środa, 28 lutego 2018


Mt 20, 17-18.

Udając się do Jerozolimy, Jezus wziął osobno Dwunastu i w drodze rzekł do nich: «Oto idziemy do Jerozolimy: a tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą Go poganom, aby został wyszydzony, ubiczowany i ukrzyżowany; a trzeciego dnia zmartwychwstanie».

W czasie drogi Chrystus próbuje przygotować uczniów na wydarzenia paschalne. Oni wiele z tych słów nie rozumieją, być może traktują je jako coś na wskroś metaforycznego, próbując wewnętrznie uciec od brutalnej prawdy o Krzyżu. „W centrum Ewangelii zapisana jest zgroza podstępu, zdrady i zła, co jest obrazem świata i naszego życia. W Jezusie Chrystusie Bóg zstąpił do nas i został odrzucony, co jest chrześcijańskim doświadczeniem zła. Wszystko jest bezsilne wobec strasznego naporu nienawiści i Chrystus jest dalej odrzucany, gdyż objawione w Nim dobro jest nie do wytrzymania dla ludzi i demaskuje zło będące w świecie” (H. Paprocki). Nie można się dziwić apostołom, tak dramatyczne wydarzenia spadają na nich niespodziewanie. Będą musieli się odnaleźć w sytuacji przeszytej lękiem i niezrozumieniem; ten lęk będzie cieniem okrywał wielu późniejszych wyznawców Chrystusa. Wielu nie będzie potrafiło odkryć siły i świetlistości Drzewa łaski. „Teologia Krzyża jest Zmartwychwstaniem- pisał J. Ratzinger- ponieważ Zmartwychwstanie stanowi Boską odpowiedź na Krzyż i jego interpretację. Teologia Krzyża jest teologią paschalną, teologią radości zwycięskiej również na tym padole łez.” Młody Kościół opromieniony światłem prawdy będzie potrafił odkryć w całej rozciągłości głębię tego przesłania. „Trzeba nam było, aby Bóg wcielił się i umarł, abyśmy mogli ożyć”- twierdził św. Grzegorz Teolog. Odkupienie jest centrum ekonomii Syna, to plan naprawczy dla świata. Bogoczłowiek przychodzi scalić to, co roztrzaskane w skutek wolności człowieka; zburzyć mur oddzielający człowieka od Miłości. Zbawiciel wstępujący na krzyż, jawić się będzie niczym żołnierz stający do walki. Ugodzony w boju, zstąpi do świata infernalnego, aby tam postawić Krzyż- Znak Zwycięstwa. „To dzieło Chrystusa rozciąga się na całą ludzkość poza widzialne granice Kościoła. Każda wiara w triumf życia nad śmiercią, wszelkie przeczucie Zmartwychwstania, pośrednią są wiarą w Chrystusa; jedna bowiem moc Chrystusowa wskrzesza i wskrzesi zmarłych... Zmartwychwstanie nie jest tylko oczekiwaniem, ale już obecną rzeczywistością: paruzja zaczyna się w duszach świętych...” (W. Łosski). Trzeba ciągle dojrzewać do tych treści, kontemplować je w milczeniu i wyczekiwać dnia Paschy Pana.

wtorek, 27 lutego 2018


Iz 1, 10. 16-20

«Obmyjcie się i oczyśćcie! Usuńcie zło uczynków waszych sprzed moich oczu! Przestańcie czynić zło! Zaprawiajcie się w dobru! Troszczcie się o sprawiedliwość, wspomagajcie uciśnionego, oddajcie słuszność sierocie, w obronie wdowy stawajcie!... Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją; choćby były czerwone jak purpura, staną się białe jak wełna.

Wielkopostna droga każdego chrześcijanina musi prowadzić do uznania w sobie grzechu; tej bolesnej i paraliżującej rzeczywistości, separującej od miłości Boga. W człowieku wiary winna zrodzić się tęsknota za lepszym życiem- Rajem z którego niegdyś został wygnany Adam i nigdy nie porzucił tęsknoty za szczęściem. „Czas pokuty- śpiewamy w Wielkim Kanonie Pokutnym- przychodzę do Ciebie, mego Stwórcy, zabierz ze mnie ciężkie brzemię grzechów i jako miłosierny daj mi łzy pociechy.” Zdaniem starca Sylwana, najdoskonalsze poznanie Boga będzie udziałem tych, którzy go szukają ze łzami. „Świętym nie jest ten, co widzi anioły lub wskrzesza umarłych. Świętym jest ten, kto widzi swoje grzechy i potrafi nad nimi płakać.” Pokajanie powiązane ze szczerym wyznaniem grzechów i obfitującą w miłość poprawą i żalem, pozwala odkryć autentyczną radość uzdrowionego- odkupionego człowieka. „I naucz mnie skruchy, naucz mnie widzieć me grzechy i nie zostawiaj mnie, kiedy w rozpaczy dostrzegę, jak wielka jest ich masa, jak wielka jest ich siła, jak nieprzezwyciężalna siła grzechu. Abym w tym momencie, w którym powiem sobie, że nie ma dla mnie wybawienia, nie ma dla mnie ocalenia, poznał, że ono jest... w Chrystusie” (A. Mień). Zrzucając uwierający bagaż strapienia i grzechów, chrześcijanin wchodzi w liturgię życia- z otchłani wychodzi ku zmartwychwstaniu wraz z Tym, który podeptał spisek demona i jego intrygi. „Zdejmij bielmo, a zobaczysz Słońce duchowe, Oko nieskończone, stokroć razy jaśniejsze od słońca materialnego”(św. Tichon Zadoński). Pierwszą decydującą walką jest zderzenie się z potęgą śmierci, która nas paraliżuje i zamyka na życie w Bogu. Chrystus wydobywa nas z dołu zagłady, bezradności, duchowej klaustrofobii. „Namaszczenie Jego Duchem powinno przenikać wszystkie włókna naszego bytu- pisał J. Corbon- prostować naszą zbuntowaną wolę, oczyszczać nasze motywacje, oswobadzać nasze popędy, wszystko integrując w naszym sercu, gdzie będzie królować Jego miłość... A im bardziej będzie On przekształcał nasze serce, jednocząc je z wolą Ojca, tym bardziej będziemy odkrywać siebie jako ubogich w Jego miłość.” Skąpani w blasku Jego światłości, rozbłyśniemy bielą śniegu utkanego w sercu miłosiernego Boga.

poniedziałek, 26 lutego 2018


Łk 6, 36-38

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, ubitą, utrzęsioną i wypełnioną ponad brzegi wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie».

Wczoraj czytaliśmy o przemienieniu Chrystusa na górze Tabor. Myślę, że schodząc z góry uczniowie byli już innymi ludźmi- przeobrażonymi intensywnością Boskiego światła. „Bóg zstępuje do otchłani, człowiek wznosi się ku niebu- pisze K. Ware- W Chrystusie Bóg utożsamia się z nami, uczestnicząc bezgranicznie w naszym stanie. W Wyniku tego, my ludzie dostępujemy pojednania z Bogiem, uczestnicząc maksymalnie w Boskim życiu.” Ojcowie Kościoła i wielcy asceci twierdzili, że największym z grzechów jest zapomnienie. Nie można zapomnieć momentu w którym doświadcza się nadmiaru łaski. Stając się uczestnikiem takiego wydarzenia, człowiek musi wyjść poza siebie i utrwalone w duszy zdumienie musi prowadzić ku miłości. „Jak ciężko zejść z góry objawienia. Oczy wpatrzone w niebo opuścić na ziemię. Rękami przyzwyczajonymi do gestu modlitewnego rozplątywać węzły ziemskich spraw. Jak ciężko zejść z góry objawienia. Najchętniej by tam pozostać- a może nie wchodzić wcale”- pytał M. Maliński. Jeżeli mamy doświadczyć Taboru i pozostać na zewnątrz tacy sami (zapatrzeni w siebie i własne sprawy), to nie ma sensu sięgać szczytu. Jeżeli nie ma miejsca na miłosierdzie w naszym sercu, to nic nie jest warte zachodu. Kościół bez miłosierdzia, przebaczenia, dobroci- jest jedynie kolejną instytucją, pośród wielu innych ofert dzisiejszego świata. Chrześcijaństwo to meta humanizm- opromieniony obecnością przemienionego Pana. Dzięki tchnieniu i żarowi wylanego z serca Baranka Ducha, jesteśmy powołani do uobecnienia miłości. Tylko miłość czyni religię prawdziwą, pozbawioną nachalnego moralizatorstwa i krótkowzrocznego dogmatyzmu. Miłość pozwala przezwyciężyć wszystkie karykatury i maski, które przez wieki ludzie wiary niefortunnie lub bezmyślnie przywdziewali. Święty Jan Chryzostom przypominał, że „dobroć, współczucie, miłosierdzie i miłość wyrażają jednocześnie i naturę Boga, i Jego dzieło” oraz że biedny i potrzebujący człowiek jest drugim Chrystusem. Dobrze wziąć sobie do serca przestrogę mądrego biskupa: „Wasze psy są troskliwie żywione, ale u waszych drzwi pozwalacie umierać z głodu Jezusowi Chrystusowi.”

niedziela, 25 lutego 2018


Mk 9, 2-13

Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam się przemienił wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe, tak jak żaden na ziemi folusznik wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: «Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza». Nie wiedział bowiem, co powiedzieć, tak byli przestraszeni. I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: «To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!» I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy „powstać z martwych”...

