U końca kalendarzowego
roku zawsze nachodzi mnie mnóstwo retrospektywnych wspomnień i cudownych miejsc
odgrzebywanych w pamięci, nadgryzionych zębem czasu. „Wszystko płynie i nic nie
pozostaje takie samo”- pisał Heraklit, oddając prawdę o przygodności naszego
życia, o nieuchronności upływu czasu. Myślę, że w każdym człowieku pojawia się
jakaś bardzo osobista eksploracja własnej historii- narracyjna- spleciona
emocjami, radościami lub smutkami. Spoglądam na kalendarz w telefonie
komórkowym i uświadamiam sobie, że z każdym dniem jestem starszy, a jeszcze
tyle spraw pozostaje niezrealizowanych- istnieją jako idee- koncepty. Wielką
bezradność wobec czasu wyraża również starotestamentalny mędrzec Kohelet:
„Słońce wschodzi i zachodzi, i na miejsce swoje śpieszy z powrotem, i znowu tam
wschodzi. Ku południowi ciągnąc i ku północy wracając, kolistą drogą wieje
wiatr, i znowu wraca na drogę swego krążenia. Wszystkie rzeki płyną do morza, a
może wcale nie wzbiera… To co było, jest tym co będzie, a to, co się stało,
jest tym, co znowu się stanie: więc nic zgoła nowego pod słońcem” (Koh 1,6-9).
W Biblii Bóg objawia się w czasie historii. Ta historia nieprzerwanie trwa, zahaczając
się o moją historię ! W tych „dramaturgiach” usadowionych w cyklach czasu
dokonuje się odwiecznie istniejący dialog pomiędzy Stwórcą i stworzeniem. Świat
został stworzony wraz z czasem i od tego momentu wszystko zostało przeniknięte
obecnością Niepoznawalnego. Święty Grzegorz z Nazjanzu mówił: „Pierwszy
człowiek został stworzony w taki sposób, ze czas płynął, nawet jeśli człowiek
pozostawał niezmienny”. To, czas w którym przeszłość zostaje zachowana, a
teraźniejszość- otwarta na nieskończoność eonów: jest to „pamiątka Królestwa”,
fakt odwołania się i bycia w pełni obecnym dla spojrzenia wiecznego Boga. Należy
wiec rozróżnić czas świecki – skażony- negatywny czas upadku i czas święty, odkupiony-
ukierunkowany na zbawienie. Bóg jest Panem czasu, podobnie jak jest Panem stworzenia,
Panem moich zdumień. Historia utkana z czasu stanowi manifestację
przewyższającej wszelkie zmiany i znajdującej się poza nimi boskiej woli
zbawczej. Jak głosi jeden z midraszy: „Bóg dla nas każdego dnia stwarza świat
na nowo”. To nieustanny ruch któremu poddaje się natura. „Przecież obecna
ziemia sama może bilion razy się powtarzała, wskrzeszała się, lodowaciała,
pękała, rozsypywała się, rozkładała na elementy i znowu wody pokryły ziemię,
potem znowu kometa, znowu słońca, znowu ze słońca ziemia- ten proces może już
nieskończoną ilość razy się powtarza, i wciąż tak samo do najmniejszego
szczegółu…” Epoki przyjmują swój własny rytm, przyśpieszony lub zwolniony. Ale
każda z tych przepływających w nurcie czasu chwil może wewnętrznie otworzyć się
na wieczność. Wszystkie wydarzenia które zostały zapisane w Ewangelii prowadzą
do wypełnienia się czasu: cudowne Narodzenie, Przemienienie, Zmartwychwstanie,
Wniebowstąpienie, Pięćdziesiątnica i Paruzja. Ojciec Kościoła św. Hilary
napisze: „Bóg stał się czasowy, abyśmy my, ludzie czasowi, stali się wieczni”.
Chrystus nie niszczy czasu ale go wypełnia, odnawia jego wartość i odkupuje go.
Prawdziwe wydarzenia nie rozpływają się, lecz zostają złożone w pamięci Boga.
Tego doświadczamy w liturgii każdego dnia, to nie tylko powrót do przeszłości-
zatrzymanie ważnych wydarzeń w pamięci, ale antycypacją – urzeczywistnienie
tego co było, tu i teraz. Chenu pisze
„iż misterium dokonało się i dokonuje się w historii, a z drugiej strony
historia zawarta jest w misterium Chrystusa”. Ekonomia zbawienia której jestem
częścią i w której dokonuje się moja i moich bliskich przeobrażenie, wraz z
przemianą świata. Jest w człowieku pragnienie przekroczenia czasu, dotknięcia
wieczności. Eliade rozmyślał o stosunku człowieka religijnego do czasu:
„Człowiek religijny nie chce żyć w czasie określonym przez język współczesny
jako teraźniejszość historyczna; stara się osiągnąć czas święty, który pod
pewnymi względami można przyrównać do wieczności, podczas gdy człowiek
niereligijny wie, że w przypadku czasu zawsze chodzi o doświadczenie ludzkie, w
które nie może się wpisać żadna obecność boska”. W chrześcijaństwie zawsze jest
ta perspektywa ostateczna, „zapach wieczności” unoszący się wraz z
odmierzającym zegarem życia. Życie nie kończy się na tym co teraz, ale
przechodzi w wieczność- Święto Spotkania- totalne usensownienie, bycie
naprzeciw Prawdy. Kiedy anioł Apokalipsy ogłasza koniec
policzalnego, odmierzonego zegarkiem- matematycznego, podzielonego na odrębne
chwile, koniec niedokończonego trwania czasowego i przejście w trwanie
zakończone, to dokonuje się rekapitulacja. Czas wpada do oceanu, jak rzeka
pokonująca setki kilometrów której ostatecznym celem jest wpaść w kipiące fale
bezkresnego morza. Dziś kończy się stary rok a pod osłoną nocy- rozpocznie nowy.
Będziemy składać sobie życzenia, aby nowy rok był bardziej udany, pomyślny,
szczęśliwy i obfitujący w sukcesy. Niech każda chwila naszego czasu zbawienia
będzie przeżyta dobrze, nie warto jej marnotrawić na banalność, powierzchowność.
Człowiek wiary doskonale zdaje sobie sprawę, iż czas nie jest czymś
efemerycznym- utraconym- bezpowrotnym. Czas jest święty, ponieważ w nim Bóg
przedziera się przez niebiosa i staje naprzeciw – Ten, który Jest.
poniedziałek, 31 grudnia 2018
sobota, 29 grudnia 2018
Homo
ludens – Biblia jak również świecka kultura rozpostarta
pomiędzy wstrzemięźliwością a momentami rozrywki będzie opowiadała o barwnym i
intensywnie przeżywanym życiu człowieka. „Jest czas płaczu i śmiechu, czas
żałoby i radosnego tańca” (Koh 3,4). W świąteczny okres Narodzenia Pańskiego
wpisany jest również karnawał, który wraz z nowym rokiem wprawia świat w eksplozję
śmiechu, maskarad, zabawy i tanecznego korowodu. „Taniec to ukryty język duszy”
(M. Graham). Od niepamiętnych czasów ludzie zapominali o codziennych smutkach,
zmartwieniach i przywiązaniu do codziennych- schematycznych zajęć, oddając się zabawie
i rozweselając ciała winem, śpiewem i miłosnymi pląsami. „Śmiech jest
właściwością człowieka” – pisał filozof Arystoteles. Często poskromiony i
zamknięty w gorsecie dobrych manier śmiech, zdawał się wybuchać nieposkromienie
w czasie karnawału. „Bawimy się i wiemy, że się bawimy, a więc jesteśmy czymś
więcej niż rozumnymi istotami, ponieważ zabawa nie jest rozumna” (J. Huizinga).
Człowiek oddawał się niejako w „niewolę żywiołów tego świata” (Ga 4,3), aby
następnie wejść na drogę duchowego oczyszczenia „aby ciało zwiędło, a dusza
urosła”- jak przekonywali Ojcowie Pustyni. Karnawał jest po dziś dzień
przejawem kultury ludycznej, kiełkującej oddolnie, epatującej cielesnością
poddaną sile muzyki- zjawiskiem równie żywotnym co w dawnych wiekach, choć
objawiającym się w innych formach. Zdawać się może, że współczesna kultura
ponowczesności naznaczona jest „karnawałowością” posługując się językiem M.
Bachtina. Życie zdaje się być ciągłą zabawą okraszoną coraz to nowymi bodźcami –
stymulatorami doznawanej przyjemności. W średniowieczu mówiło się o takiej
tendencji jako o folgowaniu ciału i było to zjawisko na wskroś naganne. Wspomniany
przeze mnie badacz twierdził, że karnawał uwalnia społeczności od panującej na co
dzień prawdy. Człowiek zakotwiczony w wirze zabawy jest silnie zdeterminowany
własną cielesnością; ciało staje się miejscem często irracjonalnej komunikacji i
nawiązywania interakcji, jak również moralnych nizin. Kiedy włączamy odbiorniki
telewizyjne lub wchodzimy na internetowe strony, to wszystkie te media buzują
od nadmiaru ludycznej przyjemności, a niekiedy rozrywkowego ekshibicjonizmu-
wszystko jest talk show. Ciała
pięknych dziewcząt prężących się i nęcących patrzących powabami „energetycznej
materii”. Cały przemysł zbudowany na zaspokajaniu ludzkich potrzeb, wabi swoich
klientów- wręcz się prześciga w coraz to bardziej wymyślnych ofertach uczynienia
z życia dynamicznej imprezy. Jeden z badaczy J. Grad wysunął niezwykle ważną
tezę. W jego przekonaniu kultura współczesna przestała kontynuować tę dawną-
barwną tradycję karnawałową, „bowiem nie narodziła się z ducha zabawy.”
Współczesny człowiek płynnego społeczeństwa przemieszcza się na fali
permanentnej przyjemności, zapominając o pauzie- gdzie powinien nastąpić moment
„przepasania własnego ciała”- zapanowania nad jego żywiołowością. „Zamiast
przemienić się w aniołów, przemieniają się w bydlęta; zamiast wzbić się w górę,
uniżają”- pisał Montaigne. Dzisiejszy karnawał bardziej przypomina antyczne-
hedonistyczne bachanalia, niże te średniowieczne pełne spontanicznej
wesołkowatości jarmarczne przytupy i utrzymane w dobrym tonie dowcipy. „Człowiek
pozbawiony korzeni, zdesakralizowany, staje się powszechny. Jest tylko postacią
socjologiczną (groteskową)... To nic innego jak produkt z supermarketu” (M.
