sobota, 31 marca 2018


Wielka Sobota- dzień uroczystego Szabatu Boga. Milczenie spowija grób i ludzkie serca; święty bezruch który za chwilę przemieni się w pełną splendoru i radości liturgię Wigilii Paschalnej. Kościół zatopiony w kontemplacji, oczekuje chwili w której otworzą się „bramy Raju,” kiedy drzwi kościoła i carskie wrota ikonostasu zostaną rozpostarte dla tych którzy oczekują zstąpienia Słońca. „Głęboka cisza ogarnia stworzenie w spoczynku- pisała Minke de Vres- Lecz Bóg Ojciec, współczujący, działa dalej. Życie zstępuje w otchłań śmierci wypełniając swym blaskiem najciemniejsze jej dno. Owocowanie ziarna wrzuconego w ziemię, które obumiera w swej pierwotnej postaci, by powstać do życia nowego i wiecznego.” Chrystus złożony w grobie odpoczywa, po tak wielkim boju, który dokonał się na drzewie kaźni. Zranione Jego dłonie, bok i nogi, są świadectwem dramatu, który zgotowała mu ludzkość; odciśnięte niczym pieczęć w pamięci Kościoła, staną się znakami chwalebnego zwycięstwa nad śmiercią i królestwem demona. „Dzisiaj grób ogarnął Tego, który w swojej dłoni trzyma całe stworzenie, kamień okrywa Tego, który niebo okrywa pięknością, śpi życie i drży otchłań.” W sobotę dokonuje się jedynie to, co wyrażają słowa chrześcijańskiego Credo- „zstąpił do piekieł”. Zstąpienie do piekieł widziane oczyma wiary, stanowi jedno, powiązane i komplementarne wydarzenie: męki, śmierci krzyżowej i zwycięskiego zmartwychwstania. Krzyż i zmartwychwstanie ukazują się w tej perspektywie jako dwa oblicza tego samego Misterium. Tę właśnie jedność Chrystusowej Paschy wyraża ikonografia chrześcijańskiego Wschodu, przedstawiając Anastasis jako zstąpienie i wyjście z Otchłani: Chrystus kruszy bramy krainy zmarłych, dźwiga Adama i Ewę za rękę i wprowadza wszystkich oczekujących Go do królestwa życia. Słowa radosnego Troparionu powtarzane wiele razy, oddają podniosłość tego misterium wiary: „Chrystus powstał z martwych, śmiercią podeptał śmierć, i będących w grobach życie dał”. W ten sposób każdy wierzący może z właściwą dla siebie wrażliwością, kontemplować tajemnicę zbawienia, która stanowi jakże ważną prawdę o ostatecznej perspektywie życia w Bogu. Tu ciemność zostaje ostatecznie pokonana, ponieważ grzech został ugodzony w samo serce. Bunt Adama który stał się przyczyną strącenia w ciemność, teraz zostaje rozświetlony obecnością zstępującego Życia. W apokryficznej Ewangelii Nikodema czytamy: „I ujrzałem, że Pan Jezus Chrystus nadchodzi w chwale światła, w pokorze, wielki, a jednak skromny, trzymając w dłoni łańcuch pętający szyję Szatana i jego związane plecami ręce, i wtrąca go na powrót do Tartaru, a wsparłwszy świętą stopę na jego szyję, rzecze: Dziś skazuję cię na wieczny ogień.” Wielka Sobota stanowi już antycypację wydarzenia wielkanocnego – centrum chrześcijańskiego obchodu- Nocy triumfu- w czasie której w Paruzji może nadejść Pan. Wieczorem kiedy rozbłyśnie światło Paschału- wszystko zostanie zapłodnione życiem i światłością. Tak jak od światła świat zaczął istnieć jako przygotowany do wejścia w relację z Bogiem, tak światło Chrystusa Zmartwychwstałego oświeci ciemności ludzkich serc, i pozwolić na nowo uchwycić oczom duszy, blask światła- zapowiadającego wielką eksplozję światła, które rozsadzi kamienny grób. „Oczyśćmy zmysły, a ujrzymy Chrystusa Jaśniejącego- będą opowiadać o tym apofatycznym wydarzeniu teksty liturgii wschodniej- w niedostępnym świetle swego Zmartwychwstania. I usłyszymy wyraźnie jak mówi: Witajcie !”

piątek, 30 marca 2018


Dzisiaj na drzewie wisi Ten, który na wodach ziemię zawiesił, na króla aniołów zakładana jest korona cierniowa, w szatę hańby obleczony jest Ten, Który niebo przyodziewa obłokami, policzkowany jest Ten, który w Jordanie uwolnił Adama, gwoźdźmi przybity Oblubieniec Kościoła, włócznią przebity jest Syn Dziewicy. Kłaniamy się Twym cierpieniom, Chryste. Okaż nam Twe chwalebne zmartwychwstanie !

Wielki Piątek to jedyny taki dzień w ciągu roku, kiedy to przez skorupę zabieganego i pochłoniętego sprawami świata człowieka, przebija się prawda o Krzyżu do którego został przytwierdzony Syn Boży. To również w liturgii Kościoła jedyny dzień w którym spojrzenie z Eucharystii przechodzi na jej Owoc- Chrystusa- Baranka wchodzącego w objęcia odtrącenia i śmierci. Tego dnia jakaś trudna do opisania łaska przechodzi przez ludzkie serca powodując sejsmiczny wstrząs; czyniąc je uspokojonymi- wychylonymi ku miłości Boga i ludzi. „Jaśnieje tajemnica Krzyża”- jak to wyraża starożytny hymn liturgiczny. Jaśnieje i swoim blaskiem zagarnia ludzkie spojrzenia, kruszy najbardziej stwardniałe serca, a usta wychyla do pocałunku złożonego na Ciele umęczonego Boga. Dzisiaj chyba najmocniej dociera do nas prawda o tym, że „Chrystus umarł za nasze grzechy i został wskrzeszony dla naszego usprawiedliwienia” (1 Kor 15,3-4). Jego agonia staje się odpowiedzią dla cierpiącego człowieka i stworzenia, nadając sens nawet temu, co jest pozbawione tego sensu. „Krzyż wskazuje nam wskrzeszenie i drogę, która do niego prowadzi... Przez krzyż świat i nasze życie stają się przejrzyste” (D. Staniloae). W sercu chrześcijanina rodzi się na powrót pytanie: Dlaczego umarł za moje grzechy ? Odpowiedzią która niczym wschodzące słońce rozpromienia wszystko, staje się najprostsze z możliwych wyjaśnień: „Chrystus nas umiłował i samego siebie wydał za nas” (Ef 5,2). Umiłował każdego człowieka i zajął jego miejsce unicestwienia. „Umiłował Kościół i dlatego wydał za niego samego siebie” (Ef 5,25). Zostaliśmy ochrzczeni w Jego śmierci, rozgrzani miłością, stworzeni z przebitego boku, niczym rajska Ewa z boku pogrążonego w śnie Adama. „Być ochrzczonym w Jego śmierci oznacza wejść w serce Jezusa- powie R. Cantalamessa- wziąć udział w dramacie miłości i cierpienia Boga... Z tego chrztu wychodzi się jako nowe stworzenie, gotowe służyć w nowy sposób dla Królestwa Niebieskiego.” Oznacza to śmierć dla grzechu i odkrycie bijącego źródła w sakramencie Chrztu i Eucharystii – Woda i Krew- totalne uchrystusowienie człowieka- Theosis. Jezus stał się „świątynią” w której wytrysnęła fontanna życia- rozszczelniło się serce Ojca i wytrysnęła miłość przykrywając duszny i pozbawiony miłosiernego współczucia świat. Zwyciężył Lew z pokolenia Judy- Syn Człowieczy, a sztandarem tego zwycięstwa stał się Krzyż. Przez niego „wstąpił na wyżynę, powiódł jeńców” (Ps 68,19), przez niego „zstąpił w głębiny otchłani”- jako powie Orygenes- ponieważ Krzyż ma „wysokość i głębokość.” Zrozumie to tylko ten, przez którego serce przechodzi cząstka tego palladium zwycięstwa- Drzewa Życia, gdzie rozkwitają pąki najpiękniejszych kwiatów. Stojąc pod tym drzewem każdy z nas jest zwyczajnym łotrem i bluźniercą- żebrakiem miłości ! Tak powinniśmy się czuć tego dnia, kiedy całujemy całun i przedstawionego zranionego w dłonie, bok i nogi Chrystusa. Święty Grzegorz z Nazjanzu streszcza tę wielką tajemnicę miłości w kilku słowach: „Żaden cud nie jest taki jak cud mojego zbawienia: nieliczne krople krwi odnawiają cały świat.”

czwartek, 29 marca 2018


Bracia: Ja otrzymałem od Pana to, co wam przekazuję, że Pan Jezus tej nocy, kiedy został wydany, wziął chleb i dzięki uczyniwszy połamał i rzekł: „To jest Ciało moje za was wydane. Czyńcie to na moją pamiątkę.” Podobnie skończywszy wieczerze, wziął kielich, mówiąc: „Kielich ten jest Nowym Przymierzem we Krwi mojej. Czyńcie to, ile razy pić będziecie, na moją pamiątkę.” Ilekroć bowiem spożywacie ten chleb albo pijecie kielich, śmierć Pańską głosicie, aż przyjdzie (1 Kor 11,23-26).

Wielki Czwartek- to dzień szczególnie podniosły ze względu na ustanowiony przez Chrystusa Sakrament Sakramentów- Eucharystię. Wieczernik to moment przekroczenia czasu- wejścia w wieczne „teraz” Boga. Najpiękniejsza chwila, która swoją doniosłością przysłania wielkie dzieło stworzenia świata. Wydarzenie powtarzane od początku istnienia Kościoła. Chrystus pozostawia siebie w materii świata- chleb i wino. Nie są to substytuty jego obecności, ale najbardziej realny dar dla człowieka. Wyraża to entuzjazm świętego Efrema: „O miejsce błogosławione ! Nikt nie widział ani nigdy nie zobaczy tego, co ty ujrzałeś. Pan stał się Ołtarzem, Kapłanem, Chlebem i Kielichem zbawienia, Sam z siebie wszystkim wystarcza, a nikt nie wystarczy dla Niego, sam jest Ołtarzem i Barankiem, Ofiarą i Ofiarnikiem, Kapłanem i Pokarmem. O miejsce błogosławione ! W tobie baranek paschalny spotkał się Barankiem prawdziwym: symbol słabości wszedł w spokojne łono i w nim został zamknięty. Błogosławione mieszkanie, w którym została odprawiona Pascha, do której nigdy nie było podobnej…”  Eucharystia jest więc antycypacją dóbr niebieskich. Jak mówi Teodor z Mopsuestii: „przez nią my, którzy byliśmy umarli z natury, oczekujemy daru nieśmiertelności; podatni zepsuciu, stajemy się niezniszczalni; z ziemi i z ziemskiego zła przechodzimy do dóbr słodyczy niebieskich…” W znakach i gestach, które powtarza Kościół- wpatrzony w tajemnicę Wieczernika- uobecnia Liturgię Nieba. Pokornie naśladuje Jego ryt miłości. Wchodzimy w najbardziej możliwą na sposób somatyczny bliskość z Bogiem. Grzegorz z Nazjanzu napisze: „Eucharystia jest ofiarą bezkrwawą, przez którą łączymy się z cierpieniami i bóstwem Chrystusa”. Nasze grzeszne człowieczeństwo spotyka się z człowieczeństwem Chrystusa, aby mogło zostać podniesione ku Jego Bóstwu. „Pan wciąż jest z nami- będzie przekonywał nas św. Jan Kronsztadzki- On pozwala nam dotknąć siebie, włożyć dłonie naszego serca w Jego rany przebite gwoźdźmi, i włożyć palce nasze w Jego bok.” 

