czwartek, 28 czerwca 2018


Mt 7, 21-29

Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony.

Po całorocznej pracy dydaktycznej- mozolnym poszukiwaniu i przekazywaniu wiedzy przychodzi czas na zasłużony odpoczynek. Dzieci i młodzież szkolna już ma za sobą czas nauki, studenci jeszcze walczą, gimnastykując się w pokorze intelektu i cierpliwości w wyścigu po jak najlepsze wyniki. Wakacje to zgiełk i zamieszanie uprażone w promieniach słońca oraz tęsknocie za odkrywaniem nowych ciekawych miejsc. To czas wędrówek- zaplanowanych, a niekiedy spontanicznych wypraw do miejsc które żyły w nas przez cały rok i dojrzewały niczym butelka dobrego wina do rozpieczętowania i degustacji. Dla mnie jest to przede wszystkim czas na umacnianie fundamentów wiary; wzmacnianie ścian mojego wewnętrznego domu wiary. „Podstawową rzeczą jest stanąć przed Bogiem z umysłem w sercu i stać przed Nim nieustannie dzień i noc, aż do końca życia” (św. Teofan Pustelnik). Chodzenie po śladach Boga i wielbienie „Miłości, co porusza słońce i gwiazdy”- mówiąc językiem Dantego. Zawiera się w tych tropach jakaś nie łatwa do opisania mistyka wypoczynku- „wejścia w siebie”- powrotu do pierwszego entuzjazmu wiary i sposobu jej przeżywania w prostocie dziecka. Potrzebujemy takiego zasłuchania poprzez symfonię dźwięków i barw świata. Odcięcie od zadyszanego miasta: pośpiechu i hałasu, schematycznych przyzwyczajeń reprodukowanych w prozaiczności egzystencji. Szukać ciszy, która jest lekarstwem na znużenie, wypalenie, jałowość duszy... „Cisza jest tajemnicą przyszłego świata”- przekonywał św. Izaak Syryjczyk. Rodzić się zatem w modlitwie pragnienia ciszy; wewnętrznej uległości dla słów, które w delikatnym drżeniu wypowiadają usta Boga. „Przyjaciel ciszy zbliża się do Boga a rozmawiając z Nim w tajemnicy, otrzymuje jego światło”(św. Jan Klimak). W ciszy zostaje uformowany ktoś odnowiony- napełniony Bożym Duchem, rozgrzany żarem pragnienia i witalności. Potrzeba mi spotkań z ludźmi wypełnionymi Bogiem- ciszą- przeistoczonych modlitwą, nakarmionych zadziwieniem i pięknem. „We wnętrzu świetlanego człowieka mieszka światło, które oświetla cały świat”- głosi pewien Apokryf. Patrzeć na ludzkie twarze wyrzeźbione w świetle Przemienienia. Widzieć dłonie, które potrafią jedynie dawać. Słyszeć w biciu serca tętno cudownego świata, jego zarysu nadprzyrodzoności. Znaleźć „starców” o niezachwianej mądrości i ewangelicznej prostoduszności. Zmęczony jestem ludźmi prowadzącymi monolog i przekonanymi o tym, że są panami świata, właścicielami czyjegoś skrawka „nieba.”  Słuchać Boga i wypatrywać śladów świętości, to fundament na którym można zbudować trwały gamach.  

wtorek, 26 czerwca 2018


J 8, 12

Ja jestem światłością świata, kto idzie za Mną, będzie miał światło życia.

Istnieje takie Słońce przy którym blask tego wznoszącego się i chowającego za horyzontem nieba, tylko blaknie i matowieje. Chrześcijaństwo opowiadając o Bogu chętnie sięgało do metafory światła. „Bóg jest światłością”- pisze św. Jan Apostoł. Światło jest jedną z najbardziej ujmujących duszę przejawów obecności świata transcendentnego. Bóg nie objawia się w sposób widoczny- okrywa Go transparentny „woal światłości”- dzięki któremu zmysł wzroku zostaje przeniknięty łaską, a serce wypełnione szczęściem. „Promienie Twoje uderzyły mój wzrok i cały przejęty byłem miłością i bojaźnią”- wyznaje poruszony do głębi św. Augustyn. Światło staje się namacalnym doświadczeniem mistyków, przeszywając ich duszę zstępującym ogniem miłości. „Jestem zraniona Twoja miłością” (Pnp 2,5). Kiedy dusza zostaje zraniona przez ukłucie grotu miłości Jezusa, staje w płomieniach. Ekstaza rodzi się w ogniu pochwycenia, energiach tak intensywnie przeszywających wszystkie zmysły. Wilhelm z Saint- Theirry, wspomina o „wiedzy o świetle południa” która stanowi odprysk wschodzącego Słońca zagarniającego człowieka bez reszty. „Wiedza staje się miłością- powie św. Grzegorz- ponieważ to co poznajemy jest piękne.” Człowiek zauroczony tą wizją, kontempluje chwałę, która wyzwala eksplozję radości- poryw uwielbienia. Kościół proklamuje dar zbawienia które przynosi przyobleczony w światłość Chrystus. Ten blask powalił na ziemię apostołów na górze Tabor, ponieważ był na zewnątrz nich. Ten blask- jako dar Zmartwychwstałego Pana- zstąpił na Kościół, czyniąc miejscem przebóstwienia i bramą Królestwa Bożego. „Nastąpi dzień i prawdziwe źródło życia- mówi E. Trubieckoj- przyoblecze siebie w słońce. Wtedy nasz stosunek do słońca zewnętrznego stanie się wewnętrznym, a samo życie będzie wszędzie słonecznym i upodobni się do szat Chrystusa.”

 

niedziela, 24 czerwca 2018


 1 P 1,8-12

Najmilsi: Wy, choć nie widzieliście Jezusa Chrystusa, miłujecie Go; teraz wierzycie w Niego, chociaż nie widzicie; a ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały wtedy, gdy osiągniecie cel waszej wiary, zbawienie dusz.

W przeciwieństwie do apostołów, nie możemy naszym wzrokiem zobaczyć Jezusa na sposób fizyczny. Jesteśmy zdani na świadectwo uczniów, ich intensywność przeżywanej wiary i mądrość Kościoła- który w teologicznych kategoriach próbował i ciągle próbuje zgłębić prawdę o Bogu-Człowieku. „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”- słyszymy z oddali czasu Chrystusowe słowa nadziei. „Człowiek jest językiem na który trzeba przekładać Boga”- pisał Guardini. Jednocześnie tam, gdzie wyczerpuje się język teologii, wchodzi sztuka z kulturą tworzenia i aktualizowania najbardziej nieuchwytnych idei, za pomocą artystycznego kształtowania materii. „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca”- to nie tylko wyznanie potwierdzające bardzo bezpośrednią, intymną i nierozerwalną relację w łonie Trójcy Świętej. To pierwszy „manifest” powołujący do życia sakralną sztukę- na dodatek usankcjonowany przez samego Boga. Ten, który był całkowicie nieuchwytny dla ludzkiej percepcji- osłonięty tajemnicą i opatrzony w Starym Testamencie prawem radykalnej niemożliwości przedstawienia- teraz zajaśniał ludzkim oczom. „Słowo czekało na Obraz”- jak pisał Jan Paweł II kontemplując malarską wizję Kaplicy Sykstyńskiej. Najpiękniejszy z synów ludzkich, a zarazem Wcielony Bóg- ukazał się w całej pełni. Jego widzialne człowieczeństwo, stało się obrazem niewidzialnego Bóstwa. „Zabłysnąłeś, zajaśniałeś jak błyskawica, rozświetliłeś ślepotę moją. Rozlałeś woń, odetchnąłem nią- i oto dyszę pragnieniem Ciebie”- pisał w Wyznaniach św. Augustyn. Jak wielka jest siła sztuki, która wypisuje kontury Niepoznawlanego; wydobywa za pomocą malarskich środków ludzką Twarz Boga ! „Chrystus uwalnia ludzi od mitologii i od bożków nie w sposób negatywny, przez usunięcie obrazu, lecz pozytywnie, objawiając prawdziwą ludzką postać Boga… Bóg sam w sobie przekracza każdy obraz, lecz Jego Oblicze, zwrócone ku światu, przyjmuje to, co widzialne, znajduje obraz adekwatny do tajemnicy swojej Filantropii i jest nim postać ludzka. Ponad możliwą otchłanią upadku Bóg, według Ojców, wyrzeźbił ludzkie oblicze, patrząc w swojej Mądrości na człowieczeństwo Chrystusa”(P. Evdokimov). Każdy ma pragnienie oglądania Chrystusa, nie tylko w obrazie, ale również w Nim samym- in Persona. Kultura przygotowuje nas do tego pełnego oglądu, który nastąpi w przyszłym świecie. Jak na razie musimy zdać się na kroczenie po tropach teologii i sztuki. Niech pociechą będą słowa św. Teodora Studyty: „Malowidło jest dla nas świętym światłem, zbawienną pamiątką, która nam ukazuje Chrystusa w Jego narodzeniu, chrzcie, w czynieniu cudów, na krzyżu, w grobie i wstępującego do nieba. W tym wszystkim nie jesteśmy wprowadzani w błąd, bo wszystko to rzeczywiście kiedyś się wydarzyło. Bo oglądanie obrazów przychodzi z pomocą rozumieniu duchowemu, a w konsekwencji umacnia się nasza wiara w tajemnicę zbawienia”.