 Aby spróbować przybliżyć się do Przemienienia, trzeba wejść w niepoznanie, zagarniający oczy i duszę blask światła. Człowiek może wejść na drogę poznania, która dokonuje się przez symbole, w sposób szczególny poprzez ikonę. Chrześcijański Wschód podkreśla, iż obraz religijny przeznaczony jest dla tych, którzy mają oczy, niezależnie od posiadanej wiedzy. „Ikona to pobudzenie, to utrzymanie wzroku w „mocy patrzenia”, dzięki któremu wierzący sięga głębi- podstawy istnienia, czyli samego Boga”. Doskonale wiemy, że poruszanie się w przestrzeni symbolicznej byłoby czymś niepełnym. Przez ikonę człowiek staje się uczestnikiem spotkania, zostaje zaproszonym do wejść w emanujące z Chrystusa energie. To wszystko dokonuje się w przestrzeni wiary. Co zatem rozumiemy pod pojęciem przebóstwienia ? „Theosis oznacza osobiste spotkanie. Przebóstwienie jest wewnętrznym spotkaniem człowieka z Bogiem, w którym cały ludzki byt, można tak powiedzieć, jak w wylewie rzeki, napełnia się Bożą obecnością” (G. Florovsky). Komunia ta przekracza zarówno wymiar poznania intelektualnego, jak wymiar poznania zmysłowego i sprawia, że cały człowiek staje się uczestnikiem życia Bożego. Stąd można jak powie wielu teologów, zobaczyć Boga oczami „przemienionymi mocą Ducha”. Święty Jan z Damaszku napisze: „Przez Ducha Świętego poznajemy Chrystusa, Syna Bożego a przez Syna kontemplujemy Ojca”. Ikona zatem przedstawia Chrystusa, który ukazując się uczniom w swojej boskiej naturze, w jakimś sensie pozwolił im wejść na chwilę w kontemplację Trójcy Świętej. W ten sposób chrześcijanin staje się „Bogiem przez łaskę”. Dlatego św. Grzegorz Palamas podkreślał z taką pewnością: „Tych, którzy uczestniczą w energiach i działają w łączności z nimi, Bóg czyni przez łaskę bogami bez początku i bez końca”. Chrześcijanin zostaje zatem przeobrażony, iż może otrzymać zupełnie darmo stan różny od ludzkiej zdeterminowanej potrzebami natury.  Apostołowie w tamtej chwili, nie byli wstanie tego do końca tego procesu zrozumieć- to była inwazja innego świata, na ich zmysły. Dlatego na ikonie uczniowie spadają ze stromego szczytu góry, spotykają się z twardością ziemi, zasłaniają oczy. Oni wirują jakby w powietrzu, a na ich twarzach rysuje się ujmujące „przerażenie”, wymieszane z poczuciem fascynującej ciekawości. Dopiero po jakimś czasie uświadomią sobie, że to co było im dane przeżyć- było Świętem spotkania- Teofanią z objawiającym się tak bezpośrednio i namacalnie Bogiem. Zawołanie Piotra: „Dobrze, że tu jesteśmy”, wybrzmi z całą świadomością w paschalnej posłudze Kościoła- spowitego blaskiem poranka wielkanocnego. Jesteśmy również zaproszeni do kontemplowania tej światłości. Kończę to rozważanie słowami modlitwy Newmana: „Niech spojrzą i nie widzą już mnie, lecz tylko Jezusa. Pozostań ze mną, a wtedy zacznę świecić, jak Ty świecisz; tak świecić, aby być światłem dla innych, światło, Jezu, będzie całe od Ciebie, nie będzie nic mojego. To ty będziesz świecił na innych poprzez mnie.”

sobota, 24 lutego 2018


Mt 5, 43-48

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Słyszeliście, że powiedziano: „Będziesz miłował swego bliźniego”, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują...

Chrześcijaństwa nie można pogodzić z postawą bierności, stagnacji lub świętego spokoju. Jeżeli ludzie wierzący przestaną stawiać światu ważne pytania to wtedy skazani są na rozmycie się w obojętności i ślepym marszu w przeciwnym kierunku niż ten, którym powinni podążać. Szukanie…, przepychanie się przez tłum obojętnych i nieporuszonych niczym gapiów jest najważniejszym zadaniem uczniów Chrystusa. „Żyjemy w cywilizacji pustych słów, pustych obrazów- pisał O. Clement- w której wyolbrzymione potrzeby rozpalają żądzę, pieniądz kształtuje marzenia, a reklama zajmuje miejsce ascezy będącej dobrowolnym wyrzeczeniem się własnych potrzeb na rzecz dzielenia się, umożliwiającej wyzwolenie od namiętności i wsłuchanej w pokorne i demaskujące śmierć słowa życia, słowa zmartwychwstania”. Chrześcijanie wchodząc w sam środek pulsującej rzeczywistości mają doprowadzać do takich sytuacji, które pozwolą uobecnić się zakrzyczanym i przykrytym woalem obojętności wartościom. Postawić w centrum człowieka- pokazać głód jego duszy, wydobyć tęsknoty, odsłonić horyzonty. Zamiast socjologicznych i doraźnych ochłapów pozornej miłości, uobecnić twórczą miłość- która potrafić podnieść z kolan wylęknionych, ludzi o odmiennych przekonaniach i zrezygnowanych życiem ludzi. Sztuką nie jest kochanie tych których każdego dnia mijamy na chodniku i którzy są nam znani z widzenia lub odwzajemniają nasze gesty życzliwości. Prawdziwym sprawdzianem jest wyjść naprzeciw tych którzy nam źle życzą, przeklinają nas i zasiewają niepokój w naszych sercach. Czasami postawa agresji drugiego człowieka jest zakamuflowanym krzykiem o miłość, dostrzeżenie i troskę. Niektórzy nie potrafią inaczej jej artykułować. „Pokochać wroga- pisał J. Tołmaczew-  to najlepszy sposób, żeby uczynić go przyjacielem.” W miłości zawiera się kluczy otwierający drzwi do ludzkiego życia. Mamy mieć serca wypełnione współczującą miłością. Święty Izaak Syryjczyk zostawia nam mądrą radę: „Czystość serca, to miłość do słabych, którzy upadają,” lub „Jeżeli widzisz swego brata popełniającego zło, zarzuć mu ramiona płaszcz twojej miłości.”

czwartek, 22 lutego 2018


Mt 16,13-19

Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?” A oni odpowiedzieli: „Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków”. Jezus zapytał ich: „A wy za kogo Mnie uważacie?” Odpowiedział Szymon Piotr: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”...

Przywykliśmy już do tego wyznania Piotra. Wszystko wydaje się tak niezwykle wyraźne i oczywiste, iż umyka sprzed naszych oczu cała wewnętrzna szamotanina prowadząca do tak poważnego i brzemiennego w skutkach świadectwa. Piotr w imieniu dwunastu- będącego jeszcze w zarodku Kościoła (ziarna)- uznaje bóstwo Chrystusowe. „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego.” W uszach Żydów tak śmiała deklaracja mogła trącić bluźnierstwem. Piotr ma odwagę wyjść przed innych- jego serce zostaje poruszone palcem Ducha Świętego. Nie potrzeba mu i jego towarzyszom dowodów; oni wszyscy doświadczyli uśmierzenia burzy i wielu cudownych potwierdzeń. Nie mogą już powiedzieć inaczej jak tylko: „Prawdziwie jesteś Synem Bożym” (14,33). Dla tej grupki prostych rybaków i zagarniętych w przygodę wiary śmiałków, nie ma poza Nim innego Mesjasza. Aramejskie słowo mesziha tłumaczy się jako „namaszczony, pomazaniec Pana.”Jego grecki odpowiednik brzmi christos, co przyjęliśmy w formie Chrystus. W tym wyznaniu apostoła zawiera się ciągle nasze, nigdy niegasnące wyznanie wiary w Tego, którego królewskie namaszczenie otrzymaliśmy w czasie chrztu świętego. Pytanie powracające każdego dnia, szczególnie wtedy kiedy świat próbuje nas wstawić w dylematy zwątpienia i niewiary. Wiara to nieustanna konieczność potwierdzania, niegasnący żar podtrzymywany w kruchym glinianym naczyniu serca. „Usłyszenie umiłowanego imienia- powie Ch. Yannaras- jest natychmiastową świadomością, bezwymiarową bliskością obecności. To nasze życie całkowicie przekształca się w relację z Nim.” Chrześcijaństwo żyjące w Chrystusie i przez Chrystusa, czerpiące z Ewangelii Życia może być jedyną alternatywą dla wszystkich utopii i nieprzerwanego do tej pory pasma ludzkich zaprzeczeń. Bez tego wyznania nie ma uchrystusowienia- teoforyczności- rozświetlania zaciemnionego przez grzech świata. Miał rację Bernanos: „Wielkim nieszczęściem, wielką biedą naszego czasu nie jest to, że istnieją bezbożni, lecz ze są przeciętni chrześcijanie.” Człowiek jest zawsze miejscem wyznania wiary !

środa, 21 lutego 2018


Ps 51 

Stwórz, Boże, we mnie serce czyste
i odnów we mnie moc ducha.
Nie odrzucaj mnie od swego oblicza
i nie odbieraj mi świętego ducha swego.

Słowa Psalmisty wyrażają najgłębsze pragnienie człowieka- osiągnięcie stanu wewnętrznego spokoju i odnowy, która nie jest tylko ascetyczną profilaktyką, lecz prowadzi do spotkania z Miłością. W tym szczególnym czasie Bóg wyprowadza wierzących nas pustynię, tak jak u Ozeasza wyprowadził niewierną niewiastę i mówił do jej serca. Posługując się praktyczną mądrością Ewagriusza z Pontu, trzeba usunąć duchowy brud stanowiący brzemię dla duszy i umysłu. Na pustyni musi dokonać się walka, zmaganie, oczyszczenie prowadzące do całkowitego przeobrażenia serca. „Walka duchowa- słusznie zauważył A. Rimbaud- jest cięższa niż bitwa między ludźmi.” Zanim ukształtuje się w nas „nowy człowiek,” ten stary musi przejść przez nieprawdopodobny wysiłek, często połączony z oczyszczającym z brudu grzechu płaczem. Chrześcijanie nie są sfrustrowanymi fascynatami niemożliwej do osiągnięcia świętości, jakby chciał tego J. P. Sartr, czy zbuntowanymi niewolnikami trzymanymi na smyczy- jak sądził F. Nietzsche. W chrześcijaństwie istnieje fascynująca wolność; przestrzeń spotkania i przemiany, która z niewolników czyni istoty autentycznie wolne- więcej przebóstwione. „Znalezienie w Bogu tego, co absolutnie upragnione, i złożenie tam swego serca odsłaniają zdumiewającą bliskość Boga. I rzeczywiście, ponad etyką niewolników i najemników Ewangelia umieszcza etykę przyjaciół Boga”(P.Evdokimov).  To, ci którzy przeszli przez pustynię skruchy i dostąpili światła promiennej Paschy Zbawiciela. „Nie jesteśmy z tego świata, ale jesteśmy w świecie”- aby go przemieniać siłą miłości. Serce dotknięte Bożym palcem, nie może inaczej jak tylko kochać ! Zatem asceza jest twórczą odpowiedzią miłości- prowadzącą do oczyszczenia w ogniu Ducha Świętego. Kończę to rozważanie pełnymi skruchy słowami św. Izaaka Syryjczyka: „Nie mam odwagi, żeby Ciebie poszukiwać, brak mi ducha pokuty, brak też miłości... Nie mam łez, żeby do Ciebie się modlić. Duch mój pogrążony jest w mroku, serce skuł lód, nie wiem jak ogrzać je łzami miłości do Ciebie. Ale Ty, Panie, Boże mój, Jezus Chryste, daj mi łaskę pokuty, potrząśnij mym sercem, abym całą duszą poszukiwał Ciebie, bez Ciebie bowiem nie istnieję...”

wtorek, 20 lutego 2018


 Mt 6, 7-15

Jezus powiedział do swoich uczniów: Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci Twoje imię! Niech przyjdzie Twoje królestwo; niech Twoja wola się spełnia na ziemi, tak jak w niebie. Naszego chleba powszedniego daj nam dzisiaj; i przebacz nam nasze winy, tak jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili; i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego. Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, Ojciec wasz nie przebaczy wam także waszych przewinień».