środa, 28 marca 2018


Mt 26, 17-18

W pierwszy dzień Przaśników przystąpili do Jezusa uczniowie i zapytali Go: «Gdzie chcesz, żebyśmy Ci przygotowali spożywanie Paschy?» On odrzekł: «Idźcie do miasta, do znanego nam człowieka i powiedzcie mu: „Nauczyciel mówi: Czas mój jest bliski; u ciebie urządzam Paschę z moimi uczniami”». Uczniowie uczynili tak, jak im polecił Jezus, i przygotowali Paschę.

Jezus jest już na progu przygody wielkanocnej, na samym brzegu odkupieńczego Misterium. Ma się stać pokarmem do spożycia, a następnie wydać na ukrzyżowanie jak baranek zabijany w świątyni przy śpiewie podniosłego Hallelu. Każde świętowanie poprzedzone jest etapem często żmudnego przygotowania. Aby przystąpić do celebrowania radości w jakiejkolwiek wspólnocie stołu, trzeba najpierw skupić uwagę na najdrobniejszych detalach, które później staną się częścią większej- świątecznej oprawy. Podobnie było z uczniami którym Chrystus polecił odnalezienie właściwego miejsca dla spożycia paschalnego posiłku. Oni byli przekonani, że ta kolacja będzie miała ten sam corocznie powtarzany rytuał. Powtarzalność religijnych gestów, ściśle określone menu, tak aby zachować wierność nomadycznej tradycji Izraela przechodzącego z niewoli do wolności; ze śmierci ku życiu. Wiele razy próbowałem sobie wyobrazić tę scenerię Wieczernika. Niski stół nakryty obrusem, migocące lampki oliwne, grubo tkane dywany na których można było przyjąć postawę półleżącą- jako ludzie wolni. „Aby każdy czuł się tak, jakby on sam był wyprowadzany z Egiptu” (Pesach 10,5). Przygotowanie pokarmów miało istotne znaczenie dla przebiegu wieczerzy. Cztery kielichy wina opróżniano według ściśle określonej kolejności. Po błogosławieniu pierwszego pucharu podawano chleb przaśny i gorzkie zioła z sałatą, następnie przynoszono baranka i napełniano drugi kielich, który rozpoczynał właściwe obrzędy paschalnego posiłku. Na stole pojawiły się przaśne chleby wypiekane w pośpiechu i zarumienione żarliwością wiary w ocalenie. Wdzięczność- to słowo które było osnową tego rytuału. Izraelici przypominali sobie: „Teraz Bóg nas wyzwala, to jest czas naszego zbawienia.” Wypijano drugi kielich i rozpoczynano spożywanie mięsa maczanego w sosie- charoset. Następnie trzeci kielich i odmawiano dziękczynienie. Apostołowie kiedy zasiądą do tego posiłku, staną się uczestnikami już nowego wydarzenia- Przymierza i uobecnienia miłości Boga. „On jest milczącym Barankiem, Barankiem zabitym, zrodzonym z Maryi, pięknej owieczki. Wzięty ze stada i poprowadzony na zabicie, wieczorem został złożony w ofierze...” (Meliton z Sardes). Będą ponawiali te gesty, wierząc że w nich zawiera się cały Chrystus. Po jakimś czasie uświadomią sobie głębię tego wydarzenia łaski- upieczeni w ogniu Ducha Świętego, zaczną spożywać Chleb Nieśmiertelności i pić z kielicha obfitej łaski. „Jest to bowiem podsumowanie cudów, przypowieści, życia ukrytego i posługi publicznej, a także ostateczna racja przyjścia Boga w naszym ciele: Oblubieniec staje przed oblubienicą i daje świadectwo swojej miłości, wydaje jej swoje ciało. A po dwudziestu wiekach Kościół otrzymuje i przyjmuje nadal to Ciało, które daje mu życie, miłość, a także płodność oblubienicy i matki” (B.S. Leger). Jutro rozpocznie się uczta naszego zbawienia. „Ty ofiarujący i ofiarowany, przyjmujący i rozdawany, Chryste Boże nasz.” Jesteśmy zaproszeni do Wieczernika, powołani do tego, by nauczyć się istnienia eucharystycznego. Przemienić się w Tego, który stał się pokarmem.

wtorek, 27 marca 2018


J 13,21

Jezus w czasie wieczerzy z uczniami swoimi doznał głębokiego wzruszenia i tak oświadczył: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeden z was Mnie zdradzi”.  

Już na pierwszej Eucharystii i najbardziej podniosłym spotkaniu „hierarchicznej” struktury Kościoła ciąży bolesny cień zdrady. Apostołowie naprawdę poczuli się zakłopotani  wyznaniem o zdrajcy. Ja sam czytając te słowa przeżywam pewien dyskomfort duszy- być może jestem wpisany w jakieś „kolegium przekupnych zdrajców.” Jestem pierwszym z grzeszników !  Kościół dzisiaj też jest w Wieczerniku- z tymi czystymi i nieskazitelnymi, co jak Jan spoczywają słodko na piersi Zbawiciela, jak również i z  tymi, co jak Judasz wejdą w ciemność lub jak Piotr który zadrży o własne życie zapierając się wielokrotnie. Tu już nie ma żartów, tu na jaw wychodzą poważne sprawy, które w ostatecznym rozrachunku staną się osobistym sprawdzianem każdego człowieka. Ostatecznie zawsze pozostanie pytanie o miłość. Pocieszają mnie za każdym razem czytane słowa św. Sylwana z góry Athos: „Trzymaj swoją duszę w piekle, lecz nie trać nadziei.” Tak pełna ciepła i duchowych treści wieczerza sederowa, zostaje przerwana przez bolesną konieczność wskazania zdrajcy. „Czy to może ja, Panie ?”- to pytanie wypisywało się na twarzy każdego z siedzących tam mężczyzn, tylko migotliwe i nerwowe drgania oczu, pot na czołach, wskazywały na wiszącą w powietrzu niepewność. „Wśród trzydziestu srebrników, które brzęczą w kieszeni Judasza, znajduje się i moja część. Również ja, nie tylko najwyżsi kapłani, jestem zleceniodawcą. Również ja zapłaciłem. A Judasz jest tylko nieszczęsnym dowodem moich wszystkich zdrad”. Judasz- przyjaciel Jezusa, zamacza kawałek macy w misie i wychodzi w ciemność. Pozornie nie ma już odwrotu. Pierwsze dramatyczne odrzucenie Boga; po nim przyjdzie litania innych- mniej lub bardziej spektakularnych odtrąceń. Jedno tylko pytanie nie pozwala zachować spokoju. Dlaczego nikt za Judaszem nie wyszedł. Przecież to ich brat w kapłaństwie ? Jakże pozbawione współczucia i ogłady będą późniejsze sądy chrześcijaństwa nad tym pogubionym człowiekiem. Ile ekskomunik wyleje się w ust tych, których Ewangelia będzie zapraszała do przebaczenia i miłości ponad wszystko. Nawet liturgiczne teksty przeniknie ten gorzki wyrzut: „I oto nieprawy, trzymając w ustach niebiański chleb, przygotował zdradę Zbawiciela... Karmiciela i Pana sprzedaje, który go umiłował, wydaje na śmierć... Lepiej by było, tobie Judaszu, gdybyś nie został poczęty w łonie matki. Lepiej by było tobie zdrajco, gdybyś się nie urodził. Ty, oddzielony od Syna Bożego.” Jakże bolesne są te słowa. Judasz Apostoł- zdrajca i jednocześnie zdradzony. „Ta pierwsza komunia rodzącego się Kościoła była pierwszym sprzeniewierzeniem się. Została nam ofiarowana miłość, która nam karze wyrzec się samych siebie. Pierwszy Kościół zdradził Jezusa, zanim Judasz przyszedł Go pojmać. Był to pierwszy fakt z długiej historii miłości i zdrady Kościoła, który posiada w sobie Chrystusa i zdradza Go nieustannie. Była to zdrada miłości”.  To mądra lekcja dla każdego z nas. Nie bądźmy zbyt pochopni w wydawaniu jakichkolwiek sądów o innych. Bądźmy miłosierni i spoglądający w otchłań własnego serca bo tam również może brzęczeć dźwięk rozsypanych srebrników. Przeniknięte głęboką nadzieją zdają się być słowa Evdokimova: „Miłosierdzie Kościoła nie zna granic, niesie ono los zbuntowanych i składa go w dłonie Ojca.”

poniedziałek, 26 marca 2018


J 12,3-7

 Maria zaś wzięła funt szlachetnego i drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi nogi, a włosami swymi je otarła. A dom napełnił się wonią olejku. Na to rzekł Judasz Iskariota, jeden z uczniów Jego, ten, który Go miał wydać: „Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim?” Powiedział zaś to nie dlatego, jakoby dbał o biednych, ale ponieważ był złodziejem, i mając trzos wykradał to, co składano. Na to Jezus powiedział: „Zostaw ją! Przechowała to, aby Mnie namaścić na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie nie zawsze macie”.  

