Istnieją takie dzieła
sztuki które nie tylko są jak twierdził Yannaras „twórczymi energiami ludzkiej natury”
istniejąc jako osobowe manifestacje inności, ale nade wszystko w odbierze
odbierają siłę słowu. Gadamar twierdził, iż „jesteśmy niekończącą się rozmową,
bo nie jesteśmy wstanie odnaleźć słów, które odpowiadałyby na pytanie kim
jesteśmy i jak powinniśmy siebie rozumieć.” Sztuka jest takim miejscem
pokornego popadnięcia w milczenie. Jest wiele dzieł sztuki które druzgocą i
poruszają moją duszę jednocześnie. Takim dziełem par excellence jest dla mnie
rzeźba Giuseppe Sanmartino Zasłonięty
Chrystus ( 1753, kaplica św. Seweryna- Neapol). Spokojnie może mi zastąpić
wiele duchowych ćwiczeń nabrzmiałych od najpiękniejszych słów. Rzeźba odkuta z
jednego bloku marmuru, ukazująca martwe ciało Chrystusa spowitego
przeźroczystym całunem. Całun w moim przeświadczeniu stanowi symboliczną zasłonę
śmierci pochłoniętej przez życie. Dla postchrześcijańskiego świata taka sztuka może
stać się oddechem ducha wyzwolonego z determinant powierzchowności i banalności
istnienia. Nie patrzymy na martwego człowieka ubranego w „kostium” estetycznej
egzaltacji, czy piękna czytanego i oddanego jedynie za pomocą sprawnych dłoni
artysty. To nie kamień do nas mówi; siła tego piękna została utrwalona w archetypie
Ukrzyżowanej Miłości. Przez ten materialny całun za chwilę przeniknie światło
zupełnie „nowego dnia”. Artysta próbuje nam powiedzieć zgoła coś więcej.
Opowiada o śmierci jako doświadczeniu zimna, samotności i separacji- czyniąc z
tego faktu milczące teatrum oczekiwania na zmartwychwstanie. Głęboka cisza
ogrania stworzenie w spoczynku... On niczym ziarno obumiera w pierwotnej
postaci, by powstać do życia nowego i wiecznego. Odkrywamy tu „oblicze Boga,
który nas przyjmuje, wyzwala i przywraca nam szansę bycia Jego obrazem.”