piątek, 22 czerwca 2018


Mt 6, 19-23

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje.

Myślę, że wielu współczesnych odbiorców czytających słowa Chrystusa przeżywa jakiś wewnętrzny dyskomfort. Żyjemy w świecie przepływu dóbr, a szczytem marzeń jednostki w społeczeństwie konsumpcyjnym jest posiadanie jak najwięcej, tak aby można było machać złotą kartą ekspedientkom przy pozbawionych limitu zakupach. Ten eksperyment szczęścia naznaczony jest jednak nutą ujmującego cierpienia. Bogacenie się i podążający za nim luksus stał się obsesją wielu płynnych społeczeństw. Standard życia którego wyznacznikiem jest wszystko co najdroższe i godne pozazdroszczenia przez innych. W tej świadomości „być” i „mieć” ulatuje na bok refleksja eschatologiczna- dalekowzroczność naznaczona przeczuciem przemijalności i kruchości tego wszystkiego, co staje w zasięgu pragnienia posiadania. Bierdiajew twierdził, „że w każdej chwili dokonuje się Sąd Boży, i jest on głosem wieczności w czasie.” Sąd jest momentem naszej transparencji- wiarygodności, bez zbędnych balastów i oszacowanego w kwotach czy  zdeponowanego na koncie w  banku bogactwa. Człowiek chyba musi dojrzewać do eschatologii, a to wymaga mądrości i trzeźwego osądu. Ilu otacza nas ludzi ogłupiałych od chęci posiadania więcej i jeszcze więcej. Potrafią w tym monopolistycznym wyścigu po finansowy sukces sprzedać własną duszę, rozmienić na drobne resztki ludzkiej przyzwoitości, postawić na szali o wygraną szczęście własnej rodziny, zdeptać swoich oponentów bez migawki współczucia. Demon od czasu kuszenia Chrystusa na pustyni i mamienia bogactwa próbuje każdą istotę uczynić bałwochwalcą. Istnieją ludzie do cna zamroczeni istnieniem bogactwa i zrobią wszystko, żeby mieć... mieć Czy drewniana trumna lub murowany grobowiec zdeponuje tony majętności ? Błędem jest myślenie iż Chrystus neguje bogactwo. Wskazuje raczej na dystans wobec rzeczy które z takim wysiłkiem woli ludzie chomikują. Święty Grzegorz Palamas daje nam za przykład do naśladowania świętych mnichów, zdolnych zachować beznamiętność wobec rzeczy które wabią wzrok i serce: „Porzucili radość posiadania dóbr materialnych, chwałę ludzką i złe przyjemności ciała i wybrali życie ewangeliczne.” Nie mamy być mnichami, ale mamy badać jak oni pragnienia naszego serca. „Największe, co dzieje się pomiędzy Bogiem i ludzkim sercem, to kochać i być kochanym”- pisał K. Ware. Życie na ziemi to pierwszy przystanek, pociąg jedzie dalej zatrzymując się finalnie w miejscu gdzie istota wyposażona w gadżety wysiada paradoksalnie naga- bez portfela, władzy, podwładnych ludzi których może ustawiać jak pionki na szachownicy. Bogactwo nie przechodzi przez „bramę przemienienia.” Jedynym bogactwem jest serce wypełnione miłością i spojrzenie w którym odbija się autentyczne ubóstwo- pragnienie bycia w Bogu. Egzystencja zanurzona w świecie materii przestaje mieć rację istnienia i nie posiada żadnej siły oddziaływania. Będziemy na cień tych rzeczy spoglądać już oczami Innego, a rządza posiadania ustanie raz na zawsze. Ciągle pozostają we mnie żywe pierwsze słowa które jako nastolatek przeczytałem w Ewangelii; otworzyły mi oczy i przemieniły moje serce: „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5,3).

czwartek, 21 czerwca 2018


Ps 97  

Pan króluje, wesel się, ziemio,
radujcie się, liczne wyspy!
Obłok i ciemność wokół Niego,
prawo i sprawiedliwość podstawą Jego tronu.

Przed Jego obliczem idzie ogień
i dokoła pożera Jego nieprzyjaciół.
Jego błyskawice wszechświat rozświetlają,
a ziemia drży na ten widok.

Wyobraźnia podsuwa mi cały szereg obrazów ze świata sztuki przedstawiających triumfującego Chrystusa- „zwornik”, „oś dziejów historii”, widzianego oczami mistyków i artystów jako objawienie Piękna i Światłości zstępującej w finalnym momencie panoramy świata. „Święty przychodzi z góry... Majestat Jego okrywa niebiosa, a ziemia pełna jest Jego chwały. Wspaniałość Jego podobna do światła, promienie z rąk Jego tryskają” (Ha 3,3-4). Pantokrator- Pan Wszechwładny- Zbawca w Mocach, Kyrios, siedzący na tronie królujący z niezmąconym spokojem jako władca świata. Jest On, jak mówi św. Augustyn, królem i twórcą państwa Bożego: ipsam civitatem Dei, cujus rex est et conditor Christus. Bogoczłowiek witający wierzących pielgrzymów z kamiennych romańskich portali, czy wschodnich ikonostasów- bram przez które zstępuje świat niebiańskich bytów i wytryskuje światłość odpowiadająca tej która detonowała energią życia kamień grobu przy Zmartwychwstaniu. Światło w którym są ukryte przyczyny wszystkiego, co jest. Chrystus z Apokalipsy o obliczu lśniącym jak słońce. „W tym świetle ciało, historia i ziemia otrzymują wezwanie do przeistoczenia”- pisał O. Clement. Wystarczy, że człowiek wchodzący do dawnych kościołów pozwoli powędrować swemu wzrokowi, to zderzy się z wiecznością zstępującą delikatnie za pomocą symboli, budząc poczucie transcendencji, fascinosum i lęku. Sztuka potrafi rysować kontury wieczności, mówiąc do intelektu i przyśpieszając bicie serca. „Wschodzi nareszcie wieczny dzień i nigdy już noc po nim nie przyjdzie. Światłość Słowa, które ciałem się stało, rozbłysła w jednej chwili i od razu dokonała najprzedziwniejszej spośród wszystkich rewolucji”- twierdził Klemens Aleksandryski. Obrazy- symbole budzą tęsknotę wobec Tego, którego Kościół opiewa słowami Trishagionu: „Święty, Święty, Święty Bóg, Święty Mocny i Nieśmiertelny.” U Jego stóp skąpana w ogniu Paruzji ludzkość próbuje wkroczyć bez lęku w przemienienie i odnaleźć obiecane mieszkanie: „kiedy go ujrzałem, do stóp jego padłem jak martwy, a On położył na mnie prawą rękę, mówiąc: Przestań się lękać ! Ja Jestem Pierwszy i Ostatni, i Żyjący”- relacjonuje dla nas tę wizję św. Jan na Patmos. Bóg oczekuje, iż będzie rozpoznany przez człowieka, nie ma już na sobie znamion kenozy, lecz spowija go plastycznie ukazana mandorla; wznosi się ponad profanum roztaczając limes nowego Raju- Domu Ojca- Weselnej komnaty w której Oblubieniec wzdycha miłośnie za swoją Oblubienicą Kościołem. Wyrażają to słowa średniowiecznej mistyczki Julianny z Norwich: „Jezus żywi gorące pragnienie, by wszystkich posiadać w sobie, dla swojego szczęścia...”