Ewangelia przenosi nas do Betanii, do domu bliskich przyjaciół; miejsca niezwykle ważnego sercu Jezusa. Atmosfera tego spotkania jest jak zawsze pełna ciepła, wdzięczności i miłości. Marta i Maria, siostry Łazarza, mają za co, dziękować Panu. Sam Łazarz nie opuszcza na krok Tego, który dał mu jeszcze jedną szansę oglądania świata i radości z daru życia. Marta jak zawsze zakrzątana, aby na stole nic nie zabrakło, a jej siostra wpatrzona w Jezusa, przemawia do nas nie tylko ufnością wiary, ale również śmiałym gestem którego wonność przepełni cały dom. Olejek nardowy- aromatyczny, intensywnie wnikający w skórę, tak że można jego zapach odczuwać przez kilka dni. „Woń boskich maści- powiada św. Grzegorz z Nyssy- nie jest zapachem wyczuwanym przez nozdrza, lecz wonią pewnej, niematerialnej i umysłem poznawalnej mocy, która wraz z tchnieniem Ducha umożliwia wdychanie słodkiej woni Chrystusa”. Maria musiała wydać mnóstwo pieniędzy na ten wonny balsam, bowiem kosztował mnóstwo pieniędzy. Święte marnowanie, które tak poruszyło fałszywie zatroskanego o ubogich Judasza. W tej scenie dokonuje się coś więcej, niż higieniczne namaszczenie, świadczące o wdzięczności domowników. To gest miłosierdzia- symbolicznie zapowiadający dzień pogrzebu i namaszczenia Jezusa. Wszystko dzieje się przed Paschą, a więc ostatnie dni i godziny, przed dramatycznymi wydarzeniami w Jerozolimie. Kobieta przez gest namaszczenia przenosi nas już, do kwitnącego, pięknego ogrodu gdzie będzie znajdował się grób wykuty w skale, i gdzie w poranek wielkanocny niewiasty udadzą się namaścić Jego ciało. „Oby starczyło duchowego oleju w naczyniach naszych dusz, abyśmy nie tracili czasu na zakupy, i mogli z niego korzystać w czas chwały, śpiewając: Błogosławcie Pana” (hirmos). W Ewangelii pojawia się jeszcze drugie podanie mówiące o namaszczeniu, ale z rąk innej kobiety- jawnogrzesznicy. W domu faryzeusza pojawia się kobieta poraniona licznymi grzechami i swoimi łzami obmywa stopy Pana. Wyciera je własnymi włosami i namaszcza aromatycznym olejem. Ilustruje dla nas tę scenę katyzma prawosławnej jutrzni: „Przyjacielu człowieka, nierządnica przystąpiła do Ciebie, miro ze łzami wylewając na Twoje nogi, i z Twego polecenia wybawiona została od smrodu zła, zaś uczeń Twój niewdzięczny (Judasz) odrzuca łaskę i odziewa się smrodem, z żądzy srebra sprzedaje Ciebie.” My również jako mistyczne członki Ciała Chrystusa- czyli Kościół, mamy być miłą wonią Chrystusa. Powie św. Paweł: „Lecz Bogu niech będą dzięki za to, że pozwala nam zawsze zwyciężać w Chrystusie i roznosić po wszystkich miejscach woń Jego poznania. Jesteśmy bowiem miłą Bogu wonnością Chrystusa, zarówno dla tych, którzy dostępują zbawienia, jak i dla tych, którzy idą na zatracenie; dla jednych jest to zapach śmiercionośny- na śmierć, dla drugich zapach orzeźwiający- na życie” (2 Kor 2,14-16).

niedziela, 25 marca 2018


Mk 11, 7-10

 Przyprowadzili więc oślę do Jezusa i zarzucili na nie swe płaszcze, a On wsiadł na nie. Wielu zaś słało swe płaszcze na drodze, a inni gałązki ścięte na polach. Ci zaś, którzy Go poprzedzali i którzy szli za Nim, wołali: «Hosanna! Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie. Błogosławione królestwo ojca naszego, Dawida, które nadchodzi. Hosanna na wysokościach!»

Niedzielą Palmową- antycypacją uroczystego wjazdu Chrystusa do Jerozolimy, rozpoczynamy celebrację najważniejszych wydarzeń, stanowiących szczyt i źródło liturgicznego obchodu Kościoła. Przez kilka dni poprzedzających Paschę staniemy się „bezpośrednimi” uczestnikami najbardziej podniosłych i przenikniętych duchowymi treściami scen. Przejdziemy ostatnią ziemską drogą Jezusa; wejdziemy w dialog Jego duszy, zmaganie, lęk i osamotnienie. Być może pojawi się dar łez- niczym dar źródła które wytrysnęło dla zmęczonego wędrówką Izraela na pustyni. Zatopimy obumierającego w nas grzesznika w sadzawce chrztu, której woda poruszona niewidzialną dłonią świetlistego Anioła, stanie źródłem wytryskującym ku pełni życia. Dostrzeżemy odważną i pełną akceptacji miłość Maryi- Matki Bolesnej- ufającej do końca i wraz z Ukochanym Synem zbierającej pokłosie ludzkiej niesprawiedliwości i odtrącenia. „Bóg, który nakłada krzyż, pomaga nam go nieść” (Tichon Zadoński). Prześledzimy zmagania apostołów, od ich wewnętrznych dylematów, aż po zdumienie dzięki nowo rozbudzonej nadziei i wierze w Zmartwychwstałego. „Nikt nie rodzi się chrześcijaninem, każdy chrześcijaninem się staje”-  twierdził Tertulian. Te kadry złożone w jedną teologiczną opowieść staną się przesłaniem dla nas dzisiejszych ludzi wiary- ciągle dorastających do bycia uczniami Chrystusa. W bliskości Mistrza znajdą się najwierniejsi przyjaciele, jak również i zdrajcy zasklepieni własnym interesem lub tchórzostwem, bezsilną niemożliwością udźwignięcia osobistego krzyża. Pomimo tych ludzkich dylematów, wszystkich tych ludzi obejmą przytwierdzone do krzyża dłonie cierpiącego Baranka. Jego czułe spojrzenie przenika historię świata, stając się potwierdzeniem największej miłości nowego Adama który przyszedł ocalić grzesznika. Liturgia i ikonografia odsłoni przed nami narracje, które staną się naszymi wewnętrznymi odpowiedziami wiary. Wielkopostna droga pokajania musi mieć swój finał w odzyskaniu utraconej przez grzech wolności dzieci Bożych. „Nie wystarczy opuścić Egipt, trzeba jeszcze wejść do ziemi obiecanej”- pisał św. Jan Chryzostom. Nasza Via Crucis przecina się z zawsze z drogą Męża Boleści. Uroczysty wjazd Chrystusa do Jerozolimy wypełniony na pozór radosnym introitem Hosanna, zorientuje chrześcijan w perspektywie Krzyża. „Krzyż objawia przeznaczenie świata, który Chrystus prowadzi do przekształcenia w Bogu.” Bardzo szybko radosne Hosanna- „błagam, zbaw mnie Boże,” zabrzmi zgoła inaczej: „Na krzyż z Nim !” Euforia skandowanej radości przeobrazi się w język niebywałej sadystycznej ludzkiej kaźni. „Gromadzimy się, aby wspominać śmierć naszego Pana- powie św. Augustyn- kiedy celebrujemy to wydarzenie na sposób misterium, nie zadowalamy się przywoływaniem jakiegoś zdarzenia z przeszłości w dniu, w którym miało ono miejsce, lecz przywołujemy je w taki sposób, aby wziąć w nim udział.” Trzymamy w dłoniach palmy, ale one nie tylko wyrażają naszą radość, lecz również symbolizują drzewo na którym jedyny Sprawiedliwy złoży siebie w ofierze „za życie świata” i cud nowego życia które wytryśnie lada chwila z zapieczętowanego szczelnie grobu. Wyrażają to pełne podniosłego nastroju teksty Kościoła Wschodniego: „Ponieważ związałeś nieśmiertelną otchłań i uśmierciłeś śmierć, i świat wskrzesiłeś, dzieci z palmami sławiły Ciebie, Chryste, jak zwycięzcę i wołały do Ciebie: Hosanna Synowi Dawida” (ikos). Patrzymy na oślicę niosącą na swym grzbiecie Króla, ale tak naprawdę to Kościół ma stać się najpokorniejszym dźwigarem i rozdawcą najpokorniejszej miłości. Odkupienie człowieka i świata- wyrażone w bogactwie treści i znaczeń; Chrystus wchodzący w otchłań śmierci i wychodzący jako Zwycięzca, a ludzkość wraz z Nim. „Wszystkie drzwi naraz się otwierają- pisał P. Claudel- wszystkie przeciwieństwa się rozpływają, wszelkie sprzeczności się rozwiewają.” Nie pozwólmy sobie na to, aby pozostać poza tymi wydarzeniami- jako widz lub, co tragiczniejsze- niedowiarek. Kończę to rozważanie słowami modlitwy zaczerpniętej z Sakramentarza Gelazjańskiego: „Boże, sprawiedliwością jest Ciebie miłować i kochać, pomnóż w nas dary swej niewymownej łaski; a jak sprawiłeś, że przez śmierć Syna Twego pokładamy nadzieję w tym, co wierzymy, tak spraw przez Jego zmartwychwstanie, abyśmy doszli tam dokąd zmierzamy.”

piątek, 23 marca 2018


J 10, 31-42

Żydzi porwali za kamienie, aby Jezusa ukamienować. Odpowiedział im Jezus: «Ukazałem wam wiele dobrych czynów, które pochodzą od Ojca. Za który z tych czynów chcecie Mnie kamienować?» Odpowiedzieli Mu Żydzi: «Nie kamienujemy Cię za dobry czyn, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty, będąc człowiekiem, uważasz siebie za Boga»...