Człowiek wierzący w tym skarbcu modlitewnego westchnienia odczytuje historię Boga, który rozpościera swoje dłonie i tuli z czułością świat. „Modlitwa- jak pisze M. Sahdona- jest wszechmocna, jak Bóg... Modlitwa to Bóg pośród ludzi.” W odpowiedzi na to, człowiek rozpościera ku górze dłonie- niczym orant- wznosząc siebie ku Niebu. Wchodzimy w głębię modlitwy w takim momencie, kiedy zamiast myśleć o Bogu odległym, niedostępnym, stajemy pełni małości i bezgranicznego zaufania naprzeciw Taty. „Ojcze nasz, która wyrasta z Jezusowego westchnienia Abba, boska Mądrość złączyła w jedno to, co boskie z tym, co ludzkie. To pierwsze słowa wiary i dziecięcego westchnienia które przekazali mi rodzice. Zawiera się w tym lapidarnym tekście chrześcijańskie shema- nigdy nie zapomnij o miłości Ojca, o Jego pełnym miłosierdzia sercu i spojrzeniu. „Modlitwa Pańska- powie Tertulian- jest rzeczywiście streszczeniem całej Ewangelii.” W niej utrwala się piękno ojcowskiej troski i synowskiego zawierzenia. Chyba nie ma takiego chrześcijanina który nie potrafiłby w sposób spontaniczny odmówić tej modlitwy; ona wyryła się w sercu liturgicznej wspólnoty niczym najpiękniejsza sentencja utrwalona w bloku kamienia. Abba zawsze rozmiękcza serce Kościoła, kiedy staje się być ciasny, hermetyczny, opróżniony z wrażliwego i pełnego miłości spojrzenia na człowieka. „Dlaczego mówimy Modlitwę Pańską, nim przyjmiemy Ciało i Krew Chrystusa- pytał w jednym z kazań św. Augustyn- Bo jeżeli w skutek ludzkiej słabości myśl nasza skierowała się ku temu, co niewłaściwe, jeżeli język nasz wypowiedział coś, czego wypowiedzieć nie należało, jeśli oko nasze spojrzało na coś, na co nie wypadało spojrzeć, jeśli ucho nasze usłyszało pochlebstwo, którego nie powinno słyszeć, jeżeli więc coś takiego popełniliśmy dzięki pokusie tego świata, i ze słabości życia ludzkiego, to wszystko to zostaje zmazane przez Modlitwę Pańską, w której mówimy: „I odpuść nam nasze winy.”

poniedziałek, 19 lutego 2018


Mt 25, 31-46

 Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich  najmniejszych, Mnie uczyniliście”...

Eschatologia zajmuje pierwszorzędne miejsce w teologii chrześcijaństwa i jego lex credendi. To, co jest naszym wyobrażeniem przyszłości jest silnie zespolone z tym, co przeżywamy na ziemi. Na ziemi wszystko jest obrazem i cieniem tego, co dzieje się w Niebie. Myślę, że największym- ziemskim ideałem- jest pragnienie, aby Kościół stawał się miejscem uobecnionej miłości i dobra; tak indywidualnego jak również wspólnotowego. „Miłość bliźniego- pisał W. Łosski- będzie przejawem zdobycia prawdziwej miłości Bożej.” To, co dokonuje się w relacjach międzyludzkich będzie miało swoje głębokie odzwierciedlenie po drugiej stronie. W ten sposób Kościół ziemski wienien się ukazać w wiecznej chwale jako Królestwo miłości i pokoju. Dlatego autentyczna miłość będzie przechylać szalę Boskiej sprawiedliwości ku pełni życia. Będziemy sądzeni z miłości ! „Ratuj innych, jeśli chcesz się zbawić; rozdawaj innym krótkotrwałe szczęście, jeśli chcesz rozkoszować się szczęściem wiecznym; użyczaj innym dóbr ziemskich, jeśli chcesz karmić się dobrami niebieskimi” (R. Putiatin). Jedynym argumentem w oczach Sędziego będzie nasza twarz spowita światłem dobrze zrealizowanego człowieczeństwa i miłość od której będą się uchylały drzwi Raju. „Postępowanie wobec innych stanowić będzie kryterium oceny ludzkiego życia na sądzie ostatecznym... Każdy ujrzy swoje życie w innym, pełniejszym świetle. Wtedy dopiero objawi się w pełni realizm utożsamienia Sędziego i Króla z każdym człowiekiem. Będzie to eschatologiczna weryfikacja tego, co za życia ziemskiego było treścią wiary i nadziei... Każdy osądzi swoje własne życie w obliczu najwyższej Prawdy, Dobra i Piękna” (W. Hryniewicz). Stąd całe nasze obecne życie jest rozszczelnieniem własnego serca, aby udzieliła się miłość w całej rozpiętości twórczego i przeobrażającego działania. Nie można zlekceważyć słów Chrystusa, są one przestrogą i zachętą do zastanowienia się nad własnym życiem oraz postępowaniem. Nie zbawiam się sam, za mną i przede mną podążają jeszcze inni. Nie można ich stracić z perspektywy wzroku. „Mamy mieć serce braterskie dla naszych bliźnich, ponieważ Bóg ma serce ojcowskie dla nas wszystkich.” Ostatnim argumentem rozstrzygającym o naszym być lub nie być, jest zdolność do miłowania.

niedziela, 18 lutego 2018


Mk 1, 12-15

Duch wyprowadził Jezusa na pustynię. A przebywał na pustyni czterdzieści dni, kuszony przez Szatana, i był ze zwierzętami, aniołowie zaś Mu służyli. Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: «Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!»

Ewangelia przenosi nas na pustynię, jesteśmy świadkami pierwszego i niezwykle ważnego pojedynku Chrystusa z diabłem. Obecność Pana na pustyni jest szczególnie wymowna; wejście w historię zbawienia swego ludu. Ta historia rozpoczyna się od wyjścia z Egiptu i czterdziestu lat poruszania się po pustyni. W centrum tych wydarzeń odkrywamy czterdzieści dni pobytu Mojżesza na górze- dni przebywania twarzą w twarz z Bogiem, dni postu- bycia poza wspólnotą, w samotności obłoku, u szczytu góry, wychylając się ku Źródłu Obecności. Czterdzieści dni spotykamy również w życiu Eliasza, który- prześladowany przez Achaba- przez czterdzieści dni przemierza pustynię i tak powraca do miejsca zawarcia Przymierza, do głosu Boga; pojawia się na początku historii zbawienia. W tę panoramę wędrówki i zmagania wpisuje się również nasza droga. Pustynia nie jest miejscem turystycznej włóczęgi, czy egzaltacji- to miejsce duchowej walki, mocowania się ze sobą i z przeciwnikiem naszej duszy. Pustynia to środowisko naszego życia, codzienność przemierzana w pocie czoła i z oczami w których można wyczytać osobiste napięcia i troski. Na pustynię wychodzi się po to, aby wiarę pozbawić bałwochwalstwa, serce opróżnić z egoizmu- dostrzec własne grzechy i opłakiwać je. Atanazy Wielki pisał: „Umiłujmy post, bowiem post jest wielką ochroną, wraz z modlitwą i jałmużną. To one wyzwalają człowieka od śmierci. Jak Adam został wygnany z raju za to, że zjadł i przez to wyrzekł się wiary, tak każdy, kto chce, wchodzi do raju przez post i wiarę”. Pustynia jest miejscem wycofania się od wszystkiego, konfrontacji z tym, co uniemożliwia dalsze wędrowanie w kierunku Boga. Święty Izaak Syryjczyk opowiada, że trzeba wyruszyć odważnie w nieznane- szukać i wołać o dar przeobrażającej serce miłości: „Niech Duch Twój, oddany przez Ciebie na krzyżu w ręce Ojca, w miłosierdziu swym doprowadzi mnie do Ciebie. Nie ma odwagi, żeby Ciebie poszukiwać, brak mi ducha pokuty, brak też miłości… Ale Ty, Panie, Boże mój, Jezus Chryste, daj mi łaskę pokuty, potrząśnij mym sercem, abym całą duszą poszukiwał Ciebie, bez Ciebie bowiem nie istnieję…” Na pustyni można zajrzeć w głąb samego siebie, zobaczyć to wszystko co potrzebuje uzdrowienia i ocalenia. W tej duchowej bezsilności możemy zdać się jedynie na Boga. Nie jesteśmy wstanie nie doświadczyć trzech pokus, które stały się doświadczeniem Mistrza. Ilu dzisiaj współczesnych ludzi słyszy ten sam podszept złego ducha. Chcesz rozwiązać problemy ekonomiczne świata; przemienić kamienie w chleb- nakarmić rzesze, to daj mi tylko swoją wolność. Czy tak właśnie nie oskarżał chrześcijaństwa ateistyczny socjalizm ? Wypominał chrześcijaństwu to, że nie uczyniło ludzi szczęśliwymi, nie dało im spokoju, nie nakarmiło ich. Wielki Inkwizytor z powieści Dostojewskiego mówił, że „człowiek szuka nie tyle Boga, ile cudu”. Ilu to karmiło się chlebem rozdawanym przez ręce Kościoła. Najedli się do sytości i poszli swoją drogą. W taką pułapkę próbował wciągnąć demon Chrystusa, a teraz mami tym krótkowzrocznych i chorujących na materializm ludzi. Odpowiedź Pana jest prosta i radykalna: „Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych”- wskazując prymat ducha nad materią. Nie chodzi tu o powszechną i pozbawiającą problemów świata dystrybucję dóbr. „Pokusy zostały odrzucone przez Chrystusa- mówił Bierdiajew- w imię wolności ludzkiego ducha. Chrystus nie chciał by duch ludzki był zniewolony przez chleb, cud i ziemskie królestwo… Tajemnica chrześcijańskiej wolności jest tajemnicą Golgoty, tajemnicą Ukrzyżowania. Prawda ukrzyżowana nikogo nie zmusza. Można ją dobrowolnie przyjąć. Prawda ukrzyżowana zwrócona jest do wolności ducha ludzkiego”. Dzięki pokornemu przemierzaniu pustyni z Chrystusem, chrześcijaństwo uczy się wewnętrznej wolności opartej na zaufaniu; odkrywa przemieniającą radość, odnajduje najcenniejszy dar- miłość samego Boga. Po zmierzeniu z pustynią, chrześcijanin staje się gwałtownikiem zwalczającym zło w swoim wnętrzu, a jego „serce oczyszczone staje się wewnętrznym niebem”.

