zatem z ognia Ducha Świętego jako duchowy dar, udzielany nam przez Boga… Ciało Chrystusa napełnione jest nadmiarem Ducha”(M.J. Scheeben). Chrześcijan przez przyjęcie Świętych Darów, przemienia się w Tego którego spożywa.- usque ad Spiritus participationem. Czy to nie jest cud Ducha Świętego ?

poniedziałek, 22 maja 2017

J 15, 26 – 16,4a

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Gdy przyjdzie Paraklet, którego Ja wam poślę od Ojca, Duch Prawdy, który od Ojca pochodzi, On zaświadczy o Mnie. Ale wy też świadczycie, bo jesteście ze Mną od początku.
Ewangelie proklamowane w tych dniach będą kierowały nasze spojrzenie wiary na dynamiczną i płodną obecność Ducha Świętego. Chrystus wprowadza uczniów w penumatologię chwili obecnej, wskazując że od tej pory ich egzystencja będzie przeniknięta obecnością Parakleta. Nie mogą czuć się osieroceni, czy pozbawieni motywacji dalszego działania. Wręcz przeciwnie wszystko stanie się nowością, świeżością i euforią. Konsekwencją Wcielenia staje się przebóstwienie- uduchowienie człowieka. „Słowo przyjęło ciało- mówił św. Atanazy Wielki- abyśmy mogli przyjąć Ducha Świętego. Bóg stał się nosicielem ciała, aby człowiek mógł stać się nosicielem Ducha”. Jest w tym działaniu Trójcy Świętej jakiś spójny plan w którym człowiek odkrywa przestrzeń osobistego uświęcenia i wybiegając do przodu perspektywę zbawienia. W homilii na dzień Pięćdziesiątnicy św. Jan Chryzostom mówi: „Gdyby nie było Ducha Świętego nie moglibyśmy nazywać Chrystusa Panem...” Dzięki działaniu Ducha człowiek wchodzi w rzeczywistość piękna- w przedsmak „Ósmego Dnia”. Dzięki Jego działaniu Kościół jest jednym ciałem, nie jest tylko instytucją kurczowo pilnującą swoich wpływów, czy ciasną doktryną, lecz jak mówił Chomiakow „żywym organizmem prawdy i miłości”. Jest w tej refleksji jakaś głębia pentakostalnego myślenia, przekraczającego zewnętrzny blichtr przemijającej i naznaczonej grzechem ludzi instytucji, otwierając Kościół- Ciało na Ogień, który przetapia bezczynność i skostnienie w erupcję życia. Przez Niego Kościół i świat wołają swoim jestestwem: „Przyjdź, Panie Jezu

niedziela, 21 maja 2017

J 14, 15-21

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Parakleta da wam, aby z wami był na zawsze – Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie. Nie zostawię was sierotami. Przyjdę do was. Jeszcze chwila, a świat nie będzie już Mnie widział. Ale wy Mnie widzicie; ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was. Kto ma przykazania moje i je zachowuje, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie».

„Żyjemy otoczeni nieskończoną wielością tajemnic”- te słowa napisał Lew Szestow próbując ukazać jak mały jest człowiek, jak mały jest jego rozum aby zgłębić tajemnicę Boga i świata. Myślę, że jedną z takich tajemnic jest wyjątkowa, subtelna i życiodajna obecność Ducha Świętego. Nie wiem, czy jakiś najbardziej rzutki teolog odważyłby się napisać biografię Ducha Świętego. To nie lada wyzwanie które z pewnością wymagałoby jakiejś duchowej wrażliwości i przenikliwości duszy. Trzeba zatem zachować pokorę i milczenie wobec tej Tajemnicy, bowiem „dramat zbawienia odbywa się za zasłoną” (S.Weil). Lepiej będzie jak pragnienie poznania „Gołębicy” stanie się pragnieniem ożywczego źródła. W historii chrześcijaństwa były momenty w których nawet zapominano o Duchu, trochę nieświadomie marginalizując Jego obecność. Nawet sam św. Augustyn przyznaje, że „ludzie uczeni napisali wiele książek o Ojcu i Synu. Natomiast Duch Święty nie stał się przedmiotem studiów tak obfitych, tak starannie prowadzonych przez uczonych i wielkich komentatorów boskich Pism, by można było łatwo pojąć także Jego własny charakter, z powodu którego nie możemy Go nazwać ani Synem ani Ojcem, ale jedynie Duchem Świętym”. Pewien ewangelicki teolog nawet stwierdził, że Duch Święty jest dzisiaj w dużej mierze „nieznanym Bogiem”. Nawet pomimo eksplozji tak wielu charyzmatycznych ruchów i wspólnot w różnych kościołach, wielu chrześcijan zatrzymuje się tylko na zewnętrznych znakach, okraszonych pewną nadzwyczajnością, niż na samej osobie Ducha Świętego. A przecież jak powie św. Bazyli Wielki: „Stworzenie nie posiada żadnego daru, który by nie pochodził od Ducha. Jest On Uświęcicielem, który nas na powrót jednoczy z Bogiem”. Nie sposób zliczyć, ile to razy Duch Święty wtargnął niczym żywioł w historię i osobiste życie każdego człowieka. „Duch nazwany jest Królestwem i daje początek królowaniu Boga w nas” (M. Kabasilas). Każdy z nas przeżył w swoim życiu małe zwiastowania i pięćdziesiątnice- poruszenia serca i duchowe rewitalizacje. Ile to razy w kryzysach wiary, ucieczkach i wejściach w grzech- On przypominał o zmartwychwstałym Chrystusie i jego darmowej miłości. Kościół od wieków wołał i nie przestaje wołać z głębi swego jestestwa: eltheto to Hagion Pneuma sou eph hemas Kai katharisato hemas- niech przyjdzie Duch Twój na nas i oczyści nas. Dzięki Jego dynamizującej obecności Kościół staje się comunio sanctorum- wspólnotą uświęconą i przebóstwioną. Pewnie w tym miejscu należy postawić sobie kilka odważnych pytań: Czy otwieram się na nowość Ducha, wsłuchując się w Jego głos i odczytując natchnienia ? Czy rozpoznaję oczyma wiary Kościół jako ikonę Trójcy, w łonie której zostałem zrodzony aby uwielbiać Boga całym życiem ? Odpowiadając w duszy na te pytania, niech słowa przeistoczą się w modlitwę epiklezy, zwracając się do Ojca, aby Duch objawił Chrystusa. Kończę słowami modlitwy brata Rogera z Taize: „Duchu Święty, tchnienie miłości Chrystusa. Ty składasz w każdym człowieku wiarę, która jest bardzo prostym zaufaniem, tak prostym, że wszyscy mogą je przyjąć. Znany czy nieznany, w naszych ciemnościach rozpalasz ogień, który nigdy nie zagaśnie”.

sobota, 20 maja 2017

J 15, 18-21

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie wpierw znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi. Pamiętajcie o słowie, które do was powiedziałem: „Sługa nie jest większy od swego pana”. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować. Jeżeli moje słowo zachowali, to i wasze będą zachowywać. Ale to wszystko wam będą czynić z powodu mego imienia, bo nie znają Tego, który Mnie posłał».