Myślę, że nie tylko Żydzi mieli problem z boskością Chrystusa, mają ją również inni ludzie-  a szczególnie ci, którym się wydaje iż uważnie wczytują się w Ewangelię. Chrześcijaństwo od samego początku proklamowało wiarę w Bóstwo Chrystusa. „Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja jestem” (J 8,28). W  ustach  samego Chrystusa rozbrzmiewa potwierdzenie boskiego Imienia: Ego eimi- Ja jestem. To przesłanie samoświadomości, potęgi i mocy, które utrwali się w liturgicznym Credo- uroczystym wyznaniu Kościoła: „Bóg z Boga. Światłość ze Światłości. Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego.” On jest Kyriosem „na imię którego zgina się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych. A wszelki język wyznaje, że Jezus Chrystus jest Panem- ku chwale Boga Ojca” (Flp 2,9-11). Święty Paweł jasno wskazuje na fakt, że Ojciec- Jahwe przekazał Chrystusowi- także jako człowiekowi swoje własne Imię i swoją własną władzę (Mt 28,18). Teologia pójdzie tym torem i wyrazi to w następującym sformułowaniu: Jezus Chrystus jest w pełni i absolutnie Bogiem ! Zostanie to również uroczyście oznajmione w nauczaniu starożytnego Kościoła. Sobór w Chalecedonie ogłosi, że Chrystus jest „jednoistny” z Bogiem Ojcem, a według swej ludzkiej natury jest On homoousios z nami ludźmi. To druga Osoba Trójcy, odwiecznie rodzony Syn wiecznego Ojca. „Pełny tym, co Jego własne”- Ikona Boga: „Boga nikt nigdy nie widział, ten jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył” (J 1,18). Jezus w całej pełni objawia tajemnicę Boga żywego. „Bóg jest jeden i objawił się nam przez Jezusa Chrystusa, swojego Syna. On to jest Jego Słowem wychodzącym z milczenia” (św. Ignacy Antiocheński). Taka jest wiara którą wspólnota wierzących przejęła od Apostołów. Taka jest wiara, która uświęciła początki Kościoła, wiara która ukształtowała jego kult i sztukę. Tertulian pozostawia świadectwo, że świeżo nawróceni wchodzący w katechumenat bracia i siostry odczuwali „dreszcz zadziwienia wobec światłości tej prawdy.” Ireneusz z Lyonu pisał: „Jakże człowiek przyszedłby do Boga, gdyby Bóg nie przyszedłby do człowieka ? Jakby człowiek wyzwolił się ze zrodzenia śmierci, gdyby nie przeżył w wierze nowych narodzin, szczodrze danych jemu przez Boga i możliwych dzięki Temu, który narodził się z Dziewicy ?” Niedostępny- Nieogarniony Bóg, objawił się w postaci Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego Adonai. „W liturgii Chrystus jest poznawany doświadczalnie jako Wysławiony, jako Nadchodzący i ten Pan, który odszedł na niebiosa i znów powraca- nie jest tylko prawdziwym Bogiem, ale także prawdziwym człowiekiem, przez którego naturę jaśnieje chwała Bóstwa jak w Przemienieniu” (K. Ch. Felmy). „Ja- Pascha Zbawienia. Ja- Baranek za was ofiarowany. Ja- wasze życie. Ja- zmartwychwstanie wasze. Ja- światło wasze...” wypowiedzą usta Bogaczłowieka w Homilii Paschalnej Melitona z Sardes.  Te ostatnie dni Wielkiego Postu mają służyć rozpoznaniu i odważnemu przepowiadaniu kerygmatu: Jezus jest Panem- ku chwale Boga  Ojca !

środa, 21 marca 2018


Dn 3, 55-56

Błogosławiony jesteś Ty, co spoglądasz w otchłanie,
który zasiadasz na Cherubach,
pełen chwały i wywyższony na wieki.
Błogosławiony jesteś na sklepieniu nieba,
pełen chwały i wywyższony na wieki.

Wielkopostna droga nawrócenia pozwala nam różnym etapie kontemplować Oblicze Chrystusa dotkniętego znamionami bólu i śmierci, jak również triumfu i światłości. Chrześcijanie jako cząstka społeczności ludzkich przeżywają gwałt który dokonuje się w sercu świata: rozdzierająca serca obojętność i egoizm, chciwość posiadania, zaślepienie od nadmiaru dóbr. Towarzyszy temu wewnętrzny lęk podyktowany niepewnością o jutrzejszy obraz świata; możliwość globalnej wojny rozgrywającej się w cieniu nuklearnego wyścigu zbrojeń, zakamuflowane systemy alienujące i ubezwłasnowolniające człowieka, wyczerpanie zasobów naturalnych i toksycznie jedzenie powodującą falę nowotworowej umieralności- to tylko wybrane niepokojące zjawiska obecnego czasu. Świat- człowiek i otaczająca go rzeczywistość potrzebuje przeobrażenia. Bóg w Chrystusie nie przestaje wchodzić w centrum tych syndromów. Ukazuje pełen troski i miłości Oblicze. Ta „ikoniczność” pozwala wierzącym penetrować głębię własnego serca i przemierzać duchową wędrówkę z Tym, który doświadczył słabości w imię największej miłości- daru z samego siebie. W liście z więzienia D. Bonhoffer pisał o „słabości” Boga, którego dobrowolne przyjęcie cierpienia stało się wyrazem największej wolności i oczekiwania na odpowiedź ze strony człowieka. „Nasz Bóg daje się wypchać ze świata aż na krzyż, jest w świecie bezsilny i słaby, i tak właśnie, tylko tak jest z nami i nam pomaga...” Dobrowolne zmierzenie się ze śmiercią staje się najdoskonalszym aktem uobecniającym miłość Ojca. Dzisiaj jeszcze wyraźniej dostrzegamy cierpiącego Boga w dewastowanym stworzeniu, w niesprawiedliwości społecznej- gdzie bogaci są coraz bogatsi, a biedni coraz biedniejsi. Gdzie gniją od nieskonsumowania tony żywności na przedmieściach wielkich miast, a w innym miejscu świata dzieci umierają z głodu. Coraz mocniej musi wybrzmiewać prawda o chrześcijaństwie eucharystycznym, zrodzonym z daru łamanego „chleba życia.” Od zaspokojenia głodu duszy, po jęk ciała zamkniętego w konwulsyjnym cierpieniu głodu.  Tylko człowiek o wrażliwym i pojemnym sercu jest wstanie uchwycić ostateczne- przebóstwione, triumfalne wyobrażenie Syna Człowieczego. Trzeba przejść przez rzekę miłości, dotknąć nędzy poranionego świata, aby ostatecznie uchwycić i zrozumieć cokolwiek z pełnego łaski i zumienia świata Boga. On przechodzi przez nasz „dziś” nieustannie i zaprasza nas, aby iść po Jego śladach. Tylko ludzie pokorni, wolni od pokusy pozyskania świata dla siebie, będą wstanie uchwycić piękno nadchodzącego Królestwa. Jak mówił św. I. Brianczaninow: „Nie dla uciech, nie dla sukcesów i nie dla rozrywek żyjemy na tej ziemi, ale po to, żeby wiarą, skruchą i krzyżem zniszczyć śmierć, która nas zabija i powrócić do utraconego raju.”

poniedziałek, 19 marca 2018


Istnieją takie dzieła sztuki które nie tylko są jak twierdził Yannaras „twórczymi energiami ludzkiej natury” istniejąc jako osobowe manifestacje inności, ale nade wszystko w odbierze odbierają siłę słowu. Gadamar twierdził, iż „jesteśmy niekończącą się rozmową, bo nie jesteśmy wstanie odnaleźć słów, które odpowiadałyby na pytanie kim jesteśmy i jak powinniśmy siebie rozumieć.” Sztuka jest takim miejscem pokornego popadnięcia w milczenie. Jest wiele dzieł sztuki które druzgocą i poruszają moją duszę jednocześnie. Takim dziełem par excellence jest dla mnie rzeźba Giuseppe Sanmartino Zasłonięty Chrystus ( 1753, kaplica św. Seweryna- Neapol). Spokojnie może mi zastąpić wiele duchowych ćwiczeń nabrzmiałych od najpiękniejszych słów. Rzeźba odkuta z jednego bloku marmuru, ukazująca martwe ciało Chrystusa spowitego przeźroczystym całunem. Całun w moim przeświadczeniu stanowi symboliczną zasłonę śmierci pochłoniętej przez życie. Dla postchrześcijańskiego świata taka sztuka może stać się oddechem ducha wyzwolonego z determinant powierzchowności i banalności istnienia. Nie patrzymy na martwego człowieka ubranego w „kostium” estetycznej egzaltacji, czy piękna czytanego i oddanego jedynie za pomocą sprawnych dłoni artysty. To nie kamień do nas mówi; siła tego piękna została utrwalona w archetypie Ukrzyżowanej Miłości. Przez ten materialny całun za chwilę przeniknie światło zupełnie „nowego dnia”. Artysta próbuje nam powiedzieć zgoła coś więcej. Opowiada o śmierci jako doświadczeniu zimna, samotności i separacji- czyniąc z tego faktu milczące teatrum oczekiwania na zmartwychwstanie. Głęboka cisza ogrania stworzenie w spoczynku... On niczym ziarno obumiera w pierwotnej postaci, by powstać do życia nowego i wiecznego. Odkrywamy tu „oblicze Boga, który nas przyjmuje, wyzwala i przywraca nam szansę bycia Jego obrazem.”




niedziela, 18 marca 2018


J 11, 1-45

… Maria zaś siedziała w domu. Marta więc rzekła do Jezusa: «Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga». Rzekł do niej Jezus: «Brat twój zmartwychwstanie». Marta Mu odrzekła: «Wiem, że powstanie z martwych w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym». Powiedział do niej Jezus: «Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?» Odpowiedziała Mu: «Tak, Panie! Ja mocno wierzę, że Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat»… A Jezus, ponownie okazując głębokie wzruszenie, przyszedł do grobu. Była to pieczara, a na niej spoczywał kamień... Jezus powiedział: «Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!» I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce przewiązane opaskami, a twarz jego była owinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: «Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić». Wielu zatem spośród Żydów przybyłych do Marii, ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego.

Niedziela Wskrzeszenia Łazarza wprowadza nas w rzeczywistość naszej Paschy; duchowe przeobrażenie i perspektywa przyszłości jako nowego eonu. „Ja jestem zmartwychwstanie i życie”. Wyjście z grzechu do łaski. Przebudzenie ze snu śmierci ku nowemu istnieniu. Imię Łazarz z hebrajskiego tłumaczy się jako Bóg pomógł- Eleazar. Chrystus każe usunąć kamień pieczętujący wejście, ponieważ grota była grobem i przywraca życie- pomaga wrócić przyjacielowi. Uczestniczymy tu w narastaniu i natężeniu ludzkiego bólu oraz współczuciu Jezusa. Później następuje wielkie modlitewne natężenie i eksplozja życia, dzięki której dotknięty rozkładem Łazarz wychodzi żywy. Miłość jest więc siłą ożywiającą. Ewangelia wyrywa z naszych serc strach przed objęciami śmierci. Dobrze to wyraził Sołowjow: „na śmierć nie ma odpowiedzi, nie można jej wyjaśnić, nie ma ona logiki ani sensu. Jedyną prawdziwą odpowiedź znajdujemy w Biblii: śmierć jest konsekwencją grzechu”. Samo to stwierdzenie pozostawione od tak wydaje się pesymistyczne i odarte z nadziei. Jednak tutaj śmierć zostaje rozpromieniona obecnością Chrystusa- podeptana, jak to można zobaczyć na ikonie Anastasis. Chrystus przynosi nam wyzwolenie z kajdan grzechu; staje przed grobem (jakkolwiek szeroko go rozumiemy) i mówi: Wyjdź na zewnątrz ! Porzuć swoje zafałszowane i zakłamane życie, odseparuj od siebie grzech… Wejdź w życie i bądź wolnym. Miłość jest siłą ożywiającą, przywracającą na powrót utracone życie. Dlatego pełna wiary w siłę dobra i przebaczenia Sonia z powieści Dostojewskiego, czytała Rodinowi opowieść o wskrzeszonym Łazarzu. Świadomość bycia mordercą zamknęła go w „grobie” i opróżniła jego serce z woli życia. „W koślawym lichtarzu dawno się już dopalił ogarek, mętnie oświetlający w tej nędznej izbie mordercę i jawnogrzesznicę, którzy się dziwnie stowarzyszyli w czytaniu tej wiecznej księgi”. Pisarz pokazuje to rozdwojenie serca i przemienienie które będzie powoli ogarniać duszę grzesznika.  „Człowiek wychodzi spod zewnętrznej formy- powie Bierdiajew- zewnętrznego prawa i drogami cierpienia zdobywa dla siebie wewnętrzne światło. Wszystko przechodzi w ostateczną głębię ducha chrześcijańskiego… Chrystus powinien objawić się człowiekowi na drogach jego wolności, jako wolność ostateczna, wolność w Prawdzie”. Czy to nie jest droga grzesznika ku zmartwychwstaniu ? „Czym bardziej zbliżamy się do Boga, tym bardziej widzimy swą grzeszność” (św. Doroteusz).  Zmartwychwstanie !