Davy). W chrześcijańskim przekonaniu karnawał jest czasem potrzebnym- swoistym
wentylem dla żywiołowości ciała. „Fenomen karnawału, polega na tym że opiera
się on na sprzecznościach, że jest heterogeniczny i pluralistyczny...profanum może brać początek z sacrum i odwrotnie, a pogańskie
współistnieć z chrześcijańskim” (W. Dudzik). Taniec miał odzwierciedlać radość towarzyszącą
aniołom niebie poruszającym się zwiewnie przed obliczem Najwyższego. Zabawa
jest częścią życia, tak jak profanum musi
się zawrzeć w sacrum. Zabawa również
zapośrednicza coś z języka kultycznego- religijnego, stając się widowiskiem w
którym życie przeżywa się na sposób radosny i niczym nieskrępowany. Biblijny
Dawid tańczył przed Bogiem, a Chrystus pierwszy cud uczynił na weselu w Kanie, przemieniając
wodę w smaczne wino radości. Czyż Kościół nie jest Szulamitką w tańcu
uwielbienia ? Karnawał wpisuje się zatem w rytm liturgicznego roku, jest
częścią uświęconej historii zbawienia- „inkarnacji Boga, przez którą sacrum stało się obecne w profanum.” Niech zachętą do przyzwoitego
przeżywania karnawału będą słowa św. Augustyna: „Wielbię taniec uwalnia od
człowieka od ciężaru spraw, wiąże oddzielonego ze wspólnotą... Taniec to
metamorfoza przestrzeni, czasu i człowieka zagrożonego lękiem istnienia... Istoto
ludzka ! Ucz się tańca. Bo inaczej, cóż poczną z Tobą aniołowie w niebie.”
czwartek, 27 grudnia 2018
Umiłowani: To wam oznajmiamy, co było od
początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co
patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce, bo życie objawiło się. Myśmy je
widzieli, o nim świadczymy i głosimy wam życie wieczne, które było w Ojcu, a
nam zostało objawione...
W Oktawie Bożego
Narodzenia oczami Maryi i Józefa Kościół nieustannie kontempluje cud narodzin
Dziecięcia. „Zimowa Pascha” której duchowy sens odsłaniają ewangeliczne teksty rozbrzmiewające
w naszych uszach i sercach. Piękna Owieczka- Maryja – powiedzą Ojcowie Kościoła,
ofiarowuje światu Baranka- Chrystusa-
Wcielone Piękno ! Bóg przyszedł do nas i jest tutaj; na sposób anamnetyczny i
sakramentalny. „Musimy najpierw dostrzec Jezusa jako człowieka- pisał T. Hopko-
Musimy zobaczyć Go jako konkretną, ludzką istotę- Żyda, rabina, proroka. Musimy
dostrzec Go jako dziecko Maryi, syna stolarza, Nazarejczyka. Potem w tym
spotkaniu, kiedy nasze oczy są otwarte i serca czyste, możemy zobaczyć jeszcze
więcej... Możemy poznać Go nie jako zwykłego Syna Boga, ale jako Bożego Syna,
zrodzonego z Ojca przed wiekami. Możemy rozpoznać Go jako Boże Słowo w ludzkim
ciele.” Tylko w taki sposób nasza ludzka, obwarowana ograniczeniami percepcja
zostanie wprowadzona w świetlistość- blask prawdy- nasze Betlejem. Od momentu
Jego przyjścia wszystko jest naznaczone nowością istnienia i odczuwania;
przestrzeń i czas pęcznieją od nadmiaru triumfu Życia, które wyłoniło się z
milczenia. „Przez narodzenie tego Dziecka wszystko się zmieniło- twierdził K.
Rahner- wszystko zmierza pod nieubłagalnym naporem miłości przed Boże oblicze,
a czas jest już objęty wiecznością. Wszelka nadzieja jest już właściwie posiadaniem,
bowiem świat posiadł już Boga.” Święta w których pulsuje entuzjazm życia i
radości, nie są jedynie momentami ckliwej romantyki- nie można ich zredukować
do rodzinnej sentymentalnej uczuciowości. Chrześcijanie nie są infantylnymi
dziećmi; postrzegają głębiej- widzą sercem i wyznają sercem, iż Bóg jest pośród
nas. Święta przypominają nam również o tym, że nie możemy zatrzymywać naszego
życia dla siebie. Być darem dla nieba tak jak życie pierwszego świętego
męczennika Szczepana którego liturgia przywoływała nam wczoraj. Radość Narodzin
jest również spowita cieniem krzyża- umieraniem i owocowaniem. Bóg stał się człowiekiem,
aby człowiek mógł przejść drogę Krzyża i wzbić się ku niebu - niczym ogrzany
promieniami słońca ptak. Ten czas jest naznaczony błogosławieństwem i
radykalizmem. Pijmy wino wesela i bądźmy atletami gotowymi na umieranie dla
grzechu i bezsensu świata. Niech rozbrzmiewa antyfona wieczerni z całą mocą: „Przyjdźcie
wierni, zacznijmy Święto ! Śpiewajcie z mędrcami i pasterzami ! Zbawienie przyszło
z dziewiczego łona, wzywając wiernych ku życiu.”
poniedziałek, 24 grudnia 2018
Lęk
ogarnia piekło, bo Stwórca stał się sercem stworzenia ! Boże Narodzenie- Misterium bliskości
Boga, który stał się Człowiekiem. Ukazał boskość w tym, co na ziemi
niewątpliwie najpiękniejsze: w małym Dziecku. „Bezcielesny przyjmuje ciało,
Słowo się materializuje, Niewidzialny daje się widzieć, Nietykalny daje się
dotknąć, Bezczasowy poczyna się w czasie, Syn Boga staje się synem
człowieczym...” (św. Grzegorz z Nazjanzu). Kontemplacji tego wydarzenia
towarzyszy mi radość i wzruszenie prostaczka; człowieka który nie zdoła do
końca pojąć ogromu zstępującej w świat i jego historię Miłości. Ten, który do
tej pory był nieogarniony, przyszedł w ciele Dziecięcia. „Pan przyszedł na
świat nie wśród złota i srebra, lecz wśród błota” (św. Hieronim). Słowo wyszło
z ciszy, wykluło się niczym wątłe piskle z łona Tajemnicy; przeszedł niebiańską
szlak i znalazł miejsce pod sercem najpiękniejszej ziemskiej Kobiety Maryi.
„Wszechmogący objawia się w delikatnej słabości Dziecka, nieskończona Cisza
wypowiada się poprzez Słowo ‘streszczone” w ciele, Piękno Całkowite ofiaruje
się we fragmencie, w szopce. To tam znajduje się brama otwierająca przejście do
nieskończonej ciszy Boga, skąd pochodzi życie, ku któremu wzdycha niespokojne
serce” (B. Forte). Każdy nosi w sobie ewangeliczny moment narodzin
najcudowniejszego Dziecięcia; swoje własne, pełne ciepła wyobrażenie o tym, co
stało się w Betlejem. Ludzkie oblicze Boga, sprawia że człowiek odnajduje swoją
własną, pełną wewnętrznego i przemienionego piękna twarz. „Twarzyczka
Dziecięcia rozdarła na zawsze matowość świata, sprawiając, że wytrysnęło w nim
światło zmartwychwstania” (O. Clement). W Noc Narodzenia Bóg wchodzi w serce
stworzenia, a człowiek- grzeszny, kruchy, wątpiący i zasklepiony w sobie,
zostaje wyniesiony ku wieczności; promieniując siłą miłości scalającej
wszystko. Pewnie dlatego w tym czasie nasila się tyle dobra i ludzkiej
życzliwości, a skamieniałe ludzkie serca kruszą się od nadmiaru miłości
przebaczającej i wskrzeszającej świętość. Ludzie stają się bardziej
bogopodobni, ośmielę się powiedzieć- rozrzutni w okazywaniu sobie dobroci. Boże
Narodzenie nie jest tylko świętem cudownego człowieczeństwa- wydobywaniem
dobroci z pod warstw zaprószonego ludzkiego wnętrza. Jest to również święto
radości Boga. Święty Leon Wielki w homilii na święto Narodzenia Pańskiego,
mówi: „Niech się weseli święty, niech się raduje grzeszny.” Raduje się również
Bóg Ojciec, ponieważ w Słowie które stało się Ciałem, uobecniła się pełnia
łaski. „W Nim bowiem wybrał nas... według postanowienia swej woli, ku chwale
majestatu swej łaski” (Ef 1,4). Philantropia – miłość do człowieka.
Pragnę wszystkim moim
najbliższym z rodziny, współbraciom kapłanom, przyjaciołom, znajomym i
czytelnikom mojego bloga złożyć z serca płynące życzenia świąteczne. Niech
Chrystus – Światłość ze Światłości, Wcielone Piękno, napełnia wasze serca
głębią wiary, miłością i pokojem. Promieniujcie błogosławieństwem. Christos
rażdajetsia. Sławitie Jeho !
niedziela, 23 grudnia 2018
Ostatnie chwile
adwentowego oczekiwania. Przedświąteczny zgiełk wyrażający się w
przygotowaniach domów do wigilijnej wieczerzy. W świątyniach wszystko oczekuje
w napięciu na liturgię której piękno i blask przeszyje ciemność chłodnej nocy.
To już jutro wejdziemy w czas łaski. Zabrzmi w naszych uszach wielki Psalm
obwieszczający nadejście tak bardzo oczekiwanego Mesjasza: „Niech się cieszy
niebo i ziemia raduje przed obliczem Pana, bo przyszedł” (Ps 96)- w podniosły
sposób Psalmista oznajamia nadejście wyczekiwanego Zbawiciela. Towarzyszy temu
wydarzeniu święte drżenie i spowijająca serce człowiecze radość z narodzenia
Dziecięcia, którego powiła w sercu świata Maryja Dziewica. Radość narodzin i
emanacja miłości z Betlejem przepływa przez każde stworzenie, które dogłębnie poruszone
staje w postawie zdumienia i uwielbienia. Całe pokolenia wypatrywały wędrującej
gwiazdy, której łuna wyznaczała szlak do miejsca pierwszego objawienia
wcielonego Boga. „Tajemnicę widzę,
dziwną, niepojętą. Grota niebem się stała, Dziewica- Tronem cherubów. Żłób
miejscem Tego, którego żadna przestrzeń nie zamknie: Chrystus w nim leży-
wielbijmy Go pieśnią !”- wypowie pełna podniosłości i zachwytu ku górze
liturgia bizantyjska. Noc narodzin Życia jest wypełniona euforią szczęścia,
rozpościerającą się pomiędzy ludzkim niedowierzaniem i obojętnością, a
niewiarygodnym zstępowaniem Bożej łaski. „Bóg na ziemi, Bóg pośród ludzi. Już
nie jako dający Prawo, w ogniu i ogłuszającym ryku trąb, na buchającej dymem
górze, ale w postaci ciała, cichy i pełen dobroci, przebywający razem z
podobnymi sobie. Bóg w ciele… po to, by upodobniwszy się do nas przez ciało,
przyprowadzić na powrót do siebie całą ludzkość”- to fragment bożonarodzeniowej
homilii św. Bazylego, wskazujący iż w cielesnym narodzeniu Syna Człowieczego dokonuje
się święta wymiana. Człowiek zostaje podniesiony i staje się uczestnikiem
niebiańskich darów które wraz z pojawieniem się Emanuela stały się na powrót
osiągalne. Wyrażają to pełne mistycznej aury słowa poety Angelusa Silesiusa:
„Pomyśl tylko: Bóg mną się staje i na ten padół nędzy przychodzi, po to bym ja
się znalazł w Królestwie i mógł się Nim stać”. W tych słowach odnajdujemy
teologiczne orędzie które obwieszczały już wiele wieków temu, usta Ojców
Kościoła; odnowienie człowieka i
przebóstwienie: „Bóg się stał człowiekiem, ażeby człowiek stał się Bogiem”.