 

środa, 20 czerwca 2018


2 Krl 2, 11-13

Podczas gdy oni szli i rozmawiali, oto zjawił się wóz ognisty wraz z rumakami ognistymi i rozdzielił obydwóch; a Eliasz wśród wichru wstąpił do niebios. Elizeusz zaś patrzał i wołał: «Ojcze mój! Ojcze mój! Rydwanie Izraela i jego jeźdźcze». I już go więcej nie ujrzał. Ująwszy następnie swoje szaty, Elizeusz rozdarł je na dwie części i podniósł płaszcz Eliasza, który spadł od niego z góry.

Jednym z nielicznych bohaterów Starego Testamentu, którego historia stanowi osobny temat przedstawiony w sztuce- głównie w miniaturach i ikonach, to postać proroka Eliasza (hebr. Eliijah- Jahwe jest moim Bogiem). Podstawowym źródłem informacji o tej osobie jest cykl opowiadań zawartych w Księgach Królewskich, ukazujących go, jako bezkompromisowego obrońcę wiary ratującego swój lud od synkretyzmu i porzucenia Przymierza zawartego z Bogiem. Eliasz na kartach Biblii jest postacią niezwykle ważną jak również tajemniczą. Prorok zjawił się nagle, przychodząc z Tiszbe w Gileadzie z nad obrzeża pustyni. Jahwe przemówił do Eliasza osobiście, a słów Bożych nie przyniósł wicher ani trzęsienie ziemi, ani ogień: słowa które Eliasz usłyszał, brzmiały niczym „przyciszony głos,” „łagodny szept,” lub „głos łagodnej ciszy.” Uchem serca można usłyszeć lekki powiew, zapowiadający przyjście Boga, a człowiek receptywny rozpoznaje Bożą obecność. Cisza stała się przestrzenią Teofanii a z kontemplacji rodzi się działanie. Jahwe następnie posłał Eliasza, aby poinformował Achaba, że królestwo zostanie dotknięte straszliwą suszą, gdyż król i jego żona straszliwie zgrzeszyli, oddając cześć Baalowi i innym bogom kananejskim. Realizując zleconą mu misję, stając się głosem sumienia- upominając władcę, z obawy przed gniewem oddala się na wschodnią stronę Jordanu, nad potok Kerit, gdzie troszczą się o niego kruki- przynoszące mu pożywienie. Sam prorok będzie jeszcze wiele razy interweniował w ważnych sprawach. Na górze Karmel dokona się próba sił pomiędzy Eliaszem, a kapłanami Baala. Podczas gdy ci bezskutecznie prosili Baala o jakiś znak, na przygotowany przez Eliasza ołtarz ofiarny spadł z nieba ogień i przekonał zebrany tłum o wszechmocy Jahwe, Boga Izraela. Podobnie jak Jezus, Eliasz był wielkim głosicielem Słowa Bożego; on również dokonał cudu wskrzeszenia syna wdowy i również wstąpił do nieba. Ten ostatni akord jego życia był najczęściej przedstawiany w malarstwie. Wniebowzięcie Eliasza- paralelne do Wniebowzięcia Chrystusa. (Ukazują to malowidła z IV wieku w katakumbach Domicylii w Rzymie, płaskorzeźba w kwaterze drzwi świętej Sabiny w Rzymie, czy miniatura w Psałterzu Chludowa z IX wieku, liczne przykłady malowideł i ikon). Bardzo ekspresyjne jest to przedstawienie zabrania Proroka. Żegna się ze swoim uczniem Elizeuszem i wznosi się na wozie ognistym, przedzierając niebiosa i stając się uczestnikiem wiecznej szczęśliwości. „Wóz ognisty i ogniste konie, na wozie prorok Eliasz wznosi się do nieba, z dołu spogląda Elizeusz, w jednej ręce trzymający płaszcz, który spadł z Eliasza, w drugiej zwój, z którego czyta: „Ojcze mój ! Ojcze mój ! Rydwanie Izraela i jego jeźdźcze !”(Hermeneia). Na ikonach to przedstawienie jest spowite silną dominantą czerwieni- barwa ognia przeistaczająca to, co cielesne w duchowe. „To czas ekstazy człowieka -skorzystam ze słów M. Bierdiajewa- który wykracza poza siebie, poza swój los, a co za tym idzie, poza czas.” Wkracza w wieczność ! Człowiek staje się tym, co kontemplują jego oczy. „Dusza, która została w pełni oświecona przez niewypowiedziane piękno jaśniejącej chwały oblicza Chrystusa i napełniona Duchem Świętym...cała jest okiem, cała jest świetlistością, cała obliczem”- przekonywał Makary Wielki. Eliasz stał się ogniem, nasycony światłem zabłysnął niczym pochodnia- przeniknęły go energie nowego eonu. Znamienne jest to, że w scenie przemienienia Chrystusa na górze Tabor obok Mojżesza pojawia się postać Eliasza- przenikniętego emanującymi z ciała Mistrza świetlistymi promieniami światła. To doświadczenie mieści się również w przeżywaniu wiary każdego współczesnego człowieka- pragnienie wejścia w świat przebóstwiony. Wniebowzięcie Eliasza staje się zapowiedzią przemienionego świata- odkupionego człowieka i kosmosu, przeobrażenia które dokona się wraz z nadejściem Zbawiciela, który ogłosi: „Oto czynię wszystko nowe” (Ap 21, 3-5). Ogień miłości w którym zajaśnieją twarze przyjaciół Baranka.

wtorek, 19 czerwca 2018


Mt 5, 43-48

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Słyszeliście, że powiedziano: „Będziesz miłował swego bliźniego”, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście się stali synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych.