 Nasz wiek jest równie mocno naznaczony prześladowaniami i męczeństwem. Nie tylko tym uciskiem prowadzącym do przelewania krwi niewinnych ale nade wszystko ideologicznym, światopoglądowym dokonującym się stopniowo i programowo. Chrześcijan jest umieszczony w centrum wydarzeń współczesnego świata. Tak rozumiana obecność w jakimś sensie jest narażona na trudne konfrontacje. W społeczeństwach europejskich już od dłuższego czasu dokonuje się erozja tego wszystkiego, co nosi znamiona chrześcijańskości. Zmasowany ateizm, agnostycyzm, opisany szyldem tolerancji stał się  niebezpiecznym indyferentyzmem. Europejscy wolnomyśliciele pragną uczynić z Kościoła skansen „starych i nieprzydatnych nikomu rzeczy”, wystawienniczy portal dawnej kultury w którym będzie można na nowo proklamować śmierć Boga. Tu nie chodzi o wytoczoną kampanię przeciwko sztucznej dewocji, czy pomieszaniu głupoty z religią. Nie chodzi wcale o to, że religia w wyścigu z płytkimi propozycjami hedonistycznego świata może przegrywać. Chodzi o postawy negacji, absurdu a nawet agresji skierowanej w stronę religii która ocala resztki człowieczej godności. Już nie tylko jak pisał Roger Icor „Bóg jest niepotrzebny”, ale jakiekolwiek przejawy życia duchowego stają się pożywką dla ironicznej kpiny i medialnego vulgus.  Komu tak naprawdę przeszkadza Bóg ? Komu przeszkadza chrześcijanin który stara się żyć zgodnie z Ewangelią ? Być może tym którzy próbują zagłuszyć swoje sumienie, uciec od ważnych pytań dotyczących sensu własnego istnienia i tego, co w głębi rozrywa ich duszę na strzępy. Ich bunt wymierzony w wiarę zdaje się być największym krzykiem błagania o ocalenie. Chrześcijanin staje naprzeciw swoich poranionych, pogubionych lub agresywnych braci, wiedząc że w każdym wydarzeniu działa Bóg. Ma odwagę spojrzeć im w oczy.  „Bóg ofiaruje ludziom siebie w zależności od ich pragnienia…Chciałby jednak napoić ich całymi strumieniami, by chrześcijanie mogli ze swej strony gasić pragnienie świata”. Ludzie głębokiej wiary nie boją się kpin, oszczerstw, cierpienia czy utraty życia. Jak mówił św. Ojciec Pio: „Dobre serce jest zawsze mężne. Cierpi, ale ukrywa swe łzy i pocieszając się, poświęca siebie dla Boga i bliźniego”.

czwartek, 18 maja 2017

J 15, 9-11

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Trwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości.  To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna».

Największym kryzysem naszych czasów jest niezdolność do kochania i bycia kochanym. Świat jest pełen egoistycznych, inteligentnych i przedsiębiorczych dwunogów potrafiących do perfekcji udoskonalać autoprezentacje siebie, ale paradoksalnie nie potrafiących zrozumieć sensu miłości w relacji do drugiego „Ja”. Myślę o tej głębi miłości którą nakreślił Chrystus i pozostawił nie naruszając w żaden sposób ludzkiej wolności. Jego uczniowie a wraz z nimi chrześcijaństwo będzie kiełkowało stopniowo do zrozumienia i uczynienia własnym tego przykazania. Miłość jest kondensacją ludzkich emocji, pragnień, chcenia i odrobiny wyjścia poza siebie. Ale nie jest to „produkt” psychologicznej kalkulacji czy wdrukowanego szablonu postępowania. Jej rozkwit ma odpowiednie podłoże. Trzeba przejść duchowy próg, aby to pełniej pojąć. „Miłość uzdalnia człowieka zarówno do przeżywania szczęścia, jak i cierpienia. Kto miłuje, tym intensywniej doświadcza radości i trudu życia… Miłość nie ma obietnicy sukcesu. Jest w niej coś bezinteresownego, przeciwnego doraźnej użytkowości i korzyści. Prawdziwa miłość nie idzie w parze z ambicją i dążeniem za wszelką cenę do sukcesu” (W.Hryniewicz). Wydarzenie paschalne odsłania i pozwala zrozumieć całą głębię miłości Boga do człowieka. Głębię miłości która jest w łonie Trójcy. „Bóg jest Ojcem, który kocha Syna i nas w Nim, aż do przyzwolenia na opuszczenie na Krzyżu za nas- mówił B. Forte- Jeśli w Ojcu jest źródło miłości, to w Synu jest receptywność miłości. Syn, który na Krzyżu dokonuje aktu najwyższego posłuszeństwa, a w zmartwychwstaniu otrzymuje Ducha życia, jest czystym przyjęciem, nieskończonym posłuszeństwem miłości, wieczną bezinteresownością”. Jednocześnie ten Miłowany i trwający w miłości, udziela Miłość Kościołowi. Polecenie Chrystusa względem uczniów, aby „trwać w miłości”- nie oznacza błogiej egzaltacji, czy stanu permanentnej sielankowości w przeświadczeniu że świat będzie idealny, ale zakłada stanowcze wyjście ku drugiemu człowiekowi (tam gdzie nie jest sympatycznie i beztrosko). Miłość staje się źródłem siły dynamizującej aktywność, zdolnej sforsować lęk przed światem, grzechem i opróżnionym z miłości sercem brata lub siostry. Miała rację św. Teresa z Avila: „Doskonała miłość bliźniego jest w nas o tyle tylko, o ile zrodzi się jak drzewo z korzenia, z doskonałej miłości Boga”. W tej perspektywie chrześcijaństwo staje się  pozbawioną poklasku instytucją sług, obwieszczającą że Bóg przez ludzi wypowiada swoją miłość światu. Miłość drugiego staje się obecnością Boga w duszy !

środa, 17 maja 2017


J 15, 1-8

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który go uprawia… Trwajcie we Mnie, a Ja w was będę trwać. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie – jeżeli nie trwa w winnym krzewie – tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto nie trwa we Mnie, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. Potem ją zbierają i wrzucają w ogień, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, to proście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami».

Wszczepienie w Chrystusa, tętniące życie Kościoła- nieustanne owocowanie. Chrystusowe porównanie nie sposób inaczej interpretować jak na płaszczyźnie sakramentalnej. Ta jedność ukazana w obrazie krzewu winnego i latorośli wskazuje na wspólny przepływ życia. Kościół o tyle ma sens istnienia o ile jest wszczepiony w źródło życia- Chrystusa. Zdaniem Cyryla Jerozolimskiego przez chrzest człowiek staje się cząstką świętego krzewu winnego. Kto trwa w wierze, ten stanie się „gałązką o licznych winogronach”. Życie duchowe przejawia się w dynamice wzrostu a w ostatecznym momencie zaowocowania. W tym skądinąd głębokim obrazie winnego krzewu odkrywamy również eucharystyczny sens ludzkiej egzystencji. Mowa tu o komunii- najgłębszym zjednoczeniu z Dawcą życia i ze wspólnotą- odbiorcą życia. Ciało żyje ponieważ dokonuje się owocowanie. „Kościół jest komunią, jako że stanowi jedno z Chrystusem do tego stopnia, iż całą swoją istotą uczestniczy w śmierci i zmartwychwstaniu Pana” (J. Corbon). Chrystus staje w centrum wspólnoty ukazuje swoje chwalebne rany, a z Jego boku wytryskuje w obfitości życie. To się uobecnia za każdym razem na sposób sakramentalny. „Gdy Pan swe Ciało nazywa chlebem, który powstaje z mnóstwa złączonych ziarenek, przedstawia jedność naszego ludu, którego On był figurą- powie św. Cyryl- A gdy swą Krew nazywa winem, które otrzymuje przez wyciśnięcie w z wielu winogron, razem zebranych, przez to również wyraża i naszą owczarnię, składającą się z różnych ludzi ze sobą złączonych”. Winogrona wyciskane są w mistycznej tłoczni, nasycając spragnionych wędrowców ku wieczności najszlachetniejszym napojem. Święty Jan z Kronsztadu pisał: „Kościół jest żywą, nawożoną przez Niego i wzrastającą w Nim winoroślą. Nigdy nie myśl o Kościele w oderwaniu od Pana Jezusa Chrystusa, od Ojca i Ducha Świętego”.

wtorek, 16 maja 2017

1 Kor 1,10-13.17-18

Upominam was, bracia, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście byli zgodni i by nie było wśród was rozłamów; byście byli jednego ducha i jednej myśli. Doniesiono mi bowiem o was, bracia moi, przez ludzi Chloe, że zdarzają się między wami spory. Myślę o tym, co każdy z was mówi: „Ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa”. Czyż Chrystus jest podzielony? Czyż Paweł został za was ukrzyżowany? Czyż w imię Pawła zostaliście ochrzczeni? Nie posłał mnie Chrystus, abym chrzcił, lecz abym głosił Ewangelię, i to nie w mądrości słowa, by nie zniweczyć Chrystusowego krzyża. Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia.