sobota, 17 marca 2018


Jr 11, 18-20

Pan mnie pouczył i zrozumiałem; wtedy przejrzałem ich postępki. Ja zaś jak potulny baranek, którego prowadzą na zabicie, nie wiedziałem, że powzięli przeciw mnie zgubne plany: «Zniszczmy drzewo w pełni jego sił, zgładźmy go z ziemi żyjących, a jego imienia niech już nikt nie wspomina!»

Baranek w teologii, ikonografii i symbolice chrześcijańskiej od samego początku zajmuje niezwykle uprzywilejowane miejsce. Baranek (hebr. kebes, aram. talja, gr. amnos, łac. agnus). Występuje przede wszystkim jako zwierze ofiarne i jednoznacznie ewokuje nowotestamentalną ofiarę Chrystusa na Krzyżu. Baranek, który jak żadne inne zwierzę daje się sam łagodnie prowadzić na zabicie. Przeczuwa własną śmierć i staje wobec niej pokorny, uległy, znacząc drogę gehenny łzami bezradności i wydania. U Izajasza znajdziemy prorocze teksty odnoszące się do Sługi Jahwe: „Dręczono go, lecz sam się dał gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony” (Iz 53,7). Już w opowieści o Abrahamie i Izaaku mamy nakreślony opis uwięzionego w zaroślach barana, który w zastępstwie został złożony Bogu w ofierze. Mamy tu archetyp Chrystusa, który stanie się barankiem wielkanocnym, zabitym w wieczór poprzedzającym straszliwą noc, w czasie której Anioł Pański odbierał życie wszystkiemu co pierworodne w Egipcie (Wj 12, 1-14). Krew baranka była nie tylko powstrzymaniem gniewu Bożego, lecz także znamieniem- opieczętowaniem wszystkich wiernych, którzy tworzyli pierwszą sakramentalną wspólnotę odkupionych. Jezus zmarł dokładnie w tym samym czasie, kiedy w świątyni zabijano baranki na wieczerzę paschalną. „Chrystus bowiem został złożony w ofierze jako nasza Pascha” (1 Kor 5,7). Dlatego później św. Piotr będzie przepowiadał rodzącemu się w powijakach Kościołowi o tym, że wierni zostali odkupieni nie za cenę rzeczy przemijających, lecz „drogocenną krwią Chrystusa jako baranka niepokalanego i bez zmazy” (1P 1,19). W łacinińskiej sekwencji- Victimae paschali laudes, usłyszymy: „odkupił owce,” „Chrystus niewinny, jednający grzeszników z Ojcem.” Obszerna literatura starożytna jednoznacznie zestawia obraz baranka z Chrystusem: „Prawdziwym barankiem- powiada Metody z Olimpu- jest ciało Chrystusa, które przyjął, aby odnowić świat: zbroczone krwią poniesionych cierpień, bez skazy, niewinne, bez jarzma, bo wolne od grzechów... Zabity poza Jerozolimą, na czystym nieskalanym miejscu. Przez jego krew wszyscy zostali wykupieni od śmierci.” Ojcowie Kościoła odsłaniają nam głębię analogii starotestamentalnej Paschy, a Wielkanocnego triumfu Zbawiciela który jest ponawiany w czasie każdej Eucharystii. „Chrześcijanie każdego dnia spożywają mięso baranka, to znaczy codziennie przyjmują ciało Słowa” (Orygenes). Bliskość Baranka ofiarowanego i spożywanego „za życie świata.” Czyż nie tak ukazuje to na swojej słynnej ikonie Trójcy Świętej Rublow ? Aniołowie- Boskie Osoby pochylają się nad stołem na którym znajduje się kielich, naczynie Eucharystii. Jeden z Trzech- Wcielony Boży Syn przyjmuje postać baranka na dnie czaszy kielicha. Ta obecność wskazuje na Świętą Wieczerzę, Niebiańską Ucztę, Mistyczny posiłek „Baranka zabitego przed założeniem świata.” Historia toczy się w czasie i utrwala się w wiecznej pamięci jako obecność Ukrzyżowanej i Zmartwychwstałej Miłości. Wyrażają to pełen poetyckiego uniesienia słowa św. Efrema: „Przemówił Baranek w radości do współbiesiadników, Pierworodny zapowiedział uczniom Paschę w Wieczerniku. Zbawiciel zaprosił siebie na ofiarę i krwi swej przelanie. Pożywny był Jego chleb życiodajny, snop kłosów wrócił w pełni. Jego ciało przeniknął kwas Bóstwa. Trysnęło miłosierdzie, zapaliła się miłość, bo chciał stać się pokarmem.”

czwartek, 15 marca 2018


Wj 32, 7

Pan rzekł do Mojżesza: «Zstąp na dół, bo sprzeniewierzył się lud twój, który wyprowadziłeś z ziemi egipskiej. Bardzo szybko zawrócili z drogi, którą im nakazałem, i utworzyli sobie posąg cielca odlanego z metalu, i oddali mu pokłon, i złożyli mu ofiary, mówiąc: „Izraelu, oto twój bóg, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej”».

Co jest „cielcem” dzisiejszego świata ? Wydaje mi się, że takim niebezpiecznym symptomem naszych czasów jest brak pozwolenia sobie na bycie w miejscu; „zatrzymanie się” oznacza dla wielu stratę, choć pewnie do końca nie potrafią już ocenić co się kalkuluje, a co nie. Żyjemy w świecie naznaczonym tak dynamicznie rozwijającą się technologią komunikatorów. Obserwuję nieustannie moich uczniów jak niecierpliwie spoglądają na telefony komórkowe wyłapując każdą sposobną chwilę aby do nich zajrzeć. Jakby nie chcieli utracić coś z wszechobecnego wirtualnego „być.” Moja koleżanka z uczelni zajmująca się psychologią i komunikacją powiedziała: „Mózg ucznia to miejsce pracy nauczyciela.” Ale jak można trafić do hermetycznego i eksplodującego od nadmiaru bodźców miejsca rozprężających i skurczających się zwojów ? Szybki przepływ informacji, obrazów, dźwięku skutecznie uniemożliwia ludziom na chwilę wytchnienia- konfrontacji z ciszą. Rozmaite media faszerują umysły, magazynując podświadomość „tonami” informacji od których nie może się wyzwolić nasz wiecznie zapracowany umysł. W odczuciu wielu wrażliwych i wnikliwych obserwatorów rzeczywistości, najniebezpieczniejszym elementem życia jest pęd ku rozrywce. Wokół tego zjawiska rozwinął się cały przemysł z szerokim wachlarzem usług, tak aby zabawić człowieka na śmierć. Filantropia rozrywkowa stała się globalnym dystrybutorem, zaspokajającym wszystkie- nawet te najbardziej wyszukane ludzkie zachcianki. Wielu ludzi zabija wszechobecną nudę i smutek duszy rozedrganym ze wszechmiar show. Nie mówimy tu o zabawie w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, która wiązała ludzi w poczuciu radości, odprężenia, dzielenia się sobą i delektowania się życiem- taniec, śpiew, wino i wysublimowana kuchnia. Czasami czuję się zagubiony w tej drapieżnej, samolubnej i destruktywnej aktywności innych ludzi. Miał rację św. Grzegorz Palamas: „Poza Bogiem rozum staje się podobny do bestii i do demonów, a oddaliwszy się od swojej natury, pożąda tego, co mu jest obce.” Poszukiwanie spokoju i przestrzeń w której można wyciszyć serce, stanie się niebawem najdroższym towarem rynkowym. Może dlatego wielu wrażliwych ludzi ucieka w ustronne miejsca- jak najdalej od nachalnego i toksycznego świata. Uciekają od pułapek tego świata i tych „zresetowań” po których boli ciało, a dusza cierpi. Wielki Post uświadamia nam, że każdy człowiek potrzebuje ascezy- „oznacza ona wewnętrzną walkę dla osiągnięcia panowania tego, co duchowe, nad tym, co materialne.” Asceza w rozumieniu chrześcijańskim ma chronić ludzkiego ducha przed zawłaszczeniem przez świat i jest zwróceniem się ku temu, co dobre. „We wszystkim, co istnieje- pisał W. Sołowjow- powinniśmy dojrzeć możliwość dobra i przyczyniać się do tego, aby owa możliwość stała się rzeczywistością.” Kościół w tym czasie zanosi do Boga wołanie o metamorfozę świata, rzeczywistości a nade wszystko ludzkich serc. Chodzi najprościej mówiąc o uduchowienie ciała i zmysłów.  „Istota życia chrześcijańskiego- powie Teofan Pustelnik- polega na przeobrażeniu duszy i ciała oraz wprowadzeniu ich do sfery Ducha, to znaczy na uduchowieniu duszy i ciała.” Nad moim biurkiem mam umieszczoną  piękną sentencję  Rozanowa, która każdego dnia przypomina mi jak postrzegać rzeczywistość w której poruszam się i jestem. „Żyj każdym dniem tak, jakbyś przeżywał całe swoje życie właśnie dla tego jednego dnia.”