 Światu nie potrzeba dzisiaj bardziej zamożnych społeczeństw, zadowolonych z siebie konsumentów dóbr, spełnionych życiowo marzycieli, czy specjalistów od coachingu.  Światu potrzeba ludzkiej miłości. Zatrzymać się w miejscu i spotkać człowieka. Przyjąć go, zatopić w swoim sercu. „Rzeczywistość jest spolaryzowana; z jednej strony są egocentryzm i egoizm, każdy żyje wyłącznie dla siebie, wszystko jest zatomizowane i pogrążone w piekielnej samotności; a z drugiej strony istnieje, co można nazwać altruizmem- życie dla drugiego”(P. Evdokimov). Ewangelia w swoim radykalnym przesłaniu podnosi człowieka ku maksymalizmowi miłości. Ten drugi- żyjący obok mnie zasługuje na moją miłość. Dawanie, przekazywanie i napełnianie się miłością, jest kwintesencją nauczania Jezusa. Czyniąc inaczej chrześcijanie zaprzeczyliby pragnieniu swego Mistrza. Miłość do drugiego człowieka jest najważniejsza- bezinteresowna, szczera, prosta w swojej komunikatywności; sprawiająca, że Bóg staje się  obecny w samym centrum toczącego się dialogu serca. „Bóg może dawać tylko swoją miłość. Daje i będzie dawał wszystkim swoją miłość: będzie wszystkim we wszystkich”- mówił św. Izaak Syryjczyk. Życie człowieka nie może być bierne, zamknięte w samowystarczalnym kokonie samolubnego „ja” wokół którego ma wirować świat. Miłość potrafi wskrzesić drugiego człowieka, nadać sens jego życiu- podnieść ku górze, uczynić świetlistym najbardziej skryte zakamarki duszy. Wielu nie chce dawać miłości, upatrując w tym jakąś słabość. To smutne, że tak skarłowaciał człowiek. Jeżeli chrześcijaństwo ma być wydarzeniem paschalnym- wskrzeszającym, to na twarzach jego wyznawców musi rysować się miłość. Dziś nie ma ważniejszego nad to pytania. Czy potrafię być bliźnim człowieka który mnie irytuje, prześladuje, depcze moją godność, lub szablonuje wedle swojej oceny ? Brat Karol de Foucauld wołał o miłość między ludźmi: „W każdym człowieku widzieć Jezusa i stosownie do tego postępować: dobroć, szacunek, miłość, pokora, łagodność, czynić dla innych więcej niż dla siebie.”

niedziela, 17 czerwca 2018


 Mk 4, 26-34

Mówił jeszcze: «Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane, wyrasta i staje się większe od innych jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki podniebne gnieżdżą się w jego cieniu».

Chrystus potrafi umiejętnie budować napięcie i przemawiać do swoich słuchaczy barwnymi obrazami ze świata natury. Odkrywamy w przypowieści prostotę wyrazu, realizm, a równocześnie kontemplację natury stającej się matrycą teologicznego przekazu. Nie trzeba być wnikliwym znawcą botaniki, aby uchwycić sens przypowieści o ziarnku gorczycy. Ziarno jest małe, ale pod wpływem czasu, wilgotności i promieni słońca ma siłę do wzrostu ku górze, aby stać się kilkumetrowym drzewem. Od botaniki przechodzimy do dydaktyki, aby w końcu dojść do skrzydlatej fauny: „ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu.” Człowiek Biblii potrafi w tym przejrzystym obrazie dopatrzeć się cudu- namacalnego działania Boga. Królestwo Boże jest zatem ziarnem- które w dynamice czasu i przestrzeni, nasycone miłością Boga osiąga swoją pełnię, aby stać się dla człowieka miejscem ostatecznego przebywania. Nie można tego procesu sfotografować, tak jak to czynią przyrodniczy za pomocą specjalistycznych i przygotowanych do tego urządzeń. Dynamika Królestwa jest trudna do uchwycenia, możemy jej znaki odczytywać jedynie poprzez tętniące życie Kościoła w jego wymiarze sakramentalnym, profetycznym i charyzmatycznym. Przypowieść, nie jest tylko eschatologiczną katechezą, wskazuje na to, co dzieje się tu i teraz; odsłania kontury świata, który kiełkuje już we wnętrzu człowieka- w jego pragnieniu wiary i potencjale twórczych możliwości. „Bóg złożył w sercu człowieka pragnienie posiadania Go”- twierdził św. Maksym Wyznawca próbując zgłębić myślenie Jezusa o człowieku i jego ostatecznym przeznaczeniu. „Przypowieść poucza nas zatem, abyśmy brali na serio nasze okazje, te, które nadarzają się tu i teraz. Są skromne, małe, przyziemne, ale rodzą się w obecności królestwa” (B. Maggioni). Być ziarnem- poddanym naciskowi łaski i miłosnego wejrzenia Boga, Jego czułości uchylającej bramy Raju. „W Chrystusie, gdzie wieje Duch Święty, nowy eon otworzył się dla ludzkości.” Ziarno wrzucone w ziemię rozkwita w ogrodzie wieczności w promieniach Słońca, co nigdy nie zachodzi.    

piątek, 15 czerwca 2018


Ps 27  

Wierzę, że będę oglądał dobra Pana
w krainie żyjących.
Oczekuj Pana, bądź mężny,
nabierz odwagi i oczekuj Pana.

Człowiek wiary jest istotą o nieprawdopodobnym potencjale zdumienia. Takim moim ulubionym i ciągle niezgłębionym do końca okresem historii jest Średniowiecze, szczególnie to bizantyjskie i romańskie. Literatura i sztuka opowiadają z taką łatwością o człowieku zorientowanym ku Misterium. Człowiek z jakąś niezwykłą i urzekającą prostotą serca rozpoznaje Boga w najdrobniejszych szczegółach życia; jego serce wyrywa się ku Miłości, o której opowiadają mu ikony i kamienne- ożywione duchem wiary dekoracje rzeźbiarskie. „Kamienie i symbole głoszą na swój sposób, przypominając o rzeczywistości obcej i tajemniczej. W kazaniach tych mówią do nas historia i wieczność zarazem, a więc rzeczywistość z której wyszliśmy i do której zmierzamy” (Ch. Moller). Średniowieczny teocentryzm, nie jest tylko sentymentalnym i prostodusznym zwrotem ku Bogu, którego wzrok przenika wszystko. Jest to miłosne uniesienie w którym pragnienie wieczności bierze prymat nad pobudkami ciała i świata. Dlatego wielka mistyczka Hildegarda z Bingen powie: „Człowieku, spójrz na siebie; masz w sobie niebo i ziemię.” Odkrywanie śladów Boga staje się najważniejszym zadaniem człowieka, określając równocześnie jego stosunek do innych ludzi- wypatrujących przez świat symboli właściwego znaczenia sacrum. „Człowiek nie postrzega siebie w oderwaniu od Boga- pisała M.M. Davy- rodzi się, wzrasta, umiera w boskiej obecności. Toteż nieobecność Boga, jego śmierć, jest niemożliwa, człowiek średniowieczny przypomina ufne dziecko. Świętuje swoje szczęście śpiewem gregoriańskim i muzyką- albo śpiewem kamienia w klasztornych kościołach. Jego spokój wynika z ładu istniejącego poza nim samym, w który jest wpisany. Ładu tego człowiek sam sobie nie może przypisać, tak jak jezioro nie może szczycić się, że obfituje  w wodę, ponieważ woda tryska ze źródła.” Wieczność przenika ludzi dawnych epok, porywa ich niczym świeży wiosenny wiatr unoszący zapachy barwnych kwiatów i nęcący wszystkie możliwe zmysły. To my współcześni jesteśmy w stosunku do naszych dawnych „przyjaciół” jedynie zabieganą- przepracowaną od nawału zadań i oczekiwań społecznością anonimowych istot. Duchowość schodzi na dalszy plan, a radość z istnienia staje się domeną ludzi potrafiących zdobyć się na inność i dystans; najczęściej wycofanych i będących w zażyłości z naturą. Tylko pustelnicy przypominają nam jeszcze o transcendencji która rodzi się z kontemplacji świata- „księgi” w której Bóg wypisał swoją obecność. Miał rację F. Schuon, twierdząc, iż człowiek współczesny kolekcjonuje klucze, lecz nie potrafi otworzyć drzwi; używa pojęć, lecz nie zna ich wartości. Klasyfikuje idee, ale one dotykają tylko powierzchni jego duszy. Nasz świat charakteryzuje się obojętnością i zapomnieniem o Bogu. Wybiera z chrześcijaństwa to co, przyjemne, atrakcyjne i przydatne; odkładając perspektywę wieczności na później. „Człowiek współczesny jednak często przywodzi na myśl drzewo karłowate, które należy, znaim się zacznie przycinać, zakorzeniać w ziemi, w wietrze, w świetle” (O. Clement). Potrzeba nam dzisiaj jakiego przebudzenia, utkanego z zachwytu nad pięknem serca w którym dokonuje się Teofania; w którym zawiera się miłosne uniesienie nad światem. Ruch miłości o którym z tak wielką pieczołowitością i wrażliwością pisali: św. Bernard, Jan Szkot Eriugena i wcielał w życie św. Franciszek z Asyżu.  Życie w Chrystusie – aisthesis- o którym rozprawiali bizantyjscy mistycy, sytuujący grzesznego człowieka w świetle energii tryskających z ciała przemienionego Chrystusa- Przyjaciela człowieka. Chrześcijanin- zdaniem św. Symeona Nowego Teologa, jest kimś „kto widząc, jest widziany, kochając, jest kochany i staje się światłem rozpalonym w niewysłowiony sposób.”

czwartek, 14 czerwca 2018


1 Krl 18, 41-42

Eliasz powiedział Achabowi: «Idź! Jedz i pij, bo słyszę odgłos deszczu». Achab zatem poszedł jeść i pić, a Eliasz wszedł na szczyt Karmelu i pochyliwszy się ku ziemi, wtulił twarz między kolana.

