czwartek, 2 listopada 2017


1 Kor 15,20-24

Bracia: Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli. Ponieważ bowiem przez człowieka przyszła śmierć, przez człowieka też dokona się zmartwychwstanie. Jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni...

Z premedytacją pragnę moich czytelników pomęczyć jeszcze tematem śmierci; dosłownie tak mało się o niej mówi, a jedyną- choć karykaturalną jej twarz znamy z filmów grozy i banalnych thrillerów przy których próbujemy się bać. W każdym bądź razie chrześcijaństwo nie odpuściło sobie i nie zrezygnowało z opowiadania o śmierci. Wspominałem już że cmentarze nastrajają do przemyśleń nad przemijaniem..., chyba się za bardzo pospieszyłem z tą opinią. Wybrałem się wczoraj, uświęconą tradycją ojców na nawiedzenie cmentarza. Tak na marginesie, w moim rodzinnym mieście cmentarz i rynek są usytuowane blisko siebie; dosłownie przedziela je ulica stanowiąca limes świata żywych i tych oczekujących na przebudzenie ze snu śmierci. Wczorajsza wizyta na cmentarzu uświadomiła mi głęboko zamianę owych miejsc; rynek przeniósł się do nekropolii, a w świecie umarłych zrobiło się tak gęsto, duszno i niekomfortowo, że trudno byłoby usłyszeć apokaliptyczne trąby zapowiadające dzień Sądu Ostatecznego. Ludzie niczym tragarze obładowani zniczami, sztucznymi abakanami i nad wyraz wyhodowanymi kwiatami, (których egzystencja jest równie wątpliwa jak „pobożna pamięć” spacerujących niekiedy raz do roku przypominających sobie o swoich „nieobecnych” krewnych), przemierzali w jakimś trudnym do opisania amoku wytyczone trakty komunikacji. „Równie samotnym jest się wśród ludzi” (A. Exupery). Obserwowałem to zjawisko i towarzyszyły mi jakieś tragikomiczne myśli. Tak jestem krytyczny, choć słowo irytacja lepiej by odpowiadało jarmarcznemu pochodowi, czy rewii najnowszych modowych trendów, które można z łatwością zaobserwować oszczędzając pieniądze na kolorowo ilustrowanej prasie dla kobiet. Gdzieś nam się zaplątały priorytety w rozsądnym przeżywaniu pamięci o bliskich zmarłych. Przysłoniliśmy ich naszym zaganianiem, egocentryczną maską, banalnymi dyskusjami, pączkiem kupionym przed cmentarzem i papierosem zapalonym w gronie rodziny (dla której cmentarz niejednokrotnie staje się jedynym miejscem spotkania i wymiany kurtuazyjnych westchnień). Refleksja o przemijaniu, śmierci i życiu wiecznym uleciała prędko poza komercyjne propozycje tegorocznych mistrzów od marketingu. Jest szansa, że kolejne dni przysporzą okazję do spokojnego nawiedzenia i modlitwy nieprzerywanej dyskusjami o polityce, pieniądzach i atutach władzy rządzącej lub jej braków. Zagubił nam się temat śmierci. Wróciłem do domu i na jednym wdechu przeczytałem felieton Umberto Eco pt. Gdzie się podziała śmierć ? Autor wskazywał że dawniej dzięki religiom, mitom czy starożytnym rytuałom śmierć, mimo że budziła lęk, była oswojona. Człowiek poprzez rzetelną formację ludzką i religijną, potrafił bez trudu stanąć naprzeciw trumny z ciałem zmarłego wyrażając bez rezerwy miłość i szacunek. Dla „dawnych ludzi” pamięć o śmierci był czymś tak oczywistym jak celebracja miłości, przychodzenie dzieci na świat, radość życia itd. Splatanie się tych wszystkich elementów stanowiło przygotowanie- ćwiczenie na niezapowiedziane nadejście śmierci. Dzisiaj wszystko wygląda inaczej. „Śmierć odbywa się z dala od nas, w szpitalach; nie chodzi już się w kondukcie za trumną, nie patrzy się już na zmarłych. Ale czy naprawdę nie patrzy się na zmarłych ? Cały czas na nich patrzymy. Patrzymy, jak ich mózgi rozbryzgują na szybach taksówek, jak wylatują w powietrze, jak dogorywają na chodnikach, jak opadają na dno morza w betonowych butach, jak ich głowy toczą się po bruku. Ale to nie jesteśmy my ani nasi najbliżsi, to tylko aktorzy. Śmierć stała się spektaklem, nawet wtedy gdy w mediach słyszymy o jakiejś dziewczynce naprawdę zgwałconej czy zamordowanej przez seryjnego zbójcę. Nie widzimy okaleczonego ciała, bo to by za bardzo przypominało nam o śmierci. Pokazuje się nam tylko opłakujących ją przyjaciół, składających kwiaty na miejscu zbrodni, albo wykazując się jeszcze większym sadyzmem, dzwoni się do drzwi jej matki, by zapytać: Co Pani czuła, gdy zamordowano pani córkę ?” Żeby zrekompensować poczucie stresu i ewentualnie głęboką medytację o eschatologii, współczesność podążyła za wynaturzonym celtyckim mitem, który zataczając krąg topograficzny spadł niczym amerykański prezent w postaci Halloween. Jak zwykł mawiać mój przyjaciel: „Głupi i bezrefleksyjni ludzie, którzy zamienili zdrowy rozsądek na wypróżnioną z wnętrzności dynię z perfidnym uśmiechem.” Jako człowiek wierzący nie pozwolę się ogłupić tymi komercyjno-okultystycznymi gadżetami. Zdecydowanie bliższe są mi słowiańskie Dziady które ze smakiem i głębią nakreślił na wieszcz Mickiewicz. Jedynie św. Paweł wyprowadza mnie z tego kołowrotku pesymistycznego myślenia, odsłaniając tajemnicę śmierci człowieka w ożywieniu które dokona się dzięki Chrystusowi. Wszyscy zostaniemy ożywieni- taka dynamika i taki zgiełk jest jak najbardziej pożądany. Na koniec oddaję głos św. Ambrożemu z Mediolanu: „Świat został odkupiony przez śmierć Jednego. Chrystus bowiem mógłby nie umrzeć, gdyby zechciał. Uznał jednak, że nie należy unikać śmierci jako bezużytecznej. Nie mógł skuteczniej nas zbawić, jak właśnie umierając. Jego śmierć dała życie wszystkim. Jego śmiercią jesteśmy naznaczeni. Jego śmierć ogłaszamy w modlitwie, Jego śmierć przepowiadamy w czasie składania ofiary. Jego śmierć jest sakramentem. Jego śmierć jest doroczną uroczystością świata.”