piątek, 21 grudnia 2018
Jesteśmy przyzwyczajeni
od dzieciństwa do sentymentalnych i pełnych ciepła szopek bożonarodzeniowych. Taki wdrukowany kod kulturowy-
Chrystus narodził się w szopce. To przekonanie jest w nas taki silne i
kształtuje całą gamę wyobrażeń na temat miejsca narodzin Mesjasza. Od
dzieciństwa pamiętam jak z moim ojcem budowałem szopkę, to był mój dziecięcy
świat w którym dojrzewała wiara i pewnie rozkwitała ckliwa wyobraźnia tego
zbawczego wydarzenia. Najpierw musiała być drewniana konstrukcja z mnóstwem
siana, aniołków, świecidełek i innych dodatków. Najpierw zaplanowane miejsce
dla owieczek i baranków, osiołka a jakże, dopiero finalnym momentem była
reprezentacja dzieciątka na białym prześcieradełku. Chrześcijaństwo zachodnie
dzięki kulturze skrzętnie przechowywało to wyobrażenie przestrzeni narodzenia
Boga- Człowieka w swojej wyobraźni. Muszę niestety zburzyć nasze dziecięce,
czasami infantylne wyobrażenia. Dzięki ikonografii renesansowej promieniującej
na inne epoki sztuki, utrwalił się w powszechnym przekonaniu model szopki jako
tego szczególnego miejsca przyjścia na świat dzieciątka Jezus. Mówimy że
pierwszą szopkę zbudował święty Franciszek z Asyżu aby jeszcze mocniej
kontemplować Wcieloną Miłość którą odrzucił świat. „Przyszedł do swoich, a swoi
Go nie przyjęli”. Chyba źle odczytali wierzący intencję Franciszka, on nie
zbudował szopki wprowadzając ją do kościoła i czyniąc częścią liturgicznego
misterium, ale poszedł zabierając ze sobą braci i odprawił Mszę Świętą do
szopki, tym samym wchodząc w klimat ubóstwa, opuszczenia, chłodu i narodzin
Dziecięcia pośród zwierząt. Franciszek miał cudowną wyobraźnie i oczyma wiary
widział więcej niż my dzisiaj. Według przekazu zanotowanego przez
Tomasza z Celano św. Franciszek wezwał swego przyjaciela Jana Velito z Greccio
i rzekł mu: „Pośpiesz się i pilnie przygotuj wszystko, co ci powiem. Chcę
bowiem dokonać pamiątki Dziecięcia, które narodziło się w Betlejem. Chcę
naocznie pokazać Jego braki w niemowlęcych potrzebach, jak został położony na
sianie w towarzystwie wołu i osła.” Tak na marginesie, rzeźby do pierwszej
szopki miał wykonać Arnolfio di Cambio, najlepszy uczeń Niccola Pisano. Franciszek
chciał, aby misterium tego wydarzenia było tak dosłowne- iż przemieni serca samych
patrzących. Tak naprawdę narodzenie Chrystusa miało miejsce w
grocie. Od najdawniejszych czasów chrześcijanie pielgrzymujący do miejsc
związanych z życiem Pana, a udając się do Betlejem zwiedzali jedną z grot. Do
grot zaganiali pasterze swoje stada przed nocą która była zimna, jak również
chroniąc swój bezcenny żywy inwentarz przed drapieżnikami wykradającymi owce ze
stada. To w grocie Maryja powiła Dzieciątko, ponieważ nie było miejsca dla nich
w mieście. Bóg narodził się pośród zwierząt, w smrodzie, wilgoci i śpiewie
czteronogich adorantów. Położony na gnoju, bo gdzież tam było sianko narodził
się Król królów i Pan panów ! Taka aura towarzyszyła Jego przyjściu, a grota
stała się niemym świadkiem największego cudu historii. Wyraz temu przekonaniu
daje w swoich słowach Roman Melodos: „Panna porodziła dzisiaj Ponadnaturalnego,
a ziemia proponuje grotę Niedostępnemu”. Natomiast wielu Ojców Kościoła
porównywało ciało Panny w grocie do kwitnącego i życiodajnego ogrodu w Edenie.
Grota jest również obrazem matczynego łona. Jak wyśpiewa nabożeństwo „Akatystu”
do Bogurodzicy: „łono Twoje większe niż niebo i ziemia”. Łono Maryi wskazuje na
łono i serce ziemi. „Człowieczeństwo Boga rozpoczyna się zstąpieniem Jezusa w
głębię ziemi, do ciemności groty”. Dlatego chrześcijański Wschód w narodzeniu Chrystusa dostrzega już wydarzenie Paschy. Takim dogmatycznym
obrazem tych duchowych poszukiwań staje się ikona Narodzenia Chrystusa. „Ikona
zachowuje ścisły związek z tekstami liturgicznymi i przedstawia szczególnie
wstrząsającą ich interpretację: trójkąt groty, ten ciemny otwór do jej wnętrza,
to piekło. Aby dotknąć otchłani i stać się „sercem stworzenia”, Chrystus
mistycznie umieszcza swoje narodzenie w głębi otchłani, gdzie zło butwieje w
swym ostatecznym zagęszczeniu. Chrystus narodził się w cieniu śmierci, Boże
Narodzenie pochyla niebiosa aż po piekło, a my wpatrujemy się w leżącego w
żłobie Baranka z Betlejem, który zwyciężył węża i dał pokój światu”. Ta wizja
wydaje się jakże odmienna od zachodniego sposobu obrazowania miejsca narodzin
jak również ukazania samego Dziecięcia. Mamy tu do czynienia z Izajaszowym
Mężem Boleści (Iz 53,3). Mamy tu teologiczne paralele do wydarzenia złożenia
Chrystusa do grobu, cieszy wielkiego szabatu- wydarzenia Wielkiej Soboty. Jak
głoszą teksty liturgiczne z wielką dramaturgią i podniosłością chwili: „Życie
się uśpiło, a piekło drży z trwogi”. Chrystus na ikonach złożony jest przez
swoją Matkę w żłobie który przypomina katafalk, jakby grób kamienny. Powijaki
Dzieciątka mają dokładnie ten sam kształt co śmiertelny całun, który anioł
pokaże niewiastom niosącym wonności w poranek zwycięstwa życia nad rozpaczą
śmierci. „Świetliste Dzieciątko odcina się na czarnym tle i antycypuje
„zstąpienie do piekieł”. Ono samo jest „światłem, które w ciemnościach świeci”; „Słońce zaszło wraz z Nim, ale ciało Boga pod ziemią
rozprasza ciemności piekła. „Światło zwycięża ciemności, Życie unicestwia
śmierć”. Chrystus narodzony w grocie, owinięty w całuny, jest niczym innym jak
mistagogiczną wykładnią zstąpienia Słowa do piekieł, tu rozbrzmiewa w oddali
echo słów Ewangelii Janowej: „Światłość w ciemności świeci”. Pewnie warto
byłoby się zapytać gdzie w tej grocie jest miejsce dla mnie ? Do groty trzeba
mieć odwagę wejść, najpierw przejść przez ciemność aby w głębinie skalnej
zobaczyć Światłość położoną w sercu
stworzenia. Tam zobaczymy szczęśliwą Rodzicielkę, zmęczoną po porodzie, ale w
matczynym zachwycie kontemplującą Cud Życia. Ukazana w pozycji leżącej i
wyraźnie dominująca w kompozycji całości, staje się przedstawicielką ludzkości-
Kościołem będącym w akcie adoracji.
czwartek, 20 grudnia 2018
Bardzo często próbuje
się zarzucić chrześcijaństwu, iż w miejsce pogańskiego kultu słońca wprowadziło
uroczystość Bożego Narodzenia. Dobrze zatrzymać się nad tym zagadnieniem
odczytując je w kontekście historycznym jak również symbolicznym, choć ten drugi
watek wydaje się nawet o wiele bardziej intrygujący poznawczo. Kościół Wschodni
już w III wieku obchodził Boże Narodzenie ( a właściwie to był cały złożony
zespół świąt – Narodzenie- Objawienie- Chrzest) 6 stycznia, natomiast Kościół
Rzymski w IV wieku zaczął obchodzić odrębną uroczystość Narodzenia Pańskiego.
Przeniesiono to ważne wydarzenie na 25 grudnia, na dzień kiedy to w Rzymie
obchodzono święto pogańskie „sol invictus”- słońca niezwyciężonego. W sposób
naturalny chrześcijaństwo pragnęło przeciwstawić się bóstwu słonecznemu,
wprowadzając w to miejsce Chrystusa- prawdziwe Słońce nieznające zachodu.
Bowiem w narodzinach Chrystusa wzeszło prawdziwe słońce, które oświeciło
ludzkość swoim światłem. Biblia z właściwą sobie radością przenikniętą podziwem
wspomina o słońcu, o jego pełnym blasku. Jego zwycięski obieg po niebie opisuje
Psalm 19, odnoszony przez liturgię zawsze do Chrystusa, który jak oblubieniec z
komnaty nowożeńców wyszedł z dziewiczego łona swej Matki. Izajasz w głębokiej
zadumie spogląda na to ciało niebieskie jak na obraz Boga, który
zajaśnieje sprawiedliwym w królestwie
mesjańskim (Iz 60,19). Boska Mądrość jest „piękniejsza niż słońce” (Mdr 7,29).