Wtulił głowę w kolana- pierwsze skojarzenie które mi się nasuwa w związku z ową czynnością Eliasza, to psychosomatyczna praktyka modlitwy Jezusowej przez mnichów zatopionych w rytmie modlitwy serca. Hezychaści poprzez taką postawę- „embrionalną”- synchronizowali duszę i ciało w jednym akcie strzelistego pokajania siebie- słabego człowieka (metanoia) i uwielbienia Zbawiciela. Jest to inaczej określana w literaturze przedmiotu- wędrówka do wnętrza serca; przejście od „idolatrii siebie” ku Bogu- Źródłu obdarowania i przemienienia. U wielkich mistrzów życia duchowego odnajdujemy cały szereg praktycznych wskazówek dotyczących tej „dziwnej” pozycji ciała: „Niech spoczywa twój podbródek na piersi, skieruj spojrzenie swych oczu wraz z całym umysłem na centrum swego brzucha, czyli na pępku.” Późniejsza literatura będzie z lekkim przekąsem określać mnichów praktykujących modlitwę serca jako „wpatrujących się w swój pępek.” Doskonale czujemy, że nie chodzi tu o skupienie uwagi na jakimś detalu ciała, ale poprzez to pochylenie chodzi o zakreślenie jakby figury koła, aby powrócić do siebie jako istoty przeobrażonej w modlitwę. Zgiąć się zupełnie, tak by ciało utworzyło koło z głową zwróconą ku kolanom, aż do odczucia „bólu w klatce piersiowej, w ramionach i karku.” Nie jest to komfortowa pozycja i taką być musi, aby była skuteczna. „Hezychasta jest tym, który dąży do tego, co w cielesnym domu bezcielesne” (św. Jan Klimak).Technika fizyczna miała na celu przede wszystkim służyć koncentracji, a poprzez oddech i wdech powietrza harmonizować całego człowieka w akcie artykułowanej modlitwy. „Przymuś swój umysł do zstępowania od twej głowy do twego serca... Zbierz swój umysł w sercu, ale tak, by był otwarty”- udzielał wskazówek Grzegorz z Synaju. Kiedy duch „zstąpił” już do serca, powinien zająć się jedynie żarliwym wołaniem: „Panie, Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną.” Takie przyzywanie pozwala odkrywać przestrzenie milczenia przez które Bóg zalewa modlącego światłem poznania. „Modlitwa Jezusowa uwalnia nas od wszystkiego, z wyjątkiem samego Jezusa”( L. Gillet). Wtedy wszystko, co człowieka otacza staje się modlitwą- powodem do dziękczynienia. Człowiek przeniknięty mocą imienia Jezus- staje się ikoną pełną światła. „Twe oczy jaśnieją jak błyskawica, a twe oblicze stało się jaśniejsze od słońca”- to słowa Motowiłowa relacjonujące wnikliwie spotkanie ze św. Serafinem z Sarowa. Tak, jak Chrystus przemienił się na oczach uczniów na górze Tabor, tak też najbardziej pokorny sługa swego Mistrza również stał się uczestnikiem tej łaski. Wpatrywał się w jasność Pańską i upodobnił się do Tego, którego Oblicze ukazało się w iluminacji Paschy. Kończę to rozważanie słowami poety R. M. Rilke: „Pragnij metamorfozy. O, zachwyć się promieniem, gdzie umyka ci rzecz, co się pyszni z przemiennej natury; ten kształtujący duch, trudzący się nad istnieniem, kocha jedynie punkt zwrotny we wzlocie figury.”

wtorek, 12 czerwca 2018


Mt 5, 14-16

Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu. Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie».

Chwała Tobie, który objawiłeś nam światłość- proklamuje wschodnia liturgia. W każdym człowieku Chrystus- Logos „lśni od wewnątrz,” a Jego uczniowie „będą świecić sprawiedliwi jak słońce” – powtarzał w swoich homiliach św. Grzegorz z Nyssy. Świetlistość jest nade wszystko cechą świętych, wyraża się w przyciągającej sile promieniowania, w zdumiewającej transparentności życia- emanującego na zewnątrz Bogiem. „Ten, kto jest ze Mną, jest ogniem”- mówi wczesnochrześcijański apokryf. Światło, które emanuje z ciała Chrystusa przemienionego i zmartwychwstałego, odbija się na twarzach chrześcijan, czyniąc z nich ikony zstępującego Królestwa Bożego. „Na początku nie było chłodu ani ciemności; był Ogień”- tak wyraził namacalność objawienia się Boga i siłę energetycznego promieniowania P. Teilhard de Chardin. Mojżesz na górze Horeb ujrzał Anioła Pańskiego w płomieniu ognia, ze środka krzewu. Kiedy schodził z góry jego twarz emanowała światłem. Świetlisty blask nieprzeniknionego daru, stał się jego udziałem- czyniąc z Mojżesz świadka obecności Boga, który jest Światłością. Chrześcijanin od momentu chrztu odkrywa w sobie świetlistość, zbliżając się do tajemnicy- stając naprzeciw Boga, otrzymuje Jego światło. Duch rozświetla wnętrze człowieka, czyniąc je miejscem epifanicznym- nawiedzonym Obecnością: „Oglądam piękno Twojej łaski, podziwiam jej blask, a jej świetlistość odbija się we mnie; zachwycam się jej niewypowiedzianym splendorem; zdumiewam się niezmiernie, myśląc o sobie; widzę kim byłem i kim się stałem”- wyznał św. Symeon Nowy Teolog. Światu potrzeba świetlistych ludzi- przebóstwionych, tętniących wdzięcznością wobec życia jako dokonującego się cudu. Moją duszę wypełnia smutek, kiedy widzę ludzi smutnych, nerwowych, o matowych obliczach; jakby ktoś zagasił w nich wewnętrzny żar, stłumił światło, odebrał nadzieję. Jedynie świetliści ludzie są wstanie nieść ocalenie światu; wyrywać go z ciemności i marazmu, zwątpienia i wszechobecnej głupoty przecierającej drogę ku królestwu księcia ciemności. „Jeśli chcesz być doskonały, cały stań się ogniem”- mówił ojciec Józef i, podnosząc się, wyciągał ręce ku niebu, a jego dłonie stawały się jakby dziesięcioma zapalonymi świecami. Rodzi się zatem słuszna konkluzja: im więcej ludzi napełnionych światłem, tym więcej dobra i piękna w świecie. Być światłem !


poniedziałek, 11 czerwca 2018


Mt 10,7-13

Jezus powiedział do swoich Apostołów: „Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie. Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów. Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski. Wart jest bowiem robotnik swej strawy...

