niedziela, 17 września 2017


Rz 14, 7-9

Bracia: Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc, i w śmierci należymy do Pana. Po to bowiem Chrystus umarł i powrócił do życia, by zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywymi.

Myślę, że można zbyt łatwo w granicach chrześcijaństwa skonstruować sobie jakiś wygodny i w pełni zadowalający mit Chrystusa. Ten nieostry profil Boga może się rozmijać z prawdą o Nim samym. To tak trochę jest jak z pluralizmem światopoglądowym w różnych społeczeństwach; jeden preferuje taki model myślenia o czymś, jeszcze inny widzi te sprawy z innej perspektywy. Chrześcijanin może tak bardzo być przekonanym o swoim wyobrażeniu Boga, że nie potrzebuje innej optyki- ta którą posiada jest wystarczająca, ale tylko do pewnego czasu. Później przestaje być satysfakcjonującą. Wielokrotnie powtarzane przeze mnie słowa Ireneusza z Lyonu stanowią pewien pstryczek dla tych którzy kurczowo trzymają się religijnego schematu myślenia: „Nikt nie może poznać Boga, jeśli Bóg go nie pouczy; bez Boga nie poznaje się Boga.” Cechą autentycznej wiary jest wyjście poza własne wyobrażenia połączone z niekiedy mozolnym trudem poszukiwania Chrystusa żywego. Na płaszczyźnie intelektu chodzi o uprawianie zdrowej i osadzonej w mądrości Kościoła refleksji. Na tym ludzkim- wewnętrznym podwórku, chodzi o artykułowanie odważnych pytań: Jaki jest Bóg mojej wiary ? Jaki jest Bóg przeżywany we wspólnocie wiary- pośród braci i sióstr ? Poszukująca filozof Simone Weil pytając o sens religii mówiła: „Za pośrednictwem rozumu wiemy, że to czego rozum nie ogarnia, jest bardziej rzeczywiste niż to, co może ogarnąć.” W tym punkcie zasadne wydaje się wyznanie Karla Bartha: „Jezus Chrystus jest dla mnie ściśle tym, czym był, czym jest i czym będzie dla Kościoła, który powołał i któremu udzielił swojego błogosławieństwa.” Wielokrotnie sam zderzam się z pewnymi problemami teologicznymi, które kotłują się we mnie, paraliżując mój intelekt. Wtedy szukam podpowiedzi na modlitwie- w głębi serca, a później odkrywam odpowiedź w mądrości tych którzy żyli przede mną i uporali się z podobnymi dylematami. Wiara nie jest wypadkową racjonalnego dowodzenia, czy pewnych odczuć lub wygodnych skojarzeń. To akt zaufania Bogu i zdania się na Niego. „We wszystkim tym, co nas spotyka, tkwią niemożliwe do pogodzenia sprzeczności- pisał o. Paweł Floreński przechodząc przez intelektualny gąszcz teologii- By rozwiązać ten problem, pozostaje tylko jedna droga: wybrać to, co proponuje Trójca Przenajświętsza, lub umrzeć jako głupiec.” Oczywiście nie chcemy być głupcami, czy banalnymi-  przemądrzałymi intelektualistami rozmijającymi się z Bogiem w połowie drogi. W nasze życie wpisana jest szamotanina i rozterki, ale jednocześnie blaski- euforia wiary- nieprawdopodobna bliskość, aż do onieśmielenia. Ostatecznie zawsze dochodzi się do tego własnego, wyrastającego wprost z serca wyznania: „Pan mój i Bóg mój.” Święty Paweł próbuje nam uzmysłowić, że życie Chrystusa jest splecione z naszym życiem. Tak naprawdę przemierzamy Jego drogę; kiedyś również wejdziemy w śmierć i powrócimy do życia. Tymczasem pozostaje nam oczekiwać z utęsknieniem kiedy przeminie postać tego świata, a „Bóg będzie wszystkim we wszystkich.”