W Apokalipsie ukazuje się na niebie „wielki znak” Niewiasty obleczonej w
słońce, będący obrazem Matki Boga i Kościoła. Chrześcijanie od początku
dostrzegali w Chrystusie prawdziwe Słońce. Już w Ewangelii świętego Łukasza,
który to pewnie zetknął się z silnym pogańskim kultem słonecznym Heliosa,
pojawia się skądinąd cudowna modlitwa wypowiedziana przez usta starca
Zachariasza „Dzięki litości serdecznej Boga naszego. Przez nią z wysoka
wschodzące Słońce nas nawiedzi, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci
mieszkają” (Łk 1,78). Nadchodzący Mesjasz jawi się jako „sol salutis”- Słońcem
zbawienia. Już greccy Ojcowie Kościoła opisując narodziny Chrystusa, w
kontekście głębokiej tęsknoty za zbawieniem, porównywali ten cud do narodzin
światła bóstwa słonecznego: „Panna porodziła- teraz wzrasta światło”. Wielki
Pieśniarz Kościoła św. Efrem Syryjczyk podążając w tym nurcie interpretacyjnym
wyraża swój podziw w jednym z hymnów: „Zstąpił Pan światłości Niebiańskiej i
jak słońce promienieje z łona swej Matki… Zwycięża słońce… Pokonana jest zimowa
ciemność, żeby obwieścić, że szatan został pokonany. Zwycięża słońce, by
oznajmić, ze swój triumf świętuje Jednorodzony”. Jutrzenką, która przyniosła
nam Słońce- Chrystusa, była Maryja, Niepokalana Matka Boga, której dziewicze
zrodzenie Jezusa porównuje się do promienia słońca, który przechodzi przez
szkło, ale go nie niszczy: „Transit, sed non frangit”- mówił średniowieczny
pisarz. Można to odczytywać również w sposób trynitarny, dotykając samej
relacji w Trójcy Świętej: „Bóg Ojciec jest słońcem, Syn Jego promieniem, a Duch
Święty- światłem”. Pierwsi chrześcijanie a wraz za nimi następne pokolenia
wyznawców przejęli zwyczaj, podobnie jak starożytni czciciele słońca, zwracać
się w czasie liturgicznej modlitwy w kierunku wschodu słońca. Na wschodzie
bowiem pan przyszedł w fakcie wcielenia, tam był usytuowany raj, ze wschodu
nadejdzie powtórnie w Paruzji. Orygenes powiada w jednej z homilii: „Każdy, kto
w jakikolwiek sposób przyjmuje na siebie imię Chrystusa, staje się synem
Wschodu (Słońca). Tak bowiem napisano o Chrystusie: Oto Mąż a imię Jego- Wschód
słońca” (Za 6,12). W innym tekście pisze następująco: „Któż nie przyzna od
razu, ze wschodnia cześć świata wyraźnie wskazuje na to, że w tym kierunku
symbolicznie się zwracając należy się modlić, jak gdyby dusza miała ujrzeć
wschód prawdziwego słońca”. Wschodni chrześcijanie po przyjęciu Komunii
Świętej, wyrażają śpiewem: „Widzieliśmy światłość prawdziwą, przyjęliśmy Ducha
niebieskiego, znaleźliśmy wiarę, przeto kłaniamy się Trójcy niepodzielnej, ona
bowiem nas zbawiła”. Wtedy kiedy chrześcijanie wielbią Boga- Człowieka jako
prawdziwe Słońce, wylewają się zdroje łaski, dotykamy rzeczywistości nas
przekraczającej. On rozjaśnia nasze ciemności, rozświetla kłębiące się mroki
naszej duszy, otula światłem miłości która rozlewa się z serca miłującego świat
Boga. W noc narodzenia Maryja położyła w żłobie Dziecię z którego emanowało
cudowne światło, rozpromieniło skalną fakturę groty, rozświetliło skrzydła
adorujących aniołów, uspokoiło dręczące myśli i skołatane serce św. Józefa.
Słońce to powstało i zajaśniało dzieciom Adama- nastał nowy dzień, jak ten w
którym Stwórca wypowiedział do życia najjaśniejsze ciało niebieskie. My jesteśmy świadkami tego wschodu Słońca.
wtorek, 18 grudnia 2018
Z
narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z
Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha
Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał
narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę
myśl, oto Anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: «Józefie, synu Dawida,
nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego
jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, on
bowiem zbawi swój lud od jego grzechów»....
W Ewangelii spisanej przez Mateusza
odnajdujemy ludzką i pełną dylematów drogę Maryi i Józefa. Ich zmagania,
rozterki, wewnętrzne perypetie, tak ściśle zespolone z precyzyjnie
obwieszczanym planem Boga. Gdy u św. Łukasza Maryja stoi w centralnym punkcie
historii Bożego Narodzenia, to św. Mateusz opowiada historię narodzin z punktu
widzenia świętego Józefa. Ten wyjątkowy mężczyzna, tak bardzo bliski Maryi przeżywał
najtrudniejsze wewnętrzne walki; rozdarte serce i mnóstwo pytań o które się po
męsku rozbijał. Pewnie dlatego w sztuce Kościoła wschodniego- na ikonie
pokazany jest z boku, jakby izolacji poza pełną apofatyczności sceną narodzin
Dziecięcia. Jego bycie poza, nie jest postawą negacji czy odrzucenia- to
chwilowe wycofanie naznaczone cieniem, który stopniowo będzie usuwał Bóg. Józef
był człowiekiem sprawiedliwym i bez jakichkolwiek wątpliwości głęboko
wierzącym. Nie chciał skompromitować Maryi w momencie w którym mu oznajmiono,
iż kobieta obiecana mu za żonę jest wstanie błogosławionym. Niewyjaśniona
brzemienność Maryi był podstawą, by Ją oskarżyć, a nawet ukamienować. On czyni
zgoła inaczej, podąża za sercem przepełnionym troską i miłością. Gdy tak rozmyśla
w jaki prawidłowy sposób powinien zareagować, Bóg wchodzi w jego szamotaninę i
rzuca światło na podjęte decyzję. Od tej chwili będzie cichym- niejako w tle
świadkiem rozgrywających się wydarzeń i stróżem tajemnicy miłości uobecnionej w
Maryi i Jezusie. Jego Małżonce również nie było łatwo odnaleźć się w
zaistniałej sytuacji; jak się obronić przed ludzkimi pomówieniami, a nade wszystko
spojrzeć Józefowi w oczy- tak aby wszystko zdołał pojąć. W jaki sposób
przemówić do serca Józefa, aby potrafił dostrzec zgoła coś więcej niż otoczkę
słów usprawiedliwiających cudowne poczęcie Dziecka. Ona znalazła w sobie odwagę
i siłę, aby unieść to brzemię odpowiedzialności. Została przeznaczona i wybrana
do służby tajemnicy Wcielenia, zarazem przeżywając ludzką- czystą miłość
względem Józefa. Wydaje na świat Boga-Człowieka przynoszącego zbawienie i staje
się uwiarygodnieniem miłości Trójcy Świętej. „Sama Maryja- jak napisze J.
Florowski- partycypowała w tajemnicy zbawczego ponownego stworzenia świata.
Oczywiście należy ją zaliczyć do zbawionych. W sposób najbardziej oczywisty
potrzebowała zbawienia. Jej Syn jest Zbawicielem i Wybawcą, podobnie jak jest
On Zbawicielem świata. Jednakże jest Ona jedynie istotą ludzką, dla której Zbawiciel
świata jest także synem, Jej własnym dzieckiem, które rzeczywiście zrodziła…
Jego nadprzyrodzone narodziny są wzorem i źródłem nowego istnienia, nowych i
duchowych narodzin dla wszystkich wierzących, które są niczym innym, jak
uczestnictwem w Jego świętym człowieczeństwie, adopcją do synostwa Bożego- „w
drugim Człowieku”. „w ostatnim Adamie”. Od samego początku św. Mateusz
prezentuje Chrystusa jak nowego Adama, a Jego przyjście uobecnia przywrócenie
edenicznej szczęśliwości. Nowe stworzenie dokonujące się w Duchu Świętym, a kulminacyjnym wydarzeniem
tego procesu jest narodzenie Bożego Syna.
niedziela, 16 grudnia 2018
Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama. Abraham był ojcem
Izaaka; Izaak ojcem Jakuba... Mattan ojcem Jakuba; Jakub ojcem Józefa, męża
Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem. Tak więc w całości od
Abrahama do Dawida jest czternaście pokoleń; od Dawida do przesiedlenia
babilońskiego czternaście pokoleń; od przesiedlenia babilońskiego do Chrystusa
czternaście pokoleń.
W Biblii historia zawsze jest
święta. „Historia opisuje, wyjaśnia i stara się zrozumieć. Zrozumienie zaś
zakłada uczestnictwo” (P. Tilich). Rozpamiętywanie przeszłości i utrwalanie jej
w pamięci, należało do najważniejszych czynności Izraela. Bóg bowiem odsłaniał
jakby niewidoczną kurtynę czasu i przenikał wszystkie wydarzenia życia,
zaświadczając o swojej nieustannej obecności. „Historię tworzy oczekiwanie, że
w przyszłości będzie miało miejsce niezwykłe zjawisko, które wyjawi sens
istnienia- pisał M. Bierdiajew- Jest to oczekiwanie na przyjście Mesjasza lub
na królestwo mesjańskie. Historia jest ruchem ku temu królestwu, które
przyniesie ze sobą wyzwolenie z niewoli i cierpienia, przyniesie dobro.” Wydarzenia
stanowią wielki i napełniony treściami fryz, w którym każda narracja opowiada o
wielkich dziełach Boga. Człowiek kultury biblijnej widział, że trzeba zachować
w pamięci życie swoich przodków; bo jeśli zapomni, to ktoś kiedyś zapomni o
nim. Pamięć jest „miejscem” utrwalania i przekazywania historii która jest
święta; czas przepływa niczym zwarty nurt wody, stając się łaską. Dlatego
Maryja- przynosząca największy dar życia- Emanuela, „zachowywała wszystkie te
sprawy i rozważała je w swoim sercu”. Święty Mateusz redaktor pierwszej
Ewangelii synoptycznej na samym początku umieszcza tzw. rodowód Jezusa. Nie bez
przyczyny badacz Ernst Renan powiedział, że Ewangelia św. Mateusza „jest
najważniejszą księgą historii powszechnej”. Najprawdopodobniej przyświecała mu
idea, aby ziemską historię Jezusa Chrystusa ujednolicić z historią Ludu Bożego
Starego Testamentu, prowadzącego ludzkość do zbawienia. „Dlatego Mateusz jako
hagiograf, zabiegał, aby dokonać redakcji jak najbardziej perfekcyjnie
doskonałej genealogii Jezusa, która miała stanowić argument dopełnienia
wykazującego, że Jezus jest tym samym obiecanym przez Boga w Starym Testamencie
Mesjaszem.” Przez całą Ewangelię przewija się jednoznaczna argumentacja, która
na obszarze judeochrześcijańsko-palestyńskim była wypowiedzią pierwotnej
katechezy: Jezus z Nazaretu jest obiecanym w Starym Testamencie Mesjaszem z
rodu Dawidowego. „Dla Żydów legalnym ojcem dziecka jest ten, kto się do
ojcostwa przyznaje. Tak właśnie czyni Józef na polecenie anioła. W ten sposób
Jezus zyskuje królewski rodowód i dlatego Mędrcy ze Wschodu będą pytać o
nowonarodzonego króla żydowskiego” (H. Balthasar). Cykliczne koło czasu zostaje
przeniknięte światłem wschodzącego Słońca. Umieszczenie przyjścia Zbawiciela w
wielkiej historii, zapobiega niebezpieczeństwu ograniczenia jej do płytkich
spekulacji, świata legend, czy balansowania na krawędzi kontestacji lub
zwątpienia. Historia jest święta- a jej centrum stanowi Jezus Chrystus- Alfa i
Omega !
piątek, 14 grudnia 2018
Jesteśmy coraz bliżej
świąt Narodzenia Pańskiego. Adwentowy nastrój oczekiwania zostaje od kliku
tygodni naruszony przez komercyjny happening, pragnący pozyskać jak najwięcej
zwabionych wokół robienia zakupów klientów. W naszym zsekularyzowanym świecie
nawet intymne i święte oczekiwanie w głębi duszy zostaje natarczywie naruszone
przez pośpiech i wabiące zmysły marketingowe promocje. Wszystkim się wydaje, że
urok świąt to radość z prezentów, zapominając o najważniejszej prawdzie- iż
największym darem jest dla nas zstępujący w małym Dziecięciu Bóg. „A wy za kogo
mnie uważacie ?”- to ewangeliczne pytanie musi określić sens naszej tęsknoty. Oczekiwanie
na najważniejsze narodziny w dziejach świata, nie są świętem dystrybucji dóbr i
zabijania czasu wędrówkami po galeriach. Można ogłupieć od tylu propozycji
którymi prześcigające się firmy próbują zarzucić człowieka. To, co jest naprawdę
ważne, przychodzi często niezauważalnie dla oczu. Chrześcijanie przygotowują się
do misterium Wcielenia, która dotyka całej historii i stworzenia wokół nas.