Na kanwie tego fragmentu podzielone chrześcijaństwo na liczne kościoły i wspólnoty winny czynić każdego dnia osobisty rachunek sumienia. Jakże często w zarzewiu doktrynalnych czy historycznych debat umyka chrześcijanom z horyzontu obraz Chrystusa w którym nie ma podziału. Limes podziału przechodzi przez skłócone społeczności które prześcigają się walce o depozyt prawdziwej wiary. Istnieje tyle przeróżnych dróg, przetartych szlaków, które ostatecznie prowadzą do tego samego celu. Skąd w chrześcijanach lęk przed sobą lub innością ? „Po tym wszyscy poznają, że jesteście moimi uczniami, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali” (J 13,35). Te słowa powinny być wyryte w portalu każdej świątyni. Pomimo różnic teologicznych, konfesyjnych, zawsze powinno powracać przeświadczenie że intencją Jezusa jest nieustanne pragnienie jedności pośród Jego uczniów. Chomiakow mówił: „Kościół jest życiem w Bogu, we wzajemnym okazywaniu miłości”. Nie ma drugiego tak często powtarzającego się w literaturze wczesnochrześcijańskiej jak słowo „bracia”. Ono wyraża cały szereg odniesień- tych ludzkich przenikniętych miłością i wzajemną odpowiedzialnością za siebie. Dynamika tej miłości przykrywała liczne wady i podnosiła ku urzeczywistnianiu woli Zbawiciela. W takich ludzkich- choć nie pozbawionych mankamentów postawach uwiarygodniała się tęsknota za Królestwem- pełnią harmonii, miłości i pokoju. „Chrystus stanowi centrum w którym zbiegają się wszystkie linie” (św. Maksym Wyznawca). Pierwsze wspólnoty chrześcijańskie nie traciły czasu na dyskredytowanie innych wyznawców, pomniejszanie ich roli, czy duchowego zaangażowania. „Pierwsze wspólnoty składały się z mężczyzn i kobiet, którzy znali Jezusa i byli „świadkami” Jego zmartwychwstania. Słowo „świadek” w tym wypadku nie oznacza przypadkowego widza, kogoś kto za sprawą okoliczności ujrzał wypadek samochodowy lub obserwował przemarsz parady. Odnosi się ono do kogoś, kto znał Jezusa, słuchał Jego nauki, był Jego uczniem i widział Go żywego po śmierci… Świadkowie ci poznali wówczas Jezusa w nowy sposób, nie jako zwyczajnego nauczyciela czy uzdrowiciela, który żył pośród nich, lecz jako zmartwychwstałego Pana” (R.L. Wilken). Następni którzy po nich się pojawili zachowali pamięć o Chrystusie, mieli Jego życie w sobie. Istnieje jakaś nieprawdopodobna przepaść dzieląca dzisiejszych chrześcijan od tych z dawnych wieków. Im mniej intensywne życie duchowe, tym mocniej gaśnie duch braterstwa i poczucia odpowiedzialności za siebie. Lata ekumenicznych spotkań, polemik, kurtuazyjnych gestów, nic nie przyniosło. Pogłębiło się tylko poczucie tolerancji- choć jest ona bardziej produktem współczesności, niż rzeczywistego bycia naprzeciw siebie. Co z tego, że na zachodzie Europy czyta się licznie tłumaczoną na różne języki literaturę o chrześcijaństwie Wschodnim, skoro nigdy nie będzie się uważało tych treści jako część czegoś własnego. I na odwrót Kościół Wschodni będzie patrzył na Zachód z dystansem i lękiem przed naruszeniem własnej niekiedy skostniałej tradycji. Może trzeba powrócić „do pierwotnego pokrewieństwa, niszcząc zamknięte ekonomie wyznaniowe”. Każdego dnia Chrystus wchodzi do „Wieczernika” niepodzielonego Kościoła i mówi: „Pokój wam !” A uczniowie milkną lub odwracają się każdy w swoją stronę, wertując bezmyślnie wykładnie swoich katechizmów. Nierozważna jest próba kształtowania innych według własnego modelu myślenia, odczuwania i nabrzmiałych historycznych pewników. Nie chodzi również o teologiczne kompromisy rozwadniające najbardziej fundamentalną wykładnię wiary. Zgadzam się z protestanckim męczennikiem Bonhoefferem również w jeszcze innej kwestii, myśląc intensywnie o naszych braciach na peryferiach Kościoła. „Kościół wtedy staje się Kościołem, kiedy istnieje dla tych, którzy pozostają poza nim”. Chodzi bowiem o powrót do Chrystusa i radykalizmu miłości- „sakramentu brata”.

poniedziałek, 15 maja 2017


J 14, 21-26

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Kto ma przykazania moje i je zachowuje, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie»… To wam powiedziałem, przebywając wśród was. A Paraklet, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem».

Chrystus jest poprzednikiem Ducha. Pełne ciepła i duchowej troski są mowy pożegnalne Mistrza. Wszystko cokolwiek się wydarzy jest zabezpieczone i umocnione obecnością Parakleta. Jezus nie będzie już z uczniami, ale jak powie Nouwen „Jego nieobecność nie jest pustką. Przeciwnie jego odejście stwarza przestrzeń, w której Jego naśladowcy mogą przyjąć pełnię Ducha”. Mamy tu zapowiedź Pięćdziesiątnicy która dopełni wydarzenie Paschy. „Zanim zakończy się świętowanie Paschy- pisze O. Casel- z jej żaru raz jeszcze bucha cudowny płomień: ogień Ducha Świętego. Ten płomień Świętego Tchnienia jest więc żarem misterium paschalnego… Pascha polega więc na tym, że Chrystus stał się Duchem”. Wspólnota uczniów zostaje poinstruowana i charyzmatycznie obdarowana, ponieważ „Duch Święty zstępując z nieba, przynosi znowu Chrystusa Wcielonego”. Jego Obecność objawi się żywotności Kościoła; grupa świadków, zwana apostołami- „posłanymi” stanie się nie tylko fundamentem czegoś wielkiego, ale nade wszystko urzeczywistnieniem aspiracji Tego, który ich posłał w świat. „Kościół od zarania znamionowała wiara w Ducha Świętego. Miano „Chrystus” pochodzi od greckiego słowa christos oznaczającego osobę namaszczoną Duchem Pana, jak żydowscy prorocy i królowie. Chrystus nie tylko otrzymał pełnię Ducha, ale przekazywał Ducha innym, jako dar na dni ostatnie” (J.H. Zizioulas). Owocem zaś Ducha będzie: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, łagodność, opanowanie… Życie i postępowanie (Ga 5,22-25). Moc Ducha staje się największym wielkanocnym darem rozlanym w serce Kościoła. Jak mawiała św. Edyta Stein: „Trzeba usilnie błagać Ducha Świętego, aby wszystkim kierował”.  

niedziela, 14 maja 2017

J 14, 1-12

Odezwał się do Niego Tomasz: «Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?» Odpowiedział mu Jezus: «Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie.

