czwartek, 8 lutego 2018


Zamiast pokusy zjedzenia słodkich ostatkowych pączków, wróciłem do domu i poszperałem w albumach; szukałem inspiracji. W jednej z książek zatrzymałem wzrok na reprodukcji ikony ilustrującej Przemienienie z greckiego rękopisu Jana Cantacuzenosa, wzorowane na szesnastowiecznej mozaice z apsydy kościoła św. Katarzyny na Synaju. Może to jakiś duchowy impuls, aby rozpoczynająca się lada chwila wielkopostna droga nawrócenia przebiegała opromieniona światłem przebóstwionego Chrystusa. W końcu na czymś trzeba skupić swego ducha i ujarzmić wzrok świetlistością Raju. Clement twierdził, że wędrówka do „miejsca serca” składa się z trzech następujących po sobie ważnych etapów. Pierwszym jest metanoia, drugim ekstatyczne zjednoczenie człowieka w tyglu łaski. Trzecim zaś uczestnictwo- w świetle góry Tabor, w energiach Bożych, „dzięki osobowemu spotkaniu Chrystusa przed obliczem Ojca  w królestwie Ducha.” Ambitna droga duchowego wzrostu ! Ktoś napisał kiedyś pracę o żartobliwym tytule: „Jakiego koloru jest Boże Światło ?” Już w Enneadach Plotyn zastanawiał się nad „pięknem ognia,” który jaśnieje podobny do idei. W taki sposób Bóg będzie identyfikowany z cudownym blaskiem, niewiarygodnym świetlistym potokiem łaski. Historycy sztuki będą łamali pióra prześcigając się w opisywaniu tych barwnych iluminacji świetlnych; teolog zaś stanie w zachwycie- opromieniony blaskiem Słońca. Kiedyś próbowałem zestawić wiele przykładów ikon i mozaik ukazujących świetlistą mandorlę Chrystusa. Każde z przedstawień było tak naprawdę inne- pomimo kanonicznej wykładni i drobiazgowych instrukcji teologicznych dla natchnionych artystów. Na wielu wersjach tego tematu, mandorla zdaje się być ciemna w centrum, stając się coraz jaśniejszą ku brzegom, czyli dokładnie na odwrót w stosunku do tego, czego byśmy się spodziewali po źródle światła, którego oddziaływanie jest tym słabsze im bardziej od źródła. Promienie wysyłane niczym błyskawice stykają się z szatami zdumionych apostołów, przeobrażając ich samych i wynosząc ich poznanie na poziom na który nie byliby wstanie o własnych siłach się wdrapać. Zostają oni od nadmiaru światła wprowadzeni w  „niedotykalną i niewidzialną ciemność”- posługując się myśleniem Pseudo Dionizego; stąd ich zmieszanie, bezradność i fascynacją innym sposobem bytowania. Mistyka światła- wyszeptają średniowieczni filozofowie prowadzeni za rękę przez Eriugenę. „Ciemność Boża to niedosiężne światło, w którym jak się powiada, mieszka Bóg.” Na dwunastowiecznej mozaice w Monreale nie dostrzeżemy już mandorli; bijący od Chrystusa promienie to świetlistość utkana z złotej nici. Już teraz w pełni rozumiem westchnienie św. Efrema Syryjczyka: „Kto mi przyjdzie z pomocą bym mógł się tobie przyjrzeć słońce w którym mamy tyle znaków Pana.” Wizerunek Przemienionego Chrystusa- Słońca zawiera w wypowiedziach Ojców Kościoła jedno ważne przesłanie. Opowiada o ostatecznym zmartwychwstaniu Jego wyznawców. Jak powie św. Grzegorz z Nyssy „będziemy świecić jak słońce.”