Miłość która zstępuje pokornie w centrum pulsującej rzeczywistości, nie ma nic
z uwodzicielskiego języka świata. Nativitatis
Domini jest Paschą ! To wydarzenie trzeba przeżyć i przełożyć jego
błogosławione treści z języka wiary, na głębię relacji międzyludzkich. Jest to
święto bogoczłowieczeństwa do którego zostaje zaproszony człowiek; ma stanąć w
zdumieniu i pozwolić się przeniknąć promieniowaniu miłości, pozostawiając wszystkie
inne sprawy na boku. Bóg przychodzi nie po to, aby nam było wygodnie, radośnie,
czy żebyśmy byli pozbawienie jakichkolwiek zmartwień. Miłość, która rozprasza
matowość zajętej sobą egzystencji, nie przychodzi aby człowieka uchronić od
chorób nowoczesnego świata, czy kryzysu ekologicznego. Bóg przychodzi tylko
dlatego, aby nam obwieścić miłość. Abyśmy zrozumieli sens miłości ! Nowina o
Wcieleniu odsłania głębokie treści teologiczne, a nade wszystko egzystencjalne.
Być w pełni człowiekiem. Miłość Dziecięcia usuwa lęk, przywraca pokój, wszystko
czyni przejrzystym..., roznieca żar wiary. „Dla nas i dla naszego zbawienia
zstąpił z nieba” – wyznajemy w liturgicznym Credo.
Ludzki grzech i egoizm zostają roztopione w bezgranicznej miłości Boga. „Słowo
wychodzące z milczenia” (św. Ignacy Antiocheńskie) przechodzi przez łono
Dziewicy, czyniąc z miłości największy
dar- czyniąc nas prawdziwie ubogimi. Ciasna i duszna Grota Narodzenia nie
znajduje się tylko w Betlejem- to również ludzkie serca- miejsca szczerego
przyjęcia lub odtrącenia Miłości. Ten, który jest z każdą chwilą bliżej nas, to
„Bóg o twarzy Dziecka któremu łatwo wyrządzić krzywdę- pisał W. Hryniewicz- Bóg
wiecznej młodości, stwarzający świat na nowo. Bóg, którego można przyjąć nie
przyjąć. Bóg, od którego człowiek odchodzi... Bóg, któremu można i trzeba
zaufać. Bóg milczenia, który przemówił najgłośniej przez swojego Syna.” Tylko
tęsknota poruszona miłością pozwoli nam w całej pełni doświadczyć cudu
betlejemskiej nocy. Prostaczkowie- ludzie głębokiej wiary, widzący bardziej
sercem niż rozumem, ujrzą cudowne Niemowlę o dużych, przenikliwych i pięknych
oczach; uchwycą prawdę zbawienia, że Bóg skrócił dystans wieczności, aby
pozwolić się przytulić do grzesznego człowieka.
środa, 12 grudnia 2018
W owym
czasie Maryja rzekła: „Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu,
Zbawcy moim. Bo wejrzał na uniżenie swojej służebnicy, oto bowiem odtąd
błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia. Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi
Wszechmocny, święte jest imię Jego…
Magnificat
anima mea Dominum- to najpiękniejsze słowa modlitwy, jakie
zostały utrwalone w Ewangelii. Modlitwa Oblubienicy, której łono i serce
napełnione zostało największym obdarowaniem- życiem samego Boga. Modlitwa którą
podejmuje Kościół w liturgicznym przypływie uwielbienia i drgania duszy. Hymn ten jest refleksem
wydarzenia Zwiastowania. Wtedy spełniła się odwieczna decyzja- „zbawienia
naszego początek i objawienie odwiecznej tajemnicy”. Duch Święty- nasienie
Boga, zstępuje w Jej kobiecość i dokonuje tak wielkiego poruszenia, że Dziewica
z Nazaretu wyśpiewuje chwałę Bogu. Chyba nie można tego wyrazić piękniej i
jeszcze bardziej poruszająco. Tylko ludzki głos i ciało wibrujące w tańcu,
potrafią stać się językiem najdoskonalszej wypowiedzi. Jak pisał o. Bułgakov:
„Z Nią mówi wciąż te słowa każda ludzka dusza, która otwiera się na przyjęcie
Ducha Świętego”. Naśladowanie przez chrześcijan Maryi w wielkiej doksologii,
staje się źródłem niezwykłej radości, która przeszywa obojętność i szarość
świata. „Wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny”- Ikonografia w kompozycji zwanej
„Koronowanie Dziewicy”- jak pisał Evdokimov, przedstawia Bogurodzicę jako głowę
świata anielskiego i kapłaństwa królewskiego… Kobieta jest Ewą- Życiem, która
strzeże, ożywia i opiekuje się każdą cząstką męskiego stworzenia. Dziewica
przedstawia łaskę, Boską filantropię”. Wpatrzeni w Maryję, zostajemy
wtajemniczeni w pomysły Boga. Powinniśmy nasze życie uczynić pokorną pieśnią
uwielbienia, podziwu i wesela. Kasjodor mawiał: „Śpiewa Panu pieśń nową ten,
kto złożył starego człowieka i został szczęśliwie odnowiony przez łaskę
chrztu”. Naprawdę mamy każdego dnia za co, dziękować Bogu.
poniedziałek, 10 grudnia 2018
Niech
się rozweselą pustynia i spieczona ziemia, niech się raduje step i niech
rozkwitnie! Niech wyda kwiaty jak lilie polne, niech się rozraduje, skacząc i
wykrzykując z uciechy. Chwałą Libanu ją obdarzono, ozdobą Karmelu i Szaronu.
oni zobaczą chwałę Pana, wspaniałość naszego Boga. Pokrzepcie ręce osłabłe,
wzmocnijcie kolana omdlałe! Powiedzcie małodusznym: «odwagi! Nie bójcie się!
Oto wasz Bóg przychodzi...
Adwent – to pora
metamorfozy. Opisy czasu mesjańskiego tak pogłębione i podane do lektury
Kościołowi oczekującemu Pana, zapowiadają odnowę świata i człowieka; pustynia
zamieni się w ogród, Liban nawodni nieurodzajnie spękaną ziemię- wszystko się
zazieleni- stanie się nowym Edenem. Chrześcijanie - duchowi nomadzi wyruszą ku
Źródłu które nasyci po brzegi ich łaknące dusze. „Schyłek świata to znak, że
Królestwo Boże jest blisko, że stoi już u drzwi” – pisał E. Trubieckoj. Uderza
mnie w lekturze tekstu u Izajasza obecność Boga pośród materii, jego przyjście
zwiastuje błogosławiony „początek”, kiedy przechadzał się po ogrodzie i cieszył
się uobecnionym pięknem powołanego z miłości stworzenia. W tym retrospektywnym
ujęciu przyszłość wydaje się świętem życia i piękna- przebóstwienia. „Tak oto
raj był piękny i dobry: Słowo Boże przechadzało się stale i rozmawiało z
człowiekiem, zapowiadając rzeczy przyszłe, ponieważ będzie zamieszkiwało i
rozmawiało z nim, i będzie razem z ludźmi, ucząc ich sprawiedliwości”(św.
Ireneusz z Lyonu). Adwent jest przygotowaniem na zstępujące piękno, uobecnieniem
świętości jaśniejącej na obliczu Bogaczłowieka. „Za czasów Izajasza mogło się
wydawać, że świat nie potrzebuje odnowy: był młody jeszcze i płodny, a jednak
prorok zapowiedział jego odnowienie. Nowe oznacza w Biblii to, co jest Boże,
święte, nie sprofanowane. Odnowa może być niczym innym, jak powrotem do tego
stanu” (J. Pasierb). Nasz świat jest również przestrzenią wybrakowaną i sprofanowaną-
nie chodzi tu o niszczenie środowiska naturalnego, lecz o erozję ludzkich serc-
pustynię- siedlisko śmierci, samotności, alienacji, pustki. Współczesny
człowiek przechadza się po cienkiej granicy między życiem a śmiercią. Wielu
przestało wypatrywać znaków, a ich oczy utraciły nadzieję. Chrześcijaństwo spowite
tęsknotą, przypomina o dynamice wiary, stając się refleksyjnym- otwartym na
życie w Chrystusie i komunię w Duchu Świętym. „Bóg staje się człowiekiem, aby
zbawić utraconego człowieka”- twierdził św. Maksym Wyznawca. Wcielenie
Chrystusa i Jego powtórne przyjście posiada znaczenie kosmiczne, kosmogoniczne,
to nowy dzień stworzenia- pełnia- partycypacja w Bogu, radość ponownych
narodzin świata !
niedziela, 9 grudnia 2018
Jezus
powiedział do tłumów: „Zaprawdę powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie
powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim
większy jest niż on. A od czasu Jana Chrzciciela aż dotąd królestwo niebieskie
doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je. Wszyscy bowiem Prorocy i Prawo
prorokowali aż do Jana. A jeśli chcecie przyjąć, to on jest Eliaszem, który ma
przyjść. Kto ma uszy, niechaj słucha”.
Chrystus jest bardzo
powściągliwy w pochwałach konkretnych osób, jakby chciał uświadomić swoim
odbiorcom, iż na jakiekolwiek wyróżnienie trzeba ciężko zapracować. Świadectwem
pieczętującym doskonałość, ma być całe życie wypełnione wiernością i pokorą.