Pewien egipski pustelnik z IV wieku, udając się na pielgrzymkę dowiedział się o pewnej mniszce która żyła w odosobnieniu. Chciał ją koniecznie poznać i zapytać się o motywy jakimi się kierowała wybierając drogę życia w izolacji i stałości miejsca. Mnich był ciekawski, rozpoczął od pozornie banalnego pytania: „Co robisz, kiedy cały czas tu siedzisz ?” Mniszka odpowiedziała: „Ja nie siedzę, ja jestem cały czas w drodze”. W tych słowach zawiera się cała duchowa intuicja i potrzeba wychodzenia ku Bogu. Stagnacja jest obca chrześcijaństwu. Potrzeba nieustannie wychodzić z zaklętego kręgu własnego „ja”. Bronimy religijnej obojętności i stoimy obleczeni w kalosze wyświechtanej nowoczesności. Stoimy w miejscu udając, że nie wiemy, iż za kolejnym skrzyżowaniem Chrystus będzie chciał nałożyć na moje nasze stopy sandały, wręczyć kij w dłoń i wypchnąć w przygodę wiary. Wierzący jest zawsze w drodze z pytaniem w głębi duszy quo vadis Domine. Historia z anonimową mniszką uzmysławia, że można być odseparowanym od świata, zamkniętym w murach klasztoru, własnego domu lub innego miejsca a jednocześnie być w drodze. Niesamowite są pierwsze słowa mądrego i anonimowego pielgrzyma z rosyjskich opowieści: „Dzięki łasce Boga jestem człowiekiem, chrześcijaninem; sądząc z czynów- wielkim grzesznikiem, z powołania- pielgrzymem bez dachu nad głową, najniższego stanu, tułającym się z miejsca na miejsce. Cała moja majętność to na ramieniu torba z suchym chlebem, a na piersiach święta Biblia”. Ten człowiek w całej rozciągłości swego wnętrza usłyszał Chrystusowe słowa zachęty: „Pójdź za Mną”. Wejdź na drogę- stań się wędrowcem czującym pod nogami chropowatość ziemi i zapach nieba. „Komu Bóg chce wyświadczyć prawdziwą łaskę, tego wysyła w szeroki świat”(J. Eichendorff). Bóg umieścił człowieka w Raju, ale zdaje się jakby tam było mu za ciasno. Wprawdzie opuścił ziemię szczęśliwości i urodzaju; onieśmielony, odziany w skóry i pełen wstydu, ale nie stracił z oczu widoku kochającego Boga. Wszedł w inny świat- nieprzyjazny, ale Bóg był zawsze z nim. Thomas S. Eliot w poemacie zatytułowanym Ziemia jałowa, opisuje następującą sytuację wędrówki na której pojawia się nieznajomy towarzysz: „Kim jest ten trzeci, który zawsze idzie obok ciebie ? Gdy liczę nas, jesteśmy tylko ty i ja. Lecz gdy spoglądam przed siebie w biel drogi, zawsze ktoś idzie obok ciebie”. Podróżujący po duchowej drodze człowiek nigdy nie jest sam. Na jakimś etapie odkrywa że obok niego kroczy niewidzialny na pierwszy rzut oka Towarzysz. „Czyż nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze” (Łk 24,13)- mówili między sobą podekscytowani uczniowie poruszający się płochliwie w tajemnicy Chrystusowego zmartwychwstania. „Niezbadane są drogi na których Bóg odnajduje człowieka”- mówił F. Dostojewski. Chrystus mówi w dzisiejszej Ewangelii: „Ja jestem drogą”. Odtąd człowiek jest zdolny do bycia viator, dysponowany do kroczenia ku jasno sprecyzowanemu celowi. Bóg nie rozdaje map, ponieważ nie znika z oddali horyzontu serca. Dobrze to wyraził Mikołaj Kabasilas: „Jest On zarówno zajazdem, w którym nocujemy, jak końcem naszej podróży”.

piątek, 12 maja 2017

J 14, 1-6

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie! W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę». Odezwał się do Niego Tomasz: «Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?» Odpowiedział mu Jezus: «Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie».

W naszym świecie tylko czas i przestrzeń w sposób najbardziej intensywny determinują człowieka w jego egzystencji. Te dwa warunki określają jego skończoność; człowiek nie może pozostać wobec nich ambiwalentny. Moment śmierci odwlekanej i nieposłusznie wypieranej ze świadomości, może stać się etapem największego lęku i drżenia. Choć ta nie musi być. „Czas jest przypadkowością, która niszczy rzeczy… utratą oddalającą od początków adamowych” (F. Schuon). Bezradność wobec nieodwracalnego upływu czasu i słyszanych z oddali stóp „siostry śmierci” wydaje się czymś finalnym i na wskroś katastroficznym. Przychodząca śmierć może zachwiać posadami najbardziej wytrwałych miłośników tego świata.  Dla człowieka niewierzącego cyzelującego uważnie każdy moment osobistej egzystencji, nagłe przerwanie bicia serca i oddechu- w tym płytkim przeświadczeniu jest pozbawione kontynuacji. Jakieś dramatyczne wejście w „niebyt”- „nieistnienie”- „ciemność”. Dla chrześcijan wierzyć w Chrystusa znaczy oczekiwać zmartwychwstania i nowego sposobu istnienia. Każdy najdrobniejszy szczegół codzienności jest Paschą. Nadzieja zmartwychwstania promieniuje na przeznaczenie, nadając wieczności wymiar nieskrepowanego niczym poczucia szczęścia. „Jeszcze jest dla nas Alleluja pieśnią pielgrzymów- pisał św. Augustyn- ale już zmierzamy uciążliwą drogą w kierunku wiecznej ojczyzny, gdzie zakończy się nasze dążenie i pozostanie jedynie Alleluja”. Ten sam autor przeniknięty optymizmem eschatologicznym niejako wykrzyczy: „Niebo to jest życie, życie zwycięskie, życie niewyczerpanie radosne”. Czym jest wiecznie przygotowane mieszkanie ? To pewność, że Bóg o mnie pamięta i zabezpiecza moje istnienie- unieśmiertelniając mnie w swoim Królestwie. Święty Bernard powie, że „jest to kres trudów, ostateczne zwycięstwo, brama życia, dostęp do wszelkiej pewności”. Wydarzenie przejścia jest momentem wejścia w światłość wiekuistą, w której „sprawiedliwość wiernego zabłyśnie jak pełnia południa”.  My już nie musimy zadręczać Chrystusa pytaniem o to gdzie idzie. My już widzimy wyraźniej-pełniej- jesteśmy przyobleczeni w kostium niezachwianej pewności. Nawet dla tych przestraszonych i wątpiących jest zawsze nadzieja na zmianę kierunku drogi. Jak mówił św. Grzegorz z Nyssy: „Moc Boża jest zdolna stworzyć nadzieję tam, gdzie już nie ma nadziei i nawet w niemożliwości jeszcze wskazać drogę”. Każdy ma u góry mieszkanie. Nawet na drzwiach jest wywieszka z naszym nazwiskiem.

czwartek, 11 maja 2017

J 13, 16-19

Kiedy Jezus umył uczniom nogi, powiedział im: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Sługa nie jest większy od swego pana ani wysłannik od tego, który go posłał. Wiedząc to, będziecie błogosławieni, gdy według tego czynić będziecie. Nie mówię o was wszystkich. Ja wiem, których wybrałem; lecz trzeba, aby się wypełniło Pismo: „Kto ze Mną spożywa chleb, ten podniósł na Mnie swoją piętę”. Już teraz, zanim się to stanie, mówię wam, abyście gdy się stanie, uwierzyli, że Ja jestem.

Ewangelia odsłania dwa kluczowe aspekty nauczania Chrystusa. Pierwszy to przyjęcie prawdy o tym, że Jezus Chrystus jest w pełni i absolutnie Bogiem. „Jezus Chrystus jest drugim Adamem; pokazuje nam prawdziwy charakter naszej ludzkiej osobowości. Jedynie Bóg jest doskonałym człowiekiem”. Następnie dostrzegamy Jego wielką pokorę, która zostaje uzewnętrzniona w akcie niewolnika obmywającego swoim uczniom nogi. Starzec Siluan z Athosu powtarzał: „Bóg kocha wszystkich nieskończoną miłością”. Tak pojmowana miłość rodzi się z dyscypliny serca, pokornego pochylenia się nad człowiekiem; zmycie brudu grzechu i oczyszczenie stóp, aby móc wędrować dalszą drogą wiary. Miał rację rosyjski filozof Sołowjow pisząc: „Ostatecznym zadaniem moralności indywidualnej i społecznej jest to, aby Chrystus- w którym mieszka cieleśnie cała pełnia Bóstwa- przemienił na swój obraz i podobieństwo wszystkich i wszystko. Każdy z nas może i powinien współdziałać w osiągnięciu tego celu, odciskając obraz Chrystusa na swoich osobistych i społecznych poczynaniach.” Czyż zaproponowana przez Mistrza postawa pokory nie jest doskonałym wstępem do urealnienia miłości ? Wiara połączona z aktywnością do której zaprasza Chrystus jest w jakimś stopniu urzeczywistnianym stopniowo projektem humanizacji świata- więcej, uchrystusowienia rzeczywistości (sakralizacji świata dokonującej się przez pokorną obecność ludzi głęboko wierzących). Bułgakow wyraził taką myśl, że przez człowieka świat „powinien być humanizowany i stawać się przejrzysty”. Chrześcijaństwo jest zatem ściśle włączone w proces przemiany świata, przez co „cały świat jest powołany do wejścia do Kościoła, do stania się Kościołem Chrystusa, aby po dokonaniu wieków dostąpić przemiany w wieczne Królestwo Boga”. Pulsowanie wiary winno dokonać się w centrum świata w jego zabieganiu, obojętności, szarości- winno stać się zaproszeniem do uchrystusowienia. Człowiek wierzący powinien przyprowadzić zagubionych braci do miejsca spotkania z Chrystusem (wprowadzić do Kościoła- w jego aspekcie wewnętrznym i zewnętrznym), aby mogli odkryć Tego, który o sobie powiedział, „Ja jestem”. W tym wprowadzeniu kogoś w przestrzeń zawiera się element dosłowności. „Dla człowieka wierzącego kościół- pisał M. Eliade- ma udział w innej przestrzeni niż ulica, przy której stoi. Drzwi prowadzące do wnętrza kościoła pokazują, że oto w tym miejscu dochodzi do zerwania ciągłości przestrzennej…” Jest to miejsce gdzie następuje wejście w świat tego, co już jest przeniknięte świętościa.

