czwartek, 14 września 2017


J 3,13-17

Jezus powiedział do Nikodema: „Nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił, Syna Człowieczego. A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony”.

Świat mający cztery krańce dzisiaj uświęca się przez podniesienie mającego cztery końce krzyża Twego, Chryste Boże nasz, a wraz tym podnosi się moc wiernego ludu twego- tak stichera dzisiejszego dnia wychwala najważniejszy znak chrześcijaństwa; trofeum życiodajnego Krzyża. „Gdy wywyższycie Syna człowieczego poznacie, że ja Jestem” (J 8,28). Chrześcijaństwo przez kręte wieki historii spogląda na Krzyż i kontempluje na nim swego Pana-  Baranka, Wojownika i Zbawcę. W krzyżu niczym w kadrze błony fotograficznej zostaje zatrzymana głębia miłości Boga, oddającego w ręce ludzi własnego umiłowanego i współistotnego Syna. „Jednakże ten, kto zna misterium Krzyża i Grobu- pisał Maksym Wyznawca- zna również podstawową rację wszystkich rzeczy.” Jakże uświęcone zostało drzewo kaźni, rozkwitając niczym edeniczne drzewo poznania. Rozłożyło swoje gałęzie, czyniąc z nich tron dla Króla. Dlatego chrześcijanie Zachodu utkali nabożeństwo Męki Pańskiej takimi oto słowami wezwania: „Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Ciebie. Żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupić raczył.” Ile jest w tym westchnieniu religijnego żaru i współodczuwania wraz Nim trudnej, niejednokrotnie osobistej drogi bólu. Na drzewie tortury zawisł Ten, którego ręce udzielały błogosławieństw, uzdrawiały i przywracały wzrok niewidomym, wymazywały trąd z ludzkich twarzy i pisały na piasku kiedy „bezgrzeszni” próbowali cisnąć kamieniami w cudzołożną kobietę. Te dłonie połamały chleb, który stał się najdrogocenniejszym skarbem poranionego przez grzechy Kościoła. W końce te dłonie zostały przytwierdzone do drzewa i pozostają ciągle rozpostarte dla tych których świat uznał za niepotrzebnych i za biednych na miłość. Gwoździe przebijające nogi, które pewnego wieczoru namaściła kobieta olejkiem o zapachu nieba; na którą syczeli sprawiedliwi puryści żydowskiego prawa. Kościół dzisiaj w liturgii podnosi do góry Krzyż, a na Nim ukrzyżowaną Miłość. To mistagogiczny kadr z Golgoty lub powtórzony gest świętej Heleny, która z szacunkiem podniosła z ziemi najcenniejszą relikwię i kazała jej partykuły rozesłać w różne strony świata. To symboliczne wejście w otchłań ciemności- opuszczenia i triumf Zmartwychwstania. Patriarcha Bartłomiej I w swojej medytacji do Drogi Krzyżowej w Koloseum napisał: „O Jezu z ramionami na zawsze otwartymi, z Twego przebitego boku tryskają wody chrztu i krew Eucharystii. Niech krople krwi odnawiają cały świat, jutrzenka Ducha podnosi się z torturowanego ciała. Potrzebowaliśmy wcielenia i śmierci Boga, abyśmy mieli moc odradzania się. Drzewo hańby stało się Drzewem Życia, osią świata, która gromadzi wszystkie nasze bóle, by oddać je ogniowi Ducha. To drzewo wznosi się z ziemi do nieba. Drabina Jakuba, droga aniołów, jego owoc kryje w sobie całe życie, my go spożywamy, a spożywając nie umrzemy.”