czwartek, 8 czerwca 2017

Czy można żyć bez sztuki ? To pytanie stawiają różne osoby: artyści, intelektualiści, przygodni obserwatorzy zachodzących zmian w kulturze i języku plastycznej wypowiedzi. To pytanie ważne, natarczywe, szczególnie dla osób za których wytworami ukryta jest głęboka filozofia życia. Jestem świeżo po lekturze książki bp. Michała Janochy pt. „Piękno w ciemności świeci”. Z tej książki wtrąciłbym jedno zdanie- jako diagnozę pewnego stanu rzeczy: „Myślę, że cechą wielkiej sztuki jest to, że ona nie potrafi przemawiać poza warstwą semantyczną- przez samą swoją formę, bo dobro i piękno są czymś ponadczasowym. Wielkie dzieła sztuki poruszają nas nadal, chociaż czasem nie znamy ich kontekstu historyczno-kulturowego, w którym powstały. Może inaczej niż dawniej, ale jednak na nas działają. Natomiast sztuka współczesna rzeczywiście bywa bezradna bez komentarza. To jest duży znak zapytania”. Po tych słowach można pójść o jeden krok dalej i postawić pytanie: Czy to, co nosi znamiona nowoczesności i ekstrawagancji, niejednokrotnie połączonej z szokiem, niesie równie silnie znamię piękna zdolnego poruszyć tak mocno wrażliwość dzisiejszych odbiorców ? Czy nie jest tak, że często twórcy silą się na nowoczesność, zapominając że ich powołaniem jest być przekazicielami piękna. Tylko piękno umożliwia artyście przejrzystość jego sztuki- wyzwala ją z przeciętności, kiczu, wulgarności i dalekosiężnego rozkładu na skutek dopasowania się do standardów artystycznej mody i salonowej cyganerii. Dzięki pięknu sztuka staje przestrzenią epifaniczną i liturgiczną, a artysta staje się kapłanem i piewcą świata, który potrafi wyjść poza sferę profanum. Jeden z moich uczniów wykonał cykl malarskich prac podejmujących temat Dekalogu. Od strony formalnej obrazy okazały się niezwykle kolorystyczne, plakatowe, namalowane z rozmachem.  Pod względem treści okazały się absolutną klapą. Forma nie była wstanie udźwignąć treści. Pozostał tylko marketing doznaniowy ! jak pisał Marshall McLuhan, „Sztuką jest to, co ci uchodzi na sucho”. Surrealistyczne przedstawienia osób rzekomo osadzone w „ramach” teologicznych Bożych Logoi, stały się tylko miałkim moralizowaniem, ale czymś na wskroś satyrycznym.  Będę szczery. Jestem zmęczony ars nova, krótkodystansowymi wyścigami miałkich i nonszalanckich „mistrzów pędzla”. Żeby mnie nie posądzono o nienawiść do współczesności, to powiem że jest kilku twórców nowoczesnych którym mógłbym przykleić wizytówkę- Wielcy. Wielka sztuka jest odporna na upływ czasu i zmieniające się gusta „roznegliżowanego” towarzystwa. Stało się to, czego Baudelaire się obawiał: „Każdego dnia sztuka coraz bardziej traci szacunek do samej siebie, kłaniając się zewnętrznej rzeczywistości”. Artysta stał się kimś kto dekonstruuje, a nie powołuje coś do istnienia- przestał wydobywać z materii piękno. Miał rację wiele lat temu mówiąc o „końcu sztuki” Donald Kuspit „w sztuce współczesnej entropia staje się dominująca do tego stopnia, że sztuka coraz bardziej wydaje się porażką twórczej inwencji. Nie chodzi już o twórczą intuicję i twórczą wyobraźnię”. Może remedium na ten stan rzeczy jest chrześcijańska sztuka ikony. „ W ikonie symbolizm się dokonuje i przekracza: przemieniona twarz nie jest już symbolem, lecz rzeczywistością. Wszelka cielesność wokół niej staje się duchowa, jakby wewnętrznie rozsłoneczniona. Przemieniona jest sama przestrzeń, które utożsamia się z przestrzenią, w której poruszał się Chrystus między Wielkanocą a Wniebowstąpieniem… Wokół twarzy, na których objawia się niewyczerpaność osób, rzeczy są jakby uwewnętrznione, sprowadzone do ich duchowej istoty”. W taki sposób sztuka powraca do łona kultury, stając się na powrót kultem. To znak, że Królestwo Boże jest już „tu i teraz”. Rahner wspominał, że kultura jest przeniknięta znamieniem eschatycznym: „Ziemska kultura nie jest z pewnością samym Królestwem Bożym, ale jest czymś w rodzaju znaku, obietnicy, rodzajem sakramentalnego znaku, że Bóg kocha świat, że nie pozwala mu utonąć w chaosie demonizmu”. Dlatego IKONA jest filokaliczną wizją piękna- „Nie ma i nie może być nic piękniejszego od Chrystusa”. To uosobione Piękno przywraca równowagę kulturze, wyzwala artystę ku penetracji transcendencji. Ciasna i psychologiczna estetyka, zostaje dotknięta pięknem absolutnym, subtelnym, stanowiącym odbicie Wieczności. Wejście w ikonę jest fascynującą przygodą- pozwalającą na zobaczenie sztuki i rolę artysty w wymiarze filozoficznym i teologicznym. „Ci malarze są wciąż przede wszystkim skupieni na tym, co duchowe- pisał krytyk sztuki Jean Daleveze- bardziej zainteresowani sferą duszy niż sferą ziemi, zwróceni raczej ku niebu niż ku życiu codziennemu… Ich cel to głosić chwałę tajemnic religii, wyrażać wiarę i tę wiarę przekazywać”. Sztuka ikony nie jest zarezerwowana dla pobożnych malarzy którym brakuje wyobraźni; ikona oczyszcza percepcję, przywraca pokorę, polaryzuje w stronę piękna które ma źródło w Bogu. „Będąc ekspresyjną, sztuka może wyrażać różne treści. Będąc wolną, może stać się podobną do ikony…, lub zmienić charakter i przestać być sztuką”.