środa, 14 marca 2018


Królestwo Twoje królestwem wszystkich wieków,
przez wszystkie pokolenia Twoje panowanie.
Pan podtrzymuje wszystkich, którzy upadają,
i podnosi wszystkich zgnębionych.
(Ps 145, 18-19)

Umieszczony przeze mnie fragment psalmu z  liturgii słowa, pięknie koresponduje z tematem mojego dzisiejszego (południowego) wystąpienia w ramach interdyscyplinarnej konferencji naukowej na Uniwersytecie Szczecińskim. Treścią mojej wnikliwej refleksji było „Zmartwychwstanie w tradycji ikonograficznej Kościoła Wschodniego.” To chyba jeden z najwdzięczniejszych tematów dla teologa i badacza sztuki. Głębia - apofatyczność tego zagadnienia jest ciągle inspirująca i zdaje się nie być nigdy do końca wyczerpana. Zmartwychwstanie jest nie tylko treścią chrześcijańskiego życia i przepowiadania, ale horyzontem na którym rozpościera się blask Tego, który dźwiga świat z poczucia bezsensu i niemocy. „Człowiek maximum” – jak powie O. Clement- który niesie w sobie całą ludzkość. On umiera z nami, a my zmartwychwstajemy wraz z Nim. Słyszymy z oddali wieków głos Psalmisty: „Pan podtrzymuje wszystkich, którzy upadają, i podnosi wszystkich zgnębionych.” W tych słowach można bez trudu odkryć paschalną radość i perspektywę na ocalenie człowieka. Wydarzenie paschalne w sposób szczególny stanowi serce teologii i ikonografii Kościoła Wschodniego- Mistike anastasis. „Zmartwychwstanie Chrystusa- pisał S. Bułgakow- jest świętem całego chrześcijaństwa, ale nigdzie indziej nie jest tak pełne światłości, nieba i radości, jak w prawosławiu... Noc paschalna z jej śpiewem przenosi nas do życia przyszłego wieku, do nowej radości...” Sztuka sakralna której osnową jest bizantyjska wrażliwość i głębia teologicznych znaczeń, zatrzymuje nas na wydarzeniu zwycięstwa życia nad rozpaczą śmierci. „Chrystus jest jakby słońcem zstępującym do podziemi (tak ukazuje Go ikonografia). Cała Jego postać jest pełna dynamizmu. Skraj szaty rozwiany i unoszony wiatrem świadczy o tym, że Zbawiciel zstąpił do piekieł tak szybko i nagle jak błyskawica. Jego stopy depczą skruszone bramy piekieł, wyrwane z zawiasów i skrzyżowane nad otchłanią, do której zostały wrzucone piekło i śmierć...” (G. Krug). Wraz z percepcją sztuki przychodzi bogactwo patrystycznych treści wyrażających euforię z kontemplowanego triumfu Zbawiciela. „Przez zmartwychwstanie Chrystusa rozwierają się bramy Otchłani, ziemia się odradza przez nowe dzieci Kościoła- woła św. Maksym z Turynu- Duch Święty otwiera niebo: rozwarta Otchłań zwraca umarłych, odrodzona ziemia rodzi zmartwychwstałych, a do nieba wstępują zbawieni...” Serce się raduje na myśl o tym, że za trzy tygodnie będziemy w liturgii antycypować tę radość Zmartwychwstania.

wtorek, 13 marca 2018


J 5, 1-16

Było święto żydowskie i Jezus udał się do Jerozolimy. W Jerozolimie zaś jest przy Owczej Bramie sadzawka, nazwana po hebrajsku Betesda, mająca pięć krużganków. Leżało w nich mnóstwo chorych: niewidomych, chromych, sparaliżowanych. Znajdował się tam pewien człowiek, który już od lat trzydziestu ośmiu cierpiał na swoją chorobę. Gdy Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już dłuższy czas, rzekł do niego: «Czy chcesz wyzdrowieć?» Odpowiedział Mu chory: «Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. W czasie kiedy ja dochodzę, inny wstępuje przede mną». Rzekł do niego Jezus: «Wstań, weź swoje nosze i chodź!» Natychmiast wyzdrowiał ów człowiek, wziął swoje nosze i chodził.

Chciałbym się pokusić o interpretację tego fragmentu Ewangelii w kluczu typologiczno symbolicznym- głębiej- sakramentalnym. Świadomie pomijam kontekst historyczno-archeologiczny tego miejsca; postrzegam je jako przestrzeń narodzenia człowieka w wierze. Pierwsi chrześcijanie wydzielali specjalne przestrzenie zwane baptysterium, od gr. baptisma- słowa oznaczającego chrzest, obmycie, zanurzenie. W późniejszym czasie tak ważne dla inicjacji chrześcijańskiej miejsca określano jako: piscyna, fons, lavacrum, tinctoium, wszystkie te nazwy odwoływały się do elementu akwatycznego. Jest jeszcze jedno określenie które oddaje w całej duchowej głębi aspekt zanurzenia człowieka w wodzie jako fotisterion- miejsce oświecenia, przyobleczenia się w światłość. „Sala chrztu świętego, do której dostęp jest utrudniony, jaśnieje. Chrystus obmywa tam w rzece grzech Adama” (L. Bruyne). W tych kamiennych akwenach pokrywanych cudownymi barwnymi mozaikami, zamkniętych przed poganami i ciekawskimi oczami ludzi z zewnątrz, katechumeni rodzili się jako christianitas- już należący nie do siebie, ale do Chrystusa. „Wody, rozkładając każdą formę i przekreślając wszelką „historię”- zdaniem religiologa M. Eliade-  mają właściwość oczyszczania, regeneracji i odradzania, ponieważ to, co zanurzone w wodzie, „umiera”, a wynurzając się z niej jest podobne do dziecka bez grzechu i bez „historii” zdolne do otrzymania nowego objawienia i do rozpoczęcia nowego życia.” Niezwykle obfita w symboliczne komentarze literatura patrystyczna wyjaśnia drobiazgowo każdy moment tych nowych ontologicznie narodzin. Chrzest jest „kąpielą wieczności”, a przez „utopienie” w wodach grzesznego człowieka, jest odrodzeniem natury Adamowej, którą Chrystus odnowił przez swe dzieło zbawienia. „Śmierć, pogrzeb i życie- zmartwychwstanie Chrystusa zostają przeniesione do symbolizmu chrztu” (P. Evdokimov).  Wprowadzenie do baptysterium oznacza wejście do Kościoła, czyli powrót do stanu „edenicznej szczęśliwości.” Dlatego z taką determinacją św. Grzegorz Wielki przywoływał do porządku tych, co zwlekali z przyjęciem chrztu: „Jesteś poza Rajem katechumenie. Dzielisz wygnanie Adama, naszego pierwszego ojca. Teraz drzwi się otwierają. Wejdź tam, skąd wyszedłeś.” Za każdym razem kiedy na pamiątkę naszego chrztu zostajemy pokropieni wodą, uświadamiamy sobie wydarzenie naszego narodzenia- ta świadomość to nasz powtórny katechumenat, ważny etap wiekopostnej drogi nawrócenia: „Już nie żyję, lecz żyje we mnie Chrystus.”

poniedziałek, 12 marca 2018


Tak mówi Pan: «Oto Ja stwarzam nowe niebiosa i nową ziemię... (Iz 65,1)

Chrześcijaństwo wczytuje się w teksty proroków już z perspektywy paschalnej i postrzega świat w kategoriach duchowej metamorfozy. „Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone... Wszystko w Nim ma istnienie” (Kol 1,16...).  Nowe niebo i ziemia dotyczy rzeczywistości stworzonej, ale już dotkniętej zwycięstwem Chrystusa na Krzyżu- „wszystko, co zmysłowe potrzebuje krzyża,” a pogrążone w śnie śmierci „przemieni się w uniwersalne ciało Logosu.” Ojcowie Kościoła wiele razy mówili o rekapitulacji stworzenia- wielkiej syntezie świata i ludzkości w Chrystusie- Nowym Adamie jaśniejącym niczym jutrzenka. „Zmartwychwstał w Nim świat- będzie głosił św. Ambroży- zmartwychwstało w Nim niebo, zmartwychwstała w Nim ziemia...” W Nim niebo i ziemia staną się czym całkowicie nowym- odkupionym i dogłębnie przeobrażonym „wszystko jest wasze, wy zaś Chrystusa, a Chrystus Boga” (1 Kor 3,22-23)- wszechświat jest w was, a wy jesteście w Chrystusie, ponieważ Chrystus jest Bogiem. „W Kościele rośnie trawa i kwitną kwiaty. Kościół jest uchrystusowionym kosmosem. Do Kościoła wszedł Chrystus, został ukrzyżowany i zmartwychwstał. Wskutek tego wszystko odmieniło się w kosmosie- stał się nowy. Cały kosmos przechodzi drogę krzyża i zmartwychwstania” (M. Bierdiajew). Mamy tu zdumiewającą wizję eschatologicznej protologii- ukończone i komplementarne dzieło stworzenia poderwane i zapłodnione na skutek gwałtownego powiewu Ducha Świętego. Również liturgia posługuje się materią tego świata- konsekrując chleb i wino, błogosławiąc oliwę, wodę; nieustannie czując za pomocą zmysłów tętniące życie świata. „Wielka matko wilgotna ziemio- pisał S. Bułgakow- W tobie rodzimy się, tobą karmimy się, po tobie stąpamy naszymi stopami, do ciebie wracamy... Nic bowiem w niej nie ginie. Ona wszystko w sobie chroni...wszystkiemu daje życie i owoc.” Ziemia, która kryje piękno stworzenia czeka na ostateczne kwitnięcie lub utkanie- tak jak w Dziewicy Maryi zrodziła się natura nowego Adama.      

niedziela, 11 marca 2018


J 3, 14-21

Jezus powiedział do Nikodema: «Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak trzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne... by świat został przez Niego zbawiony....  