sobota, 17 lutego 2018


„Albowiem w Tobie jest źródło życia i w Twej światłości oglądamy światłość”(Ps 36, 10)

W historii Kościoła tylko dwóch artystów zostało wyniesionych do chwały ołtarzy- na Zachodzie bł. Fra Angelico (Giovanni da Fiesole 1387- 1455), zaś na Wschodzie św. Andriej Rublov (ok. 1360- 1430). Ten pierwszy malował świat wiecznej szczęśliwości zbawionych w niebie, a drugi wyrastający z tradycji bizantyjsko- ruskiej odtwarzał świat przebóstwiony świetlistością Przemienionego Chrystusa. „Droga przebóstwienia jest więc drogą ku Pięknu”- pisał M.I. Rupnik. W tych dwóch wielkich artystach po raz ostatni chrześcijaństwo przeżywało wspólną drogę wiary; choć ci dwaj osobiście się nie znali i pewnie nie mieli okazji się nigdy spotkać, to łączyła ich nić mistycznej- artystycznej drogi odkrywania wiecznego Piękna jako teologicznej wizji utrwalonej w obrazie. „Sztuka może być odkupieniem grzechu”- twierdził M. Bierdiajew.  Dotykamy w tym miejscu teologii sztuki, tak bardzo namacalnej i doprowadzonej do wyżyn artystycznego geniuszu. Jutro w kalendarzu liturgicznym Kościoła zachodniego pojawia się wspomnienie bł. Fra Angelico. To jeden z moich ulubionych artystów i sprawdzonych orędowników. Kościół zaliczył go w poczet błogosławionych, współcześni już za życia nadali mu przydomek brata anielskiego. Pochodził z pięknej i urodzajnej doliny, dziesięć lat spędził w Umbrii, gdzie dość twórczo działał św. Franciszek. Choć był dominikaninem, w jego sztuce odzwierciedla się prostota i delikatność ducha franciszkańskiego; dziecięca i niczym nie zmącona fascynacja człowiekiem i naturą. Łączył w swoim malarstwie intelektualizm św. Dominika z umiłowaniem biedy i pokorą Ojca Serafickiego. Dokonał harmonijnego jednania średniowiecznego poczucia świętości z renesansową fascynacją światem zewnętrznym. Opowiadał pędzlem o urokliwych i fascynujących zakątkach Raju. „Był żarliwym chrześcijaninem, ze skłonnościami do mistycyzmu. Mówił, że obcował z Chrystusem i przystępował do pracy jedynie w stanie łaski... Jest malarzem raju i jego szczęśliwości... Wstąpiwszy w dwudziestym roku życia do zakonu dominikanów, zdobył sobie szybko uznanie nie tylko w swym klasztorze, ale w całych środkowych Włoszech. Przez osiemnaście lat przebywał w Fiesole i z tego okresu pochodzą takie sławne obrazy jak dwie Koronacje Marii i Sąd Ostateczny. Maluje również freski w katedrze w Orvieto, a we Florencji pokrywa freskami cele dwóch pięter, krużganki, kapitularz i kościół w klasztorze San Marco. Do najbardziej znanych spośród tych należy Zwiastowanie Marii,  w którym zastosował dość już rozwiniętą perspektywę malarską” (A. Ligocki). Nikt inny jak Fra Angelico nie oddał równie wzruszająco szczęścia zbawionych, których witają w przenikniętym świetlistością świecie anioły utkane z różów, jasnych błękitów. Przestrzenie w jego malowidłach są ukwiecone wielkanocna radością ze spotkania z żywym i obwieszczającym światu miłość Chrystusem. Posługując się myślą Pseudo-Dionizego Areopagity, artysta za pomocą świetlistych barw odtwarza „Boga przekraczającego samego siebie” do którego „zbliżamy się badając Jego nieobecność.” Dostrzegamy to zdumienie w rozpoznaniu Marii Magdaleny „Nolli me tangere”- gdzie idyliczny świat z poruszającym się zwiewnie Chrystusem, staje się dla niej Epifanią. Wrażliwe oczy serca są wstanie wychwycić „niematerialne światło, które przemienia ciała i stanowi antycypację zmartwychwstania” (J. Seer). To sztuka na wskroś paschalna- zrodzona z kontemplacji Krzyża i pocałunku złożonego na chwalebnych ranach Odkupiciela.

piątek, 16 lutego 2018


Ps 51  

Zmiłuj się nade mną, Boże, w łaskawości swojej,
w ogromie swej litości zgładź moją nieprawość.
Obmyj mnie zupełnie z mojej winy
i oczyść mnie z grzechu mojego.

Miserere- modlitwa pokajania rozrywająca uciemiężone i zdruzgotane grzechem serce człowieka. „Czy sądzicie, że Bóg usłyszy waszą modlitwę, której wy sami nie słyszycie ?” (św. Filaret z Moskwy). Modlitwa utkana ze słów bezradności; rozedrgane wnętrze zranionego przez grzech stworzenia, wyrywające się ku przebaczającej Miłości. „Nie wielomówstwo, lecz tylko czystość serca i łzy skruchy zasługują w oczach Boga na wysłuchanie”- zanotował w swoich Regułach św. Benedykt. W tym szczególnym czasie pokajania chcemy udać się z Chrystusem na pustynię i wejść w modlitwę, aby niczym deszcz zrosiła pustynię naszego serca. Ten dialog ma prowadzić do uzyskania wewnętrznego pokoju. Autentyczny i pełen wewnętrznego zaangażowania dialog z Bogiem powinien prowadzić do „oddalenia od siebie ducha lenistwa, przygnębienia i pustosłowia” (św. Efrem Syryjczyk). Modlitwa ma skruszyć to, co skamieniałe i uczynić je miejscem ocalenia, miłości i świetlistości. Zwieńczeniem modlitwy winna być zewnętrzna postawa obfitująca w czyny miłości. „Ileż chwil bierności, nieuwagi, może stać się chwilami modlitwy- pisał O. Clement- tak byśmy się stali czujni, obecni dla istot i rzeczy... Można nawet ofiarować wyczerpanie, które nie pozwala się modlić, nawet niemożność modlenia się.” Najdrobniejszy szczegół życia- praca, odpoczynek, zmęczenie- wszystko staje się wyartykułowanym i najpiękniejszym sensem życia wiary. „Bez modlitwy wszystkie cnoty są jak drzewa bez ziemi- przekonywał o. Spirydon- modlitwa jest glebą, która pozwala wzrastać wszelkim cnotom... Uczeń Jezusa musi żyć jedynie przez Chrystusa. Kiedy umiłuje Chrystusa aż do tego stopnia, nieodzownie kochać będzie wszystkie stworzenia Boże... Kiedy zacząłem kochać Boga, w tej miłości Boga odnalazłem mojego bliźniego.” Modlitwa podnosi świat z bezdechu, egoizmu, narcyzmu, samostanowienia o sobie. Modlitwa naprawia świat z zepsucia- czyniąc go miejscem przeistoczonym- dotkniętym miłosnym muśnięciem Ducha Świętego.   

czwartek, 15 lutego 2018


Łk 9,22-25

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Potem mówił do wszystkich: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie ?”

Już na samym początku wielkopostnej drogi nawrócenia, staje przed nami konieczność przyjęcia krzyża. Nie ma chrześcijaństwa bez krzyża. „Słowo Krzyża tym, którzy giną, jest głupstwem” (1Kor 1,18)- napomina św. Paweł. To nic innego jak skandal. Ludzie którzy odkryli duchowy sens- filozofię cierpienia i światłości- mogą o tym zaświadczyć bez lęku. „Świat to pustynia, na której jest tylko Chrystus, jedyny i prawdziwy skarb. Wszystko inne oprócz Niego- to mrok i cień” (św. Tichon Zadoński). W mądrości Krzyża jest coś o wiele głębszego i jak najbardziej pozytywnego; to największe utożsamienie z Ukrzyżowaną Miłością ! Słowo Krzyża jest głupstwem dla tych, którzy giną, ale dla tych, którzy zbawienia dostępują „jest mocą Bożą”. Dzisiaj świat ze swoją destrukcyjną mądrością, krzykiem demona przygniecionego ciężarem drzewa łaski, będzie rozbrzmiewał: „Nie chcemy, żeby ten- Ukrzyżowany- królował nad nami” (Łk 19,14). W opozycji do tej demonicznej i nienawistnej postawy wobec krzyża, chrześcijanie w sposób najgłębszy utożsamiali się z tym Znakiem zwycięstwa. Dlatego na ścianach katakumb ukazywano chrześcijan jako orantów; dłonie szeroko rozpostarte – na wzór swojego Mistrza- Triumfującego Baranka. Kościół to zasadzone w glebie świętości drzewa- wiecznie świeże i młode. „Do Kościoła wszedł Chrystus, został ukrzyżowany i zmartwychwstał. Wskutek tego, wszystko stało się nowe”- pisał M. Bierdiajew. Chrześcijanin z krzyżem na ramionach staje się przemienionym stworzeniem. W czasie Wielkiego Postu, będziemy mieli okazję częściej spoglądać na krzyż, wcale nie chodzi tu o religijny sentymentalizm, emocjonalne wzruszenia…, czy pełne pasji przeżywanie drogi krzyżowej. Trzeba dźwignąć ciężar krzyża, poczuć jego chropowatość, musi sprawić ból…, aby mógł stać się narzędziem naszego zbawienia: „Pośrodku ziemi uczyniłeś zbawienie- obwieszcza Kanon Pokutny św. Andrzeja z Krety- Miłosierny, abyśmy zostali zbawieni. Dobrowolnie zostałeś ukrzyżowany na drzewie, otwiera się zamknięty Eden, niebieskie i ziemskie stworzenia, i wszystkie zbawione ludy kłaniają się Tobie.”