Sztuka obfituje i mnoży tak wiele przedstawień tego posłania apostołów w świat; utrwalone w obrazach i fantastycznych rzeźbach, takich jak w romańskim portalu w Vezelay, opowiadają o dynamiczności i potwierdzają głębię Pięćdziesiątnicy. „Wzywać Ducha naturalnie i z prostotą- pisała S. Weil- krzyk wołanie. Gdy umieramy z pragnienia, gdy jesteśmy chorzy z pragnienia...” Bowiem Duch czyni słowo Dobrej Nowiny źródłem, zdolnym nasycić spękaną glebę ludzkich serc. Ewangelia jest dynamiczna i wymaga ekspresji w proklamowaniu i rzeźbieniu autentycznych podstaw, które przekonają świat o potencjale Chrystusowego Zbawienia. Być w drodze, nie oglądać się  wstecz, nie obmyślać naprzód strategii, pozwolić się porwać przygodzie wiary, promieniować radością... Bezinteresowny i na wskroś przejęty misją uczeń, jest wstanie uczynić więcej, niż najbardziej elokwentni luminarze teologii, czy populistyczni kaznodzieje z wielotysięcznych stadionowych trybun- łechtających słowem pragnienia drzemiące w ludziach i mnożących miracula. Duch najmocniej tchnie w ludzi, którzy są najmniej pretensjonalni w przyjmowaniu łaski. To prostaczkowie- ewangeliczni szaleńcy, często illitterati, najpiękniej potrafią opowiadać o Bogu i przekonywać do Niego. Pierwszymi głosicielami Ewangelii, którzy oznajmili ją światu, byli prości rybacy z Galilei. To ich nauczanie przemieniło ówczesne społeczeństwa i potrafiło nawet najbardziej wyrafinowaną kulturę intelektu zaprzyjaźnić z chrześcijańskim humanizmem i fascynacją Bogiem, który zstępując ku ludziom stał się miłosierną i ofiarną miłością. Ich prostota i milczenie zrodzone z kontemplacji słów i gestów Mistrza, przeistoczyło się w kerygmat przepowiadany w zgiełku zatłoczonych miast, wsi i dróg na których zostaną odciśnięte ślady wędrownego i zwilżonego krwią męczenników Kościoła. Uwierzyć współcześnie słowu Jezusa, poddać się mocy Parakleta, wgryźć się w egzystencję tak mocno, aby sprowokować lawinę pytań o Boga. Wołać ile tylko tchu w gardle: Bóg jest potrzebny światu. On niesie ciebie i twoje grzechy na swoich dłoniach ! Stać się „dealerem miłości” i kimś kto potrafi zrobić taki skandal czyniąc możliwym, to co wydaje się niemożliwe. Ciągle powracają mi w pamięci przeczytane przed laty słowa francuskiego księdza G. Gilberta: „Żyj tak, by patrząc na ciebie, było nie do pomyślenia, że Bóg nie istnieje.”

niedziela, 10 czerwca 2018


2 Kor 4, 16-18

Dlatego to nie poddajemy się zwątpieniu, chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień. Niewielkie bowiem utrapienia nasze obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku dla nas, którzy się wpatrujemy nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne. To bowiem, co widzialne, przemija, to zaś, co niewidzialne, trwa wiecznie.

W chrześcijaństwie jest tak mocno zarysowana perspektywa eschatologiczna. Człowiek wiary jest istotą wychyloną ku wieczności, koncentrując się na tym, co ostateczne- poddane przeobrażeniu w Bogu. W wielokrotnie cytowanym przeze mnie starożytnym Liście do Diogeneta, dowiadujemy się kim są wierzący w Chrystusa: Chrześcijanie „są w ciele, lecz żyją nie według ciała. Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba... Jednym słowem: czym jest dusza w ciele, tym są w świecie chrześcijanie.” Ludzie żyjący w kręgu ciągle dokonującej się tajemnicy. Istnieje Misterium, przed którym całe pokolenia ludzi zatrzymywały się w poznaniu i miłosnym uniesieniu duszy. Bóg, który przedarł się z wieczności, wszedł w naszą historię podnosi nas nieustannie ku Sobie. Skraca dystans i zstępuje ze „szczytów transcendentnego milczenia” stając się Życiem w nas. „To w ciele naszego Pana objawiła się światłość Ojca. Zajaśniawszy bowiem z Jego ciała, przeniknęła ona w nas, i w ten sposób człowiek, będąc przyobleczonym w światłość Ojca, osiągnął niezniszczalność”(Ireneusz z Lyonu). Człowiek wchodzi w permanentny dialogu miłości, wędruje ku rzeczywistości która wydaje się pozornie niemożliwa do pomieszczenia dla umysłu i serca. Bóg wszystko przekracza i oczekuje jedynie dziecięcego- prostodusznego zaufania. „Wierzący musi ciągle abstrahować od rzeczy tego świata, brać rzeczy tego świata w nawias zapomnienia, aby myśleć o Bogu, który jest ponad ludzkim zrozumieniem”- przekonywał D. Staniloae. Mamy tu do czynienia z teologią oczywistości, w której dokonuje się rozpoznanie i zakochanie w Bogu. „Królestwo Boże- mówił z prostotą Fiodorow- jest dostępne dla ruchu molekuł i atomów we wszechświecie, co sprawia, że zmartwychwstanie i przemienienie wszystkich jest możliwe.” Każda chwila egzystencji staje się momentem epifanicznym, fascynującym, orientującym spojrzenie na Tym, który pomimo świadectwa wierzących jest ciągle odtrącany i spychany w przestrzeń zapomnienia narcystycznego świata. Wpatrywać się w to, co nieuchwytne, niewidzialne, irracjonalne, jest tak naprawdę ewangelicznym szukaniem Królestwa Bożego; odkrywaniem pięknej perły, pomimo wszystkich oporów płynących z zewnątrz. „Tam gdzie nie ma Boga, nie ma i człowieka”- pisał M. Bierdiajew. Sens egzystencji jaśnieje dopiero w blasku Chrystusowej obecności i dokonującej się inwazji wieczności. „To, co widzialne przemija”- naucza św. Paweł świadom tego, że wszystko, co dobre i piękne, tak naprawdę rozpościera się przed nim. Ostatnia księga Biblii- Apokalipsa opowiada o gorącym oczekiwaniu i nowym stworzeniu, w którym człowiek wyśpiewuje wraz innymi bytami pieśń pochwalną przed wschodzącym Słońcem- Chrystusem, które rozgrzewa świat żarem miłości.

