niedziela, 21 maja 2017

J 14, 15-21

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Parakleta da wam, aby z wami był na zawsze – Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie. Nie zostawię was sierotami. Przyjdę do was. Jeszcze chwila, a świat nie będzie już Mnie widział. Ale wy Mnie widzicie; ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was. Kto ma przykazania moje i je zachowuje, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie».

„Żyjemy otoczeni nieskończoną wielością tajemnic”- te słowa napisał Lew Szestow próbując ukazać jak mały jest człowiek, jak mały jest jego rozum aby zgłębić tajemnicę Boga i świata. Myślę, że jedną z takich tajemnic jest wyjątkowa, subtelna i życiodajna obecność Ducha Świętego. Nie wiem, czy jakiś najbardziej rzutki teolog odważyłby się napisać biografię Ducha Świętego. To nie lada wyzwanie które z pewnością wymagałoby jakiejś duchowej wrażliwości i przenikliwości duszy. Trzeba zatem zachować pokorę i milczenie wobec tej Tajemnicy, bowiem „dramat zbawienia odbywa się za zasłoną” (S.Weil). Lepiej będzie jak pragnienie poznania „Gołębicy” stanie się pragnieniem ożywczego źródła. W historii chrześcijaństwa były momenty w których nawet zapominano o Duchu, trochę nieświadomie marginalizując Jego obecność. Nawet sam św. Augustyn przyznaje, że „ludzie uczeni napisali wiele książek o Ojcu i Synu. Natomiast Duch Święty nie stał się przedmiotem studiów tak obfitych, tak starannie prowadzonych przez uczonych i wielkich komentatorów boskich Pism, by można było łatwo pojąć także Jego własny charakter, z powodu którego nie możemy Go nazwać ani Synem ani Ojcem, ale jedynie Duchem Świętym”. Pewien ewangelicki teolog nawet stwierdził, że Duch Święty jest dzisiaj w dużej mierze „nieznanym Bogiem”. Nawet pomimo eksplozji tak wielu charyzmatycznych ruchów i wspólnot w różnych kościołach, wielu chrześcijan zatrzymuje się tylko na zewnętrznych znakach, okraszonych pewną nadzwyczajnością, niż na samej osobie Ducha Świętego. A przecież jak powie św. Bazyli Wielki: „Stworzenie nie posiada żadnego daru, który by nie pochodził od Ducha. Jest On Uświęcicielem, który nas na powrót jednoczy z Bogiem”. Nie sposób zliczyć, ile to razy Duch Święty wtargnął niczym żywioł w historię i osobiste życie każdego człowieka. „Duch nazwany jest Królestwem i daje początek królowaniu Boga w nas” (M. Kabasilas). Każdy z nas przeżył w swoim życiu małe zwiastowania i pięćdziesiątnice- poruszenia serca i duchowe rewitalizacje. Ile to razy w kryzysach wiary, ucieczkach i wejściach w grzech- On przypominał o zmartwychwstałym Chrystusie i jego darmowej miłości. Kościół od wieków wołał i nie przestaje wołać z głębi swego jestestwa: eltheto to Hagion Pneuma sou eph hemas Kai katharisato hemas- niech przyjdzie Duch Twój na nas i oczyści nas. Dzięki Jego dynamizującej obecności Kościół staje się comunio sanctorum- wspólnotą uświęconą i przebóstwioną. Pewnie w tym miejscu należy postawić sobie kilka odważnych pytań: Czy otwieram się na nowość Ducha, wsłuchując się w Jego głos i odczytując natchnienia ? Czy rozpoznaję oczyma wiary Kościół jako ikonę Trójcy, w łonie której zostałem zrodzony aby uwielbiać Boga całym życiem ? Odpowiadając w duszy na te pytania, niech słowa przeistoczą się w modlitwę epiklezy, zwracając się do Ojca, aby Duch objawił Chrystusa. Kończę słowami modlitwy brata Rogera z Taize: „Duchu Święty, tchnienie miłości Chrystusa. Ty składasz w każdym człowieku wiarę, która jest bardzo prostym zaufaniem, tak prostym, że wszyscy mogą je przyjąć. Znany czy nieznany, w naszych ciemnościach rozpalasz ogień, który nigdy nie zagaśnie”.