środa, 14 lutego 2018


Jl 2, 12-18

Tak mówi Pan: «Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem, przez post i płacz, i lament». Rozdzierajcie jednak serca wasze, a nie szaty! Nawróćcie się do Pana, Boga waszego! On bowiem jest litościwy, miłosierny, nieskory do gniewu i bogaty w łaskę, a lituje się nad niedolą...

Za każdym razem przeżywam okres Wielkiego Postu inaczej- nie wiem czy intensywniej, przede wszystkim uważnie badając swoje wnętrze. Tego czasu nie można odmierzać kalendarzem, trzeba go przeżywać rytmem serca i wyczekiwaniem blasku Paschy. „Człowiek nie potrzebuje dodatkowego cierpiętnictwa, które mogłoby niepotrzebnie go złamać. Umartwienie będzie polegało na wyzwoleniu z wszelkiej potrzeby dopingu: szybkości, hałasu, środków pobudzających czy alkoholu. Ascezą będzie raczej narzucony odpoczynek, okresowa i regularna dyscyplina spokoju i milczenia, w której człowiek odnajduje zdolność zatrzymania się, aby się modlić i kontemplować, nawet pośród wszystkich hałasów świata. Postem będzie rezygnowanie z nadmiaru, dzielenie się z ubogimi, pogodna równowaga” (P. Evdokimov). Najważniejsza jest skrucha prowadząca do nawrócenia, przeobrażenia życia- metanoia. W tym duchowym i cielesnym zmaganiu najważniejsza okazuje się wola podjęcia ascezy- ćwiczeń, które mają skoncentrować na Bogu, przy jednoczesnym odejściu od siebie i własnych pragnień. „Ten świat- mówił św. Izaak Syryjczyk- nie jest światem Bożym, lecz złudzeniem ludzi, i powszechnie obejmuje oraz wyraża różne popędy, które nazywają się namiętnościami.” W szerokim pojęciu teologii życia wewnętrznego- namiętności- odciągają człowieka od postawy zdumienia, adoracji, która jest naturalną sferą wewnętrznego piękna człowieka. Wiekopostna droga przemiany wiedzie ku szczęściu odkrywanym w twarzy Ukrzyżowanego i wchodzącego w światłość zmartwychwstania Chrystusa. Człowiek od bycia „idolatrią samego siebie” przechodzi do bycia „nowym stworzeniem,” zrodzonym w charyzmatycznych łzach nowego chrztu. Łzy nade wszystko są łzami pokuty, rodzą się „z wielkiej pokory.” Zaczynam widzieć siebie wyraźniej, jako grzesznika któremu Zbawiciel położył na oczy lekarstwo błota. Wtedy zaczynam myśleć o sobie jak o celniku wołającym: „Panie, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem.” Widzę siebie w twarzy i emocjach kobiety pochwyconej na cudzołóstwie, którą chciano ukamienować ponieważ nikt inny- poza Chrystusem nie okazał się zdolnym do przebaczającej miłości. Idąc tropem ewangelicznych opowieści uczę się postrzegania siebie jako stworzenia wchodzącego w ramiona śmierci z których to uratuje mnie mój Wybawca. W ten sposób pamięć o śmierci, osamotnieniu i lęku, przemienia się w pamięć o miłosiernym Bogu Przyjacielu człowieka. Odkrywam darmową miłość grzesznika- szczęście odnalezionej i opatrzonej miłością Pasterza owieczki. Z faktu bycia odnalezionym i uspokojonym przez spojrzenie Boga, przychodzi postawa modlitewnego uwielbienia- wdzięczności za darmową miłość. „Tam gdzie modlitwa i dziękczynienie, tam przychodzi łaska Ducha Świętego, stamtąd przepędza wszystkie demony, a wszystkie wrogie siły odstępują i uciekają. Moc modlitwy zawsze jest wielka, a jeśli modlitwa łączy się z postem, to czyni duszę jeszcze silniejszą”- twierdził św. Jan Chryzostom. Wszystkie te wysiłki wiodą ku jednemu celowi- odnowieniu życia i wejściu w przeobrażającą moc wielkanocnego triumfu Chrystusa.

wtorek, 13 lutego 2018


Mk 8, 14-21

Uczniowie Jezusa zapomnieli zabrać chleby i tylko jeden chleb mieli z sobą w łodzi. Wtedy im przykazał: Uważajcie, strzeżcie się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda!» A oni zaczęli rozprawiać między sobą o tym, że nie mają chlebów. Jezus zauważył to i rzekł do nich: «Czemu rozprawiacie o tym, że nie macie chlebów?... Nie pamiętacie, ile zebraliście koszów pełnych ułomków, kiedy połamałem pięć chlebów dla pięciu tysięcy?» Odpowiedzieli Mu: «Dwanaście». «A kiedy połamałem siedem chlebów dla czterech tysięcy, ile zebraliście koszów pełnych ułomków?» Odpowiedzieli: «Siedem».

Chrześcijanie każdego dnia są karmieni przy ołtarzu Pana, a tak wielu narzeka że są głodni- nienasyceni. To smutne, iż nie potrafią dostrzec największego cudu jakim jest przeistoczenie- sakramentalna obecność Boga. Eucharystia jest prawdziwym pokarmem serca ! „Dla niewierzących pusty ołtarz w wnętrzu zimnego kościoła jest niczym porzucony w środku pustyni samotny kamień- pisała mniszka M. P. Jegou- Dla ochrzczonych jest to góra Horeb, na której w czasie Świętych Misteriów „dzięki litości serdecznej naszego Boga. Przez nią nawiedzi nas Słońce Wschodzące z wysoka, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają, aby nasze kroki zwrócić na drogę pokoju.” Chyba nie można wypowiedzieć piękniej teologicznej obecności Tego, który rozdaje siebie w najbardziej kruchej materii świata. Promieniowanie Miłości w bezsensowności ludzkiego zwątpienia i odrzucenia. Zawsze dogłębnie porusza mnie eucharystyczne świadectwo V. Gheorgiu. Opowiadał o ludziach wychodzących z cerkwi po Boskiej Liturgii: „Kiedy wychodzili z kościoła, niosąc pod dachami swoich dusz Boga, byli piękni, wspaniali, szlachetni. Nigdy nie widziałem skóry czy ciała piękniejszego niż na twarzach tych theophores, ludzi, którzy nieśli w sobie olśniewające światło Boga. Ich ciała były przebóstwione i sprawiały wrażenie, że nie posiadają już ciężaru, ani objętości, tak przemienione były światłem Ducha Bożego.” Nakarmieni ułomkami Bożej Miłości !

poniedziałek, 12 lutego 2018


Mk 8, 11-13

Faryzeusze zaczęli rozprawiać z Jezusem, a chcąc wystawić Go na próbę, domagali się od Niego znaku. On zaś westchnął w głębi duszy i rzekł: «Czemu to plemię domaga się znaku? Zaprawdę, powiadam wam: żaden znak nie będzie dany temu plemieniu». A zostawiwszy ich, wsiadł z powrotem do łodzi i odpłynął na drugą stronę.

W Ewangelii wiele razy mamy do czynienia z sytuacją kiedy ktoś próbuje na Jezusie wymusić znak- potwierdzenie. Czy w dzisiejszej rzeczywistości, pełnej powątpiewania i pragmatycznego myślenia nie brakuje takich, którzy oczekują na potwierdzenia ? Nie chcą uwierzyć, lecz pragną wiedzieć; nabyć informację bez większego trudu ! „Bóg jest tajemnicą ponad wszelkie zrozumienie” (św. Grzegorz z Nyssy). Ludzie wierzący doskonale zdają sobie sprawę, że tajemnicy obecności Boga, wiary i głębi życia duchowego, nie wyjaśni poznanie dyskursywno- pojęciowe, czy dostrzegalny dowód od tak. Oczekiwanie na znak, przebiega przez głębiny serca człowieka- tam dokonują się cudowne poruszenia, które przefiltrowane w pokorze czasu stają się czytelnym przesłaniem Boga. To oczy serca muszą otworzyć się na Bożą Światłość. Serce jest oświecone, a dzięki niemu cały człowiek. „Należy zstąpić z mózgu do serca. Obecnie- mówił św. Teofan Pustelnik- posiadacie jedynie rozumowe refleksje na temat Boga, ale sam Bóg znajduje się na zewnątrz.” Szukanie potwierdzeń wydaje się zbyteczne, nieszczere i zdradliwe; to poruszanie się po omacku. Istnienie Boga jest zawsze jednak tajemnicą, w którą włączony jest człowiek. To przybliżanie- dla miłości, nie próżnego zaspokojenia racjonalnej ciekawości, powinno dokonać się na drodze modlitewnego pragnienia. Poznanie Boga musi zakładać dar wiary- pragnienia, którego wielu niecierpliwych poszukiwaczy nie posiada. Potwierdzeniem tego są gorzkie słowa Sartra: „Do niczego nie dochodzę, moja myśl nie pozwala mi zbudować niczego konkretnego.” W tym kontekście zrozumiałe się wydają słowa św. Augustyna: „Ateizm jest szaleństwem dotykającym niewielu.” Przesłanie jest proste: aby wiedzieć, trzeba wierzyć ! Owszem, chrześcijaństwo potrzebuje intelektualnego dyskursu ze światem, ale nie po to aby bronić obecności własnego Boga, dla siebie samych. Ateiści i racjonalni sceptycy też są potrzebni chrześcijaństwu, jako filtr „aby wiara w Boga nie uległa zepsuciu” (S. Weil), zdaniem tej filozofki takie ruchy oczyszczają ideę Boga z anachronicznego, zakurzonego kontekstu społecznego i teologicznego, podnosząc poprzeczkę samym wierzącym, zapraszając ich do geniuszu świętości przekraczającej przeciętność i marazm. „Tylko życie osobiste, i tylko ono jest zwierciadłem, w którym odbija się nieskończoność”- pisał G. Marcel. Tylko życie człowieka zatrzymuje ślady przechadzającego się Boga; czyniąc Go bliższym i dostępnym. Kończę to rozważanie kapitalnym stwierdzeniem św. Ireneusza z Lyonu: „Nawet w przyszłym wieku Bóg zawsze będzie miał nowe rzeczy do nauczania, a my zawsze będziemy mieli nowe rzeczy do nauki.” Wiara otwiera oczy na znak !

niedziela, 11 lutego 2018


Mk 1, 40-45

Pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadłszy na kolana, prosił Go: «Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić». A Jezus, zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: «Chcę, bądź oczyszczony!» Zaraz trąd go opuścił, i został oczyszczony...