Jest jeden wyjątek; rekomenduje człowieka, wobec którego nie posiada żadnych
wątpliwości- chodzi o Jana Chrzciciela- zostaje postawiony jako wzór do
naśladowania. On jest nawet więcej niż prorokiem- jest burzycielem sumień, jego
przejście przez pustynię życia powoduje duchowe poruszenie. Kiedy postawił
stopy na pustyni, to miejsce zatracenia, bezdomności- siedlisko demonów i
przerażającej samotności, przemieniło się w rozkwitającą oazę. Jego słowo miało
taką moc, iż ludzie najbardziej obojętni pragnęli zmienić swoje życie i
otrzymać obmycie wodą z Jordanu. Jest On nazwany poprzednikiem Pańskim- Prodromos, był bowiem prorokiem na styku
dwóch Testamentów i bezpośrednio poprzedził nadejście Mesjasza- prostował
drogi, kształtował ludzie sumienia, a nade wszystko wskazał na Baranka. Według
pobożnej legendy, anioł miał wyprowadzić młodego i pełnego duchowego zapału
Jana na pustynię i podarował mu szatę ze zwierzęcej sierści, która rzekomo
miała stanowić nierozerwalny atrybut jego osoby. Na pustyni kształtował się
charakter Jana- duchowy profil człowieka nieugiętego, bezkompromisowego,
całkowicie oddanego Bogu. Jest jednym z najbardziej popularnych świętych; są mu
poświęcone liczne baptysteria, dedykowane kościoły, powierzane wstawiennictwu
krainy. Potrafił być w cieniu, ascetyczny, pełen realizmu życiowego. Był
„duchowym szaleńcem”, ale nigdy fanatykiem. Jego serce przepełniał jeden cel-
pozwolić zajaśnieć Światłości. On sam jest niczym Anioł Światłości, nie bez
przyczyny ikonografia Kościoła Wschodniego, przedstawia Jana Chrzciciela ze
skrzydłami. „Anioł Pustyni”. Jest to nawiązanie do mesjańskiego proroctwa
Malachiasza o Aniele Przymierza, który ma poprzedzić przyjście oczekiwanego
Pana (Ml 3,1). Jan- Anioł Pustyni, nazwany w liturgii „aniołem na ziemi” i
„człowiekiem nieba” jest wzorem życia pustelniczego, określanego jako życie
anielskie, a tym samym zapowiedzią przebóstwionego człowieczeństwa”. Orygenes
napisze o Proroku: „Duch więc, który byłe w Eliaszu, przyszedł do Jana, i moc,
która w nim była, w tym także się objawiła. Tamten został uniesiony do nieba,
ten zaś był poprzednikiem Pańskim i umarł przed Nim, aby zstąpiwszy do otchłani
przepowiedzieć tam Jego przyjście”. Zdaje się, że wstąpił w ciemności świata
niczym na skrzydłach wiary. „Wszechmogący wieczny Boże, daj sercom naszym
postępować w prostocie dróg Twoich, której uczył św. Jan Chrzciciel, głos
wołający” (Sakramentarz z Werony).
sobota, 8 grudnia 2018
Bóg
posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy
poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię
Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z
Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”. Ona zmieszała się na te słowa i
rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie
bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna,
któremu nadasz imię Jezus… Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie,
skoro nie znam męża?” Anioł Jej odpowiedział: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i
moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie
nazwane Synem Bożym… Na to rzekła Maryja: „Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi
się stanie według twego słowa!”Wtedy odszedł od Niej anioł.
Zwiastowanie – to
najpiękniejsze wydarzenie utkane ze słów na kartach Ewangelii. Nie ma drugiej
takiej samej sceny; tu wszystko przeniknięte jest tajemniczością, intymnością,
rozgrywającą się bardziej w głębinach serca, niż na oczach ciekawskich gapiów.
Czytamy ten fragment w ważniejsze święta poświęcone Matce Odkupiciela. Opowieść
o Maryi- Owieczce Baranka, rozpina się wokół dwóch obrazów- Zwiastowania i
testamentu z Krzyża. W pierwszym młoda, piękna Dziewczyna z Nazaretu otwiera
swoją kobiecość na łaskę i przyjęcie daru Życia- błogosławione i płodne
macierzyństwo, a w drugiej odsłonie trzyma w swoich dłoniach umęczone,
wyżłobione od ludzkiej nienawiści i sadyzmu- ciało Syna (Pieta). Pokorna
Służebnica Pana- w tym określeniu zawiera się cała duchowa głębia Jej osoby.
Wymownie o tej rzeczywistości łaski, pisze jeden ze wschodnich teologów: „Na fiat Stwórcy odpowiada fiat stworzenia: „Oto ja służebnica
Pańska”. Anioł Gabriel jest jakby pytaniem, które Bóg stawia wolności
człowieka: czy rzeczywiście chce on być zbawiony i przyjąć Zbawcę ? Działanie
Ducha Świętego przez linię „przodków” i czystość Tej, która jest gratia plena, odbierają złu wszelką
broń…” Najpokorniejsza z kobiet świata staje się Pneumatophorą- nosicielką Ducha i Theotokos- nosicielka Chrystusa. „To Duch Święty tworzy Chrystusa w
umysłach wszystkich ludzi na podstawie udziału Maryi w wydarzeniu wcielenia”
(M. Nissiotis). Chciałbym również wzmocnić moją refleksję obrazem. Myślę o
scenie zwiastowania, którą wymalował pokorny brat Fra Angelico. Tylko głęboko
wierzący artysta potrafiłby z taką prostotą i urokliwą aurą świętości zbudować
tak głęboką scenę. Sam artysta ponoć mawiał, że obcował z Chrystusem i
przystępował do pracy jedynie w stanie łaski. „Jest malarzem raju i jego
szczęśliwości”. Uchwycił na obrazie coś znacznie więcej, niż tylko sacra conversacione- święty dialog,
między Maryją, a zwiastującym dobrą wieść Archaniołem. Maryja namalowana tak
delikatnie- transparentnie, jakby w Niej i przez Nią emanowało światło. Tylko
lekko zarumienione policzki na twarzy, przekonują nas, że jest prawdziwie
cielesna. Piękna dziewczyna, zdająca się być obleczoną w świętość. Nie jest
tylko wytworem wyobraźni kontemplującego słowa Ewangelii zakonnika. Odkrywamy w
tej scenie piękno i szczęście. Maryja klęczy przed posłańcem, dłonie złożone na
piersi- wyrażające modlitwę, wygląda tak, jakby ktoś w jednym momencie wszedł w
strumień jej modlitwy uwielbienia. Na pierwszy rzut oka wydaje się być zastygłą
w swojej hieratycznej pozie, ale to tylko pewien refleks oka. Tu wszystko żyje…
opowiada o cudzie życia. Archanioł stojąc przygląda się młodziutkiej
„kandydatce”, przez którą objawi się światu miłość. Posłaniec trochę naśladuje
układem dłoni, gest Służebnicy. Intymność spotkania koresponduje z surowością
wnętrza- tu nie ma nic, oprócz tego, co zdaje się być najważniejszym-
pragnienia Boga i zgodą Maryi. Paleta kolorów, którymi posłużył się Fra
Angelico, wyraża sugestywnie niematerialną zwiewność i cud zatrzymanej w kadrze
obrazu intymności. Zostajemy zaproszeni do kontemplacji życia Maryi i
przeżywania wiary w sposób zupełnie wyjątkowy. Pragnę zakończyć słowami
modlitwy, przypisywanymi św. Janowi Damasceńskiemu: „Tobą raduje się, Łaski
Pełna, wszelkie stworzenie, anioły chóry i ludzki ród. O święta Świątynio i
Raju duchowy, dziewictwa Chlubo, w Ciebie wcielił się Bóg i dzieckiem był
Przedwieczny Bóg nasz. Wnętrzności bowiem Twoje uczynił ołtarzem i łono Twoje było
większe od nieba. Tobą raduje się, Łaski Pełna, wszelkie stworzenie”.
czwartek, 6 grudnia 2018
Dzień świętego Mikołaja
(gr. Nikolaos, ros. Nikolai ) jest
świętem dzieci. Obdarowywanie prezentami jest echem urokliwej legendy związanej
ze świętym który miał rzekomo uratować trzy dziewczęta od prostytucji, podrzucając
im do domu trzy złote kule na posag, dzięki czemu mogły wyjść za maż. Stąd w
tradycji utrwalił się zwyczaj obdarowywania prezentami. Dzisiaj również dorośli
odkrywając w sobie promyki wspomnień z dzieciństwa, próbują przeżywać radośnie
ten dzień jako moment wzajemnej wdzięczności w postaci drobnych prezentów. O
czekoladowych lub lukrowanych pierniczkowych mikołajach i drobnych upominkach
pod poduszką marzy każde dziecko, a i dorosłym potrafią się zaszklić ze
wzruszenia oczy. Święty Mikołaj Cudotwórca czy Mikołaj komercyjnej rozrzutności
? Obecnie w kulturze europejskiej zatarła się bardzo mocno prawda o prawdziwej
postaci Biskupa z Miry, stolicy Licji w Azji Mniejszej (IV w.) na rzecz
starszego- lekko głupiutkiego i humorystycznego starszego pana rozdającego dzieciom
prezenty i przyodzianego w czerwony kubrak z białym futerkiem. W czasach walki
z Kościołem i komunistycznej ateizacji zastępowano świętego „Gwiazdorem” czy „Dziadkiem Mrozem.”
Dziś jest to symbol marketingowej zachęty do robienia zakupów. Nastąpiło
zlaicyzowanie postaci świętego na rzecz urokliwego i lekkostrawnego dobrodzieja,
wyrywając go z chrześcijańskiej tradycji i właściwej mu roli duchowego przewodnika,
wrażliwego pomocnika i skutecznego wstawiennika u Boga. Myślę, że warto
odfałszować osobę poczciwego i barwnego duchowo Mikołaja. U naszych wschodnich
sąsiadów Rosjan święty Mikołaj obok Najświętszej Maryi Panny jest najbardziej
czczonym świętym. Ludzie są tak bardzo zakochani w jego osobie, że widnieje
jego wizerunek na każdej ikonie zdobiącej wnętrze cerkwi i domowego modlitewnego
kąta. Stare ruskie przysłowie powiada, że „nawet gdyby Bóg zniknął któregoś
dnia, zawsze mamy świętego Mikołaja.” Ikony stanowią niezwykle autentyczny
przekaz o człowieku szlachetnym, dobrodusznym i wypełnionym na wskroś miłością
do Boga i człowieka. Imię Mikołaj oznacza dar przekonywania ludu (gr. nikło- tłumaczy się tyle co przekonywać,
interweniować za kimś ). W tradycji chrześcijańskiego Wschodu i Zachodu św.
Mikołaj cieszył się wielką estymą; był czczony wśród ludu prostego i
przenikniętego pierwiastkiem wrażliwej uczuciowości wiary. Święty uważany za
opiekuna nie tylko ludzi, ale również i zwierząt. Jest patronem dziewcząt pragnących
wyjść za maż, kobiet oczekujących potomstwa, ludzi zajmujących się różnorodną
profesją: żeglarzy, kupców, młynarzy, pasterzy, rybaków, pielgrzymów. Zwracano
się do Niego o ochronę w chwilach niebezpieczeństw, a szczególnie w czasie
podróży, czy pątniczego szlaku.
Najstarsza ikona z jego wizerunkiem pochodzi z końca X wieku- jest proweniencji
bizantyjskiej i znajduje się w klasztorze świętej Katarzyny na górze Synaj.
Widnieje na niej święty jako starszy mężczyzna o przenikliwym spojrzeniu, z wysokim
czołem „łysy starzec, o zaokrąglonej brodzie”(Hermeneja). Najczęściej ukazywany jest w szatach biskupich z charakterystycznym
atrybutem jakim jest trzymana w dłoni księga Ewangelii. Święty ukazywany jest w
dwóch wariantach ikonograficznych- całopostaciowo lub półpostaciowo w formie popiersia.
Nawet gdybyśmy odmitologizowali św. Mikołaja z wielu legend które narosły przez
wieki wokół jego osoby, to i tak będzie promieniowała dla wierzących postać
człowieka napełnionego Bogiem i dobrocią do świata. Wyobraża on ludzkie
ojcostwo, którego najpiękniejszym darem jest miłość i czuła troska. Kończę to
rozważanie fragmentem Stichiry ku
czci świętego Mikołaja. „Tym, którzy w wierze i miłości. Zawsze czczą Twoją
sławną pamięć. Rozwiązujesz biedy, napaści i nieszczęścia, ojcze, twymi
modlitwami do Boga.”
środa, 5 grudnia 2018
Rzekł
do Niego Filip: «Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy». Odpowiedział mu Jezus: «Filipie, tak długo jestem z
wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca.