Na krzyżu dokonała się Boża ekonomia- wywyższenie- zwycięstwo miłości nad nienawiścią, życia nad śmiercią, światła nad ciemnością. Drzewo- narzędzie obrzydliwej haniebnej tortury wyciosane jak powie piękna tradycja z edenicznego drzewa zasadzonego w środku ogrodu. Krzyż „stał się bramą Królestwa otwartą dla wszystkich” (św. Filaret). W syryjskiej liturgii znajduje się intrygujący dialog opowiadający o tym, jak Piotr zabrania łotrowi wstępu do raju: „Naprawdę za wiele popełniłeś grzechów, drzwi pozostaną zamknięte.” Lecz on, chwytając krzyż, który niesie na swej piersi, odsuwa Piotra, mówiąc: „Oto klucz. To on pozwala mi tu wejść.” Patrzymy zatem na Drzewo Życia na którym Baranek bez skazy otwiera bramy raju przed tymi, którzy chcą przyjąć Jego miłość- którzy wraz z Nim opieczętowani są znakami triumfu. Wywyższenie, to nic innego jak ukochanie człowieka maksymalną miłością. „Z miłości wziął na Siebie nasze rozbite człowieczeństwo i uczynił je własnym. Z miłości również utożsamił się z całym naszym cierpieniem, przyniósł Siebie w ofierze, dobrowolnie wybierając w Getsemani drogę swej męki”. Z perspektywy krzyża wszystko widzi się inaczej… Kiedy dostrzeżemy Jezusa w akcie największej agonii, to zrozumiemy, że do tego najbardziej irracjonalnego przyjęcia bólu, przywiodła Go dobrowolna miłość. Miłość czyni Go Królem ! „Krzyż stawia nas przed paradoksem wszechmocy miłości”. Dostojewski próbował zgłębić sens tego zwycięstwa, posługując się ustami i mądrością starca Zosimy, z powieści Bracia Karamazow: „Wobec niektórych myśli człowiek staje zmieszany, nade wszystko na widok ludzkiego grzechu, i wtedy zastanawia się on, czy zwalczać go siłą czy pokorną miłością. Postanawiaj zawsze: zwalczę to pokorną miłością. Jeśli postanowisz tak raz na zawsze, wobec wszystkiego, możesz pokonać świat”. Kochającą pokorą Bóg- Człowiek wydany na śmierć i podniesiony na drzewie hańby, zwyciężył cały świat- zwyciężył zło w każdym z nas. Na Krzyżu ostatnie tchnienie Chrystusa napełnia otchłań życiem i światłością. Jak mówił H. Urs von Balthasar: „I samo piekło staje się Kościołem.”

sobota, 10 marca 2018


Oz 6, 1-6

Chodźcie, powróćmy do Pana! On nas zranił i On też uleczy, On to nas pobił, On ranę przewiąże. Po dwu dniach przywróci nam życie, a dnia trzeciego nas dźwignie i żyć będziemy w Jego obecności. Poznajmy, dążmy do poznania Pana; Jego przyjście jest pewne jak poranek, jak wczesny deszcz przychodzi On do nas, jak deszcz późny, co nasyca ziemię.

Myślę, że w życiu wiary nie istnieje „constans,” ciągle jest ruch, dynamika, obrót spraw- ucieczki i powroty, uskrzydlające poczucie maksimum i spadanie głową w dół. Ciężko jest osiągnąć taki stan w którym będziemy zadowoleni i uczepimy się Boga niczym Jakub mocujący się do momentu kiedy przeciwnik mu nie pobłogosławił. Poeta A. Lundkvist pisał w jednym z wierszy: „Czy ciągle jest jeszcze czas, czas dla człowieka i świata ? Wszędzie wypatrujemy znaków, ale nie wiemy, co oznaczają. Czy mamy czas myśleć i działać ? Musimy przecież wędrować, dążyć naprzód...” W tym tekście nie ma przesłania teologicznego, ale zawiera się głęboka prawda o człowieku, jego wewnętrznych rozterkach i wadzeniu się ze sobą oraz własnymi ograniczeniami. Być może przychodzi taki moment zatrzymania i refleksji, że Bóg jest mi bliższy niż ja sam sobie. Bóg myśli o mnie, tęskni za mną, zawiera mnie w sobie. Taka miłość potrzebuje jedynie odwzajemnienia- odpowiedzi. „Ty, którego miłuje ma dusza...” Miał rację Bierdiajew mówiąc, że „istnieje ludzka tęsknota za Bogiem i istnieje również boska tęsknota za człowiekiem.” Niekiedy człowiek utopiony prawie w błocie grzechu odkrywa to pragnienie ocalenia; bycia naprzeciw Tego, który zstąpił do piekieł i odebrał władzę śmierci. „Świat w każdej chwili staje się na nowo- pisał w książce Bóg daleki, Bóg bliski Guardini- Każda chwila jest tylko teraz. Nie było jej nigdy dotąd: nigdy się już nie powtórzy. Wyłania się z odwiecznej miłości Bożej... Zdarzenia przychodzą do mnie od Boga. Z Jego miłości. Są dla mnie wezwaniem i nakazem. Mam w nich żyć, działać, rosnąć i stawać się tym, kim mam być z woli Bożej...” Każdy dzień to potencjalna możliwość powrotu- przekonania się o sile wskrzeszającej miłości. Każdego dnia Bóg stwarza dla mnie świat, drogę, czas, sytuację i wyczekuje powrotu marnotrawnego syna. Ktoś postawi pytanie: Dlaczego ? Ponieważ miłuje i nie potrafi inaczej. To jedyna „słabość” Boga.

piątek, 9 marca 2018


Oz 14, 2-10

Tak mówi Pan: «Wróć, Izraelu, do Pana, Boga twojego, upadłeś bowiem przez własną swą winę. Zabierzcie z sobą słowa i nawróćcie się do Pana! Mówcie do Niego: „Usuń cały grzech, a przyjmij to, co dobre, zamiast cielców dajemy Ci nasze wargi. Asyria nie może nas zbawić; nie chcemy już wsiadać na konie ani też mówić: nasz boże do dzieła rąk naszych. U Ciebie bowiem znajdzie litość sierota”. Uleczę ich niewierność, szczodrze obdarzę ich miłością, bo gniew mój odwrócił się od nich. Stanę się jakby rosą dla Izraela, tak że rozkwitnie jak lilia i jak topola zapuści korzenie. Rozwiną się jego latorośle, będzie wspaniały jak drzewo oliwne, woń jego będzie jak woń Libanu.

Chrześcijaństwo wbrew rozpowszechnionemu przekonaniu jest bardziej zakorzenione w pamięci o miłosiernym spojrzeniu Boga, niż natarczywym moralizowaniu i skrupulatnym uzupełnianiu katalogu ludzkich braków. „Pytaj serca- pisał św. Augustyn- Jeśli jest pełne miłości, masz Ducha Bożego.” Tylko chrześcijanie którzy nie mają zbyt wiele do powiedzenia innym mają chroniczną skłonność do naprawiania świata miałkim moralizatorstwem; nie z chęci nasycania rzeczywistości dynamiką miłości, lecz świadomym odwracaniem uwagi od siebie. „Szczęśliwy ten, kto dostrzega swe błędy i stara się je bezustannie odszukiwać: taki człowiek osiągnie doskonałość” (M. Gogol). Słyszymy dzisiaj u Ozeasza: „Uleczę ich niewierność, szczodrze obdarzę ich miłością...” Czy to nie powód do wdzięczności- uwielbienia ? „Religia jest pamięcią”- pisała D.H. Leger, a zeświecczenie społeczeństwa polega na rozdrobnieniu i osłabieniu tej pamięci. Największym triumfem ludzi wiary jest niesienie innym obrazu kochającego Boga. Pasterza ocalającego i odnajdującego w absurdach grzechu zagubioną owcę. To najpiękniejsze i najbardziej budzące do życia przesłanie wiary. W Nim dokonuje się naprawa wszystkiego, co zdaje się być dotknięte erozją niemocy oraz zwątpienia w miłość. Bóg szuka i odnajduje człowieka tam, gdzie nikt inny nie chciałby pójść..., nie chciałby się skalać brudem zawstydzonych. „Prawdziwe jest tylko miłosierdzie, które wybrzmiewa z radością”- powie św. Jan Chryzostom. Chrześcijaństwo wnosi w serce świata pamięć o Bogu wiecznie zakochanym w grzeszniku, przebaczającym, przemieniającym piekło rozpaczy i zwątpienia w oazę piękna. „Szczęśliwy, kto odwraca się od grzechu. I nie światłem tego świata, a światłem Bożym jest rozświetlony”- mówił pewien rosyjski Starzec. Chrystus przechodzi aby objawić nam miłość Ojca. Rozlewa Ducha Świętego, czyniąc naszą codzienność przejrzystą; zamienia pustynię z miejsca śmierci w raj odkupionych.

czwartek, 8 marca 2018


 Obyście dzisiaj usłyszeli głos Jego:
«Niech nie twardnieją wasze serca jak w Meriba,
jak na pustyni w dniu Massa,
gdzie Mnie kusili wasi ojcowie,
doświadczali Mnie, choć widzieli moje dzieła».
( Ps 96, 8-9 )

Żyjemy w „wieku rozumu” i „wieku obrazu”- który próbuje zwizualizować wszystko, uczynić bliskim, przejrzystym, trochę na wyciagnięcie ręki. Zgadzam się z T. Halikiem, że decydującą „religio” Zachodu stały się media. Tak bardzo wtargnęły w życie zwyczajnych ludzi- skoncentrowały ich uwagę i zwolniły z refleksji. „Oferują symbole, interpretują świat, przedstawiają intrygujące opowieści, wpływają na sposób myślenia i zachowania ludzi, tworzą sieć informacji, przekazują społeczne doświadczenia i wspólne tematy. Są także i przede wszystkim arbitrami prawdy- prawdziwe i ważne staje się to, co ludzie zobaczyli „na własne oczy” w wiadomościach telewizyjnych”. Żyjemy w świecie zmieniających się obrazów, milionów informacji docierających do naszego mózgu w sposób mimowolny i trochę już od nas niezależny. Globalne społeczeństwo zagmatwane w gąszczu dynamicznie zmieniających się newsów. „Świątynią” dla wielu ludzi stała się przestrzeń internetu- tam poszukują odpowiedzi na ważne pytania i tam otrzymują niejednokrotnie skondensowaną papkę opatrzoną etykietą „duchowość.” Jak chrześcijanin powinien odnaleźć się w tych przestrzeniach ? Mądrze i roztropnie- to jedyna sensowna odpowiedź na teraz. Może dlatego jest nam tak potrzebny post oczu, słuchu, generalnie wycofania zmysłów. Współczesny człowiek o wiele bardziej potrzebuje pustyni- wyciszenia, uspokojenia, dystansu, niż starożytni czy średniowieczni asceci. Chodzi mianowicie o taką sytuację w której wejdziemy w siebie, aż do największego „ja”, aby dokonało się wyjście ku objawiającemu się „TY.” Dlatego w chrześcijaństwie słowo „mistyka” jest tak bardzo bliskie pojęciu misterium i wyraża najgłębszą komunię z Bogiem. Ale to spotkanie nie może być wypełnione zgiełkiem, hałasem, mnóstwem alternatywnych rozwiązań na skróty. Kontemplacja- słowo zatracone i wyświechtane przez dalekowschodnie techniki medytacyjne, zalewające wyjałowioną duszę Zachodu. Głębi życia duchowego nie można odkryć na podobieństwo przewodnika turystycznego podprowadzającego pod ciekawe miejsca. Frosard po swoim nawróceniu wypowiedział słowa: „Co mogę zrobić, skoro Bóg istnieje, skoro chrześcijaństwo jest prawdziwe, skoro jest życie wieczne ? Co mogę tutaj zrobić, skoro istnieje Prawda i ta Prawda jest Osobą, która chce być poznaną, która nas kocha i która nazywa się Jezus Chrystus ? Nie mówię tego na podstawie hipotez, w sposób wyrozumowany, na podstawie tego, co słyszałem, iż mówiono. Mówię o tym z doświadczenia. Widziałem.” Bóg przychodzący do nas w momencie w którym się najmniej Go spodziewamy. Bóg, którego muśnięcie zalewa duszę w taki sposób że wszystko ustępuje pod wpływem siły miłości. „Przychodzi nagle i nie mieszając się, łączy się ze mną- powie św. Symeon Teolog- Moje ręce stają się rękami nieszczęśnika, ale o to poruszam ręką i cała staje się ona Chrystusem.” Takiego doświadczenia nie przedstawia żadna z religii. Bóg relacyjny, kochający, przeobrażający życie w całej rozciągłości... Bóg bliski w każdym okruchu czasu; z którym rozmawiam i piję kawę, chodzę na przechadzki czy wykonując codzienne obowiązki. „Bóg jest zawsze blisko człowieka, ponieważ jest wszechobecny- mówił św. Filaret- To tylko człowiek nie zawsze jest blisko Boga z powodu swej ograniczoności, braku uwagi i rozproszenia... Bóg przybliża się do nas, gdy my przybliżamy się do Niego.”