Spróbujmy się choć przez chwilę postawić w sytuacji człowieka trędowatego. Taki człowiek jest niechciany, wyganiany, izolowany w społecznym getcie- skazany na niebyt. Trędowaty czyni nieczystymi nie tylko kontaktujące się z nim osoby, lecz również przedmioty, które dotyka, i domy które nawiedza. Wszędzie gdzie się pojawia rozsiewa niechciany odór choroby i przedłużającej się w czasie śmierci. Święty Jan Chryzostom przypominał: „Boski lekarz nie uzdrawia nas wbrew nam samym.” Dlatego nieodzowne jest wyjście ku Bogu z wiarą i nadzieją. Dlatego święty Augustyn na kartach Wyznań stając jako chory z powodu grzechu, wyznał: „Mógłbym uleczyć się przez wiarę... Bóg przychodzi z pomocą tym, którzy pragną się leczyć, dając im wiarę.” Nieczysty człowiek nosi w sobie wiarę i tlące światło nadziei na przemianę swojej dramatycznej sytuacji. Miał rację Pascal: „poza Chrystusem nie wiemy, ani co to nasze życie, ani nasza śmierć, ani Bóg, ani my sami.” Dla Chrystusa człowiek nigdy nie jest obojętny, czy skazany na cierpienie i porzucenie. „Zdjęty litością”- tak Ewangelista rysuje doznane przez Mistrza uczucie. Poruszony i współczujący, czyni liturgię miłosierdzia- udziela życia wskazując tym samym, że w Nim nic nie jest obumarłe lecz żywe. „Jezus nie staje się nieczysty, przeciwnie- przekazuje trędowatemu własną świętość” (J. Radermakers). Człowiek odzyskuje zdrowie; od tej pory może spojrzeć ludziom w twarz. Czuła miłość Boga. W tym kryje się największa nadzieja dla wszystkich dotkniętych cierpieniem, chorobą, wykluczeniem... Bóg nie pragnie cierpienia i nikogo nim nie obarcza; potrafi jedynie kochać i współcierpieć. Jego współuczestniczenie w cierpieniu człowieka dokonuje się milcząco, w tym zawiera się paradoksalnie największe Boże współczucie. Nadzieja na zbawienie nigdy nie zostaje pogrzebana pod płaszczyzną ludzkiego zwątpienia, czy niewiary. „Albowiem ty jesteś Bogiem miłosiernym i miłującym człowieka...”

sobota, 10 lutego 2018


„Położyłem perłę, bracia moi, na dłoni, żeby się jej przyjrzeć. Oglądałem ją ze wszystkich stron- z każdej strony była taka sama. Takie jest poszukiwanie Syna, niezgłębione, bo ono jest światłością. W przejrzystej perle zobaczyłem Tego, który jest czysty; w jej czystości ujrzałem wielki symbol ciała naszego Pana, bez skazy. W jej niepodzielności ujrzałem prawdę, która jest niewidzialna.” św. Efrem Syryjczyk (Pieśń O perle 1,2-3).

 

Teologia może stać się wyśpiewaną Bogu poezją ! Wytrawni znawcy historii, myśli i kultury chrześcijańskiej, przyzwyczajeni są postrzegać bogactwo Kościoła w dwóch niejako źródłach: greckiego i łacińskiego oddziaływania. To bardzo zawężone wyobrażenie i podyktowane zapewne bardzo silnym oddziaływaniem na kulturę Europy- filozoficznej myśli grecko-łacińskiej. Kościół Wschodni w synaksarionie wspomina dzisiaj jednego z najwybitniejszych myślicieli syryjskiego chrześcijaństwa jakim był św. Efrem (ok. 306- 373). Był wyrazicielem myślenia, odczuwania i wrażliwości zgoła odmiennej kultury duchowej; przenikniętej głębią i pięknem modlitewnego zadziwienia. Pisarz ten posługiwał się językiem syryjskim- odmianą aramejskiego (bliskiego mowie samego Chrystusa), mowy używanej w innych okolicach Antiochii, na szlaku Imperium Romanum do Persji. Postać Efrema, nazwanego w tradycji chrześcijańskiej „harfą Ducha Świętego,” paradoksalne została odkryta i należycie doceniona na Zachodzie dopiero w XX wieku. Dzięki jego licznym pismom- poematom i hymnom- zaczęto na szerszą skalę studiować i podziwiać ocalałe, niezwykle bogate piśmiennictwo syryjskojęzycznego Kościoła. „Dostrzeżono tożsamość tej wspólnoty wiernych, która mając wiele wspólnego z greckimi i łacińskimi braćmi, odznaczała się od dostępnych naszej wiedzy początków odrębnym charakterem, wyrażającym się w swoistej duchowości” (R.C. Bondi). Mowa tu o subtelnych początkach wczesnego chrześcijaństwa w Adiabene i Edessie, które było silnie związane z tradycją judaizmu. O narodzinach tej wspólnoty w Edessie, dość wnikliwie i barwnie opowiada legenda przytoczona przez Euzebiusza z Cezarei w Historii kościelnej, oraz jej rozbudowana i późniejsza w datacji wersja syryjska. Dowiadujemy się z tego przekazu o historii króla Abgara, który miał zaprosić Jezusa do swego kraju. Nie skorzystawszy z zaproszenia, Mistrz w zastępstwie wysłał jednego z uczniów Addaja- Tadeusza. On według przekazu miał przynieść chrześcijaństwo do tego kraju. Myślę, że wiele z tego opisu ma rzeczywiste odzwierciedlenie w historii i na wskroś symbolicznej teologii syryjskich chrześcijan. Od samych początków duchowość syryjska była niezwykle ascetyczna. Tamtejsza wersja Nowego Testamentu sprzyjała takiemu postrzeganiu nauczania Jezusa. „Znamienne dla tej duchowości są percepcja spraw Bożych i medytacja nad nimi, którą można określić jako symboliczną. Polega między innymi na swego rodzaju podwójnym widzeniu: dostrzegalnego, fizycznego świata i maskowanej przezeń ukrytej rzeczywistości nadprzyrodzonej, poznawanej dzięki Pismu Świętemu, Chrystusowi, Kościołowi i sakramentom drogą wiary i poprzez Ducha Świętego.” Spadkobiercą tej percepcji wiary i wyrazicielem kontemplacyjnego interpretowania Ewangelii jest przywołany już św. Efrem. „Jego geniusz ujawnił się bardzo wcześnie i miejscowy biskup przydzielił mu stanowisko w Kościele, czyniąc go diakonem i powierzając mu obowiązek interpretacji Pisma Świętego.” Diakon pisał hymny i za ich pomocą proklamował radość wiary i ortodoksyjną jej wykładnię. Bronił czystości wiary przed arianizmem i wielokrotnie przekonywał, iż boskość przez akt Wcielenia stała się dla nas dostępna; dzięki wierze i miłości mamy przystęp do Boga. Tak pisał o wcielonym Boguczłowieku: „Błogosławione Dziecię, przez które Adam i Ewa znów stali się młodzi.” Poezja pozwalała mu pogłębić refleksję teologiczną za pomocą paradoksu i metafory. Jednocześnie jego teologia przechodzi w liturgię, stając się muzyką poruszającą wspólnotę wierzących w uwielbieniu wypowiedzianym ciałem i duszą. Kiedy pisał o Eucharystii to tak jakby dotykał namacalnie Ognia Bożej Miłości, roztapiał się w nim: „Duch w Twym chlebie, ogień w Twym winie są wielkimi cudami, jaki przyjmują nasze usta... Ogień łaski zstępuje na chleb i w nim trwa... Zamiast ognia, co zniszczył człowieka, spożywaliśmy ogień w chlebie i zostaliśmy ożywieni.” Dla tego wielkiego Mistyka i piewcy wiecznego Piękna „światłość Stworzenia, światłość Taboru, światłość Pięćdziesiątnicy, sakramentów, Paruzji jest jedną i tą samą Bożą Światłością.” Efrem jest niedoścignionym wieszczem zachwytu i dziecięcej radości z tego, że wszystko co widział i słyszał opowiadało mu o cudownym świecie Boga.

 

 

 

piątek, 9 lutego 2018


Mk 7, 31-37 Jezus opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu. Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok, z dala od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: «Effatha», to znaczy: Otwórz się. Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić. Jezus przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali. I przepełnieni zdumieniem mówili: «Dobrze wszystko uczynił. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę».