środa, 10 maja 2017

Ps 67  
Niech Bóg się zmiłuje nad nami i nam błogosławi;
niech nam ukaże pogodne oblicze.
Aby na ziemi znano Jego drogę,
Jego zbawienie wśród wszystkich narodów.
Kiedy uważnie czyta się teksty Nowego Testamentu, szczególnie Ewangelie mamy do czynienia z sytuacją w której Bóg w Chrystusie wychodzi naprzeciw człowieka. Przybliża się, odsłania swoje oblicze, uchyla cząstkę rzeczywistości nadprzyrodzonej pozwalając pośrednio człowiekowi w niej partycypować. Chyba najbardziej zasadniczym przesłaniem Psalmisty jest stanowczy komunikat: Ten, który przychodzi przynosi zbawienie ! Zbawienie, które rozszerza się wypełniając kontinuum czasu i przestrzeni, a nade wszystko człowieka który jest „Chwałą Boga”. Prawda o zbawieniu posiada znacznie większe znaczenie niż wiedza czy najbardziej soczyste refleksje rozumu. Rozkwit wiary z punktu widzenia periodyzacji dziejów rozpościera się pomiędzy najważniejszymi wydarzeniami: Wcieleniem, Śmiercią i Zmartwychwstaniem Chrystusa. Zdaje się wybiegać jeszcze dalej przenikając poza zasłonę wieczności- wyglądając Paruzji. Wiara poszukująca zrozumienia odnajduje swoją przystań w kontemplacji Osoby Chrystusa- Wcielonego Boga. „Bóg stając się człowiekiem nie przemawia do siebie, lecz zwraca się do świata- napisze H.Balthasar- Chrystus jest mową Boga, która dotyczy nas wszystkich. Bóg nie zwraca się do nas tylko od zewnątrz, ale dotyka nas samych, w naszej najbardziej własnej naturze. Poprzez Wcielenie zostaliśmy umieszczeni w sferze dialogu. Wydobyliśmy się ze sfery grzechu, która jest monologiem, i zostaliśmy wprowadzeni w cudowną światłość Słowa”. Można tę myśl rozszerzyć i powiedzieć, że zostaliśmy wprowadzeni w kontemplację Oblicza Boga. W tym Obrazie jest również odbicie naszego oblicza- naznaczonego koniecznością przebóstwienia lub demonicznej karykatury. Miał rację św. Maksym Wyznawca: „Żadne stworzenie nie jest zdolne osiągnąć przebóstwienie ze swej natury, ponieważ nie jest wstanie pojąć Boga. Dokonać się to może jedynie dzięki łasce Bożej”. To czy nasze oczy ujrzą Boże zbawienie, leży nade wszystko w gestii Boga wychodzącego ku człowiekowi. Dar przebóstwienia stał się możliwy dzięki Chrystusowi- uobecnionemu Pięknu. Psalmista jest obciążony jeszcze przekonaniem starotestamentalnym, że Jahwe nieustannie zakrywa swoje oblicze, „gdyż żaden człowiek nie może oglądać mego oblicza i pozostać przy życiu” (Wj 33,20). Chrystus sprawił, iż człowiek przestał oglądać oblicze Boga od tyłu- bez skrytości i drżenia. Chrześcijaństwo weszło w Teofanię w poczuciu szczęścia i zdumienia. W każdej Liturgii człowiek ze skazą na duszy wchodzi w ogień przemienienia. W Eucharystii- „zaczyn nieśmiertelności, moc Zmartwychwstania, wnikają w naszą naturę i energie boskie przeobrażają ją całkowicie”. Bóg staje naprzeciw człowieka, a człowiek w paraliżującym zachwycie nie jest wstanie wypowiedzieć żadnego słowa. Milczenie staje się uwielbieniem i śpiewem duszy. „Oświecony człowiek-zdaniem Palamasa- dosięga wyżyn wiekuistych i już tu, na ziemi, cały staje się cudem.”







wtorek, 9 maja 2017

J 12, 44-50

Jezus tak wołał: «Ten, kto we Mnie wierzy, wierzy nie we Mnie, lecz w Tego, który Mnie posłał. A kto Mnie widzi, widzi Tego, który Mnie posłał. Ja przyszedłem na świat jako światłość, aby nikt, kto we Mnie wierzy, nie pozostawał w ciemności. A jeżeli ktoś słyszy słowa moje, ale ich nie zachowuje, to Ja go nie potępię. Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat potępić, ale by świat zbawić.

Na płaszczyźnie ontologii obecność Boga jest całkowicie transcendentna i niemożliwa do uchwycenia. „Bóg jest absolutnie nieosiągalny” pisał Nowosielski próbując odsłonić subtelne paradoksy nieprzedstawialności Boga w przestrzeni sztuki sakralnej. Jednocześnie Ten Nieprzedstawialny i nieuchwytny ludzkiej percepcji w osobie Chrystusa stał się ikoną Boga. Ikona a zatem podążająca za nią ikonografia posiada charakter apofatyczny- „pokazuje rzeczywistości niepokazywaną” jak to doskonale wyraził o. Paweł Floreński. Dzisiejsza Ewangelia jest najlepszym komentarzem do zaistnienia obrazu. Sztuka poczęła się ze „Słowa które stało się ciałem”. Praesentia- to łacińskie słowo, które można tłumaczyć jako ujawnienie się osoby lub bycie naprzeciw niej; najwłaściwiej oddaje fenomen poznania który „utrwala” ikona. „Ikona nie uznaje dla siebie żadnej innej miary niż jej własna, niekończona i niezmierzona. Podczas gdy idol mierzy boskość zasięgiem spojrzenia tego, kto następnie go wyrzeźbi, ikona ukazuje w widzialnym nie tylko twarz, na której niewidzialne daje się oglądać tym lepiej, że jego objawienie otwiera przepastny bezmiar, jakiego ludzkie oczy nie zaprzestaną nigdy zgłębiać” (J. L. Marion). W tym kluczu należy rozumieć ikonę w wymiarze epifanicznym, przekraczającym zwyczajny język religijnej prezentacji. „Oczy są mądrzejsze od uszu, a we wczesnym Kościele najbardziej rozpowszechnioną metaforą poznania było widzenie”. Chrześcijaństwo poznało Boga patrząc w ludzką twarz, w rozświetloną światłem twarz Chrystusa. Cyryl Aleksandryjski napisał w komentarzu do historii o niewidomym człowieku, że kiedy zapytał on: „A któż to jest, Panie, abym w Niego uwierzył ?”, Jezus nie powiedział: „Poszukaj natury Boga przez analogie”, lecz: „Jest nim Ten, którego widzisz i który patrzy na ciebie”. Wskazał na rzeczywistość swego ciała, którą można zobaczyć. Rzecz jasna widzenie oznacza w tym wypadku coś więcej niż tylko uchwycenie kogoś wzrokiem, jest również wejściem w relację z Tym który pozwala się zobaczyć i dotknąć. Dlatego chrześcijanie wschodni nie tylko patrzą na ikony, lecz je dotykają, całują, zapalają przed nimi kadzidło i świece, ozdabiają kwiatami, kierują przed nimi modlitwy. Święty Jan Damasceński wielki teolog i obrońca kościelnej sztuki napisze: „Odważnie rysuję portret niewidzialnego Boga nie jako niewidzialnego, lecz jako Tego, który się pojawił dla naszego zbawienia i istniał w ciele i krwi”. Zatem w obrazie Jezusa nie jest sportretowany ani Jezus-człowiek, ani niewidzialny Bóg, lecz obraz Boga, który stał się ciałem. Dlatego każdy chrześcijanin winien wyznać słowami wielkiego teologa: „Widziałem Boga w ludzkiej postaci i moja dusza została zbawiona”.