Dlaczego (J 14,8-9)
W holenderskiej
przestrzeni publicznej rozgorzała na nowo kwestia dotycząca chrześcijańskich obrazów-
a dokładnie chrystologicznych dzieł wielkiego mistrza baroku Caravaggia. Wystawa
która miała promować europejską kulturę i miasto Utrecht, złamało się pod
naporem aktywistów muzułmańskich i protestanckich „potomków ikonoklazmu”.
Powracają na nowo echa dawnej ikonoklastycznej historii z pierwszych wieków
chrześcijaństwa i niderlandzkiej nowożytności. „Obrazy należy usunąć, aby
wymazać z serc ich wspomnienie” (H. Belting). Pobrzmiewa ciągle złowieszcza ideologia
szermierzy reformacji, próbujących ze sztuki uczynić medium podejrzane,
bałwochwalcze, obce rzekomo pragnieniu Boga. Reformacja jawiła się jako
panowanie słowa, które wyparło znaki i symbole religii. Podobnie postępuje
islam, deprecjonując przekaz wiary za pomocą obrazu. „Królestwo Boże jest
królestwem, w którym się słucha, a nie ogląda”- pisał Luter w Wielkim Katechizmie. Jakie to smutne, że
nie dojrzało jego serce i wzrok do poznania o wiele głębszego. „Błogosławione
są wasze oczy...” - przekonywał Chrystus uczniów, wskazując na wzrok jako organ
poznania wcielonego Boga. Piszę o tych niepokojących zjawiskach w dniu w którym
Kościół wspomina w liturgii wielkiego obrońcę sztuki świętego Jana
Damasceńskiego (675- 749). Dorastanie do dojrzałej myśli teologicznej
starożytnego Kościoła miało swoich płodnych Ojców, którzy od początku
postawiali sobie za cel obronę świętych wizerunków i niejednokrotnie było im
dane w obronie tej sprawy przypłacić wygnaniem, torturami, czy życiem. Nie
sposób pominąć tych wielkich osobowości bizantyjskiego Kościoła i ich
zaangażowania na płaszczyźnie teologii ikony. W Źródle poznania, które dedykował swemu duchowemu bratu, Kosmasowi
biskupowi Maiuma, przedstawił imponującą syntezę tradycji, która tworzy pewien
piśmienniczy tryptyk, stanowiąc fascynującą i ciągle aktualną propedeutykę
teologii. W końcu najważniejsze dzieło w których znajduje się odpowiedź na
zarzuty ikonoklastów i przejrzysty komentarz wiary to Wykład szczegółowy prawdziwej wiary, w którym twierdzi, że nie ma
takiego człowieka, który by nie posiadał z natury wszczepionego poznania
istnienia Boga. Homilie Jana Damasceńskiego sprawiły, że zyskał sobie
przydomek Chrysorohas (płynący
złotem). Jemu zawdzięczamy pierwszą autentyczną syntezę myślenia o ikonie, jak
również ukształtowania odpowiedniego aparatu pojęciowego w dyskursie na ten
temat. W swoich trzech Mowach apologetycznych przeciw tym, którzy
potępiają święte obrazy, Jan wydobył istotę nauczania Kościoła na temat
Chrystusa i w sposób zdecydowany zabrał stanowisko w tej sprawie. Wykazał w
swojej argumentacji, że zakaz malowania ikon kwestionuje podstawową prawdę
wiary we Wcielenie, w to, że Bóg istniejąc poza czasem i przestrzenią objawił
się w ludzkiej osobie, w człowieku Jezusie narodzonym z Maryi. Ze względu na
to, że Bóg przyjął ludzką twarz, możemy go przedstawiać za pomocą obrazów.
Ponieważ Słowo Boże, przedwieczny Syn Boży, przybrało ludzkie ciało –
argumentuje Jan – możliwe jest – co więcej konieczne – by je przedstawiać i dlatego zachęca: „maluj na obrazach Tego,
który stał się widzialny, i przedstawiaj Go tak, by mógł być oglądany.” Ikonoklazm w przekonaniu bizantyjskiego
teologa był pewnym rodzajem doketyzmu, który oznaczał brak poszanowania dla
tajemnicy Boskiego człowieczeństwa. Zdaniem teologa kult ikon jest
najwłaściwszym sposobem w jaki Kościół daje świadectwo o tym, że Bóg pojawił
się w ciele w osobie Jezusa Chrystusa. „Odważnie rysuję portret niewidzialnego
Boga nie jako niewidzialnego, lecz jako tego, który się pojawił dla naszego
zbawienia i istniał w ciele i krwi.” W tym obrazie Jezusa nie jest
przedstawiony ani Jezus – człowiek, ani niewidzialny Bóg, lecz obraz Boga,
który stał się ciałem. Jan Damasceński
postrzegał rolę obrazu, nie tylko w funkcji
katechetycznej, ale jako ważny aspekt mistagogii chrześcijańskiej.
Uważał, że bez ich obecności nie sposób ująć pełnej prawdy o Chrystusie –
Wcielonym Bogu. „Przez poznanie zmysłowe bowiem powstaje w umyśle pewne
wyobrażenie, które pobudza naszą zdolność rozróżniania i jako cenny skarb jest
przechowywane w pamięci.” W przekonaniu
teologa istotą sporu dotyczącego ikon nie była sztuka religijna jako taka, ale
pytanie o to, w jaki sposób Bóg pozwolił się zobaczyć ludzkim oczom. Podkreślał
wielokrotnie rolę widzenia w wierze, wzrok określał najszlachetniejszym ze
zmysłów, dzięki któremu skraca się dystans poznawczy między ludźmi a Bogiem:
„Ujrzałem Boga w ludzkiej postaci i zbawiona została dusza moja. Oglądam obraz
Boga, tak jak Go widział Jakub, a jednak w całkiem inny sposób.” Oczami duszy przenikamy materialny obraz i
odkrywamy prototyp w całym jego egzystencjalnym wymiarze. Prototyp w swej
pełnej istocie, w swym bycie osobowym jest obecny w materialnym obrazie, i jako
taki może być w nim rozpoznany za pomocą duchowej percepcji. Dopiero tajemnica
inkarnacji czyni obraz Boga możliwym do uchwycenia wzrokiem. Zakaz wykonywania wizerunku Boga w Starym
Testamencie tam mocno przenikający żydowską teologię i ikonoklastyczne
argumenty chrześcijan VIII wieku stał się zdezaktualizowany wobec Wcielenia
Logosu tak często przywoływanego przez ortodoksyjnych Ojców- głównie św. Jana
Damasceńskiego. Od tej pory autentycznym obrazem będzie sam Bóg przyjmujący
ciało jednego człowieka, ażeby otoczyć chwałą całą ludzkość. Dziękujemy dzisiaj Bogu za tego wielkiego
Teologa- proroka piękna, obrońcę kultu ikon, charyzmatycznego męża
przekonującego Kościół, że Obraz jest równie ważny jak usłyszane Słowo-
prowadzące człowieka ku przyjęciu Boga.
poniedziałek, 3 grudnia 2018
Widzenie
Izajasza, syna Amosa, dotyczące Judy i Jerozolimy: Stanie się na końcu czasów,
że góra świątyni Pańskiej stać będzie mocno na szczycie gór i wystrzeli ponad pagórki. Wszystkie
narody do niej popłyną, mnogie ludy pójdą i rzekną: «Chodźcie, wstąpmy na górę
Pańską, do świątyni Boga Jakuba! Niech nas nauczy dróg swoich, byśmy kroczyli
Jego ścieżkami. Bo Prawo pochodzi z Syjonu i słowo Pańskie – z Jeruzalem».
Spojrzenie proroka
Izajasza jest głębsze, wyostrzone i wertykalne. Człowiek wiary wchodzi w doświadczenie
głębi poprzez mozolną wspinaczkę ku górze. Ojcowie Kościoła nazywają świat
domem Boga- oikos tou Theou. Biblia
lubi nas prowadzić przez teologiczne symbole. To, co stworzone, odsyła do tego,
co niestworzone. Dobrze to rozumieją ci, którzy namacalnie przeżywają mistykę
gór. Gueryk z Igny twierdził, „że ludzkie zmysły nie są przystosowane do
niewidzialnego i dlatego potrzebne są rzeczy widzialne, aby je przekroczyć.”W
Biblii góry stają się miejscami epifanicznymi- przestrzeniami spotkania z
Bogiem mającym coś ważnego do zakomunikowania człowiekowi. „Ty, który wszędzie
jesteś obecny i wszystko napełniasz.” Dotkniętemu cudownością świata,
pogrążonemu w zdumieniu człowiekowi z wierzchołka góry wszystko wydaje się
harmonijne, zespolone i piękne. „Góra jest najbliższa nieba- twierdził M.
Eliade – i fakt ten nadaje jej podwójną sakralność.” Miejsce na wskroś
transcendentne, a zarazem najbardziej właściwa przestrzeń milczącej kontemplacji
i subtelnej komunikacji. Wstępowanie na szczyt jest dynamiką łaski, rozwojem
oraz wewnętrznym przeobrażeniem. To upragnione miejsce staje się świątynią- Szekina. Mówimy o pejzażu duszy;
miłosnym uścisku oblubienicy skaczącej po pagórkach jak łania i rzucającej się
w ramiona Miłości. Na szczycie- „miejscu wysokim”- człowiek staje się
przejrzysty i niczym nieskrępowany. Jak mówił P. Claudel „istoty żywe” stają
się na powrót „świetlistymi posłańcami.” U szczytu uświadamiamy sobie, że świat
zawiera się w Bogu, a my jesteśmy jego pierwocinami. Partycypacja w świetlistości,
bycie w nowym eonie. „Zbliżając się do światła, dusza staje się światłością”
(św. Grzegorz z Nyssy). Adwent przypomina nam o kosmicznym zbawieniu i cudownym
muśnięciu stworzenia naznaczonego cieniem śmierci. Na wschodnich ikonach
najważniejsze sceny rozgrywają się w krajobrazie górskim. Święte skały wyrastające
z ziemi ku niebu po których święci atleci ducha napinają dusze, a ich oczy stają
się świetliste od nadmiaru świętości. To punkt w którym wszystkie poziomy
egzystencji wchodzą w spełnienie- oddychają wiecznością. Liturgia oczekiwania
nieustannie kieruje nasze spojrzenie ku górze- miejscu które wystrzeli ponad
pagórki- Królestwu do którego dostęp mają ci, których oczekiwanie przeistoczyło
się w miłość. „Teraz widzimy Ciebie,
wszystkich Królu- głosi- apostichesa
paschalna- nie oczyma cielesnymi, a miłością naszych serc...”
sobota, 1 grudnia 2018
Daj mi poznać Twoje
drogi, Panie,
naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami.
Prowadź mnie w prawdzie według swych pouczeń,
Boże i zbawco, w Tobie mam nadzieję.
naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami.
Prowadź mnie w prawdzie według swych pouczeń,
Boże i zbawco, w Tobie mam nadzieję.
