wtorek, 10 października 2017

Łk 10, 38-42

Jezus przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go w swoim domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która usiadłszy u nóg Pana, słuchała Jego słowa. Marta zaś uwijała się około rozmaitych posług. A stanąwszy przy Nim, rzekła: «Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła». A Pan jej odpowiedział: «Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona».

Fides et auditu- wiara rodzi się ze słuchania, stwierdza św. Paweł (Rz 10,17). Słuchać- to wcale nie znaczy usłyszeć. To smutne jak wielu chrześcijan siedzi latami w kościelnych ławach i nie słyszą Ewangelii; nie poddają się jej mocy, przeobrażającemu od środka fermentowi. Nie lubiany przeze mnie Luter powiedział jedną mądrą myśl, wartą zacytowania: „Bóg nie potrzebuje nóg ani rąk, ani żadnego innego organu. Potrzebne są Mu tylko nasze uszy.” To takie typowo protestanckie sformułowanie zasklepione w sola scriptura. Osobiście uważam, że wzrok jest również ważny co słuch. Maria z Ewangelii chciała i potrafiła słuchać; Kościół odczytał w Niej swoją kontemplacyjną rolę. Ktoś pięknie napisał: „Nie idziemy na modlitwę dla siebie, lecz żeby adorować Miłość.” Maria uczy nas kontemplacji- kobiecej i pełnej subtelności pokory bycia naprzeciw Boga. Kontemplować to tyle, co patrzeć z uwagą, zadziwieniem, zachwytem, pozostawić na boku sprawy które się wokół nas dzieją. „Bóg raduje się nieustanną odnową radości człowieka, w której sam znajduje odpoczniecie... Chrześcijaństwo objawiło bowiem prawdę, że człowiek zdolny jest posiadać w sobie, i to w sposób świadomy, nieskończoność Boga oraz zgłębiać przez całą wieczność tę nieskończoność w niekończącym się poznawaniu” (D. Staniloae). Świat się nie zawali jeśli usiądziemy blisko Jezusa. Wejść w przestrzeń spotkania... Miał rację św. Jan od Krzyża mówiąc, że „kontemplacja nie jest to co innego, jak tylko tajemne, spokojne i miłosne udzielanie się Boga. Jeśli się jej da miejsce, rozpali ona duszę w duchu miłości.” Człowiek współczesny potrafi przejechać tysiące kilometrów, aby odnaleźć miejsce przypominające „dom Marii i Marty” z Betanii. Przestrzeń wyciszenia i dialogu duszy; skoncentrowania wzroku na Tym, który otwiera usta obdarowując Dobrą Nowiną. Olivier Clement dokonał rzetelnej diagnozy naszej rzeczywistości: „Żyjemy w świecie, w którym cisza jest biedna, pusta, smutna. A więc ludzie wypełniają ją hałasem. Istnieje hałas wewnętrzny, natrętne myśli, skojarzenia, pożądania, marzenia, a kiedy tego nie ma przekręca się gałkę radia, włącza telewizor, zmienia się kanały. Żyjemy w świecie nieustannego hałasu, cały czas jesteśmy zajęci, ogromnie ważne jest więc, żeby nauczyć się trwać w ciszy i żeby równocześnie stawała się ona ciszą zamieszkaną.” Cisza zamieszkana- w sercu słuchających Marii. Cisza zamieszkana- spowijająca twarze blaskiem szczęścia i sprawiająca że chwila staje się rozkoszą wieczności, a dusza drży w uniesieniu na myśl o Oblubieńcu patrzącym na nas swoimi pięknymi oczyma. Być zamieszkanym i zadziwionym w bezruchu wymaga przejścia na odbiór: „Mów, Panie, bo sługa twój słucha.” Święty Bazyli pozostawił niezwykle cenną wskazówkę dla mnichów: „Na początku życia zakonnego każdy mnich winien zwrócić całą swoją uwagę na zdobycie stałej pamięci o Bogu. Jedynie gdy jest się pewnym, że ten aspekt jest bardzo mocny, że nie zagubi się w kontakcie ze światem, może się być powołanym do dzieł apostolskich.” Kościół z postawy Marii, przechodzi w pełną troskliwości aktywność Marty. Jak siostry zakonne od Matki Teresy z Kalkuty, za nim wyjdą na ulice aby pomagać poranionym ludziom, adorują wcześniej eucharystycznego Chrystusa. To jest droga prostej świętości- synteza kontemplacji i chrześcijańskiej aktywności przenikniętej szczerą miłością.