wtorek, 6 marca 2018


Dobry jest Pan i łaskawy,
dlatego wskazuje drogę grzesznikom.
Pomaga pokornym czynić dobrze,
uczy ubogich dróg swoich
. (Ps 25, 8-9)

Droga człowieka wiary jest naznaczona pokutą. Jeden z rosyjskich mistyków mówił, że pokuta jest miastem w którym chrześcijanin znajduje schronienie. Greckim słowem określającym ten niezwykle intensywny proces wewnętrznej przemiany jest słowo metanoia, ma znaczenie sięgające o wiele głębiej. W pokucie nie chodzi tylko o zmianę zachowania lub przewartościowania wielu życiowych spraw. Chodzi tu o zmianę sposobu myślenia i oderwanie się od grzechu. Metanoein tłumaczy się tyle, co spojrzeć na świat przemienionym wzrokiem. Może dlatego Chrystus w połowie drogi ku wydarzeniu Golgoty, zabrał ze sobą uczniów na Górę Tabor, aby zobaczyli swoje życie w nowym świetle. Od tego momentu będą podążać za Światłem. Najważniejszą częścią pokuty jest doświadczenie przebaczającej miłości Boga. To lekarstwo miłości jest udzielane w sakramentach Kościoła. Najmocniej ten terapeutyczny wymiar uzdrowienia odkrywamy w sakramencie pojednania i powrotu. Chrześcijański Wschód określa pojednanie jako misterium pokajania- pokajanije lub ispowiedanije, jako wyznanie duszy i wydobycie na zewnątrz tego, co odbiera radość istnienia i nie pozwala być oświeconym światłem Chrystusa. Spowiedź to również „drugi chrzest”, gdzie muszą pęknąć katarakty duszy i rozlać się na zewnątrz wodą oczyszczenia. To łzy duchowych narodzin, zmartwychwstania, odkrycia w sobie pięknego człowieka- którego Miłosierny Bóg wziął w ramiona, ponieważ „syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”. Miłość Boga jest wskrzeszająca, ten kto zginął odnajduje się. Chrześcijaństwo ukazuje grzech jako zagubienie, nędzę i degradację człowieka. Pokuta zatem jest łaską u darem, zerwaniem krępujących więzów, pocieszeniem i radością- nową drogą odkupionego człowieka. Dostojewski wołał: „Bracia, nie bójcie się grzechu ludzkiego, miłujcie człowieka i w grzechu jego, albowiem to jest podobieństwo Bożej miłości i szczyt miłości na ziemi”. W tym wyznaniu zaznacza się silna perspektywa paschalna- spojrzeć na siebie, drugiego człowieka- przez miłujące oczy Boga.  

poniedziałek, 5 marca 2018


Jak łania pragnie wody ze strumieni,
tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże.
Dusza moja Boga pragnie, Boga żywego, kiedyż więc przyjdę i ujrzę oblicze Boże?
(Ps 42,2)

Uwielbiam się modlić tymi słowami pragnienia. Czerpać ze Źródła tak intensywnie- do nasycenia, aż dusza zadrży ze szczęścia. „Bądź tak pewien, że Pan jest blisko ciebie, abyś mógł go czuć, że gdy modlisz się do Boga, dotykasz Go nie tylko myślą i sercem, ale i wargami...”(św. Jan z Kronsztadu). Chrześcijańska dusza pragnie tylko Boga; chce żyć, bić i oddychać jedynie w Nim. W tym miejscu przypomina mi się mądra opowieść A. Exupery pt. Mały Książę. Jesteśmy niczym ten mały chłopiec- rozpięci pomiędzy wschodami i zachodami słońca, ciekawi świata; z pytaniami na które nieustannie poszukujemy odpowiedzi. Spragnieni życia w pełni. „Chcę napić się tej wody- powiedział Mały Książę- daj mi... Pił, mając oczy zamknięte. To było piękne jak święto. To było czymś więcej niż pożywieniem. Ta woda zrodzona była z marszu pod gwiazdami, ze śpiewu bloku, z wysiłku ramion. Sprawiała radość w sercu- jak podarek.” Czy nie takiego- najcenniejszego daru poszukuje człowiek ? Tym darem jest wiara, miłość Boga ze względu na Niego samego. Całkowite zaspokojenie pragnienie. Szczęście ! Chrześcijanie są jak łanie lub młode jelonki biegnące na oślep do Źródła. „Jak łania pragnie wody...” Słowa tego psalmu odnoszono w pierwszych wiekach chrześcijaństwa do przeżywania liturgii. Wielki Post był (jest) szczególnym czasem przygotowania katechumenów do sakramentu chrztu. Jeleń uosabiał duszę ochrzczonego. Poświadczają to liczne źródła ikonograficzne i patrystyczne. Jelenie przedstawione są na studni życia w dekoracji mozaikowej mauzoleum Galii Placidii. Również barwna i monumentalna dekoracja z San Clemente w Rzymie ukazuje chrześcijan jako zwierzęta pijące z rajskich rzek wydobywających się z pod kwitnącego Drzewa Życia na którym jest rozpostarty Zwycięski Chrystus. Również na inicjałach średniowiecznych rękopisów można spotkać dwa jelenie, zbliżające się do studni z wodą życia. Jeleń jako fons vite jest najczęściej interpretowany jako symbol nowych narodzin w sakramencie chrztu.  „U Boga jest źródło życia, źródło niewyczerpane- pisze św. Augustyn- Biegnij do źródła, pożądaj źródła. Ale nie byle jak, nie byle jakie stworzenie, biegnij jak jeleń. Co znaczy: jak jeleń ? Nie opóźniaj się w biegu, biegnij rączo, żywo, pożądaj źródła...” W tym lapidarnym zdaniu zawiera się gwałtowność odruchu serca, dynamika wiary rosnąca wraz z każdym postawionym krokiem ku... Źródło to Chrystus, Kościół, sadzawka chrzcielna- tyle znaczeń i sensów ! Stary człowiek umiera przez zanurzenie w wodzie i ustępuje przed nową istotą odrodzoną. Pięknie oddają to słowa św. J. Chryzostoma: „Chrzest uprzytamnia nam śmierć, pogrzebanie, życie i zmartwychwstanie... Gdy zanurzamy głowę w wodzie jakby w grobie, stary człowiek zostaje zanurzony i cały jest pogrzebany; gdy wychodzimy z wody, jednocześnie ukazuje się nowy człowiek.”

niedziela, 4 marca 2018


1 Kor 1, 22-25

Bracia: Gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków – Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą. To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi.

Pewnie zabrzmi to paradoksalnie, ale chrześcijaństwo nieprzerwanie proklamuje miłość wyrażoną w misterium Krzyża. Wszystko jest naznaczone tym znakiem. „Historia krzyża, nie jest taka prosta- zauważa R. Jensen- Czy to znak, artefakt, instrument, czy postać, krzyż został wrzucony w niezliczoną ilość ról. Jaką dziś rolę odgrywa krzyż ?” Jeżeli byśmy stracili z perspektywy obraz rozpiętego na drzewie Baranka, zagubilibyśmy fundament naszej wiary. To, co w oczach świata wydaje się absurdem, skandalem, spektaklem okrucieństwa, zbroczonym narzędziem tortury- dzięki największemu aktowi miłości Syna Człowieczego, rozświetla wszystko oczywistością sensu. „Nie istnieje kult samego drzewa- twierdził N. Perrot- pod tym wyobrażeniem kryje się zawsze jakiś duchowy byt.” Wielu chrześcijan przez całe wieki historii postrzegało krzyż wyłącznie jako narzędzie kaźni, pogrążając się w cierpiętliwym współczuciu i dolorystycznej poufałości z Tym, którego przytwierdziło ludzkie poczucie wolności i władzy. Kontemplacja nieprawdopodobnej agonii rozciągniętej w czasie, zatrzymała spojrzenie tak wielu. Lecz czy rozświetliła ich życie blaskiem wielkanocnego poranka ? W mojej głowie postrzegam dziesiątki średniowiecznych krucyfiksów i tych późniejszych przedstawiających Chrystusa w niewyobrażalnej agonii; pot, brud, konwulsyjnie wygięte ciało i krew tryskająca z ran tak intensywnie, iż za nim spadnie na ziemię przemienia się w grona które można zebrać do czaszy kielicha. W tych licznych krucyfiksach przejawiają się dwie druzgoczące treści: cierpienie i miłość !  Na pewnym etapie trzeba przekroczyć ten miażdzący obraz cierpiącego i martwego już człowieka. Trzeba pójść dalej... Krzyż z rozpiętym i rozpostartym Barankiem, musi jawić się zawsze jako chwalebny- zwycięski znak powodujący tąpnięcie w posadach piekła i świata zaślepionego grzechem. W tym miejscu nasuwa mi się fragment hinduskiej Rigwedy mówiącej o kosmicznym drzewie: „W dół kierują się gałęzie, w górze znajdują się korzenie, a promienie rozchodzą się ku nam.” Ukrzyżowany Chrystus jest już zwycięski- emanujący niczym Słońce wschodzące na horyzoncie przebudzonego z nocy dnia. Taka jest Boża filantropia. „Bez krzyża człowiek znalazłby się w niebezpieczeństwie uważania tego świata za ostateczną rzeczywistość.” Krzyż spina ziemię z niebem, a jego belki przecinają się w sercu człowieka- przenosząc go na powrót do Raju naprzeciw drzewa które nigdy nie przestało owocować.