Adwent - to czas oczekiwania na dwa fundamentalne wydarzenia- Wcielenie i Paruzję. Wyrażają to dobrze słowa
wczesnochrześcijańskiego pisarza Nowacjana: „Jak zapowiedział Izajasz: „Oto
Panna pocznie i porodzi Syna i nazwie Go imieniem Emmanuel, co się tłumaczy:
Bóg z nami”, tak samo Chrystus mówi: „Oto Ja jestem z wami aż do skończenia
świata”. Wobec tego On jest Bogiem z nami, a nawet o wiele bardziej: On jest też
w nas”. Z niezwykłą subtelnością wyraża istotę tego czasu oczekiwania J.
Pasierb: „Adwent to świt. Adwent to daleki tłumny fryz pełen postaci i zdarzeń,
nieczytelny i pozbawiony sensu, gdyby w Betlejem za panowania cesarza Augusta w
Rzymie i różnych tetrarchów w Palestynie, nie narodziło się dziecko, któremu
nadano imię Jezus, a którego matką była Maryja. Adwent to mała izba w domu
cieśli, gdzie zjawił się żonie archanioł, którego imię Gabriel znaczy
„Zwiastujący człowieka”. Adwent to pustynia, na której widać wyniosłą postać
odzianą w skórę wielbłąda. Adwent to liturgia. Adwent to nasze życie. Adwent to
nasza śmierć i nasze zmartwychwstanie. Adwent to ostateczne przyjście
Chrystusa”. To czas dopełniania się i zbliżania, czas wzrostu i rozwoju,
oczekiwania i tęsknoty. Czas przychodzenia Tego, który jest zawsze, znajomy i
nieznany. Czas ufności i radości…, naszego powrotu, hebrajskiego szub, co znaczy zmienić się, czas
proroctwa i świadectwa…” Już dwunastowieczny cysterski mistyk Elred z Rievaulx
postawił ważne pytanie: „Jak może przyjść do nieba i na ziemię Ten, który je
wypełnia ?” – po czym udziela odpowiedzi- „Był zatem obecny i nieobecny
jednocześnie.” Liturgia tego czasu pozwala nam odkrywać jego Obecność. Niech to
będzie czas duchowego wzrostu, czujności i odważnego świadectwa w
przepowiadaniu bliskości Boga do człowieka. Mamy nieść Jezusa wraz z Maryją, po
to, aby nasze życie zostało wypełnione światłem… Mamy Go począć duchowo, aby
wejść w kontemplację cudownej bliskości Boga który przychodzi aby przemienić i
przebóstwić „Bóg staje się człowiekiem aby człowiek mógł stać się uczestnikiem
boskiej natury”. Najważniejsze to mamy zachować czujność serca, aby nic i nikt
nie wyprowadził nas z równowagi. Bóg będzie przychodził w każdej chwili, w
delikatnych impulsach serca, partykułach ludzkiej dobroci. Nie bądźmy zajęci
sobą ! Świat już wystarczająco mocno szaleje w tej afirmacji siebie; zbyt wielu
ludzi kręci się wokół własnej osi. Pozwólmy sobie na tęsknotę za Bogiem.
Exupery napisał znane słowa: „Jeśli chcesz zbudować statek, naucz ludzi
tęsknoty za odległymi morzami”. W tęsknocie znajduje się niewypowiedziana siła,
która nas uzdalnia aby skutecznie ominąć te wszystkie fałszywe pragnienia.
Zapytajmy siebie o naszą najgłębszą tęsknotę...Bóg za mną tęskni, czy ja
potrafię zatęsknić za Nim ?
czwartek, 29 listopada 2018
Będą
znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych
wobec huku morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu w oczekiwaniu
wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy
ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z mocą i wielką chwałą. A gdy
się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się
wasze odkupienie».
Nasilające się erupcje
społecznego niezadowolenia, pokazują jak bardzo kruche i efemeryczne jest nasze
poczucie pewności oraz bezpieczeństwa. Chrystus zapowiada stan zaskakującego i
paraliżującego momentu próby. W Starym Testamencie, trzęsienia ziemi opiewały
zwycięskiego Boga, który kroczył przez pola Edomu, a ziemia pod Nim drżała:
„Góry drżały przed obliczem Pana” (Sdz 5,4). „Pan króluje, drżą narody, zasiada
na cherubach, a ziemia się trzęsie”- wykrzyczy natchniony psalmista (Ps 99,1).
Trzęsienie ziemi towarzyszy Bogu, gdy pojawia się jako Sędzia. Kiedy Bóg
objawił się na Synaju, „rozległy się grzmoty z błyskawicami, a gęsty obłok
rozpostarł się nad górą i rozległ się głos potężnej trąby, tak że cały lud w
obozie drżał ze strachu” (Wj 19,16). W wyroczniach prorockich głód i pragnienie
są oznakami sądu. Apokalipsa- ostatnia księga Biblii, roztacza wizję poruszenia
wszystkiego, kiedy zostaje złamana szósta pieczęć. Tutaj zdaje się sypać cały
świat, niczym domek z kart. Czy takie wydarzenia będą miały miejsce, czy tylko
stanowią terapeutyczny zbiór obrazów, mających na celu przebudzić świadomość
ludzi ? Nie wiem, co się wydarzy. Mamy nadzieję, że te obrazy nie będą aż tak
rzeczywiste, jak rysuje je Biblia. Osobiście chciałbym, żeby to były tylko
boskie metafory- pedagogiczne strategie wyzwalające uśpione dobro... Jedyne, co
możemy zrobić to ufać Bogu. Już na samym początku Księgi Rodzaju Bóg ukazuje
się jako Ten, który obejmuje wszystko: niebo, ziemię, przestrzeń i czas. Jest
Życiem, udzielającym stworzeniu życia. W Apokalipsie jest Panem historii,
interpretatorem dziejów- Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec. „Lepiej
nie mówić, że świat ma dwa końce: wojny, powstanie narodu przeciw narodowi,
królestwa przeciw królestwu, głód, zarazy, trzęsienia ziemi, wymieranie immanentnych
następstw zła i – przemienienie świata, nowe niebo i nowa ziemia, powtórne
przyjście Chrystusa”(M. Bierdiajew). Mistrz w jakiś sposób uspokaja swoich
wyznawców, nie dajcie się zwieść fałszywym prorokom, nie dawajcie wszystkiemu
wiary… Miejcie pogodne usposobienie, zachowując w sercu nadzieję. Przez pryzmat
nadziei, można zobaczyć więcej- sięgnąć dalej, uspokoić emocje. Wiara
podpowiada nam jedno: nie bój się, wszystko będzie dobrze ! Ów dzień- oznacza
dzień Epifanii, czyli pojawienia się w chwale, Paruzji- obecności Pana, dzień
sądu nad światem i uwielbienia Kościoła. To, co się wydarzy w czasie- choćby
najbardziej katastroficznego- ostatecznie będzie zwycięstwem Boga. Dlatego też
starożytni chrześcijanie, potrafiąc widzieć dalej, wołali: Christos nika- Chrystus zwycięzcą !
środa, 28 listopada 2018
Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym. Jak jest napisane u
proroka Izajasza: „Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę
Twoją. Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki
dla Niego”. Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na
odpuszczenie grzechów...
Słowo o konieczności
nawrócenia rozbrzmiewa z pustyni. Przepowiadanie Jana Chrzciciela ma ogromną
moc uczynić z pustyni rozkwitający ogród. Miejscem adwentu jest pustynia. W
takiej przestrzeni trzeba zderzyć się z pustką, obcością, poczuciem lęku i brakiem
życia. Siedlisko szarańczy, skorpionów i wijących się jak fale wydm piasku. Z
drugiej strony to miejsce bezludne staje się przestrzenią zamieszkaną-
przestrzenią dla Słowa które ożywia to, co martwe. Pustynia jest miejscem
interwencji Boga, tam najczęściej wyprowadza człowieka, aby przemówić do serca.
„Istotne by człowiek wiedział, że Bóg go kocha” (Mikołaj Kabasilas). Przez
doświadczenie pustyni przechodzi sam Chrystus, pokazując że kiedy człowiek
zmierzy się ze swoimi lękami i pokusami, po nich może przyjść tylko śmierć lub
rozkwit życia- metanoia. „Jeśliby
życie wokół mnie zamieniło się w pustynię, muszę pamiętać że jest to czas
próby”. A Bóg zbliża się o wiele bardziej do ludzi poddanych próbie.
Współczesne malarstwo jest wypełnione motywem pustyni, surrealistyczne, pełne
ekscentryczności, naszpikowane metaforami oraz symbolicznymi wizjami,
zaczerpniętymi z otchłani świadomości obrazy choćby Salvadora Dali. Dla Heideggera człowiek jest zawsze w sytuacji
historycznej, jest w świecie i zawsze z innymi. Bez jakiegokolwiek uzasadnienia
stawia tezę: „człowiek spadł nie wiadomo skąd i został rzucony w absurdalność
świata. Żyje w świecie pełnym trosk, co utrudnia jego poznanie; jest
roztargniony, unika siebie samego i staje się przedmiotem anonimowym,
bezosobową cząstką społeczeństwa. Świat jest zbudowany z trosk i sztucznych
konstrukcji, dlatego ludzkie „ja” jest uchwytne tylko na tle niebytu, nicości.
Nicość jest bardziej realna niż złudny, kłamliwy świat. Tylko wolność jest
nieograniczona- zdaniem filozofa, i przeciwstawia się śmierci. Na pustyni
człowiek czuje się „bogiem bezsilnym”. Dopiero w takim środowisku wychodzi cała
prawda o nim samym. Wędrujesz przez wydmy piaskowe i na przestrzeni dziesięciu
kroków nogi zapadają się pod ziemię, a po chwili człowiek zapada się po pas-
totalna bezradność. Mają rację mistycy muzułmańscy, którzy twierdzą, ze
pustynia stwarza możliwości rozwoju „kultu własnego jestestwa wewnętrznego”.
Przemierzanie tych obszarów samotności uwalnia człowieka od chęci przypodobania
się ludziom, do dostosowania własnego oblicz i własnych gestów do gustów
widowni”. Na pustyni jesteśmy skazani tylko na siebie, obnażeni z egoizmu i
chęci popisywania się, czy kreowania fałszywego obrazu siebie. To sprawia że
jesteśmy najbliżej spotkania się z prawdą o sobie, czasami bolesną ale jakże
terapeutyczną. Tu dokonuje się nawrócenie człowieka, chrzest w Duchu i
Prawdzie. Wtedy nabierają głębokiego sensu słowa ojców pustyni: „Kiedy nauczysz
się żyć bez ludzi, wówczas ludzie zobaczą, że nie mogą żyć bez ciebie”. Tam
mocne słowa Jana Chrzciciela muszą rozerwać wszystkie krępujące łańcuchy. Wyzwolić
w sobie ogromny, a stłumiony potencjał duchowy… odkryć na nowo łaskę chrztu.
Ważne jest wyjście na pustynię, opuścić schematy myślenia, porzucić
skrupulatnie zapisany kalendarz, wyjść na otwartą przestrzeń w której można
wykrzyczeć z całych sił ból swojej duszy. Wyłączyć komputer, zaryglować „okno
na świat”, a wejść w świat Boga. Nie bójmy się porzuceń tych spraw do których
przywykliśmy, dać czas który nie posiadam Bogu. Pamiętajmy Pan nadejdzie z
pustyni.
Subskrybuj:
Posty (Atom)