sobota, 12 sierpnia 2017


 Mt 14, 22-33

Gdy tłum został nasycony, zaraz Jezus przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już o wiele stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się, myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Jezus zaraz przemówił do nich: «Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się!» Na to odezwał się Piotr: «Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!» A On rzekł: «Przyjdź!» Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, podszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: «Panie, ratuj mnie!»

Chrystus po nakarmieniu tłumów rozmnożonymi cudownie chlebami i rybami, przynagla apostołów do pozostawienia kłębiących się rzesz ludzi i udania się na drugi brzeg jeziora. Apostołowie pewnie byli zadowoleni z siebie, widzieli dobre owoce swojej działalności. Teraz muszą pozostawić za sobą poklask tłumów, miłe spojrzenia, garście dobrych słów... Pod wieczór wsiadają do łodzi nie przewidując że może zmienić się aura i będą w poważnym niebezpieczeństwie. Wielu z nich jest oswojonych z łodziami, wodą i kaprysami pogody. Ale nawet wytrawnych i zaprawionych w licznych połowach rybaków, coś może jednak zaskoczyć; tak się stało tej nocy. Wody zaczynają przelewać się przez burtę wątłej i nadwyrężonej przez ząb czasu łodzi. Opuszcza ich entuzjazm i pojawia się na twarzach przerażenie. Spostrzegają się, że są sami i zdani tylko na siebie. Ich przerażenie potęguje widok kroczącej ku nim postaci. Myślą, że to zjawa wytworzona przez poruszony strachem umysł. Naglę słyszą słowa: „odwagi ! Ja jestem, nie bójcie się !” Piotr zdobywa się jako jedyny aby wyjść z łodzi i próbować przejść po wodzie. To istne szaleństwo. Reszta bije się z myślami i przyodziewa się w kostium lęku. Piotr idzie, ale po chwili spuszcza wzrok z Jezusa i zaczyna tonąć. Jezus chwyta go za dłoń. Po chwili burza zostaje uciszona i nastaje spokój. Zapewne odebrało mowę przemoczonym do szpiku kości uczniom. „Piotr jest figurą Kościoła- twierdził św. Augustyn pochylając się nad tym fragmentem Ewangelii- Imię Piotr nadał mu Pan i miało ono znaczenie symboliczne, wyobrażało Kościół. W istocie skałą był Chrystus, Piotr przedstawiał lud chrześcijański. Popatrzcie na tego wielkiego Apostoła, jakim był Piotr, który był wtedy symboliczną zapowiedzią nas: raz jest ufny, raz chwiejny. Konieczne zatem było, aby w jednym apostole czyli Piotrze, ukazany był Kościół, został ukazany jeden i drugi rodzaj wiernych, to znaczy silni i słabi, gdyż Kościół nie może istnieć bez jednych ani bez drugich.”  W ten sposób Kościół staje się żywym paradoksem; pozostaje samotnie na górze zanurzając się w modlitwie, a niekiedy żegluje wśród wzburzonych fal- przeciwieństw, prześladowań. Jednocześnie ten słaby i kruchy „okręt” jest „opoką” w którą na próżno biją fale chcąc ją roztrzaskać.