 

 

poniedziałek, 8 maja 2017

J 10, 22-30

Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną, a Ja daję im życie wieczne. Nie zginą na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy».

Myślę, że centralną kwestią wiary i refleksji teologicznej- podyktowanej nieskromną ciekawością było zagadnienie zbawienia. Pierwsi chrześcijanie widzieli w Chrystusie Kyriosa i uznawali Go za Boga, który wraz Ojcem odbiera cześć i uwielbienie, będąc głową odkupionej ludzkości. Przekonanie to znacząco wpłynęło na kształt późniejszej jak również dzisiejszej duchowości chrześcijańskiej. Nie bez przyczyny średniowieczny myśliciel św. Bernard miał powiedzieć: „Jesteśmy żebrakami żyjącymi na koszt Boga”. Wskazał tym samym że życie człowieka jest oczekiwaniem na Tego, który przynosi wyzwolenie. Wiele debat które się przetoczyły przez dzieje Kościoła najwyraźniej odzwierciedlają zbawczy sens Wcielenia i Odkupienia. Tradycja patrystyczna a wraz z nią późniejsza myśl zbudowała wyrazisty komentarz: On przyszedł jako Pasterz, wszedł w środek Owczarni- aby szukać, odnaleźć i włożyć na ramiona grzeszników. To zaufanie wobec zbawiającego Bogaczłowieka, nie tylko oddaje piśmiennictwo wieków ale nade wszystko najstarsza sztuka Kościoła. Jeżeli miałbym wskazać jakieś wyjątkowe dzieło sztuki o charakterze jednoznacznie głęboko duchowym to jest nim mozaika ukazująca Dobrego Pasterza z Mauzoleum Galli Placydii w Ravennie V wiek.  W mozaice nad wejściem Chrystus przedstawiony jest jako Dobry Pasterz. Atrybutami jego boskości są złota tunika i purpurowy płaszcz, aureola i krzyż, zastępujący kij pasterski. Sylweta Chrystusa wygięta w swobodnej pozie, stanowi centrum kompozycji obrazu, wokół której zostaje zbudowana po mistrzowsku z dwóch stron bukoliczna sceneria z owieczkami wpatrzonymi w swojego Pasterza. To najpiękniejszy obraz Kościoła- wpatrzony w Chrystusa, wypełniony miłością i absolutnym zaufaniem wobec Tego, który za chwilę poprowadzi stado ku wzgórzom. W tym miejscu zdają się wiarygodnie wybrzmiewać słowa Ruperta Mayera: „Żyjąc w obecności Boga, pozostajemy zawsze na wyżynach”. Sposób w jaki artysta oddał miękkość wełny owiec i naturę skalistego pejzażu jest nie tylko wyrazem mimetyzmu w sztuce, ale nade wszystko odzwierciedleniem świata już przemienionego- idealnego- będącego kalką rzeczywistości niebiańskiej. To świat które jest już zbawiony, przeszedł paschę wraz z Tym który umarł i zmartwychwstał. Jest jeszcze jedno przesłanie teologiczne oparte na ewangelicznym fragmencie i podniesione przez obraz- to przebóstwienie widziano jako odzyskanie nieśmiertelności. Święty Augustyn podkreślał: „Bóg chce uczynić ciebie bogiem… Jak uczestniczył w twojej śmiertelności, przybierając człowieczeństwo, tak dał ci udział w nieśmiertelności podnosząc cię”. Pasterz nigdy się nie zniechęca poszukiwaniem, nie znudzi się kołataniem do serca człowieka. Tego nie ma w żadnej innej religii; taka bliskość Boga wobec człowieka jest tylko w chrześcijaństwie. Kiedy jestem okaleczony, wyniszczony, poturbowany przez życie, czy krawędzi wątpliwości- On przychodzi z darem miłości i zbawienia. Piękny Młodzieniec z moim życiem na swoich ramionach !

niedziela, 7 maja 2017

J 10, 1-10

A kiedy wszystkie wyprowadzi, staje na ich czele, owce zaś postępują za nim, ponieważ głos jego znają. Natomiast za obcym nie pójdą, lecz będą uciekać od niego, bo nie znają głosu obcych».

Obraz Chrystusa Dobrego Pasterza towarzyszy od początku chrześcijaństwa.To najpopularniejszy wypowiedziany językiem malarskim obraz najważniejszej postaci w historii zbawienia. Obok rzadkich wizerunków przedstawiających Chrystusa wprost istnieje cała gama związanych z tym tematem wyobrażeń symbolicznych, malowanych w katakumbach lub rzeźbionych jako motyw dekoracyjny na sarkofagach. Wśród tych, które odwołują się do postaci ludzkiej, najważniejsze miejsce zajmuje przywołany już, typ Dobrego Pasterza, istniejący już od I wieku. Wiele jego przykładów występuje w rzymskich katakumbach Domicylii. Obraz ten łączy się ściśle z przedstawieniem baranka, zaczerpniętym z tekstów biblijnych, jak również stanowi silne odwołanie do kultury pogańskiej, której motywy w sposób umiejętny zostały przetransponowane do sztuki chrześcijańskiej i nabrały całkowicie nowej w przekazie treści.  Przedstawienie Dobrego Pasterza jest znakomitym przykładem na to, w jaki sposób w sztuce wczesnochrześcijańskiej motywy antyczne wiązane były z biblijno-chrześcijańskimi ideałami. Warto zaznaczyć że dla pierwszych wyznawców, sposób obrazowania i różnorodność tematów, miała jeden najważniejszy cel, jakim był przekaz wiary. Katecheza w obrazie, która stanowiła pewien teologiczny język wypowiedzi. „Toteż sens chrześcijańskich symboli odsłaniano katechumenom stopniowo, w miarę postępowania ich przygotowań do Chrztu. Poza tym kontakt miedzy chrześcijanami a światem zewnętrznym także wymagał swoistego języka- szyfru. Chrześcijanie nie byli zainteresowani, by odsłaniać pogańskiemu i wrogiemu światu swoje tajemnice”. Stąd odczytywanie przedstawienia miało dla dwóch różnych grup ludzi, całkiem inny przekaz. Motyw mężczyzny niosącego zwierzę na plecach przetrwał w wielu przestawieniach sztuki antycznej. Najsłynniejszym przykładem jest Moschoforos w ateńskim muzeum na Akropolu, będący zapewne przedstawieniem mężczyzny niosącego zwierzę ofiarne. W sztuce antycznej występują poza tym jeszcze inne motywy, np:  pasterz i bóg Hermas niosący barana. W wielu kulturach pasterz posiada znaczenie symboliczne o kontekście religijnym. W Psalmach mamy odniesienie jednoznaczne do obrazu troskliwego Boga: „Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego…” (Ps 23). O częstym przedstawianiu w sztuce pierwszych wieków Chrystusa jako Dobrego Pasterza zdecydowały Jego własne słowa, kiedy odwołuje się do motywu zagubionej owcy (Łk 15, 3-7). Mówi jednocześnie o sobie, jako o Dobrym Pasterzu: „Ja jestem Dobrym Pasterzem. Dobry Pasterz daje życie swoje za owce”, albo „Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela” (Mt 15,24). „Chrześcijaństwo przyjmuje ten typ ikonograficzny i nadaje mu konkretny sens dogmatyczny: Dobry Pasterz- Bóg wcielony- bierze na ramiona zbłąkaną owcę, tzn. upadłą naturę ludzką, ludzkość, którą wprowadza do swojej chwały”. W tej scenie zawiera się cała wykładnia misji Jezusa- odnaleźć to co zagubione, poranione, będące w stanie upadku.  Pisze o tym Klemens Aleksandryjski: „Boski Pedagog jest godny zaufania, bo został ozdobiony trzema i to najpiękniejszymi darami: mądrością, życzliwością i autorytetem. Mądrością- bo jest mądrością Ojca; autorytetem- bo jest Bogiem i Stwórcą; życzliwością- bo On sam siebie za nas złożył w ofierze”. W tym jakże przemawiającym do wyobraźni obrazie, ciągle aktualnym, a może dzisiaj w poczuciu ludzkiej samotności jeszcze bardziej; potrzeba poczuć miłość Boga dla którego jesteśmy ważni, który każdego z nas cierpliwie szuka, aby przyprowadzić do swojej owczarni jaką jest Kościół. Bóg niesie ciebie na swoich ramionach a jedyne ślady jakie widzisz na ziemi, to odbicie Jego stóp”. Pragnę zakończyć słowami modlitwy którą napisał św. Symeon Nowy Teolog. W tych słowach każdy może zawrzeć osobiste pragnienie bycia niesionym na „ramionach Boga”. „Tak, Pasterzu współczujący, dobry, łagodny, który chcesz zbawić wszystkich w Ciebie wierzących, zmiłuj się nade mną, wysłuchaj mojej modlitwy, nie gniewaj się, nie odwracaj ode mnie swojego oblicza, ale naucz mnie spełniać Twoją wolę. Nie szukam bowiem spełnienia mojej woli, lecz Twojej, abym Tobie służył, o Miłosierny !”.