Otwórz się ! Te słowa rozbrzmiewają przez całe wieki chrześcijaństwa. Słyszeli je opisani na kartach Ewangelii: niewidomi, chromi, głusi, zniewoleni duchowo, doświadczający duchowej metamorfozy. Effatha- to słowo mocy i przeobrażenia, podobne do zdecydowanego gestu rzeźbiarza, usuwającego dłutem stwardniałe, chropowate i niepotrzebne warstwy drewna. Szaweł z Tarsu kiedy przebudził się ze „snu” wewnętrznego ogołocenia i ciemności od nadmiaru światła pod Damaszkiem, usłyszał: Otwórz się ! Kościół nieprzerwanie powtarza te słowa i ponawia gesty Chrystusa, aby obudzić człowieka i przyprowadzić do źródła Wody Życia. Misterium uzdrowienia- niewyczerpana studnia łaski, sakramentalne łono Kościoła w którym utrudzeni, chorzy i wygłodniali Boga ludzie otrzymują na powrót sens życia. Mikołaj Kabasilas, mówił: „To właśnie sakramenty są naszym życiem w Chrystusie”- Tajemnice, rozświetlające ciemność świata, skracające dystans między ziemią a niebem. Dotyk Boga zachował się w najcudowniejszych i pełnych liturgicznej ekspresji rytach Kościoła. Chrystusowa ślina- niczym kojący balsam została zdeponowana w „naczyniach miłości” i uzdrowienia. „Przez sakramenty Chrystus powraca do ludzi”- uzupełni bizantyjski teolog. Powraca i dokonuje cudu uzdrowienia. Sakramenty są nie tylko znakami, ale również narzędziami zbawienia, umocnienie i podniesienia ku górze. Każdego dnia jesteśmy świadkami niewiarygodnych cudów- strumienia miłości wypływającej z pod progów świątyń i ołtarzy na których dokonuje się Sakrament nad Sakramentami. Żyjemy w świecie pogrążonym w ciemności- mówił K. Ware- sakramenty to okna, dzięki którym można wychylić się ku uzdrowieniu. „Uczyń nas żywymi ludźmi, daj nam Ducha światła- wołał starożytny biskup Serapion z Thumis- abyśmy Cię poznali, jedynie Prawdziwego, i którego posłałeś Jezusa Chrystusa. Daj nam Świętego Ducha, abyśmy mogli wyrażać i wyjaśniać Twoje niewymowne tajemnice.”

czwartek, 8 lutego 2018


Zamiast pokusy zjedzenia słodkich ostatkowych pączków, wróciłem do domu i poszperałem w albumach; szukałem inspiracji. W jednej z książek zatrzymałem wzrok na reprodukcji ikony ilustrującej Przemienienie z greckiego rękopisu Jana Cantacuzenosa, wzorowane na szesnastowiecznej mozaice z apsydy kościoła św. Katarzyny na Synaju. Może to jakiś duchowy impuls, aby rozpoczynająca się lada chwila wielkopostna droga nawrócenia przebiegała opromieniona światłem przebóstwionego Chrystusa. W końcu na czymś trzeba skupić swego ducha i ujarzmić wzrok świetlistością Raju. Clement twierdził, że wędrówka do „miejsca serca” składa się z trzech następujących po sobie ważnych etapów. Pierwszym jest metanoia, drugim ekstatyczne zjednoczenie człowieka w tyglu łaski. Trzecim zaś uczestnictwo- w świetle góry Tabor, w energiach Bożych, „dzięki osobowemu spotkaniu Chrystusa przed obliczem Ojca  w królestwie Ducha.” Ambitna droga duchowego wzrostu ! Ktoś napisał kiedyś pracę o żartobliwym tytule: „Jakiego koloru jest Boże Światło ?” Już w Enneadach Plotyn zastanawiał się nad „pięknem ognia,” który jaśnieje podobny do idei. W taki sposób Bóg będzie identyfikowany z cudownym blaskiem, niewiarygodnym świetlistym potokiem łaski. Historycy sztuki będą łamali pióra prześcigając się w opisywaniu tych barwnych iluminacji świetlnych; teolog zaś stanie w zachwycie- opromieniony blaskiem Słońca. Kiedyś próbowałem zestawić wiele przykładów ikon i mozaik ukazujących świetlistą mandorlę Chrystusa. Każde z przedstawień było tak naprawdę inne- pomimo kanonicznej wykładni i drobiazgowych instrukcji teologicznych dla natchnionych artystów. Na wielu wersjach tego tematu, mandorla zdaje się być ciemna w centrum, stając się coraz jaśniejszą ku brzegom, czyli dokładnie na odwrót w stosunku do tego, czego byśmy się spodziewali po źródle światła, którego oddziaływanie jest tym słabsze im bardziej od źródła. Promienie wysyłane niczym błyskawice stykają się z szatami zdumionych apostołów, przeobrażając ich samych i wynosząc ich poznanie na poziom na który nie byliby wstanie o własnych siłach się wdrapać. Zostają oni od nadmiaru światła wprowadzeni w  „niedotykalną i niewidzialną ciemność”- posługując się myśleniem Pseudo Dionizego; stąd ich zmieszanie, bezradność i fascynacją innym sposobem bytowania. Mistyka światła- wyszeptają średniowieczni filozofowie prowadzeni za rękę przez Eriugenę. „Ciemność Boża to niedosiężne światło, w którym jak się powiada, mieszka Bóg.” Na dwunastowiecznej mozaice w Monreale nie dostrzeżemy już mandorli; bijący od Chrystusa promienie to świetlistość utkana z złotej nici. Już teraz w pełni rozumiem westchnienie św. Efrema Syryjczyka: „Kto mi przyjdzie z pomocą bym mógł się tobie przyjrzeć słońce w którym mamy tyle znaków Pana.” Wizerunek Przemienionego Chrystusa- Słońca zawiera w wypowiedziach Ojców Kościoła jedno ważne przesłanie. Opowiada o ostatecznym zmartwychwstaniu Jego wyznawców. Jak powie św. Grzegorz z Nyssy „będziemy świecić jak słońce.”

środa, 7 lutego 2018


Ps 37

Powierz Panu swą drogę,
zaufaj Mu, a On sam będzie działał.
On sprawi, że twa sprawiedliwość zabłyśnie jak światło,
a prawość twoja jak blask południa.

W płynnej i dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości człowiekowi brakuje zaufania. Podejrzliwość i dystans, stały się codziennym zabezpieczeniem człowieka liczącego głównie na siebie. Po wielu rozmowach z ludźmi odnoszę wrażenie, że żyją tak jakby byli jedynymi mieszkańcami świata..., przeświadczeni iż wszystko winno być podporządkowane ich pragnieniom i życiowym planom. Jakże to zdradliwe myślenie. Brak zaufania do innych powoduje zamknięcie we własnym „sterylnym” i zaprogramowanym świecie; zasklepia serce i spowalnia dobre, piękne odruchy, nacechowane otwartością oraz życzliwością. „Tylko ten jest prawdziwie samotny, kto obcy jest samemu sobie” (I. Brianczaninow). Mądrze ktoś kiedyś napisał: „Człowiek przychodzi na świat z zaciśniętymi pięściami, jakby mówił: cały świat jest mój. Ale żegna się ze światem z otwartymi rękoma, jakby chciał powiedzieć: Patrzcie nie zabieram ze sobą niczego.” Może warto rozkurczyć serce i dłonie; wyjść naprzeciw innych, szukając na ich twarzach promyków wewnętrznego światła. Myślę, że łatwiej jest ludziom wierzącym ufać ! Uczą się tej beztroskiej i pozbawionej lęku otwartości od Boga. Zaufanie jest silnym komponentem wiary. Gdyby nie ten czynnik, wielu świętych ludzi nie znalazłoby się tam, gdzie Bóg chciał ich mieć. Święty Jan Chryzostom przekonywał tych którzy chcieli poznać i wejść w chrześcijaństwo: „Gdy osoba dorosła otrzymuje chrzest, dostrzega blask prawdziwego oświecenia, ale później skrywa się ono w podświadomości. Trzeba zatem pracować, aby stać się świadomym tej obecności, która wypełnia głębię naszej istoty.” Łaska wiary uzdalnia chrześcijanina w otwarciu na świat i ludzi, odkrywaniu tych sensów które są przykryte warstwami nieprawdziwych- często mylnych wyobrażeń.

poniedziałek, 5 lutego 2018


Ps 132  

Słyszeliśmy o arce w Efrata,
znaleźliśmy ją na polach Jaaru.
Wejdźmy do Jego mieszkania,
padnijmy przed podnóżkiem stóp Jego.

W wielu tradycjach religijnych istnieją przedmioty wykonane przez człowieka do przechowywania rzeczy świętych; ukrywają i chronią to, co znajduje się wewnątrz i co jest przeniknięte tajemnicą. W świątyniach egipskich było specjalnie wydzielone miejsce na boskie wnęki w których umieszczano podobizny bogów- nazywano to naos- miejsce będące obrazem nieba. Skrzynia ta, imitująca sarkofag była symbolem życia. W tradycji starotestamentalnej również istniał święty sprzęt służący przechowywaniu najcenniejszych przedmiotów- była to Arka Przymierza. W Księdze Wyjścia (37,1) opisano z wielką pieczołowitością materiał i sposób jej wykonania, zgodnie z poleceniem Boga. Jest to pozłacana drewniana skrzynia z dwoma drążkami do noszenia po bokach i dwoma złotymi cherubami na wieku. Była ona pojmowana jako znak Bożej obecności. Hebrajski termin aron habberit bierze się stąd, że w skrzyni owej znajdują się dwie kamienne wykute tablice, zawierające Dekalog- jako świadectwo zawartego przymierza z Izraelem. Mojżesz otrzymał wtedy od Boga polecenie następującej treści: „I włożysz do arki Świadectwo, które dam tobie” (25, 16). Zdeponowano w niej Tablice Prawa, a także według opisu zawartego w Liście do Hebrajczyków (9,4)- naczynie z manną i laskę Aarona. Arka była najświętszym palladium narodu wybranego. Postrzeganą tę niezwykłą „skrzynię” również jako „podnóżek” Najwyższego (1Krn 28,2; Ps 99,5), który nad nią zasiadał na tronie, symbolem Jego wszechmocności. W czasie oblężenia Jerycha Izraelici nosili Arkę wokół miasta (Joz 6). W późniejszym okresie Arka została sprowadzona przez Dawida do Jerozolimy i znalazła się w najbardziej godnym miejscu nowo wybudowanej świątyni. Chrześcijanie wychowani w duchu Ewangelii i tajemnicy Wcielenia, poszli jeszcze dalej w interpretacji tego świętego rezerwuaru łaski. Arka Przymierza jako skarbiec nowotestamentalnych tajemnic, w sposób jednoznaczny odwołuje się do wcielonego Logosu, schodzącego w świat przez inną arkę- jaką jest najświętsze łono Dziewicy Maryi. Bóg czyni Ją – tabernakulum- miejscem swoich narodzin i Matką wszystkich żyjących, doskonałą Ewą. „Bo jak młodzieniec poślubia dziewicę, tak twój Budowniczy ciebie poślubi i jak oblubieniec weseli się z oblubienicy, tak Bóg twój tobą się rozraduje” (Iz 62,5). Dlatego święty Jan Damasceński stwierdzi, że „cała ekonomia zbawienia zawarta jest w Maryi.” Chrześcijaństwo przez symbol Arki widziało również Kościół jako świętą przestrzeń doświadczania obecności Pana- „Święte Świętych.” Ołtarz i umieszczony na nim tabernakulum stało się materialnym obrazem Shekinah. Ołtarz był sercem i centrum budowli- samym Chrystusem na którym aktualizowało się dzieło Odkupienia i Zbawienia. Mała zasłonka przed tabernakulum i podtrzymywane żywe światło lampek oliwnych przypominało namiot na pustyni, świątynię i zasłonę kryjącą obecność żywego Boga. W „namiocie” Kościół deponuje to, co najcenniejsze- Sakramentalne  Corpus Christi- „Arca in qua Domini sacramentum fuit”- jak mówił św. Cyprian z Kartaginy. Celem Eucharystii jest nasze własne przemienienie, tak abyśmy mogli z Chrystusem stać się „jednym ciałem i jednym duchem” (1 Kor 6,17). Wybrzmiewa nam zatem jeszcze jedno znaczenie Arki- to serce człowieka- przestrzeń zamieszkania Życia. Karmienie się Nim, staje aktem przebóstwiającym: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). Chrześcijanin to Arka !