sobota, 9 czerwca 2018


Od wielu lat przyglądam się licznym ikonom, odczytuję ich ikonograficzny sens, przedzieram się przez historyczne warstwy symbolicznych znaczeń; mimowolnie rozpościera się przede mną świat do którego tak intensywnie wzdychały całe pokolenia utalentowanych i napełnionych Bożym Duchem malarzy. Największe jednak wrażenie robią na mnie rosyjskie ikony, być może ma to silny związek z moją słowiańską duszą. Piękno tych ikon emanuje ze spokojnych i pełnych temperamentu linii, delikatności i czystości. Kolory opowiadają o ziemi która niczym matka nosi człowieka i rozpościera fascynującą paletę barw. Słowianie kochają ziemię, zdejmują buty aby poczuć jej chropowatość i zapach, całują, kiedy są przygniecieni licznymi grzechami. Łazariew opisuje paletę Rublova: „Niezrównane piękno chłodu jasnych kolorów... ikony trzyma widza na uwięzi. Lazur, róż, błękit, przytłumione odcienie fioletu i czerwieni są tak doskonale połączone ze złotym tłem, ze aż budzą skojarzenie muzyczne. Rublov użył kolorów dla ukazania cech duchowych.” Piękno staje się symfonią barw rozedrganych w mistycznym prowadzeniu pędzla. Wrażliwość i głębia tonów mówią tak wiele o ludziach smaganych wątpliwościami i upadkami, zmartwychwstaniem i dumnym kroczeniem w blasku przemienionego Chrystusa. „Kolorowa kontemplacja”- jak mówił E. Trubieckoj, przeistaczająca oczy zakochanego w Bogu ludu, wychylonego ku wieczności, zanurzonego w pięknie poranka i wschodzącego Słońca. „Człowiek jest uczestnikiem kosmicznego dramatu i przeżywa ten dramat aż do kulminacyjnego momentu, kiedy przerażenie i trwoga w cudowny sposób przemieniają się w radość i pokój.” Myślę, że każdy człowiek – choćby przypadkowo spotykając się z kulturą rosyjskiego prawosławia nie pozostaje taki sam. Każdy kto przez chwilę stanie w środku cerkwi, bez wątpienia zrozumie to, co Kościół wyśpiewuje w radosnym uniesieniu serc: „Światłość twoja rozbłyska na obliczu świętych.” Jak bardzo zaciera się granica pomiędzy zwyczajnością a światem transcendentnym- przenikniętym muśnięciem zstępującego delikatnie Piękna. „Na ikonach widzimy świat rzeczywisty, a nie iluzoryczny. Widzimy jednak świat, przemieniony światłem Bożym” (P. Floreński). Pozostaje zachwyt który trwa nieskoczenie długi czas. „Wiara jest dowodem tych rzeczywistości , których nie widzimy” (Hbr 11,1)- ale ikona pozwala uchylić przestrzeń tajemnicy i poruszyć, aż do przeszywającego duszę zdumienia. „Trzeba duchowej dojrzałości, by móc poznać ikonę”(P. Evdokimov). Patrząc na każdą z ikon- nośników Boskiego Piękna, trzeba spróbować wejść w atmosferę zaistnienia każdego z tych dzieł. Spróbować wyobrazić sobie otoczenie, w którym powstało w przypływie natchnienia każde konkretne przedstawienie. Zobaczyć kaplice, klasztory, schowane przed zgiełkiem świata pustelnie, gdzie twarze świętych spoglądały na losy konkretnych miejsc. Ikony towarzyszyły ludziom oo kołyski po trumienne łoże w którym następowała Pascha. Sołouchin w swoich bardzo osobistych listach o kulturze rosyjskiej napisał: „Najczęściej myślę sobie, że dawni mistrzowie malowali po prostu modlitwę. Tego żądał czas, takie było zadanie malarstwa, jego, że tak powiem strona praktyczna, utylitarna. Mianowicie było tak: zbliża się człowiek wierzący do ikony, ażeby się pomodlić, a tu się okazuje, że jego modlitwa już została wypowiedziana i namalowana.” Tylko na Wschodzie można zobaczyć tak wielką czułość ludu składającego szczere pocałunki na deskach które zatrzymują świętość; opisują ją i czynią możliwym do zrealizowania. Poeta i mistyk R. M. Rilke tak pisał o prawosławnej Rosji: „W tym kraju groby są górami, ludzie są otchłaniami... we wszystkich kierunkach wszystko wydaje się bezgraniczne... W ciemnych zakątkach izb stoją stare ikony jakby kamienie milowe Pana Boga, a blask małego światełka wychodzi poza ich ramy jak dziecko błąkające się w gwieździstej nocy. Ikony te są jedynym punktem stałym, niezawodnym znakiem na drodze, i żaden dom nie może się bez nich odejść.” Ten zachwyt nad rosyjską duszą spowodował, że poeta bezgranicznie zakochał się w Rosji i wielokrotnie do niej podróżował. Ja sam nie uważam siebie za rusofila, jestem synem swojego narodu- Polakiem, który z dobrego słowiańskiego skarbca wydobywa rzeczy dobre i szlachetne. Jeżeli chcemy spróbować zrozumieć kulturę chrześcijańskiego Wschodu, to rosyjska ikona będzie doskonałym przewodnikiem na drodze wiary i estetycznego zdumienia. „To sztuka- jak mówił wizjoner A. Biełyj- która przynosi nowe życie i ocalenie ludzkości.”


czwartek, 7 czerwca 2018


2 Tm 2, 8-15

Najmilszy: Pamiętaj na Jezusa Chrystusa, potomka Dawida. On według Ewangelii mojej powstał z martwych. Dla niej znoszę niedolę aż do więzów jak złoczyńca; ale słowo Boże nie uległo spętaniu. Dlatego znoszę wszystko przez wzgląd na wybranych, aby i oni dostąpili zbawienia w Chrystusie Jezusie, wraz z wieczną chwałą. Nauka to godna wiary: Jeżeli bowiem z Nim współumarliśmy, z Nim także żyć będziemy. Jeśli trwamy w cierpliwości, z Nim też królować będziemy. Jeśli się będziemy Go zapierali, to i On nas się zaprze. Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego.

Gdy człowiek myśli o Bogu, znajduje się w samym centrum jego myśli. Kiedy naśladuje Chrystusa, staje się przedłużeniem jego cierpliwej i pełnej współczucia miłości. Powołaniem człowieka wiary jest szukanie, poznanie, naśladowanie i życie w Bogu. „Każda istota duchowa jest ze swej natury świątynią Bożą, stworzoną, aby przyjąć w siebie chwałę Bożą”- twierdził Orygenes.  Jest to bardzo trudna i pełna wyrzeczeń droga. Łatwo jest wyznać wiarę w momencie podekscytowania, euforii, czy podniosłej chwili. (Tak również w drugą stronę, niektórym się zdaje, że jak się wygumkują z metrykalnej księgi Kościoła, to staną się „wolnymi ludźmi”. Chyba są naiwni i śmieszni). Zbyt łatwo można ulec amnezji i odwrócić się plecami od Tego, któremu wszystko zawdzięczamy, w imię płytkich zachcianek i źle pojmowanej wolności wyboru. Wielu nazywa siebie chrześcijanami, lecz nie są zdolni umrzeć dla spraw, które ciągle spychają ich w dół. Łatwiej być pobożnym aktywistą, niż mistykiem próbującym się jak najdłużej utrzymać na fali rezygnacji z siebie i własnych zachcianek. „Nasz świat nawet nie próbuje odnieść się do Boga żywego- pisał N. Chatzinikolau- który pozwala się dotknąć poprzez uczucia i odkryć przez rozum. Takiego Boga raczej się przekreśla... A Bóg jest razem z nami. To przekonanie stanowi źródło naszej siły.” Dlatego Apostoł mówi: Pamiętaj na Jezusa- tak jakby chciał uchronić człowieka przed zapomnieniem o Bogu i skupieniem na sobie. Święta Teresa z Avila w jednej ze swoim modlitw wyraziła to zgoła inaczej: „Niech nic cię nie niepokoi, nic nie przeraża. Wszystko przemija. Bóg pozostaje. Cierpliwość osiąga wszystko. Kto ma Boga, nie brakuje mu niczego. Bóg sam wystarcza.”  

wtorek, 5 czerwca 2018


2 P 3, 13-15

Oczekujemy jednak, według obietnicy, nowego nieba i nowej ziemi, w których zamieszka sprawiedliwość. Dlatego, umiłowani, oczekując tego, starajcie się, aby On was znalazł bez plamy i skazy – w pokoju, a cierpliwość Pana naszego uważajcie za zbawienną.