piątek, 5 maja 2017


Żydzi sprzeczali się między sobą, mówiąc: «Jak On może nam dać swoje ciało do jedzenia?» Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie jedli Ciała Syna Człowieczego ani pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił – nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki». (J 6, 52-59)
Eucharystia jako sakrament obecności Chrystusa jest wydarzeniem Kościoła i wielką „dramaturgią” rozgrywającą się w przestrzeni świata- przenikając na wskroś całe stworzenie. O tym kosmicznym i meta-teologicznym wymiarze liturgii pisał o. Teihard de Chardin: „Nie ma nic cenniejszego od tej cząstki ciebie, która żyje w innych, która jest w tobie. Wysoko na wysokościach wszystko jest jednym.”Niebieskie ciało Pana nie należy już w istocie do tego świata- transcenduje go, przenosi go na inny ontologiczny plan istnienia. Człowiek przez spożywanie wchodzi w komunię z Bogiem. „Podczas Ostatniej Wieczerzy Chrystus był widzialnie obecny w swej ziemskiej postaci i był obecny także w inny sposób, niebieski już, przez antycypację, w połamanym przez siebie i pobłogosławionym chlebie oraz winie. Nie jest możliwe żadne pomieszanie tych dwóch stanów. Na planie eucharystycznym wstąpienie do nieba znosi obecność ziemską i historyczną, możliwa jest teraz jedynie obecność liturgiczna”- pisał P. Evdokimov. Spożywanie tego Pokarmu jest uczestniczeniem w rzeczywistości futurystycznej- przebóstwionej- obiektywnie trudnej po ludzku do wyobrażenia. Kiedy wchodzimy w komunię jesteśmy z Bogiem w jego wiecznym „teraz”. Jesteśmy częścią arcydzieła stworzenia i intensywności Trójcy udzielającej dar miłości. W Eucharystii nasz świat dotknięty grzechem i kruchością istnienia wychyla się ku wieczności. Niewidzialna brama otwiera się ku Królestwu Bożemu. „We wspomnieniu eucharystycznym zacierają się granice przeszłości, teraźniejszości i przyszłości… w naszej liturgii wspominamy przyszłość” (C. Kern). Chrystus Arcykapłan w czasie każdej Boskiej Liturgii wchodzi z orszakiem aniołów i świętych zacierając tym samym granice czasu; niebo zstępuje na ziemię, a człowiek zostaje podniesiony ponad racjonalny i pozbawiony granic świat. „Stoją w świątyni Twojej chwały stoimy w niebiosach”(Troparion). Kościół staje się wspólnotą spotkania z niebianami. Wyraża to bizantyjski Hymn Cherubinów opowiadający o uczestniczących w liturgii jako tych, którzy „Cherubinów mistycznie przedstawiają”, kontemplując wraz z duchowymi towarzyszami „Króla wszystkich”.


czwartek, 4 maja 2017

J 6, 44-51

…Ja jestem chlebem życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: Kto go je, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje Ciało, wydane za życie świata».

Chrystus zmartwychwstały, wiecznie obecny w sercu Kościoła. Miłość zdeponowana w murach świątyń, zamknięta w złotych tabernakulach, przełamywany Chleb Wieczności i rozdzielany dla spragnionych i łaknących miłości. Chleb Żywy ! Przez tyle wieków chrześcijaństwa nie potrafimy w słowach wyrazić tej Tajemnicy. Mówimy lapidarnie i z pokorą: Misterium fidei ! Każda teologiczna refleksja jest tylko jakimś okruchem prawdy o Tym, który postanowił pozostać na ziemi w sakramentalny sposób. Dobrze to oddają słowa Blondela: „Ty jesteś celem całego stworzenia. Aby zaistniały wszystkie relacje bytów skończonych i ograniczonych, trzeba było, abyś popatrzył naszymi oczyma; aby zaistniała materia, trzeba byś wziął ją do siebie. I ściśle łącząc się z naszym ciałem, wypełniasz swe pełne miłości dzieło stworzenia… Ty czynisz z każdego centralny punkt perspektywy; Ty jesteś w każdej hostii; Ty wszędzie widzisz rzeczy tak, jak my je widzimy; Ty jesteś z nami; Ty pragniesz być z każdym człowiekiem”. Miał rację pewien średniowieczny mistyk: Eucharystia jest „jak pocałunek miłości” wielokrotnie powtarzany i intensyfikujący miłość Oblubieńca do swojej Oblubienicy Kościoła. Każda Eucharystia wiernie oddaje narrację biblijną, a przez powtarzanie wydarzenia z Wieczernika i nowego rytuału Chrystusa umacnia wiarę w realną i namacalną obecność Boga. Kluczowym słowem które utrwaliło się w liturgii jest greckie anamnesis- upamiętnienie, co w szerszy sposób należy rozumieć jako „wspominanie przez uobecnienie”. W liturgii dokonuje się synteza czasu i przestrzeni, wieczności i teraźniejszości- odwieczna epifania miłości Trójcy Świętej. Święty Jan Chryzostom w swojej anaforze umieścił słowa uwielbienia: „dzięki czynimy Tobie, i Jednorodzonemu Synowi Twojemu, i Duchowi Twojemu Świętemu”. Eucharystia- „Manna” wędrującego i doświadczanego w cierpieniach Kościoła stanowi centralny elementem kultu chrześcijańskiego, a jej wspólnotowa celebracja jest  nieustannym świętem wspólnoty sprawiając, że na twarzach ją przyjmujących pojawia się blask wieczności. „Liturgia to wieczny powrót dzieł wielkiej miłości Boga do nas” (M. Gogol). Współczesność naznaczona kryzysem wiary, obojętnością, marazmem, wymaga od chrześcijan bycia świadkami „Manny” która niesiona w ciemność świata powoli przywrócić prymat miłości i wiary w obecność Chrystusa. Kończę to rozważanie starożytną modlitwą biskupa Serapiona: „Prosimy uczyń nas żywymi ludźmi i daj nam ducha światłości, abyśmy poznali Ciebie, Prawdziwego, i Jezusa Chrystusa, którego posłałeś. Daj nam Ducha Świętego, abyśmy mogli wypowiedzieć i objaśnić niewypowiedziane tajemnice Twoje”.

środa, 3 maja 2017

J 19,25-27

Obok krzyża Jezusa stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto Matka twoja”. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.