niedziela, 4 lutego 2018


Mk 1, 29-39

Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto zebrało się u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ Go znały. Nad ranem, kiedy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pośpieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: «Wszyscy Cię szukają». Lecz On rzekł do nich: «Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo po to wyszedłem». I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.

Ewangelista Marek pisze nam o aktywności Chrystusa trochę na sposób topograficzny. Rozpościera ważne wydarzenia wtapiając je w określone miejsca i czas. Czytelnik w jednym momencie wyczuwa kontrast: miasto- pustynia, tłum- samotność. Miasto jest miejscem działania, pustynia- to przestrzeń modlitwy, ciszy, spotkania ze sobą i słuchania Boga. To, co czyni Chrystus dla ludzi jest ważne i pewnie według dzisiejszego zaopatrywania na rozgłos, o wiele bardziej wyraziste. Kościół przez całe wieki przekonywał świat, że jedynym który jest wstanie w pełni uzdrowić człowieka jest Chrystus. Boska Liturgia św. Jana Chryzostoma przywołuje Go następującymi słowami: „Lekarzu dusz i ciał naszych.” To najpiękniejsze z liturgicznych westchnień rozmodlonej wspólnoty. Jego działanie w pełni terapeutyczne nie dotyczy tylko natury, którą On w sobie rekapituluje. Dotyczy też ono każdej zwracającej się ku Niemu osoby: „Syn Boży, żyjący i działający codziennie, działa i dokonuje zbawienia wszystkich”- twierdził św. Atanazy Wielki. Bóg w Chrystusie już nie może być bliżej człowieka; wraz z nim dźwiga krzyż choroby, pustki, rozpaczy... Ojcowie Kościoła gremialnie twierdzili: Jest On tutaj, stosując teraz zbawienie jako lekarstwo. Współczujący i miłosierny Przyjaciel człowieka. Siłę do posługi człowiekowi czerpie z modlitwy i pustyni. Pewnie dlatego kiedy jest nazbyt spektakularnie i uczniów napełnia zadowolenie z rozdawnictwa dobra, zabiera ich na pustynię- tam mają szukać Źródła i czerpać na zaś. Pustynia „miejsce odosobnienia, miejsce ciszy, gdzie można wznieść obie ręce w modlitwie i pokucie do Boga- w pokucie, orędownictwie, zadośćuczynieniu za grzechy swoje i swoich braci. Pustynia jest miejscem, gdzie można się udać, by nabrać odwagi głoszenia słowa prawdy, pamiętając że prawdą jest Bóg i że głosimy słowo Boże. Pustynia oczyszcza i przygotowuje- jak rozżarzony węgiel umieszczony przez anioła na ustach proroka”(C.H. Doherty). W miejscu bycia naprzeciw- nawet w samym centrum zatłoczonego świata, można doświadczyć muśnięcia duszy- Spotkania. „Zanim Jezus zaczął przemawiać i nauczać (działać), milczał..., mówił jeden z atoskich mnichów. Nie wykładał żadnego systemu filozoficznego ! Jego słowa pochodzą z milczenia, a ożywia je miłość... Milczenie należy do wieczności.” Pustynia potrafi zrodzić człowieka o wielkim, wrażliwym i współczującym sercu dla świata. Człowiek rozedrgany, nerwowy, zapatrzony w siebie- nie dostrzeże brata w potrzebie; podepta miłość. Człowiek wypełniony spokojem pustyni i odczuwający w swej duszy miłosne tchnienie Boga, uczyni ze świata miejsce urzeczywistnionej miłości.

czwartek, 1 lutego 2018

Ofiarowanie


W pełnym wdzięczności wyznaniu wiary starca Symeona chrześcijaństwo odkrywa radość z bliskości Bogoczłowieka- „Światłości świata”. Na chrześcijańskim Wschodzie epizod ofiarowania Chrystusa jest nazwany „Spotkaniem”, ponieważ Dziecię łączy w swojej Osobie Stary i Nowy Testament, celebruje zrealizowanie obietnicy Mesjasza. Poczciwy Symeon jest świadkiem uobecnionej tęsknoty „wyczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Chrystusa Pańskiego”. Jego miłosne wypatrywanie Zbawcy urzeczywistniło się w jesieni życia- napełniając sensem i nadzieją wędrówkę ku Bogu. Pierwsi pasterze ujrzeli Narodzonego w Betlejem, ale to był impuls chwili, spontaniczne poderwanie i zaspokojenie ciekawości rozbudzone anielskim nawoływaniem. Jak pisał św. Ambroży: „Śpieszyli by ujrzeć Słowo. Gdy widzieli ciało Boże, widzieli również Słowo, to znaczy Syna”. Inaczej ma się z Symeonem, jego rozpoznanie jest przeniknięte oczekiwaniem i łaską; to doświadczenie światłości otwierające oczy duszy i przyśpieszające bicie serca. Człowiek uchwycił blask światłości, wziął w swoje ramiona Przedwiecznego, stanął w pośrodku Szekiny. „Blask Boga widzimy więc obecnie nie bezpośrednio, lecz poprzez Jego objawienie się w ciele- pisał Odo Casel. To ciało początkowo jest jak welon, zasłona; jednakże zasłona prowadzi do Świętego Świętych… Ciało Chrystusa, Jego wcielenie, jest koniecznym przejściem do Ojca. Jego żłobek, Jego krzyż  prowadzą do chwały. Im bardziej naszą wiarą ogarniamy Jego uniżenie, tym bardziej staje się ono dla nas przejrzyste i pozwala przez siebie dostrzec Jego chwałę, aż wreszcie nastąpi pełne odsłonięcie Jego światła, przy czym uniżenie przemieni się w chwałę, ciało zaś stanie się Słowem, Panem, Duchem.” Bóg położony w dłoniach człowieka jaśnieje światłem nadchodzącego Królestwa Ojca. Odsłaniają głębię tego przeżycia liturgiczne kontakiony święta: „Łono dziewicze uświęciłeś zrodzeniem Twoim i pobłogosławiłeś ręce Symeona jako sługi, a teraz zbawiłeś i nas, Chryste Boże. Ukróć spory wśród ludzi i umocnij lud Twój, który umiłowałeś, Jedyny Przyjacielu człowieka”. W Dziecięciu objawia się ogień miłości Trójcy- Żar rozpalający wnętrzności człowieka i umożliwiający zupełnie inny rodzaj poznania. To przeżycie łaski oddają pełne zdumienia słowa Pascala: „Ogień. Bóg Abrahama, Bóg Izaaka, Bóg Jakuba, a nie filozofów i uczonych. Pewność. Pewność. Uczucie. Radość. Pokój. Bóg Jezusa Chrystusa… Ten tylko Go znajdzie, kto pójdzie drogą wskazaną w Ewangelii… Jezusa Chrystusa”. Na długo przed Pascalem Kościół rozpoznawał obecność Pana uobecniającego się przez wiarę w sakramentalnej obecności. Ofiarowanie które rozpościera się przez wieki i wypełnia tabernakula, jak również ludzkie serca. Zbliżamy się do Chrystusa drogami zwykłymi, którymi każdy może do Niego dotrzeć; przez wnikliwą lekturę Ewangelii, czy podążając tropem sztuki. W ślad za przesłaniem Ewangelii podąża również ikonografia, próbując zatrzymać to wydarzenie w malarskiej- pełnej mistagogii wizji. Ikona Spotkania Pańskiego nawiązuje to faktu przyniesienia Chrystusa w czterdziestym dniu po Narodzeniu do Świątyni Jerozolimskiej przez Maryję i Józefa. To opowieść teologiczna pełna duchowej wrażliwości i czułego napięcia emocjonalnego, które spowija wszystkie postaci tego spotkania. Ikona przedstawia Starca z Dzieciątkiem na rękach. Cała jego postać wyraża jakby wypełnienie wszystkich ludzkich tęsknot. Całym sobą pochyla się nad Jezusem, wszystkie linie jego sylwetki skierowane są ku Zbawicielowi, swymi wklęsłymi konturami tworząc zarys jakby czaszy kielicha, którą wypełnia łaska, zaś ręce Symeona stają się uformowanym ołtarzem gotowym na największy dar- Wcielonej Miłości. To wiara w Boga, który wkracza w egzystencję ludzką i objawia się spełniając dzieła, które spełnić może tylko On sam. To odnowienie i oświecenie dotyczy każdego z nas, cały splot ludzkich pokoleń. Wyrażają to słowa Ireneusza z Lyonu: „Odnowił w sobie długi szereg ludzi i dał nam zbawienie jakby mieszcząc  swoim ciele”. Niech nam wystarczy wyznanie Brata Rogera Schutza: „Trwając przy Bogu, możemy już odtąd wszystko widzieć w świetle Chrystusa. W tym właśnie świetle spojrzymy na wszystkich ludzi, widząc, że w każdym człowieku, nawet w tym, który nie zna Chrystusa, jaśnieje odbicie obrazu Stwórcy”.