Życie wieczne rozpoczyna się już tu, na ziemi, jako wydarzenie Paruzji. Ewangelia kładzie chrześcijanom na serce zadanie poszukiwania Królestwa Bożego. Cały świat w jakiś trudny do pojęcia sposób wychyla się ku wieczności, próbując wypatrzyć chwili sposobnej. „Należy szukać Pana nie poza sobą, lecz w sobie przez wiarę” (św. Maksym Wyznawca). Człowiek wiary widzi dalej i głębiej, przekraczając ramy dynamicznie kształtującej się historii. „Chrystus jest osią dziejów. To, co było przed Nim, jest tylko prefiguracją, a to, co następuje po Nim, staje się przedłużeniem Wcielenia- i to jest czas Kościoła. Życie Kościoła jawi się jako nowy wymiar istnienia, zasada nowej jakości historycznej otwierającej dzieje ku rzeczom ostatecznym.” Eschatologia w całej rozpiętości oszczędnego w słowach przepowiadania wieczności, jest skierowana ku nadchodzącemu Panu. „W chwili paruzji i eschatologicznego spełnienia dziejów cały świat stworzony osiągnie doskonałe zjednoczenie z Bogiem- pisał W. Łosski- To zjednoczenie dokona się, lub raczej objawi, różnie w każdej z osób ludzkich, które uzyskały łaskę Ducha Świętego w Kościele.” Dlatego ludzkie oczekiwania jest naznaczone wysiłkiem, postawieniem straży przy własnym sercu; zaopatrzeniem własnej lampy w oliwę wiary. Widzialna postać Kościoła przeminie, wszystko co znamy i jest nam tak niezmiernie bliskie, zostanie przeistoczone w ogniu Boskiej miłości. Niemiecki filozof kultury Sedlmayer stwierdził: „Trudno obecnie oczekiwać czegoś innego niż całkowitej zagłady lub- początku regeneracji.” Chrześcijanin, nie podąży tym pesymistycznym tropem, jego serce jest przeniknięte nadzieją, a spojrzenie zatrzymuje się na sklepieniu nieba. „Chwałą Boga jest żyjący człowiek, zaś życiem człowieka jest oglądanie Boga” (św. Ireneusz z Lyonu). Zatem Kościół w pełni zdeterminowany i przeniknięty pewnością, będzie wypatrywał apokaliptycznego Jeźdźcy, który triumfalnie przedrze niebiosa i zstąpi w najmniej przewidzianej chwili. Już teraz czujemy na własnej twarzy podmuch Apokalipsy, już teraz dokonuje się w nas zmartwychwstanie i życie wieczne.

niedziela, 3 czerwca 2018


2 Kor 4, 6

Bracia: Bóg, który rozkazał ciemnościom, by zajaśniały światłem, zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej na obliczu Jezusa Chrystusa.

Chrystus jest Osobą Boską- Bogiem, który wszedł w ludzką historię i stanął naprzeciw człowieka. Ukazał się w ciele ludzkim, choć pod wieloma względami ograniczonym, ale przenikniętym boskim światłem. W tym „świetlistym ciele” uzewnętrzniło się piękno obecne w samym Bogu. Piękno, które posiada w sobie siłę zbawiania. Dramaturg Otton Ludwig, miał powiedzieć, że „piękno nigdy nie jest gotowe, zawsze może być piękniejsze.” Paradoksalnie Bóg odsłonił swoją świetlistą twarz i ukazał maksimum piękna. „Dusza się daje poznać pięknem Chrystusa” (Teolept). Pełnia tej Epifanii jest wyczerpująca i zbędny jest jakikolwiek komentarz dotyczący tego zdumiewającego oglądu. Filokalia- tłumaczy się jako „umiłowanie piękna”, które zdaniem mistyków promieniuje z oblicza Chrystusa i porywa tych, którzy mają odwagę wejść w niestworzoną światłość. „Zabłysnął w naszych sercach”- powie Apostoł. Utrwalił się na sposób cudu, żaru ognia wypalającego stygmat pamięci. Miał racje Bierdiajew: „Percepcja świata w pięknie jest wyrywaniem się z ułomności tego świata do świata innego.” Człowiek stał się „deską” „podobraziem”- niczym ikona wycięta z pnia drzewa, na której Bóg Ojciec nakreślił rysy nowego Adama. Chrystus jest najpiękniejszym z synów ludzkich. „Nie tylko przywrócił pierwotne piękno stworzeń, utracone i sprofanowane przez grzech i zło. W swej własnej osobie przyniósł źródło wszelkiego piękna. Z Niego wypływają na świat żywe wody piękna. A wszystkie piękności świata- piękno przyrody, cnoty i sztuki- są promieniowaniem Jego piękna” (Ch. Schonborn). Dlatego na ikonach Chrystus ma tak niezwykłą twarz i dobroduszne spojrzenie. Jaśnieje od Niego blask; bliski światła rozmieszczone przez delikatne muśnięcia pędzlem przechodzą na twarz i rozświetlają oczy kontemplującego człowieka. „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca”(J 14,9)- wszedł w jasność poznania- zachwyt towarzyszący niebianom. Jeżeli zdołamy w każdej chwili naszego życia dostrzegać Chrystusa, wówczas rzeczywistość wokół nas stanie się przemieniona, będzie chwalebnym Kościołem budzącym jutrzenkę jako zapowiedź piękna emanującego z twarzy apokaliptycznego Króla.

piątek, 1 czerwca 2018


Mk 11, 22-25

Jezus im odpowiedział: «Miejcie wiarę w Boga! Zaprawdę, powiadam wam: Kto powie tej górze: Podnieś się i rzuć w morze, a nie zwątpi w duszy, lecz wierzy, że spełni się to, co mówi, tak mu się stanie. Dlatego powiadam wam: Wszystko, o co prosicie w modlitwie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie. A kiedy stajecie do modlitwy, przebaczcie, jeśli macie coś przeciw komuś, aby także Ojciec wasz, który jest w niebie, przebaczył wam wykroczenia wasze».

Dla wielu ludzi wiara jest jakąś wielką niewiadomą, nieoznakowaną drogą, zmaganiem intelektu i duszy, dla których to Bóg staje się najważniejszym problemem lub poniekąd fascynującym- filozoficznym epifenomenem. Święty Grzegorz z Nyssy twierdził, że Bóg pozostaje zawsze „poszukiwanym” i tajemniczym. Prawdziwa wiara zawsze rodzi się w tyglu zmagania ze sobą i stopniowego dojrzewania do autentycznej miłości Boga. „On spogląda na mnie, a ja na Niego”- miał odpowiedzieć późniejszemu świętemu zatopiony w modlitwie prosty chłop, codziennie przychodzący do kościoła. Z życia modlitwy otwiera się źródło wiary. Z bliskości i bycia naprzeciw Kochanego, rodzi się trudna do opisania więź miłości. (Tylko mistycy potrafili z łatwością o tym opowiadać). Atmosfera szczerego zaufania, prostoty serca i wychylenie zmysłów ku łasce. Wiara to przeglądanie się Boga w nas; niczym w lustrze. „Otchłań serca dąży ku otchłani Boga”- utkał poetycko w słowach Angelus Silesius. Wiara wymaga odpowiedzi- rozszczelnionej przestrzeni wnętrza; przejścia przez portyk człowieczego „ja” ku Tajemnicy. „Człowiek nie wymyśla życia duchowego, żeby się pocieszyć- pisał P. Evdokimov- Życie duchowe przychodzi z góry, Bóg je inauguruje poprzez dar swojej obecności. Człowiek otrzymuje to objawienie- wydarzenie i odpowiada aktem swojej wiary; formułuje i wyznaje Credo, wypowiada je do „Ty” Ojca wraz z Synem i Jego Duchem.” Miłość, która przepływa przez Wspólnotę Boskich Osób, nagle zaczyna spływać na człowieka- czyniąc go miejscem obecności i intymnego dialogu. Dla kogoś kto się modli w swym sercu, wszystko jest możliwe. Dla kogoś kto się modli, nie istnieją żadne ograniczenia i przeszkody do pokonania. „Jestem Tym, którego miłuję, i ten, którego miłuję, stał się mną” (L. Massignon). Modlitwa odtwarza harmonię świata, a człowiek staje się w dłoniach Boga dziełem wykończonym, przeznaczonym do zakwitnięcia w ogrodach wieczności.