Każdy z nas wyszedł z łona matki. Nasze ziemskie matki otaczamy szacunkiem, miłością, ciepłem i pamięcią. Nasza Ojczyzna i Kościół jest również jak dziecko, niesione i tulone do policzka Niebieskiej Matki. Ona jest szczególna, ponieważ jako jedyna skróciła dystans pomiędzy człowiekiem, a Bogiem. Często o Maryi myślimy posługując się ozdobnikami teologii, czy pochlebstwami poezji. Jej zwyczajność i nadzwyczajność- paradoksalnie zawiera się w matczynym spojrzeniu, oczach wypełnionych miłością, zapobiegliwością oraz urzeczywistnianiem dobra. Częstochowa to stolica Królowej Polski, „konfesjonał narodu”. Najważniejsze miejsce naszej historii i najbardziej przeniknięte modlitwą sanktuarium środkowej Europy. Miejsce nawróceń, wylanych łez, uzdrowionych dusz, przywróconych sensów istnienia. Miejsce z którego wrócili do życia ci, którym nie dawano już żadnych szans. Ilu wielkich tego świata klękało przed Ikoną Czarnej Madonny. Królowie zdejmowali korony, uginali kolana, pokornieli. Pokolenia przechodziły przez jasnogórską kaplicę szukając siły, wsparcia, pociechy, a nade wszystko wiary. Maryja niejednokrotnie trzymała na swoich kolanach krwawiące ciało Narodu, tak jak swojego martwego Syna na Golgocie. Tyle pochlebstw, zasług, orderów i wotów. Wszystko dla pięknej i skromnej Dziewczyny z Nazaretu, której „fiat” tak bardzo zmieniło losy świata. Najstarszy opis wizerunku Czarnej Madonny podaje kronikarz Jan Długosz: „Obraz Maryi Najchwalebniejszej i Najdostojniejszej Dziewicy i Pani, Królowej Świata i Królowej naszej… wykonany dziwnym i rzadkim sposobem malowania… o przeładnym wyrazie twarzy, która spoglądających przenika szczególną pobożnością- jakbyś na żywą patrzył”. Rzeczywiście ikona Maryi tak bardzo ujmuje i przejmuje do głębi, zwłaszcza wyrazem oczu i śladami dramatycznych nacięć twarzy. Jej oczy zatrzymują i magnetyzują niewypowiedzianym spokojem; to duchowe lustro sumienia. Z przed cudownego Obrazu ludzie wychodzą inni…, odmienieni. „Maryja- Oblubienica Słowa, z gwiazdą na czole- cała w światłości wewnętrznej, otulona ciemnym płaszczem człowieczeństwa. Ona jedyna może mieć na tym płaszczu lilie- znak Dziewictwa, Niepokalanego Poczęcia” (A. Nottebaert). Wszystko w Niej jest doskonałością. „Błogosławiona Maryja”- pisze Honoriusz z Autun- „przedstawia Kościół, również będący dziewicą i matką. Jest On Matką, ponieważ dzięki użyźnieniu przez Ducha Świętego codziennie daje Bogu nowych synów w chrzcie. A jednocześnie jest dziewicą, ponieważ zachowuje nienaruszoną całość wiary…” Dzięki Maryi Kościół i Naród- człowiek jest pełen Boga. To my jesteśmy ewangelicznymi synami i córkami, powierzonymi Maryi pod Krzyżem. Każdy z nas jest dzieckiem Niewiasty, która przyobleczona w atrybuty łaski otwiera bramy Ojczyzny Niebieskiej.

wtorek, 2 maja 2017

Raduj się, ziemio obiecana,

Raduj się, namiocie Boga oraz Słowa,

Raduj się, kwiecie nigdy nie więdnący…

Miesiąc maj który się rozpoczął, pozwala nam odkrywać piękno i kontemplować je w osobie Maryi. Słowa Akatystu- wschodniego nabożeństwa maryjnego jak również Litania Loretańska zakorzeniona w tradycji zachodniej wprowadzają chrześcijan w misterium Niewiasty Baranka i Matki rodzaju ludzkiego. Maryja Nowa Ewa ukwiecona i ozdobiona bukietami modlitw, licznymi wotami, pocałunkami, spojrzeniami kobiet, ich westchnieniami; wyraża pragnienie stania się na wzór najpiękniejszej z kobiet. W rozsianych sanktuariach maryjnych, ławrach, przydrożnych kapliczkach, domowych izbach oraz nowoczesnych mieszkaniach znajdują się rozliczne wizerunki Tej, której piękno i świętość nieustannie inspiruje, zachwyca, wyrywa z obojętności. „Madonna z Częstochowy z historii Polski, Bogurodzica Włodzimierska w historii Rosji, Theotokos z Tinos w historii Grecji- są różnymi płaszczyznami tego samego diamentu- strażniczkami- każda swojej ziemi”. Niebiańska Matka narodów, kultur, języków, nadająca sens światu usychającemu i pozbawionemu pragnienia świętości. „Maryja nigdy nie przesłania Chrystusa- powie patriarcha Atenagoras- stoi obok jako wzór i pierwsza przebóstwiona, Panagija- cała święta”. Najstarsza literatura chrześcijańska próbowała w symbolice kwiatów zawrzeć cały szereg cnót najpiękniejszej owocu rodzaju ludzkiego. Żyjący w piątym wieku chrześcijański pisarz Sedeliusz w pieśni pochwalnej Carmen paschale pisał: „jak pośród ostrych cierni delikatna rozkwitła róża, wolna od kolców, co ranią i krzew macierzysty przyćmiewa swym pięknem, tak z rodu Ewy wyszła święta Maryja: nowa dziewica zmyła winę swej poprzedniczki”. W innych traktatach mistycznych- szczególnie tych przypisywanych tradycji średniowiecznej określano Maryję jako Rosa Speciosa, Rosa Mistica, co pozwalało tworzyć w przestrzeni ikonografii chrześcijańskiej cały szereg wyobrażeń Maryi z różą w dłoni lub umiejscowionej w tajemniczej przestrzeni zwanej Hortus conclusus. „W średniowiecznej poezji Maryja opisywana była jako aloes, koniczyna, różna, hizop, fiołek, oliwka…” Święty Bernardyn ze Sieny modlił się następującymi słowami: „Maryjo, Maryjo, fiołku najpiękniejszy, bądź pozdrowiona”. Wschód chrześcijański będzie opiewał Maryję jako tabernakulum- mieszkanie dla Bożego Syna: „a my opiewamy Ciebie jako arkę mieszczącą samego Boga”. Wszystkie tytuły, pochwały i panegiryki składają się na modlitwę którą dziecko zanosi do Mamy. Jakże wielką siłę posiadają ikony na której utrwaliło się Jej Oblicze. O tej cudownej sile wizerunku wspomina Kiriejewski: „Pewnego razu stałem  w kaplicy, patrzyłem na cudowny obraz Matki Boskiej i myślałem o dziecięcej wierze ludu, wznoszącego do Niej swe modły; kilka kobiet, chorych, starców klęczało i żegnając się, biło pokłony aż do ziemi. Z gorącą nadzieją spoglądałem potem na święte rysy i powoli zacząłem uświadamiać sobie tajemnicę siły cudotwórczej. Tak, nie jest to zwyczajna deska z wizerunkiem… Przez całe wieki wchłaniała ona swe potoki żarliwych modłów, błagalnych westchnień ludzi cierpiących i nieszczęśliwych; musiała wypełniać się siłą bijącą od niej i spływającą na wierzących… Myśląc o tym, jeszcze raz spojrzałem na leżących w prochu starców i kobiety z dziećmi oraz na obraz święty- a wówczas sam ujrzałem, że rysy Bogarodzicy są uduchowione, że patrzą one na tych prostych ludzi z miłosierdziem i miłością. Padłem wówczas na kolana i zacząłem się kornie modlić”. W tym prostodusznym wyznaniu człowieka zawiera się cała kwintesencja pobożności maryjnej. Wielu chrześcijan- protestantów obserwujących wielokrotnie katolików a szczególnie prawosławnych uważa ze ten kult jest nadzwyczaj przesadzony. Tymczasem wielu teologów na wskroś przenikniętych osobą Chrystusa wskazuje, że utrata prawdziwej wiary następuje szczególnie tam, gdzie zanika kult maryjny. To przesłanie niezwykle ważne dzisiaj, kiedy próbuje się rzeczywistość pozbawić macierzyńskiego pierwiastka. W Niej i przez Nią dokonuje się oczyszczenie świata- wyniesienie ku Życiu i Pięknu. „Cóż byłoby z nami- napisze metropolita Filaret- gdyby serce błogosławionej Dziewicy Maryi nie otworzyło się na nieogarnioną zapowiedź wcielenia”. Dlatego należy wołać za natchnionym artystą słowa: „Módl się, Madonno izraelska, Starochrześcijańska, Cyprysowa, Łukaszowa…”